Me

Me

czwartek, 12 października 2017

Żywioły: Powietrze 29 - Inżynier lotnictwa

T.
Przezwyciężyłam swoją klątwę. Erion leży, nieprzytomny. Cienie idą do nas, a ja jestem jedyną osobą, która może go ocalić. Nie moją mocą, bo tego nie potrafię. Wiatr nie powstrzyma cienia. Nawet go nie spowolni... Mogę jedynie wezwać pomoc. Wiem, że Valien jest tuż obok. Krzyczę. Jedzie. Wiem, że usłyszał wezwanie. Wiem, też, że nas uratuje. Nawet mu to pomoże. Czuję jego ból. Nie uwierzył jej kiedy kazała mu iść. Nie uwierzył, że go nie kocha, ale odszedł licząc, że ona się opamięta, licząc, że za nim pobiegnie. Nie zrobiła tego. Teraz jest wściekły sam na siebie. Duma nie pozwoliła mu wrócić i błagać. Jego duma, jego klątwa. Odarty z uczuć niemal całkowicie. A raczej nie z uczuć tylko z możliwości wyrażania ich w jakikolwiem sposób. Nie może, nie potrafi, nie umie powiedzieć. Zgrywa twardziela bo nie ma wyboru. W głebi jest inny, a Nalani przychyliłby niebios gdyby tylko mógł. Jego samego męczy to, w jaki sposób się do niej odnosi, ale nie ma wyboru. Nie wie jeszcze, że może to wszystko przełamać.
Wpada na polanę rozglądając się gorączkowo i z automatu wali ogniem w jednego z duchów, ten pada od razu. Potem mierzy we mnie, ale powstrzymuję go. Poznaje mnie. Rozmawiamy. Poerwszy raz od dłuższego czasu mogę trzeźwo i sensownie z kimś rozmawiać. Żałuję, że to nie Erion, ale to on mi Eriona zwróci, więc jest mi wszystko jedno. Idzie się dalej bić. Pomaga mu to. Widzę, że w ten sposób rozładowuje część wściekłości, którą ma w środku... część wściekłości na samego siebie i na cały świat. Na nasze klątwy i na nasze obowiązki. Na to, że nie możebyć tym, kim chce. Tym, kim był. Wiem, że on nie ma świadomości tego, ale chyba czuje podskórnie, że to nie jest jego życie, że nie taki sie urodził i nie do tego był stworzony. Nie wie, ale wie... Współczuję mu...
Czuję jak jego emocje powoli opadają, unicestwił mnóstwo Demonów, a reszta uciekła. Nie goni ich, wraca sprawdzić co ze mną, co z nami. Ja czuję, że słabnę. Walka z klątwą wyczerpała mnie w dużej mierze. Wiem, że niedługo stracę przytomność. Chcę mu tylko coś powiedzieć, póki jeszcze mogę.
Klęka przy Erionie, sprawdzając puls. Już to robiłam. Nic mu nie będzie. Mówi dokładnie to samo, jakby czytał w moich myślach. Podnosi wzrok na mnie. Przez chwilę walczę ze sobą, wiem, że tracę kontrolę. Wiem, że on też to widzi. Mówię mu tylko, że jego znak nie kłamie. Na tyle starcza mi sił. Tracę przytomność chwilę po tym, jak czuję, że robi mu się nieco lżej na duszy. Wiem, że nie zostawi nas tu samych. Jesteśmy bezpieczni. Udało się.
Podświadomie czuję, co robi dalej. Nawet nieprzytomna, cuję jego emocje i myśli. Wiem, że najchętniej poszedłby daleko stąd, wrócił do samotniczego życia, ale nie zostawi nas. Nie może. Będzie z nami siedział, dopóki mu nie powiem, że nie jest już potrzebny, a to nie nadejdzie szybko. Rozpalił ogień, żeby trzymać Cienie z daleka od nas, Przywlókł z lasu gałęzie, żebyśmy nie przemokli poranną rosą i nie zmarzli na zimnej ziemi. Nie śpi całą noc.
