V.
Jesteśmy wszyscy w jadalni,
w zamku Ziemi. Tu mamy kolejną naradę, choć ja nie wiem po co się
naradzać. Nie chce mi się jednak kłócić. Zmęczyło mnie bycie czarną owcą.
Wolałbym, żeby wszyscy się ode mnie odwalili. Wszyscy poza nią. Ale siedzimy
teraz przy stole, jak Stwórca przykazał. Po jej lewej ręce siedzi ten kretyn,
Assan. Ja jestem naprzeciwko, ale stół Ziemi jest większy niż nasz, czy Wody. Choćbym
nie wiem jak chciał, nie mogę się teraz nijak do niej zbliżyć. Nie mogę jej
nawet kopnąć w kostkę. Nic nie mogę zrobić. Irytuje mnie to, ale wpatruję się
tylko w nią. Nie odwracam wzroku ani na sekundę i wiem ,że ona to czuje. Wiem,
że wie... Kiedy nasze spojrzenia się spotykają, a ja lekko unoszę jedną brew,
niemo pytając „jak było, kochanie”, widzę jak jej blada twarz nabiera koloru,
niemal słyszę, jak przyspiesza jej serce i spłyca się oddech i prawie czuję,
jak zaczynają jej się pocić ręce ze zdenerwowania. Unoszę jeden kącik ust i
przymykam lekko oczy, żeby wiedziała, że wiem, że widzę.
- Słuchajcie! – z zamyślenia wyrywa mnie Keb. – moim zdaniem,
musimy się podzielić, żeby jak najszybciej odnaleźć nasze Elementy i scalić
Totemy. Tylko w ten sposób możemy szybko zakończyć ten cały cyrk i zamknąć misję,
jeśli dobrze zrozumiałem. – kątem oka widzę, jak patrzy na Tadi czekając na
potwierdzenie z jej strony, ale ona tylko pociera powiększony tatuważ na
przedramieniu. Zauważyłem go już wcześniej. Podejrzewam, że powiększył jej się,
kiedy walczyła ze sobą, żeby ratować Eriona.
Tadi nie jest z nami, więc nie odpowiada, robi to za nią
Erion. To Kebowi wystarcza. Nalani od dłuższego czasu patrzy mi w oczy, ale
widzę po jej zachowaniu, że zaraz odwróci wzrok. Coś jej się nie podoba.
- Jak proponujesz się podzielić? – pyta, spoglądając na
Eriona. Przyglądam jej się uważnie po raz kolejny. Jasne blond włosy, jasne
oczy koloru lodu, delikatne, lekko wydęte usta, symetryczne, subtelne rysy twarzy...
ona jest po prostu ładna. Ale to co mnie w niej najbardziej pociaga, to o
dziwo, nie wygląd. To spokój, jaki potrafi zachować w niemal każdej sytuacji,
to opanowanie i zdolność trzeżwej oceny sytuacji. To też subtelne ruchy, jakie
non stop wykonuje. Ona nie siedzi nigdy spokojnie. A to bawi się włosami, a to
macha nogą pod stołem, a to przebiera palcami. Ciągle w ruchu.
- Myślę, że jeśli podzielimy się Żywiołami... – zaczyna Keb,
ale Nalani natychmiast przerywa mu, podnosząc rękę do góry i wstając.
- ...to, - mówi jakby kończyła za niego – jeśli zaatakują
nas Cienie, część z nas nie ma szans. Ogień i Wiatr jakoś dają sobie z nimi
radę, ale my nie mamy szans... Z Aniołami sobie jakoś poradzimy, bo Assan umie
z nimi rozmawiać – ściska delikatnie jego ręce, a moja szczęka automatycznie
się napina, moje ręce zwijają się w pięści i tylko szybka reakcja Phoenix,
która kładzie mi dłoń na udzie powstrzymuje mnie od zrobienia czegoś głupiego. –
Proponuję podzielić się na pół. Po dwie pary w grupie. Jeśli dobrzerzmy grypy
mądrze, powinniśmy mieć większe szanse...
- Z Cieniami rdzi sobie Ogień i ... – zaczyna Keb
- I my – odzywa się Erion. – wniosek więc taki, że nie
idziemy z Ogniem.
Keb kiwa głową.
- Ze światłem poradzimy sobie my – kontynuuje Nalani – i Ziemia.
– patrzy na Keba – Jaskinie, ciemne jasy, te sprawy... – Keb przytakuje.
Jestem z niej dumny. Już widzę co zrobiła. Widzę co próbuje
zapewnić. Chce, żebyśmy byli razem. Patrzy na mnie pytająco, jakby nie
wierzyła, że załapałem. Unoszę jedną brew i lekko pochylam głowę, uckładam dłonie,
jak do oklasków, a ona uśmiecha się serdecznie i szepcze nieme „Nie ma za co”
- Wiec pozostaje tylko stwierdzic kto z kim...
- My weźmiemy was. – Assan wpada Kebowi w słowo, zanim ten
zdąży dokończyć.
- Myślę, że my powinniśmy iść z Wodą. Lepiej się uzupełniamy,
jako antagonizmy – odzywa się Phoenix. Ewidentnie próbuje zrobić coś, żebym się
nie odezwał, a jednocześnie broni moich racji, broni tego, co moje.
- Nigdzie z Wami nie pójdę – Assan wstaje.
- To zostań. – odparowuję, starając się zachowywać choć
trochę powściągliwiej niż on – Zaopiekuję się Nalani.
