Me

Me

wtorek, 10 września 2013

Żywioły: Powietrze 19 - Same


P.
Kłótnia Assana z Valienem mnie wymęczyła. Serio, nie mogę zrozumieć o co oni się leją. Jakby to mogło cokolwiek zmienić, jakby ona miała z automatu pokochać tego, który będzie mniej krwawił po strzale w nos. No kurde, nie czaję jak oni sobie to właściwie wyobrażają. Olewam ich pierwszą kłótnię. Starcie Valiena z Kebem też. Na cholerę mam się wtrącać? I tak nie mam nic do powiedzenia. Wiem, doskonale wiem, że to Keb powinien być przywódcą, bo lepiej ogarnia cały ten bajzel, ale nie mogłam tego powiedzieć. Nie pozwala mi na to lojalność, chyba jedyna pozytywna cecha u mnie… Jest dosłowne jedna rzecz na świecie, której nie zrobię - nigdy nie obrócę się przeciwko własnemu Żywiołowi, więc bez względu na to jak bardzo Val nie ma racji, będę stała murem za nim. Jest moim przyjacielem i moim towarzyszem. Nie mogę go zdradzić. Nie i koniec.
Teraz jednak jestem już zmęczona całym tym napięciem, więc chowam się w naszym namiocie. Ogniste ściany i żarzące się węgle na podłodze jakimś cudem nie przeszkadzają liskowi, którego uratowała Omala. Nie wiem dlaczego, ale mały przypiął się do mnie. Chyba uważa mnie za swoją mamę, bo kiedy tylko wchodzę do środka, wtula się we mnie i zaczyna cichutko popiskiwać, a potem odnajduje moją dłoń i delikatnie przysysa się do niej. Nie jest głodny. Miska z mlekiem, którą mu zostawiłam, jest pusta. Mały potrzebuje bliskości.
- Co tam, lisie? – gadam do niego, a on podnosi na mnie swoje błękitne oczka i patrzy długo. Potem gramoli mi się na kolana i tak zasypia. To jedyny chrapiący facet, który mnie nie wkurza.  Nie do końca rozumiem czemu mnie wybrał ,ale cieszę się, że tak się stało, bo mam towarzysza, na czas, kiedy Val ugania się za swoją nową miłością.
Heh, w sumie to wszystko jest dziwne. Wygląda na to, że świat zmienił się w dniu, kiedy Nalani nas wezwała. Val zawsze lubił dziewczyny, ale ważniejszy od nich był motocykl. Jeśli miał wolną chwilę, spędzał ją w garażu na ciągłym dłubaniu przy zapłonie czy ssaniu w tym włoskim badziewiu. Kiedyś to panienki uganiały się za nim, a on tylko czasem poświęcał im piętnaście minut w jakimś motelu albo innych krzakach. Teraz jest inaczej, jakby zupełnie na odwrót. Kiedy tu przyjechaliśmy jego motocykl leżał wywrócony, ma podrapany bak, nóżka nie była ruszona. Jakby zsiadł z niego w biegu i w ogóle się nie przejmował co się z nim stanie. Zaraz obok motocykla leżał chłopak. Assan twierdzi, że miał na imię Kelvin czy jakoś tak, nieważne. Istotne jest to, co było widać. Sądząc po śladach na ziemi, Val klęczał koło niego, ściskał go za gardło, za ramiona. Chłopak miał popalone ciało, zwęglona skóra miała kształt dłoni tego wariata. Potem prawdopodobnie, nie zważając na nic, poleciał za nią, zostawiając Kelvina na pewną śmierć. Pobiegł za nią. Zostawił motocykl i pobiegł szukać panienki. Nie czaję. Nie rozumiem, zwłaszcza, że ona go kompletnie ignoruje. Chyba, kurde, jedyna panna na świecie, która nie zauważyła hipnotyzujących, czarnych oczu, ciemnych, gęstych, lekko kręconych włosów i niesamowitej, wręcz nienaturalnej symetrii twarzy. Jedyna istota, która ignoruje pięknie wyrzeźbione mięśnie, na które nawet faceci spoglądają, co prawda na ich twarzach maluje się zazdrość, a nie zachwyt, ale zawsze. Zauważają, nie? A jej to nie rusza. Patrzy na niego, ale jakby nie widziała. To niemożliwe. Nie da się nie zauważyć, że Val to chyba jeden z przystojniejszych facetów na ziemi. Nie twierdzę, że każda musi na niego lecieć. Ja nie lecę. Jest moim kumplem i uwielbiam go, bo to po prostu fajny koleś, ale nie chciałabym być dla niego nikim więcej. Nie kapuję jednak jak można go nie zauważać. Jej się to udaje. Jest jedyna. A on nagle rzuca dla niej wszystko, jakby…
Ehhh… nie wiem, pozmieniało się. Może i na lepsze, ale musze to najpierw ogarnąć. Jakoś…
- Cześć Phoen. – Val gramoli się do namiotu. Nie ściąga buciorów, po co.
