Me

Me

niedziela, 15 października 2017

Żywioły: Powietrze 35 - Pierwszy element

K.
Jesteśmy już w ósemkę. Powoduje to pewne problemy. Valien i Assan zdecydowanie nie odpuszczą. Ani jednemu, ani drugiemu się nie dziwię. Nalani ciągnie do Valiena. Zdaje się, nie powinno mnie to dziwić. Chyba widziała w nim coś, czego nikt inny nie widział. Erion opowiedział mi o tym, co działo się od czasu, kiedy Valien do nich dołączył. Podobno uratował ich żcie dwukrotnie, w tym raz poważnie narażając swoje. Nie spodziewałbym się tego po nim. I nawet mimo, że czuję, że pewnie w dużej mierze robił to dla siebie i Nalani, nie potrafię nie patrzeć na niego inaczej, niż przedtem.
Kiedy tylko znaleźli się z Nalani w swojej obecności, nie mogli się powstrzymać. Nie dziwię się żadnemu z nich. Sam niedawno mało nie straciłem Omali i teraz nie odstępuję jej na krok, zawsze jestem super świadom tego gdzie ona jest i co się z nią dzieje. Zresztą, zaczynam chyba powoli doganiać Valiena i Nalani, bo mój tatuaż też zaczął się powiększać, kiedy powiedziałem jej, że ją kocham. Jakby coś we mnie pękło, poczułem wtedy jakbym się narodził na nowo. Rozumiem więc ich głód, po kilkudniowej rozłące, w trakcie której nie wiedzieli czy jeszcze kiedykolwiek się zobaczą.
Prawda jest jednak taka, że nie możemy siedzieć i batrzeć w gwiazdy wtedy, kiedy tylko tego chcemy. Musimy się zająć naszą misją, a żeby się nią zająć musimy wszyscy zrozumieć jej prawdziwe znaczenie. Według mnie, w tym może nam pomóc tylko Tadi. Erion twierdzi, że ona coś wie i że dziś jest gotowa, żeby nam powiedzieć. Robię to niechętnie, ale muszę ściągnąć Valiena i Nalani, żeby uczestniczyli w tym z nami.
- Dobrze, czyli dzisiaj? – pytam jeszcze raz Eriona, żeby mieć pewność – Tylko dzisiaj?
Tadi szybko kiwa głową. Trochę zbyt szybko jak na mój gust.
- Nie dzisiaj, teraz – poprawia mnie Powietrze.
- ok, gdzie się spotykamy?
Erion patrzy chwilę na Tadi, a ta szepcze mu coś na ucho.
- Przy samolocie, za 5 minut.
Biorę Omalę za rękę i wychodzę z jadalni, gdzie właśnie odbyliśmy krótką naradę.  Chcę iść delikatnie uprzedzić Vala i Nalani, że za chwilę będą potrzebni. Żeby skończyli to, co zaczęli, albo odłozyli to na chwilę w czasie. Chce, żeby było to dla nich jak najmniej uciążliwe. W drzwiach wyprzedza mnie Assan, przecina błonia, zatrzymuje się pod cedrowym drzewem i zanim zdążę go powstrzymać, rzuca kamieniem w Valiena. W Valiena, który właśnie dopiera się do Nalani. Błąd!
Val zeskakuje z gałęzi, wygląda na wściekłego, ale o dziwo nie rzuca się na Assana, tylko łapie go za kołnierz. Nie jest dobrze, muszę ich jakoś rozdzielić, a nie mogę jawnie stanąć po stronie żadnego z nich. Jednemu obiecałem, że pomogę mu odzyskać kobietę, a drugi po prostu ma rację i moje serce jest po jego stronie.    
- Val – mówię – mamy coś do zrobienia.
Nie reaguje na mój głos, nie daje znaku, że cokolwiek załapał. Nalani podchodzi do niego i skupia jego uwagę na sobie. Szepcze coś do niego, chwilę potem całują się namiętnie. Jestem pod wrażeniem tego, jak to oboje rozegrali. Nie dali się sprowokować Assanowi, no może Valien, troszeczkę... Rozegrali to po mistrzowsku. Są ze sobą i nic innego ich nie obchodzi. Assan gotuje się, widzę, jak zaczyna się trząść, szybko wzywam Eriona, bo wiem, że Omala nie da rady mi pomóc w tej chwili. Phoenix też nie. Assan rzuca się do ataku, raczej nie patrząc na co się zamachuje, w ostatniej chwili łapię go za ramię, żeby nie wymierzył ciosu Nalani. Odciągam go dopiero przy pomocy Eriona. Phoenix podchodzi do niego blisko, rozrywa jego koszulę i przykłada mu ręce do piersi. Assan słabnie. Mądra dziewczyna, odbiera mu moc, osłabia Wodę Ogniem, wie, że to też ostudzi trochę jego emocje.
- Uspokój się! – warczę na Assana – To nie czas i miejsce.
Rzuca mi gniewne spojrzenie, ale nie odzywa się słowem.
- możemy iść – pytam wszystkich.
