Śpię niespokojnie, co jakiś czas się wybudzam i z
przestrachem stwierdzam, że jest zimno, ciemno i nie ma wiatru. Nie wiem
dlaczego mnie to niepokoi. Nie wiem dlaczego w ogóle myślę o wietrze, nie wiem
właściwie nic. Czuję, jakbym miała wielką dziurę w głowie, jakby brakowało mi
kilku tygodni, a może miesięcy, jakby ktoś je wymazał z mojej pamięci. Jestem
przekonana, że gdy wspomnienia do mnie wrócą zrozumiem te wszystkie dziwne
rzeczy, które się ze mną dzieją. Zrozumiem dlaczego, kiedy tylko wchodzę do tej
sypialni otacza mnie ciepło, zrozumiem dlaczego kolor lodu kojarzy mi się z bezpieczeństwem,
zrozumiem dlaczego moje dłonie wędrują po moim ciele, niemal bezwiednie
wytyczając szlak od szyi, przez ramię do talii, czemu obejmuję się sama tak,
jakbym chciała się przytulić, czemu w nocy budzę się śpiąc na skraju poduszki,
z drugą upchaną gdzieś pod ugiętą nogą…
Może w końcu dowiem się dlaczego budzę się z płaczem i
uczuciem pustki, mimo, że racjonalnie rzecz biorąc powinnam być szczęśliwa, że
przeżyłam i wróciłam do domu.
Jest ciemno, jest środek nocy, ale ja wstaję, bo wiem, że
już nie zasnę, jeśli nie wypiję herbaty. Niemal po omacku idę do łazienki. Mój
wzrok znacznie się pogorszył w stosunku do tego co pamiętam. Lekarze twierdzą,
że to wina ciąży, ale mi coś nie pasuje. Nie zapalam światła tylko patrzę po
ciemku w swoje odbicie w lustrze. Moje źrenice są nienaturalnie wąskie. To
dlatego nic nie widzę. Próbuję je zmusić do rozszerzenia, ale nie potrafię.
Wzdycham, opłukuję twarz wodą i idę do kuchni. Zatrzymuję się w wejściu, bo
znowu dzieje się coś dziwnego. Jakiś półprzezroczysty mężczyzna krząta się,
robi herbatę. Przyglądam się mu z otwartymi ustami. Jego ruchy są miękkie,
płynne. Jego mięsnie napinają się i rozkurczają co chwilę. Czuję, że mogłabym
tak patrzyć na niego bez przerwy. W lewym reku trzyma czajnik, kubek ściska w
drugiej dłoni, odwraca się do mnie powoli i przygląda mi się badawczo, mierzy
mnie wzrokiem, a potem uśmiecha się szeroko. Znowu nie widzę jego twarzy, jest
zamazana. Widzę tylko uśmiech, od którego znowu miękną mi kolana. Wyciąga do
mnie rękę, a moje serce przyspiesza i wyrywa ku niemu, mój oddech staje się
płytszy, a w podbrzuszu zaczyna coś dziwnie wirować. Zataczam się i opieram o
ścianę. To jest zbyt intensywne, zdecydowanie zbyt intensywne. Zaczynam się
tego bać. Zamykam oczy i oddycham głęboko, czekając aż zjawa zniknie. Zaciskam
pięści. Boję się. Nie, nie boję się. Nie wiem właściwie. Zjawa powinna mnie
niepokoić, powinnam się bać. Duchy powinny mnie niepokoić, a mnie ogarnia
dziwny spokój, a moje ciało jakby lgnie do zjawy. Nic z tego nie rozumiem.
Dopiero po dłuższej chwili ośmielam się podnieść powieki i z
ulgą stwierdzam, że nie ma już tego ducha, że kuchnia jest pusta. Podchodzę do
szafek i próbuję sobie przypomnieć co gdzie jest. Podążam za ruchami ducha.
Wygląda na to, że dobrze znał ten boks, bo wiedział gdzie wszystko jest.
