A.
Wracam na polanę, ile sił w nogach, bo mam wrażenie, że
słyszę niejasne wezwania Nalani. Dziwne trochę to, ze są jakby przygaszone,
przyciszone, jakby nie kierowała ich do mnie. Przez chwilę się nad tym
zastanawiam, a potem już nie mam czasu na rozmyślania, bo wpadam do obozu. Moje
serce staje na chwilę. Nalani leży nieprzytomna na ziemi, a on się do niej
dobiera. Znowu. W tym momencie rozumiem, ze jej wołanie skierowane było do
niego, a nie do mnie. Nie wierzyła w to, że ja mogę jej pomóc, albo nie chciała
wierzyć… Może to kwestia tego, że ostatnio to on ją ocalił, kiedy ja odszedłem,
mimo, że prosiła, żebym został. Postawiłem cel naszego istnienia ponad nią. A
przecież wcale tak nie myślę. Nic nie jest ważniejsze od niej. Nic nigdy nie
będzie.
Valien pochyla się nad nią i próbuje ją pocałować, a jej
pierś na chwilę przestaje się unosić. Traci oddech, bicie serca ustaje. Słyszę
to, mimo, że stoję parę ładnych metrów od niej. Każde uderzenie jej serca
rezonuje w mojej głowie, a potem nagle nastaje cisza. Chcę na niego krzyknąć,
ale sam odsuwa się przerażony. Wtedy opuszcza mnie nagły paraliż, który ogarnął
moje ciało, kiedy zobaczyłem to wszystko… pogorzelisko, coś, co kiedyś było
naszym obozem.
Podbiegam do niej i klękam. Biorę na ręce jej bezwładne
ciało, sadzam ją sobie na kolanach. Czuję na karku urywany oddech, czuję, jak
serce tłucze się w jej piesi, nierównym rytmem uderzając o klatkę piersiową. Przyciągam
ją mocniej do siebie. Jest rozgrzana, muszę ją ochłodzić. Całuję ją lekko, bo
nie mogę się powstrzymać. Raz, drugi, trzeci… Potem już wcale nie jest lekko.
Pochłaniam ją sobą.
„Kocham cię” – myślę, gdzieś wewnątrz, ale nie mówię tego.
Po co, skoro ona i tak jest nieprzytomna?
W końcu, po czasie, który mi wydaje się wiecznością, Nalani
otwiera oczy, spogląda na mnie, a ja zatapiam się w jej spojrzeniu, jak zawsze.
Wtula się we mnie. Moje serce przyspiesza, a moje dłonie zaczynają wędrować po
jej włosach, po jej twarzy, po jej ciele. Delikatnie, nie chcąc jej urazić,
pokazuję jej w ten sposób siebie. Muskam jej usta, jej policzek, jej ramię,
żebra, udo… Mruczy cicho i unosi kącik
ust.
- Cześć kochanie – szepczę, kiedy tylko odzyskuję władzę nad
samym sobą.
Zarzuca mi ręce na szyję, opiera głowę na moim ramieniu i
przyciska wciąż jeszcze ciepłe usta do mojego policzka. Rozkoszuję się uczuciem
bliskości i powracającą nadzieją na to, że ona jednak może być moja…
Słyszę prychnięcie. Jestem pewien, że wiem komu się nie
podoba to, co się teraz dzieje. Nawet nie podnoszę wzroku, nie zaszczycam go
spojrzeniem, ale widzę, że jej wzrok wędruje w jego kierunku, więc nakierowuję
jej twarz na siebie. Delikatnie, bez przymusu, sprawiam, że spogląda mi w oczy.
Uśmiecham się lekko i z zadowoleniem obserwuję, jak kąciki jej ust unoszą się
ku górze, jak uśmiech nie zatrzymuje się w połowie twarzy, tylko wędruje do
samej góry. Uwielbiam to.
Val zbliża się do nas, widząc jej reakcję, nie patrzę. Czuję
jego wzrok na swoich plecach i ciepło, rozchodzące się po moim ciele od prawego
boku. Ściągam brwi, bo już mnie zaczyna wkurzać, już mam wstać i powiedzieć mu,
żeby się odczepił, ale Nalani rozluźnia się w moich ramionach, traci
przytomność.
