Me

Me

czwartek, 25 lipca 2013

Overhead 17

Kiedy zbliżamy się do szpitala, zaczynam się denerwować. Nie wiem jak mam się zachowywać przy Simonie, nie wiem jak mam się do niego zwracać, bo on mnie nie pamięta, nie pamięta, że coś nas łączyło, nie pamięta, że mnie kochał, a ja go raniłam, bo raz mu pozwalałam na bliskość, żeby za chwilę go od siebie odsunąć. Zadałam mu wiele cierpienia i bólu i uważam, że będzie lepiej dla niego jeśli nie będę mu tego przypominać.
Mówię o tym Blake’owi, a on patrzy na mnie jak na wariatkę.
- Czyś ty oszalała? – w jego głosie słychać zaskoczenie – Naprawdę uważasz, że kłamstwo jest dla niego lepsze?!
- To nie jest kłamstwo… - zaczynam, ale on łapie mnie mocno za ramię i obraca przodem do siebie.
- To JEST kłamstwo, jakkolwiek niewinne, zawsze kłamstwem pozostanie. – warczy, a ja odwracam wzrok, wpatruję się we własne buty.
Stoimy metr od wejścia do szpitala, Blake łapie mnie za łokieć i ciągnie w stronę wejścia, ale ja się nie ruszam, bo dalej nie wiem co mam zrobić.
- Jolie, z tego co wiem, on jest ci bliski, na swój sposób. – wzdycha Blake.
Kiwam głową i z trudem powstrzymuję łzy.
- Zostałaś jego żoną… - ta świadomość mnie boli.
- Bo musiałam! – warczę w obronie, ale teraz boli jeszcze bardziej – Musiałam, bałam się o siebie i o… - urywam.
- O dziecko… - kończy za mnie, a ja tylko potwierdzam i wzdycham ciężko.
Przykładam palce do skroni, żeby się trochę uspokoić. Blake patrzy na mnie podejrzliwie, a ja dopiero po dłuższym czasie orientuję się, ze małpuję odruchy Robina.
- Brakuje ci go… - jego zielone oczy prześwietlają mnie na wylot – Próbujesz go sobie jakoś odtworzyć…
Nie umiem powstrzymać łez. To wszystko tak strasznie boli, a najgorsza chyba jest świadomość tego, że on najprawdopodobniej ma świadomość tego, co robi, ale nie umie tego zmienić. On wie, że mnie krzywdzi i rani, bo to widać. I ta świadomość zabija go codziennie po trochu, widziałam to w jego oczach i czułam w tonie jego głosu, gdy dziś przez chwilę był sobą, gdy na chwilę się obudził, gdy przez sekundę był znowu cały mój.
- Blake, ja nie potrafię… - głos mi się załamuje – Ja nie umiem bez niego…
Przytula mnie mocno.
- Wiem… - urywa – Doskonale wiem co czujesz.
Obejmuję go mocno i pozwalam sobie na łzy. Teraz mogę, teraz przez chwilę mogę wypłakać cały żal i całą złość. Czuję jak Blake wtula się we mnie, ja wtulam się w niego, jesteśmy sobie teraz potrzebni, jesteśmy w takiej samej sytuacji, oboje pozbawieni naszych ukochanych przez jedną wariatkę i oboje musimy wymyślić co z tym zrobić, żeby wszystko wróciło do normy.
Mija dużo czasu, nie wiem ile dokładnie, ale dużo, kończą mi się łzy, Blake uspokaja oddech i oboje niemal jednocześnie odsuwamy się od siebie, patrzymy sobie w oczy.
- Naprawimy to – mówi.
- Oczywiście. – Ściskam jego dłoń i razem wchodzimy do szpitala.
Blake zatrzymuje mnie przed pokojem Simona i patrzy na mnie pytająco.
- Nie będę go oszukiwać – mówię cicho – To jej system, nie mój. Tylko prawda ma sens.
Blake uśmiecha się i otwiera mi drzwi.
Wchodzę powoli w półmrok pokoju Simona. Jest przytomny, siedzi na łóżku, a nie leży, czyta coś. Podnosi na mnie wzrok kiedy tylko przekraczam próg, odkłada książkę i kłania mi się lekko, a ja podchodzę do niego i łapię jego dłoń. Blake wchodzi za mną i zamyka drzwi. Staje gdzieś pod ścianą, chyba chce dać nam chwile prywatności, spokoju, chce mi pozwolić powiedzieć wszystko, co powiedzieć muszę.