Odzyskuję przytomność nad ranem. Valien powoli spogląda w moją stronę. Widzę, że jest zmęczony. Przeciąga się, udając, że dopiero co się obudził, ale widać po nim, że nie spał. Ma wory po oczami, jego spojrzenie jest przygaszone. Nie do końca przypomina buntowniczego siebie, którego widzimy na codzień.
Erion porusza się koło mnie niespokojnie. Budzi się. Spoglądam na niego i uśmiecham się lekko, kiedy zawiesza wzrok na mojej twarzy. Widzę ulgę, kiedy orientuje się, że nic mi nie jest, że jakoś przetrwaliśmy wczorajszą noc. Jego wrok wędrune na Valiena, który zdążył już przybrać zwyczajową pozę z rękoma opartymi za plecami i butami wsadzonymi prosto w ogień. Przez chwilę na twarzy mojego ukochanego widzę niechęć. Wiem, że nie przepada za Valienem. Ściskam go lekko za ramię i ruchem głowy wskazuję Valiena. Erion Marczy brwi, ale wiem, że rozumie. Wiem, że nie muszę nic mówić.
Wstaje powoli i podchodzi do niego.
- Źle cię oceniłem. Dziękuję, że uratowałeś Tadi, kiedy ja zawiodłem.  – wyciąga rękę.
Valien przez chwilę nie wie jak zareagować. Patrzy się na niego po czym powoli podciąga nogo do siebie i wstaje, ściska dłoń Eriona i kiwa nieznacznie głową. Erion przyciąga go do siebie i ściska mocno. Wiem, że jest zły na siebie, że nie dał rady, ale wiem też, że po tym zdarzeniu zawsze będzie stał murem za Valienem. Ma u niego dług.
Stoją przez chwilę we dwóch w niedźwiedzim uścisku. Ogień czuje się niepewnie. Erion nie ma pojęcia co w niego wstąpiło, ale całym sobą próbuje teraz przekazać Valienowi pozytywne emocje. On nie może tego zrobić, więc ja robię to za niego. Valien rozluźnia się nieco. Po chwili wszyscy troje łapiemy się za nasze znaki. Wezwanie nadeszło. Jedziemy do zamku Żywiołów Ziemi.
Valien spogląda niepewnie na swój motocykl. Nie jest w idealnym stanie. Wczoraj po raz drugi rzucił go na ziemię. Ma skrzywiony widelec. Nie nada się do jazdy. Patrzy na Eriona. Wiem, że obaj zastanawiają się jak tam dotrzemy. Zamek jest daleko, a czas nagli.
Nad nami przelatuje klucz gęsi, wyciągam rękę w górę i krzyczę:
- Latać! Latać! Latać!
Valien patrzy na mnie z politowaniem. Wiem, że nic nie zrozumie. Wiem, że wolał, kiedy mógł ze mną rozmawiać. Wiem, że czuje do mnie litość, że smuci go mój los. Jestem mu za to wdzięczna, ale uważam to za niepotrzebne.
Erion patrzy na mnie ze zrozumieniem.
- chcesz lecieć samolotem? – pyta, a ja przytakuję.
Valien prycha, wrócil do bycia sobą. Uśmiecham się lekko, Erion też, patrzymy na siebie porozumiewawczo.
- Erion – mówię, a on patrzy na mnie. – Zrób.
Ściąga brwi i patrzy na mnie z niedowierzaniem. Nie pamięta. Nie wie, że kiedyś był inżynierem, geniuszem, konstruktorem, że potrafi. Kładę mu rękę na sercu i liczę na to, że sobie przypomni.
- Ja? – jęczy z niedowierzaniem i spogląda na Valiena szukając pomocy. – Ona uważa, że ja będę w stanie zbudować samolot. – tłumaczy Ogniowi, po czym patrzy na mnie – Tadi ja wiem, że ty we mnie wierzysz, ja wiem, że dużo umiem i czasem mi się coś udaje, ale chyba mnie przeceniasz. – patrzy wyczekująco na Valiena.