Przygarniam ją mocniej do siebie, przyciskam do swojej
piersi i wstaję powoli.
- Odejdź – mówię do niego, ale na niego nie patrzę. Wiem, że
wie o kogo mi chodzi.
Nie rusza się. Słyszałbym jego buciory walące o podłogę.
- Odejdź! – powtarzam z naciskiem.
- Odpierdol się!
No tak, standardowa odpowiedź Ognia. Czy on nie może
normalnie? Bez przekleństw, bez wyzywania? Nie widzi co się dzieje?
- Ona będzie moja, tak ma być! – Podchodzi bliżej, czuję
jego oddech na karku i jednocześnie słyszę coraz bardziej urywany oddech
Nalani.
- Zwariowałeś? – pytam. – Ty ogień, ona lód… Jak możecie być
razem?
Dotyka mojego ramienia. Czuję jego palce zaciskające się na
moim ciele. Złapał za mocno. Boli, ale nie dam tego po sobie poznać.
- Wiesz to tak samo dobrze jak ja… - syczy mi do ucha przez
zaciśnięte zęby. Cedzi oddzielnie każde słowo, jakby się chciał upewnić, że
zrozumiałem. – Czujesz to, że ona ci się wymyka. Wiem, że czujesz!
Czuję, pewnie, że czuję. Ale nie mam zamiaru się poddać!
Nigdy!
-Nie! – odpowiadam i odwracam się do niego.
- Tak… - szepcze, ale jest w tym jakaś groźba
- Osłabiasz ją! – warczę.
Ściaga brwi, spogląda na nią. Wyciąga rękę i głaszcze ją po
włosach. Przez chwilę, jej serce przestaje bić. Cofam się o krok, jego ręka
przez chwilę pozostaje w powietrzu.
Przytulam ją mocniej do siebie, oddalam się jeszcze o kilka
kroków. Nalani budzi się po krótkiej chwili. Podnosi na mnie wzrok, uśmiecha
się.
- Assan – szepcze. Moje imię w jej ustach brzmi inaczej,
lepiej, pełniej… Całuję ją delikatnie, ale krótko, bo nie oddaje pocałunku.
- Lani! – Val krzyczy wyzywająco.
Czuję, jak drży na dźwięk jego głosu. Przenosi wzrok na
niego, a on zbliża się.
- Nie. – jej głos jest cichy. – Nie Valien. To niewłaściwe…
Nie możemy… - głos jej się łamie, ale on jakby tego nie słyszał. Jest wściekły.
Podchodzi do niej w dwóch krokach, wyrywa ją z moich objęć i stawia na ziemi,
całuje, mocno, brutalnie, a ona o dziwo nie słabnie w pierwszej chwili, tylko
oplata go ramionami i przyciąga mocniej do siebie.
- Nie?! – odsuwa się od niej.
- Nie. – szepcze moja parterka. – Nie… odejdź…
Puszcza ją. Patrzy jeszcze przez chwilę na jej bladą twarz,
jakby się upewniał, ale ona zaciska usta, zagryza wargi. Walczy ze szlochem. Ja
to widzę, on nie. On jej nie zna.
- Tego chcesz?! – krzyczy.
Nie odpowiada, tylko kiwa głową. Blond włosy obsypują jej
twarz.
Ogień zaciska pięści i odwraca się na pięcie. Po chwili
znika w ciemnym lesie. Nie odwraca się, nie pyta o nic więcej.
Nalani przytula się do mnie. Czuję, że jest osłabiona. Obejmuję
ją i przyciągam mocno do siebie. Przez chwilę stoimy tak. Ona się nie rusza, ani
ja.
- Tak powinno być, prawda? – szepcze w końcu. – Ty mój, a ja
twoja… - błękitne oczy świecą bólem, kiedy na mnie spogląda, ale ja nie umiem się
tym przejmować… Nie przy takich słowach.
- Tak.
Cudownie!!!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki:)
ciagle zagladam :)
OdpowiedzUsuńNo to na prośbę... skończony rozdział, Gosiu :)
OdpowiedzUsuń:) :) :) ehhh
OdpowiedzUsuń