V.
Idę sobie, nic tu po mnie. Nalani mnie nie chce. Nie idę,
biegnę. Zaczynam mieć to wszystko w dupie. Podświadomie znajduję gutka, porzuconego
cholera wie gdzie, w krzakach. Ma wgięty bak, jest cały podrapany i ma
stłuczony reflektor. Oceniam krytycznie jego stan, ale nie jest tak źle jakby
mogło się wydawać. Nie jest to motocykl z którego kiedyś byłem dumny, ale
spokojnie mogę na niego siąść i jechać. Uderzam rozrusznik i jadę tam, gdzie
mnie oczy poniosą. Absolutnie nic mnie nie obchodzi.
Nie mogę zrozumieć, czemu ona nie widzi oczywistego,
odepchnęła mnie, kazała mi odejść, a przecież mamy być razem. Nie rozumiem jak
ona może tego nie widzieć, pieprzyć prawo, które teoretycznie nam tego
zakazuje. Tatuaże mówią to samo, co ja już wiem. Tatuaże znają prawdę. Ja mam
lód ona ma ogień. To niemożliwe, a jednak się dzieje.
Dookoła robi się coraz ciemniej. Jadę przed siebie prawie
nie zważając na to, co się dzieje dookoła. Widzę przed sobą na drodze płonący
wrak. Chcę go ominąć, ale w tym momencie słyszę kszyk. Głos jest znajomy. Woła
mnie.
- Valien!!! Tylko ty możesz nam pomóc. Ratuj nas!!!
Chcę to zignorować, ale z jakiegoś powodu nie mogę. Nie daje
mi to spokoju, zjeżdżam z drogi na pole, coś mnie tam ciągnie. Nie wiem kto
mnie woła, a przez panującą ciemność nic nie widzę. Posyłam kulę ognia w niebo,
żeby nikomu nie zrobić krzywdy, a oświetlić sobie trochę okolicę. Stłuczona
lampa gutka tli się jakimśtam światłem, ale pozwala w tej chwili na zobaczenie
drogi tylko na maksymalnie dwa metry przed przednim kołem. To nie wystarcza.
Ogień oświetla przestrzeń przede mną, gęsty dym powoli
ustępuje jasności ognia. Widzę jak jakiś cień cofa się, bez zastanowienia walę
w niego ogniem. Rozpada się na kawałki. Ktoś idzie w moją stronę, już mam po
raz kolejny miotać, kiedy słyszę jej delikatny głos.
- To tylko ja. Nie krzywdź mnie.
Z ciemności wychodzi naprzeciw mnie Tadi. Pierwszy raz widzę
ją przytomną, pierwszy raz mam wrażenie, że da się z nią pogadać, pierwszy raz
nie uważam jej za wariatkę. Patrzy na mnie błagalnie
- Jest ich więcej? – pytam
Kiwa głową i pokazuje w stronę lasu. Puszczam się biegiem.
Muszę coś teraz rozwalić. To mi dobrze zrobi. Kilka demonów wychodzi mi
naprzeciw. Jest mi wszystko jedno czy zginę. Próbują rzucać we mnie ciemnymi
kulami, ale jestem tak nabuzowany adrenaliną, że mój refleks zadziwia nawet
mnie samego. Odbijam każdy ich atak, a wmiędzyczasie przypuszczam swoje. Kilku
zabijam, zamieniają się w nicość. W końcu orientują się, że dziś nie dadzą
rady. Nie ze mną, nie na takim wkurwie. Nie mają szans. Powoli cofają sięw
stronę lasu. Słyszę tylko niewyraźne „zapłacisz nam za to”, ale ignoruję.
Prycham, odwracam się na pięcie kiedy tylko znikają z mojego pola widzenia.
Wracam do Tadi. Może ma jeszcze kogoś kogo mogę
rozpierdolić? Emocje już troszeczkę opadły, ale dałbym jeszcze komuś w nos, na
wszelki wypadek, najchętniej temy lodowemu palantowi, który ciągle nie ogarnia.
