Me

Me

środa, 11 października 2017

Żywioły: Powietrze 26 - Mylisz się!

V.
Idę sobie, nic tu po mnie. Nalani mnie nie chce. Nie idę, biegnę. Zaczynam mieć to wszystko w dupie. Podświadomie znajduję gutka, porzuconego cholera wie gdzie, w krzakach. Ma wgięty bak, jest cały podrapany i ma stłuczony reflektor. Oceniam krytycznie jego stan, ale nie jest tak źle jakby mogło się wydawać. Nie jest to motocykl z którego kiedyś byłem dumny, ale spokojnie mogę na niego siąść i jechać. Uderzam rozrusznik i jadę tam, gdzie mnie oczy poniosą. Absolutnie nic mnie nie obchodzi.
Nie mogę zrozumieć, czemu ona nie widzi oczywistego, odepchnęła mnie, kazała mi odejść, a przecież mamy być razem. Nie rozumiem jak ona może tego nie widzieć, pieprzyć prawo, które teoretycznie nam tego zakazuje. Tatuaże mówią to samo, co ja już wiem. Tatuaże znają prawdę. Ja mam lód ona ma ogień. To niemożliwe, a jednak się dzieje.
Dookoła robi się coraz ciemniej. Jadę przed siebie prawie nie zważając na to, co się dzieje dookoła. Widzę przed sobą na drodze płonący wrak. Chcę go ominąć, ale w tym momencie słyszę kszyk. Głos jest znajomy. Woła mnie.
- Valien!!! Tylko ty możesz nam pomóc. Ratuj nas!!!
Chcę to zignorować, ale z jakiegoś powodu nie mogę. Nie daje mi to spokoju, zjeżdżam z drogi na pole, coś mnie tam ciągnie. Nie wiem kto mnie woła, a przez panującą ciemność nic nie widzę. Posyłam kulę ognia w niebo, żeby nikomu nie zrobić krzywdy, a oświetlić sobie trochę okolicę. Stłuczona lampa gutka tli się jakimśtam światłem, ale pozwala w tej chwili na zobaczenie drogi tylko na maksymalnie dwa metry przed przednim kołem. To nie wystarcza.
Ogień oświetla przestrzeń przede mną, gęsty dym powoli ustępuje jasności ognia. Widzę jak jakiś cień cofa się, bez zastanowienia walę w niego ogniem. Rozpada się na kawałki. Ktoś idzie w moją stronę, już mam po raz kolejny miotać, kiedy słyszę jej delikatny głos.
- To tylko ja. Nie krzywdź mnie.
Z ciemności wychodzi naprzeciw mnie Tadi. Pierwszy raz widzę ją przytomną, pierwszy raz mam wrażenie, że da się z nią pogadać, pierwszy raz nie uważam jej za wariatkę. Patrzy na mnie błagalnie
- Jest ich więcej? – pytam
Kiwa głową i pokazuje w stronę lasu. Puszczam się biegiem. Muszę coś teraz rozwalić. To mi dobrze zrobi. Kilka demonów wychodzi mi naprzeciw. Jest mi wszystko jedno czy zginę. Próbują rzucać we mnie ciemnymi kulami, ale jestem tak nabuzowany adrenaliną, że mój refleks zadziwia nawet mnie samego. Odbijam każdy ich atak, a wmiędzyczasie przypuszczam swoje. Kilku zabijam, zamieniają się w nicość. W końcu orientują się, że dziś nie dadzą rady. Nie ze mną, nie na takim wkurwie. Nie mają szans. Powoli cofają sięw stronę lasu. Słyszę tylko niewyraźne „zapłacisz nam za to”, ale ignoruję. Prycham, odwracam się na pięcie kiedy tylko znikają z mojego pola widzenia.
Wracam do Tadi. Może ma jeszcze kogoś kogo mogę rozpierdolić? Emocje już troszeczkę opadły, ale dałbym jeszcze komuś w nos, na wszelki wypadek, najchętniej temy lodowemu palantowi, który ciągle nie ogarnia. I przy okazji potrząsnąłbym Nalani, żeby zrozumiała.