Nalewam wody do czajnika i włączam go. Czekam aż woda się zagotuje i wyciągam w
tym czasie kubek i herbatę. Drżącymi rękami nalewam wrzątku i wrzucam torebkę,
żeby się moczyła.
Muszę poczekać aż wystygnie, bo się popatrzę. Po omacku idę
po raz kolejny oglądać boks. Nie mogę usiedzieć na miejscu, nie dam rady. Muszę
coś robić. Muszę.
Powoli podchodzę do kanapy, coś każe mi usiąść, wiec to
robię. Niemalże czuję, jak czyjeś dłonie oplatają mnie mocno, jak ktoś głaszcze
mnie po włosach, jak szepcze, ale nie rozumiem co. Słyszę tylko niski, głęboki
głos. Moje ręce zaczynają się trząść. Niemal czuję jego gorący oddech na
policzku. Serce mi przyspiesza.
Zaciskam powieki, potrząsam głową i podrywam się z kanapy.
Rozglądam się ,ale jestem pewna, że nikogo tu nie ma.
Idę do sypialni, w której na ramie łóżka widnieją wydrapane
słowa. Moje serce zwalnia, uspokajam się, przed oczami stają mi zielone oczy i
wciąż wpadające w nie ciemne włosy. Nie widzę twarzy, widzę tylko fragmenty.
Widzę jego dłoń, jak wyciąga się w moją stronę, jakby chciał mnie zaprosić,
żebym z nim poszła. Znowu kręcę głową i mrugam mocno, żeby odgonić te dziwne
zjawy.
Wybiegam z tego pokoju, idę do środkowej sypialni, wchodzę
tam i z ulgą odkrywam, że nic nie czuję. Otwieram drzwi do łazienki, zapalam
światło i powoli do niej wchodzę. W tym pomieszczeniu jeszcze nie byłam .W moim
nowym boksie są trzy łazienki, przy każdej sypialni jedna. Tej jeszcze nie
zwiedziłam. Podchodzę do prysznica i zauważam coś dziwnego. Na wieszaku, koło
prysznica wisi męska koszula. Wygląda jak górna część czerwonego uniformu.
Podchodzę i drżącymi rękoma dotykam jej. Jest miękka. Zapięta na dolne guziki,
rozpięta u góry. Widać, że była używana. Zdejmuję ją z wieszaka i przykładam do
twarzy. Otacza mnie lekki zapach, który z czymś mi się kojarzy. Wiem, że już go
czułam, nie na jawie, ale we śnie. Przychodził do mnie. Wciągam mocno
powietrze, żeby płuca się nim wypełniły. Uśmiech samoistnie pojawia się na
mojej twarzy, a moje oczy widza tylko lodowy błękit, mimo, że patrzę cały czas
na czerwoną koszulę. Przez chwilę pozwalam sobie rozpłynąć się w uczuciu
wszechogarniającego ciepła i poczuciu bezpieczeństwa. Przez chwilę pozwalam
sobie odczuć to wszystko, co przychodzi do mnie bez mojej zgody, we śnie czy na
jawie. Oplatam rękawy koszuli dookoła swojej talii, czuję się, jakby ktoś mnie
przytulał, jakby mnie mocno obejmował. Wtulam twarz w materiał i znów wciągam
powietrze. Jest mi niesamowicie dobrze.
Dochodzę do wniosku, że nie mogę z tym walczyć, że to są
jakieś fragmenty wspomnień, albo sny, które bardzo chcą, żebym zrozumiała ich
znaczenie i im dłużej będę się im opierać, tym natarczywiej będą mnie
nawiedzały. Musze się temu poddać i nie mogę nikomu o tym mówić. Nikt nie może
wiedzieć, bo zaczną mnie leczyć, a wtedy sny znikną. A może one są ważne? Może
są ważniejsze niż cokolwiek innego? Może te ostatnie kilka tygodni, których nie
pamiętam, zmieniły coś w moim życiu. Może już nie pragnę tego, czego pragnęłam
kiedyś? Może jest na tym świecie coś, co było warte poświęcenia domu i
zostawienia rodziny, może miałam jakiś cel schodząc do Beneath? Może to nie był
tylko przypadek, że tam trafiłam?