Simon patrzy na mnie, jakby kompletnie nic nie rozumiał, pocieram kciukiem jego dłoń, a on marszczy brwi i otwiera usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale ja kładę mu palec na wargach, prosząc o ciszę. Kiwa nieznacznie głową.
- Jak się czujesz? – pytam, bo nie wiem od czego właściwie powinnam zacząć.
- Dobrze, ponoć jutro mogę zacząć chodzić na spacery, tak mówią lekarze. – urywa i przygląda mi się przez dłuższą chwilę – Ale… - wyrywa rękę z mojego uścisku – Nie rozumiem… - jego błękitne oczy, tak podobne do oczy Robina, wpatrują się we mnie podejrzliwie.
- Straciłeś pamięć - wyjaśniam, bo uznaję, że od tego najłatwiej będzie zacząć.
Simon przytakuje, ale nie odzywa się. Jestem mu wdzięczna, bo to wszystko i tak jest dla mnie trudne. Próbuję pozbierać myśli, próbuję poukładać sobie to wszystko w głowie, żeby jakoś logicznie mu to wszystko przekazać. Czuję presję ze strony Blake’a, który co jakiś czas niespokojnie się wierci albo wzdycha, ale Simon czeka cierpliwie i tylko mi się przygląda. W końcu i o nie wytrzymuje.
- Coś nas łączyło? – pyta.
- I tak i nie. – taka odpowiedź wydaje się najprawdziwsza, najlepsza. – Kochałeś mnie… - bezwiednie zaczynam się bawić obrączką, on wyciąga swoją dłoń i również zauważa obrączkę. Przykłada dłoń do mojej.
- Czy my… - jego głos się załamuje – Ja nie… - urywa.
Kładę mu dłoń na policzku i pocieram go lekko kciukiem.
- Ratowałeś mnie wtedy. – mówię i wyjaśniam mu całą historię, wyjaśniam mu, że mnie kochał, ale ja go miałam wyłącznie za przyjaciela, choć czasem dawałam mu sygnały, że może być kimś więcej. Słucha mnie uważnie ze ściągniętymi brwiami, czasami zadając jakieś bardziej szczegółowe pytania.
- Czy ja dobrze rozumiem, że obecnie wciąż jesteśmy małżeństwem?
Kiwam głową.
- I że ty tego nie chcesz? – przekrzywia głowę na bok.
Uśmiecham się lekko i przytakuję, a on ściąga obrączkę i oddaje mi ją.
- W takim razie chyba powinienem się tego pozbyć. – uśmiecha się i zamyka pierścień w mojej dłoni – Bez względu na to czy odzyskam pamięć czy nie, nie mam prawa cię trzymać przy sobie siłą. – w jego głosie drga dawna nuta, ta którą tak dobrze poznałam. Znów jest sobą, bezinteresownym, wspaniałym, ciepłym człowiekiem, który najpierw myśli o innych, a dopiero potem o sobie.
- Dziękuję... – szepczę.
- Wystarczy na dziś! – odzywa się surowy głos za moimi plecami – Jutro porozmawiacie.
Odwracam się i widze Megan, jest z czegoś niezadowolona. Nie wiem jak długo stała za moimi plecami, nie wiem dlaczego jej nie usłyszałam, musiałam być za bardzo zaaferowana opowiadaniem Simonowi o wszystkim. Blake w międzyczasie gdzieś wyszedł i dopiero teraz wrócił. Skrzywił się na widok Megan, która wciąż niezbyt przyjaźnie patrzy na mnie. Staram się nie zwracać na nią uwagi, żegnam się z Simonem przytulając go mocno. Odwzajemnia uścisk, ale w zupełnie inny sposób niż kiedyś.
- Do jutra – uśmiecham się i powoli wychodzę – weźmiemy cię jutro na spacer.
Megan ściąga brwi kiedy koło niej przechodzę.
- Nic was nie łączy, co? – warczy pod nosem tak cicho, że tylko ja to słyszę.
Wzruszam ramionami, bo nie uważam, że muszę się jej tłumaczyć. Widzę, że ona coś czuje do Simona, ale nie jest jeszcze nikim waznym ani dla niego ani dla mnie, wiec nie jestem jej winna żadnych wyjaśnień.
