T.
Zatrzymaliśmy się na tankowanie. Bardzo mnie to cieszy, bo już nie
dawałam rady ze sobą i z tym co widzę. Wykańcza mnie to psychicznie. Zamykam
oczy i kulę się w ramionach Eriona. Jego dłonie prześlizgują się po moich
plecach, jego usta muskają mój policzek, kiedy szepcze uspokajające słowa, jego
oddech jest gorący. Chłonę to wszystko, jego zapach, jego ciepło, jego dotyk,
bo dzięki niemu, tylko dzięki niemu zapominam choć na chwilę o tym, co widzę.
Oddycham głęboko i wypełniam płuca powietrzem przesyconym jego spokojem, jego
opanowaniem. Napawam się swoim szczęściem, tym, że on zawsze trwa przy mnie,
bez względu na wszystko, bez względu na to jak go ranie, nie potrafiąc mu nic powiedzieć
wprost. Wzdycham ciężko i podnoszę na niego wzrok, nasze spojrzenia się
krzyżują, przez chwilę jestem sobą, jestem tu i mam władzę nad swoim ciałem.
- Dziękuję… - szepczę miękko, opierając głowę na jego ramieniu i
przyciskając usta do jego szyi.
Ta chwila jest wspaniała, chciałabym, żeby trwała i trwała, w
nieskończoność. Chciałabym, żeby tak było zawsze, żebym mogła robić to, co
chcę, co czuję…
Niestety moja rzeczywistość jest inna i klątwa przypomina o sobie
już kilka sekund po tym jak się odezwałam. Nagle moje ciało wykręca ból, skurcz
idący od stopy, przez cały kręgosłup. Wyginam się do tyłu, żeby po chwili opaść
bezwładnie na asfalt. Nie, nie na asfalt. On był przy mnie, jak zawsze, kiedy
go potrzebuję. Był, jest i złapał mnie, nie uderzyłam się nawet, wiszę
bezwładnie w jego ramionach.
- Och, Tadi… - szepcze mi do ucha, kiedy układa mnie na tylnym
siedzeniu w samochodzie. – Chciałbym wiedzieć, jak ci pomóc…
Chcę się uśmiechnąć, chcę mu powiedzieć, że mi pomaga, choć może
nawet o tym nie wie. Chcę mu wszystko wyjaśnić, ale coś mnie trzyma za gardło,
coś spętało moje ręce, coś odebrało mi możliwość pokazania mu jak wiele dla
mnie znaczy. Podnoszę się z wysiłkiem i otwieram usta. Uparłam się. Powiem mu.
- Er… - tylko tyle przechodzi przez moje gardło, potem coś zaczyna
mnie dusić. Opadam na siedzenie i czuję jak skaczą mi gałki oczne, widzę…
Assan krzyczy, leży na ziemi i krzyczy. Keb i Omala próbują mu
pomóc, Phoenix rozgląda się nieprzytomnie dookoła, jakby nie wiedziała co ma ze
sobą zrobić. Znika mi z pola widzenia. Skupiam się na Assanie. Jego twarzy
wykrzywia ból, ale nie fizyczny, widzę to i czuję. Jego boli w środku,
wewnątrz. Czuję jego cierpienie, jakby było moim cierpieniem. Zaglądam w jego
duszę i już wiem, że ono częściowo jest ze mną powiązane, że będę to wszystko
czuła dopóki to się nie skończy.
Wraca Phoenix. Nie wiem jakim cudem, ale zdobyła samochód. Nie
chcę się w to zagłębiać. Czuję ulgę Wody, widzę, jak wsiadają do auta i
odjeżdżają szybko w kierunku lodowego zamku. Dziwi mnie tylko jedno – że Keb
nie prowadzi, oddał tę możliwość Phoenix, a sam siedzi na miejscu pasażera.
Może uznał, że nie warto się kłócić o takie głupoty, nie wiem. Jestem pewna, że
nie leży to w jego naturze. Omala siedzi na tylnym siedzeniu z Assanem i podaje
mu do picia jakiś ziołowy napój, podejrzewam, że na uspokojenie, bo z każdym
łykiem serce Wody zwalnia, jego oddech się uspokaja, a ręce przestają się
trząść. Działa to jednak tylko na chwilę, potem wszystko zaczyna się od
początku. Assan krzyczy, wyrywa się, odpycha Omalę, woła Nalani i znowu
krzyczy, jego serce galopuje, i cały zaczyna się trząść. Wiem, że czuje jej
strach, jej ból.
Krzyczę.