Otrząsam się po bardzo długim czasie. Wracam do kuchni. Herbata
jest już całkowicie zimna i nie nadaje się do picia, więc wylewam ją do zlewu.
Idę do sypialni, kładę koszule na poduszce i wtulam się w nią. Zasypiam z
niesamowitą łatwością i z radością witam powracający jasny błękit i
przebijający się od czasu do czasu szeroki, zniewalający uśmiech mężczyzny,
którego nie pamiętam.
Budzi mnie pukanie do drzwi. Powoli przecieram oczy i
podnoszę się. Czerwoną koszule chowam do jednej z szafek. Nie chcę, żeby
ktokolwiek ją zobaczył, bo mogę mieć kłopoty, ale nie chcę też, żeby mi ją
zabrano. Szybko biegnę do drzwi i otwieram. Witają mnie uśmiechnięte twarze
trzech lekarzy.
- Jak się czujesz Jolie? – pytają – Wyglądasz na znacznie
bardziej wypoczętą niż wczoraj.
Uśmiecham się szeroko. Wiem, że to dlatego, ze nie walczyłam
dziś ze snami, tylko się im poddałam. Wiem, że musze to robić dalej i czekać aż
mnie do czegoś doprowadzą.
- Jolie? – zaczyna jeden z lekarzy patrząc na mnie uważnie i
kładąc mi rękę na ramieniu.
Odtrącam jego dłoń. Mężczyźni nie powinni mnie dotykać, nie
kiedy jestem piżamie, czyli w cienkiej
koszulce na ramiączkach i w króciutkich szortach.
Marszczę brwi.
- Co ty robisz? – pytam – Pozwoliłam ci?
Lekarz cofa się o krok i znowu mi przygląda.
- Faktycznie długo cię musiało nie być. – mówi powoli – Zniesiono
zakaz dotykania, a ja… - urywa i czerwieni się nieco – Ja chciałem się tylko
upewnić, że wszystko w porządku, wydawałaś się nieobecna.
Pozostali lekarze kiwają głowami, jakby chcieli poprzeć
słowa tego pierwszego.
- Nic mi nie jest, zamyśliłam się po prostu – mówię cicho. –
Co dzisiaj robimy? – zmieniam temat, żeby odciągnąć ich uwagę od mojego
chwilowego zamyślenia.
- Ostatnie badania, Jolie – odpowiada drugi lekarz i wyciąga
probówki i igły.
Cofam się i wpuszczam
ich wszystkich do domu. Siadam przy stole i wyciągam przed siebie rękę.
- Tylko weźcie mniej niż ostatnio, potem kręciło mi się w
głowie… - oznajmiam znudzonym głosem.
Lekarze patrzą po
sobie i wymieniają jakieś mruknięcia i kiwnięcia i gesty.
- Postaramy się – mówią jednocześnie i uśmiechają się.
Pobierają mi krew. Jestem do tego tak przyzwyczajona, że
prawie nie czuję, kiedy igła przebija moją skórę w zgięci łokcia. Wiem, że za
chwilę będę tam miała siniaka. Mam tak zawsze po pobieraniu krwi. Lekarze
kończą wcześniej niż zwykle, chyba faktycznie pobrali mi mniej krwi niż
ostatnio.
- Wyniki będą na dwie godziny, Jolie. Przygotuj się. Jeśli
wszystko będzie ok przyślemy kogoś, kto wdroży cię w twoje nowe zadanie.
Marszczę czoło.
- A co będę robić? – pytam.
Lekarze spoglądają na siebie, jakby nie wierzyli, że nie
wiem, a potem wybuchają śmiechem.
- Dobre! – mówi jeden z nich.
- Świetny dowcip -
wtóruje mu drugi zbierając wszystko ze stołu i pakując do teczki.
- Prawie nas nabrałaś – odpowiada ten, który wbijał mi igłę.
– będziemy mieli zabawę z tobą. – śmieje się.
