Me

Me

czwartek, 28 lutego 2013

Odbicie - Epilog

/3 miesiące później, Zamek Tobiasa/

Eve obudziła się w ramionach Tobiasa po spędzonej z nim namiętnej nocy. Nie mogła się nacieszyć jego bliskością. Co noc pragnęła go mocniej i mocniej. Nie mogła się napatrzyć w jego granatowe oczy i uśmiech na twarzy, który pojawiał się za każdym razem, kiedy jego wzrok spoczywał na niej.
Wstała z łóżka i poszła prosto pod prysznic nie czekając na niego. Ciepła woda obmywała jej ciało. Tobias dołączył do niej po chwili, wciąż lekko zaspany.
- Czy ty musisz tak wcześnie wstawać? – zapytał.
Przytuliła się do niego i pocałowała mocno.
- Kocham cię – powiedziała cicho przesuwając palcem po jego kręgosłupie.
Jego wzrok się ożywił. Objął ją mocno i przyciągnął do siebie.
- Wiem – odparł. – Ja ciebie też kocham.
Woda opływała ich złączone ciała, kiedy całowali się namiętnie. Mimo kilku miesięcy spędzonych praktycznie non stop ze sobą, nie mogli się sobą nacieszyć. Wciąż było im mało. Tobias odkrywał przed nią co raz nowe tajemnice bliskości. Co wieczór zaskakiwał ją czymś nowym. Czekała na to każdego dnia. Pragnęła jedynie zamknąć za sobą drzwi sypialni i zatopić się w jego uścisku i pocałunkach, których nigdy nie miał dość.  
Oderwała usta od jego warg i wtuliła się w niego mocno.
- Chciałabym wrócić kiedyś na tę plażę… - powiedziała.
- Kiedy tylko zechcesz – wymruczał jej do ucha. – Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.
Zaśmiała się i zarzuciła mu ręce na szyję, kiedy powoli wychodzili spod prysznica.
- Ale nie dzisiaj – powiedział – Wiesz, że musimy zgarnąć tę dwójkę z Helsinek. Jak ich teraz nie opanujemy to rozniosą pół miasta. Dwoje nieuświadomionych telekinetorów w centrum miasta to nic dobrego.
Uśmiechnęła się do niego i pocałowała go lekko.
- Wiem – powiedziała – Tryb odpowiedzialny.
Tobias zaśmiał się i podał jej ręcznik. Wyszli do sypialni i ubrali się. Zeszli na dół. W jadalni czekali na nich Mark i Kristen, Darren i Alice i dwoje nowouświadomionych Zwierciadeł, które wzięli pod swoje skrzydła. Wiedzieli już, ze jest wśród nich medium dusz. Była nim drobna dziewczyna siedząca obok Marka z wzrokiem wbitym w talerz. Bardzo nieśmiała i niepewna siebie. Miała delikatną, słowiańską urodę. Alice ściągnęła ją z Czech. Dziewczyna dopiero uczyła się angielskiego i na razie umiała się dogadać tylko z Eve, która rozmawiała we wszystkich językach.
- Jak się spało, Lisa? – zapytała ją Eve.
- Dobrze – odparła. – Czy dzisiaj mamy lekcje? – zapytała.
Eve pokręciła przecząco głową.
- Nie – odparła – Idę z Tobiasem po dwoje nowych uczniów.
Lisa uśmiechnęła się niepewnie.
- Czy oni znają język? – zapytała. – Nie chcę być jedyną, która nie potrafi się z wami dogadać… - powiedziała patrząc z zazdrością na swojego towarzysza, który miał to szczęście, że urodził się w Anglii i bez problemu dogadywał się z każdym w zamku.
- Nie wiem – wzruszyła ramionami Eve. – Dowiemy się za kilka godzin.
Lisa przytaknęła i znowu zaczęła grzebać widelcem w talerzu.
Tobias położył rękę na kolanie Eve, a ona rozejrzała się po ludziach siedzących przy stole. Darren kłócił się z Markiem o jakieś szczegóły dotyczące uświadamiania nowych, których jeszcze nie było. Alice i Kristen pogrążone były w rozmowie na temat najnowszych trendów w modzie. Uśmiechnęła się do siebie. Przypomniały jej się słowa Ryana. Rozejrzała się. Tak, to była teraz jej rodzina. Rozgadana, kochająca, czasami niezgodna i nieznośna. Czasami ekstremalnie irytująca, jak Mark i Kristen, kiedy niemal rozbierali się na oczach wszystkich. Czasami denerwująca jak Alice i Darren, który próbowali przed wszystkimi, w tym przed sobą, udawać, że nic ich nie łączy. To byli jej przyjaciele. Jej rodzina. Jedyna rodzina jaką miała i patrząc na nich wiedziała, że nie chce innej. Westchnęła i spojrzał w górę, pewna, że jej brat patrzy.
- „Miałeś rację” – powiedziała w myślach – „Oni są moją rodziną. Pierwszą jaką miałam zaraz po tobie.”
Poczuła ciepło w okolicach serca i wiedziała, że Ryan się z nią zgadza.
Tobias wstał od stołu.
- Idziemy? – spojrzał na nią.
Skinęła głową i podała mu rękę. Spojrzał na nią podejrzliwie i objął ją mocno.
 - Nie chcę, żebyś się zgubiła. – powiedział cicho, kiedy wchodzili do portalu.
Wyszli w centrum Helsinek, gdzie panował totalny chaos. Eve rozejrzała się i zobaczyła młodego chłopaka, który przesuwała wzrokiem cały budynek.
- Potężny – szepnęła do Tobiasa.
- Jak cholera! – odparł, był pod wrażeniem – On jest nieuświadomiony i tak szaleje. Zaczynam się bać co będzie dalej.
Eve spojrzała na chłopaka i wyciągnęła rękę. Budynek przestał się przesuwać. Jako iluzjonistka mogła powstrzymać każde działanie telekinetora. Podeszła do niego powoli. Tobias stał z boku i obserwował, gotowy wkroczyć w każdej chwili, jeśli Eve nie dawałaby rady.
Telekinetor miał bladoniebieskie oczy, które obecnie podchodziły czerwienią. Eve wiedziała, że jest wściekły. Wiedziała, że musi na niego nałożyć iluzję.
Nad horyzontem na ułamek sekundy błysnęła purpurowa łuna.
Chłopak uspokoił się i złapał wyciągniętą dłoń Eve.
- Pójdziesz z nami – powiedziała – Pomożemy ci.
Skinął głową.
Nad horyzontem na ułamek sekundy błysnęła purpurowa łuna.
Eve zakończyła iluzję. Wiedziała, że chłopak jej uwierzył. Spojrzała na niego jeszcze raz, dla pewności ale jego twarz złagodniała. Uśmiechał się do niej.
Rozejrzała się w poszukiwaniu drugiego telekinetora.
Tobias właśnie podchodził do młodej dziewczyny, która siłą własnego umysłu utrzymywała w powietrzu ogromną ciężarówkę. Samochód wisiał tuż nad głową Tobiasa. Serce Eve przyspieszyło na chwilę i ścisnęła mocniej dłoń chłopaka. Wiedziała, że Tobias sobie poradzi, ale zawsze, kiedy wybierali się poskramiać nieuświadomionych bała się, że coś może mu się stać, że nieśmiertelność okaże się mitem.
Ciężarówka powoli opadała na ulicę, a dziewczyna patrzyła zmieszana na Tobiasa. Po jej twarzy widać było, że nie wie co robi, kiedy podawała mu rękę. 
Eve uśmiechnęła się, kiedy Tobias wraz z dziewczyną dołączył do niej i młodego chłopaka. Podali sobie ręce i razem wrócili do zamku.
Kiedy wychodzili z portalu wpadli na Alice i Darrena, którzy całowali się na górze schodów.
- Nie możecie znaleźć jakiegoś innego miejsca? – zapytała Eve – Najpierw Kristen i Mark, teraz wy. Całujcie się gdzie indziej, a nie przy tradycyjnym wyjściu z portalu!
Alice zarumieniła się.
- Postanowiliście się ujawnić? – zapytał Tobias przenosząc wzrok z niej na swojego przyjaciela.
- A co se będę żałował? – Darren puścił do niego oko, a Alice skierowała jego twarz w swoją stronę.
- Nie rozpraszaj się – powiedziała i przycisnęła usta do jego warg.
- Chyba jej tego brakowało – powiedział cicho Darren obejmując ją mocno i całując w szyję.
- Pewnie, że mi brakowało. – wychrypiała Alice – Strasznie dużo czasu zajęło ci zrozumienie, że cię kocham.  – przyłożyła rękę do ust. – Powiedziałam to na głos?
Eve roześmiała się i skinęła głową.
- Cholera! – zaklęła Alice. – Miało być bardziej romantycznie.
- Nie martw się – Darren wziął ją na ręce. – Ja ciebie też kocham.
Alice wtuliła się w jego szyję, kiedy Darren puścił się biegiem przez korytarz w kierunku ich wspólnej sypialni. Alice nie chciała już spać w tym samym pokoju, który kiedyś dzieliła z Adamem. Twierdziła, że jest tam za dużo wspomnień, przenieśli się więc do sypialni Darrena, dzięki czemu codziennie mogli podziwiać wschody słońca.
Mark i Kristen pojawili się na dole.
- Co my tu mamy? – zapytała z zaciekawieniem Kristen przyglądając się niewysokiemu blondynowi i szczupłej brunetce – nowym rekrutom Eve i Tobiasa.
- Jak się nazywacie? – zapytał Mark. – Zastanówcie się, to ostatnia szansa, żeby zmienić imię.
- Dolly – powiedziała donośnym głosem dziewczyna.
- Sky – powiedział chłopak patrząc się w punkt daleko w korytarzu. Eve zauważyła, że wpatruje się w Lisę i uśmiechnęła się szeroko.
- Przyda jej się bratnia dusza – powiedziała mu na ucho. – Znasz czeski?
Chłopak skinął głową.
- Znam każdy możliwy język. – powiedział prostując się z dumą. – Pewnie nie macie nikogo takiego.
Eve uśmiechnęła się. Znała tę pewność siebie i wiedziała, że Lisa nie będzie mu się długo opierała.
- Pewnie, że nie – skłamała – Jesteś wyjątkowy.
- Mark, oprowadzicie ich po zamku? – zapytał Tobias.
- Jasne – powiedziała Kristen i złapała nowicjuszy pod ramiona – Pewnie chcielibyście wiedzieć co to właściwie robicie? – zapytała prowadząc ich w głąb korytarza.
Eve podniosła wzrok. Granatowe oczy Tobiasa utkwione były w jej twarzy. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, który pojawiał się na jej twarzy. Tobias przyciągnął ją do siebie i przyłożył usta do jej ucha.
- Gotowa na więcej? – zapytał cicho.

- Na więcej ciebie? Zawsze! – uśmiechnęła się. 



