Me

Me

wtorek, 30 lipca 2013

Overhead 23

- Nie! - Jace wpada do pokoju. – Nie. – powtarza już spokojniej.
Megan patrzy na niego zdziwiona. Blake oddycha z ulgą, tylko Robin się nie rusza i nic nie robi. Jace podchodzi do niego i wyciąga coś zza pleców. Nie widzę co to jest, bo Jelena mi zasłania, ale po jej minie widzę, że nie jest zachwycona, że Jace cos odkrył, czego nie powinien. Cieszę się.
- Co mam z nimi zrobić? – pyta.
Jelena kręci głową. Blake nie wytrzymuje i łapie ją za gardło.
- Mów! – syczy – Mów, bo ci skręcę kark! Jolie jest nieprzytomna, nie powstrzyma mnie.
- Puść… - chrypi moja była przyjaciółka.
Jace uwiesza się na jego ramieniu i próbuje go odciągnąć od dziewczyny.
- Udusisz ją… - mówi cicho.
- O to mi chodzi! – Blake uśmiecha się drwiąco. – Skoro nie chce szczekać, to po co nam taki pies.
Patrzy na nią tak lodowatym wzrokiem, że nawet ja się boję, mimo, że znam go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie lubi przemocy i stosuje ją tylko, jeśli sytuacja go do tego zmusza.
- Mów! – warczy puszczając ją na chwilę.
Jelena osuwa się na ziemię, a potem zaczyna się histerycznie śmiać. Blake patrzy na nią przez chwilę, jakby się zastanawiało ma zrobić, w końcu podchodzi do mnie. Ściska lekko moje palce i bierze do ręki skalpel, który lezy na tacy obok. Przesuwa się w dół mojego ciała i odsłania mi brzuch. Serce mi przyspiesza, boję się go przez chwilę, ale on przymyka oczy i delikatnie kiwa głową. Biorę głębszy oddech i czekam na rozwój sytuacji. Blake łapie Jelenę za ramię, ściska mocno, widzę, bo ona się krzywi. Wlecze ją w moją stronę po czym przykłada skalpel do mojego brzucha.
- Mów, do cholery, bo wytnę z niej tego dzieciaka i zostaniesz z niczym! – syczy.
Jelena zaczyna się śmiać.
- Nie zrobisz tego! – zaplata ręce na piersi
- Nie?
Blake przyciska skalpel do skóry. Jace rusza w jego stronę z podniesiona ręką i przerażeniem na twarzy. Czuję, że po mojej skórze zaczyna płynąć krew. Moje serce przyspiesza. Boję się, ale i tak nie mogę nic zrobić. Nie wiem zresztą czy chcę. Ufam mu. Nie zrobi mi krzywdy, obiecał walczyć o mnie i o dziecko. Obiecał…
Jelena blednie i odsuwa się. Blake patrzy jej w oczy i przesuwa skalpel odrobinę w bok.
- Stój! – krzyczy w końcu Jelena, a Blake unosi ręce do góry i odsuwa się pozwalając Jace’owi i Megan zająć się świeżą raną.
- Słucham… - patrzy jej w oczy. - Mów, bo skończę, co zacząłem!
Jelena cała się trzęsie, nic nie mówi. Blake łapie ją mocno za ramiona i potrząsa.
- Mów wreszcie!
Jace podchodzi do niego i kładzie mu dłonie na ramionach, odsuwa go od Jeleny.   
- Co chcesz wiedzieć? – pyta w końcu cicho rudowłosa dziewczyna.
- Jak ich obudzić?
Jelena zaczyna opowiadać Jace’owi o hipnozie. Mówi, że było kilka katalizatorów, że to nie chemia, tylko własnie one sprawiają, że hipnoza działa dłużej i że można ich z tego wyprowadzić przy użyciu tych samych katalizatorów. Niektórzy, jak Mary dali radę sami, Robin też dawał radę, dopóki nie wprowadziła drugiego katalizatora.
