Me

Me

piątek, 29 marca 2013

Underground 19


Robin siedzi przy biurku. Głowę ma opartą na ręku i przerzuca jakieś dokumenty. Kiedy wchodzę podnosi wzrok i natychmiast podbiega do mnie.
Jestem bliska płaczu. Abby. Ona naprawdę kochała Jacka. Nie wiem dlaczego zrezygnowała z miłości.
Łzy napływają mi do oczu. Nie chcę sobie nawet wyobrażać co czuła odchodząc od niego wtedy. Nie chcę.
Robin obejmuje mnie mocno. Jego koszula szybko robi sie mokra od moich łez.
- Co się dzieje? – pyta cicho.
Kręcę głową. Nie mogę teraz o tym rozmawiać. Jack mnie zamorduje, jeśli natychmiast nie wrócimy do niego.
- Jack cię wzywa.
- I przysłał ciebie? Dlaczego?
- Bo nie mamy mentora. – wyjaśniam - Katie przyszła się kłócić o uwolnienie Iana.
- Co?! Po moim trupie! – łapie mnie za rękę i ciągnie do gabinetu Jacka.
Nie puka. Wchodzi.
- Nie ma mowy! – krzyczy od progu – Nie uwolnię go.
Katie wymownie patrzy na nasze splecione ręce. Próbuję się wyrwać z jego uścisku, ale za mocno mnie trzyma i nie mogę.
- Musisz – odzywa się w końcu Jack także patrząc nienawistnie na nasze dłonie.
Znowu próbuję się wyrwać, ale Robin tylko przyciąga mnie bliżej do siebie i obejmuje ramieniem. Widzę, że Jack się gotuje.
- Dotykanie jest zakazane! – krzyczy.
Robin uśmiecha się pobłażliwie.
- Wiesz, że uważam to za bzdurny przepis. Nie mam zamiaru go przestrzegać. - przytula mnie mocniej.
Patrzę na niego zdumiona. Jestem pewna, że przeszkadza mu to od wielu lat. Dlaczego zdecydował się o tym powiedzieć teraz? Czy to dlatego, że mu powiedziałam, ze powinien być sobą, a nie udawać, że wszystko mu pasuje?
- Jesteś sędzią! Ty przede wszystkim musisz przestrzegać prawa. -  Jack podchodzi do nas, łapie mnie za łokieć. Wszystko zgodnie z przepisami, przez koszulkę. Próbuje mnie odsunąć od Robina, ale ten odwraca się twarzą do mnie i obejmuje mnie obiema rękami w pasie. Jack dyszy z wściekłości tuż przy moim uchu.
- Ty też miałeś to w nosie, jak spotykałeś się czasem z Abby! – krzyczy.
- Jak śmiesz… - Jack cedzi przez zęby.
Katie i Jill patrzą po sobie przerażone.
- Wtedy chciałeś zmienić prawo.. – mówi łagodnie Robin.
- Ale już nie chcę!
- Mścisz się na innych za własne nieszczęście. – jego głos jest spokojny. Chyba lepiej by było gdyby krzyczał.
Oczy Jacka się zwężają.
- Wypuść chłopaka. – syczy.
- Nie.
- To rozkaz! – podnosi głos.
- Nie masz prawa mi rozkazywać. Sędzia nie jest od ciebie zależny – odpowiada spokojnie Robin.
- Nie, ale można go zmienić.
O czym on mówi? Zmienić Robina? Na co? Na kogo?
- Oskarżyć o zdradę wartości. – ciągnie Jack -  Pójdziesz pod sąd kolorów. Ja i Katie to dwa. Potrzebujemy jeszcze dwóch. Dwóch z czterech. Zostaje przekonanie Brązowego, czarnego, zielonego albo fioletowego. Żółte likwidujemy w tym roku – uśmiecha się złośliwie - I myślę, że nagrania z windy z wczoraj pozwolą nam tych dwóch zdobyć….
Zapada cisza. Ciągnę Robina za rękaw i zmuszam, żeby na mnie spojrzał. Jest wściekły. Widzę to.
- Co ci grozi? - pytam tak cicho, że tylko on to słyszy.
- Śmierć. Jeśli nie zdążę uciec. – odpowiada przez zaciśnięte zęby.
Serce ściska mi się z żalu. To bez sensu. On nie może za to umrzeć.
- Nie… - jęczę cicho. – musisz go wypuścić.
- A co z tobą? – pyta – Nie chcę, żebyś była przy nim… - pociera kciukiem mój policzek i patrzy mi w oczy. Widzę, że się martwi.
Ja też nie chcę… Serce ściska mi się z przerażenia, bo wiem, że mam tylko jedną opcję. Nie mogę zostać u niebieskich. Nie mogę i nie chcę. Nie tylko ze względu na Robina, ale też na siebie. Muszę się przenieść, a przeniesienie się oznacza przybliżenie się do spełnienia snu. Wiedziałam, że tak będzie…
- Będę musiała się przenieść do fioletowych. – mamroczę.
Robin patrzy przez chwilę na mnie, jakby chciał zapytać czy jestem pewna. Kiwam głową.
- Skoro tak… - mówi cicho po czym zwraca się do Jacka.
- Wypuszczę go jeśli przeniesiesz Jolie do fioletowych. – mówi spokojnie.
- Przyznam, że przydałaby się nam tam dodatkowa para rąk, ale wiesz, że nie mogę jej tam przenieść. – Jack drapie się po brodzie jakby szukał rozwiązania - Szkolenie się zakończyło u nich. Teraz pod okiem mentorów zajmują się pierwszymi ocalałymi.
- Ale macie jednego nadmiarowego, którego trzymacie zamrożonego, bo nie ma się nim kto zająć… - ciągnie Robin.
Nie wiem skąd on to wszystko wie. Jego umysł jest jak komputer. Pamięta wszystkie imiona, doskonale wie która seria była udana, a która nie. Wie dosłownie wszystko, co da się wiedzieć. Jest niesamowity.
- Tak, ale nie mam dla niej mentora. – wzrusza ramionami. – Samej nie rzucę jej na głęboką wodę. Zwłaszcza, że zamrożony to mężczyzna, a ona jest drobna i delikatna.
Robin przez chwilę patrzy na mnie jakby pytał co ma zrobić, w końcu jednak się odzywa.
- Ja będę jej mentorem – mówi – przeszedłem tam szkolenie. Wiem z czym to się je.
Jack patrzy na niego podejrzliwe.
- Masz inną pracę… - zaczyna.
- To moja sprawa.- ucina Robin - Dam radę. Jeśli uznasz, ze nie daję, wrócimy do tej rozmowy, dobrze?
Jack kiwa głową.
- Masz trzy sypialnie. Zmieścicie się.
Co? O czym on mówi?
- O22i3 będzie mieszkał z wami.
Serce mi zamiera.
- Jak go nazwałeś? – pytam Jacka.
- Ocalały 22i3, czyli O22i3, a co?
Nie odpowiadam. Serce bije mi zdecydowanie za szybko. Tak nazwałam Blake’a w swoim śnie. Przełykam głośno ślinę. Muszę przestać o tym myśleć. Przypomina mi się jeszcze jedna rzecz.
- A Jill? – patrzę na nią niespokojnie.
- Ja chcę zostać. Marzyłam o pracy u niebieskich. Nie zrezygnuję z tego tylko dlatego, że pracuje tam jakiś idiota. – mówi.
- A więc postanowione. – Katie klaszcze w dłonie.
- Jutro go wypuszczę. – mówi Robin.
- Nie, potrzebuję go teraz – protestuje Katie.
- Teraz! – nakazuje tonem nieznoszącym sprzeciwu Jack.
Robin kiwa głową. Katie wychodzi i po chwili wraca z dwoma policjantami. Robin daje im instrukcję wypuszczenia Iana.
- Chodź ze mną – mówi Katie wyciągając rękę do Jill.
Kiedy drzwi się za nimi zamykają czuję jak Robin mocniej mnie obejmuje. Czuję na karku czyjś oddech. Odwracam się i widzę Jacka.
- Uważaj! – cedzi przez zęby. – Jeszcze trochę i nie tylko ja zauważę, że próbujesz zaprowadzić swoje porządki.
Robin wzrusza ramionami i przyciska usta do mojego czoła. Wiem, ze robi to specjalnie, żeby zdenerwować Jacka i nie podoba mi się to, że wykorzystuje mnie do takich celów. Odpycham go.
- Nie jestem twoim transparentem demonstracyjnym! - krzyczę.
Jack zaczyna się śmiać.
- Naprawdę dla niej chcesz zaprzepaścić swoją karierę? – pyta ironicznie.
Zakładam ręce na piersi.
 - On przynajmniej jest z kimś kogo kocha. – cedzę przez zęby. Wkurzył mnie. Nie mam zamiaru go oszczędzać. Oczy mu się zwężają.
- Uważaj, Jolie. Obiecałem twojej mamie, że przypilnuję, żeby nic ci się nie stało, ale twoja mama już nie żyje. – wyciąga ręce w moim kierunku, ale Robin przeciąga mnie za siebie zasłaniając mnie własnym ciałem. -  Może się zdarzyć mały wypadek… - urywa.
- Nie boję się ciebie – mówię przesuwając się z powrotem przed Robina. – Jeśli tak chcesz uczcić pamięć mojej mamy, to jestem do twojej dyspozycji. Jeśli to jest twoim zdaniem dowód miłości…
Jack zagryza wargę i odsuwa się.
- Wynoście się. Idźcie do fioletowych. Zaraz się z nimi skontaktuję, żeby zaprowadzili was do O22i3.
Chcę jeszcze coś powiedzieć, ale Robin łapie mnie za ramiona i wyprowadza z gabinetu.
- Co ty sobie myślisz? – pyta. Jest zły.
Wzruszam ramionami.
- Jolie, on naprawdę może cię skrzywdzić i nawet ja wtedy nie będę w stanie nic zrobić. – jego głos jest szorstki.
- Przegięłam? – pytam cicho.

Kiwa głową i obejmuje mnie ramieniem prowadząc do windy. 