Odbicie 41 - Dziennik Damena

Alice i Darren już na nich czekali.
- Pojechałeś okrężną drogą? – zapytała żartobliwie Alice.
- Musiałem się zatrzymać na tankowanie – odparł z tradycyjnym zawadiackim półuśmiechem na twarzy.
Mark parsknął śmiechem.
- Tak, dotankować pewności siebie. – powiedział – Jakoś z czapką na głowie miałeś jej więcej… Może teraz po prostu z ciebie wyparowuje?
Darren próbował stłumić chichot, ale nie za bardzo mu to wychodziło. Alice wiła się na podłodze śmiejąc się do rozpuku. Tobias spojrzał z nadzieją na Eve, ale nawet ona krztusiła się ze śmiechu.
- Baaaaardzo zabawne – powiedział ironicznie, udając, że się obraża.
Eve podeszła do niego i szepnęła mu coś na ucho. Uśmiechnął się i pocałował ją delikatnie w płatek ucha.
- Dobra – Alice klasnęła w dłonie. – Musimy się wziąć za robotę. Widzicie tu gdzieś ślady Jeremy’ego?
Rozejrzeli się po okolicy, ale wyglądała, jakby nikogo tu nie było już od dawna.
- Czyli jedziemy do jego domu? – zapytała Alice.
Tobias skinął głową i ponownie otworzył portal przestrzeni podając rękę Markowi. Eve wciąż stała uczepiona jego podkoszulka.
Wyszli z portalu w domu Jeremy’ego. Rozejrzeli się po przestronnym, wysokim na dwa piętra salonie.
Alice wyjrzała za okno. Krajobraz sugerował, że są gdzieś w Alpach. Przepiękne, ośnieżone szczyty za oknem zapierały dech w piersiach.
 Eve rozglądała się po wnętrzu. Dom utrzymany był w stylu małych chatek alpejskich. Wszędzie widać było drewniane belki nośne i sufitowe. Bielone ściany doskonale kontrastowały z barwionym na ciemno dębowym parkietem. Podobał jej się ten dom. Czuła w nim miłość i oddanie. Uśmiechnęła się do siebie. Wiedziała, że Jeremy musi gdzieś tu być. Czuła to.
Kątem oka zauważyła uciekającą za róg delikatną postać. Odwróciła się w tamtą stronę.
- Caroline? – zawołała za nią.
- Kto to? – głos Jeremy’ego dochodził z tego korytarza, w który uciekała przed chwilą jego ukochana.
- To my – powiedział spokojnie Tobias. – Musimy wiedzieć gdzie jest dziennik.
- Nie mam go – powiedział Jeremy. – Odejdźcie.
- Jeremy, muszę wiedzieć gdzie on jest – powiedział Tobias. – Adam prosił nas, żebyśmy go zniszczyli. Mamy go spalić.
Jeremy wyszedł z cienia.
- Nie mam go – powtórzył.
- Ale nie znaleźliśmy go w domu Evana. – powiedział Mark. – Więc musiałeś go zabrać.
- Bo go tam nie ma – zgodził się Jeremy. – Ukryłem go w zamku, bo uznałem, że to bezpieczniejsze miejsce. Bałem się, że Marcus może się jakoś odrodzić, więc postanowiłem go jak najszybciej stamtąd zabrać. Nie chciałem, żeby znów trafił w jego ręce.
Tobias przez chwilę przyglądał mu się podejrzliwie.
- Dlaczego Caroline uciekała?  - zapytał.
- Mówiłem ci – odparł – Boję się Marcusa. Nie chcę znów stracić Caroline.
Eve podeszła do niego powoli. Doskonale rozumiała jego ból. Wiedziała czym jest utrata ukochanej osoby. Dwa razy straciła Tobiasa i nie chciała, żeby ktokolwiek musiał przechodzić przez to, co ona. Położyła rękę na ramieniu Jeremy’ego. Jego oddech powoli się uspokajał.
- Jeremy – powiedziała – To bardzo ważne. Powiedz nam gdzie jest dziennik.
Spojrzała mu w oczy i nie musiała o nic więcej pytać. Zobaczyła to w jego wspomnieniach.
- Nie ukryłeś go zbyt finezyjnie – powiedziała uśmiechając się lekko.
- Spieszyłem się – odparł. – Zrozum…
Caroline podeszła do niego i wtuliła się w jego bok. Jeremy objął ją i pocałował mocno.
- Nie mogę jej ponownie stracić. – powiedział – Nie przeżyłbym tego. Kocham ją.
- A ja kocham ciebie – odezwała się delikatnym głosem Caroline całując go w policzek – Zrozumcie, chcemy mieć wreszcie spokój. Tyle czasu poświęciliśmy na to wszystko. Nie możemy wciąż zapominać o sobie.
Eve uśmiechnęła się do nich i pociągnęła Tobiasa za rękaw.
- Dajmy im wreszcie spokój. – poprosiła – Nie masz pojęcia jak bardzo Jeremy cierpiał pod wpływem Marcusa. Dajmy mu odpocząć. Wiem gdzie jest dziennik.
Tobias patrzył na nią przez chwilę podejrzliwie. Nie rozumiał skąd wie o miejscu ukrycia czarnej księgi.
- Czytam w myślach w trochę bardziej wyrafinowany sposób niż ty – powiedziała.
Mark zaśmiał się. Doskonale pamiętał jak Eve zaglądała do umysłów innych.
- Jej wystarczy spojrzenie w oczy i zna całą twoją przeszłość – powiedział.
- Naprawdę? – zapytał z szelmowskim uśmiechem – Więc wiesz o mnie wszystko?
- Nie – spuściła wzrok – Na ciebie to oczywiście nie działa. – powiedziała z pretensją w głosie.
Tobias zaśmiał się.
- Wracamy – powiedział i zniknął w portalu przestrzeni zostawiając tym razem Marka i Kristen pod opieką Alice. Chciał być z Eve sam na sam.
- Czy jest coś co chciałabyś o mnie wiedzieć? – zapytał, kiedy tylko portal się za nimi zamknął.
- Wszystko… - powiedziała cicho.
Zaśmiał się miękko wtulając nos w jej szyję.
- A konkretniej?
- Ile masz lat? – zapytała.
- Zostałem uświadomiony w wieku osiemnastu lat – powiedział – Tak jak ty. Poza tym jestem kilkadziesiąt lat starszy od Marka.
Objęła go mocno i przyciągnęła do siebie. Nie spodziewała się, że jest aż tak młody. Podejrzewała, że uświadomiono go nieco później.
- Jeszcze coś? – zapytał.
- Nie… - odparła. – Doszłam do wniosku, że lubię tę odrobinę tajemniczości, która między nami jest. Lubię to, ze nie wszystko o sobie wiemy i że odkrywamy się powoli.
- Ja wiem o tobie absolutnie wszystko, co musze wiedzieć – powiedział cicho Tobias zbliżając usta do jej obojczyka. – Na przykład to, że lubisz, kiedy cię tu całuję. – wymruczał przykładając usta do jej tatuażu.
- Lubię, kiedy mnie całujesz gdziekolwiek. – wyszeptała.
- Gdziekolwiek? –spojrzał na nią z szerokim uśmiechem na twarzy – Tej części twojego ciała jeszcze nie znam. – powiedział i zaczął ja obsypywać pocałunkami.
Zaśmiała się głośno.
- Jesteś nieprzewidywalny  – powiedziała.
- To dobrze czy źle? – zapytał cicho.
- Dobrze. Nigdy mi się nie znudzisz.
Spojrzał na nią. Jej szmaragdowe oczy wpatrywały się w niego. Uśmiechnęła się lekko. Nie musiała nic mówić, żeby wiedział co chce mu przekazać. Przymknął oczy i skinął lekko głową, kiedy otaczała ich ciemność.
- Koniec przejażdżki – powiedział cicho. – Jesteśmy na miejscu.
Wyszli z portalu i prawie wpadli na całujących się Marka i Kristen.
- Gdzie? – zapytała Alice.
- Pokój Jeremy’ego – odparła Eve. – Duża szafa.
Alice teleportowała się do jego pokoju i kiedy inni przyszli trzymała już dziennik w reku.
- Spalmy go! – powiedziała rzucając go na łóżko – Natychmiast.
- Zwariowałaś? – zapytał Tobias. – Nie dam puścić zamku z dymem.
Złapał czarną księgę i teleportował się na błonia, gdzie wykorzystał zdolność telekinezy i szybko przeniósł kilka kamieni tworząc z nich krąg. Wrzucił pamiętnik do środka i poczekał na resztę.
Eve dobiegła do niego pierwsza i objęła go mocno w pasie przyciskając usta do jego pleców. Westchnął głęboko.
Kiedy dołączyli do nich pozostali, wyciągnął przed siebie rękę, na której zaczęły tańczyć płomienie. Strącił je do okręgu. Strzeliły iskry i pojawił się biały dym.
Wszyscy odetchnęli z ulgą. Wszelkie ich obawy właśnie płonęły razem z pamiętnikiem. Ich wrogowie zginęli. Nikt już nie zagrażał ich bezpieczeństwu.
Wspomnieli straconych przyjaciół, których pamięć miała nigdy nie zginąć w ich sercach. Czuli, że to właściwy moment.
- Za Kathy, której nieskończona cierpliwość i mądrość sprawiła, że jesteśmy tym, kim jesteśmy – powiedział Mark wrzucając do ognia garść ziemi. Płomienie strzeliły w górę.
- Za Evana, który dał nowe życie tylu zagubionym duszom, uświadamiając je. – powiedziała cicho Kristen wsypując kilka ziarenek piasku w ogień.
- Za Augustusa, najodważniejszego człowieka na świecie. – wyszeptał Tobias, a płonienie ponownie wystrzeliły w górę.
- Za Kliva, który był wiecznie zagubiony. – powiedziała Alice ocierając łzę z policzka
- Za Karen, która oddała życie, żeby ratować przyjaciół. – wychrypiał Darren.
- Za Ryana – wykrztusiła przez łzy Eve wrzucając do ogniska garść ziemi – Za mojego brata, którego poświęcenia nigdy nie zapomnę.
Darren spojrzał na Tobiasa i skinął na niego znacząco. Obaj pochylili się, żeby wziąć garść ziemi i razem rzucili ją w ognisko.
- Za Adama, którego miłość i poświęcenie uratowało nas wszystkich. – powiedzieli razem.
Alice opadła na kolana i zaniosła się szlochem. Darren kucnął przy niej i przytulił ją mocno.
Eve wpatrywała się w płomień i widziała w nim obietnicę spokoju. Objęła mocno Tobiasa. Czuła się szczęśliwa. Przepełniała ją tylko miłość i nadzieja na szczęśliwe jutro. Chłonęła ciszę i spokój całym ciałem. Wiedziała, że wszystko co było złe w jej życiu, właśnie się skończyło.
Ognisko przygasało, aż w końcu zostały tylko żarzące się zgliszcza. Nie było śladu po czarnej księdze. 
Eve usłyszała jak Mark nieudolnie stawiając zasłonę myśli, mówi coś do Kristen.

- Dziś jest pierwszy dzień naszej wspólnej wieczności. – wyszeptała, powtarzając jego słowa.

środa, 27 lutego 2013

Odbicie 40 - Nauczyłeś mnie...