I przy okazji potrząsnąłbym Nalani, żeby zrozumiała.
Sylwetka Tadi majaczy już w rozwiewającym się powoli dymie.
Klęczy przy czymś. Podchodzę bliżej. Erion leży nieprzytomny na ziemi.
Przykładam palce do jego nadgarstka i wyczuwam stabilny puls. Podnoszę na nią
wzrok. Nie płacze.
- Nic mu nie będzie. – mówię, wyciągając rękę w jej
kierunku.
- Wiem – odpowiada. – przyszedłeś w porę.
Marszcżę czoło. Jakim cudem ona ze mną rozmawia? Nigdy
wcześniej nie widziałem jej przytomnej? Czyżby tak, jak ja, miała swoje
ogarniczenia? Ja jestem ogniem, którey kocha lód. Nie wiem jak inaczej to
nazwać, jeśli nie klątwą. Spoglądam na nią chwilę.
- potrzebujesz jeszcze pomocy? – pytam
Jej oczy zachodzą mgłą i widzę, że traci kontakt z
rzeczywistością. Nie mogę jej takiej zostawić. Przyglądam się jej, raz mam
wrażenie, że za chwilę zemdleje, raz, że jest przytomna. Wygląda jakby walczyła
o pozostanie w tym świecie, jakby mogła odejść do innego, ale uparcie starała
się odejść tem, gdzie jest większość czasu.
- Masz rację – mówi, patrząc mi w oczy.
Marszczę czoło. Nie wiem o czym mówi. Przyglądam się jej
dłuższą chwilę w oczekiwaniu, a ona dalej ze sobą walczy ale widzę, że zaraz
przegra. Przysuwam się do niej, a ona jedynie odsłania moją pierś i przykłada
rękę do mojego tatuażu, przesuwa palcem w dół, jakby wiedziała co tam jest,
jakby wiedziała, że na końcu jest lód.
- Znak nie kłamie. – mówi i opada ciężko na ziemię.
Teraz nie mogę ich zostawić. Wzdycham ciężko, rozpalam
ognisko. Idę do lasu po kilka gałęzi iglastych drzew, żeby zrobić posłanie,
które choć trochę zaizoluje nas od porannej rosy. Musimy odpocząć. Oni muszą. A
ja? Ja muszę poukładać to wszystko w głowie... Muszę zrozumieć. Jedno wiem na
pewno – Tadi jest po mojej stronie. Od tej pory ona, zaraz po Nalani, będzie
tą, którą muszę chronić. Mam dziwne wrażenie, że ona wie więcej niż ja.
Znacznie więcej niż którekolwiek z nas.
Układam Eriona i Tadi na gałęziach, blisko ogniska. Razem,
wiem, że w ten sposób dojdą do siebie znacznie szybciej. Sam siadam na małym
pieńku, który przytargałem razem z gałęziami. Nie mogę iść spać. Muszę pilnować
tego bajzlu, żeby cienie nie wróciły. Na wszelki wypadek, rozpalam kilka małych
ognisk od strony lasu ,tworząc barierę światła. Powinienem dotrzymać do rana.
Suche drewno pali się samo. Moja moc nie jest do tego potrzebna. Muszę
oszczędzać siły, jeśli cokolwiek miało się jeszcze dziś zdarzyć.
Siedzę i gapię się w ogień. Zdejmuję kurtkę, i wieszam ją na
patykach koło ognia. Jest mokra, musi wyschnąć. Przyglądam się swojemu tatuażowi.
Czarne języki ognia lśnią czerwoną poświatą w świetle ogniska, płatki śniegu
wydają się mieć niebieską poświatę. Kładę rękę na piersi, przyciskam
delikatnie.
- „Mylisz się” – mówię prosto do jej myśli. Nie czekam na
odpowiedź, nie potrzebuję jej. Ona w końcu zrozumie. Musi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!