Kiwają głowami, więc gestem proszę Eriona, żeby ich prowadził. Ja będę szedł z tyłu, muszę mieć oko na wszystko. Obejmuję Omalę ramieniem i przyciągam do siebie. Assan próbuje się zbliżyć to do Valiena to do Nalani. Krąży dookoła nich. Phoenix zachowuje się jak bufor. Gdziekolwiek on się nie przesunie, ona staje pomiędzy nim a nimi. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem jej instynktu i jej lojalności wobec Valiena. Wiem, że on też to zauważa, bo w którymś momencie zagarnia ją remieniem do siebie i przytula mocno.
- Przestań głupolu! – Phoenix klepie go po ramieniu i wyrywa się z jego uścisku, żeby znowu robić za bufor – nie przeszkadzaj mi jak się bawię – wybucha śmiechem.
Val kręci głową, a Nalani przysuwa się bliżej do niego uciekając przed bliskością Assana. Prawie by mnie to wszystko bawiło, gdybym nie wiedział, że podszewką tej zabawy jest nieszczęście conajmniej jednego z nich.
Jesteśmy na miejscu. Tadi głaszcze rozbity samolot, Erion przygląda się jej. Chyba sam nie wie o co chodzi...
- Tadi? – woła ją cicho...
- Kiedyś...
Erion marszczy czoło, czeka na ciąg dalszy.
- pamięć, ważne – tadi grzebie w kieszeniach – nasze, moje – wyciąga spod kurtki jakąś książkę.
- Yates... – Erion szepcze coś do niej, chyba wiersz Yatesa właśnie...  Tadi powtarza
- „Gdybym miał niebios wyszywana szatę
Z nici złotego i srebrnego światła,
Ciemną i bladą, i błękitną szatę
Ze światła, mroku, półmroku, półświatła,
Rozpostarłbym ci tę szatę pod stopy,
Lecz biedny jestem: me skarby - w marzeniach;
Więc ci rzuciłem marzenia pod stopy;
Stąpaj ostrożnie, stąpasz po marzeniach”
Nic nie rozumiem i sądząc po minach reszty, oni też nie. Tadi przyciska tomik do piersi po czym odwraca się w stronę samolotu.
- Ja i ty – mówi głośno i wyraźnie. Chyba pierwszy raz słyszę jej głos nie tak, jakby był za mgłą. – Nasza przeszłość, nasza przyszłość, to, co mamy najważniejsze. Żeby wrócić tam gdzie byliśmy, żeby zdjąć klątwę. Cztery symbole. Cztery połączone. Dopiero wtedy klątwa spadnie. – to mówiąc kładzie tomik na skrzydle samolotu.
Oślepiający blask, powoduje, że wszyscy się cofamy nagle, jakby w przestrachu. Przyciągam Omalę bliżej do siebie, jakbym się bał o jej życie. Domyślam się, że Valien robi to samo z Nalani.
Jasne światło pulsuje przez chwilę, staram się otworzyć oczy choć trochę, żeby widzieć co się właściwie dzieje. Tadi stoi po kostki w błocie. Samolot zniknął. Na ziemi w jego miejscu, dokładnie pod skrzydłem, na którym Tadi połozyła książkę, leży jakiś świecący przedmiot. Jego blask blaknie z każdą chwilą i wiem, że już niedługo będziemy mogli do niego podejść. Przybliżamy się wszyscy o krok. Ciekawość bierze górę.
Tadi schyla się i podnosi z ziemi przedmiot, Erion staje za nią jakby chciał ją asekurować, żeby się nie przewrociła. Dziewczyna wyciąga w górę ręce z tym, co przed chwilą stworzyła. Szary kamień, ćwiartka koła, nierówno oderwana od reszty. Na przedzie widzę symbol Żywiołu Powietrza.
- Cztery kawałki – Tadi uśmiecha się do nas. – cztery żywioły. Dwa kawałki na każdy.
Kamień Powietrza, jeden z czterech legendarnych totemów, które mają magiczną moc, tylko wtedy, kiedy są razem. Spoglądamy po sobie. Widzę jak w Valienie wzbiera gniew, bo zaczyna rozumieć to, co ja. Nie on i Nalani. On i Phoenix będą musieli stworzyć symbol ognia.  A ona z jego nemezis. Jego kobieta i jego wróg. Nie podoba mu się to. Zapada cisza. Widzę jak Val i Assan mierzą się wzrokiem. Woda wygląda, jakby właśnie wygrał los na loterii, Ogień, jakby ktoś go połknął, przeżuł i wypluł. Nalani kurczowo trzyma się kurtki Valiena, a Phoenix chyba zapomniała o byciu buforem. Mam wrażenie, że właśnie wszyscy przeżyliśmy szok.
- To teraz zaczynamy fajną część – odzywa się w końcu Erion. – jedna czwarta tego, co może zakończyć naszą misję jest już w naszych rękach. Teraz musimy znaleźć resztę.
- Ale jak? – Omala chyba po raz pierwszy kończy wypowiedź na dwóch słowach.
Erion patrzy na Tadi, jakby oczekiwał dalszych podpowiedzi, ale ona wzrusza tylko ramionami.
- To jest bardzo dobre pytanie... – urywa i wzdycha ciężko  - na które każdy z nas musi znaleźć własną odpowiedź...
- Dopre pytanie... – powtarzam w myślach  - bardzo dobre...




KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!