Me

Me

piątek, 13 października 2017

Żywioły: Powietrze 32 - Ostatnie tchnienie Bellagio

V.
Lecimy już jakiś czas. Gutek nie nawala. Konstrukcja Sienny też wydaje się być porządna. Zaczyna się robić ciemno. Tadi praktycznie wyłącznie śpi, a ja gadam z Erionem o motocyklach, o samolotach, o mechanice. To całkiem fajny koleś, zaczynam go lubić. Dobrze mi sięz nim rozmawia, bo mamy o czym gadać. Nie o jakichś pieprzonych misjach, nie o zbawianiu świata, tylko o naszej wspólnej pasji. Muszę przyznać, że bardzo dobrze mi się z nim pracowało.
- Późnym wieczorem powinniśmy być na miejscu – patrzę w myślach na mapę i spoglądam na Eriona, a on przytakuje.
Rozluźniam się i wyciągam nogi do przodu. Opieram głowę na oparciu siedzenia i odpływam. Zasypiam, i od razu przed oczami pojawia mi się ona. Jej jasne włosy i niebieskie oczy, jej dotyk na mojej twarzy, jej usta. Przejmujące zimno... Coś mną potrząsa, chyba nie we śnie, chyba na zewnątrz, ale ja nie chcę się budzić. Dobrze mi w krainie snów, z nią. Nie chcę. Ktoś łapie mnie za ramię i szarpie.
- Valien, Do cholery, obudź się! 
Otwieram oczy. Silnik się krztusi.
- kurwa! – rzucam, przecieram szybko oczy i odpinam pas. Muszę się wysunąć do przodu, na dziób, żeby się do niego dostać. Nie mam się tam czego trzymać, a musże pomajstrować przy silniku w trakcie lotu. Nie wylądujemy go w ten sposób. Budzę Tadi, brutalnie. Widzę, że Erionowi się to nie podoba, ale nie mam wyboru. On steruje tym ustrojstwem, ona musi mnie jakoś asekurować.
Łapię jej twarz w dłonie. Patrzy na mnie niewidzącym wzrokiem.
- Tadi – krzyczę- Tadi, skup się. Potrząsam nią. Erion szarpie mnie za ramię.
- Przestań! – krzyczy.
- Odwal się stary, jeśli nie chcesz, żebyśmy wszyscy zginęli, daj mi zrobić swoje. Potrzebujemy jej pomocy. Musi być przytomna. – wyjaśniam szorstko – zajmij się lataniem, a resztę zostaw mnie. Obniż pułap i zwolnij, tylko ostrożnie, żebyś go nie zdusił kompletnie. – Wydaję mu instrukcje, bo wiem, co za chwilę zacznie się dziać. Ale najpierw muszę ocucić Tadi. Musi mnie przytrzymać, jakoś asekurować, jak będę dłubał przy silniku. Muszę go podregulować. Gutek tak ma czasem. Masakra. Czemu teraz.
- Tadi! – wrzeszczę do niej po raz kolejny, ale nie reaguje, potrząsanie nic nie daje. Kątem oka patrzę, co robi Erion, bo wiem, że nie spodoba mu się to, co zaraz zrobię. Wydaje się być wsłuchany w silnik, zwalnia. Musi uważać. Widzę, jak momentami dodaje gazu zamiast go odejmować, bo słyszy, że z silnikiem nie jest najlepiej.
Zaciskam zęby. Nie jestem dumny z tego co zaraz zrobię. Uderzam ją w twarz. Głuche plaśnięcie powoduje, że Erion natychmiast się odwraca. Tadi ma na policzku ślady mojej ręki Erion uderza mnie pięścią w nos.
- Czyś ty zwariował?! – krzyczy, ale po chwili Tadi łapie go za rękę i przykłada ją sobie do policzka.
- Zostaw. Zrobił co musiał. Miał rację. Jestem wam potrzebna.  – mówi i gramoli się do przodu. – idź – zwraca się do mnie.  
Powoli wysuwam się na przód. Tadi opiera się na mnie całym ciężarem. Erion skupia się ponownie na lataniu, zniża pułap, zwalnia obroty, z wyczuciem, tak jak mu kazałem. Daję mu kciuk w górę i pokazuję, żeby ustabilizował lot i nic nie zmieniał.