Underground 18

Uspokajam się dopiero po dłuższym czasie. Nie mogę uwierzyć, że on znowu to zrobił. I co to w ogóle ma znaczyć „muszę ci pokazać, że całuję lepiej od niego”? Co to ma za znaczenie? Potrząsam głową. Siedzę na kanapie na kolanach Robina. Nie wiem kiedy się tu znaleźliśmy. Pamiętam tylko jak wchodziliśmy do jego boksu.
 - Przepraszam, że ci nie wierzyłam… - mówię cicho.
Kręci głową i przytula mnie mocno. Całuje mnie w czoło.
- To nie ma znaczenia. Zrobiłem z nim porządek.
- Pobiłeś go? – pytam.
 - Nie. Ja go tylko od ciebie oderwałem. Nie powiem, nie byłem specjalnie delikatny, ale dalej zajęła się nim policja.
- Zamknęli go?
Kiwa głową.
- Tylko mi nie mów, ze znowu mam go wypuścić, bo tego nie zrobię.
- Nie wypuszczaj. – sama siebie nie poznaję, ale nie chcę go więcej oglądać.
Obejmuję mocno Robina i całuję go. Nie wiem jakim cudem on doskonale wie co się stanie i zawsze umie odpowiednio zareagować. Jest po prostu niesamowity. Znowu mnie uratował. Po raz kolejny. Cieszę się, że mam go przy sobie, że zawsze mogę na niego liczyć.
- Co z Jill? – pytam, bo nagle sobie przypominam, że ona przecież startowała do Iana.
- Przeżyje. – wzrusza ramionami – Raczej. Jutro z nią porozmawiasz na praktykach.
Praktyki. Coś sobie przypominam. Jelena. Nie mogę jej spotkać.
- A co się stało z Jeleną?  Ian mówił, ze zniknęła z praktyk...
Robin odwraca głowę. Coś przede mną ukrywa. Czuję to. Łapię go za podbródek i zmuszam do spojrzenia na siebie.
- Miała mały wypadek i jest w szpitalu. – mówi cicho, ostrożnie ważąc każde słowo.
- Co się stało? – staram się brzmieć jakbym się tym przejęła.
Robin kręci głową.
- Przestańmy udawać, dobrze? – lekko podnosi głos. – Oboje wiemy, że to ona cię tak urządziła. Zresztą połowicznie z mojego powodu, a połowicznie z powodu Iana.
Opada mi szczęka. Skąd on to wszystko wie?
- Jill przysłuchiwała się temu, co mówiła pod nosem, kiedy zobaczyła nas razem wtedy pod laboratorium. Wiesz, kiedy przyniosłem ci kule, a ty na mnie nakrzyczałaś…
- Przepraszam – spuszczam wzrok. Głupio mi, chciał dobrze, a ja na niego napadłam…
- Nieważne. – ucina. – Było, minęło. Jelena przeklinała cię, że i ja i Ian się w tobie zakochaliśmy. Mówiła, że odebrałaś jej dwóch najfajniejszych chłopaków i że ona ci pokaże. – patrzy na mnie - Kiedy powiedziałaś mi, że to dziewczyna cię pobiła byłem prawie pewien, że to ona. Jill się ze mną zgodziła.
- Co jej zrobiłeś? – pytam.
- Ja? – odpowiada z miną niewiniątka. – Nic. Nie chciałaś mi powiedzieć kto to więc domyślam się, że wściekłabyś się, gdybym ją wsadził. Poza tym bez twoich zeznań nie miałem podstaw.
- Więc jakim cudem trafiła do szpitala? – pytam.
- Jill. – mówi krótko.
Jill, no tak. Karate, którego nauczyła się od jednego z ocalałych. Mówiła, że może skopać tyłek Ianowi, to z Jeleną musiała sobie poradzić.
- Czyj to był pomysł? – pytam.
- Jej. - odpowiada. – Ja tylko unieszkodliwiłem kamery. I dałem jej alibi.
- Bardzo ją poturbowała? – pytam.
Martwię się o Jelenę. Była moją przyjaciółką. Nigdy nie życzyłam jej źle. Nawet teraz.
- Jest w gorszym stanie niż ty byłaś. – uśmiecha się. – Ale nic jej nie będzie. Tylko poleży z miesiąc w szpitalu.
Wzdycham. Wszystko znowu się komplikuje. Ian jest unieszkodliwiony. Nie wiem na jak długo. Jelena też, ale tylko na miesiąc. Co ja zrobię potem? Nie wiem. Nie mogę się tym teraz martwić. Przytulam się do Robina. Ciepło jego ciała mnie uspokaja.
- Nie jesteś na mnie zła? – pyta cicho.
Wzruszam ramionami.
- Trochę. Chyba. Nie wiem… - nie mogę się zdecydować.  – Zrobiliście to, co uważaliście za słuszne. Ja sama cię do tego zachęcałam, prosiłam cię, żebyś robił to, co uważasz za właściwe, a nie za każdym razem pytał mnie o zdanie, więc nie mogę mieć pretensji. Nie lubię przemocy, ale teraz już nic z tym nie zrobię.
Robin przytula mnie mocno.
- Zmieniasz się – mówi cicho. – Jeszcze przed wypadkiem dostałbym za to po głowie.
Zmieniam się? Naprawdę?
- Ty też się zmieniasz – szepczę mu do ucha. – Tydzień temu nie pocałowałbyś mnie w windzie, na oczach kamer i nie obejmowałbyś mnie ramieniem w tłumie ludzi.
Całuję go lekko w policzek.
- Podoba mi się to. – szepczę.
- Że się zmieniamy?
- Tak. Razem. Jakbyśmy się do siebie dopasowywali. – ziewam i opieram głowę na jego ramieniu. Jestem wycieńczona, choć przespałam i przesiedziałam w łóżku większość dnia. To chyba emocje.
- Jesteś zmęczona? – pyta z troską w głosie.
- Trochę…
- Łóżko? – uśmiecha się zawadiacko. Nie mogę się oprzeć i też się uśmiecham.
- Tylko się wykąpię.
- Mam do ciebie dołączyć? – widzę nadzieję zmieszaną z rozbawienie w jego oczach, ale kręcę głową. Nie. Jest za wcześnie. Zdecydowanie.
Rozdzielamy się i każde idzie do innej łazienki. Kiedy wchodzę do jego sypialni on właśnie wychodzi spod prysznica. Znów jest tylko w luźnych spodniach od piżamy, a ja w koszulce na ramiączka i szortach. Podchodzi do mnie i całuje mnie w szyję. Obejmuję go mocno w pasie. Bierze mnie na ręce i zanosi do łóżka. Nie wiem dlaczego to robi.
- Robin, ja mogę chodzić… - mówię.
- A ja lubię cię nosić.
Zaciągamy na siebie kołdrę, przytulamy się do siebie, całujemy i szybko zasypiamy. Jest mi dobrze.
………
Rano znów budzę się w jego objęciach. Nie mogę powstrzymać uśmiechu na twarzy. Jest mi ciepło i przyjemnie. Czuję się bezpieczna i kochana. Czuję się potrzebna. Nie chcę się nigdzie ruszać. Nie chcę, żeby powtórzyło się to, co przeżyła moja mama. Nie chcę poznać Blake’a. Chcę zostać tu, gdzie jestem. Z nim. Chyba.
- Cześć – słyszę. Robin całuje mnie w czoło. Przytulam się mocno do niego, jakbym miała nadzieję, że to odgoni koszmarną świadomość, że coś może pójść nie tak. Drżę lekko. Nie mogę tego powstrzymać.
- Co się dzieje? – Robin unosi się na łokciu i przygląda mi się uważnie. Kręcę głową.
- Jolie! – karci mnie – Chyba już tu byliśmy. Mów mi o co chodzi, albo sam się dowiem!
Biorę głęboki wdech. Nie wiem jak mam mu to powiedzieć. Obiecałam, że o tym zapomnę, że zapomnę o powtarzającej się historii i o proroczych snach. Obiecałam mu, że zapomnę o Blake’u przynajmniej do czasu aż się fizycznie pojawi. Obiecałam, ale nie potrafię tego zrobić. Miałam nadzieję, że mi się uda, ale nie daję rady. Łzy zaczynają mi płynąć po policzkach, wtulam się w niego. Przez chwilę nie reaguje, chyba zaskoczony moim zachowaniem, ale zaraz mocno mnie obejmuje.
- Co się dzieje? – pyta cicho. – Powiedz mi, proszę…
Podnoszę na niego wzrok. Nie wiem jak jego oczy kiedyś mogły mi się wydawać zimne. Kolor jest lodowaty, to prawda, ale jest w nich tyle ciepła, że zapiera mi dech w piersiach. Nie wiem skąd on bierze to spojrzenie.
- Boję się…
Robin całuje mnie w policzek.
- Boję się, że to się kiedyś skończy… - mówię. – Boję się, że ten sen się sprawdzi, że coś nas rozdzieli…
Obejmuje mnie mocno i przyciska do siebie.
- Też się tego boję – szepcze. – Ale teraz jesteśmy razem i to się liczy.
- A co jeśli… - zaczynam, ale on natychmiast kładzie palec na moich ustach.
- Jeśli będę mógł zrobić cokolwiek, żeby to powstrzymać, to zrobię to. Zrobię wszystko co w mojej mocy, żebyśmy zawsze byli razem.
Uśmiecham się. Wierzę mu. Wiem, że zrobi dosłownie wszystko, co będzie mógł.
Robin porusza się niespokojnie. Patrzę na zegarek. Jest późno. Ja muszę zdążyć na praktyki, a on do pracy. Wstajemy, idziemy się umyć i przebieramy się w uniformy. Ze zdziwieniem zauważam, że Robin się nie uczesał. Ma potargane włosy. Patrzę na niego zdziwiona.
- Jedna fajna dziewczyna zasugerowała, że tak mi ładniej. – uśmiecha się zawadiacko – Co o tym myślisz?
Staram się zachować powagę.
- Też tak uważam.
Razem idziemy do windy, a właściwie Robin mnie odprowadza, bo poziomy czerwone zorganizowane są tak, że część mieszkalna jest na tym samym piętrze, co część pracownicza. Dostaję buziaka w policzek na pożegnanie, ale kiedy chcę się przytulić, Robin mnie odpycha.
- Praca – wskazuje na siebie – Praktyki – pokazuje na mnie.
Uśmiecham się.
- A co z przytulaniem? – pytam przesłodzonym głosem przechylając głowę na bok i wydymając wargi. Chcę, żeby zapomniał o pracy i chcę wrócić do boksu, choć wiem, że nie powinniśmy. Podchodzę i łapię go za nadgarstek. Przesuwam kciukiem po wewnętrznej części jego dłoni. Robin kręci głową.
- Jolie, przestań. – mówi cicho. Jego głos jest niski i zmysłowy. Wiem, ze chce dokładnie tego co ja. Jestem tego pewna. – Najpierw obowiązki, potem przyjemności. – mówi i wpycha mnie do windy po czym naciska guzik. Drzwi zamykają się zanim zdążę cokolwiek zrobić. Zakładam ręce i udaję obrażona, choć on mnie nie widzi. Drzwi windy i w ogóle cała winda jest metalowa. Pamiętam, że jak byłam mała to bardzo nie lubiłam nią jeździć. Bałam się, że stanie, a ja będę w niej zamknięta już na zawsze. Tata wtedy wymyślał historie o statkach kosmicznych i o tym, że to jest właśnie taki statek, który zawiezie nas do Overhead. Już wtedy wiedzieli, że bardzo mnie to wszystko ciekawi.
Wysiadam na poziomie niebieskim i idę do laboratorium. Jill stoi przed drzwiami. Ma spuszczoną głowę. Podchodzę powoli. Nie wiem jak zareaguje. Kładę jej rękę na ramieniu. Nie rusza się, ale jej nie strąca. Nie jest źle.
- Jak się czujesz? – pytam cicho.
- A jak myślisz? – podnosi na mnie wzrok.
Nie jest zła, a przynajmniej na taką nie wygląda. Jest smutna. Ma łzy w oczach. Nie wiem co mam jej powiedzieć. Stoimy tak przez chwilę, a potem ona przytula się do mnie i zaczyna płakać. Gładzę ją po głowie.
- Przepraszam.. – szepczę.
- Za co? Wiem, że to nie twoja wina Jolie. - znów zaczyna płakać. – Ale mimo wszystko jest mi smutno. Myślałam, że coś się między nami zaczyna, a okazuje się, że on mnie tylko wykorzystywał, żeby zbliżyć się do ciebie.
Przytulam ją. Nie umiem jej powiedzieć nic, co mogłoby ją pocieszyć.
Jest mi bardzo przykro, że tak wyszło. Okazuje się, że się nie znam na ludziach. Jelena próbowała mnie zabić. Ian za wszelką cenę próbuje mnie zmusić do czegoś, czego nie chcę. Moja mama całe życie kochała kogoś innego niż tata, a Aaron okazał się być zdolny do zabicia kogoś. Zaczynam się bać kim okażą się Robin i Jill.
Jill odsuwa się ode mnie i ociera oczy wierzchem dłoni. Pociąga nosem.
- Muszę się wziąć w garść. – mówi.
- Jeśli chcesz pogadać, to jestem. Jak chcesz się wypłakać, to mam jeszcze drugie ramię – mówię uśmiechając się lekko.
- Dzięki, ale nie ma o czym gadać. Ian to drań. Tyle. – wzrusza ramionami.
Przez chwilę panuje całkowita cisza. Nie podoba mi się to. Muszę coś z tym zrobić. Zmiana tematu wydaje się być właściwa.
- Kto teraz będzie naszym mentorem... – patrzę na zegar w korytarzu. Już dawno powinien tu być. – Idziemy do szefa niebieskich. Musi nam kogoś przydzielić…
Jill kiwa głową. Przechodzimy do końca korytarza i pukamy do drzwi.
- Proszę – odzywa się kobiecy głos za drzwiami.
Wchodzimy. Gabinet wygląda jak typowe laboratorium, tylko na biurku zamiast mikroskopu stoi komputer i stos różnego rodzaju dysków, zapewnie zapchanych danymi o DNA mieszkańców. Z boku widzę kartotekę w metalowych szafkach. Podejrzewam, że tam przechowują resztę danych.
- Nowe praktykantki? – pyta przyglądając się nam. Ma około trzydziestu lat, może trochę więcej. Jest niska i chuda. Ma jasne włosy i bystre, brązowe oczy.
Jesteśmy praktykantkami więc kiwamy zgodnie głowami.
- Jill i Jolie o ile mnie pamięć nie myli?
Znowu kiwamy.
- Ja nazywam się K4t13, ale mówicie na mnie Katie.
- Dobrze, proszę Pani – odpowiadamy chórem.
- Czemu nie na zajęciach?
 - Nie mamy mentora… - mówię cicho.
- Ian miał być waszym opiekunem, co się stało?
Rozglądam się w poszukiwaniu pomocy, ale wiem, ze to nic nie da.
- Jest w więzieniu… - zaczynam cicho, ale kobieta przede mną przerywa mi podnosząc się szybko z krzesła i podchodząc do nas.
- Zaraz to wyjaśnimy! – mówi i gestem wyprasza nas z gabinetu.  – Chodźcie ze mną.
Idziemy, a raczej biegniemy. Szefowa niebieskich jest niska ale chodzi strasznie szybko. Nie nadążam za nią i widzę, że Jill, mimo swojego wzrostu, też ma problem. W ostatniej chwili wskakujemy za nią do windy. Drzwi prawie przycinają nogę Jill. Jedziemy w dół i wysiadamy na poziomie czerwonych. Domyślam się gdzie idziemy. Jest tylko jedna osoba, która może decydować o zamknięciu kogoś w więzieniu i wypuszczeniu go.
Katie popycha jedne z drzwi nawet nie pukając.
- Taaak? – słyszę znudzony głos. Nie jego się spodziewałam. Wchodzę i staję między Jill a szefową.
Oczy Jacka zwężają się do postaci wąskich szparek. Patrzy tylko na mnie, ale odzywa się do Katie.
- Kiedy nauczysz się pukać?
- Nigdy! Jeśli dalej będziesz zamykał moich ludzi bez powodu! – mówi – Ian jest jedynym, który pozostał z tej sekcji i jako jedyny może prowadzić praktyki. Wypuść go.
- Wiesz, że nie mogę. To nie moja działka.
- To zawołaj go tutaj! – Katie podnosi głos.
Jack kiwa na mnie.
- J0l13, przyprowadź tu R0b1n. Migiem.
Odwracam się i wybiegam z jego gabinetu. Boję się go. Bardzo. Nie chcę być przy nim nawet minuty dłużej. Nie mogę zrozumieć dlaczego mama go kochała, ale wiem, ze tak było. Przypominam sobie jeden z apeli, kiedy Jack przemawiał. Mogłam mieć wtedy z sześć lat licząc według standardowego wzrostu, czyli pewnie byłam z moją rodziną od dwóch. Nie pamiętałam tego. Nie wiem dlaczego te obrazy nawiedzają mnie teraz. Może widok Jacka wywołał powrót tych wspomnień.
…..
Jack patrzył się w jeden punkt cały czas. Tylko na nią, choć wtedy nie wiedziałam, że to o nią chodziło. Nie odrywał od niej wzroku. Pamiętam, że oczy mu się zwężały za każdym razem, kiedy tato łapał mamę za rękę lub pocierał jej ramię. Nie wyobrażam sobie jak bolesne to musiało być dla nich obojga. Pamiętam, ze mama zawsze stała z przodu, jakby chciała być jak najbliżej niego. Potrafiła przyjść na apel parę godzin przed czasem, żeby tylko stać w pierwszym rzędzie.
Pamiętam, że po apelu mama zniknęła na chwilę, a ja się zgubiłam. Puściłam rękę taty i tłum porwał mnie w drugą stronę. Błąkałam się chwilę po piętrze czerwonych, aż w końcu usłyszałam znajomy głos, mamę. Wydawało mi się, że słyszę ją za drzwiami. Stałam pod nimi i bałam się zapukać.
- Nie możemy... – mówiła. Jej głos był przytłumiony przez metalowe drzwi.
Przycisnęłam się do ściany.
- Dlaczego? – Nie poznawałam tego głosu wtedy. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że on należał do Jacka.
- Bo to niewłaściwe. Mam męża. – mama podniosła głos. Była zdenerwowana. Słyszałam to w tonie jej głosu. Mimo dzielącej nas ściany doskonale wiedziałam jak wyglądała i co robiła. Trzymała rękę na karku i pocierała go lekko. Musiała mieć ściągnięte brwi.
- To go zostaw. Widzę, że pragniesz mnie tak, jak ja ciebie. Dlaczego się do tego nie przyznasz?  - głos Jacka był dokładnie taki jak w dniu śmierci Abby. Niski i niesamowicie pociągający, nawet dla mnie.
- Jack, znajdź sobie porządną kobietę, pokochaj ją i żyjcie razem szczęśliwi. – klamka się poruszyła. – Zapomnij o mnie.
 W głosie mamy słyszałam gorycz.
- Nie chcę! Chcę ciebie! Kocham cię Abby! – nie wiem czy wtedy płakał czy nie, ale na pewno był bliski tego.
- Żegnaj Jack.
Drzwi się otworzyły. Mama wybiegła. Zdziwiła się widząc mnie, ale nic nie powiedziała. Na jej policzkach śniły łzy. Otarła je rękawem i złapała mnie za rękę.
- Idziemy do domu – powiedziała siląc się na uśmiech.
…..
Podskakuję, kiedy drzwi się otwierają.