Nie ochrzaniam go, przywykłam. Taki jest i koniec. Przyglądam mu się badawczo. Widzę, że ciągle jest wkurzony.
- Ty, Val, o co chodzi z tą laską?
Siada naprzeciwko mnie, ale unika mojego wzroku.
- Z jaką laską? – pyta, jakby nie wiedział o co chodzi.
Unoszę jedną brew i przyglądam mu się tak długo, aż nie wytrzymuje i podnosi wzrok. Nie odpowiada, nie musi. Widzę wszystko w jego oczach. Jest tam ból i zazdrość. Nie podoba mu się to, że ona nie została mu przeznaczona. Kręci głową, a ja delikatnie kładę mu dłoń na ramieniu.
To jest coś, co zawsze między nami lubiłam. Doskonale wiemy, co musimy zrobić, żeby sobie pomóc.
- Wielki macho, Val trafiony strzałą Amora! – ironizuję – Trzymajcie mnie, bo padnę! – śmieję się głośno, a on prycha z niezadowoleniem. Poważnieję.
- Val to nie ma sensu. Ona cię nie chce. Nie zauważa… - pocieram jego ramię -  Nie tak, jak powinna.
Strąca moją rękę i odsuwa się. Zaciska szczękę, podciąga kolana do brzucha i obejmuje je rękami. Patrzy się w stronę wyjścia i wzdycha.
- Val, odpuść sobie… - zaczynam, ale on mi przerywa.
- Odwal się! – warczy – Czego na mnie wsiadłaś?
Wzruszam ramionami. Chce mu tylko pomóc, uświadomić, że nie ma sensu się męczyć.
On poprawia się niespokojnie na posłaniu, przeczesuje ręką włosy i usilnie stara się zapanować nad nerwami.
- Ona będzie moja i koniec! – syczy przez zaciśnięte zęby. – I nic ci do tego, chyba, że jesteś zazdrosna. – puszcza do mnie oko.
Odzyskał trochę humoru, ale za to ja, jakoś odruchowo, poruszam się niespokojnie. Nie. Nie jestem zazdrosna, nie wiem skąd ta reakcja.
Lisek, który spał na moich kolanach, budzi się, kiedy zaczynam się ruszać i idzie w jego stronę. Przytula się do niego. Chyba lubi nasze ciepło. Val odpycha go. Lisek piszczy lekko, a ja przyciągam go do siebie.
- Valien! Uspokój się, kurwa, bo cię strzelę! Co się z tobą dzieje? Rozpierdzieliłeś gutka*, wiesz?
Wzrusza ramionami. Olał informację o poważnym uszkodzeniu motocykla, na którego chucha i dmucha tak, że nawet jednej ryski na nim nie ma. Nie poznaję go.
- Koleś, ty na serio chyba źle się czujesz. Albo na serio się zakochałeś. – uśmiecham się. – Aż nie wierzę!
- Odwal się! – warczy. – Nie mogłem się przecież, kurwa, zakochać w Lodzie, nie? To niemożliwe!
Przytakuję, ale uśmiecham się półgębkiem.