Samochód się zatrzymuje, słyszę pisk opon, prawie spadam z
siedzenia, ale nie bardzo mnie to obchodzi. Boję się otworzyć oczy, bo
wspomnienie bólu jest jeszcze żywe. Ciepło, dotyk, kostka, łydka, kolano.
Siedzenie się zapada, więc wiem, że on się zbliża. Oparł nogę na tylnej kanapie
auta. Teraz drugą, obejmuje mnie, sadza sobie na kolanach, przytula, szepcze
coś, nie wiem nawet co.
- Wodospad… - mówię cicho.
Odsuwa mnie od siebie, żeby nam nie spojrzeć.
- Assan? – Marszczy brwi, zdziwiony - Assan jest w
niebezpieczeństwie?
Kręcę głową.
- Ona…
Erion przygląda mi się badawczo.
- Nalani?
Przytakuję.
- A Valien? – jego głos jest szorstki. Nie lubi go, jak większość…
Oni nie wiedzą, nie mają pojęcia jakiego spustoszenia dokonał
Stwórca, jak bardzo nas odmienił, a zwłaszcza Ogień i Wodę, antagonistyczne
Żywioły. Nie mógł im pozwolić, nie mógł zostawić tego tak, jak było, więc
zabrał im to, co mieli najcenniejszego, to, o co oboje walczyliby do śmierci...
- Tadi, to bardzo ważne – ściska mnie za ramiona, jak nigdy
wcześniej – Gdzie jest Valien?
Kręcę głową. Nie chcę mu mówić. To, co się dzieje, to nie jest wina
Ognia. Nie jest to też wina Nalani. Wszystko jest kompletnie pokręcone.
Wszystko jest nie tak i dlatego musimy to odkręcić, bo czuję, wiem, że nie
zaznam spokoju, dopóki nie stanę się z powrotem tym, kim byłam...
Erion potrząsa mną. Podnoszę na niego wzrok. W jego spojrzeniu
jest ciepło, ale brwi ma ściągnięte, co nadaje jego twarzy groźny wygląd. Usta ma ściągnięte więc
prawie ich nie widać w gęstwinie wąsów i brody.
- Tadi! – ostry ton sprowadza mnie na chwilę do obecnego czasu.
- Nie. – mówię. Krótko i treściwie.
Erion przygląda mi się badawczo, a potem przytula mnie jeszcze
raz.
- Nie umiesz mi powiedzieć? – pyta – Czy nie chcesz?
Kręcę głową, choć nie wiem na które z pytań właśnie odpowiadam.
Nie ważne. On rozumie. Musi rozumieć.
- Jedziemy dalej? – ton jego głosu mówi, że jednak nie zrozumiał.
Niedobrze, ale nic na to nie poradzę, więc tylko ściskam jego dłoń i
przytakuję. Bez słowa zsuwa mnie ze swoich kolan i siada za kierownicę.
Ruszamy. Przymykam oczy, zastanawiając się przez chwilę kogo teraz zobaczę…
Jest dokładnie tak, jak się spodziewałam. Motel, jakaś dziewczyna
i on, do połowy nagi. Nie, nie, nie, tak być nie może.
- „Valien, nie rób tego!”
– szepczę w myślach, zapominając o tym, że powinnam dotknąć znaku i on wtedy to
wszystko usłyszy – „Nie możesz. Nie
jesteś taki. To nie ty. Oni cię zmienili. Nie możesz zapomnieć kim jesteś!”
O dziwo, skutkuje. Nie wiem czy usłyszał, czy prawdziwy Val siedzi
tam gdzieś pod grubą skórą tego dziwnego kogoś, kim się stał. Kogoś kompletnie
bez uczuć i bez zahamowań. Kogoś, kim on po prostu nie jest…
Pędzi na motocyklu w stronę lodowego zamku. Nie zastanawia się, co
się dzieje, tylko patrzy przed siebie. Nagle chwyta się za pierś, czuję
przeszywający go ból i słyszę jej płacz.
- Valien, pomóż! – krzyczy, a on przyspiesza tak gwałtownie, że
przednie koło motocykla unosi się do góry.
Uśmiecham się lekko sama do siebie. Wezwała Ogień, nie swojego
partnera. Nawet jeśli nie wie dlaczego, to mnie to cieszy. Ona pamięta!
Erion patrzy na mnie z niedowierzaniem, bo śmieję się do rozpuku.
- Ogień! – krzyczę do niego i uśmiecham się – Ona wie!
Erion ściąga brwi, kręci głową jakby z niedowierzaniem i wciska
mocniej pedał gazu. Silnik ryczy, jedziemy do zamku, ale wiem, że będziemy tam
już po wszystkim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!