Rozglądają się po boksie. Sprawdzają czy czegoś nie
zostawili, ale najwyraźniej uznają, że mają to, co potrzeba, więc wstają i
wychodzą.
Zamykam za nimi drzwi i dopiero wtedy zauważam, że zostawili
jakąś kartkę. Podbiegam do stołu i pochylam się nad nią. Ciekawość bierze górę
nad uczciwością i przyzwoitością. Powinnam im to oddać, ale nie mogę się
zmusić, żeby nie przeczytać tego, co tam jest napisane.
Pochylam się nad papierem i przyglądam mu się. Do oczu
napływają mi łzy. Składam kartkę na pól i jeszcze raz na pół i jeszcze i
upycham pod koszulkę tuż obok lewej piersi. Po chwili zaczynam się zastanawiać
po co to zrobiłam i dlaczego i wyciągam ją. Rozkładam ponownie na stole i
przyglądam się jej.
Wiem, ze to jakiś urzędowy papier, chyba wyrok sądu.
Wszystko napisane jest przekrzywionym, niedbałym pismem, na końcu podpisane
imieniem, ale nie potrafię go odczytać. Wodzę palcem po literach, po cyfrach,
po imieniu, które wieńczy cały dokument i wiem, że to jego uśmiech widuję w
snach. Moje serce przyspiesza tak samo, kiedy dotykam tych liter, moje usta
rozchylają się nieco jakby oczekiwały, że ktoś ich dotknie. Mój oddech staje
się płytszy zupełnie jak wtedy, kiedy on pojawia się w moich snach. Podnoszę
wzrok, ale nie widzę nic przez łzy. Czuję w sercu pustkę. I skądś wiem, że to
po nim i nie umiem sobie wybaczyć, że nie pamiętam nawet jego imienia, że
wszystko co do mnie wraca, to jakieś nic nie znaczące urywki, jakieś skrawki
jego osoby, a nigdy pełen obraz.
Z wściekłości rwę kartkę na kawałki i rzucam na podłogę.
Biegnę do łazienki, rozbieram się i wchodzę pod prysznic. Mam nadzieję, że woda
uśmierzy jakoś ból w mojej piersi, który narasta z każdą minutą wraz z tym, jak
świadomość straty, jaką poniosłam staje się co raz bardziej realna.
Woda nie pomaga. Powoduje tylko napływ kolejnych wspomnień.
Dłonie na mojej szyi, na karku, na biodrach, na ramionach. Usta, jego twarz
zbliżająca się do mojej, niski szept tuż przy uchu, zachrypnięty, głęboki głos,
chwila wzruszenia. Potem jego radość, głośny śmiech, moja radość, moje
wzruszenie… Moje serce szaleje w piersi. Próbuje się wyrwać, wyskoczyć i pędzić
do niego, ale ja nie wiem czy on w ogóle jeszcze żyje, a jeśli żyje, to gdzie
teraz jest, gdzie mam go szukać?
Zaciskam zęby, zaciskam powieki i zaciskam pięści, starając
się zwalczyć wszechogarniające poczucie beznadziei. Nie, nie będę tu szczęśliwa,
to nie jest możliwe, nie bez niego. Wiem, że musze zrobić wszystko ,żeby go
odnaleźć. Dosłownie wszystko. Czymkolwiek by to nie skutkowało.
Udaje mi się uspokoić oddech, a rytm serca wraca do
normalnego. Oddycham z ulgą i wychodzę spod prysznica. Ubieram się szybko, suszę włosy. Biorę
sznurek i związuję je z tyłu głowy.
Widzę jego dłoń, zbliża się do mnie, chcę się w nią wtulić,
ale wiem, że to tylko wyobrażenie, więc się powstrzymuję. Dłoń cofa się,
ściskając sznurek. Marszczę czoło bo nie rozumiem... Dopiero po jakimś czasie
to do mnie dociera. Rozwiązuję włosy i układam je na ramionach. Podnoszę wzrok
i napotykam szeroki uśmiech mojego ducha.
