Me

Me

środa, 18 października 2017

Żywioły: Ogień 1 - Dalsze plany

V.
Jesteśmy wszyscy w jadalni,  w zamku Ziemi. Tu mamy kolejną naradę, choć ja nie wiem po co się naradzać. Nie chce mi się jednak kłócić. Zmęczyło mnie bycie czarną owcą. Wolałbym, żeby wszyscy się ode mnie odwalili. Wszyscy poza nią. Ale siedzimy teraz przy stole, jak Stwórca przykazał. Po jej lewej ręce siedzi ten kretyn, Assan. Ja jestem naprzeciwko, ale stół Ziemi jest większy niż nasz, czy Wody. Choćbym nie wiem jak chciał, nie mogę się teraz nijak do niej zbliżyć. Nie mogę jej nawet kopnąć w kostkę. Nic nie mogę zrobić. Irytuje mnie to, ale wpatruję się tylko w nią. Nie odwracam wzroku ani na sekundę i wiem ,że ona to czuje. Wiem, że wie... Kiedy nasze spojrzenia się spotykają, a ja lekko unoszę jedną brew, niemo pytając „jak było, kochanie”, widzę jak jej blada twarz nabiera koloru, niemal słyszę, jak przyspiesza jej serce i spłyca się oddech i prawie czuję, jak zaczynają jej się pocić ręce ze zdenerwowania. Unoszę jeden kącik ust i przymykam lekko oczy, żeby wiedziała, że wiem, że widzę.
- Słuchajcie! – z zamyślenia wyrywa mnie Keb. – moim zdaniem, musimy się podzielić, żeby jak najszybciej odnaleźć nasze Elementy i scalić Totemy. Tylko w ten sposób możemy szybko zakończyć ten cały cyrk i zamknąć misję, jeśli dobrze zrozumiałem. – kątem oka widzę, jak patrzy na Tadi czekając na potwierdzenie z jej strony, ale ona tylko pociera powiększony tatuważ na przedramieniu. Zauważyłem go już wcześniej. Podejrzewam, że powiększył jej się, kiedy walczyła ze sobą, żeby ratować Eriona.
Tadi nie jest z nami, więc nie odpowiada, robi to za nią Erion. To Kebowi wystarcza. Nalani od dłuższego czasu patrzy mi w oczy, ale widzę po jej zachowaniu, że zaraz odwróci wzrok. Coś jej się nie podoba.
- Jak proponujesz się podzielić? – pyta, spoglądając na Eriona. Przyglądam jej się uważnie po raz kolejny. Jasne blond włosy, jasne oczy koloru lodu, delikatne, lekko wydęte usta, symetryczne, subtelne rysy twarzy... ona jest po prostu ładna. Ale to co mnie w niej najbardziej pociaga, to o dziwo, nie wygląd. To spokój, jaki potrafi zachować w niemal każdej sytuacji, to opanowanie i zdolność trzeżwej oceny sytuacji. To też subtelne ruchy, jakie non stop wykonuje. Ona nie siedzi nigdy spokojnie. A to bawi się włosami, a to macha nogą pod stołem, a to przebiera palcami. Ciągle w ruchu.
- Myślę, że jeśli podzielimy się Żywiołami... – zaczyna Keb, ale Nalani natychmiast przerywa mu, podnosząc rękę do góry i wstając.
- ...to, - mówi jakby kończyła za niego – jeśli zaatakują nas Cienie, część z nas nie ma szans. Ogień i Wiatr jakoś dają sobie z nimi radę, ale my nie mamy szans... Z Aniołami sobie jakoś poradzimy, bo Assan umie z nimi rozmawiać – ściska delikatnie jego ręce, a moja szczęka automatycznie się napina, moje ręce zwijają się w pięści i tylko szybka reakcja Phoenix, która kładzie mi dłoń na udzie powstrzymuje mnie od zrobienia czegoś głupiego. – Proponuję podzielić się na pół. Po dwie pary w grupie. Jeśli dobrzerzmy grypy mądrze, powinniśmy mieć większe szanse...
- Z Cieniami rdzi sobie Ogień i ... – zaczyna Keb
- I my – odzywa się Erion. – wniosek więc taki, że nie idziemy z Ogniem. 
Keb kiwa głową.
- Ze światłem poradzimy sobie my – kontynuuje Nalani – i Ziemia. – patrzy na Keba – Jaskinie, ciemne jasy, te sprawy... – Keb przytakuje.
Jestem z niej dumny. Już widzę co zrobiła. Widzę co próbuje zapewnić. Chce, żebyśmy byli razem. Patrzy na mnie pytająco, jakby nie wierzyła, że załapałem. Unoszę jedną brew i lekko pochylam głowę, uckładam dłonie, jak do oklasków, a ona uśmiecha się serdecznie i szepcze nieme „Nie ma za co”
- Wiec pozostaje tylko stwierdzic kto z kim...
- My weźmiemy was. – Assan wpada Kebowi w słowo, zanim ten zdąży dokończyć.
- Myślę, że my powinniśmy iść z Wodą. Lepiej się uzupełniamy, jako antagonizmy – odzywa się Phoenix. Ewidentnie próbuje zrobić coś, żebym się nie odezwał, a jednocześnie broni moich racji, broni tego, co moje.
- Nigdzie z Wami nie pójdę – Assan wstaje.
- To zostań. – odparowuję, starając się zachowywać choć trochę powściągliwiej niż on – Zaopiekuję się Nalani.