- Oczywiście, że niemożliwe – Val wyczuwa sarkazm i wychodzi wściekły z namiotu.
Chyba trafił na Nalani, bo słyszę, jak ona na kogoś wrzeszczy. Nie obchodzi mnie to wszystko. Skupiam się na lisku, głaszcząc delikatnie jego miękkie futerku i kołysząc go do snu, koję też swoje nerwy. Nie podoba mi się to, co się dzieje. Lisek w końcu jest zmęczony, zwija się w kłębek i zasypia obok mnie. Zaczyna padać deszcz. Wyglądam z namiotu, bo czuję w nim coś nienaturalnego. Nie zanosiło się na deszcz. To sprawka wody. Pewnie Nalani. Rozglądam się, wbijając wzrok w zapadającą ciemność. Ognisko przygada, więc światłą jest niewiele, przez chwilę przyzwyczajam oczy do mroku, a potem czuję, jak ze zdumienia opada mi szczęka. Val i ona. Całują się. Przecieram oczy. Nie pomyliłam, się, on jej do niczego nie zmusza, ona tego chce. Widzę to. Wiem, jak dziewczyna układa ciało, jak zbliża się do faceta, którego dotyku pragnie, wiem, jak wygina kręgosłup, żeby stykać się z jego ciałem jak największą powierzchnią. Blondyna wsuwa palce w jego włosy, przyciąga go do siebie. Serio, nie wierzę! Niech mnie ktoś uszczypnie! Odwracam się na chwilkę do namiotu, szukając kogoś, kto potwierdzi mi ,że to, co widzę, to rzeczywistość, a nie jakieś dziwne urojenia.
Kiedy spoglądam z powrotem na polanę, scena jest inna. Nalani ochrzania Assana. Val leży na ziemi z rozkwaszonym nosem. I patrzy na rywala. Po chwili podnosi się, krzyczy coś do niej i wraca do naszego namiotu.
- Podłożyłeś się. – oznajmiam, bo wiem, że kto, jak kto, ale Valien nie przegra żadnej walki, w której nie straci życia. Będzie się tłukł do upadłego, aż osiągnie cel, albo zginie.
- Zgadza się – unosi jeden kącik ust w grymasie, który chyba można  nazwać triumfalnym uśmiechem. Odrywa kawałek swojego posłania i wyciera twarz z krwi.
Kręcę głową z niedowierzaniem.
- Jak ty to robisz? – pytam
Patrzy na mnie pytająco.
- Jakim cudem sprawiłeś, że ideał opanowania i kontroli nad emocjami zasunął cię w nos? – precyzuję.
Wzrusza ramionami, jakby to nie było jakieś wyjątkowe osiągnięcie.
- To proste – odpowiada - Nie ma ideałów. – Znowu wychodzi z namiotu. Nie wiem gdzie idzie potem. Nie śledzę, nie obchodzi mnie to. Analizuję jego słowa. Czy faktycznie jest tak, że nie ma ideałów, że nawet nasze najsilniejsze cechy czasem zanikają w wyniku zdarzeń albo natłoku emocji? Jeśli tak, to co my tu robimy, o co właściwie chodzi z Żywiołami? Czy mi nie mieliśmy być takimi właśnie lepszymi wersjami ludzi, ideałami? Czy nasze cnoty nie  miałby być nieśmiertelne, niezwyciężone, nie wiem jak to nazwać…
Męczy mnie to rozmyślanie i trochę nie wiem co ze sobą zrobić. W końcu kładę się i wtulam twarz w miękkie futerko liska. Zapominam o wszystkim. W życiu nie przypuszczałam, że jakiekolwiek stworzenie może mieć na mnie tak kojący wpływ. Zamykam oczy i chłonę zapach,  ciepło jego ciała i dźwięk bijącego, malutkiego serduszka. Zasypiam.