Eve obudziła się w ramionach Tobiasa. On wciąż jeszcze spał. Podniosła się na łokciu, żeby mu się przyjrzeć. Jego twarz była spokojna. Wyglądał młodziej, kiedy spał. Nigdy nie zapytała go w jakim wieku został uświadomiony, ale teraz wyglądał na maksymalnie dziewiętnaście lat. Od kiedy go poznała, wydawał jej się starszy. Wciąż był czymś zaniepokojony. Bał się o nią albo o siebie. Był w stanie wiecznego napięcia. We śnie wszystko ustąpiło. Uśmiechnęła się kiedy otwierał powoli oczy. Jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech, kiedy ją zobaczył.
Przyciągnął ją do siebie i pocałował mocno jednocześnie przesuwając palcem po wewnętrznej stronie jej przedramienia tak, jak to robił ubiegłej nocy. Zrobił jej się gorąco.
- Tobias – wychrypiała – Nie możemy.
Szybkim ruchem obrócił ją na plecy i znalazł się nad nią.
- Nie? – zapytał. – Nie możemy czy nie powinniśmy?
- Jedno i drugie – powiedziała zbierając całą swoją siłę woli o odpychając go lekko.
Pokręcił głową i musnął ustami jej obojczyk, a potem szyję. Wstał i poszedł się umyć. Eve leżała jeszcze przez chwilę czekając na dalsze pieszczoty, ale wiedziała, że one nie nadejdą. Pokręciła głową. Wiedziała, że to typowa strategia Tobiasa. Rozpalić i zostawić dokładnie wtedy, kiedy ona nie ma już żadnych hamulców. Wygrzebała się z łóżka i poszła za nim do łazienki. Wchodził właśnie pod prysznic. Podeszła do niego cicho i przytuliła się do jego pleców całując go lekko między łopatkami. Objęła go w pasie. Złapał ją za jedną rękę i przeciągnął tak, że stała twarzą do niego. Pocałował ją mocno i szybko odsunął od siebie na odległość ramienia.
- Nie możemy – wychrypiał – Masz rację.
Mruknęła z niezadowoleniem.
- Włączył ci się tryb odpowiedzialności? – zapytała.
Skinął głową, a po chwili uśmiechnął się zawadiacko.
- Ale to nie znaczy, że nie mogę cię całować. – musnął ustami jej szyję.
Stali pod prysznicem trochę dłużej niż to było konieczne. W końcu wyszli i poszli na dół, gdzie mieli się spotkać z pozostałymi.
Alice i Darren już na nich czekali.
- Jak się spało? – zapytał Tobias uśmiechając się znacząco do Darrena.
- Nie tak jak ci się wydaje – odparł doskonale wyczuwając o czym Tobias pomyślał – Ale dobrze, dziękuję.
Eve podeszła do Alice.
- Jak się trzymasz? – zapytała kładąc jej rękę na ramieniu.
- W porządku – powiedziała – Dzięki niemu. – wskazała głową Darrena – Gdyby nie on, nie przespałabym tej nocy.
Eve uśmiechnęła się szeroko widząc jak Darren i Alice ukradkiem wymieniają spojrzenia i przelotne dotknięcia.
- „Darren to fajny facet” – powiedziała w myślach do Alice.
- „Nawet nie wiesz jak bardzo” – przytaknęła Alice – „Żebyś ty widziała jego ciało…”
- „Ty ciągle o jednym ” – zażartowała Eve – „Ja mam swoje ciało”  - przytuliła się do Tobiasa.
Alice zaśmiała się serdecznie.
- Chyba czas się brać za robotę, co nie? – odezwał się z góry schodów Mark.
- Tak – Alice uśmiechnęła się ironicznie – Miło, że nas zaszczyciliście swoją obecnością – powiedziała.
- Od czego zaczynamy? – zapytał Darren.
Tobias rozejrzał się dookoła, jakby czegoś szukał, ale tylko westchnął i wzruszył ramionami.
- Nie wiem – powiedział – tu jest tyle śladów postali przestrzeni otwieranych w ciągu ostatniej doby, że nie wiem od czego zacząć.
- Jeremy miał dziewczynę – powiedziała Kristen – gdzie była ich sypialnia?
Tobias puścił się pędem po schodach wściekły na siebie, że nie wpadł na to wcześniej. Jeremy musiał wrócić po Caroline i na pewno teleportował się dalej razem z nią. Wpadł do jego pokoju. Zaraz za nim dobiegli pozostali.
- Alice? – spojrzał na nią pytająco
- Widzę tylko dwa – powiedziała. – Jeden prowadzi prawdopodobnie do niego domu, drugi w jakieś nieznane mi miejsce.
- Ja widzę to samo – przytaknął Tobias. – Jak myślicie? Który jest właściwy?
- To zależy – powiedział Mark – Zależy po której stronie jest tak naprawdę Jeremy.
Kristen przytaknęła na znak, że się z nim zgadza.
- To inaczej – powiedział Tobias – Który sprawdzamy najpierw?
- Ja bym poszedł w nieznane miejsce – powiedział Darren – Ale nie pytajcie dlaczego.
Tobias spojrzał na pozostałych, ale nikt nie kwapił się, żeby wyrazić swoją opinię, więc wzruszył ramionami i spojrzał na Alice.
- Tym razem ja biorę trójkę. Ty weź tylko Darrena – puścił do niego oko. – Jedziemy w nieznane – powiedział i otworzył portal przestrzeni obejmując Eve jedną ręką i podając drugą Markowi, do którego boku przytulała się Kristen. Weszli razem w ciemność. Po chwili pojawiły się charakterystyczne rozbłyski światła. Eve wiedziała, że są to mijane korytarze, z których każdy był w innym kolorze. Przytuliła się mocniej do Tobiasa. Wspomnienia z czasu, kiedy była uwięziona w przestrzeni były wciąż żywe.
- Co jest? – zapytał Tobias wyczuwając, że coś ją trapi.
Pokręciła głową. Nie chciała mu wypominać jego błędu. Wiedziała, że nie powinna.
- Eve – powiedział naglącym tonem – Nie zbywaj mnie. Widzę, że coś jest nie tak.
- Nie lubię teleportacji – powiedziała – Od czasu, kiedy spacerowałam po tych tunelach sama. Boję się. Nie chcę znowu przez to przechodzić.
Pocałował ją w czoło i przycisnął mocniej do siebie.
- Nie mam zamiaru cię tutaj zostawiać. – powiedział. – Poza tym, ze mną jesteś bezpieczna. Wtedy wlazłaś tu sama.
- Bo nie chciałeś mnie słuchać… - urwała.
Tobias westchnął.
- Wiem, przepraszam. Jestem o ciebie chorobliwie zazdrosny. – przełknął głośno ślinę – Staram się z tym walczyć. Chyba Darren w końcu mi wyjaśnił, ze nie ma siły, która mi cię odbierze.
- Jak? – zapytała cicho.
- Nie będziesz zachwycona – wymamrotał.
- Powiedz mi – poprosiła.
- Przeglądałem twoje wspomnienia, kiedy byłaś nieprzytomna ostatnio w Nowym Jorku. Opadła ci zasłona myśli i Darren namówił mnie, żeby zobaczył jak to wszystko wyglądało z twojej perspektywy... – westchnął – Przepraszam, nie powinienem…
Eve uśmiechnęła się szeroko.
- Jeśli tylko tego potrzebowałeś, żeby się przekonać, że naprawdę cię kocham i nigdy cię nie zostawię, to trzeba było poprosić – pocałowała go lekko.
Zaśmiał się.
- Uważałem, że na ciebie nie zasługuję – powiedział cicho. – może nadal tak uważam…
- Wiem…  - szepnęła przesuwając dłonią po jego plecach – I kompletnie nie rozumiem dlaczego tak sądzisz.
- Bo ty zmieniłaś całe moje życie. Z nic nie wartej, bezsensownej egzystencji przemieniłaś je w coś wspaniałego. Dałaś mi powód do życia. To ty sprawiasz, że chcę się obudzić każdego następnego dnia. – wyszeptał patrząc jej prosto w oczy z taką miłością, że mało nie zemdlała – A ja…
- A ty nauczyłeś mnie, że życie to nie tylko obowiązki. – przyłożyła usta do jego ramienia - Nauczyłeś mnie żyć naprawdę i cieszyć się tym, co mam. Pokazałeś mi jak śmiać się na całe gardło, jak cieszyć się chwilą i jak wykorzystywać to, co posiadam do spełniania własnych marzeń.  – powiedziała – Nauczyłeś mnie kochać życie.
Spojrzał na nią zdziwiony.
- Dzień, w którym zabrałeś mnie na tę plażę był przełomowym dniem w całym moim życiu. – wymruczała – Narodziłam się wtedy na nowo.
- Nie myślałem o tym w ten sposób… - odparł pocierając palcem brode, jakby się nad czymś zastanawiał.
Uśmiechnęła się i pocałowała go w policzek.

- Kocham cię, Tobias – wyszeptała prosto do jego ucha kiedy wychodzili z portalu przestrzeni. 