Assan odsuwa krzesło i idzie w moją stronę. Nalani biegnie za nim, a kiedy ten dopada do mnie i mnie popycha, wychodzi przed niego i kładzie mu dłoń na piersi.
- Uspokój się! – krzyczy na niego, na niego, nie na mnie, mi posyła przepraszające spojrzenie. Zwycięstwo numer milion, palancie – Zrobisz to, co ustalimy i koniec. Zostać nie możesz, bo ja z Aniołami gadać nie umiem. Ty tak. – łapie go za rękę i ciągnie na jego miejsce. Sadza go na krześle, opiera ręce na jego ramionach i przez chwilę tak stoi.
 - Nam jest wszystko jedno – wypala Erion, chyna starajać się załagodzić sytuację, ale tylko ją zaognia, bo Assan się znowu szarpie.
Ja siedzę rozparty na krześle i obserwuję przedstawienie. Próbuję udawać, że nic mnie nie interesuje. Załozyłem nogę na nogę. Wepchałem do ust trochę tytoniu i żujęgo nieśpiesznie. Patrzę się w jeden punkt. Moja twarz jest luźna. Nie uśmiecham się, nie robię złośliwych min. Jestem neutralny, jak Szwajcaria. Oczywiście wszyscy wiedzą, że to gra. Że to wszystko tylko przedstawienie, które właśnie odstawiam, bo wszyscy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że dałbym się pokroić, żeby pójść z Nalani.
Assan się gotuje. Keb patrzy z nadzieją na Nalani, a ona kiwa w moją stronę, ale potem wskazuje ruchem głowy Assana i wzrusza ramionami. Keb robi najmądrzejszą rzecz, jaką może w tej chwili i zarządza, że zajmiemy się tym następnego dnia rano, bo teraz czeka nas uczta, a po uczcie musimy wszyscy odpocząć i zregenerować siły. Patrzy się przy tym wymownie na mnie i na Nalani. Ma oczywiście rację, że razem się nie zregenerujemy, ale szczerze powiedziawszy mam to w dupie. Teraz mam dwie rzeczy na tapecie. Jedna jest oczywista – Nalani, a poza tym jestem głodny. Kiedy przyjechaliśmy tu, nie zdążyłem prawie nic zjeść i poszedłem się z nią lizać na drzewie. Zjadłbym konia z kopytami.
Kiedy wnoszą jedzenie zapominam na chwilę, że mam się gapić tylko na nią i pochłaniam jakieś straszne ilości. Żołądek przestaje mi burczeć dopiero po 3 pełnym talerzu. Wiem, że reszta o czymś rozmawia, ale mnie to nie interesuje. Głód jest teraz ważniejszy. Kiedy kończę, orientuję się, że wszyscy czekali już tylko na mnie.  Popijam ostatnim kieliszkiem wina i wstaję od stołu.
 - To jak? – pytam, patrząc jej prosto w oczy - idziemy odpocząć ?
Wszyscy wstaja. Pierwsi odchodzą od stołu Tadi z Erionem. Assan ciągnie Nalani za rękę, ale ona się opiera. Keb z Omalą poddają się jako następni. Phoenix stoi przez chwilę, patrząc na mnie, po czym informuje mnie, że zachodnie skrzydło, trzecie drzwi po lewej to nasz pokój i że jak będę chciał to wpadnę.  Ja jednak nie mam zamiaru. Patrzę na Nalani i wychodzędrugimi drzwiami z jadalni, kierując się do wyjścia z zamku, a nie głębiej w jego czeluścia. Myślę, że zrozumie gdzie idę.
Po drodze znajduję skrzynię z kocami i poduszkami przygotowanymi na zimne noce na patio. Biorę tyle, ile dam radę i zanoszę na nasze drzewo. Po chwili słyszę kroki na wilgotnej od rosy trawie. Uśmiecham się sam do siebie. Stąpa lekko, powoli, jej ruchy są sprężyste i delikatne. Wspina się na górę i kładzie mi dłoń na ramieniu, żeby dać mi znać, że już jest. Odwracam się gwaltownie i łapię jej twarz w dłonie. Całuję mocno, nie zwracając uwagi na nic innego. Kładę ją na kocach, przykrywam innymi. Nie odzywamy się do siebie. Delikatne gesty i pocałunki wystarczają nam w zupełności. Kładę się koło niej. Patrzymy w niebo pełne gwiazd. Przyciągam ją mocniej do siebie, żeby jej głowa znalazła się na moim ramieniu. Przyciska usta do mojej szyi a we mnie zaczyna szaleć ogień. Łapię jej nadgarstki a ona krzyczy lekko, podniecona. Uśmiecham się pierwszy raz od bardzo dawna, mam jednak świadomość, że ona tego nie widzi. Moja twarz jest w cieniu. Całuję ją mocno ,a potem włącza mi się rozsądek i odpowiedzialność. Kładę się, owijam ją jedmym kocem, a siebie drugim, żeby jak najbardziej oddzielić nasze ciała. Żebyśmy mogli nabrać sił na dalszą walkę z cholera wie czym. Obejmuję ją tylko i przyciągam na swoje ramię. Moje mięśnie robią za poduszkę dla niej. Wzdycha lekko, a potem powoli wypuszcza powietrze.

 - Mój Ogień... – szepcze zasypiając, a ja mam ochotę skakać z radości.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!