- Czy ty nie potrafisz nawet pójść do pokoju obok i zawołać swojego chłopaka?! – Jack jest wściekły. Biegnę co sił w nogach i wpadam bez pukania do gabinetu Robina. 

czwartek, 28 marca 2013

Underground 17

Budzę się rano. Dziś jest święto. Dzień wolny od pracy. Możemy cały dzień robić co chcemy. Na obiad pewnie będzie coś smacznego. Jakieś normalne jedzenie. Robin jeszcze śpi. Ręka, którą mnie obejmował opadła mu na materac. Tylko moją nogę wciąż trzyma tak, jak wtedy, gdy zasypialiśmy.  Podnoszę się delikatnie na łokciu, żeby go nie obudzić i przyglądam mu się. Znów jest rozczochrany. Włosy trochę wchodzą mu w oczy. Chyba powinien je przyciąć. Wygląda na młodszego niż na co dzień. Jest całkowicie rozluźniony. Zaczynam się zastanawiać jaki by był gdyby zawsze był taki jak teraz. Jak by się zachowywał? Czy też by się tak kontrolował czy mówiłby prosto z mostu co myśli tak, jak Jill. A może próbowałby się mi przypodobać mówiąc to, co powinien, a nie to co chce. Wtedy okazałoby się, że wcale tak bardzo nie różni się od Iana. Nie mogę się powstrzymać i odgarniam włosy z jego twarzy. Staram się to zrobić delikatnie, ale i tak go budzę. Powoli otwiera oczy. Przez chwilę mam wrażenie, że jest zły. Potem jego twarz się rozjaśnia. Wyciąga rękę i przesuwa mi palcem po ustach.
- Mogę sobie wyobrazić lepsze sposoby budzenia, ale lepszego widoku na dzień dobry chyba nie.
Uśmiecham się. Czuję jak robię się czerwona. Czy on musi mówić takie rzeczy?
- Jesteś zły, że cię obudziłam? – pytam.
Wzrusza ramionami.
- Na początku byłem zły. Mało śpię ostatnio. Mam dużo pracy.
Faktycznie od kiedy Jelena mnie pobiła, aż do południa często siedział przy mnie. Podejrzewam, że w związku z wypadkiem anonimowej osoby nie dali mu wolnego, więc wieczorami nadrabiał. Często słyszałam jak coś jeszcze robił czy czytał, kiedy ja już zasypiałam. Nie wiem o której chodził spać, ale pewnie bardzo późno. 
- Przepraszam. Nie pomyślałam… Przecież musiałeś siedzieć do późna, jak pół dnia spędzałeś ze mną. Jak chcesz, to prześpij się jeszcze. Nie będę ci przeszkadzać.
Chcę wyjść z łóżka, ale on łapie mnie za ramię i nie pozwala mi wstać. Przyglądam mu się. Nie rozumiem o co mu chodzi. Błękitne oczy znów wydają się być gorące. Pochylam się i całuję go lekko w policzek.
- Już mi prawie przeszło – mówi  i przyciąga mnie mocno do siebie. Przez dłuższy czas nie możemy się od siebie odkleić. Całujemy się, ja przesuwam dłońmi po jego ciele, on po moim zupełnie jakbyśmy chcieli zapamiętać każdy mięsień. Wsuwam palce w jego włosy. Są miękkie, ale mocne i grube. Robin się uśmiecha i na chwilę odsuwa mnie od siebie.
- Jolie? - szepcze
- Hmmmm? – Nie mam ochoty nic więcej mówić. Chcę go dalej całować.  
- Nie idźmy dzisiaj nigdzie… - prosi. – zostańmy tutaj.
Jak to tutaj? W łóżku? Cały dzień?
To niezbyt bezpieczne biorąc pod uwagę to jak szybko zapominam o tym, że nie powinnam mu pozwalać na zbyt wiele i nie powinnam rozbudzać w nim nadziei. Jestem przekonana, że historia mojej mamy się powtórzy u mnie. Musi tak być. Coś musi nas łączyć. Wychowywała mnie całe życie. Nie byłyśmy spokrewnione, wiec to co nas połączy to będzie historia naszego życia. Babcia kiedyś mówiła, że historia lubi się powtarzać. Mówiła, że ona zakochała się dokładnie tak samo jak jej mama. Że wszystko wyglądało tak samo. Ślub, wesele, nawet późniejsze życie… Dokładnie tak będzie ze mną.
Jeśli zgodzę się być z nim, jeśli pozwolę mu pomyśleć, że już jestem tylko dla niego, to na pewno pojawi się ktoś, kto będzie mnie pociągał bardziej, ktoś kogo pokocham tak, jak moja mama pokochała Jacka. I co ja wtedy zrobię? Czy porzucę miłość swojego życia i odsunę się od niego sprawiając, że będzie w milczeniu cierpiał? Czy może zranię kogoś, kto  mnie kocha, kogoś kto tak dużo mi pomógł i komu tak dużo zawdzięczam?
Nie wiem jak sobie z tym poradzę, kiedy przyjdzie czas. Nie wiem. Nie mogę sobie tego wyobrazić. Na razie muszę się skupić na tym, żeby nie rozochocać Robina. Nie może mieć większych nadziei niż ma w tej chwili. Właściwie, to nie powinnam się zgadzać na zostanie jego dziewczyną, a tym bardziej na spanie w jednym łóżku. Kurczę…
Dlaczego ja to zrobiłam? Bo chciałam. No tak, samolubność. To przed czym zawsze ostrzegała mnie mama. Niedobrze.  
- Jolie? – Robin przerywa moje rozmyślania. Prawie zapomniałam, że jest tuż koło mnie. – Co się dzieje?
Kręcę głową. Nie mogę mu nic powiedzieć. Wszystko jest w porządku. Na razie. Nie mogę się bać o to co będzie kiedyś. A może jednak powinnam.
- Co się dzieje? – powtarza.
Patrzy na mnie rentgenem. Wie już wszystko. Na pewno. A jeśli nie wie, to będzie wiedział, że kłamię.
- Boję się… - mówię zgodnie z prawdą. Boję się. Jestem przerażona tym jak szybko mu zaufałam. Tym jak szybko się na to wszystko zgodziłam. Tym jak szybko zaczęło mi na nim zależeć i tym, że prawdopodobnie kiedyś będę musiała go zranić, a tego nie chcę. Za bardzo go polubiłam…
- Czego? – pyta – Tego? – przesuwa palcem po moich ustach i układa wargi jak do pocałunku. Robi mi się gorąco i mam ochotę rzucić się w jego objęcia i zapomnieć o wszystkim, ale nie robię tego.
Kiwam głową.
- To się jakoś za szybko dzieje… -urywam, nie wiem czy mówić dalej.  
Robin uśmiecha się i zakłada mi kosmyk włosów za ucho.
- Chciałbym ci powiedzieć dlaczego, ale nie powinienem… - mówi patrząc mi w oczy. Znów ma taki wzrok, jakby chciał mnie zjeść.
- Dlaczego nie powinieneś? – pytam. Zaciekawił mnie.
- Bo musisz sama dojść do tego co czujesz… - mówi cicho i całuje mnie w czubek nosa. – Wierzę, że w końcu ci się uda.
Uśmiecham się niepewnie. Nie jestem wcale przekonana, czy mi się uda. To może być trudniejsze niż jemu się wydaje.
- To nie będzie takie łatwe… - mówię, bo doszłam do wniosku, że muszę go ostrzec.
Nie odzywa się tylko patrzy na mnie. Wiem, że musze mówić dalej.
- Wiesz jaka była historia z moją mamą? – pytam.
Kiwa głową.
- Pamiętam. Kochała ich obu i nie mogła zdecydować którego bardziej… Wciąż nie rozumiem co to ma wspólnego z tobą.
- Babcia mówiła, że historia się powtarza. Ja będę taka sama jak mama. – spuszczam wzrok.
Robin łapie mnie za brodę i zmusza mnie, żebym na niego spojrzała.
- Nie musi tak być. To nie jest zasada, Jolie. Nie bój się tego. Jeśli całe życie będziesz czekać na coś takiego, to możesz to sobie wymodlić.
Kręcę głową.
- Nic nie rozumiesz. U Babci historia się powtórzyła.
- To świetnie – widzę, że zaczyna się denerwować – Ale ty nie jesteś ani babcią, ani Abby. Nie jesteś nawet z nimi spokrewniona, więc nie wiem dlaczego opierasz swoje decyzje na ich historii.
- Bo nauczono mnie wierzyć w to, co słyszę… - mówię cicho.
Robin siada gwałtownie.
- I dlatego nie chcesz się zgodzić na nic więcej? Dlatego przez dłuższy czas mnie odpychałaś? Bo boisz się zakochać, żeby nie przechodzić przez to, co ona?
Kiwam głową. Robin kładzie dłonie na skroniach i oddycha głęboko.
- To jest jakiś idiotyzm! – krzyczy i łapie mnie mocno za ramiona. Zaczynam się go bać – Nie obchodzi mnie to, co będzie za miesiąc, rok czy dwa lata, rozumiesz? Chcę być z tobą teraz, bo to jest mój czas, nasz czas... Jeśli później uznasz, że wolisz kogoś innego… - głos mu drży, przełyka głośno ślinę - będę musiał to przeżyć jakoś, ale nie hamuj się teraz, bo boisz się o kogoś, kogo możesz spotkać w przyszłości…
Kręcę głową. Robin się mi przygląda. Nie spuszcza ze mnie wzroku.
- Jolie, czy ty go już spotkałaś? Chodzi o Iana?
- Nie! – mówię szybko. – Nie o Iana. On jest tylko przyjacielem. Ile razy mam ci powtarzać?
- To o kogo? – znów prześwietla mnie wzrokiem.
- O Blake’a…
- Nie znam… - odpowiada po namyśle – A to dziwne, bo generalnie mam dobrą pamięć do imion.
- Bo go tu jeszcze nie ma… - mówię. Mam nadzieje, że nie będzie mi przerywał, bo mogę nie skończyć, a chcę, żeby wszystko wiedział. Nie chcę go okłamywać. – Zobaczyłam go w trakcie symulacji fioletowych. Ma być moim podopiecznym.
- Słucham? Przyśnił ci się jakiś koleś, a ty uważasz, że dlatego nie możemy być naprawdę razem?
Kiwam głową.
- Przecież ty nawet nie zajmujesz się ocalałymi. Jesteś u niebieskich, nie fioletowych!
- Sny są prorocze. Może będę musiała się przenieść z jakiegoś powodu.  – mówię z przekonaniem. Wierzę w to. Tak mi powiedziała Babcia. Babcia była nauczycielką i była stara. Dużo wiedziała o życiu. Nie mogła się mylić.