Sylwetka Tadi majaczy już w rozwiewającym się powoli dymie. Klęczy przy czymś. Podchodzę bliżej. Erion leży nieprzytomny na ziemi. Przykładam palce do jego nadgarstka i wyczuwam stabilny puls. Podnoszę na nią wzrok. Nie płacze.
- Nic mu nie będzie. – mówię, wyciągając rękę w jej kierunku.
- Wiem – odpowiada. – przyszedłeś w porę.
Marszcżę czoło. Jakim cudem ona ze mną rozmawia? Nigdy wcześniej nie widziałem jej przytomnej? Czyżby tak, jak ja, miała swoje ogarniczenia? Ja jestem ogniem, którey kocha lód. Nie wiem jak inaczej to nazwać, jeśli nie klątwą. Spoglądam na nią chwilę.
- potrzebujesz jeszcze pomocy? – pytam
Jej oczy zachodzą mgłą i widzę, że traci kontakt z rzeczywistością. Nie mogę jej takiej zostawić. Przyglądam się jej, raz mam wrażenie, że za chwilę zemdleje, raz, że jest przytomna. Wygląda jakby walczyła o pozostanie w tym świecie, jakby mogła odejść do innego, ale uparcie starała się odejść tem, gdzie jest większość czasu.
- Masz rację – mówi, patrząc mi w oczy.
Marszczę czoło. Nie wiem o czym mówi. Przyglądam się jej dłuższą chwilę w oczekiwaniu, a ona dalej ze sobą walczy ale widzę, że zaraz przegra. Przysuwam się do niej, a ona jedynie odsłania moją pierś i przykłada rękę do mojego tatuażu, przesuwa palcem w dół, jakby wiedziała co tam jest, jakby wiedziała, że na końcu jest lód.
- Znak nie kłamie. – mówi i opada ciężko na ziemię.
Teraz nie mogę ich zostawić. Wzdycham ciężko, rozpalam ognisko. Idę do lasu po kilka gałęzi iglastych drzew, żeby zrobić posłanie, które choć trochę zaizoluje nas od porannej rosy. Musimy odpocząć. Oni muszą. A ja? Ja muszę poukładać to wszystko w głowie... Muszę zrozumieć. Jedno wiem na pewno – Tadi jest po mojej stronie. Od tej pory ona, zaraz po Nalani, będzie tą, którą muszę chronić. Mam dziwne wrażenie, że ona wie więcej niż ja. Znacznie więcej niż którekolwiek z nas.
Układam Eriona i Tadi na gałęziach, blisko ogniska. Razem, wiem, że w ten sposób dojdą do siebie znacznie szybciej. Sam siadam na małym pieńku, który przytargałem razem z gałęziami. Nie mogę iść spać. Muszę pilnować tego bajzlu, żeby cienie nie wróciły. Na wszelki wypadek, rozpalam kilka małych ognisk od strony lasu ,tworząc barierę światła. Powinienem dotrzymać do rana. Suche drewno pali się samo. Moja moc nie jest do tego potrzebna. Muszę oszczędzać siły, jeśli cokolwiek miało się jeszcze dziś zdarzyć.
Siedzę i gapię się w ogień. Zdejmuję kurtkę, i wieszam ją na patykach koło ognia. Jest mokra, musi wyschnąć. Przyglądam się swojemu tatuażowi. Czarne języki ognia lśnią czerwoną poświatą w świetle ogniska, płatki śniegu wydają się mieć niebieską poświatę. Kładę rękę na piersi, przyciskam delikatnie.

- „Mylisz się” – mówię prosto do jej myśli. Nie czekam na odpowiedź, nie potrzebuję jej. Ona w końcu zrozumie. Musi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!