Me

Me

poniedziałek, 2 września 2013

Żywioły: Powietrze 12 - Wizje


T.
Zatrzymaliśmy się na tankowanie. Bardzo mnie to cieszy, bo już nie dawałam rady ze sobą i z tym co widzę. Wykańcza mnie to psychicznie. Zamykam oczy i kulę się w ramionach Eriona. Jego dłonie prześlizgują się po moich plecach, jego usta muskają mój policzek, kiedy szepcze uspokajające słowa, jego oddech jest gorący. Chłonę to wszystko, jego zapach, jego ciepło, jego dotyk, bo dzięki niemu, tylko dzięki niemu zapominam choć na chwilę o tym, co widzę. Oddycham głęboko i wypełniam płuca powietrzem przesyconym jego spokojem, jego opanowaniem. Napawam się swoim szczęściem, tym, że on zawsze trwa przy mnie, bez względu na wszystko, bez względu na to jak go ranie, nie potrafiąc mu nic powiedzieć wprost. Wzdycham ciężko i podnoszę na niego wzrok, nasze spojrzenia się krzyżują, przez chwilę jestem sobą, jestem tu i mam władzę nad swoim ciałem.
- Dziękuję… - szepczę miękko, opierając głowę na jego ramieniu i przyciskając usta do jego szyi.
Ta chwila jest wspaniała, chciałabym, żeby trwała i trwała, w nieskończoność. Chciałabym, żeby tak było zawsze, żebym mogła robić to, co chcę, co czuję…
Niestety moja rzeczywistość jest inna i klątwa przypomina o sobie już kilka sekund po tym jak się odezwałam. Nagle moje ciało wykręca ból, skurcz idący od stopy, przez cały kręgosłup. Wyginam się do tyłu, żeby po chwili opaść bezwładnie na asfalt. Nie, nie na asfalt. On był przy mnie, jak zawsze, kiedy go potrzebuję. Był, jest i złapał mnie, nie uderzyłam się nawet, wiszę bezwładnie w jego ramionach.
- Och, Tadi… - szepcze mi do ucha, kiedy układa mnie na tylnym siedzeniu w samochodzie. – Chciałbym wiedzieć, jak ci pomóc…
Chcę się uśmiechnąć, chcę mu powiedzieć, że mi pomaga, choć może nawet o tym nie wie. Chcę mu wszystko wyjaśnić, ale coś mnie trzyma za gardło, coś spętało moje ręce, coś odebrało mi możliwość pokazania mu jak wiele dla mnie znaczy. Podnoszę się z wysiłkiem i otwieram usta. Uparłam się. Powiem mu.
- Er… - tylko tyle przechodzi przez moje gardło, potem coś zaczyna mnie dusić. Opadam na siedzenie i czuję jak skaczą mi gałki oczne, widzę…
Assan krzyczy, leży na ziemi i krzyczy. Keb i Omala próbują mu pomóc, Phoenix rozgląda się nieprzytomnie dookoła, jakby nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Znika mi z pola widzenia. Skupiam się na Assanie. Jego twarzy wykrzywia ból, ale nie fizyczny, widzę to i czuję. Jego boli w środku, wewnątrz. Czuję jego cierpienie, jakby było moim cierpieniem. Zaglądam w jego duszę i już wiem, że ono częściowo jest ze mną powiązane, że będę to wszystko czuła dopóki to się nie skończy.
Wraca Phoenix. Nie wiem jakim cudem, ale zdobyła samochód. Nie chcę się w to zagłębiać. Czuję ulgę Wody, widzę, jak wsiadają do auta i odjeżdżają szybko w kierunku lodowego zamku. Dziwi mnie tylko jedno – że Keb nie prowadzi, oddał tę możliwość Phoenix, a sam siedzi na miejscu pasażera. Może uznał, że nie warto się kłócić o takie głupoty, nie wiem. Jestem pewna, że nie leży to w jego naturze. Omala siedzi na tylnym siedzeniu z Assanem i podaje mu do picia jakiś ziołowy napój, podejrzewam, że na uspokojenie, bo z każdym łykiem serce Wody zwalnia, jego oddech się uspokaja, a ręce przestają się trząść. Działa to jednak tylko na chwilę, potem wszystko zaczyna się od początku. Assan krzyczy, wyrywa się, odpycha Omalę, woła Nalani i znowu krzyczy, jego serce galopuje, i cały zaczyna się trząść. Wiem, że czuje jej strach, jej ból.