Odbicie 39 - Odpoczynek

Kiedy wyszli z portali przestrzeni w zamku, wiedzieli, że coś jest nie tak. Było za pusto i za cicho. Rozejrzeli się z niepokojem. Alice próbowała wołać po imieniu kilka osób, ale nikt się nie odezwał. Wiedzieli, że wszyscy wrócili do domów.
- Jeremy musiał im powiedzieć, że mogą wracać. – stwierdził Mark
- I myślisz, że by mu uwierzyli? – zapytał Darren.
- Pewnie pokazał im wspomnienie – powiedziała Alice.
- Nie powinien ma mu ufać! – krzyknął Tobias – Wiedziałem, że coś ukrywa…
 Eve spojrzała na niego pytająco. Nie rozumiała co Jeremy ukrywał. Wydawało się, że wszystko im powiedział.
- Wiedział, że tylko Adam może zniszczyć lustro, ale nam nie powiedział. – wysyczał przez zęby – Wiedział, że bez Adama nie mamy szans.
- Może po prostu liczył na to, że Adam znajdzie sposób, żeby się tam znaleźć? – powiedziała Kristen.
- Wątpię – wycedził przez zęby Tobias, a Darren pokiwał głową dając znać, że się z nim zgadza.
- Chyba powinniśmy ich znaleźć – powiedział Mark – Bierzcie się do roboty – spojrzał na Tobiasa i Alice.
Kristen pociągnęła go za rękaw i odciągnęła na bok.
- Widzisz jak oni wyglądają? – zapytała – Są wycieńczeni. Nie mogą się teraz nigdzie teleportować. Alice straciła kogoś bardzo ważnego, a Tobias dziś zużył dużo energii. Nie przeżyje kolejnej teleportacji.
Tobias poruszył się niespokojnie i spojrzał na Alice.
- Mark ma rację – westchnął – Powinniśmy znaleźć Jeremy’ego.
- Nie – pokręciła głową Kristen kładąc mu rękę na ramieniu – Musicie odpocząć. Inaczej wykończycie siebie, a nas zostawicie  zagubionych w portalach przestrzeni bez możliwości wyjścia.
Eve skinęła głową i złapała Tobiasa za rękaw ciągnąc go w stronę schodów i dalej, do ich sypialni. Darren stał na środku i patrzył pytająco na Alice, ale ona pokręciła przecząco głową.
- Muszę sobie poradzić z Adamem – powiedziała podchodząc do niego i kładąc mu rękę na ramieniu.
- Mogę ci jakoś pomóc? – zapytał.
Pokręciła przecząco głową.
- Muszę sobie to wszystko poukładać w głowie. – westchnęła i spojrzała na niego. Widziała, że chce z nią być, że chce jej pomoc i że bardzo pragnie, żeby i ona tego chciała.
- Rozumiem – uśmiechnął się, ale jego oczy pozostały szare.
- Nie wiem ile mi to zajmie… - powiedziała cicho.
- Nie obchodzi mnie to. – złapał ją za rękę i delikatnie nakreślił kciukiem koło na wierzchu jej dłoni – Poczekam ile będzie trzeba.
Serce podskoczyło jej do gardła i pewnie natychmiast rzuciłaby się mu na szyję, gdyby nie fakt, że Darren był już na szczycie schodów i kierował się do swojego pokoju. Powoli powlokła się w stronę sypialni, w której ostatnim razem spędzała czas z Adamem. Położyła dłoń na klamce, nacisnęła ją i pchnęła lekko drzwi. Wszystko wyglądało tak, jak wtedy, kiedy była tu ostatnim razem. Nawet rozerwana koszula Adama leżała tam, gdzie ją rzucił. Podeszła do niej i wtuliła twarz w materiał. Wciąż pachniał nim. Rozpłakała się. Nie chciała go tracić. Dawał jej poczucie bezpieczeństwa, którego tak bardzo potrzebowała.
Wstała powoli i powlokła się do łazienki. Wiedziała, że musi odpocząć. Wzięła gorący prysznic, chcąc zmyć z siebie wszelkie poczucie winy. Coś ciągnęło ją do Darrena, ale uważała, ze powinna spędzić tę noc sama, opłakując Adama, który kiedyś był dla niej wszystkim, który kiedyś znalazł ją i otoczył opieką, kiedy bardzo tego potrzebowała. Adama, który zawsze był dla niej oparciem. Nie chciała pamiętać incydentu z lustrem. Wiedziała już, że to nie był jego wina i że gdyby mógł, to na pewno powstrzymałby Damena. Wyszła spod prysznica, ubrała się w zwiewną, jedwabną koszulkę, w której zawsze spała i weszła do łóżka. Było ogromne i przerażająco puste. Przyłożyła głowę do poduszki i próbowała zasnąć, ale ile razy zamknęła oczy nawiedzało ją wspomnienie umierającego Adama i budziła się z krzykiem.
Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Nie odpowiedziała. Chciała być sama. Ktoś nacisnął klamkę i pchnął drzwi. Zobaczyła długie, jasne włosy i niebieskie oczy wychylające się zza drzwi.
- Alice? – powiedział niepewnym głosem. – Co się dzieje?
- Nic – powiedziała.
Otworzył drzwi na oścież i przez chwilę stał w smudze światła z korytarza. Widziała, że niedawno jeszcze spał. Wciąż miał nieco nieprzytomny wzrok. Przyszedł w samych bokserkach. Nie powinien się jej tak pokazywać. Nie teraz. Nie w kiedy powinna opłakiwać Adama. Nie powinien…
Otworzyła szeroko usta i przetarła oczy. Nie mogła się napatrzyć na niego. Zawsze pociągali ją wymuskani, idealni faceci o umięśnionych ciałach. Darren był tak bliski jej ideału, ze nie wiedziała czy cokolwiek go od niego odróznia. Idealne proporcje jego ciała i doskonale wyrzeźbione mięśnie wołały do niej. Podniosła wzrok na jego twarz. Kształtne usta wyginały się w kuszący sposób. Oczy patrzyły na nią tak, że od samego wzroku robiło jej się gorąco. Chciała się do niego zbliżyć. Zbliżyć i nie oddalać. Jego blada skóra prawie świeciła w przygaszonym świetle. Przeniosła wzrok niżej. Z obojczyka na prawą pierś schodził tygrys. Uśmiechnęła się do siebie w duchu zastanawiając się czy tak jak czapkę i tatuaż spapugował po Tobiasie.
Darren zamknął drzwi. Widziała tylko jego stopy w smudze światła spod drzwi. Szedł powoli w jej kierunku. Oddech jej przyspieszył. Wiedziała, że potrzebuje jego towarzystwa. Potrzebowała pocieszenia. Potrzebowała jego dotyku, ale miała wyrzuty sumienia. Poczuła lekki ukłucie w sercu, a w jej głowie zabrzmiał głos Adama „Chcę, żebyś była szczęśliwa. Jeśli on ci to zapewni, macie moje błogosławieństwo.”. Przełknęła głośno ślinę. Wiedziała, że Adam nie będzie miał nic przeciwko temu, żeby związała się z Darrenem, wiedziała to już od dawna, więc dlaczego wciąż się bała? Dlaczego się wahała? Dlaczego nie chciała go dopuścić blisko do siebie?
- Alice – Darren usiadł na brzegu łóżka i pochylił się w jej stronę – Co się dzieje?
Powtarzał pytanie, na które odpowiedziała. Doskonale wiedział, że kłamała. Czuł, że coś jest nie tak. Jak mógł nie wiedzieć, skoro pół nocy krzyczała w niebogłosy? Starała się na niego nie patrzeć. Skupiła wzrok na jego dłoni, opartej na łóżku. Patrzyła na napięte mięśnie, na długie, szczupłe palce, na idealnie gładką opalizującą, jasną skórę…  Jej wzrok mimowolnie prześlizgnął się do góry i zatrzymał na tatuażu. Tygrys wyglądał jak żywy. Nie mogła się na oderwać od niego wzroku.
Darren dotknął jej dłoni. Poczuła przyjemne mrowienie i coś, jakby prąd przepływający przez całe jej ciało. Musnął tylko jej dłoń, a już miała ochotę na więcej. Nie chciała, żeby przestawał. Nie chciała, żeby się od niej odsuwał. Zdusiła westchnienie, które wyrywało jej się z piersi. Nie mogła mu pokazać jak bardzo pragnie jego bliskości. Było za wcześnie.
- Alice, krzyczałaś. – powiedział przysuwając się do niej. – Masz koszmary?
Podniosła wzrok. Czuła ciepło jego ciała. Rozkosznie rozgrzewało jej skórę. Poczuła, że się rumieni. Był o wiele za blisko. Bała się bliskości, ale nie mogła zrozumieć dlaczego. Odepchnęła go lekko i niechcący opuściła zasłonę myśli na chwilę.
- Boisz się tego? – zapytał Darren przysuwając się z powrotem do niej i gładząc ją kciukiem po policzku.
Zrobiło jej się gorąco. Spuściła wzrok i szybko podniosła zasłonę zastanawiając się jak mogła być tak głupia. Prześlizgiwała się wzrokiem po jego mięśniach, które napinały się i rozprężały, kiedy podnosił rękę, żeby ją objąć. Spojrzała mu w oczy. Nie był ani zły ani zdziwiony.
- Boję się… – odparła – Ale nie wiem dlaczego…
- To oczywiste – wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko – Nie chcesz po raz kolejny przechodzić przez to, przez co przeszłaś z Adamem. Najpierw przez wiele lat myślałaś, że cię zdradził, potem odzyskałaś go ale nie byłaś pewna swoich uczuć i zanim zdołałaś jej rozszyfrować, on odszedł… I wiesz, że już nigdy się nie dowiesz co by było, gdybyście jednak spróbowali… To boli. Musi boleć…
Pokiwała głową zaskoczona, że tak bezbłędnie rozszyfrował myśli, których nawet ona nie umiała nazwać.
- Rozumiem to Alice. – powiedział cicho. – Rozumiem i nie chcę cię do niczego zmuszać. Nie po to tu przyszedłem. Chcę ci pomóc.
Nie chciała się rozpłakać, ale łzy same popłynęły jej po policzkach. Histeryczny szloch wzbierał w jej piersi. Darren przysunął się bliżej i przytulił ją mocno zagrzebując się pod kołdrę koło niej. Dotyk jego rąk był kojący. Ciepło rozchodziło się po jej ciele. Obręcz jego ramion oddzielała ją od świata i od problemów. Wtuliła się w niego. Kiedy powoli opadali na poduszki, czuła jak kolejno opuszczają ją wszystkie obawy i jak wydarzenia ostatnich godzin rozpływają się w nicość. Czuła się bezpieczna. Darren wciąż coś do niej szeptał, ale nie docierały do niej żadne słowa. Słyszała tylko kojący szum jego głosu. Czuła, że jego bliskość daje jej dokładnie to, czego zawsze potrzebowała. Westchnęła głęboko i zasnęła, kiedy delikatnie muskał ustami jej policzek.
………
Eve niemal siłą zaciągnęła Tobiasa do łóżka.
- Musimy go znaleźć. Musimy zniszczyć notatnik Damena. – powtarzał w kółko jak w transie, kiedy na siłę go rozbierała i kładła do łóżka.
- Nie – powiedziała – Nic nie musimy dopóki nie odpoczniesz.
Zmusiła go, żeby się położył i przykryła go. Poszła do łazienki, żeby się odrobinę obmyć. Kiedy stała pod prysznicem drzwi się otworzyły. Stał w nich Tobias ze swoim standardowym zawadiackim półuśmiechem na twarzy. Nie mogła powstrzymać nerwowego chichotu, kiedy do niej podchodził. Po chwili stali razem pod prysznicem.
- Postanowiłeś jednak nie gonić Jeremy’ego.
- Stwierdziłem, że właściwie to wolę się pouganiać za tobą – powiedział niskim, zmysłowym głosem. – Co ty na to?
Ogarnęła ją fala gorąca. Nogi się pod nią ugięły. Złapał ją mocno w pasie i przyciągnął do siebie. Uśmiechnęła się lekko.
- Zmieniłem zdanie. – wymruczał jej do ucha. – Jestem zbyt zmęczony na uganianie się za tobą. Po prostu zabiorę cię do łóżka i będę cię – zawahał się chwilę szukając właściwego słowa – całował całą noc. – uniósł brwi do góry jakby chciał zapytać czy pojęła ukryte znaczenie słowa „całować”.
Przeszedł ją rozkoszny dreszcz. Serce biło jej tak mocno, ze bała się, że za chwilę wyskoczy jej z piersi. Nie wiedziała jakim cudem jego głos tak na nią działa. Wystarczyło jedno słowo, żeby ugięły się pod nią nogi. Wystarczył jeden gest, żeby jej puls przyspieszył do jakichś niewyobrażalnych wartości. Nie rozumiała tego. Nic nie pojmowała, ale wiedziała, że nie chce tego stracić. Uwielbiała go pod każdym względem. Całego jego. Każdą jedną część jego istnienia. Jego niski głos rozpalał ją do czerwoności za każdym razem ,kiedy składał jakiekolwiek obietnice. Uwielbiała hipnotyzujące spojrzenie ciemnogranatowych oczu, w które mogła patrzeć bez końca. Lubiła kiedy jego mięśnie napinały się pod jej dotykiem. Pragnęła wciąż czuć zapach jego skóry tak kojarzący jej się z wolnością. Kochała tatuaż na jego szyi, który był dla niej symbolem końca niewoli. Objęła go mocno i pocałowała w zagłębienie pod szyją.
- Nie mogę się doczekać – szepnęła.
Pocałował ją mocno i zaniósł do łóżka.
- Jestem cała mokra! – krzyknęła kiedy kładł ją na pościeli.
Uśmiechnął się szeroko. Rozpłynęła się na widok dołeczków w jego policzkach. Przyciągnęła go do siebie i wtuliła nos w jego szyję wciągając mocno znajomy zapach morza i piasku, słońca i wiatru.
Tobias mruknął z zadowoleniem i odsunął się od niej, żeby na niąspojrzeć.  
- Mam zamiar cię rozgrzać. Myślę, że szybko wyschniesz… – powiedział chrapliwym głosem.
Przyciągnęła go do siebie i pocałowała lekko.
- Co ty ze mną robisz? – zapytała czując, że już od samej obietnicy robi jej się gorąco.
- Nie wiem – powiedział z szelmowskim uśmiechem na twarzy – A co robię?
Pokręciła głową i przyciągnęła go do siebie tak mocno, że stracił równowagę i oparł się na niej całym ciężarem ciała. Mruknęła z zadowoleniem.
- Tak? – zapytał z niedowierzaniem – Podoba ci się?
Zachichotała i wysunęła się spod niego chowając się pod kołdrą.
- Znowu chcesz się bawić w chowanego? – jego niski głos doprowadzał ją do obłędu.
Nie odpowiedziała. Przypomniało jej się, jak niedawno schowała się przed nim w garderobie. Zrobiło jej się gorąco. Skuliła się pod kołdrą, czekając w napięciu na to, co Tobias wymyśli. Poczuła delikatny dotyk jego dłoni na swojej stopie. Powoli przesuwał ręką w górę jej ciała. Doszedł do kolana, pogładził ją po udzie objął ręką jej biodro.
- Eve? – wymruczał przykładając usta do jej pleców.
Westchnęła. Nie była w stanie nic powiedzieć.
Złapał ja za biodra i obrócił na plecy. Ręce miała rozrzucone nad głową. Spojrzał na nią gorącym wzrokiem i przesunął palcem po jej  ciele. Czuła jak rysuje niewidzialną linię od jej biodra, przez żebra i wewnętrzną część ręki aż do wnętrza jej dłoni. Złapał ją za rękę i pocałował wewnętrzną stronę jej nadgarstka. Zaczął ją delikatnie całować. Najpierw wyznaczył trasę od nadgarstka, przez obojczyk aż do szyi, a potem posuwał się w dół po jej ciele aż do podbrzusza. Podniósł wzrok i spojrzał jej w oczy. Straciła kontakt z rzeczywistością. Czuła tylko jego ręce i usta. Wszędzie.
……….
Kristen zaciągnęła Marka do sypialni. Kiedy drzwi się za nimi zamknęły natychmiast zaczęła go rozbierać, całując co chwilę. Nie mogła oderwać od niego rąk. Pragnęła dotyku jego ciała, pragnęła wtulić się w niego i poczuć znajomy zapach drzewa sandałowego i cytrusów, którego tak jej brakowało przez ostatnich kilkadziesiąt lat.
- Kocham cię – wyszeptała mu prosto do ucha, a po chwili przycisnęła usta do jego szyi wplatając palce w jego włosy.
Mark uśmiechnął się szeroko i złapał ją za ramiona odsuwając lekko od siebie.
- Zwolnij. – powiedział cicho. – Nie musimy się nigdzie spieszyć.
Kristen spojrzała na niego zdumiona. Jak mógł coś takiego powiedzieć? Nie chciał jej? Nie pragnął tego po tak długiej rozłące? Zaczęła się zastanawiać czy jeszcze ją kocha. Próbowała coś wyczytać z jego oczu, ale nic takiego tam nie znalazła. Lazurowa barwa była niezmącona jakąkolwiek wątpliwością. Pokręciła głową.
- Marcus nas nie ściga. Nikt nam nie zagraża. – powiedział gładząc ją delikatnie po twarzy. 
- Nie zagraża… – powtórzyła cicho, jakby potrzebowała to usłyszeć z własnych ust.
Mark uśmiechnął się i pokiwał głową widząc, że Kristen powoli załapuje.
- Jesteśmy nieśmiertelni – powiedziała patrząc na niego – Mamy tyle czasu ile chcemy.
- Dowolnie dużo czasu… – wymruczał i pocałował ją mocno rozpinając jej sukienkę.
Pragnął jej bardziej niż czegokolwiek na świecie. Trzęsły mu się ręce, kiedy sukienka opadała na ziemię odsłaniając jej nagie ciało.
Zarzuciła mu ręce na szyję.
- Tak bardzo mi ciebie brakowało – wyszeptała.
Wziął ją za rękę i razem poszli pod prysznic, umyli się i weszli do łóżka. Przez cały ten czas dotknęli się zaledwie kilka razy. Kiedy tylko dotknęli powierzchni materaca rzucili się na siebie. Nie zdążyli się przykryć. Zachowywali się, jakby coś ich goniło. Jego palce prześlizgiwały się po jej ciele, ona co raz mocniej ściskała jego ramiona. Ich usta połączyły się w najdłuższym pocałunku jaki znał świat. Kristen pociągnęła go mocno, żeby znalazł się na niej. Spojrzał na nią zmieszany.
- Jesteś pewna? – zapytał.
 Uśmiechnęła się.
- Nigdy niczego nie byłam tak pewna, jak tego, że potrzebuję ciebie. Całego ciebie. Teraz.