Robin kręci głową.
- Jolie, sny to sny. – kładzie mi dłoń na policzku - To jest rzeczywistość. Tu i teraz. Musisz się zdecydować co z nią zrobić.
- Czego ode mnie oczekujesz? – pytam – Mam się zgodzić zostać twoją żoną?
- W przyszłości, tak, dokładnie tego oczekuję. – jest szczery -  Obecnie pasuje mi taki układ jak jest w tej chwili, ale nie ukrywam, że liczę na więcej. Mam nadzieję, że kiedyś zgodzisz się zostać moją żoną.
- A co z...  – zaczynam, ale Robin łapie mnie za ramiona. Mocno. Zaczyna mnie boleć.
- Będziemy się nim martwić JEŚLI się pojawi. – Kładzie nacisk na słowo „Jeśli”. – Dobrze?
Kiwam głową.
- Skoro tego chcesz…
- Chcę! – odpowiada bez wahania – Pytanie czy ty potrafisz to zaakceptować. Czy potrafisz zapomnieć o proroczych snach i powtarzającej się historii…
Kiwam głową.
- Jesteś pewna? – pyta z niepokojem.
- Tak.
- Nie wracajmy do tego, dobrze? – prosi i przyciąga mnie do siebie. Jego skóra jest gorąca. Obejmuję go mocno i delikatnie całuję kawałek ciała, który akurat znalazł się w pobliżu moich ust. To chyba podstawa jego szyi, ale nie jestem pewna. Mam zamknięte oczy, więc nie widzę. Czuję jak Robin odsuwa się odrobinę i łapie moją twarz w dłonie. Domyślam się co za chwilę nastąpi i nie mogę się doczekać. Moje serce przyspiesza. Wstrzymuję oddech. Nasze usta się spotykają i zapominam o wszystkim, o całym problemie z Blake’em i w ogóle o wszystkim co do tej pory dzieliło mnie i Robina. Przysuwam się bliżej do niego. Nasze ciała łączą się, stykają się wszędzie gdzie się da. Mam wrażenie, że zaraz stopią się w jedno. Nie mam nic przeciwko temu.
Dopiero po dłuższym czasie Robin odsuwa się ode mnie lekko dysząc.
- Jesteś niesamowita. – mówi z zachwytem w oczach.
Rumienię się, nie wiem co mam odpowiedzieć. Pewnie też powinnam powiedzieć coś miłego, ale co? „W życiu nikt mnie tak nie całował”? To dość oczywiste. Przytulam się do niego i wpycham nos w jego szyję. Ładnie pachnie. Nie wiem czym, ale podoba mi się ten zapach. Przez chwilę zastanawiam się co powiedzieć. W końcu całuję go lekko w szyję.
- Nie martw się o Iana – mówię cicho – Nie jest w tym nawet w połowie tak dobry jak ty…
Czuję, że się uśmiecha, choć go nie widzę, ale jego usta są teraz przy mojej szyi i wiem, że się rozciągają w uśmiechu.
- Dziękuję – mówi – Potrzebowałem tego…
Przyciągam go do siebie.
- Czy ty masz jakiś kompleks na jego punkcie? – pytam.
Wzrusza ramionami.
- Gdyby nie jego fiksacja na twoim punkcie nie byłbym tym, kim jestem. – mówi. – To on miał być głównym sędzią, ale poszedł pracować z twoją mamą, żeby być bliżej ciebie.
- Wiem. Mówił mi. Ale… - zaczynam, ale Robin mi przerywa.
- Jestem od niego gorszy, rozumiesz?
- Nie jesteś. – całuję go mocno i długo. Czekam aż mnie obejmie. Mam nadzieję, że wtedy to zrozumie. Przytula mnie po długiej pauzie.
- Jesteś niesamowita. – mówi.
- Powtarzasz się – przypominam mu. Wiem, że jestem trochę złośliwa.
Robin wybucha śmiechem.
- Chcesz zostać w domu, czy idziemy na ciasto? – pyta.
No tak, święto. Patrzę na zegarek. Zaraz pora obiadu.
- Ciasto! – mówię zdecydowanie.
- To wskakuj pod prysznic. – uśmiecha się.  
Schodzę z łóżka i biegnę do jego łazienki.
- Zaraz do ciebie dołączę. –krzyczy zanim złapię za klamkę.
Zamieram. Odwracam się powoli.
- Co?
Robin wybucha śmiechem.
- Chciałem zobaczyć twoją minę - mówi  rozbawionym głosem. – Idź. Nie będę ci przeszkadzał. Pójdę do innej łazienki.
Zamykam za sobą drzwi. Szybko się rozbieram i kąpię. Zastanawiam się jakby to było, gdyby faktycznie do mnie dołączył. Zastanawiam się jak wygląda poniżej pasa. Nigdy nie widziałam go całego. Zawsze chodzi w luźnych spodniach więc… ehhh, powinnam przestać o tym myśleć. Wycieram się, ubieram i szybko wychodzę. Robin już jest gotowy. Wręcza mi suszarkę.
Po pół godzinie suszenia związuję włosy sznurkiem. Robin podchodzi do mnie i rozwiązuje go. Układa mi pasma na ramionach.
- Tak ci ładniej – mówi.
Uśmiecham się i wspinam się na palce, żeby mu potargać czuprynę.
- A tobie tak. – odpowiadam. Uśmiecha się i przepuszcza mnie w drzwiach, kiedy wychodzimy.
- Pójdziemy na poziom niebieskich. Może spotkamy Iana i Jill – mówi Robin.
Chyba czyta w moich myślach, bo właśnie chciałam go o to prosić. Wiem, że jesteśmy teraz na publicznym terenie gdzie są kamery , ale mam tak ogromną ochotę się przytulić, że ledwo się powstrzymuję. Pobyt w jego boksie mnie od nich odzwyczaił. Góra nie szpieguje samej siebie, więc w ich boksach nie ma kamer. Cały czas uważając na tych elektronicznych obserwatorów przesuwam placem po jego dłoni, plecach, boku, gdzie tylko mogę. Przyglądam się jego twarzy. Widzę doskonale jego reakcję za każdym razem. Rozchyla lekko usta, a jego oczy wędrują w moją stronę. Patrzy na mnie.
- Przestań. – mówi.
Kręcę głową i znowu przesuwam palcem po jego plecach. Wchodzimy do windy, a ja dotykam jego żeber.
- Jolie… - zaczyna i odwraca się ode mnie. Przysuwam się bliżej. Dzieli nas coś około centymetra, ale nie dotykam go.
- Robin – mówię cicho, niskim głosem.  Widzę jak cały się spina, ale po chwili odwraca się do mnie, łapie moją twarz w dłonie i mnie całuje mocno i długo, tuż przy kamerze.
Drzwi windy otwierają się, a on obejmuje mnie ramieniem i wyprowadza mnie z windy. Patrzę na niego zszokowana.
- No co? Chciałaś spontanicznego Robina, to masz. – uśmiecha się.
- Nie będziesz miał kłopotów? – pytam.
- Wiesz, bycie głównym sędzią ma parę zalet. Jedna z nich to fakt, że mogę uchylić każdy wyrok, więc w praktyce mnie nikt nie skaże. Za nic.
- Zaczyna mi się to co raz bardziej podobać. – mówię i obejmuję go w pasie.
Ludzie których mijamy patrzą na nas dziwnie. Nie są przyzwyczajeni do takiego zachowania, ale mam to w nosie. Całą drogę nie spuszczam oczu z Robina. Kiedy dochodzimy do stołówki zaczyna dzwonić dzwonek na obiad. Robin podchodzi do lady i wybiera dla nas ciasto, a ja idę poszukać stolika. Mimo wczesnej pory zostało mało wolnych miejsc. Rozglądam się. Ktoś do mnie macha.
- Ian, cześć. - kiwam mu głową na powitanie.
- Jak się czujesz?
- Lepiej, dziękuję. Jak tam twoje praktykantki? – pytam. I siadam na jednym z wolnych krzeseł.
- Praktykantka. Jedna. Dobrze. – mówi – Druga z niewyjaśnionych przyczyn zniknęła.
Marszczę brwi. Jill stoi w kolejce i rozmawia z Robinem. Ian przysiada się bliżej do mnie.
- Gdzie ty właściwie mieszkasz teraz? Nie ma cię w internacie ani w szpitalu. Sprawdzałem...
- U Robina. – odpowiadam bez namysłu.
Ian łapie mnie za rękę.
- Tak szybko? Całowaliście się? – robi się co raz bardziej nachalny. Chcę wyrwać rękę, ale trzyma za mocno.
- To nie twoja sprawa. – mówię – Puść mnie.
- Nie. – mówi. – Muszę ci pokazać, że to mnie powinnaś wtedy stworzyć w laboratorium. To mój hologram powinien się pojawić, nie jego!
- I jak masz zamiar to zrobić? –zakładam ręce na piersiach i czekam na jego odpowiedź.
- To proste. – uśmiecha się – Pocałuję cię. Pokażę ci, że całuję lepiej od niego…
- Ian, tu jest mnóstwo ludzi! Zwariowałeś?
Pochyla się nade mną, jakby nie słyszał co mówię. Strach mnie paraliżuje i zapominam o tym, że powinnam wstać i spróbować uciec. Wplata palce w moje włosy. I przyciąga mnie do siebie. Chcę krzyczeć, ale przyciska usta do moich. Odzyskuje przytomność i walę na oślep pięściami. W końcu odsuwa się ode mnie. Trochę za gwałtownie. Ktoś go musiał ode mnie oderwać. Ktoś łapie mnie za ramiona i przyciska do siebie. Dalej walę pięściami, ale on pachnie inaczej. Szepcze mi coś do ucha.
- Jolie, uspokój się. To ja.
- Robin? – podnoszę wzrok i widzę niebieskie oczy.
Robin... Ufff.
 Wtulam się w niego mocno i zanoszę się płaczem. Miał rację. Ostrzegał mnie przed tym. Miał rację. Ian nie jest moim przyjacielem i prawdopodobnie nigdy nie będzie.
Dookoła nas robi się niezłe zamieszanie. Nic nie widzę, bo oczy mam zaciśnięte. Nie chcę ich otwierać. Nie chcę na to patrzyć. Robin bierze mnie na ręce i wynosi ze stołówki.  Wtulam nos w jego szyję i łkam cicho.
- Ostrzegałeś mnie… - szepczę.
- Cicho. To nie ma teraz znaczenia. Idziemy do boksu. Tam porozmawiamy jeśli będziesz chciała. – muska mój policzek ustami. – Teraz się niczym nie przejmuj.

