Me

Me

wtorek, 3 września 2019

Dziewczyna i wilk (trial run)


Usiadła na trawie, zmęczona po ciężkim polowaniu. Wilk jak zwykle siedział plecami do niej. Oparła się o jego miękkie futro i podniosła głowę do góry, żeby spojrzeć na gwiazdy. Tej nocy nie było ich widać. Niebo zasnute było stalowoszarymi chmurami, tylko księżyc nieśmiało przebijał się przez ich zasłonę. Zamknęła oczy i próbowała uspokoić oddech.  Serce waliło jej jeszcze jak młotem. Przestała już wierzyć, że kiedyś znajdzie jeszcze kogoś, kto przeżył i nie został zniewolony.
 Czerwona farba, którą malowała twarz, spływała po jej policzkach zmieszana ze łzami i potem. Wilk zawył. Otworzyła oczy – księżyc świecił pełnym blaskiem. Wzięła głęboki wdech, a potem kolejny, żeby uspokoić serce, żeby zdusić niepokój, który miała gdzieś pod sercem od kiedy straciła ostatniego przyjaciela. Świat był nieprzyjazny. Została ona i wilk – jedyna istota, której mogła zaufać. Zapomniała już po co walczy i po co chce przetrwać. Jakaś siła pchała ją do przodu. Teraz była tylko ona, wilk i obcy. Nie wiedziała skąd się wzięli, ale któregoś dnia obudziła się i większość jej rodziny nie żyła. Przetrwała ona i jej dzieci, ale i one odeszły szybko, kiedy zaczęło brakować jedzenia. Została zupełnie sama na przedmieściach wielkiego miasta. Siedziby ludzkie przeszukiwali regularnie, więc już jakiś czas temu uciekła z domu, szukając schronienia w pobliskim lesie.  Miasta były całkowicie zajęte przez nich. Bała się ich, bo widziała jak zamieniają ludzi w niewolników. Jeden zastrzyk i po wszystkim.  Tak straciła Marcina. Odszedł razem z nimi, żeby już nigdy nie wrócić.
Wstała i otrzepała się z kurzu. Gestem dłoni powiedziała wilkowi, żeby został. Ruszyła do lasu po chrust, żeby rozpalić ognisko. Dziś mięli co jeść. Udało jej się upolować sarnę. Łaziła po lesie trochę bez sensu, wszechobecna susza oznaczała, że wystarczyło wziąć dowolne gałęzie i można było zrobić z nich ognisko. Stąpała stopa za stopą, trochę bez celu, tylko po to, żeby przestać myśleć, żeby zająć umysł jakąś prostą czynnością. Przed oczami po raz kolejny przeleciał jej widok Marcina i dzieci, tego jak od niej odeszli. Zamrugała mocno, żeby wygonić wilgoć z oczu. Została sama. Boleśnie to sobie uświadomiła.
Z zamyślenia wyrwał ją pełen bólu i przerażenia skowyt wilka. Rzuciła wszystko co miała w rękach i pobiegła w stronę obozowiska po drodze wyciągając strzeły z kołczanu i przygotowując łuk do strzału. Lokalna wataha właśnie odciągała jej dzisiejszą zdobycz w cień, ale nie to ją niepokoiło. Wilk leżał na ziemi ciężko dysząc. Miał głębokoą ranę na szyi. Modliła się, żeby tchawica i tętnica były całe. Podeszła do niego i już wiedziała, że jest źle.
- Po co to zrobiłeś – powiedziała przez łzy sama do siebie. Wiedziałą dobrze dlaczego to zrobił. Nie jedli od tygodnia. Bronił ich zdobyczy. Zwierzyny w lasach było coraz mniej, a oni musieli konkurować ze stadami wygłodniałych drapieżników. Tu uciekli przed jedną watahą. Teraz przekonali się boleśnie, że zwiali na teren następnej rodziny.