- Kocham cię, Kristen – powiedział cicho. 

wtorek, 26 lutego 2013

Odbicie 38 - Wdzięczność duchów

Alice spojrzała pytająco na Adama, ale on tylko wzruszył ramionami.
- To jest dla ciebie, Adam. – powiedział Ryan, kiedy spomiędzy kawałków lustra wystrzelił cienki obłok różowego dymu.
- Co to jest? – wychrypiał oddychając ciężko Adam.
- To, czego brakowało Alice. – odparł – Uważałeś, że to twoja wina, więc oddajemy jej to, czego jej brakuje.
Po policzkach Adama pociekły łzy. Zrozumiał, że duchy oddają Alice zdolność kochania. Żałował tylko, że on nie będzie mógł zobaczyć z kim ułoży sobie życie. Nie chciał jej dla siebie. Nie teraz. Chciał tylko jej szczęścia. Uśmiechnął się do niej.
- Podejdź Alice i wsuń rękę w ten obłok. – poprosił Ryan.
Alice zawahała się chwilę i spojrzała na Adama. Skinął głową.
- To uczyni cię szczęśliwszą. – powiedział – Wtedy, kiedy prawie przeszłaś na drugą stronę lustra, duchy ogołociły cię z uczuć. Nie mogłaś kochać i to była tylko moja wina. Teraz duchy oddają ci tę zdolność. – westchnął – Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa.
Alice przytuliła się do niego i pocałowała go delikatnie w usta po czym wstała i dotknęła ręką różowej chmurki. Poczuła przyjemne ciepło, które zatrzymało się przy sercu.
- Muszę coś sprawdzić. – powiedziała i ponownie pocałowała Adama.
Spojrzał na nią pytająco. Wiedział, że chciała zobaczyć czy jest między nimi ta chemia, która towarzyszyła jej jako człowiekowi. Chciał znać odpowiedź.  Alice pokręciła przecząco głową. Adam uśmiechnął się z wysiłkiem. Z jednej strony żałował, że nie wzbudza w niej takich uczuć, jak kiedyś, ale z drugiej poczuł ogromną ulgę. Cieszył się, że nie on jest pisany Alice. Teraz, kiedy wiedział, że niedługo ją opuści pragnął tylko jej szczęścia. Skinął głową w stronę korytarza. Alice odwróciła się. Zobaczyła idących w swoją stronę Tobiasa i Eve, Kristen i Marka oraz Darrena. Na jego widok jej serce zabiło mocniej. Spojrzała na Adama. Skinął głową. Puściła się biegiem lądując w objęciach Darrena. Poczuła jakby płynął przez nią prąd. Całe jej ciało drżało i uspokajało się tylko pod wpływem jego dotyku. Pocałowała go lekko w policzek. Zrobiło jej się przyjemnie ciepło. Przyłożył wargi do jej ust. Zakręciło jej się w głowie. Musiał ją wziąć na ręce, żeby nie upadła. Podeszli do Adama. Darren posadził Alice na ziemi.
- „To on?” – zapytał ją w myślach Adam.
Alice skinęła głową. Wiedziała, że takie odczucia można mieć tylko przy kimś, kto jest nam przeznaczony. Wiedziała, że pokocha Darrena. Po prostu to wiedziała.
- „Cieszę się. Mam nadzieję, że będziesz z nim szczęśliwa. To porządny chłopak.” – powiedział.
- „Jakże by mogło być inaczej?” – odparła – „Był twoim uczniem
Adam uśmiechnął się słabo. Wiedział, że nie ma dużo czasu.
- „Masz się nią opiekować” – powiedział do Darrena – „Jeśli zawalisz, znajdę cię i skrzywdzę
Darren uśmiechnął się szeroko.
- „Nie zawiodę cię” – powiedział patrząc czule na Alice.
Klatka piersiowa Adama unosiła się i opadała powoli. Patrzył tylko na Alice. Nie widział nikogo innego. Przytuliła się do niego całując go lekko w szyję, a potem w usta.
- Dziękuję, dziękuję ci za wszystko co dla mnie zrobiłeś… – powiedziała cicho.
- Dla ciebie wszystko – odparł – Zawsze.
Jego głowa opadła na ziemię. Oczy miał otwarte i całkowicie czarne. Alice nic nie poczuła, wiedziała, że dusza Adama została jej odebrana już wcześniej, ale jego oczy były całkowicie czarne, martwe. Płakała histerycznie ściskając jego dłoń. Darren ukucnął przy niej i delikatnie przesuwał dłońmi po jej ramionach. Wiedziała, że próbuje ją pocieszyć, ale nie chciała tego. Nie potrzebowała pocieszenia. Odszedł ktoś, kto był jej bliski. Nie wiedziała jak ma sobie z tym poradzić. Odepchnęła Darrena. Przewrócił się, ale po chwili wstał i podszedł do niej. Podniósł ją z ziemi i odwrócił przodem do siebie.
- Dlaczego? – zapytała grzmocąc pięściami w jego piersi.
Nie odpowiedział, tylko objął ją mocno i przyciągnął do siebie. Po dłuższej chwili przestała się szamotać. Ciepło jego ciała ogrzewało ją. Słyszała miarowe bicie jego serca, czuła jego ciepły oddech na swojej szyi. Objęła go w pasie. Uśmiechnął się lekko i pocałował ją w szyję. Odsunęła się od niego.
- Dlaczego on musiał odejść? – zapytała.
- Żebyśmy my mogli żyć. – powiedział Tobias podchodząc do Adama i nasuwając powieki na puste oczy – Świat nie znał większego poświęcenia ani większej miłości. Adam oddał swoje życie, żeby jego ukochana mogła zakochać się w kimś innym.
Wszyscy pochylili głowy. Nikt się nie odzywał. Nie było słychać nawet ich oddechów, tylko pojedyncze łzy kapiące na podłogę.
- Mam dla was jeszcze coś od duchów – powiedział głos. Eve wiedziała, że skądś go zna.
W powietrzu zawisły dwa błękitne obłoki.
- Co to takiego? – zapytał Tobias.
- To dary, których kiedyś się pozbyłeś na rzecz ciemnych mocy, żeby uratować Eve. Duchy postanowiły ci je oddać.
Tobias cofnął się o krok. Nie chciał daru oddziaływania na kobiety, ale bez wykrywania kłamstw czuł się nagi. Był podatny na kłamstwa. Bał się, że ktoś go oszuka. Bał się, że Eve go oszuka…
- „Jeszcze się zastanawiasz” – zapytał go w myślach Darren – „Nie potrzebujesz ich
- „A kłamstwa? Co, jeśli Eve mnie oszuka?” – zapytał Tobias.
-„ Nie oszuka cię” – powiedział Darren – „Poza tym na nią nie działały twoje dary, pamiętasz. Wykrywacz kłamstw też.”
- „Tego nie wiem, nie sprawdzałem.” – zamyślił się Tobias.
- „Przecież kiedy porwały was ciemne moce nie wiedziałeś czy mówiła prawdę, gdy odpowiedziała, że nie wie czy cię kocha.” – przekonywał Darren
Tobias pokręcił głową.
- „Z uczuciami sprawa jest skomplikowana… Mogę się mylić” – powiedział.
- „A co mówiłeś jej o zaufaniu? Że polega na tym, że nie masz powodu, a ufasz…
Tobias zamyślił się chwilę.
- „Ona cię kocha” – powiedział Darren – „Nie wiem jakich jeszcze dowodów oczekujesz, ale nie dostaniesz nic ponad to, co już masz. Weź się w końcu w garść i zaufaj jej. Nie skrzywdzi cię. Nie potrafiłaby tego zrobić”
Tobias skinął głową. Wiedział, że Darren ma rację. Wiedział to, ale nie mógł sobie tego wbić do głowy i wtedy jego wzrok zatrzymał się na Eve. Spojrzał jej głęboko w oczy i skupił się na tym, co widzi. Zobaczył tylko miłość. Nic innego. Nie było wątpliwości, nie było kłamstwa. Wreszcie uwierzył, że go kocha. Naprawdę kocha. Wiedział, że go nie skrzywdzi i nie okłamie. Nie ona. Nigdy. Eve wspięła się na palce i pocałowała delikatnie jego tatuaż.
- Weź je, jeśli chcesz. – powiedziała cicho.
Wiedział, że nie lubiła, kiedy kręciły się dookoła niego inne kobiety. Widział jak ją to denerwuje, kiedy spotkali się w dziewiętnastowiecznym Paryżu. Nienawidziła tego, a mimo wszystko gotowa była przyjąć go razem z jego mocami. Spojrzał na nią jeszcze raz. Nie było zdenerwowania ani niepewności na jej twarzy.
- Chcę, żebyś był szczęśliwy – powiedziała – Jeśli to cię uszczęśliwi, to bierz je.
Objął ją mocno i podniósł delikatnie do góry tak, że jej oczy były teraz na wysokości jego oczy. Jej nogi oderwały się od podłoża.
-Dziękuję. – powiedział cicho i pocałował ją w policzek, po czym postawił ją z powrotem na ziemi i podszedł do dwóch obłoków.
Eve patrzyła na niego pełnym zrozumienia wzrokiem. Czuła, że oddanie tych darów musiało być z jego strony wielkim poświęceniem i rozumiała, że chce je odzyskać. Uśmiechnęła się do niego, gdy na chwilę się odwrócił, jakby chciał zapytać czy jest pewna tego, co przed chwilą powiedziała.
- Nie chcę was – powiedział. – Mam tu wszystko czego mi trzeba.
Eve przez chwilę nie mogła uwierzyć w to, co widzi i słyszy. Była pewna, że Tobias żałuje decyzji o porzuceniu swoich mocy, że chciałby je odzyskać. Była o tym przekonana. Poświęcił siebie dla niej. Musiał chcieć odzyskać to, co stracił.
- Jesteś pewien? – wyszeptała.
- Jestem – powiedział spokojnie podchodząc do niej.
- Tobias… - zaczęła, ale przyłożył jej palec do ust nakazując milczenie.
 – Ty jesteś wszystkim czego mi potrzeba do życia. – pocałował ją delikatnie - Jesteś moim powietrzem i wodą. Dajesz mi energię do życia i nadzieję, że każdy następny dzień będzie lepszy niż poprzedni. Jeśli mam ciebie, nie potrzeba mi nic innego.
Eve spłonęła rumieńcem i przytuliła się do niego mocno.
- Mam  do was prośbę od Adama – odezwał się znów Ryan.
Eve podniosła oczy.  Przypomniała sobie skąd zna ten głos. Towarzyszył jej w najgorszych chwilach jej życia zawsze  przynosząc pocieszenie. Należał do jej brata.
- Ryan? – zapytała z niedowierzaniem.
Alice pokiwała głową.
- Tak – odparł – To ja, ale nie mam dużo czasu. Lustro niedługo zniknie, a razem z nim ja. Już na zawsze.
- Nie możesz wrócić? – zapytała Eve.
- Nie mogę i nie chcę. – odparł – Znalazłem tu spokój. Znalazłem tu miłość.
- Jak to? – zapytała zaciekawiona Eve.
Ryan zaśmiał się.
- Wiesz kim są duchy i skąd się wzięły? – zapytał.
Eve pokręciła głową i dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że Ryan może jej nie widzieć.
- Nie wiem. – powiedziała
- Okazuje się, że nie jestem taki wyjątkowy jak mogłoby się wydawać. – odparł. – Wszystkie media dusz mają nieśmiertelną duszę. Kiedy duchy analizowały czy wypuścić Tobiasa i zostawić mnie, tak na prawdę nie miały wyboru. Musiały posłuchać mojej prośby, bo byłem najczystszym z obecnych tam mediów dusz. Jestem ich przywódcą.
- Ale duchy rozprawiały wtedy o energetyczności dusz… - wtrącił cicho Tobias.
- Tak – zgodził się Ryan - Moja dusza daje im energię do życia, kiedy nie ma innych dusz, na których mogą się karmić. Jestem najczystszym z nich. Nikogo nie zabiłem, więc nie mogę zostać ukarany.
- A Tobias? – zapytała Eve
- Tobias przestał się liczyć jako moja ofiara w momencie kiedy oddałem za niego życie.
- Rozumiem… - wyszeptała. – Naprawdę jesteś szczęśliwy?
-  Tak. – powiedział. – I nie jestem samotny. Wiem, że o to też się martwisz, ale możesz przestać. Jesteśmy tu wszyscy.
Eve przez chwilę analizowała to, co właśnie usłyszała.
- Karen? Jest z tobą?
- Tak.
Eve uśmiechnęła się szeroko.
- Tak się cieszę… - powiedziała przez łzy.
- Ja również – odparł Ryan.  – ale przejdźmy do rzeczy. Adam prosił, żebyście zniszczyli dziennik Damena. Nie będzie już do niczego potrzebny. Spalcie go.
- Dobrze. – powiedzieli chórem.
Lustro na podłodze zaczęło powoli znikać. Eve wiedziała, że straci kontakt z Ryanem. Chciała mu jeszcze tyle rzeczy powiedzieć.
- Eve – powiedział jej brat zanim zdążyła pozbierać myśli – zaraz zniknę…
- Wiec porozmawiamy we śnie – przerwała mu.
- Nie – powiedział – Nie porozmawiamy. To by było dla ciebie niebezpiecznie. Nie będę cię narażał.
- Ale.. – zaczęła Eve. – Jesteś moją jedyną rodziną. Nie opuszczaj mnie. – zaczęła płakać.
- Rozejrzyj się – powiedział spokojnie Ryan – Teraz oni są twoją rodziną. Oni będą ci najbliżsi. Ja jestem szczęśliwy wśród duchów. Ty, bądź szczęśliwa wśród Zwierciadeł.
Eve wybuchła histerycznym płaczem.
- Ryan! – krzyknęła, kiedy lustro znikało. – Dziękuję, dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Dla mnie i dla Tobiasa.
- Musiałem to zrobić – powiedział -  Kocham cię, Eve. Zawsze będziesz moją siostrą i zawsze będę nad tobą czuwał.
Lustro zniknęło. Eve osunęła się na kolana. Tobias wziął ją na ręce i zaniósł do salonu, gdzie czekali na nich pozostali.
- Gdzie dziennik? – zapytał
- Zniknął – odparli chórem – Jeremy’ego też nie ma.
- Wracamy do zamku! – zarządził Tobias. – Natychmiast!

- Ja biorę trójkę – powiedziała Alice – Ty weź Eve. 

Odbicie 37 - Co ty zrobiłeś?!

