K.
Tak przeczuwałem od początku. Ogień to kłopoty. Po nim
mogłem się spodziewać wszystkiego. I dobrze przeczuwałem! Wiem, że on uratował
Nalani, bo powiedziała nam o tym Tadi, ale mimo wszystko go nie lubię i czuję,
że jeszcze kiedyś okaże się, że mam rację! Podejrzewam, że sprowadzi na nas
wszystkich nieszczęście.
Już w lesie, kiedy się do nich zbliżałem, czułem jego myśli.
Były tak jednoznaczne i tak silne, że nie mogłem pomylić kierunku i bez trudu
znalazłem ich w gęstym lesie.
Val ma teraz jeden cel. Nie obchodzi go nasze życie, nie
obchodzi go misja, nie obchodzi go nic, poza nim samym i jego żądzami. A
jedynym obiektem pożądania jest w tej chwili ktoś, o kim nawet nie powinien
myśleć - Nalani, królowa Lodu.
Kto to widział, żeby Ogień i Lód… Ehhh, szkoda gadać.
Ale, wracając do sedna. Po nim się spodziewałem, ale nie po
niej! Ona się waha, ona coś czuje, ona chwilami tego chce. Nie rozumiem tego.
Naprawdę.
Prowadzę ich w milczeniu na polanę. Nalani stara się
zaprzątnąć sobie głowę czym innym, ale jej myśli co chwilę wracają do Valiena i
do pocałunku.
Co?!
Otrząsam się, bo nie mogę uwierzyć w to, że zrobili coś
takiego. Valien pilnuje myśli od kiedy przyglądałem mu się uważnie tak, gdzie
go znalazłem. Myśli o niej, ale o przyszłości, nie o tym, co robili przed
chwilą. Nalani nie może się opanować. Ogląda się na niego, zwalnia kroku, a
kiedy tylko on jej dotknie, zaczyna wariować, jej myśli skupiają się na nim.
Wychodzimy na polanę. Assan wybiega jej na spotkanie, ja
popycham ją lekko, żeby pobiegła do niego. Wyrywa się z uścisku Valiena i pędzi
do swojego towarzysza. Assan, oczywiście, nie posiada się ze szczęścia. Nie ma
pojęcia co się wydarzyło i obcałowuje ją z każdej strony.
Spoglądam na Valiena i widzę, że jest wściekły, czuję, że
zaraz dojdzie do bójki, że to wszystko nie uleci tak od razu. Muszę mu pokazać,
gdzie jego miejsce. Muszę mu uświadomić, że to, co widzi jest naturalne, a to,
co próbował zrobić, czy też robił, w lesie, jest sprzeczne z naturą i ze
wszystkim.
- Ani się waż! – ostrzegam go – Wiem wszystko. Uważaj.
Patrzy na mnie przez chwilę. W myślach zastanawia się, czy
ja wiem z kim rozmawiam. Owszem, wiem. Z baranem, który widzi tylko własne
kopytka, a nie obchodzi go to, że depcze właśnie piękne kwiaty. Marszczę brwi i kiwam lekko głową. Niechętnie, ale odchodzi. Siada przy namiocie
z Phoenix, ale wzrok wbija w lodową parę.
Assan jeszcze nie skończył i, szczerze powiedziawszy, mnie
też to zaczyna wkurzać. Ku mojemu zadowoleniu nie muszę się więcej odzywać,
Omala robi to za mnie.
- Widzę, że strasznie się cieszycie. Nie dziwne. Nalani
prawie nie zginęła, Assan bardzo się o ciebie martwił, bał się, ze więcej cię
nie zobaczy. – zaczyna słowotok, a oni odklejają się od siebie. Choć właściwie
powinienem powiedzieć, że Assan się odkleja, bo Nalani przyjmuje to z ulgą.
Odchodzę od nich. Idę na przeciwległy koniec polany, siadam
przy swoim namiocie i zaczynam dłubać patykiem w ziemi. Potrzebuję ciszy i
spokoju. Opieram się plecami o drzewo i wsłuchuję się w świergot ptaków przeskakujących
po gałęziach nade mną.
Ledwie zauważam, jak upływa czas. Omala krząta się po obozie
i przygotowuje z Tadi obiad. Siadamy wokół ogniska, na ziemi, na pniach drzew,
gdzie popadnie. Jesteśmy razem, całą ósemką. Assan usadawia się koło Nalani, co
ona przyjmuje cierpliwie, ze spokojem, ale bez entuzjazmu. Lubi go. Widzę to w
jej myślach, ale ostatnio jest zbyt nachalny. Teraz znowu ją obejmuje, całuje w
policzek, pociera jej ramię dłonią. Ona spogląda na niego, a potem przenosi
wzrok na Valiena.