Silnik jest gorący, ale co to dla mnie, nie parzy mnie. Jestem Ogniem, nie rusza mnie to. Dłubię przy nim trochę, skupiam się, staram się go odrobinę wyregulować. Wydaje mi się, że prawie to mam, kiedy Erion nagle, bez ostrzerzenia skręca ostro w lewo, Sienna przechyla się, a ja tracę równowagę, w ostatniej chwili łapię się jednego z cylindrów gutka. Samolot wchodzi w lot po okręgu. Wiszę na cylindrze, zmieniam jego balans. Będziemy się kręcić w kółko, dopóki nie wrócę na miejsce albo nie spadnę na ziemię. Tuż koło mojego ucha śmiga czarna kula. No tak, za mało było atrakcji...
Erion Łapie Tadi za kołnierz, wciska jej w ręce wolant i wychyla się, żeby mnie złapać. Mamy jedną szansę. Muszę się puścić jedną ręką, żeby móc podać mu drugą. Kiedy to zrobię mamy dosłownie chwilę na to, żeby nasze ręce się połączyły. Potem będzie po mnie. Nie utrzymam się na jednej ręce. Erion wychyla się najdalej jak może tak, żeby nie stracić równowagi i nie polecieć razem ze mną. Tadi trzyma kurs, wydaje mi się, że obserwuje cienie na ziemi. Kolejna kula leci w stronę prawego skrzydła, Tadi napina mięśnie twarzy i mocny poryw wiatru zmienia trajektorię kuli. Skupiam się na Erionie. Stoi z wyciągniętą ręką, czeka na mnie. Drugą rękę oplótł pasem bezpieczeństwa, na wszelki wypadek. Gutek krztusi się co raz bardziej, wiem, że zaraz zgaśnie.
- Podciągnij go! – Erion krzyczy do Tadi, a ona przyciąga wolant do siebie, powoli, z wyczuciem, żeby go nie przeciągnąć, wchodzimy na wyższy pułap, poza zasięg cieni. Ich kule, jak się okazuje, latają tylko na pewną wysokość.
- Erion! – krzyczę, żeby skupić na sobie jego uwagę. Długo nie dam rady. Patrzy na mnie i kiwa głową. Puszczam gutka jedną ręką, jednocześnie usiłując rozbujać ciało nogami, żeby skierować je w jego stronę. Moja dłoń uderza o jego przedramię i od razu czuję jego palce na moim nadgarstku. Ja też zacieśniam uchwyt. Puszczam silnik drugą ręką i łapię się burty, Erion wciąga mnie na pokład, przypadkiem potrącając Tadi, która puszcza wolant. Silnik się krztusi, przerywa. Erion szybkim pchnięciem przesuwa Tadi na tył i łapie ster, ja  wyłączam zapłon.
- Zwariowałeś?! – wrzeszczy na mnie Erion.
- Zauwaj mi. – mówię spokojnie – odpali... – Erion patrzy na mnie z powątpiewaniem – wprowadź go w lot nurkowy w dół. Wiatr roskręci śmigło, ja walnę rozrusznik, ty tylko musisz nasz wyprowadzić zanim przydzwonimy w ziemię. Na niczym innym się nie skupiaj. Znam ten silnik. Da radę!
Erion kręci głową, ale wie, że nie mamy wyboru.
- Tadi, zajmiesz się cieniami? – pytam, a ona przytakuje.
- Gotowi? – Erion kieruje nos samolotu w dół, gdzie czeka na nas grupa cieni. Tadi rospętuje wichurę przy samej powierzchni ziemi. Ja obserwuję śmigło i czekam, aż zacznie się kręcić. Erion z deretminacją patrzy w dół.
- Valien... – mówi błagalnie, ale ja wiem, że jeszcze nie.
- Val! – krzyczy i wyciąga rękę do rozrusznika, ale ją odtrącam
- czekaj! – odpowiadam - Teraz nie da rady. Skup się na swojej robocie i daj mi zrobić moją.
- Val,  rozwalimy się! – krzyczy
Wiatr Tadi przestaje być wystarczający. Ziemia jest blisko. Teraz albo nigdy. W duchu błagam Bellagio, żeby ożył dla mnie jeszcze jeden, ostatni raz. Walę rozrusznik, i silnik zaskakuje, Erion podciąga nos do góry, a ja wychylam sięza burtę i zamiatam ogniem po ziemi. Cienie odskakują przerażone, Kadłub Sienny liżą języki ognia. Zajmuje się, ale kiedy wznosimy się odrobinę wyżej, Tadi przytomnie gasi go podmuchem wiatru.
- Blisko było... – w jego głosie słychać ulgę.