Więc zgadłam o co mu chodziło… Szkoda, że nie możemy ze sobą
rozmawiać…
Naprawdę tak myślę. Chciałabym móc usłyszeć co do mnie
mówił, jak dokładnie brzmiał jego głos, kiedy nie był zniekształcony przez luki
w mojej pamięci.
- Proszę otworzyć! – walenie w drzwi otrzeźwia mnie.
Wybiegam z łazienki i przez biała sypialnię pędzę do drzwi.
Otwieram je szeroko. Siłą pędu wpadam w ramiona mężczyzny stojącego przed nimi.
Ubrany jest w czarny uniform robotników najniższego szczebla. Zastanawiam się
co tu robi.
- Mam cię oprowadzić po nowym Underground… - mówi łapiąc
mnie za ramiona o odsuwając lekko od siebie, żeby mi się przyjrzeć.
Podnoszę wzrok i napotyka spokojne spojrzenie błękitnych
oczu, szerokie ramiona i twarz, którą kiedyś już gdzieś widziałam. Jego usta
rozchylają się nadając mu wygląd zdziwionego. Porusza wargami, jakby chciał coś
powiedzieć, ale jakby coś go powstrzymywało.
Marszczę czoło i kładę mu dłoń na ramieniu Podchodzę bliżej
i patrzę mu prosto w oczy. Jest wyższy ode mnie, więc wspinam się na palce.
Przyglądam mu się uważnie. Sprawdzam, czy błękit jego tęczówek to ten, który
nawiedza mnie co noc. Nie umiem tego stwierdzić.
- Dlaczego cię przysłali? – pytam.
Potrząsa głową.
- Mam cię oprowadzić, wyjaśnić ci co się zmieniło, żebyś… -
urywa i znów mi się przygląda.
Kładzie dłoń na moim policzku, a ja odruchowo się w nią
wtulam. Kiedy to robię natychmiast pojawiają się gdzieś nad jego ramieniem
ściągnięte brwi, charakterystyczne V między nimi sugeruje mi, ze on jest zły,
że duchowi nie podoba się to, co robię. Odpycham rękę chłopaka, który po mnie
przyszedł i z ulgą zauważam, że duch znikł. Chyba znowu zgadłam o co mu chodzi.
- Nigdy nie przypuszczałem, że ty… - urywa – że będę znał
naszego przywódcę osobiście.
Marszczę czoło.
- O czym ty mówisz? – pytam.
- Nie powiedzieli ci jakie zadanie zostało ci wyznaczone?
Jesteś najbardziej odpowiednią kandydatką do objęcia rządów w Underground.
Cofam się o krok.
- Ja? – chrypię, zduszony głos jest ledwo słyszalny –
Przecież moje wyniki…
Chłopak kręci głową tak energicznie, że jego ciemne włosy
fruwają w powietrzu. Uśmiecha się
szeroko odsłaniając białe zęby.
- Dużo nas zginęło – wyjaśnia – Dawne testy przestały się
liczyć. Ty jesteś najodpowiedniejsza – powtarza z zachwytem. – Nigdy bym nie
przypuszczał, że to będziesz ty…
Marszczę czoło i znów podchodzę do niego, żeby mu się
przyjrzeć. Wiem, że kojarzę tę twarz, wiem, że powinnam wiedzieć kim on jest,
ale nie wiem i strasznie mnie to irytuje.
- My się znamy? – pytam
Kiwam głową i znowu się uśmiecha.
- Tak, Jolie, znamy się. – łapie moją dłoń i ściska ją
lekko. – Ale trochę czasu minęło od kiedy ostatnio się widzieliśmy.
Marszczę czoło i próbuję sobie wszystko przypomnieć. Czy
znam go z ostatnich kilku miesięcy, których nie pamiętam? Czy znałam go
wcześniej? Czy on mógł się zmienić na tyle, żebym nie umiała go teraz
rozpoznać? Czy to jest w ogóle możliwe, żebym go znała już wcześniej i teraz
nie poznawała? Tyle pytań, tyle pytań bez odpowiedzi. To mnie męczy.