- Może byście sobie w końcu darowali?! – warczy Ogień, a ja
mam ochotę wstać i mu podziękować, bo mnie też to przedstawienie denerwuje.
Delikatne muśnięcia, pocałunki, cmokanie… Fuj! We własnym namiocie oczywiście,
ale nie przy ludziach! Dajcie nam żyć!
Assan ignoruje go i pochyla się nad nią, po raz kolejny ją
całując.
- Weź, kurwa, przestań!
Zaczyna się robić groźnie. Czuję, że wybuch jest blisko, ale
się nie wtrącam. To nie mój problem, nie moja walka.
- A co? Zazdrosny jesteś? – Assan powoli traci cierpliwość.
Jest wściekły na Valiena, że to on uratował Nalani, że sam nie miał okazji się
wykazać. To sprawia, że jest podenerwowany. Wodospad i wkurzenie to nie jest
coś, co widzi się na co dzień. Assan kompletnie sobie z tym nie radzi, nie umie
panować nad uczuciami, nad sobą. Kompletnie zgłupiał. Nie wykazał się w jedynym
momencie, kiedy miał na to szansę. Nie zdążył i teraz kompletnie stracił resztki
pewności siebie…
- Masz swoją pannę, nią się zajmij, a moją Nalani zostaw w
spokoju.
Oj! To się chyba nie spodoba samej zainteresowanej…
Znowu próbuje ją pocałować, ale tym razem i ona ma dość.
Odpycha go, a on nie ustępuje. Zmusza ją do pocałunku. Szepcze jej coś na ucho,
a ona odwraca się i patrzy prosto na Valiena.
Reaguję ułamek sekundy za późno. Ogień już jest koło Wody.
Już trzyma go za koszulę, a po chwili wali go pięścią prosto w nos. Assan przerażony
i zaskoczony tak nagłym wybuchem, potyka się i ląduje jak długi na ziemi.
- Nie zauważyłeś, że ona tego nie chce? – huczy. – Nie chce
ciebie! – Znów wali go w nos.
- Spokój! – krzyczę, powoli wstając z miejsca.
Valien odwraca się w moją stronę i zaciska pięści.
- Pytał cię ktoś, kurwa, o zdanie?! – wrzeszczy – Nie?! To
siadaj i nie wpierdalaj się w cudze sprawy!
Nie będę się z nim kłócił. Nie widzę potrzeby. Zostawiam to
im. Niech sobie to sami między sobą załatwiają. Opadam na ziemię obok Omali,
żeby dać mu znak, że nie mam zamiaru się wtrącać. Val przenosi wzrok na Assana,
który unosi ręce w obronnym geście. Podnosi rękę. Nalani trzęsie się ze
strachu, ale po chwili opanowuje się.
- Nie! – wstaje i łapie go za nadgarstek. – Nie bij go!
Zostaw!
Spogląda na nią. Rozluźnia mięśnie. Jego pięść uderza w
ziemię tuż obok Wodospadu, który aż podskakuje przerażony.
Ogień wstaje, staje naprzeciwko niej. Tuż obok, zdecydowanie
zbyt blisko.
W mojej głowie, nie wiem dlaczego, pojawia się fragment
Prawa: „Cztery żywioły, każdy inny.
Cztery żywioły jednością silne. Cztery żywioły podzielone, żeby nikt nie
mieszał tego, czego mieszać nie wolno… Ogień i lód, powietrze i woda mogą trwać
obok siebie, nie mogą trwać razem…”. Analizuję go przez chwilę. Val i
Nalani. O nich chodzi. Słyszę ich myśli, więc słyszę ich ostrzeżenia.
- Nie chciałaś, żeby on… - mówi.
- Nie twoja sprawa. Poradzę sobie sama! Nie potrzebuję
twojej pomocy.
- On nie może cię zmuszać! – Val rzuca wściekłe spojrzenie
Assanowi, który właśnie podnosi się z ziemi i siada przyglądając się kłótni i
kompletnie nie rozumiejąc dlaczego Valien tak nagle złagodniał, odpuścił, kiedy
tylko ona się odezwała.
- A ty możesz? – patrzy mu prosto w oczy.
Assan dalej nie rozumie, a Valien zaczyna mięknąć. Jego
pewność siebie właśnie się chwieje, chyba po raz pierwszy w życiu. Będzie próbował
się ratować, udając, że jej słowa nie zrobiły na nim żadnego wrażenia.
- Sama chciałaś! – odpowiada, a ona kręci głową.
Odsłania nadgarstek i pokazuje mu czerwone ślady jego
palców, w miejscach gdzie ją ściskał.