Blake posyła jej niezbyt przyjazne spojrzenie i wyprowadza mnie z pokoju.
- O co jej chodziło? – pyta tuż za progiem.
Uśmiecham się szeroko.
- Cóż… - zaczynam – Chyba Megan ma z Simonem podobny problem jak ja z Robinem czy ty z Mary.
Blake odsłania zęby w uśmiechu.
- Pasują do siebie.
Wybucham śmiechem.
W dobrej atmosferze wracamy do hotelu i kładziemy się na swoich posłaniach w korytarzu, Jest późno, Jill i Scott są zajęci soba, Jace już śpi, wygląda na wycieńczonego. Ja nie chcę ich budzić, więc po cichu  rozmyślam nad problemem Jeleny i zaraz zasypiam.
……
Kolejne dni spędzam spacerując z Blake’em i Simonem. Chodzimy co raz dalej, rozmawiamy co raz więcej o przeszłości, o tym co nas teraz łączy i o tym co nas łączyło kiedyś. Simon co raz lepiej dogaduje się z Blake’em choć w ogóle nie są do siebie podobni. Czasem Simon ma okresy, kiedy wydaje się, że w ogóle nas nie słucha, a wtedy my zagłębiamy się w rozmowie o naszym wspólnym problemie, o tym jak powinniśmy się zachowywać, żeby obudzić Robina i Mary. Niestety żadne z nas nie ma sensownych pomysłów. Jelena zamknęła Robina w domu i prawie go nie wypuszcza, a Mary patrzy na Blake’a z pogardą, więc on woli się do niej nie zbliżać.
Jednego z tych dni Simon zapytał o tego, którego uważał za przyjaciela, o Kane’a. Wyjaśniam mu, że Kane nie był jego przyjacielem, że raczej byli rywalami.
- On tez cię kochał? – pyta z drwiącym uśmiechem na ustach.
Wzruszam ramionami, a on śmieje się.
- Nie wiem co ty w sobie masz, ale coś musi być…
- W Undrerground prawie nie było blondynek. – wyjaśniam – Większość kobiet miała ciemne włosy i jasnoniebieskie oczy, ja byłam inna…
Simon marszczy brwi jakby próbował sobie coś przypomnieć.
- Masz rację. Brunetki i rude. – przyznaje – mężczyźni też w większości mieli ciemne włosy… Poza… - znów ściąga brwi – Ianem? Dobrze pamiętam.
Uśmiecham się szeroko.
- Coś jeszcze sobie przypomniałeś? – mój głos jest pełen nadziei, ale Simon przecząco kręci głową i wpatruje się we własne stopy.
- To co z tym Kane’em? – pyta w końcu.
- Kane nie żyje. – beznamiętny głos Blake’a zwraca moją uwagę na otoczenie. Właśnie mija nas Mary z pogardą patrząc prosto w zielone oczy mojego przyjaciela. Ściskam jego dłoń i ciągnę ich obu w stronę wrzosowiska. Tam przez chwilę patrzymy na horyzont, cała nasza trójka wspomina teraz Kane’a, jestem tego pewna, bo w drodze na wrzosowisko mówiliśmy tylko o nim.
…..
Tego dnia idziemy w stronę wodospadu. Blake nas na to namawia, ciągnie nas w tamtą stronę, ja sztywnieję, kiedy przechodzimy koło domu Jeleny i słyszymy jej głośny śmiech. Zaciskam pięści, a Blake ściska moją dłoń i przyspiesza kroku tak, że Simon dostaje zadyszki.
- Zwolnij! – krzyczę.
Simon dobiega do nas i patrzy na mnie badawczo.
 - On tam mieszka? – ruchem głowy wskazuje dom nad wodospadem.
Kiwam głową.
- To miał być nasz dom, razem go planowaliśmy, teraz wszystko wygląda inaczej… - głos mi się załamuje.
Simon marszczy czoło i biegiem rusza na górę, choć widzę, ze to dla niego ogromy wysiłek nie zatrzymuje się aż dotrze na sam szczyt. Tam czeka na nas chwilę uśmiechając się szeroko.
Dopadam go i martwię się, bo widzę, że jest cały czerwony, że jest zmęczony.
- Nie forsuj się – proszę cicho, a on uśmiecha się i wzrusza ramionami.
- Nie czułaś się tam komfortowo… - odpowiada – więc przyspieszyłem, nie chciałem być ciężarem. 