- Nie pamiętasz mnie? – pyta zawiedziony.
Kręcę głową.
Nie pamiętam, choć wierz mi, chciałabym pamiętać, chciałabym
to wszystko wiedzieć, to strasznie frustrujące.
Gdzieś nad jego ramieniem znów pojawia się duch, który
pokazuje na windę. Ruszam w jej kierunku. Chłopak zamyka za mną drzwi i po
chwili dopada do mnie i wciska mi do ręki klucz do mojego boksu. Przygląda mi
się badawczo, ale ja nie zwracam na niego uwagi, tylko podążam za wskazówkami
ducha.
Wchodzimy do windy. Drzwi zamykają się za nami. Nie zdążam
zauważyć, który przycisk chciał wcisnąć duch, bo chłopak naciska czarny guzik.
- zaczniemy od góry –
mówi.
Kiedy słyszę jego głos w windzie nagle sobie przypominam.
Nagle wiem skąd go znam, nagle wszystko staje się jasne. Podnoszę na niego
wzrok i uśmiecham się szeroko.
- Przypomniałaś sobie? – nadzieja w jego głosie odbija się
echem, a ja przypominam sobie jak brzmiał jego śmiech kiedyś, kiedy mieliśmy
dużo powodów do radości.
Łzy płyną mi po policzkach, bo wiem, że teraz już tak nie będzie.
Nie będzie nieposkromionej radości i śmiechu, nie będzie tego, co kiedyś nas
łączyło. Zmieniliśmy się oboje. Nie jesteśmy tymi samymi osobami, a to nie jest
ten sam świat. Wszystko się zmieniło.
A może tylko ja się zmieniłam…
- Przypomniałam sobie ciebie, nie pamiętam twojego imienia,
ale to wróci… - mówię cicho, a on obejmuje mnie ramionami i przyciąga do
siebie. Całuje delikatnie czubek mojej głowy.
- Wiesz, że strasznie mi ciebie brakowało? - szepcze pocierając moje ramiona w
uspokajającym geście. - Wiesz, że ciężko żyć w świecie, gdzie ciebie nie ma,
gdzie nie ma twojego śmiechu? – przesuwa kciukiem po moich ustach. – wiesz, że
śnił mi się kolor twoich oczu? – znów całuje mnie delikatnie w czubek głowy, a
jego ręce zaciskają się dookoła moich ramion, jakby chciał zaznaczyć, że należę
do niego.
Wtulam się w niego. Jest jedyną osobą, której mogę teraz
zaufać, jedyną, która będzie mnie wspierała. Zaraz, chwila, co on powiedział?
Opieram mu ręce na piersi i odchylam się do tyłu, żeby
spojrzeć na niego.
Jego dłoń wplata się w moje włosy, a jego twarz jest co raz
bliżej. Sztywnieję, ale pozwalam mu zrobić to co chce.
- Jolie… - szepcze cicho muskając ustami mój policzek. –
Tęskniłem za tobą, prawie oszalałem z tęsknoty… Tak mi ciebie brakowało…
Wtedy sobie przypominam jeszcze jedną rzecz. On zawsze mi
pomagał, zawsze robił to czego chciałam, nawet jeśli go o to nie prosiłam.
Podnoszę na niego wzrok, a on łapie moją dłoń i wyprowadza mnie z windy.
Nie wiem dlaczego, ale kiedy tylko wysiadam natychmiast
wraca do mnie jego imię. Zatrzymuję się nagle. On odwraca się do mnie i
przygląda mi się badawczo.
- Przypomniałam sobie! – krzyczę
Podbiegam do niego i obejmuję go mocno w pasie, a on
przytula mnie. Ciepło jego ciała ogrzewa mnie przez chwilę, kiedy przygotowuję
się, żeby po raz pierwszy od dłuższego czasu wypowiedzieć jego imię.
– Wiem jak się nazywasz!
Kątem oka widzę jak
jego twarz rozjaśnia się w uśmiechu.
świetnie opisane rozterki i widzenia Jolie
OdpowiedzUsuńDziekuje :)
Usuń