Wilk patrzył na nią zamglonym wzrokiem i już wiedziała, że go nie uratuje. Tętnica pulsowała mocno wyrzucając krew przy każdym uderzeniu serca, które zaraz miało przestać bić. Wiedziała, że mu nie pomoże, więc tylko pochyliła się nad nim, Po raz ostatni ujęła jego pysk w dłonie i spojrzała w oczy. Pogładziłą go między uszami, a on jak zawsze przymknął oczy z rozkoszy. Wtuliła twarz w zagłębienie w czaszce między uszami i szeptała coś jakby zaklęcia. Chciała zatrzymać czas, chciała odsunąć ten moment. Po raz ostatni spojrzała mu w oczy i miała wrażenie, że on patrzy na nią i pyta o coś. Nie rozumiała z początku.
-„czy chcesz być mną” – zdawał się mówić. Odruchowo przytaknęła. Spojrzenie wilka zrobiło się duż obardziej intensywne. Jego oczy zbliżały się do niej. Chciała go puścić, ale nie mogła odkleić rąk od jego głowy i nie mogła przestać patrzeć mu w oczy. Straciła przytomność.
Kiedy sięobudziła po wilku nie było śladu. Czuła się dziwnie. Zaczęła oglądać swoje ciało, bo czuła się dziwnie. Na przedramieniu znalazła dziwny znak trochę jakby ślad wilczych pazurów. Dotknęła go. Coś nią szarpnęło i z przerażenia zacisnęła powieki. Chwię później otworzyła oczy i spojrzała na świat z innej perspektywy. Wydawało jej się, że jest niżej. Rozejrzała się, chciała spojrzeć na swoją bliznę po raz kolejny. Ale nie znalazła swojej ręki. Stała na czterech szarych łapach. Pazury wbijały się w miękką ziemię, mimowolnie dyszała z otwartą paszczą. Spróbowała sięruszyć, przerażona tym, co się stało, ale nie mogła opanować poruszania czterema łapami. Ogon plątał jej się między nogami. Przewróciła się. Spanikowała i zaczęła się rzucać. Nie wiedziała co ze sobą zrobić, jak wrócić do swojej postaci. Jak zostac spowrotem tym, kim była. Uspokoiła ciało. Wzięła głęboki oddech i postanowiła rozpracować to systemowo. Dyszała długą chwilę, leżąc na boku, aż w końcu wstała. Prawa przednia – udało się. Lewa przednia – udało się. Lewa tylna – stoi! Oparła się na 4 łapach i odetchnęła.   Przesunęła jedną łapę do przodu, potem drugą, trzecią i czwartą, pierwszą, drugą, trzecią, czwartą. Uśmiechnęła się w duchu. Dobrze, że kiedyś obserwowała zwierzęta, jeździła konno, to wiedziała jak stawiać łapy, w jakiej kolejności. Teraz po przekątnej. Ruszyła lekkim truchtem, na początku trochę się potykając, ale szło jej zaskakująco dobrze. W końcu odwarzyła się ruszyć galopem. Uszy same przykleiły jej się do czaszki, żeby nie łapać powietrza, poczuła się lekka, zobaczyła jak szybka potrafi być. Łapy nie bolały tak jak jej ludzkie nogi.
- Dobrze ci idzie – odezwał się głos tuż za jej uszami.
Przerażona straciła koncentrację i potknęła się. Legła jak długa. Obejrzała się za siebie tam, skąd dochodził głos, ale nikogo nie widziała.
- Ha ha haha! – głos nabijałsię z niej. Wstała i zaczęła się obracaćw kiedunku śmiechu. Nigkogo nie było.
- „zwariowałam” – pomyślała
- Pomyśl jeszcze raz – powiedział głos i zawył do księżyca, jak jej wilk
- to niemożliwe.... – mruknęła sama  do siebie, ale z jej paszczy wydobył się tylko cichy skowyt.