 - Simon… - szepczę. – Nie musisz…
Jego błękitne oczy na chwilę zachodzą mgłą, a on zatacza się o opada na ziemię. Chyba uderza głową w kamień, nie wiem. Dopiero teraz zauważam, że to tu rosną chabry, które kiedyś przyniósł mi Blake. Jest ich tu ogromna ilość. Uśmiechnęłabym się, gdyby nie to, że Simon wygląda niewyraźnie. Zbladł, mruga mocno powiekami i potrząsa głową. Próbuję z nim porozmawiac, dotrzeć do niego, ale nie kojarzy co się dzieje. Załamana wstaję i patrzę bezradnie na Blake’a.
- Co się dzieje? – pytam.
Blake kręci głową i wzrusza ramionami. Ma dokładnie takie samo pojęcie o tym wszystkim, jak ja.
Wracam do Simona, klękam koło niego i przykładam mu palce do szyi, jego tętno jest normalne, tylko oczy są jakieś nieobecne. Blake kuca koło mnie i łapie go mocno za ramiona.
- Simon! – krzyczy – Simon, jesteś tam?!
Przez dłuższy czas odpowiada nam tylko głucha cisza, ale potem Simon otrząsa się po raz ostatni i patrzy najpierw na Blake’a a potem na mnie.
- Jolie… - w jego głosie drga dawna nuta uwielbienia dla mnie. Marszczę czoło.
- W porządku? – pytam.
Kiwa głową i uśmiecha się szeroko, potem jego perlisty śmiech niesie się po okolicy, nawet szum wodospadu go nie zagłusza. Patrzę zdezorientowana na Blake’a, a on przykłada palec wskazujący do głowy i kręci nim kółka sugerując, że Simon postradał zmysły.
- Pamiętam! – drze się w końcu były policjant.
Szczęka opada mi na podłogę. Patrzę na niego szeroko otwartymi oczyma.
- Jak?
- Powiedziałaś to samo, co kiedyś przed naszym ślubem… Chyba.. – urywa, a ja sięgam pamięcią wstecz i uświadamiam sobie, że ma rację, ale to tak niecharakterystyczne sformułowanie, że nie wiem jak on je skojarzył. Mówiłam to pewnie z tysiąc razy.
- Masz rację. – potwierdzam, bo widzę, że on na to czeka. – Ale co się teraz właściwie stało? – dopytuję się.
 – Czułem się słaby, ciężko mi się tu wchodziło, jestem… zmęczony. Zasłabłem i się przewróciłem. – kiwam głową bo on patrzy na mnie jakby czekał na potwierdzenie tego, co mówi - Chyba uderzyłem się w głowę – pociera dłonią tył czaszki. – Nie ważne, wszystko wróciło. – mówi tak chaotycznie, ze ledwo za nim nadążam. – Pamiętam! - oznajmia w końcu radośnie, a ja nie wiem czy mam się cieszyć czy płakać, bo jego dawne życie było pełne cierpienia spowodowanego przeze mnie i nie chcę, żeby to dalej tak wyglądało. Simon zrywa się na nogi i bierze mnie w objęcia. Kręci się chwilę w kółko śmiejąc się głośno.
- Wszystko wróciło – mówi w końcu, kiedy stawia mnie w końcu na ziemi.
- I to cię tak cieszy? – pytam z niedowierzaniem.
- Tak. – odpowiada bez namysłu – Cieszy mnie, bo pamiętam, że cię kochałem.
- Simon, ja…
- Nie słuchasz, Jolie – łapie moją twarz w dłonie – Kochałem cię, pewnie dalej coś do ciebie czuję, coś więcej niż powinienem. Zainteresowałaś mnie dawno temu, bo byłaś inna od wszystkich … - uśmiecha się, a ja kręcę głową – Wiem, ze to dziwne…
Patrzę na niego i nic nie rozumiem.
- Jolie, ja rozumiem, że nic z tego nie będzie i dlatego teraz wiem, teraz bardziej myślę o tobie jako o bardzo bliskiej przyjaciółce – jego głos jest pogodny, a ja uśmiecham się szeroko - Kocham kogoś innego, zawsze ją kochałem, ale zapomniałem... U nas byłaś ty, takie trochę zastępstwo… - urywa – Nie wiem jak to dobrze opisać, Jolie, nie chcę cię zranić.
Uśmiecham się szeroko.