- Co to są katalizatory? – pyta.
- To coś co kojarzy się hipnotyzowanemu, coś co on lubi, albo z czym wiążą go silne uczucia.
- Co to było?
- U Robina? – przekrzywia głowę na bok. – Jedno już masz – wskazuje ruchem głowy stolik, gdzie Jace zostawił to co przyniósł. Udaje mi się lekko obrócić głowę i widzę, że Jace przyniósł naręcze chabrów. Uśmiecham się do siebie.
- A drugie ja miałam pod ręką, kiedy z nim mieszkałam. – ciągnie Jelena - Coś, co jest dla niego znaczące…
- W domu? – Blake podchodzi bliżej.
- Nie. – Jelena uśmiecha się.
- Wodospad. – usta Blake’a rozciągają się w uśmiechu. – Będziesz umiał go obudzić? – pyta Jace’a, a ten kiwa głową.
- Teraz już tak. – łapie Robina za ramię, bierze kwiaty i ciągnie go do wyjścia.
Uśmiecham się lekko, kiedy Blake podchodzi do mnie i ściska moją dłoń.
- Wytrzymaj Jolie, dasz radę… - szepcze.
Ja właśnie zaczynam w to wszystko wątpić. Czuję, że moje serce znowu przyspiesza. Maszyny szaleją, piszczą, krzyczą. Megan cofa się przerażona, Blake ściska mnie jeszcze mocniej.
- Nie możesz! – krzyczy – Nie teraz, Jolie, do cholery! Nie teraz, kiedy możesz go wreszcie odzyskać!
Moje mięśnie napinają się do granic możliwości po raz kolejny. Nie panuję nad tym, wyginam się we wszystkie strony tak mocno, że nagle wszyscy trzymają mnie, żebym tylko nie spadła z łóżka, nagle wszyscy pochylają się nade mną i próbują dojść do tego, co zrobić, żeby powstrzymać to, co się dzieje.
- Dajcie jej to świństwo! – krzyczy Blake.
- Spowalniacz działa co raz słabiej. Musimy wiedzieć co jej jest…
Blake ponownie podchodzi do Jeleny i łapie ją za gardło.
- Mów! – wrzeszczy, ale ona się tylko śmieje.
Podnosi ją do góry z taką łatwością, jakby była szmacianą lalką. Jej dłonie zaciskają się na jego nadgarstku, próbuje go powstrzymać, ale on jest silniejszy. Niesie ją w stronę wejścia i wali jej głową o ścianę koło drzwi, opuszcza ją tak, żeby dotknęła stopami ziemi.
- Mów, bo cię zatłukę! – cedzi przez zęby.
Nie wiem co się dzieje dalej, ale ja wyginam się znowu w łuk, znowu wszystko mnie boli. Krzyczę.
Blake dopada do mojego łóżka i kładzie mi dłoń na czole.
- Daj jej to! – warczy na Megan – Daj jej to, co jej pomagało.
- Blake, to tylko spowalnia działanie trucizny, działa co raz krócej, mimo, że zwiększamy dawkę.
- Nie ważne, dawaj, do cholery, bo i ciebie zatłukę! – w jego oczach przez chwilę widzę bezsilność, rozpacz, wiem, że nie chce mnie stracić, wiem, ze traktuje mnie jak siostrę, którą już raz stracił, że nie chce tego przeżywać ponownie…  
Megan wzdycha i wbija mi strzykawkę w przedramię. Napięcie mija. Moje serce zwalnia, znowu mogę oddychać. Mięśnie bolą mnie jak po ogromnym wysiłku, ale to nie ważne. Blake opiera czoło o moje, a potem nagle wszystko dzieje się wolniej...
Kątem oka widzę, że Jelena dopada stolika, łapie strzykawkę z tym niebieskawym płynem, który chciała mi wstrzyknąć Megan, ale Jace ją powstrzymał. Jej twarz wykrzywia złośliwy uśmiech, podchodzi do mnie, mój brzuch jest odsłonięty, nikt nie reaguje, nie wiem czemu, wszyscy ruszają się jakoś wolniej, tylko ona nie. Podchodzi do mojego łóżka od strony moich nóg, bo tam nikogo nie ma.