Marcus oddychał co raz płycej. Jego serce zwalniało. Kristen wyrwała się z objęć Marka i podeszła do niego.
- Umierasz? – zapytała.
Skinął słabo głową.
- Dlaczego? Jak?
- Byłem związany z lustrem. Tak długo korzystałem z jego mocy, że nie mogę już bez niego żyć. – powiedział cicho. – Kristen…
Wyciągnął do niej rękę w błagalnym geście. Odwróciła się od niego, żeby odejść, ale coś ją powstrzymało. Spojrzała na niego przez ramię.
- Co?
- Kocham cię – powiedział – Zawsze cię kochałem i dlatego to wszystko robiłem. – wychrypiał – Nie mogłem znieść myśli, że kochasz innego…
- Ale ja kocham innego! – krzyknęła – Kocham Marka i zawsze go kochałam.
- Wiem…
- Wiesz? I dlatego postanowiłeś uczynić swoją ukochaną najnieszczęśliwszą osoba na ziemi? Dlatego oddzieliłeś mnie od Marka i zmusiłeś do bycia ze sobą? – pytała jednym tchem – To nie jest miłość, Marcus, to jest choroba. Ty mnie nie kochałeś! Ty kochałeś się nade mną znęcać.
- Kristen… - wychrypiał cicho – to nie tak…
Potrząsnęła głową. Nie chciała słuchać jego wyjaśnień. Nie obchodziło jej co ma do powiedzenia. Był jej najgorszym koszmarem i wiedziała, że na zawsze nim pozostanie.
- Wiesz, że od czasu do czasu odzyskiwałam przytomność umysłu i wtedy płakałam? – zapytała patrząc mu w oczy.
- Nie wiedziałem – przyznał  - myślałem, ze iluzja sił nieczystych jest bezbłędna. Myślałem, ze będziesz w niej szczęśliwa.
- Nie mogłam być w niej szczęśliwa. To nie było życie! – krzyknęła – To był jakiś idiotyczny film, który przewijał się w mojej głowie. Jakiś koszmar…
Odwróciła się, żeby odejść, ale złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Pocałował ją. Spoliczkowała go mocno. Zamknął oczy. Wiedział, że nie powinien tego robić. Zobaczył stojącego za nią Marka. Widział, że jest wściekły i wiedział, że gdyby nie był umierający, to Mark w tej chwili znalazłby sposób, żeby go zabić.
- Pozwól mi zrobić jedną rzecz, żeby odkupić choć trochę moich win – poprosił Marcus patrząc Kristen w oczy.
Poczuła na sobie rękę Marka.
- „Zostaw go” – powiedział do jej myśli. – „Nie jesteś mu nic winna
- „Poczekaj chwilę” – odparła i skinęła na Marcusa.
Po chwili poczuła delikatne mrowienie w okolicy serca.
- Co ty zrobiłeś? – zapytała.
- Oddałem ci twoją duszę. – powiedział, a po policzku spływała mu łza. – Bądź szczęśliwa. 
Opadł na ziemię. Jego oczy były szeroko otwarte i całkowicie czarne.
- To koniec? – wyszeptała Kristen. Jej ręce się trzęsły. Nie mogła uwierzyć, że koniec jej koszmaru właśnie nadszedł. Mark przytulił ją mocno.
- Tak – wyszeptał. Poczuł jak wstrząsa nią szloch.
- Jestem wolna… - wychrypiała zarzucając mu ręce na szyję.
………
Adam z trudem dźwigał lustro. Było cięższe niż kiedyś, albo przytłaczało go poczucie winy. Może złożona Marcusowi przysięga próbowała go powstrzymać przed tym, co planował zrobić… Podszedł do znajomych drzwi i uśmiechnął się lekko.
Pamiętał jak długo szukał w pamięci momentu, kiedy po raz kolejny zobaczył swoje skradzione drzwi. Teraz wreszcie wiedział kto je ukradł i dlaczego. Nie podejrzewał Evana o tak rozległą wiedzę na temat luster. Nie wiedział, że jest aż tak doświadczony. Nigdy o tym nie rozmawiali. Evan dobrze zrobił zabierając mu te drzwi. Domyślił się co będzie niszczycielem i ukradł je na dzień przed tym, jak pojawił się u niego Damen żądając wydania tych drzwi. Dopiero teraz Adam zaczynał kojarzyć fakty. Przez wiele lat nie rozumiał wściekłości Damena, kiedy mu odmówił i zaproponował inne drzwi. Nie rozumiał dlaczego tak dużo czasu zajęło mu poskładanie tego wszystkiego do kupy. Dlaczego zorientował się w tym dopiero w fabryce, kiedy kazał chłopakom uciekać.
Przypomniał sobie wtedy, że jeśli twórca pominie ten etap, to lustro podczas tworzenia zawsze znajduje sobie coś, co może je zniszczyć i każe zapisać twórcy w dzienniku sposób zniszczenia. Wiedział też, że lustro nie ma żadnego wpływu na to w jaki sposób i na której stronie zostanie to zapisane. Dlatego notatki Damena były tak chaotyczne i zagmatwane. Musiał się bardzo bronić przed napisaniem tego, ale nie miał wyboru. Dobrze o tym wiedział. To samo dotyczyło wszystkich luster. Wszyscy ich twórcy o tym wiedzieli.
Adam uśmiechnął się do siebie i postawił lustro szkłem w stronę drzwi. Usłyszał trzaski, a po chwili brzęk tłuczonego szkła. Uśmiechnął się, do siebie.
- Nie! – usłyszał krzyk Marusa.
Zaśmiał się głośno.
- Zdrajca! – krzyknął Marcus. Adam usłyszał jak osuwa się na ziemię. Wiedział, że nie ma dużo czasu. Wiedział, że zbliża się i jego koniec. Złamał przysięgę daną Marcusowi. Musiał umrzeć. Zapragnął zrobić jeszcze jedną rzecz. Chciał jej wszystko wyjaśnić.
- Alice! – krzyknął.
Usłyszał kroki. Wiedział, że biegnie do niego. Upadł na kolana. Był co raz słabszy.
Alice podbiegła do niego i uklęknęła. Wzięła jego twarz w dłonie i zmusiła do spojrzenia na siebie. Zmusił się do uśmiechu.
- Przyszłaś – powiedział słabo.
Alice skinęła głową. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Nie rozumiała co się dzieje, dlaczego Adam był tak słaby.
- Tobias! – chciała krzyknąć, ale głos uwiązł jej w gardle.
Tobias był jej jedyną nadzieją. Mógł pomóc Adamowi. Był uzdrowicielem. Jednym z najlepszych. Musiał sobie dać z tym radę.
Adam złapał ją za rękę.
- Nie – powiedział głaszcząc ją kciukiem po policzku – On mi nie pomoże.
- Jak to? – zapytała.
- Złożyłem Marcusowi przysięgę. – powiedział.
Alice patrzyła na niego zdziwiona. Mogła się po nim spodziewać wszystkiego, ale nie takiej głupoty. Bo jak inaczej to nazwać, jeśli nie głupotą? Jak inaczej można było nazwać?
- Dlaczego? – zapytała z trudem powstrzymując łzy.
- To był jedyny sposób. – powiedział  - Musiałem ocalić chłopaków. Wiedziałem, że Marcus ich zabije, jeśli tylko uda mu się ich złapać. Musiałem tam zostać, a potem musiałem tu przybyć z lustrem, żeby je zniszczyć. Gdybym nie obiecał mu pomocy w zniszczeniu drzwi, zabiłby mnie i lustro nigdy nie mogłoby być zniszczone. – westchnął – Tylko ja mogłem je zniszczyć. Beze mnie bylibyście skazani na wieczne usiekanie przed Marcusem. Nie mogłem na to pozwolić.
Alice patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Łzy płynęły jej po policzkach.
- Co zrobiłeś? – zapytała – Co ty najlepszego zrobiłeś?!
Adam złapał ją za ręce.
- Jeśli ktoś musiał odejść, żebyście wy byli wolni, to trudno. – powiedział. – Cieszę się, że to mogłem być ja, a nie Mark albo Darren albo Tobias. Cieszę się, że oni mają szansę na szczęście na które zasługują.
- A ja? – wychrypiała przez łzy.
- Ty też – powiedział cicho. – Ty też masz szansę na szczęście. Nie ze mną, niestety, co mnie bardzo boli, ale czuję, że pokochasz jeszcze kogoś. Ja byłem ci dany tylko na chwilę i tylko w ten sposób mogłem spróbować odkupić swoje winy.
- I odkupiłeś. – powiedział głos, którego źródła nie mogli zlokalizować.
- Ryan? – Alice obejrzała się za siebie.
- Tak – powiedział cicho. – Marcus właśnie stał się posiłkiem moich towarzyszy, a ja… Mam dla was wszystkich prezenty od duchów, które są wdzięczne za uwolnienie ich od władzy Marcusa i od konieczności słuchania jego poleceń.