Wchodzimy do boksu. Jest cicho i spokojnie. Trzeba było zostać cały dzień w łóżku… 

Underground 16

Jill faktycznie przychodzi do mnie po obiedzie. Po jej minie widzę, że nie wyglądam najlepiej. Rozmawiamy dość długo. Próbuje ze mnie wyciągnąć kto mnie tak urządził, ale jej nie mówię. Robin musiał jej powiedzieć, że to dziewczyna, bo pyta mnie o to wprost.
- Jelena? – mówi – to mogła być tylko ona.
Odwracam wzrok, ale nic nie mówię. Dopiero po chwili, kiedy czuję na sobie ostry wzrok Jill, przypominam sobie, że jeśli się nie odezwę, ona uzna, że zgadła.
- Nie..
- Za późno – mówi Jill – To ona.
- Nie mów Robinowi… - proszę ją.
Kręci głową, ale się nie odzywa. Wstaje.
- Muszę iść.
Mam wrażenie, ze coś jej chodzi po głowie, ale nie zdążam zapytać co, bo szybko wybiega zostawiając mnie samą. Robin jeszcze nie wrócił więc leżę bezczynnie na łóżku i liczę rysy na skalnym suficie. Jest ich osiemnaście. Nie wiem dlaczego wydaje mi się to dziwne. Muszę iść do łazienki. Powoli podnoszę się na łóżku i opuszczam nogi na ziemię. Potem wstaję i wlokę się do łazienki. Jest znacznie większa niż w boksie moich rodziców. Zamykam się od środka. Mam ochotę na kąpiel. Rozbieram się, wchodzę pod prysznic i puszczam wodę. Z rozkoszą odkrywam, że Góry chyba nie dotyczy dwuminutowe ograniczenie długości prysznica. Stoję pod nim przez kilkanaście minut. Woda opływa moje posiniaczone, zmęczone ciało. Wychodzę i czuję się znacznie lepiej. Spoglądam w lustro, bo o dziwo jest w łazience. Wyglądam okropnie. Jestem cała spuchnięta i sina. Narzucam na siebie biały szlafrok, który wisi gdzieś z boku i wychodzę. Prawie wpadam na Robina, który stoi tuż za drzwiami ze śrubokrętem w ręku.
- Co się dzieje? – pytam widząc przerażenie na jego twarzy.
- Wszystko w porządku? – zachowuje się jakby nie usłyszał pytania.
Kiwam głową.
- Pewnie. Poszłam się tylko wykąpać. Robin bierze głęboki oddech i przytula mnie mocno.
- Długo tam siedziałaś. Myślałem, że coś się stało…
Zaczynam się śmiać. To po to mu ten śrubokręt. Chciał się do mnie dostać.
- Marna wymówka na podglądanie dziewczyny. – mówię ironicznie.
Robin łapie mnie za ramiona i odsuwa od siebie, żeby spojrzeć mi w oczy.
- Chętnie bym cię podglądnął, ale nie wyglądasz teraz najlepiej, więc poczekam.  – uśmiecha się.
Przytulam się do niego. Na wpół rozpięta czerwona koszula ukazuje fragment nagiej skóry. Tam przykładam policzek. Lubię to ciepło. Lubię, kiedy ogarnia mnie powoli w całości.
Kolejne dni wyglądają podobnie. Ranki spędzam z Robinem, popołudnia z Jill. Czuję się co raz lepiej i co raz więcej chodzę po boksie Robina. Ma trzy sypialnie i salon z kuchnią. Przy każdej sypialni jest oddzielna łazienka. Jego sypialnia jest inna niż pozostałe dwie. Ściany ma bielone. Nie wiem w jaki sposób, ale są białe. Nie ma na nich ani rysy. Są gładziutkie. Ma tam wieczny bałagan. Łóżko nigdy nie jest pościelone, a ubrania nigdy nie są wrzucone do zsypu. Robię to za niego, bo mi się nudzi. Zawsze mi za to dziękuje, kiedy wraca.
Tej nocy mam koszmary. Śni mi się, że Jelena znów na mnie napada. Wczoraj w lustrze wyglądałam już normalnie. Jeszcze trochę bolą mnie żebra i kostka ale właściwie mogłabym już wrócić do pracy. Na widok Jeleny serce mi przyspiesza, czuję przerażenie. Nie chcę znów czuć się jak inwalidka. Zaczynam krzyczeć, bo nie chcę znowu wyglądać jak upiór. Zaczynam się trząść. Zrywam się z łóżka. I biegnę w stronę drzwi. Chcę uciekać. W salonie wpadam na Robina, który chyba usłyszał moje wrzaski i jak zwykle biegnie na ratunek. Nic nie mówi, tylko przytula mnie mocno. Mój policzek przykleja się do jego nagiej skóry. Jak zawsze śpi w samych spodniach, więc od pasa w górę jest nagi. Przesuwam palcami po jego żebrach. Czuję jak mięśnie mu się napinają. Lubię, kiedy nie ma na sobie koszuli. Pochyla się, odgarnia mi włosy i całuje mnie delikatnie w szyję. Zapominam o koszmarach, zapominam o Jelenie i o całym świecie. Już się nie trzęsę. Interesuje mnie tylko to, co on robi. Przeszywa mnie niesamowite uczucie. Nigdy nie czułam się tak cudownie. Poniżej pępka kurczy mi się chyba wszystko w środku. Kurczy i rozkurcza. Nie chcę, żeby przestawał, chcę, żeby tak było już zawsze. Zarzucam mu ręce na szyję i przyciągam go mocniej do siebie.
- Jolie… - mruczy prosto w moją szyję.
Nie, nie przerywaj, nie przestawaj. Chcę, żebyś mnie całował. Chcę, ale nic nie mówię. Robin podnosi głowę i patrzy mi w oczy.
- Uważaj, bo nie wytrzymam do czasu aż wyzdrowiejesz…
Mam to w nosie. Jak dla mnie to już wyzdrowiałam. Jeśli on uważa inaczej, to może sobie nie wytrzymywać. Chcę, żeby mnie pocałował, ale nie wiem jak mu to powiedzieć. Rozważam kilka opcji, ale wszystkie brzmią głupio, więc się nie odzywam. Patrzę mu tylko w oczy. Mam nadzieję, że coś z nich wyczyta, ale on nic nie robi. Cholera! Przyzwoity do granic możliwości. Ściskam go mocniej i przyciągam do siebie.
- Chrzanić to! – słyszę.
Jego ręce zaciskają się mocniej wokół mojego ciała. Podnosi mnie do góry. Koszulka na ramiączkach, w której śpię odsłania dużo ciała. Robin całuje mój goły obojczyk i przesuwa wargami po szyi. Przeszywa mnie cudowny dreszcz, rozchylam usta i szybko łapię oddech. Serce wali mi jak oszalałe. Chcę więcej! Robin przesuwa nosem po mojej szczęce i całuje kącik moich ust. Znów się odsuwa i patrzy na mnie przez chwilę. Ta chwila jest o wiele za długa, mimo, ze tak naprawdę nie trwało to dłużej niż pół sekundy. Nie zdążyłam nawet nic pomyśleć, kiedy jego usta znalazły się na moich.
Tak! Ciepłe, miękkie, wilgotne usta. Cudowne uczucie. Robin przechyla głowę na bok i zaczyna  poruszać  wargami. Początkowo nie wiem co robić i on chyba też nie, bo to wszystko jest strasznie niezgrabne, ale po chwili dopasowuję się do jego rytmu i jest cudownie. Jeśli pocałunek Iana był przyjemny to to jest coś niesamowitego. Każda część mojego ciała reaguje na jego ruchy. Każda komórka chce się do niego zbliżyć. Jeśli seks jest choć trochę podobny do tego, to nic dziwnego, że ludzie jednak to robią.
Czuję kołysanie. Robin gdzieś idzie, ale nie przerywa pocałunku. Słyszę otwierane drzwi. Po chwili siada na łóżku. Ja znajduję się na jego kolanach. Otwieram lekko oczy i widzę białe ściany. Jestem u niego w sypialni. Robi mi się gorąco i zaczynam się denerwować. Nie wiem dlaczego. Dobrze nam idzie. Prostuję plecy i przyciskam usta mocniej do niego. Słyszę jak mruczy z zadowoleniem i wsuwa się głębiej na łóżko. Siedzę bokiem do niego. Nie jest mi wygodnie. Opieram ręce na jego ramionach. Nasze usta na chwilę odrywają się od siebie. Robin patrzy na mnie zdziwiony, ale ja tylko przesiadam się, żeby być przodem do niego, siadam okrakiem na jego kolanach. Uśmiecha się i przyciąga mnie do siebie. Znów mnie całuje. Zamykam oczy i oddaję się mu całkowicie. Jego ręce przesuwają się po moich plecach i wplatają w moje włosy. Ja obejmuję jego szyję, potem kładę dłonie na ramionach. Co raz mocniej na niego napieram, aż w końcu traci równowagę i opada plecami na łóżko, a ja ląduję na nim. Zaczynam się śmiać. On też. Po chwili nam przechodzi. Kładę się koło niego i uśmiecham się lekko. On patrzy mi w oczy i bawi się moimi włosami.
- Nie masz mi tego za złe? - pyta.  
Kręcę głową.
- Było fajnie. – mówię nonszalancko. Mam na myśli, że było cudownie, ale z jakiegoś powodu nie chcę mu tego powiedzieć.
- Lepiej niż z nim? – jego twarz jest napięta.
Mógłby wreszcie skończyć z porównywaniem się do niego. Ma jakieś kompleksy czy co?
- Robin, Ian nic dla mnie nie znaczy. Nie w tym sensie…
- Odpowiedz na moje pytanie, proszę… - mówi cicho. Nie odrywa ode mnie wzroku. Przewracam oczami.
- Tak, było lepiej. Zadowolony?
Uśmiecha się szeroko.
- Jeszcze raz? – patrzy na mnie z nadzieją.
- Przestań mnie o to pytać! Zostałam twoja dziewczyną z własnej woli, gdybym nie chciała żebyś mnie dotykał, powiedziałabym nie.
Robin kręci głową.
- Tak, wiem, że nie tego cię nauczyła mama, ale może ja mam jakiś defekt, nie wiem. Lubię, kiedy jesteś delikatny i czuły i kiedy pozwalasz mi o różnych rzeczach decydować, ale czasem chcę, żebyś był facetem z Underground, który robi co chce i kiedy chce. Nie możesz przerzucać każdej decyzji na mnie, bo mnie zamęczysz!
- A skąd ja mam wiedzieć kiedy czego chcesz.
Wzruszam ramionami.
- Nigdy cię nie zrozumiem….
- A miałeś nadzieję, ze ci się to uda? W Overhead ponoć mówili, że kobiet nie da się zrozumieć.
- Ale ja muszę wiedzieć czego chcesz, nie chcę, żebyś myślała o mnie źle.
Wzdycham. Kiedy on w końcu zrozumie?
- Doskonale ci poszło bez wskazówek. Dokładnie o to mi chodziło. – uśmiecham się i kładę mu dłoń na policzku. Jest szorstki od zarostu.
- Chciałaś, żebym cię pocałował? Wystarczyło powiedzieć!
- Nie wiedziałam jak… - mówię cicho – poza tym dzięki temu dowiedziałam się, że jednak potrafisz zrobić coś bez mojego polecenia. – Całuję go w policzek. Krótkie włoski kłują mnie w usta, ale w ogóle mi to nie przeszkadza.
- Jolie, czego ty właściwie chcesz? Bo z jednej strony chcesz swobody, uważasz, że cię ograniczam i wpycham nos w nieswoje sprawy, a z drugiej jak cię pytam czego chcesz, mówisz, że mam przestać. – przesuwa mi palcem po ustach. – Jak mam się zachowywać?
O matko! Facet. Normalnie typowy facet. Moja mama też wiecznie na to narzekała. Mówisz, a ten nie rozumie. Mówisz drugi raz, rozumie jeszcze mniej.
- Chcę, żebyś był sobą. Chcę poznać prawdziwego Robina, który się nie kontroluje na każdym kroku i nie stara się wpasować w ogólnie przyjęte standardy. Chcę wiedzieć kim byś był, gdybyśmy mieszkali w Overhead i nie byłoby zakazów dotykania. Chcę, żebyś był spontaniczny, żebyś się nie zastanawiał nad każdą odpowiedzią przez godzinę zanim zdecydujesz się otworzyć usta, chcę żebyś robił to, na co w danej chwili masz ochotę. Jeśli mi się to nie będzie podobało, powiem ci. Chcę, żebyś mówił co czujesz i czego chcesz…
- Nie gadaj tyle! - przerywa mi i pochyla się nade mną, żeby znowu mnie pocałować. Nasze usta łączą się i znów jest cudownie. Przez chwilę nie mogę złapać oddechu.
Zrozumiał! Bingo. Przyciągam go mocniej do siebie, a on przestaje mnie całować, odsuwa się i patrzy na mnie.
A jednak nie zrozumiał…
- O to ci chodzi?
Przewracam oczami.
- Było dobrze dopóki się nie zapytałeś czy o to mi chodzi. Uwierz, że jestem w stanie dać ci znać, że czegoś nie chcę. Umiem mówić i mam dwie sprawne ręce. – macham mu przed nosem.
Robin kręci głową. Łapie mnie za nadgarstki i przyciska je do materaca po bokach mojej głowy.
- Rąk już nie masz – mruczy – a za chwilę nie będziesz miała ust…
Uśmiecham się.
- Chcesz mi coś powiedzieć? – pyta z zawadiackim uśmiechem na twarzy.
Śmieję się i kręcę głową.
Pochyla się nade mną i znów zaczyna mnie całować. Tym razem jest bardziej zdecydowany, nieco brutalniejszy, ale podoba mi się to. Oddaję pocałunek, a on znów mruczy z zadowoleniem.
Spędzamy tak pół nocy. Na przemian całując się i przytulając i rozmawiając o moich i jego potrzebach. Dowiaduję się, że on chciałby, żebyśmy spali razem, w jednym łóżku. Mówi, że lubi mój zapach i dotyk mojej skóry i że będzie spał spokojniej, jeśli będę koło niego. Nie będzie się bał, ze coś mi się może stać. Godzę się na to bez problemu, ale przypominam mu, że jeszcze nic mu nie obiecałam. Nic na stałe.
Zgodziłam się, bo już raz spaliśmy razem po tym jak skręciłam kostkę i jak Ian próbował mnie pocałować. Zasnęłam, a on położył się ze mną w łóżku i nic strasznego się nie stało. Nic poza tym, że jego dłonie od czasu do czasu błądziły po moim ciele. Nie przeszkadza mi to. Lubię jak mnie dotyka. Świat się wtedy nie zawalił, to i teraz się nie zawali.
Robin nie posiada się ze szczęścia. Nie może przestać się uśmiechać i co chwila mi dziękuje. Cieszę się, że wprawiłam go w taki nastrój.
- Już mi nie dziękuj. – mówię w końcu. – Dobrze mi się wtedy z tobą spało.
Marszczy brwi jakby próbował sobie coś przypomnieć.
- Byłaś nieprzytomna.
- Nie do końca. Wiem, że mnie dotykałeś... – uśmiecham się i przesuwam palcem po jego ramieniu. 
Robin czerwieniej na twarzy.
- Pamiętam to uczucie…
- Jakie? – pyta.
- Taki przyjemny dreszcz, zawsze kiedy mnie dotykasz. – odwracam od niego wzrok. Nie powinnam mu tego mówić. Rozbudzam jego nadzieję na więcej.
Robin uśmiecha się i całuje mnie w policzek.
- Powinniśmy się przespać. – mówi i wchodzi pod kołdrę.
Gramolę się koło niego. Chcę się przytulić, ale nie wiem czy powinnam. Patrzę na niego pytająco.
- Chodź – szepcze i kiwa głową, żebym się zbliżyła.
On leży na plecach, ja obok niego na boku. Kładę mu głowę na ramieniu. Jest na idealnej wysokości. Słyszę bicie jego serca. Jest mi wygodnie. Prawie. Zginam nogę w kolanie i oplatam nią jego brzuch. Słyszę, że serce mu przyspiesza. Kładzie prawą rękę na moim udzie i delikatnie pociera moje ciało kciukiem. Lewą ręką obejmuje mnie w pasie i przyciska do siebie całując w czubek głowy.
- Śpij. – mówi  - Masz zakaz koszmarów.

Chcę mu powiedzieć, że przy nim raczej mi nie grożą, ale jestem tak zmęczona, że odpływam. 