- Jesteś pewien? – pyta, wciąż nie spuszczając z niego
wzroku.
Assan wstaje.
- Ty jej to zrobiłeś?! – warczy i rzuca się na Valiena.
Ten zaskoczony przewraca się na plecy. Przez dłuższą chwilę
kotłują się na ziemi.
- Keb! – zrozpaczony głos Nalani, która próbuje ich
rozdzielić przypomina mi kim jestem i dlaczego to ja powinienem być przywódcą
wszystkich.
- Dość! – echo mojego głosu odbija się od ściany lasu. Łapię
obu za ramiona i odsuwam od siebie. Patrzę najpierw na Wodę. Spuszcza głowę.
Zrozumiał. Potem przenoszę wzrok na Ogień. On wytrzymuje moje spojrzenie o
wiele dłużej. Uważa, że nie mam prawa się wtrącać. Nalani podchodzi do nas.
Łapie jego dłoń i dopiero wtedy on odpuszcza. Dopiero pod jej wpływem. Przenosi
wzrok na nią.
- Lani… - zaczyna, ale ona natychmiast mu przerywa.
- Nie chcę tego słuchać! – krzyczy patrząc to na niego, to
na swojego partnera, który się nie odzywa, tylko błagalnie wyciąga do niej
ręce. – Ty! – zwraca się do Assana – Zrozum, że nie jestem twoją własnością! I
że jeśli komuś przeszkadza to, co robisz, to masz przestać!
- Przepraszam… - szepcze. – Myślałem…
- Nie obchodzi mnie co myślałeś! – odwraca się tym razem do
Valiena. – A ty! – patrzy na niego, jej wzrok łagodnieje odrobinę, kiedy on
ściska jej palce, oplecione na swojej dłoni. – Nie możesz wszystkich bić, tylko
dlatego, że coś ci się nie podoba i... – mówi do niego zdecydowanie mniej
szorstko niż do Assana. Chyba Wodospad ją bardziej wkurzył. Tak czy owak,
Valien jest górą i doskonale o tym wie.
Prostuje się i wyszarpuje ramię z mojego uścisku. Wygrał. Nie wiem jak
on to zrobił i za to go podziwiam. Nie lubię go dalej i uważam, że robi źle.
Nie cierpię jego nastawienia. Zdecydowanie wolę spokojnego, układnego Assana,
niż tego buntownika, którego imię to chyba synonim kłopotów, ale nie mogę
powiedzieć, że nie podziwiam tego, jak się teraz zachował. Był na straconej
pozycji, a wygrał. Nie wiem którym gestem albo słowem, ale wygrał tę bitwę i
nie ma zamiaru się poddać. Jest przekonany o słuszności swojej krucjaty i jest
pewien, że zwycięży w całej wojnie o serce Nalani. Nic więcej go nie obchodzi.
Odwraca się bez słowa, wyswabadzając się z jej uścisku. Ręka Nalani opada
wzdłuż jej ciała, a on powoli wraca na swoje miejsce, zostawiając ją z
premedytacją w połowie niedokończonego zdania, jakby nie obchodziło go, co ona
ma do powiedzenia. A ona stoi jak zaklęta i wpatruje się w jego plecy,
kompletnie nie wiedząc, co ze sobą zrobić i nie mogąc rozszyfrować, czy
właściwie jest teraz zdenerwowana, szczęśliwa, czy…
Zakochana?!
Nie, to słowo nie mogło się pojawić w jej głowie! O nie!
Ogień i Lód nie mogą trwać razem! Nie mogą! Tak mówi Prawo, tak mówi logika!
Staję ramię w ramię Assanem w tej wojnie. Miłość między Ogniem i Lodem może
oznaczać tylko jedno – zagładę wszystkich Żywiołów.
Patrzę na nią. Powoli dochodzi do siebie. Przypomina sobie, że
nie dokończyła myśli.
- I zapamiętaj w końcu jak mam na imię! – krzyczy w kierunku
Ognia drżącym głosem, jakby błagała go o jeszcze jedną chwilę uwagi.
Kolejne zwycięstwo. Jeśli się nie uśmiechnął, to tylko
dlatego, że nie wie jak.
- Jasne, Lani! – opada na ziemię, opiera się plecami o zwalony
pień. Wyciąga przed siebie nogi, prawie wsadzając buty w ognisko. Nie zaszczyca
jej nawet spojrzeniem, a ona dygoce na całym ciele i niezgrabnie siada u boku
Assana podświadomie przesuwając palcami po śladach jego dłoni na swoich
nadgarstkach i usiłując na niego nie patrzeć.
No tak, za mało mieliśmy do tej pory kłopotów…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!