Budzę się po jakimś czasie, cała zesztywniała z zimna. Rozglądam się. Valiena nie ma. Nasz namiot przygasł. Nie daje tego ciepła, co zawsze. Podnoszę się. Po kręgosłupie przechodzą mi nieprzyjemne ciarki. Coś jest nie tak. Lisek też się budzi. Trzęsie się i popiskuje, wtula się we mnie. Wyglądam na zewnątrz. Jest całkowicie ciemno i zimno. Ogniska już nie ma. Wpatruję się w mrok, bo wydaje mi się, że coś tam się porusza, gdzieś na krawędzi obozowiska. Lisek wybiega przede mnie, jeży sierść na grzbiecie i warczy gardłowo. Odsuwam go, chowam w namiocie. Ciemny las i jego zjawy to nie miejsce dla takich maluchów.
- Val? – zaczynam niepewnie.
Odpowiada mi cisza. Po chwili w namiot, tuż obok mnie uderza czarna kula. Wyskakuję na zewnątrz i natychmiast posyłam kulę ognia w tamtym kierunku, a kolejną do ogniska. Ożywa od razu w całości i strzela płomieniami prawie do nieba. Spada na mnie grad kul. Najpierw się przed nimi uchylam, a potem otaczam się pierścieniem ognia, bo zauważam, że on spala je od razu, w momencie dotknięcia.
- Val, kurwa! – wrzeszczę – Gdzie jesteś?!
Odpowiada mi cisza.
- Assan!
Dalej cisza. Wiem, ze na Ziemię i Powietrze nie mam co liczyć, bo jedni i drudzy zniknęli.
Ale ci dwaj… Kurwa, zostawili nas same! Faceci są jednak beznadziejni!
- Nalani! – krzyczę i biegnę do jej namiotu, bo ona chyba jeszcze śpi, a właśnie zbliżają się do niej cienie.
Kiedy tylko podchodzę, jej namiot rozpada się. Ona leży bezbronna na środku posłania z odsłoniętym przedramieniem. Zauważam zmieniony tatuaż i już wiem dlaczego Val tak zaciekle o nią walczy. Oni po prostu są sobie pisani i koniec. Lód i Ogień w jednym tatuażu, Lód i Ogień razem, jako para. Trudno w to uwierzyć, ale teraz wiem, że to prawda…
Królowa lodu podnosi się powoli, ale kiedy orientuje się, co się dzieje, podbiega do mnie, a ja na chwilę rozchylam otaczający mnie krąg ognia, żeby mogła wejść do środka.
- Co jest? – pyta – Gdzie Valien?
Kręcę głową, dając znak, że go tu nie ma i że nie wiem, co mam zrobić. Nalani łapie się za nadgarstek.
- Valien – szepcze – Valien, znowu cię potrzebuję… Nie dam rady sama…
Osuwa się na ziemię. Jest słaba. Przez chwilę zastanawiam się dlaczego, ale po chwili dociera do mnie, że ją przegrzewam. Próbuję powiększyć ognisty krąg, ale nie mogę. Cienie otaczają nas ciasno, czekając, aż kompletnie opadnę z sił. Wtedy będą mogli zrobić z nami wszystko.
- Val! – drę się na cały regulator, przyciskając palce do nadgarstka. – Assan, Keb! Ktokolwiek! Pomocy!
Nic to nie daje. Cienie kłębią się koło nas, w niedużej odległości od ognia. Gaszę ognisko na środku, bo czuję, że nie dam rady dłużej utrzymywać obu źródeł. Już opadłam na kolana, tuż obok Nalani. Co jakiś czas cienista dłoń przebija się przez moją zasłonę. Nie jest dobrze. Powieki same mi opadają, a ja walczę o utrzymanie koncentracji. Walczę! Udaje mi się, uda mi się, wytrzymam jeszcze chwilę. Dam radę!
Nie, nie mogę, nie wytrzymam. Opadam na ziemię i zamykam oczy. Nie mam już siły na nic. Odpływam kompletnie. Słyszę tylko ciche popiskiwanie i coś w rodzaju szczekania. Uchylam powieki, tuż przed oczami miga mi ruda kita.
- Przepraszam, zawiodłam… - szepczę w swoich ostatnich słowach do liska. – Wybacz…
_____________________
* Gutek (slang) – Moto Guzzi, marka motocykla Valiena



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!