Underground 15

Budzę się w szarym pokoju. Nie dziwi mnie to. Tu wszystko jest szare. Nie znam tego pomieszczenia. Rysy na suficie są inne niż w pomieszczeniach które znam. Próbuję usiąść, ale nie mogę. Ból mnie paraliżuje. Krzyczę. Drzwi natychmiast się otwierają.
- Wiedziałem, że się obudzisz jak tylko wyjdę na chwilę. – twarz Robina jest pełna niepokoju. Zapina koszulę. Podejrzewam, że przed chwilą brał prysznic, bo na potarganej czuprynie lśnią jeszcze kropelki wody. Podchodzi do mnie i delikatnie gładzi mnie po włosach. To jedyne co mnie nie boli chyba. Jestem w fatalnym stanie. Wiem o tym.
- Gdzie jestem? – pytam. Mówienie nie boli mnie tak jak poprzednio. Jest w porządku.
- Tak gdzie chciałaś. – mówi cicho przyglądając mi się bacznie, jakby się bał, że zareaguję nerwowo. Patrząc na nasze ostatnie rozmowy, nie dziwię mu się.
Uśmiecham się lekko. Mam nadzieję, że się uśmiecham, nie jestem pewna, bo domyślam się jak wygląda moje ciało. Jeśli choć w połowie tak beznadziejnie jak się czuję, to Robin powinien już uciekać gdzie pieprz rośnie. Ale on nie ucieka. Patrzy się na mnie i uśmiecha się delikatnie, choć widzę, że jego oczy są smutne. Widzę, że coś go męczy i bardzo chcę, żeby przestało.  
- Jolie, kto ci to zrobił? – pyta cicho.
Aha, o to mu chodzi… Nie mogę mu powiedzieć. Nie chcę, żeby Jelena miała kłopoty. Wiem dlaczego to zrobiła. Boi się o swoją przyszłość. Nie chce zostać z jakimś brzydkim facetem z wyższych poziomów. Ma swoje standardy, a za rok będzie musiała znaleźć kogoś, kto je spełni i kto nie będzie okupowany przez setki innych dziewczyn. Jelena jest ładna, ale ma bardzo trudny charakter. Facet, który będzie miał wybór i odrobinę rozsądku, wybierze inną. Na przykład Jill. Kręcę głową.
- Jolie, musisz mi powiedzieć. Oglądałem taśmy z kamer, ale nic tam nie widać. Wasze drzwi są w martwym polu. Kazałem zamontować kamerę skierowaną prosto na nie, ale już za późno.
Kręcę głową. Nie chcę mu tego mówić.
- Próbuję ci pomóc… - głos mu się załamuje. – Chcę, żebyś była bezpieczna.
- Robin, nie powiem ci. Nie mogę… - mówię cicho. Mam nadzieję, że jakoś ukryję przed nim to, że kłamię. Przygląda mi się uważnie i milczy przez chwilę.
- Dlaczego chronisz tę osobę? – pyta. – Mało cię nie zabiła. Widziałaś jak wyglądasz?
-  Nie, ale się domyślam. – kładę mu rękę na ramieniu – Zrozum…
- Nie Jolie, nie rozumiem dlaczego wolisz narażać własne życie niż sprawić, żeby ktoś, kto cię skrzywdził odpowiedział za to w należyty sposób.
Robin wstaje o zaczyna chodzić po pokoju.
- Nie możesz się narażać w ten sposób. A co jeśli on wróci? – jest zły. – Znowu będziesz udawać, że jesteś większa i silniejsza i że dasz sobie radę… - urywa – Co jeśli on wróci? – powtarza.
- Ona – poprawiam go. Za późno się ugryzłam w język.
Robin się uśmiecha i oddycha z ulgą.
- Teraz przynajmniej wiemy, że to dziewczyna.
- Nie – próbuję wstać, ale zaraz opadam z powrotem na łóżko. Robin uśmiecha się i podchodzi do mnie.
- Leż. – prosi.  – Jak będziesz czegokolwiek potrzebowała, jestem tu, żeby ci pomóc.
- Dlaczego? – pytam. W sumie nie wiem po co. Jakby to jeszcze nie było oczywiste. Chyba chcę to usłyszeć.
- Mówiłem ci… - Robi pauzę jakby miał nadzieję, że się odezwę i nie będzie musiał kończyć. – Chcę, żebyśmy byli razem. Już na zawsze. A w tym celu muszę cię najpierw doprowadzić do porządku. Nie podobasz mi się w tym stanie.
Zaczynam się śmiać. Wszystko mnie boli. Łapię się za żebra, żeby trochę zmniejszyć ból. Nie wiem jak on to robi, że zawsze powie to, co potrzebuję usłyszeć. Teraz znowu to samo. Powiedział dokładnie co czuje i czego chce, ale w taki sposób, że jeszcze przy tym poprawił mi humor.
Robin siada na łóżku i przyciska moje ręce mocniej do żeber, dzięki temu mniej mnie bolą. Uspokajam się.
- Dziękuję. – uśmiecham się do niego.
- Cieszę się, że jakiekolwiek pozytywne reakcje też umiem u ciebie wywołać… - zaczyna. Wiem, że szykuje się poważna rozmowa, ale nie wiem czy mam na nią siłę i ochotę. Wiem jednak, że kiedyś musimy o tym porozmawiać. Może lepiej od razu… Podnoszę na niego wzrok i czekam.
- Jestem zazdrosny o ciebie – wzdycha ciężko – Nawet bardzo.
- Wiem…
- Pozwól mi skończyć, proszę…
Kiwam głową.
- Wiem, że czasem zachowuję się jakbym chciał cię kontrolować, ale ja to wszystko robię dlatego, że chcę cię chronić, Jolie. Jesteś delikatna – gładzi mnie po policzku. – Bardziej krucha niż ci się wydaje, a ja nie mogę sobie pozwolić na to, żeby ciebie zabrakło.
- Nie jestem taka delikatna.
- Właśnie widzę – mówi ironicznie.
Wzruszam ramionami.
- Zrozum, nie chcę cię ograniczać, ale musisz zrozumieć, że są rzeczy, które mogą być dla ciebie szkodliwe. Są ludzie, którzy mogą chcieć cię skrzywdzić. Zaufaj mi czasem… Proszę…
Kiwam głową. Nie chcę mu zaprzeczać. Czuję, że może mieć rację. Zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach, po tym jak zginęła moja mama i po tym jak moja przyjaciółka mało mnie nie zabiła.
- Robin… - zaczynam cicho. – Nie chcę się z tobą kłócić.
- To się nie kłóć. – mówi cicho i zbliża twarz do mojej. – Mogę? – pyta. Nie czeka na odpowiedź. Przyciska usta do mojego czoła. Robi mi się przyjemnie ciepło i czuję jakby cały ból nagle gdzieś zniknął. Wzdycham cicho. Robin odsuwa się i patrzy na mnie pytająco.  Chcę, żeby wrócił do poprzedniej pozycji.
- Jeszcze raz… - proszę, nie wiem czy to do niego dotrze, mówię prawie niesłyszalnym szeptem.
Jego usta rozciągają się w tym samym zniewalającym uśmiechu, który już znam, wydaje mi się, że od wielu lat. Opiera rękę koło mojej głowy. Muska wargami mój policzek. Ciepło rozchodzi się po moim ciele aż po koniuszki palców. Ponownie całuje mnie w czoło. Nie spodziewałam się, że to uczucie może być tak cudowne. Jego dłoń wplątuje się w moje włosy. Przytula policzek do mojego policzka. I szepcze mi coś do ucha. Z początku nie rozumiem co, ale powtarza to wiele razy, aż w końcu wiem co mówi.
- Powiedz tak, Jolie. Proszę, powiedz tak. – jego głos jest niski i pociągający. Do tego stopnia, że mam ochotę powiedzieć to jedno krótkie słowo, o które mnie błaga. Nie obchodzą mnie konsekwencje. Powstrzymuję się z trudem, kiedy on znowu się odzywa - Powiedz, że będziemy razem już zawsze, a zrobię wszystko, żebyś w każdej minucie swojego życia była szczęśliwa.
Serce mi przyspiesza. Znowu powiedział coś, co powoduje, że moje serce przejmuje kontrolę nad umysłem. Nie wiem co mam mu powiedzieć. Otwieram usta, bo nie chcę go trzymać w niepewności, ale ciągle nie wiem co zrobić. Robin czeka w napięciu. Patrzy się na mnie takim wzrokiem, że najchętniej zapadłabym się pod ziemię, ale nie mogę, bo już jestem pod ziemią. Mam ochotę się schować. Jego wzrok jest naglący. Biorę głęboki wdech. Boli. Jęczę z bólu. Jego twarz natychmiast się zmienia. Znów jest pełna troski.
- Przepraszam. Nie powinienem cię ponaglać.
- Nie powinieneś – uśmiecham się lekko – Ale wiem dlaczego to robisz.
- Tak?
Kiwam głową. Pewnie, że wiem. Ja też bym dłużej nie wytrzymała gdyby nie to, że boję się, że później zakocham się w kimś innym i skończę tak jak moja mama – będę nieszczęśliwa do końca życia, albo zranię jego. Nie chcę mu nic odpowiadać, bo ciągle w głowie siedzą mi te zielone oczy i nie mogę pozbyć się uczucia, że kiedyś go spotkam i że wtedy moje życie zmieni się całkowicie.
- Powiedz mi przynajmniej czy mam szansę... – prosi. Znów patrzy nam nie nagląco i pochyla się, jakby się bał, że będę mówiła za cicho i nie usłyszy.
- Masz – chrypię. Jestem zdenerwowana, odchrząkuję, żeby oczyścić gardło. – Podobasz mi się.
Na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech.
- Będziesz moja. – mówi. – Nie wypuszczę cię! Tylko moja. Od teraz, na zawsze.
Uśmiecham się. Nie chcę mu psuć nastroju, poza tym nic z tego co mówi mnie nie przeraża. Muszę mu tylko przypomnieć o jednej rzeczy…
- Nic ci nie obiecałam… - mówię cicho.
- Na próbę. – odpowiada. – nie przyjmuję odmowy.
- Jak to na próbę? – zaciekawił mnie.
- Kiedyś nie było tak jak teraz – wzdycha. – kiedyś obie strony miały coś do powiedzenia. Teraz mężczyzn pozbawiono tego prawa. Ja jestem wyjątkiem bo należę do Góry, ale kiedyś ludzie musieli się w sobie zakochać nawzajem, żeby być razem. – pociera kciukiem mój policzek. – I nie brali od razu ślubu. Najpierw byli ze sobą. Czasem mieszkali razem, czasem nie, ale byli oficjalnie parą i sprawdzali czy będą w stanie to dalej ciągnąć…
Urywa, a ja wiem co chce mi zaproponować. Doskonale wiem i wiem, że mi to pasuje. To jest idealne rozwiązanie.
- Ale nie będziesz sobie robił nadziei? – pytam
Uśmiecha się i wzrusza ramionami.
- Tego nie mogę ci obiecać. Od początku liczę na więcej. Na wszystko…
No tak, zapomniałam. Szczery do bólu.
Wiem, że od początku tego chcesz, ale mógłbyś raz skłamać, żeby poprawić mi samopoczucie. Nie chcę ci później złamać serca…
Wzdycham. Widzę taką nadzieję w jego oczach, że nie potrafię mu powiedzieć nie.
- Dobrze. – czuję jakby wielki kamień spadł z mojej piersi. Nareszcie mogę oddychać  swobodnie. Mam wrażenie jakby wcześniej cos mnie dusiło.
Robin zeskakuje z łóżka i bierze mnie na ręce. Zaczyna się kręcić w kółko i śmiać na cały głos.  Kręci mi się w głowie i łapię go mocniej za szyję. Zatrzymuje się i przyciska usta do mojego policzka. Robi mi się gorąco. Wszystko mnie boli od tego nagłego ruchu, ale jego radość jest zaraźliwa i nie zwracam na to uwagi. Śmieję się razem z nim. Cieszę się jego szczęściem. Powoli sadza mnie na łóżku i siada naprzeciwko mnie. Pochyla się w moją stronę. Kładę mu rękę na piersi.