Krzyczę.
Samochód się zatrzymuje, słyszę pisk opon, prawie spadam z siedzenia, ale nie bardzo mnie to obchodzi. Boję się otworzyć oczy, bo wspomnienie bólu jest jeszcze żywe. Ciepło, dotyk, kostka, łydka, kolano. Siedzenie się zapada, więc wiem, że on się zbliża. Oparł nogę na tylnej kanapie auta. Teraz drugą, obejmuje mnie, sadza sobie na kolanach, przytula, szepcze coś, nie wiem nawet co.
- Wodospad… - mówię cicho.
Odsuwa mnie od siebie, żeby nam nie spojrzeć.
- Assan? – Marszczy brwi, zdziwiony - Assan jest w niebezpieczeństwie?
Kręcę głową.
- Ona…
Erion przygląda mi się badawczo.
- Nalani?
Przytakuję.
- A Valien? – jego głos jest szorstki. Nie lubi go, jak większość…
Oni nie wiedzą, nie mają pojęcia jakiego spustoszenia dokonał Stwórca, jak bardzo nas odmienił, a zwłaszcza Ogień i Wodę, antagonistyczne Żywioły. Nie mógł im pozwolić, nie mógł zostawić tego tak, jak było, więc zabrał im to, co mieli najcenniejszego, to, o co oboje walczyliby do śmierci...
- Tadi, to bardzo ważne – ściska mnie za ramiona, jak nigdy wcześniej – Gdzie jest Valien?  
Kręcę głową. Nie chcę mu mówić. To, co się dzieje, to nie jest wina Ognia. Nie jest to też wina Nalani. Wszystko jest kompletnie pokręcone. Wszystko jest nie tak i dlatego musimy to odkręcić, bo czuję, wiem, że nie zaznam spokoju, dopóki nie stanę się z powrotem tym, kim byłam...
Erion potrząsa mną. Podnoszę na niego wzrok. W jego spojrzeniu jest ciepło, ale brwi ma ściągnięte, co nadaje jego  twarzy groźny wygląd. Usta ma ściągnięte więc prawie ich nie widać w gęstwinie wąsów i brody.
- Tadi! – ostry ton sprowadza mnie na chwilę do obecnego czasu.
- Nie. – mówię. Krótko i treściwie.
Erion przygląda mi się badawczo, a potem przytula mnie jeszcze raz.
- Nie umiesz mi powiedzieć? – pyta – Czy nie chcesz?
Kręcę głową, choć nie wiem na które z pytań właśnie odpowiadam. Nie ważne. On rozumie. Musi rozumieć.
- Jedziemy dalej? – ton jego głosu mówi, że jednak nie zrozumiał. Niedobrze, ale nic na to nie poradzę, więc tylko ściskam jego dłoń i przytakuję. Bez słowa zsuwa mnie ze swoich kolan i siada za kierownicę. Ruszamy. Przymykam oczy, zastanawiając się przez chwilę kogo teraz zobaczę…
Jest dokładnie tak, jak się spodziewałam. Motel, jakaś dziewczyna i on, do połowy nagi. Nie, nie, nie, tak być nie może.
- „Valien, nie rób tego!” – szepczę w myślach, zapominając o tym, że powinnam dotknąć znaku i on wtedy to wszystko usłyszy – „Nie możesz. Nie jesteś taki. To nie ty. Oni cię zmienili. Nie możesz zapomnieć kim jesteś!”
O dziwo, skutkuje. Nie wiem czy usłyszał, czy prawdziwy Val siedzi tam gdzieś pod grubą skórą tego dziwnego kogoś, kim się stał. Kogoś kompletnie bez uczuć i bez zahamowań. Kogoś, kim on po prostu nie jest…
Pędzi na motocyklu w stronę lodowego zamku. Nie zastanawia się, co się dzieje, tylko patrzy przed siebie. Nagle chwyta się za pierś, czuję przeszywający go ból i słyszę jej płacz.
- Valien, pomóż! – krzyczy, a on przyspiesza tak gwałtownie, że przednie koło motocykla unosi się do góry.
Uśmiecham się lekko sama do siebie. Wezwała Ogień, nie swojego partnera. Nawet jeśli nie wie dlaczego, to mnie to cieszy. Ona pamięta!
Erion patrzy na mnie z niedowierzaniem, bo śmieję się do rozpuku.
- Ogień! – krzyczę do niego i uśmiecham się – Ona wie!
Erion ściąga brwi, kręci głową jakby z niedowierzaniem i wciska mocniej pedał gazu. Silnik ryczy, jedziemy do zamku, ale wiem, że będziemy tam już po wszystkim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!