Odwracam się do Tadi, kładę jej rękę na remieniu. Jest wyczerpana, wiem.
- Odpocznij – mówię – uratowałaś nas. Uśmiecha się lekko i opada na ławkę. Przypinam ją pasem i przykrywam kocem.
- Ogień narobił trochę szkód  - przebąkuje Erion. – konstrukcja już nie jest tak stabilna.
Zaciskam zęby. Wiem, że ma rację.
- Dolecimy. – mówię – nie mamy wyboru. Już niedaleko.
Erion kiwa głową. Zamek widać już na horyzoncie. Powoli zaczyna świtać. Chyba cała przygoda z silnikiem i Cieniami trwała dłużej niż chciałbym przyznać.  
Kiedy przelatujemy nad murem zamku, lecimy nisko.
- Będziemy mieli twarde lądowanie – mówi spokojnie Erion – straciliśmy podwozie przez ogień.
Wychylam się, żeby sprzwdzić, ale ma recję. Nie mamy kół. Zostały pojedyncze elementy mocowania, które są na tyle nadpalone, że rozpadną się przy pierwszym spotkaniu z ziemią. Widzę, że Erion rozgląda się za miejscem do lądowania. Pokazuję mu lekko podmokły kawałek ziemi niedaleko muru, kiwa głową.
- To teraz pokaż nam jakim jesteś pilotem – mówię z przekąsem i zapinam pas, żeby przygotować się do przyziemienia.
Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Nie czuję prawie nic. Samolot jeszcze przez chwilę sunie po bagnistym pasie startowym, silnik dławi się i gaśnie, a ja uśmiecham się w duchu i dziękuję mu, że dał mi akurat tyle, ile było trzeba. Zbliżamy się do muru.Sienna zatrzymuje się kilka centymetrów od ściany.
- No stary... – nie kryję podziwu – gdybym nie wiedział, byłbym przekonany, że masz wszystkie części samolotu!
Erion uśmiecha się szeroko w odpowiedzi. Wyskakujemy z samolotu, Erion bierze Tadi na ręce. Jest słaba, ale nic jej nie będzie. Dziś pokazała, że jest silniejsza, niż podejrzewaliśmy.
Widzimy biegnących z daleka w naszym kierunku Keba i Omalę. Łapię Eriona za ramię i zmuszam, żeby na mnie spojrzał.
- Musiałem... - mówię, widząc, jak pociera nosem jej policzek, na którym ciągle są ślady mojej dłoni.
 Podnosi na mnie wzrok, nie widzę w nim złości. Kiwa głową i wzdycha.
- Wiem... – mówi cicho – ale to nie jest łatwe.
- Wiem...
Omala dopada do nas pierwsza.
- Nic wam nie jest? – pyta delikatnie, patrząc na nieprzytomną Tadi, w ramionach Eriona.
- Nie – odwarkuję – daliśmy radę. – Omala ściąga brwi, ale po chwili łagodnieje. Chyba zapomniałą kim jestem, jaki jestem. – Zjadłbym coś – dodaję po chwili.
Ziemia uśmiecha się i prowadzi nas do zamku. Phoenix wita mnie w drzwiach i na prośbę Keba, prowadzi do jadalni, a Erion oddala się z gospodarzami do swojego pokoju, musi polozyć Tadi do łóżka, żeby odpoczęła.
Siadam przy stole i z radością nalewam sobie pełen kubek gorącej kawy, biorę do ręki to, co akurat mam w zasięgu. Wkładam do ust. Jest mi wszystko jedno, co to jest, byle było ciepłe i do jedzenia. Mam pełne usta, popijam kawą. Nie przejmuję się tym, że jem niekulturalnie. Jestem głodny jak wilk. Policzki mam wypchane.Phoenix siedzi obok i śmieje się ze mnie. Nagle drzwi do jadalni otwierają się z hukiem. Automatycznie zrywam się na nogi,nie wiem nawet kto przyszedł. Nie zdążyłem podnieść wzroku, kątem oka widze, że ktoś biegnie, zarzuca mi ręce na szyję i wtula nos we mnie, wplata palce w moje włosy. Ogarnia mnie przyjemne uczucie chłodu. Czuję jej usta na swojej szyi. Obejmuję ją mocno i wtulam się w jej włosy. Wciągam gwałtownie zapach jej ciała.

- Stęskniłaś się? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!