- Tak szczerze, to nic mnie bardziej nie cieszy niż to, że już nie będziesz nieszczęśliwy z mojego powodu. Nie musisz mi nic tłumaczyć. W underground działy się bardzo dziwne rzeczy… - ściskam jego dłoń – Do tej pory nie wszystko rozumiem, więc jedna więcej niewyjaśniona tajemnica nic nie zmieni.
Simon uśmiecha się szeroko.
- Kim ona jest? – pytam.
Simon zaczyna opowiadać o tym jak kiedyś często chodził jako obstawa na spotkania przywódców różnych Underground i jak często spotykał tam doradców, przedstawicieli różnych zawodów i jak pewnego dnia zobaczył ją. Zakochał się praktycznie od razu i zauważył, że ona też na niego spoglądała z ciekawością. Na kolejnych kilku spotkaniach wymieniali gesty i uśmiechy i on wreszcie postanowił się do niej odezwać, zagadać, sprawdzić swoje szanse, ale tamto spotkanie skończyło się ostrą bójką, on sam oberwał w głowę i stracił przytomność i kiedy się obudził nie pamiętał jej. Ja byłam pierwszą kobietą, którą zobaczył po przebudzeniu, akurat przechodziłam korytarzem, koło sali, w której leżał. Od tamtego czasu miał na moim punkcie niezdrową obsesję. Prawie cały czas chciał być przy mnie.
- Resztę historii znasz… - kończy.
- Czyli tak naprawdę mnie nie kochałeś? – pytam o to tylko po to, żeby wyjaśnić wszystko.
- Kochałem, nadal cię kocham, ale jako przyjaciółkę.
Zarzucam mu ręce na szyję i całuję go mocno w policzek.
- Tak się cieszę! – chrypię ze wzruszenia – A powiedz mi, czy twoja miłość jest tu gdzieś? Widziałeś ją?
Jego usta rozciągają się w przepięknym uśmiechu, a jego wzrok ucieka w kierunku miasta i zatrzymuje się na szpitalu.
- Megan… - szepczę, a on uśmiecha się szeroko.
Wtedy dociera do mnie, że tak naprawdę, kiedy Megan mówiła, że on stracił pamięć, a ja widziałam jego podświadome reakcje na jej dotyk to nie było tak. On wtedy właśnie wrócił do siebie.
- Wracamy? – pyta ni stąd ni zowąd Blake, który został jakoś wykluczony z naszej rozmowy.
Łapię jego dłoń i razem schodzimy zboczem do miasta. Po drodze znowu rozmawiamy o naszym wspólnym problemie. Tym razem Simon bierze bardziej czynny udział w naszej dyskusji, jego sugestie sprowadzają się do znalezienia jakiegoś przełomowego momentu w naszych związkach i odtworzeniu tych sytuacji. Mówi, że skoro jego to obudziło, to może zadziałać i teraz.
Wchodzimy razem do szpitala. Wita nas niezbyt przyjazne spojrzenie Megan. Jest wściekła.
- Gdzie byliście tyle czasu? – warczy – Simon musi wziąć lekarstwa! – jej głos łagodnieje kiedy wypowiada jego imię. – Przez was mógł zasłabnąć! – warczy, a Simon podchodzi do niej i delikatnie kładzie jej dłoń na policzku.
Megan nagle uspokaja się, jej napięte dotąd mięśnie rozluźniają się pod jego dotykiem, rozgląda się zmieszana.  
- Przypomniałem sobie – szepcze Simon – Przypomniałem sobie ciebie…
Megan patrzy na mnie pytająco a ja kiwam głową.
- Tak? A co konkretnie sobie przypomniałeś? – pyta ironicznie.
Simon uśmiecha się szeroko i łapie ją w pasie przyciągając do siebie.
- Że zawsze chciałem zrobić to… - wplata palce w jej włosy i całuje ją mocno.

Megan przez chwilę bezwładnie zwisa w jego ramionach, ale po chwili obejmuje go za szyję i przyciąga bliżej do siebie oddając pocałunek. Przestają nas zauważać, są zajęci tylko sobą, więc po cichu wycofujemy się z Blake’em uśmiechając się do siebie znacząco wracamy do hotelu i kładziemy się na posłaniach. Zasypiamy praktycznie natychmiast. Tej nocy mój sen jest spokojny, nie budzą mnie koszmary nie budzi mnie niepokój. Jestem szczęśliwa ich szczęściem.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!