- Nie wiem czy to dobry pomysł… - mówię.
Śmieje się i wyciąga rękę. Pochyla się, żeby odgarnąć włosy z mojej twarzy.
- Obiecałem ci, że cię nie pocałuję dopóki mnie nie poprosisz. Nic się nie zmieniło. – Uśmiecha się.
Zaczyna mnie to denerwować. Nie wiem czy bardziej wkurzam sama siebie czy on mnie wkurza. Z jednej strony podoba mi się, że nie chce mnie do niczego zmuszać, ale z drugiej zaczyna mnie to wkurzać, bo zachowuje się, jakby nie miał własnego zdania .
- Dlaczego taki jesteś? – pytam.
Patrzy na mnie zdziwiony.
- Jaki?
- Do bólu przyzwoity. Dlaczego się mnie o wszystko pytasz? Czemu sam nie podejmujesz decyzji?
Wzrusza ramionami.
- Tak mnie wychowano. Osiemnaście lat w jednej rodzinie to trochę więcej niż sześć. – patrzy na mnie i wiem, że mówi o różnicach między nami. Mój przyspieszony wzrost sprawił, ze spędziłam ze swoja rodziną trzy razy mniej czasu niż on ze swoją.
- Taką mnie stworzyli – mówię, bo nie wiem jak mam mu inaczej wytłumaczyć swoją odmienność.
- I dobrze. – uśmiecha się – Inaczej w ogóle byś na mnie nie spojrzała.
Śmieję się. Ma rację. Gdybym rosła w normalnym tempie, byłby osiemnaście lat starszy ode mnie. Nigdy bym na niego nie zwróciła uwagi.
- Moja mama wychowywała mnie sama. Tato zginął podczas kopania jednego z tuneli. Pracował tak samo jak twój ojciec. – mówi. – Miałem chyba ze cztery lata, kiedy mama została ze mną sama. Nie chciała drugiego męża, choć miała z kogo wybierać.
Patrzy na mnie.  Kiwam głową, żeby dać znak, że go słucham.
- Mama była nauczycielką historii Overhead. Mówiła, że głównym problemem naszego społeczeństwa jest to, że nikt nie bierze pod uwagę zdania kobiet. Poza wyborem męża nie mają nic do powiedzenia. Wychowała mnie tak, że liczę się ze zdaniem kobiet. Chcę, żeby mogły decydować o sobie. Miałem nadzieję, że ci to nie będzie przeszkadzało, ale jeśli tak jest… mogę spróbować to zmienić.
Uśmiecham się.
- Zostałem stworzony tak, że potrafię całkowicie zapomnieć o sobie. Być może dlatego mamie udało się tak głęboko dotrzeć z jej poglądami, że przyjąłem je za swoje. To jest dla mnie naturalne. Tak, jak kontrolowanie wybuchów złości. Po prostu tak robię. Zawsze. – mówi – Taką mam konstrukcję genetyczną. Jestem spokojny, ale do czasu.
Wiem o tym, bo widziałam jego DNA, ale chyba nie powinnam mu mówić. Nie mogę uwierzyć, że taki facet się we mnie zakochał i chce ze mną być. Jest niesamowity. Faktycznie jest wyjątkiem w tym względzie. Mój tato nigdy nie pytał mamy o zdanie. Przyjmował za pewnik, że ona chce robić to, co on. Podoba mi się, że Robin tak nie robi, ale wolałabym…
- Nie chodzi o to, żebyś to zmieniał. – mówię – To bardzo fajna cecha, ale…
Patrzy na mnie pytająco.
- Chciałabym czasem wiedzieć co ty myślisz i czego chcesz.
Robin uśmiecha się szeroko.
- Naprawdę?
Kiwam głową.
- Oczywiście. Jeśli mamy być parą, to parą. Nie możemy wszystkiego dopasowywać do mnie, bo szybko ci się to znudzi… - robi mi się słabo na samą myśl, że Robin mógłby mnie zostawić. – Wiesz, że to nie będzie łatwe?
Kiwa głową.
- Wiem, że oboje będziemy musieli coś poświęcić, ale ja jestem na  to gotowy. Mam nadzieję, że ty też…
Nie wiem czy jestem na to gotowa. To pewnie zależy od tego co miałabym poświęcić. Uznaję, że lepiej będzie nie odpowiedzieć i zmienić temat.
- Opowiedz mi jeszcze o twojej mamie.
- Uważała, że wszystko tu jest źle urządzone i ja się z nią zgadzam. Dotyczy to zwłaszcza kobiet.  Nikt ich nie pyta czy i gdzie chcą iść. Mężowie nie pytają żon czy mogą je pocałować, przytulić, czy mają ochotę iść z nimi do łóżka i… - urywa. Jego twarz oblewa rumieniec. Pierwszy raz widzę, że jest zawstydzony.
- I co? – pytam.
Robin odwraca wzrok i mamrocze coś pod nosem. Nic nie słyszę.
- Powiedz głośniej. – proszę go.
- Uprawiać seks.
Patrzę na niego zdumiona. Kiedyś uczyli mnie, że seks prowadził do powstania dzieci w Overhead, ale w Underground on nie ma sensu, bo mężczyźni są bezpłodni, a dzieci są produkowane w laboratoriach.
- Po co mieliby uprawiać seks, jeśli i tak nie mogą mieć dzieci? Przecież to bez sensu…
Robin wzdycha i kręci głową.
- Ta indoktrynacja musi się skończyć… - mówi jakby do siebie. – Seks jest przyjemny.
Patrzę na niego zdumiona.
- Tak jak całowanie?
Robin sztywnieje i ściąga brwi.
Co ja  znowu zrobiłam?
- Nie wiem jak jest z całowaniem. – mówi – Nigdy tego nie robiłem…
Widzę, że coś go gryzie, ale nie umiem powiedzieć co, więc nie zaprzątam sobie tym głowy.
- A skąd wiesz o seksie?
- Ze słyszenia. Przecież tego tym bardziej nie robiłem.  – wzrusza ramionami. – Nie jestem tak doświadczony jak ty.
Uśmiecha się, ale zdenerwował mnie tym co mówi.
- Znowu pijesz do Iana?
- Jolie, zrozum mnie wreszcie! – podnosi głos. – Nie podoba mi się to, że się z nim zadajesz. Nie podoba mi się z dwóch powodów.
Zakładam ręce na piersiach, wydymam wargi i czekam na więcej.
- Po pierwsze on ci się podobał…
Kręcę głową. Ian mi się nie podobał, to chemia sprawiała, że coś do niego czułam.
- Nie ważne czy sama czułaś do niego pociąg czy to była sprawka jakichś substancji. – wzdycha -  Mimo krótkiego czasu, w którym się znaliście jemu udało się ciebie pocałować, mnie nie. – chyba widzi, że niespokojnie się poruszam, bo łapie mnie za rękę.  – Jemu udało się dotrzeć dalej. Nie podoba mi się to. Jestem zazdrosny. Bardzo. Teraz jesteś moją dziewczyną, więc nie chcę, żebyś była blisko niego. To logiczne, że nie chcę konkurencji, prawda?
Kiwam głową. Nie sposób się z nim nie zgodzić.
- A drugi powód?
- Czy to nie oczywiste?
Kręcę głową. Robin wzdycha i kontynuuje:
- Próbował cię skrzywdzić. Chciał zrobić coś wbrew twojej woli. Jestem więcej niż pewien, że zrobi to ponownie. – wzdycha, bo znowu kręcę głową – Jolie, mówiłem ci o mojej mamie. Nie pozwolę na to, żeby ktoś zmuszał kobietę do pocałunków czy czegokolwiek innego. Każdy z nas powinien mieć wolność wyboru i tego co robi i z kim to robi. Dotyczy to także dotykania.
- Więc dlaczego się wściekałeś jak Ian pomagał mi chodzić?
- Nie chodzi o dotykanie – mówi. Kręcę głową – No dobrze, chodzi też o dotykanie, ale przede wszystkim chodzi o niego. On nie jest osobą, z którą powinnaś się zadawać.
- Teraz zainteresował się Jill. – mówię – Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Pomagał mi jako przyjaciel. – zaczynam się denerwować.
Robin przyciska palce do skroni i bierze kilka głębokich wdechów.
- Mylisz się. Facet nie zapomina tak szybko o tym kto mu się podoba. On udaje, że zbliża się do Jill, a tak naprawdę chce być bliżej ciebie i wykorzystuje każdą możliwość, żeby cię dotknąć.
Zaczynam to wszystko analizować. Faktycznie Ian kilka razy niby przypadkiem mnie dotykał, specjalnie dał mi probówki ze swoim DNA i z DNA Robina, żebym widziała, że jego seria jest lepiej dopracowana. Do Jill nie podchodził podczas naszej pierwszej praktyki. Czy Robin ma rację, czy przemawia przez niego tylko zazdrość. Wbijam wzrok w swoje palce i próbuję to wszystko przemyśleć. Czy powinnam mu ulec i ograniczyć kontakty z Ianem do minimum? Czy powinnam mu się postawić i pokazać, że nie będzie mną rządził.
- Jolie, widzę jak on na ciebie patrzy. On chce cię dla siebie. – mówi - Ty nie widzisz go w ten sposób, ale on ciebie tak.
Kiwam głową. Może i ma rację. Podnoszę wzrok. Robin przysuwa się bliżej. Jego błękitne oczy płoną. Kładzie mi dłoń na policzku i zbliża twarz do mojej.
- Pozwól mi… - prosi cicho. Od jego głosu wszystko wewnątrz zawiązuje mi się na supeł. Odpuszcza dopiero, kiedy on wplata palce w moje włosy.
- Nie. – mówię cicho. – Nie w tym stanie… - pokazuję na siebie. Wiem, że mam spuchnięte usta. Wiem, że wyglądam okropnie. To nie ma sensu.
Robin uśmiecha się.
- Dobrze, poczekam aż wyzdrowiejesz. – mówi – Ale uznaję, że mam pozwolenie. – Uśmiecha się i nie czeka na moją odpowiedź. Wstaje i podchodzi do drzwi. – Jill do ciebie wpadnie po obiedzie. Ja muszę iść do pracy. Wrócę najszybciej jak będę mógł.
Obiad to dużo powiedziane. Mamy tak zwane przerwy obiadowe w pracy, ale właściwie pijemy wtedy herbatę i łykamy tabletki. Jest to też czas odpoczynku dla naszych ciał. Możemy rozmawiać, spacerować, robić co chcemy. Tylko w święta obiad wygląda tak, jak kiedyś w Overhead. Mamy prawdziwe jedzenie. Czasem nawet słodycze. Uwielbiam te dni.
Robin wychodzi. W pokoju jest strasznie cicho. Opadam na łóżko i wbijam wzrok w sufit. Co ja właściwie zrobiłam? Na co się zgodziłam? Jestem jego dziewczyną, pozwoliłam mu na pocałunek… Nie wiem dlaczego. Serce mi przyspiesza, jakby chciało mi powiedzieć, ze doskonale wiem dlaczego. Bo wiem. Tylko z jakiegoś nikomu nieznanego powodu nie chcę się do tego przyznać sama przed sobą. Przy nim czuję się bezpieczna, bo zawsze kiedy potrzebuję pomocy, on jest przy mnie. Mogę na niego liczyć we wszystkim. Od kiedy się poznaliśmy czuję się jakby lżejsza, moje serce jakby lżej pompuje krew, mam jaśniejszy umysł... W najmniej oczekiwanym momencie on mówi rzeczy, których potrzebuję. Rozbawia mnie kiedy jest mi to potrzebne.
Drzwi otwierają się z hukiem. Serce podskakuje mi do gardła, a oddech przyspiesza. Odwracam się gwałtownie w ich stronę. Robin wpada do pokoju i podchodzi do mnie kładąc mi dłoń na policzku. Na jego twarzy igra półuśmiech, kiedy pochyla się w moją stronę.
- Co ty robisz? – pytam – Miałeś iść do pracy….
- Postanowiłem sprawdzić czy przypadkiem nie wyzdrowiałaś – mówi i całuje mnie w czoło. – Ale wygląda na to, że muszę jeszcze chwilę poczekać.
Zaczynam się śmiać.
- Tak, dłuższą chwilę.