poniedziałek, 25 lutego 2013

Odbicie 36 - Zdrajca

Marcus co raz mocniej ściskał Marka za gardło, jakby liczył na to, że w ten sposób będzie mógł go zabić własnoręcznie.
Nad horyzontem pojawiła się na ułamek sekundy żółta łuna.
Jeremy wpatrywał się w Marcusa, próbując iluzją wpoić mu, że właśnie dusi Kristen. Puścił Marka. Ten otrzepał się i cofnął kilka kroków. Złapał Kristen za rękę i przyciągnął mocno do siebie. Pocałował ją przelotnie i postawił za swoimi plecami, jakby chciał ją chronić.
- Mark – wyszeptał Jeremy – pomóż.
Błysnęło srebrzyste światło. Mark zatrzymał czas dla Marcusa dając Jeremy’emu możliwość odpoczęcia. Czerwone chmury kłębiły się nad jego głową i powoli zaczynały go dosięgać. Wiedział, że dużo dłużej nie wytrzyma. Poczuł na sobie czyjąś rękę. Nagły przypływ energii dodał mu sił i sprawił, że chmury odsunęły się od niego. Spojrzał na swoje ramię, a potem przeniósł wzrok na właściciela ręki. Darren uśmiechnął się do niego i wzruszył ramionami.
- Ponoć niezły ze mnie wzmacniacz – powiedział.
Mark zaśmiał się, ale po chwili jego twarz spoważniała. Czerwone chmury znów się przebijały.
- Jeremy? – zapytał cicho.
- Nie mogę. Nie zregenerowałem się jeszcze – odparł.
- Tobias! – krzyknął Mark – Jesteś tu potrzebny.
Po chwili u jego boku pojawili się Tobias i Eve.
- „Dotarło?” – zapytał Darren w myślach.
Tobias uśmiechnął się szeroko i skinął głową.
- „Nareszcie. Odporny jesteś na wiedzę jak nikt inny” – skwitował Darren i głośno dodał – Mógłbyś się przydać – powiedział wskazując głową Marcusa i czerwone chmury nad głową Marka. – Jeremy nam się wypstrykał. Mark słabnie. Zostałeś ty i Eve.
- I ja – powiedziała Kristen.
- Tak, ty też. – odparł Darren - Nie wiem co zrobimy jak i wy osłabniecie…
Tobias zignorował pesymistyczną uwagę Darrena i skinął na Marka. Po chwili purpurowa łuna zaświeciła w pokoju. Tobias próbował iluzji. Mark opadł na kolana. Był słaby. Kristen uklęknęła przy nim i przez chwilę  Próbowała go namówić, żeby się cofnął, żeby nie stał w pierwszym rzędzie, ale nie dał się przekonać. Podniosła się i spojrzała na Tobiasa. Był blady.
- Eve! – krzyknęła – Musimy mu pomóc.
Eve złapała Darrena za rękę i położyła ją na ramieniu Tobiasa. Złapała go za drugą rękę.
Purpurowa a chwilę po niej zielona łuna rozświetliły pokój. Tobias odetchnął głęboko. Pomoc była mu potrzebna, ale nie chciał o nią prosić. Skinął z wdzięcznością do Kristen. Czerwone chmury wciąż nerwowo kłębiły się pod sufitem starając się do nich zbliżyć, ale iluzja była zbyt silna. Kristen podeszła bliżej do Marcusa.
- Co robisz? – zapytała Eve
- Chcę go w końcu zabić – powiedziała – Przez niego mało co nie zabiłam kiedyś Marka. Gdyby nie ty, nie byłoby go z nami.
Eve przypomniała sobie iluzję Kristen w Central Parku. Pamiętała, że zawróciła wtedy Marka z drogi w zaświaty. Skinęła głową na Kristen.
Zielona łuna pojawiła się ponownie. Tym razem mocniejsza. Kristen powoli szła w kierunku Marcusa, a Eve i Tobias tworzyli iluzję, w której Marcus widział jak Kristen zbliża się do niego, żeby go pocałować. Byli zadowoleni ze swojego pomysłu. Tobias podszedł do Eve i złapał ją za rękę. Poczuła dodatkowy przypływ energii. Przysunęła się do niego i oparła głowę na jego ramieniu. Objął ją w pasie i przyciągnął mocniej do siebie wciąż nie spuszczając Marcusa z oka i skupiając cię na iluzji. Nagle Kristen upadła na podłogę.
Mark poderwał się i podbiegł do niej po drodze trącając Tobiasa i Eve. To wytrąciło ich z równowagi. Na chwilę stracili koncentrację i czerwone chmury otoczyły ich ciasno. Eve przylgnęła całym ciałem do Tobiasa. Bała się. Nie chciała odchodzić. Nie chciała umierać. Nie chciała też żyć bez niego. Wiedziała, że ma przed sobą całe życie i nie byłą gotowa go kończyć.
- Ryan! – krzyknęła na całe gardło – Teraz!
Czerwone chmury odsunęły się nieco od nich. Duchy zaczęły szeptać między sobą. Kątem oka Eve zauważyła, że Adam się porusza.
Alice patrzyła na wszystko z dystansu. Jako teleporter nie mogła pomóc w tworzeniu iluzji, więc postanowiła nie przeszkadzać. Teraz, kiedy zauważyła, że dzieje się coś dziwnego zbliżyła się do wszystkich. Zauważyła, że Adam szamocze się z wielkim, półprzezroczystym przedmiotem. Rozpoznała w nim lustro Damena. Nie wiedziała tylko dlaczego jest półprzezroczyste.
Adam podniósł lustro i potrząsnął nim. Stało się zupełnie widoczne i materialne. Powoli ruszył korytarzem w kierunku dawnej sali ćwiczeń. Alice ruszyła za nim, ale Jeremy ją zatrzymał.
- Musi iść sam – powiedział.
Alice spojrzała na niego zdziwiona i  próbowała mu się wyrwać, ale Jeremy nie puszczał. Złapał leżący na podłodze dziennik Damena i postukał palcem w jedną ze stron.
- Czytaj. – powiedział cicho.
Alice przez chwilę przypatrywała się tekstowi, ale nie mogła zrozumieć jego sensu.
- Tu jest napisane, że lustro może zniszczyć konstruktor i zdrajca. – powiedziała. – Ale dlaczego Adam?
Jeremy uśmiechnął się lekko.
- Wiem, że on konstruował lustro z Damenem, ale kto jest zdrajcą? – zapytała
- Adam. – odparł Jeremy.
- Co?
- Kiedy Damen próbował wrzucić cię na drugą stronę lustra, Adam go zwymyślał i odszedł mówiąc, że nigdy więcej nie wróci i mu nie pomoże. Lustra nie lubią, kiedy ktoś je porzuca podczas tworzenia. Taki ktoś staje się dla nich zdrajcą i najczęściej jedyny przedmiot który może je zniszczyć należy właśnie do tego zdrajcy.
Alice spojrzała w stronę Adama, ale nic nie widziała w ciemnym korytarzu. Nie wiedziała co tam się dzieje. Chciała tam iść.
- Nie możesz mu przeszkadzać. Musi to zrobić sam – powiedział Jeremy.
- Dlaczego?
- Takie są zasady – powiedział.
Alice niechętnie odwróciła się, żeby spojrzeć co się dzieje z jej przyjaciółmi. Eve i Tobias wciąż walczyli z czerwonymi chmurami, które raz zbliżały się do nich, a raz oddalały.
- Co się dzieje, Eve? – zapytała
- Ryan… – wysapała – …walczy z Marcusem o utrzymanie kontroli nad ciemnymi mocami. Musimy się mieć na baczności.
Marcus stał przed nimi z napiętą twarzą i uniesionymi do góry rękami, które co jakiś czas wyrzucało przodu. Wtedy siły ciemności atakowały ich i musieli stawiać tarczę iluzji. Co chwilę pojawiały się więc purpurowe łuny. Darren wciąż stał za nimi i trzymał ręce na ich ramionach. Alice widziała, że cała trójka słabnie. Byli bladzi i ledwo trzymali się na nogach. Rozejrzała się. Mark i Kristen byli w drugim końcu pokoju. Wiedziała, że nie zdąży się teleportować z nimi wszystkimi i zamknąć portalu zanim ciemne moce ich dopadną. Wiedziała też, że Darren nie będzie miał siły, żeby zabrać stąd Tobiasa i Eve. Spojrzała na Jeremy’ego. Wstał i podszedł do niej.
- Musimy mieć plan ucieczki – powiedziała.
Jeremy skinął głową.
- Dasz radę wziąć dwójkę? – zapytała. – Ja mogę zabrać tych troje – skinęła głową w kierunku Darrena, Eve i Tobiasa. – Ty zająłbyś się Markiem i Kristen.
- A co z Adamem? – zapytał.
Alice zesztywniała. Jak mogła zapomnieć o Adamie?
- Nie pomyślałam o nim. – powiedziała – Ale on sam jest teleporterem… - próbowała się pocieszać w myślach. Wiedziała, że nie mają szans go uratować i wiedziała, że Adam jest na tyle słaby w teleportacji, że prawdopodobnie nie będzie w stanie przerzucić nawet samego siebie w sytuacji stresowej. Westchnęła. Był ofiarą, którą musieli złożyć, żeby przeżyć.
- Skoro tak mówisz… - powiedział Jeremy i udał się w stronę Marka i Kristen.
- Nie! – krzyknął Marcus.


Odbicie 35 - Wątpliwości

Wpatrywali się w sufit. Alice poruszała się niespokojnie. Nie mogła sobie tego ułożyć w głowie. Wiedziała, że Adam żyje, czuła przy sobie jego duszę. Jednocześnie wiedziała o Marcusie tyle, że była pewna, że nie ocalił Adama bez powodu. Musiał zażądać czegoś w zamian, a jeśli Adam mu to dał, to czyniło go zdrajcą, przeciwnikiem. Nie mogła w to uwierzyć. Każdy z tu obecnych zdradziłby prędzej niż on. Był chyba najuczciwszą osobą w całek koalicji ponad trzystu Zwierciadeł. Westchnęła głęboko. Bała się tego, czego może się za chwilę dowiedzieć. Zaczęła się trząść. Po chwili poczuła kojący dotyk czyichś rąk. Odwróciła się. Darren pochylił się w jej stronę.
- Nie bój się, nie pozwolę Marcusowi cię skrzywdzić… - wyszeptał.
- Nie boję się Marcusa… - powiedziała – Boję się czego mogę się dowiedzieć o Adamie.
Darren westchnął odsuwając się nieco od niej.
- No tak… - wychrypiał – Kochasz go…
- Nie wiem czy go kocham – odpowiedziała – Nic już nie wiem. Jeśli go kocham, to dlaczego nie kazałam Marcusowi zabić tamtej dziewczyny? Nie wiem co się ze mną dzieje. Byłam przekonana, że to on jest mi pisany, ale…
 Darren przez chwilę zastanawiał się co powinien zrobić. Nie był pewien czy powinien ją pocieszać czy zaprzeczyć wszystkiemu co mówi. Wiedział, że nie chce, żeby kochała Adama. Chciał, żeby pokochała jego. Kiedy tylko się do niej zbliżał, czuł nieodparte przyciąganie i miał nadzieję, że ona kiedyś poczuje to samo. Nie wierzył, że nie jest zdolna do miłości. Uważał, że po prostu jeszcze jej nie spotkała.
Objął ją mocno i przyciągnął do siebie.
- Może po prostu jeszcze nie znalazłaś miłości? – powiedział cicho.
Alice odwróciła się i spojrzała na niego. Niebieskie oczy wpatrywały się w nią, jakby chciały jej coś powiedzieć. Darren przesunął dłonią po jej plecach. Uśmiech pojawił się na jej twarzy. Nie mogła go powstrzymać. Nie rozumiała tego. Poczuła, że ktoś ją odwraca, spojrzała na niego z wyrzutem, ale Mark skinął głową w stronę przeciwległej ściany pod którą rysowały się powoli trzy sylwetki. Alice strąciła ręce Darrena ze swoich bioder i podeszła krok do przodu.
Adam stał po prawej ręce Marcusa. Nie patrzył na nią, ale widziała, że jego oczy są szare. Nie mogła rozgryźć wyrazu jego twarzy. Podeszłą krok bliżej. Adam spojrzał na nią, jakby chciał ją ostrzec, ale po chwili odwrócił wzrok. Nie rozumiała czemu nie chce na nią spojrzeć. Chciała coś powiedzieć, ale nie zdążyła się odezwać.
- Kristen! – krzyknął Mark i rzucił się w kierunku ukochanej.
- Nie! – Kristen próbowała się wyrwać z objęć Marcusa. Chciała chronić Marka, wiedziała, że Marcus będzie chciał go zabić. Była tego pewna. Mark dobiegł do niej i wziął ją w objęcia nie zważając na to, że Marcus stoi tuż obok i wciąż trzyma ją za rękę. Pocałował ją mocno. Kristen opierała się przez chwilę, ale bliskość Marka i uczucie, jakie od niego biło szybko sprawiły, że całe jej samozaparcie gdzieś zniknęło. Wplotła palce wolnej ręki w jego włosy i zapomniała o całym świecie, kiedy muskała wargami jego usta.  Byłą tak szczęśliwa, że mogła latać. Nagle coś przerwało jej szczęście. Otworzyła oczy. Marcus trzymał jedną rękę na gardle Marka, drugą wciąż odciągał ją od niego.
- Jeszcze jeden raz położysz łapy na mojej Kristen… - wysyczał przez zęby Marcus.
- Nic co mu zrobisz nie będzie dla niego większą karą niż odebranie mu Kristen – powiedział spokojnie Tobias, widząc, że Mark nie może oddychać i nie wykrztusi z siebie słowa. Eve przysunęła się do niego bliżej.
- Dlaczego uważacie, że nie mogę go zabić? – zapytał.
Kristen stała obok niego i łkała głośno.
- Nie zabijaj go! – krzyczała przez łzy  - Będę twoja!
- Nie! – wychrypiał Mark – Nie możesz, to będzie gorsze niż śmierć…
- Jakież to romantyczne…  - mruknął Marcus.
Eve poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Zrobiło jej się cieplej. Spojrzała w bok i zobaczyła, że dłoń nie należy do Tobiasa. Spodziewała się tego, pamiętając ostatnią wizję, ale zdziwiło ją, że tym razem poczuła to inaczej. Uczucie, które ją ogarnęło było podobne do tego, które nawiedzało ją teraz w obecności Marka. Znacznie bardziej przyjacielskie niż we śnie. Nie wiedziała dlaczego tak się stało, ale podejrzewała, że za pierwszym razem po prostu miała nadzieję, że ta ręką należy do Tobiasa i jej ciało zareagowało zgodnie z oczekiwaniami.
- „Lustro tu jest” – powiedział wprost do jej myśli Darren ściskając ją lekko za ramię.
- „Skąd wiesz?” – zapytała.
- „Domyśliłem się w końcu co może oznaczać tak ogromna koncentracja ciemnych mocy w jednym miejscu. Ma je przy sobie. Zawsze.”
Eve rozejrzała się.
-„ Nie widzę” – powiedziała.
- „Może ciemne moce sprawiają, ze jest niewidzialne” – wyszeptał Darren.
Eve skinęła. Wiedziała, że siły ciemności pozwalają niemal na wszystko. Nic nie wydawało się już nieprawdopodobne.
- „Jesteś pewien, że lustro tu jest?” – zapytała spoglądając na niego.
Darren przytaknął.
Eve przez chwilę zastanawiała się jak zmusić Marcusa do ujawnienia lustra. Wiedziała, że bez tego nie uda im się go zniszczyć. Potrzebowała pomocy. Pomocy kogoś, kto ma wpływ na duchy, na ciemne moce. Zamknęła oczy.
- „Ryan!” – powiedziała w myślach starając się odnaleźć gdzieś w pustce energię brata. Nikt jej nie odpowiedział, ale mówiła dalej. – „Spróbuj zmusić duchy, żeby ujawniły lustro.”
Przez chwilę nasłuchiwała odpowiedzi, ale jej nie otrzymała. Westchnęła cicho.
- „Ryan, to bardzo ważne.” – powiedziała – „Wiem, że masz nad nimi władzę. Wiem, że Marcus też ją ma, ale chwilowo jest rozproszony i masz szansę. Pomóż nam, proszę… ”
Otworzyła oczy. Darren wciąż stał tuż obok niej i wpatrywał się w nią pytająco.
 - Co ty robiłaś? – zapytał – wyglądałaś jakbyś miała odlecieć za chwilę.
Eve uśmiechnęła się lekko, wiedząc, że prawdopodobnie udało jej się skontaktować z Ryanem, a przynajmniej zostawić mu wiadomość. Chciała odpowiedzieć Darrenowi, ale zakręciło jej się w głowie. Darren złapał ją i uchronił przed upadkiem. Tobias natychmiast odbiegł od nich.
-  Zabieraj od niej łapy! – warknął biorąc Eve na ręce. – Co jej zrobiłeś?
- Ja ją tylko złapałem.  – powiedział.
- Dlaczego zemdlała? – zapytał zdenerwowany Tobias. Ręce mu się trzęsły.
- Nie wiem. Gadała coś do Ryana w myślach. – Darren wzruszył ramionami.
Tobias przez chwilę zastanawiał się jak Eve mogła się kontaktować z Ryanem, skoro ten był w świecie duchów, ale po krótkich rozważaniach doszedł do wniosku, że musiała mieć z nim jakąś łączność, skoro byli rodzeństwem.
- Czy ty zawsze musisz wpychać łapy w nieswoje sprawy? – warknął na Darrena.
- O co ci chodzi? – zapytał Darren – To ty zawsze odbierałeś mi przyjemności. Wystarczyło, że się pojawiłeś, a wszystkie dziewczyny leciały do ciebie. Nie miałem z tobą szans…
- Żartujesz? – zdziwił się Tobias. – Przecież wszystkie dziewczyny zawsze pociągała wyłącznie twoja buzia… Ja się nie liczyłem…
- Dopóki się nie odezwałeś. – warknął Darren.
- Nie panowałem nad tym! – powiedział – Gdybym mógł, wyłączyłbym to. Dobrze wiesz, że nigdy nie zależało mi na dziewczynach. Chciałem tylko odnaleźć ją – wskazał ruchem głowy Eve – Tylko na tym mi zależało. Na jej jedynej, która pokocha mnie takiego, jakim jestem i nie będzie chciała mnie zmieniać.
Darren westchnął. Znał pragnienia Tobiasa dobrze. Znali się od wielu lat i razem przechodzili przez nauki u Adama. Byli przyjaciółmi, mieli podobne poczucie humoru. Lubili się, mimo, że rywalizowali czasem o dziewczyny i dla zabawy próbowali je sobie odbijać, on używając wyłącznie swoich cech fizycznych, a Tobias przy użyciu swoich nadprzyrodzonych zdolności. Zawsze wygrywał Tobias, mimo, że obaj dobrze wiedzieli, że Darren jest zarówno przystojniejszy, jak i lepiej zbudowany. Głos Tobiasa hipnotyzował każdą kobietę.
- Darren, zawsze byłeś dla kobiet atrakcyjniejszy ode mnie – powiedział – Do tej pory boję się, że kiedyś mogę z tobą przegrać… Zwłaszcza teraz, kiedy oddałem swoje moce.
- Oddałeś moce? – zdziwił się Darren.
- Tak. Dla niej. – przycisnął na chwilę usta do czoła Eve - Dlatego bardzo cię proszę, zostaw mi Eve. Nie próbuj mi jej odebrać…
Darren spojrzał na niego zszokowany. Nigdy nie przypuszczał, że Tobias może mieć kompleksy na jego punkcie. Nigdy nie podejrzewał, że miał go za godnego rywala. Zawsze myślał, że się z niego nabija. Spojrzał na niego.
- Tobias, nigdy bym ci tego nie zrobił. – westchnął – Myślałem, że znasz mnie na tyle.
Tobias przytaknął lekko, ale wciąż nie wyglądał na przekonanego.
- Czy ty kiedyś widziałeś jak ona na ciebie patrzy? – zapytał Darren – Nawet gdybym nie wiem jak starał się ją odbić, nie zwróciłaby na mnie uwagi. Zrozum wreszcie, że ona cię kocha. Wcale nie mniej niż ty ją. – Uśmiechnął się.
Tobias spojrzał niepewnie na Eve a potem znów na Darrena.
- Kocha cię. Dwa razy przeżyła twoją śmierć i dwa razy wyciągała cię z zaświatów, żeby z tobą być. – powiedział – Nie wiem jak możesz jeszcze mieć wątpliwości.
Tobias uśmiechnął się lekko i skinął głową.
- Ja też nie wiem… - powiedział.
- W życiu bym nie przypuszczał, że ta cała twoja pewność siebie rozsypie się przy jednej dziewczynie. – roześmiał się.
- Tu nie chodzi o pewność siebie – odparł cicho Tobias – Ja nie zasługuję na nią. Nie zasługuję na jej miłość.
- Żartujesz, prawda? – zapytał – Na miłość nie można zasługiwać albo nie. Ona po prostu jest. Nie kocha się nikogo dlatego, że coś zrobił. Kocha się go, bo po prostu jest.
Tobias kręcił głową.
- Przecież Eve pokochała cię nie mając pojęcia o tobie. Nie wiedziała o tobie nic poza tym jak się nazywasz, a już coś ją do ciebie ciągnęło.
- Skąd wiesz? – zapytał Tobias.
- Ma opuszczoną zasłonę myśli – powiedział Darren uśmiechając się lekko. – Radzę, żebyś z tego skorzystał i powspominał trochę patrząc na to wszystko z innej perspektywy. Możesz się dużo dowiedzieć o sobie i o tym jak od samego początku na nią działałeś. – rozszerzył uśmiech widząc jak Tobias zaczyna się łamać – Połóż ją na łóżku i zajmij się powoli jej leczeniem. Pozwól, że ja wrócę do Marcusa – powiedział i odwrócił się do niego plecami. 