Zaczynam przeszukiwać kieszenie.
- Na mnie nie licz. Ja ci mogę pomóc to zbudować. Trochę znam się na mechanice, ale ni cholery nie podejmuję się zbudowania samolotu, który nas wszystkich uniesie. Na gutku już nigdzie nie pojadę. – wyjaśnia Valien. – Poza tym, nie mamy czym go zbudować, nawet jakbyśmy chcieli. Łatwiej będzie kupić, albo wystrzasnąć skądś jakiś gotowy.
- Nie – odzywa się od razu Erion – nigdy więcej nie powierze jej życia maszynie, której nie ufam.
Erion wstaje. Rozgląda się. Gdzieś w oddali zauważa znak „Tartak”, pokazuje go Valienowi, a ten wzrusza ramionami, jakby chciał powiedzieć, że musi wystarczyć. Ja wyciągam spod kurtki tomik, który zabrałam z domu, kartkuję go, bo wiem, że w końcu znajdę to, czego szukam. Spomiędzy kartek wylatuje mały skrawek papieru z rysunkiem samolotu i jakimiś zapiskami. Papaier upada Erionowi pod nogi. Podnosi go i przygląda mu się dłuższy czas patrząc z niedowierzaniem raz na mnie, raz na papier.
- To moje pismo – mówi jakby do siebie i przekazuje papier Valienowi, który ocenia go krytycznie. Widzę, jak jego oczy rozszerzają się z niedowierzaniem, kiedy analizuje zapiski Eriona.
- Skąd to masz – pyta mnie, ale ja się tylko lekko uśmiecham i wskazuję palcem Eriona. Tylko tyle mogę zrobić. Tylko na tyle mnie stać.   
Valien przenosi wzrok na mojego partnera, wciąż ma zdziwiony wyraz twarzy.
- czy ty wiesz co to jest? – pyta
- Projekt – Erion sam nie wierzy swoim słowom – projekt samolotu, który uniesie jakieś 300 kg. Samlolotu z drewna z silnikiem... – urywa i spogląda na Valiena.
- Z prawie litrowym silnikiem  w układzie V... – spoglądają na siebie, po czym obaj odwracają się w stronę rozwalonego motocykla Valiena.
Uśmiecham się, zaczynam się śmiać na głos. To wszystko zaczyna się składać w logiczną całość. Wszystko ma jakiś powód i nasz Stwórca dał radę nam jednak pomóc. Mamy na miejscu wszystko, czego nam potrzeba. A ja wiem, że ten samolot jest ważniejszy niż się komukolwiek wydaje. Wiem, że odegra znacznie większą rolę, niż dowiezienie nas na miejsce.
- Powietrze. Znak  - mówię, licząc, że może jakimś cudem zrozumieją, ale ich już nie ma. Obaj kucają przy motocyklu i wyciągają mały przybornik z narzędziami, który Valien woził pod siodłem. Planują rozebrać Moto Guzzi na części.
Erion co chwila spogląda niepewnie na Valiena. Wie, jak dużo znaczył dla niego ten motocykl, ale ten tylko wyciąga z tylnej kieszeni jeansów papierosa i zapala go. Stoi patrząc na Bellagio z góry, zaciąga się dymem i wzdycha ciężko.
- W sumie, to w tym stanie nic z niego nie będzie – mówi w końcu. – Niech przynajmniej silnik jeszcze raz zakręci... – w jego głosie słychać nostalgię, ale nie słychać żalu. Erion się dziwi, ale ja wiem skąd takie emocje. To jedyny sposób w jaki będzie mógł się zobaczyć z Nalani. Poświęca swą dawną miłość do obecnej. Uśmiecham się w duchu, kiedy Valien rzuca papierosa na ziemię i zdeptuje niedopałek. Chwilę póżniej obaj klęczą przy motocyklu, ktory juz niedługo będzie latał...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!