- Nie obiecuję, że wytrzymam. – mówi i wybiega z pokoju. Słyszę jak zamyka za sobą drzwi do boksu. Właśnie o tym mówiłam. W najmniej oczekiwanym momencie on przychodzi i robi dokładnie to, czego potrzebuję, żeby poczuć się lepiej. Uśmiecham się do siebie.

środa, 27 marca 2013

Underground 14

Po obiedzie razem z Ianem, który chyba się odobraził odprowadzamy Jelenę. Jej pokój jest kilka kroków dalej niż nasz. Po drodze pokazuję jej drzwi do naszego.
- Tu mieszkam z Jill. – mówię. Staram się zacząć jakoś rozmowę, bo cały dzień tylko na siebie patrzymy i nie odzywamy się do siebie. Nie wiem co się stało. Jeszcze kilka dni temu buzia by się jej nie zamykała, a dziś jest dziwnie milcząca. Nie rozumiem dlaczego. Patrzę na nią, ale nie odpowiada. Kładę jej rękę na ramieniu. Ian i Jill wyprzedzają nas. Pozwalam im na to. Chcę porozmawiać sam na sam z Jeleną.
- O co ci chodzi?
Unika mojego wzroku.
- Czemu się do mnie nie odzywasz? Zrobiłam ci coś? – pytam. Staram się, żeby mój głos był spokojny, ale nie jestem pewna czy mi się to udaje.
Jelena kręci głową i próbuje się ode mnie odwrócić, ale nie pozwalam jej na to.
- Rozmawiałyśmy o tym wielokrotnie – mówi w końcu. – Możesz mieć każdego, jesteś ładna, ja ci nie dorównuję. Dlaczego musisz mi zabierać ich obu?
- O czym ty mówisz.
- Robin i Ian…
- Ian jest tylko przyjacielem… - zaczynam, ale Jelena przerywa mi nerwowym machnięciem ręki.
- Przyjacielem?! I dlatego się tak do niego przymilałaś przez cały dzień?!
Nie rozumiem o co jej chodzi. Nie przymilałam się do niego.
- Te wasze niby przypadkowe dotknięcia, te spojrzenia… - urywa. Widzę, że jest zła, ale nie wiem co mam jej powiedzieć. Nie wiem, bo nie czuję się winna.
- A potem nagle okazuje się, że Robin też jest twój! – krzyczy. Ian i Jill patrzą na nas zdziwieni, macham ręką, żeby nie zwracali na nas uwagi. Zdejmuję rękę z ramienia Jeleny. Musze się podeprzeć na obu kulach, bo boli mnie prawa ręka.
- Nie jest mój… - mówię cicho.
- Nie, tylko przychodzi i cię obsługuje…
- Nie prosiłam go o to! – jestem zła. Nie wiem dlaczego Jelena na mnie napada. Nie chciałam tego wszystkiego. To nie moja wina, że obu się podobam. Nie mam na to wpływu…
 - Nie. I to mnie najbardziej wkurza! Nie wiem co on w tobie widzi. Dba o ciebie, a ty robisz mu o to awanturę!
- Nie rozumiesz! – krzyczę – Nigdy nie zrozumiesz! Moja mama zginęła dlatego, że całe życie robiła to, co tato jej kazał. Nigdy nie myślała o sobie, tylko zawsze o nim. Zostawiła miłość swojego życia, bo on tak chciał. Zginęła przez to! Nie mogę pozwolić, żeby to samo stało się ze mną.
Głos mi się załamuje. Chcę ukryć twarz w dłoniach, ale nie mogę, bo trzymam kule. Czuję na sobie czyjeś dłonie. Są za drobne na dłonie Iana.
- Nie wiedziałam… - Jill szepcze do mojego ucha.
- Jesteście siebie warte. Obie uparte i wkurzające, ale jakimś cudem pociągające facetów! – Jelena obraca się na pięcie i idzie w stronę drzwi swojego pokoju. Otwiera je po drodze muskając delikatnie dłoń Iana. On cofa rękę i patrzy na nią wściekły. Trzęsie się ze zdenerwowania, ale nic nie robi. Drzwi zatrzaskują się za nią. Ian podchodzi do nas i kładzie nam dłonie na ramionach.
- Jolie, w porządku? – pyta.
- Zajmę się nią. – mówi Jill i podaje mu klucz do naszego pokoju. – Otwórz drzwi. – Prosi, a Ian posłusznie robi, co mu każe.
Wchodzimy do pokoju. Jill sadza mnie na łóżku i podchodzi do drzwi. Chyba po to, żeby pożegnać Iana. Słyszę ich przyciszone głosy.
- Wpadniesz do mnie potem? – pyta.
- Nie wiem co z Jolie. Zobaczę. – Jill rzuca mi zaniepokojone spojrzenie.
- Jasne – słyszę zawód w jego głosie i chcę krzyczeć, żeby się mną nie przejmowali, żeby zostawili mnie samą, że dam sobie radę, ale nie mogę. Nie mogę, bo wiem, że to nie prawda. Muszę z kimś porozmawiać. Jill zamyka drzwi i siada koło mnie na łóżku. Wiem, że wyglądam idiotycznie. Wciąż mam w rękach kule. Jill zabiera je i stawia koło mojego łóżka. Znów siada koło mnie i odgarnia moje włosy z twarzy.
- Chcesz o tym porozmawiać? – pyta.
Potok słów wypływa z moich ust. Jill mi nie przerywa. Mówię o tym, że mama zawsze ustępowała tacie, że zawsze chciała, żeby był zadowolony i nigdy mu się nie sprzeciwiała. Mówię, że tata wiedział o jej romansie z Jake’em i że mama mu obiecała, że to skończone. Tyle wywnioskowałam z rozmowy ostatniego dnia jej życia. Mówię, że gdyby zrobiła to, co chciała, gdyby postawiła na swoim i zostawiła tatę dla Jake’a, to pewnie by żyła. Gdyby choć raz nie pozwoliła sobą rządzić. Zalewam się łzami. Nie mogę uwierzyć, że jej nie ma. Uważam, że tak nie powinno być. Powinnam ich jeszcze mieć. Miałam wizję, że wieczorami będę do nich przychodzić i że będziemy siadać do wieczornej herbaty jak kiedyś i słuchać opowieści mamy o genetyce i narzekań taty na to jak ciężko jest pracować fizycznie.
- I dlatego nie mogę pozwolić, żeby on mnie kontrolował, rozumiesz? Nie mogę pozwolić, żeby ktokolwiek mnie kontrolował…
Jill kiwa głową i kładzie mi rękę na ramieniu.
- Jolie, on chce ci pomóc. Czasem ma problem z nadużywaniem władzy, ale dziś nie o to mu chodziło, tak mi się wydaje.
Podnoszę na nią wzrok. Sama już o tym myślałam. Może on faktycznie chce mojego dobra tak, jak mówił…
- Nie wiem co o tym myśleć. Czasem czuję, że najchętniej odizolowałby mnie od świata.
- Bo w ten sposób może ci zapewnić bezpieczeństwo.
- Jill rozmawiałaś z nim dzisiaj? Jak zniknęłaś w trakcie obiadu? – patrzę na nią podejrzliwie.
- Tak, poszłam do niego.
Kręcę głową. Nie mogę uwierzyć, że do niego poszła.
- po co tam polazłaś? – warczę.
- Bo chciałam wiedzieć czy się mylę co do niego czy nie. – jej głos jest spokojny.
- I co?
- Myliłam się. To dobry facet. Nie chce kontrolować ciebie. Chce, żebyś była szczęśliwa i bezpieczna. Boi się, że Ian znowu będzie próbował cię skrzywdzić…
Patrzę na nią i nie mogę uwierzyć w to, co słyszę. Ona nagle stoi po stronie Robina. Ona. A jeszcze niedawno się dziwiła, że w ogóle zwracam na niego uwagę. Mówiła, że ma problem z kontrolą.
- I co?
- I nic – wzrusza ramionami – Oboje chcecie kontrolować własne życie i chcielibyście, żeby ta druga strona się do was dopasowała. Nie będzie to łatwe, ale jeśli macie być ze sobą, musicie ustalić jakiś kompromis. Oboje będziecie musieli odpuścić. On musi przestać panikować i trochę zaufać twoim osądom, a ty musisz mu pozwolić, żeby się tobą zajmował. On tego potrzebuje. Kocha cię i to bardzo.
Serce mi przyspiesza. Robin mnie kocha? Nie możliwe. Nie po tym co mu powiedziałam i jak się zachowałam.
- Powiedział ci to?
Jill kiwa głową.
- Mimo tego, jak się zachowałam?
Znowu kiwa głową.
- Zrozum, to nie jest coś co można tak łatwo zepsuć. Jemu naprawdę na tobie zależy…
Wzruszam ramionami.
- A tobie zależy na tym, żeby on dostał to, co chce?
Jill kręci głową.
- Nie. Chcę, żebyś ty była szczęśliwa. Widzę, że on ci się podoba. Pasujecie do siebie, tylko musicie się trochę dotrzeć. – Uśmiecha się.
- Naprawdę? – pytam. Nie mogę uwierzyć  w to co mówi. To bardzo przyjemne, miłe, wręcz pożądane słowa. Przy Robinie czuję coś, czego nikt inny mi nie daje. Nawet Ian. To nie sprawa tego, że jest facetem. On po prostu jest wyjątkowy. Zakochałam się. Wiem to na pewno, choć do tej chwili nie chciałam się do tego przyznać i oszukiwałam samą siebie, że Robin nic dla mnie nie znaczy. Przerażała mnie różnica wieku. Przerażało mnie to jak szybko zaczynam się do niego przekonywać. Pamiętam, że mama kiedyś mówiła mi, że to przychodzi nagle i nawet się tego nie spodziewasz. Pamiętam jak wspominała pierwsze chwile z tatą. Minęło kilka dni od kiedy się poznali, a ona już wiedziała, że jest między nimi coś wyjątkowego. Tata chyba też to czuł, bo ją pocałował. Zakochałam się, jak moja mama. Jestem tego pewna. Jill też.
Uśmiecham się. Jeśli on chce mnie tylko chronić, to mamy szansę dojść do porozumienia. Mam nadzieję.
Jill obejmuje mnie i ściska mocno.
- Daj mu szansę, a ja postaram się odsunąć Iana z waszej drogi.
Przypominam sobie o czymś. Siedzimy tu już pewnie godzinę i gadamy o mnie, a ona miała iść do Iana.
- Chodź – mówię wyplątując się z jej uścisku. – Zrobimy cię na bóstwo.
Jill uśmiecha się niepewnie.
- Nic mi nie jest. – zapewniam – Idź do niego. Widzę, że chcesz.
- Pewnie! – mówi – Podoba mi się tak samo jak Robin tobie... No, prawie tak samo. – drapie się po głowie.
Obie się śmiejemy. Jill przygotowuje się w łazience. Kiedy wychodzi ma lekko mokre włosy. W ręku trzyma czarną kredkę do oczu i wręcza mi ją. Podkreślam jej powieki, a potem wyciągam z kieszeni spodni błyszczyk, który kiedyś dała mi Babcia, na specjalne okazje. W Underground nie mamy prawie kosmetyków. Tylko podstawowe – mydło i szampon. Niektóre kobiety mają kredki do oczu, ale nic więcej. Babcia zachowała błyszczyk jeszcze z czasów kiedy Overhead było jej domem. Pociągam nim usta Jill. Pięknie się błyszczą.
- Wyglądasz zabójczo – mówię, a Jill rozpina dolne guziki koszulki od uniformu i zawiązuje końce na supeł tuż nad pępkiem, zostawiając cienki pasek skóry między spodniami a koszulką. To niespotykane w Underground i jestem pewna, że Ianowi opadnie szczęka na ten widok. Jill okręca się wokół własnej osi.
- Idź – mówię. – będzie zachwycony.
Jill uśmiecha się i otwiera drzwi.
- Nie czekaj na mnie. – mówi i macha mi na pożegnanie ręką, w której trzyma klucz do pokoju. – sama się wpuszczę.
Uśmiecham się i macham do niej. Kiedy drzwi się za nią zamykają uświadamiam sobie, że powinnam coś zrobić. Przez chwilę siedzę i rozważam czy muszę, czy na pewno powinnam tam iść, czy nie mogę tego załatwić inaczej… Nie mogę. Ja też mam klucz, więc nie muszę siedzieć w pokoju. Idę do łazienki, żeby się doprowadzić do porządku. Mam zapuchnięte od płaczu oczy. Rozbieram się i wchodzę pod prysznic. Woda mnie relaksuje. Jej szum, jej temperatura. Czuję się świetnie. Prawie zapominam o bolącej kostce. Wychodzę i wycieram się. Chciałabym kiedyś wykąpać się porządnie, nie w ciągu dwóch minut. Po prostu stać pod prysznicem i pozwolić wodzie na to, żeby mnie opływała. Ubieram się w uniform. Nie zawiązuję koszuli tak, jak Jill. To nie mój styl. Pociągam jednak usta błyszczykiem. Podchodzę do drzwi. Muszę iść i z nim porozmawiać. Musimy sobie wyjaśnić parę rzeczy. Zależy mi na nim, więc musimy sobie wszystko wyjaśnić. Podchodzę do drzwi i otwieram je. W drzwiach stoi ktoś, kogo się nie spodziewam. Serce mi przyspiesza. Boję się jej, choć chyba nie powinnam. Jest moją przyjaciółką.
- Zostaw ich obu! – krzyczy- Oni są moi.
- To nie twój wybór – mówię – A przynajmniej nie w przypadku Robina. Do Iana tez będziesz miała konkurencję.
Wściekłość wykrzywia twarz Jeleny. Nie jest moją przyjaciółką. Wiem to w momencie, kiedy jej pięść trafia w moją skroń. Okropny ból rozchodzi się po całym moim ciele. Zataczam się, ale nie upadam. Dostaję drugi cios, w brzuch. Tracę oddech. Trzeci cios. Boli mnie szczęka. Kopniak. Krocze pulsuje bólem. Osuwam się na kolana, ale kopniaki i uderzenia nie ustają.  Moje wciąż obolałe żebra pulsują ogniem. Kopniak w skręconą kostkę sprawia, że jestem prawie na granicy przytomności. Krzyczę z bólu, ale nikt nie przychodzi mi na ratunek. Leżę w wejściu do własnego pokoju. To martwa strefa dla kamer. Nikt nas nie zobaczy. Jestem zdana na siebie, a nie mam siły nawet się podnieść. Próbuję raz, drugi i trzeci, ale opadam na podłogę kiedy tylko usiłuję się unieść na ramionach. Nawet nie myślę o stawaniu na nogach. Pluję krwią. Zamykam oczy. Nie chcę na to patrzeć. Jedyne co do mnie dociera to ból. Nie wiem ile jeszcze trwają te tortury. Słyszę czyjeś kroki. Krzyczę. Kopniaki ustają. Ktoś biegnie. Uchylam powieki. Jelena ucieka do swojego pokoju i zatrzaskuje się w nim. Po chwili ktoś mnie dotyka. Kulę się z bólu, choć dotyk jest delikatny. Widzę zielone oczy Jill rozszerzone z przerażenia.
- Usłyszałam cię. Ian pobiegł po Robina. Zaraz tu będzie. – mówi cicho gładząc mnie po włosach. Łzy spływają mi po twarzy. Chcę jej powiedzieć, że mnie uratowała, że tylko dzięki niej żyję, ale nie daję rady. Moje ciało odmawia posłuszeństwa.
- Błyszczyk? Wybierałaś się gdzieś? – pyta przez łzy Jill.
Płacze? Nie wiem dlaczego.
Przestań, nie płacz. Nic mi nie jest. Będzie dobrze. Przeżyję. Chyba. Kiwam lekko głową, żeby wiedziała, że ją słyszę.
- Szłaś do niego?
Znów kiwam głową. Boli. Szybko przestaję.
- Już idą! – mówi patrząc nade mną w stronę wejścia do internatu. Faktycznie. Słyszę kroki. Jill odsuwa się. Ktoś opada przy mnie na kolana. Dotyka mojej twarzy tak delikatnie, że prawie tego nie czuję. Coś na mnie kapie. Zmuszam się do obrócenia głowy. Robin pochyla się nade mną. Jego twarz jest napięta. Ociera wierzchem dłoni oczy. Jill pochyla się nad nim i płacze. To jej łzy kapią na mnie.
- Kto ci to zrobił? – pyta Robin przez zaciśnięte usta.
Zmuszam się do wypowiedzenia tych kilku słów, choć bardzo mnie to boli.
- Zabierz mnie stąd. Proszę…
- Gdzie? – pyta starając się delikatnie wziąć mnie na ręce. Każdy jego ruch powoduje fale bólu, ale wiem, że musi, wiem, że się stara. Wiem, że nie chce, żeby mnie bolało.
- Do siebie…
Robin prostuje się. W jego ramionach jestem wyżej niż kiedykolwiek dotąd. Oglądam świat z innej perspektywy. Czuję delikatne kołysanie, kiedy mnie niesie. Opieram głowę na jego ramieniu. Patrzy na mnie i wiem, że chce coś zrobić. Nie wiem co, ale kiwam głową. Jest mi wszystko jedno. Wiem tylko, że przy nim jestem bezpieczna. Czuję delikatny nacisk jego ust na czoło. Trwa to tylko chwilę, ale dzięki temu zapominam o całym bólu.

Jill miała rację. On mnie kocha. Tak po prostu. A ja go potrzebuję. Może to wystarczy? Odpływam w jego ramionach i nie wiem co się dzieje dalej.