piątek, 22 lutego 2013

Odbicie 34 - Gdzie Adam?

Tobias wpatrywał się pytająco w Eve. Zamknęła na chwilę oczy i wzięła głęboki oddech. Chciała mu jak najlepiej opowiedzieć co widziała.
- Byłam w Nowym Jorku… – Zaczęła, ale on jej przerwał.
- Eve, czy jest coś, czego nie chcesz mi powiedzieć albo pokazać? – zapytał – coś co widziałaś albo czułaś?
- Dlaczego pytasz?
- Bo mogłabyś mi to zwyczajnie pokazać… - uśmiechnął się.
Zastanowiła się przez chwilę, ale uznała, że nie widziała ani nie robiła w iluzji nic, co mogłoby się nie spodobać Tobiasowi.
- Nie wpadłam na to. – zaśmiała się i opuściła zasłonę iluzji.
Tobias milczał dłuższą chwilę po tym jak jej wspomnienie się skończyło.
- Eve… - zaczął i prawie natychmiast urwał. Spojrzała na niego zdziwiona. Jego oczy były szare.
- Co się stało? – zapytała.
- Darren. – wychrypiał – Podoba ci się?
Potrząsnęła głową.
- Skąd ci to przyszło do głowy? – podeszła do niego i przesunęła palcem po feniksie na jego szyi. – Ty mi się podobasz. – powiedziała cicho zmysłowym głosem.
- Eve, czułem to, co ty, kiedy cię dotknął. – odsunął się od niej.
- I masz zamiar mnie z tego rozliczać? – zapytała. – To uczucie to było nic w porównaniu do tego, co czuję przy tobie. – przywołała wspomnienie sprzed chwili z ich garderoby. – Widzisz?
Pokręcił głową.
- Nie podoba mi się to, że dotyk innych mężczyzn tak na ciebie działa. – powiedział.
Podeszła do niego, wspięła się na palce i pocałowała go. Potem objęła go w pasie i przytuliła się do niego mocno. Nic nie mówiła. Wiedziała, że słowa go nie przekonają, nie teraz. Przelewała na niego całą swoją miłość. Czekała aż jego serce zwolni, aż jego rytm się uspokoi.
 - Kocham cię – powiedziała w końcu – Nikogo innego tylko ciebie, Tobias…
Podniosła na niego wzrok. Jego twarz złagodniała.
- Byłeś zazdrosny? – zapytała.
Skinął głową i uśmiechnął się lekko.
- Chyba nie mogę znieść myśli o tym, że kiedyś znajdziesz kogoś, kto bardziej zasługuje na kogoś takiego, jak ty… - wychrypiał wtulając się w jej szyję.
- Nie ma nikogo takiego – powiedziała i zmusiła go, żeby na nią spojrzał. – Jesteśmy dla siebie stworzeni, rozumiesz? Zawsze będziemy razem. Ty i ja. Eve i Tobias. Zawsze!
Uśmiechnął się i przytulił ją mocno.
- Przepraszam – wychrypiał – robię ci wyrzuty o coś co się jeszcze nie stało…
- Tak, to idiotyczne – powiedziała – Masz rację.
Zaśmiał się głośno.
- A teraz chodźmy po Alice i zabierajmy się do Nowego Jorku. Jeśli chcemy zniszczyć lustro, musimy tam na nie poczekać.  – Pociągnęła go w stronę drzwi.
- Musimy wziąć też Jeremy’ego i dziennik Damena, gdyby coś poszło nie tak. – powiedział
Skinęła głową i razem wyszli na korytarz. Zapukali do pokoju Alice. Nie odpowiadała więc weszli bez pukania. Siedziała na parapecie okiennym. Nogi wystawiła na zewnątrz i wpatrywała się w gwiazdy.
- Alice! – krzyknęła Eve.
- O, cześć! – odwróciła się do nich -  Nie zauważyłam was. – powiedziała uśmiechając się szeroko i zeskakując z parapetu.
- Eve miała wizję – powiedział Tobias, musimy się zbierać so Nowego Jorku.
- Wracamy do mieszkania Evana? – zapytała.
Oboje skinęli głową.
- Musimy wziąć jeszcze Jeremy’ego – powiedział Tobias.
- Tak, nikt nie ma takiej wiedzy o lustrze jak on. – zgodziła się Alice – to znaczy, Adam miał, ale nie mamy pojęcia gdzie on jest, prawda?
Pobiegli do pokoju Jeremy’ego i zaczęli mocno stukać w drzwi. Wiedzieli, że będzie wściekły. Chciał mieć trochę spokoju i prywatności. Po dłuższej chwili otworzył drzwi. Oczy miał przekrwione z gniewu.
- Czego?! – zapytał łapiąc Tobiasa za gardło.
Eve opuścił zasłonę myśli i pokazała mu co widziała. Jego uścisk powoli rozluźniał się. Tobias odzyskiwał możliwość oddychania. Kiedy Jeremy opuścił rękę, zaczął rozcierać sobie szyję.
- Masz niezły uścisk chłopie – powiedział klepiąc go po ramieniu.
- A teraz idź i załóż coś więcej na siebie, bo nie wiem czy chcesz podróżować w samych majtkach! – powiedziała Alice. – Za pięć minut ruszamy.
Jeremy zniknął za drzwiami i po chwili wyszedł w pełni ubrany. Tobias wziął Eve za rękę, a Alice wyciągnęła dłoń do Jeremy’ego. Parami weszli do otwartych portali przestrzeni.
…..
Znaleźli się w salonie mieszkania Evana. Rozejrzeli się niepewnie nie wiedząc czego się spodziewać. Eve kątem oka zauważyła ruch w korytarzu prowadzącym do jej dawnego pokoju. Odwróciła się w tamtą stronę. Ktoś uciekał w stronę wiktoriańskich drzwi. Znała tę sylwetkę bardzo dobrze.
- Mark! – krzyknęła.
Zatrzymał się i odwrócił powoli.
- Eve? – zapytał niepewnie – To ty?
- Tak. – Odparła. – Wszystko w porządku. Jest ze mną Tobias, Alice i Jeremy. Przyszliśmy tu, bo wiemy, że niedługo będzie tu lustro.
Mark podszedł do niej powoli.
- Skąd wiesz? – zapytał
- Miewam wizje, pamiętasz? – uśmiechnęła się.
Jakże mógłby zapomnieć. Jej pierwsza wizja przerwała ich pocałunek w czasach, kiedy jeszcze myślał, ze ją kocha. Skinął głową.
- Darren! – krzyknął – Wychodź, wszystko w porządku.
Kiedy czarna czapka pojawiła się  korytarzu Tobias przysunął się do Eve i objął ją mocno. Czuła, że jest spięty. Przejechała palcem po jego dłoni.
- „Kocham cię” – powiedziała do jego myśli. Rozluźnił się odrobinę, pochylił głowę i musnął ustami jej ucho
- „Ja ciebie też…” – odpowiedział jej.
- Gdzie Adam? – zapytała nagle Alice.
Mark i Darren spojrzeli na siebie nie bardzo wiedząc jak mają jej powiedzieć, że Adam najprawdopodobniej umarł.
- Nie żyje – powiedzieli jednocześnie.
Alice pokręciła przecząco głową i położyła rękę na sercu.
- Gdyby nie żył, to bym wiedziała – uśmiechnęła się. – Oddał mi kiedyś duszę.
Darren spojrzał zdziwiony na Marka.
- Nie wiem w takim razie co się stało. Powinien był zginąć. Został, żeby odciągnąć Marcusa i dać nam szansę ucieczki. Prosił, żebym ci coś powtórzył – opuścił zasłonę myśli i pokazał jej ostatnie wspomnienie Adama.
Alice otworzyła szeroko usta. Nie wiedziała co o tym myśleć.
- Co się z nim stało w takim razie? – zapytała Alice – Jeśli Marcus go nie zabił?
- Zaraz się dowiemy – powiedział Tobias wskazując sufit pod którym kłębiły się już czerwone chmury.