- Przyspieszacz wzrostu – szepcze Blake. – Cholera!
- Nieeee! – krzyczy Megan.
Aaron otwiera usta, ale nic nie mówi, wie, że nic nie zrobi bo między nim a Jeleną stoi Megan.
Drzwi się otwierają, staje w nich Jeanie i z przerażeniem przygląda się scenie.
Jelena wyciąga się, Blake sięga do niej, rzuca się, żeby ją obalić, ale ona uchyla się i dopada do mnie. Wbija mi igłę prosto w brzuch. Serce znowu mu przyspiesza, szok wywołany wbiciem iły budzi mnie do działania, w odruchu obronnym wierzgam nogą, trafiam Jelenę w szczękę, odrzuca ją do tyłu, chwiejąc się robi kilka kroków, potyka się o własne nogi i leci do tyłu. Siadam na łózku w przypływie sił.
Wszystko znowu zwalnia. Stolik, na którym ciągle leży pojedynczy chaber, którego Jace musiał zapomnieć. Jelena, która upada tuż obok niego…
Nie, nie obok, uderza głową w kant, słyszę trzask kości, krew. Jelena zwala się na ziemię z łoskotem i nie rusza się. Tętno mi przyspiesza, kiedy Jeanie dopada do niej i przyciska jej palce do szyi, a potem kręci głową.
- Nie zyje… - jej szept jest ledwo słyszalny.
Zabiłam ją… Nie, nie chciałam nie chciałam nikogo zabić, nie… Jak my bez niej twraz wszystko zrobimy, jak obudzimy resztę, jak…
- Jolie! – krzyk Blake’a otrzeźwia mnie.
Patrzę w dół na siebie. Wyszarpuję igłę z brzucha, widze, że płynu jest trochę mniej niż było, ale nie wiem ile mi wstrzyknęła. Nie wiem ile miało mi zaszkodzić, nic nie wiem… Wypuszczam strzykawkę na podłogę. Słyszę jak chwilę podskakuje zanim się uspokoi. Opadam plecami na poduszkę. Maszyna od tętna szaleje.
Pikpikpikpikpik. Zaraz oszaleję od tego dźwięku! Irytuje mnie. Mięśnie znowu mi się napinają. Otwieram szeroko oczy i patrzę w sufit, wyginam się w łuk. Krzyczę z bólu.
Pikpikpikpikpik, w szaleńczym tempie. Niech ktoś to wyłączy! Moje mięśnie się rozluźniają, biorę głęboki oddech, staram się uspokoić.
Pik pik pik, maszyna uspokaja się, a mnie ogarnia błogość, wszystko mi się rozluźnia, umysł mi się rozjaśnia, jest mi tak dobrze, tak błogo.
Pik, przerwa, pik, dłuższa przerwa, pik…
Drzwi otwierają się. Do pokoju wpada Robin, jego twarz jest pełna niepokoju, zimnobłękitne oczy odszukują moje, uśmiecham się. 
- Jolie… - szepcze.
Wyciągam do niego rękę, chociaż kable od tych wszystkich maszyn do monitorowania wszystkiego co się da jakoś tak się poplątały, kiedy na chwilę usiadłam, że teraz nie chcą mi na to pozwolić. Nie obchodzi mnie to. Otwieram dłoń i czekam na niego, a on biegnie, ale jakoś strasznie długo to trwa. Moje serce łomocze w nadziei na to, co mam za chwilę poczuć.
Jego wzrok wędruje na chwilę do maszyny od tętna. Na jego twarzy maluje się przerażenie. Nie rozumiem…
- Nieeeeeee!!! – jego krzyk to ostatnie, co do mnie dociera.
Zamykam oczy i odpływam.

Piiiiiiiiiiiiiiik. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!