Assan odsuwa krzesło i idzie w moją stronę. Nalani biegnie
za nim, a kiedy ten dopada do mnie i mnie popycha, wychodzi przed niego i
kładzie mu dłoń na piersi.
- Uspokój się! – krzyczy na niego, na niego, nie na mnie, mi
posyła przepraszające spojrzenie. Zwycięstwo numer milion, palancie – Zrobisz to,
co ustalimy i koniec. Zostać nie możesz, bo ja z Aniołami gadać nie umiem. Ty
tak. – łapie go za rękę i ciągnie na jego miejsce. Sadza go na krześle, opiera
ręce na jego ramionach i przez chwilę tak stoi.
- Nam jest wszystko
jedno – wypala Erion, chyna starajać się załagodzić sytuację, ale tylko ją
zaognia, bo Assan się znowu szarpie.
Ja siedzę rozparty na krześle i obserwuję przedstawienie.
Próbuję udawać, że nic mnie nie interesuje. Załozyłem nogę na nogę. Wepchałem
do ust trochę tytoniu i żujęgo nieśpiesznie. Patrzę się w jeden punkt. Moja twarz
jest luźna. Nie uśmiecham się, nie robię złośliwych min. Jestem neutralny, jak
Szwajcaria. Oczywiście wszyscy wiedzą, że to gra. Że to wszystko tylko
przedstawienie, które właśnie odstawiam, bo wszyscy doskonale zdają sobie
sprawę z tego, że dałbym się pokroić, żeby pójść z Nalani.
Assan się gotuje. Keb patrzy z nadzieją na Nalani, a ona
kiwa w moją stronę, ale potem wskazuje ruchem głowy Assana i wzrusza ramionami.
Keb robi najmądrzejszą rzecz, jaką może w tej chwili i zarządza, że zajmiemy
się tym następnego dnia rano, bo teraz czeka nas uczta, a po uczcie musimy
wszyscy odpocząć i zregenerować siły. Patrzy się przy tym wymownie na mnie i na
Nalani. Ma oczywiście rację, że razem się nie zregenerujemy, ale szczerze
powiedziawszy mam to w dupie. Teraz mam dwie rzeczy na tapecie. Jedna jest
oczywista – Nalani, a poza tym jestem głodny. Kiedy przyjechaliśmy tu, nie
zdążyłem prawie nic zjeść i poszedłem się z nią lizać na drzewie. Zjadłbym
konia z kopytami.
Kiedy wnoszą jedzenie zapominam na chwilę, że mam się gapić
tylko na nią i pochłaniam jakieś straszne ilości. Żołądek przestaje mi burczeć
dopiero po 3 pełnym talerzu. Wiem, że reszta o czymś rozmawia, ale mnie to nie
interesuje. Głód jest teraz ważniejszy. Kiedy kończę, orientuję się, że wszyscy
czekali już tylko na mnie. Popijam
ostatnim kieliszkiem wina i wstaję od stołu.
- To jak? – pytam,
patrząc jej prosto w oczy - idziemy odpocząć ?
Wszyscy wstaja. Pierwsi odchodzą od stołu Tadi z Erionem.
Assan ciągnie Nalani za rękę, ale ona się opiera. Keb z Omalą poddają się jako
następni. Phoenix stoi przez chwilę, patrząc na mnie, po czym informuje mnie,
że zachodnie skrzydło, trzecie drzwi po lewej to nasz pokój i że jak będę
chciał to wpadnę. Ja jednak nie mam
zamiaru. Patrzę na Nalani i wychodzędrugimi drzwiami z jadalni, kierując się do
wyjścia z zamku, a nie głębiej w jego czeluścia. Myślę, że zrozumie gdzie idę.
Po drodze znajduję skrzynię z kocami i poduszkami
przygotowanymi na zimne noce na patio. Biorę tyle, ile dam radę i zanoszę na
nasze drzewo. Po chwili słyszę kroki na wilgotnej od rosy trawie. Uśmiecham się
sam do siebie. Stąpa lekko, powoli, jej ruchy są sprężyste i delikatne. Wspina
się na górę i kładzie mi dłoń na ramieniu, żeby dać mi znać, że już jest.
Odwracam się gwaltownie i łapię jej twarz w dłonie. Całuję mocno, nie zwracając
uwagi na nic innego. Kładę ją na kocach, przykrywam innymi. Nie odzywamy się do
siebie. Delikatne gesty i pocałunki wystarczają nam w zupełności. Kładę się
koło niej. Patrzymy w niebo pełne gwiazd. Przyciągam ją mocniej do siebie, żeby
jej głowa znalazła się na moim ramieniu. Przyciska usta do mojej szyi a we mnie
zaczyna szaleć ogień. Łapię jej nadgarstki a ona krzyczy lekko, podniecona.
Uśmiecham się pierwszy raz od bardzo dawna, mam jednak świadomość, że ona tego
nie widzi. Moja twarz jest w cieniu. Całuję ją mocno ,a potem włącza mi się
rozsądek i odpowiedzialność. Kładę się, owijam ją jedmym kocem, a siebie
drugim, żeby jak najbardziej oddzielić nasze ciała. Żebyśmy mogli nabrać sił na
dalszą walkę z cholera wie czym. Obejmuję ją tylko i przyciągam na swoje ramię.
Moje mięśnie robią za poduszkę dla niej. Wzdycha lekko, a potem powoli
wypuszcza powietrze.
- Mój Ogień... –
szepcze zasypiając, a ja mam ochotę skakać z radości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!