V.
- „To jest jednak
przegięcie! Coś takiego się nie może dziać, nie mnie, nie teraz! A już na pewno
nie z nią!” – myślę, kiedy po raz kolejny siedzę na rozstaju dróg i
zastanawiam się czy wsiadać na motocykl i wracać do niej i wszystko jej
wyjaśnić, powiedzieć, czy zostać tutaj, czy jechać na północ czy na południe.
Nie mam pojęcia co ze sobą zrobić. Kilka razy wracałem, zatrzymywałem się przed
wrotami zamku i ponownie uciekałem od tego, co mogłem tam spotkać, od własnych
uczuć, od czegoś, czego nie umiałem powstrzymać. Od pragnienia…
Teraz znowu siedzę i mimo, ze staram się zaprzątnąć sobie
głowę czymkolwiek innym, to wciąż myślę o niej! Od ostatniego powrotu minęło
kilka dni, jestem juz daleko od lodowego zamku, czuje się silniejszy niż tam,
ale nie czuję się wolny. Motocykl nie daje mi tej satysfakcji, którą dawał mi
kiedyś.
Przez chwilę przyglądam się znakowi na swojej piersi. Zaczął
rosnąć w stronę ramienia, pojawiły się kolejne płomienie, ale pojawiło się też
coś, co każe mi przypuszczać… W sumie nie wiem co każe mi to przypuszczać, ale
wydaje mi się, że gdzieś pod jednym z płomieni kryje się nadtopiony płatek
śniegu.
Nie! Znowu próbuję sobie coś wmówić. Przyglądam się jeszcze
raz temu fragmentowi tatuażu. Śnieżynka zniknęła, tym razem jej nie widzę.
Masakra! Mam jakieś cholerne złudzenia. Nie mogę, no…
Wstaję, jestem wściekły i z każdym kilometrem ta wściekłość
narasta. Muszę się wyżyć.
Siadam na motor i odpalam go. Tym razem startuje od dotyku i
dobrze, bo nie mam teraz cierpliwości, żeby się z nim pieścić. Odkręcam manetkę
i odjeżdżam w kierunku najbliższego miasta. Potrzebuje kobiety! Natychmiast!
Już! Teraz!
Drzewa migają koło
mnie z taką prędkością, że prawie zlewają się w jedno. Rzut oka na
prędkościomierz i już wiem dlaczego. Szybko. Fajnie… Nie! Do cholery, powinno
być super fajnie, a nie jest! Co się ze mną dzieje, kurwa?!
Miasto… Odpuszczam, motocykl zwalnia. Z daleka widzę motel.
Czekam na dziewczyny. Jedną, dwie, jakiekolwiek, gdziekolwiek. Nic mnie nie
obchodzi, byle było jakieś młode ciało. Jest jedna. Stoi oparta o płot własnego
domu i udaje, że mnie nie widzi. Zatrzymuję się koło niej i kiwam głową, a ona
powoli podchodzi do mnie.
- Tak? – pyta trzepocząc rzęsami.
Prycham.
Jest żałosna w swoich
próbach zaimponowania mi. Wdzięczy się i pokazuje co ma, a raczej czego nie ma.
Zauważam kilka rzeczy. Blond włosy mają zbyt ciepły odcień. Oczy są zielone, a
ja wolałbym niebieskie, błękitne, jasnobłękitne, chłodne. Jej nogi są za
krótkie, a ubranie odsłania za dużo ciała. Powinna mieć długą suknię, stać
przede mną boso i delikatnie przesuwać zimną dłonią po moim przedramieniu powodując
dreszcze.
Cholera! Ona nie jest nią! O to mi chodzi! Jasny gwint, tak
nie może być.
Patrzę na nią jeszcze raz. Obiektywnie jest ładna, seksowna.
Duże piersi, zgrabny tyłek. No, po prostu, oględnie mówiąc, ładna z niej dupa,
ale… no właśnie! To cholerne ALE! Jeszcze niedawno nie byłoby żadnego ale, a
teraz jest, a właściwie są! Jedno za drugim ,w rządku idą gęsiego, maszerują
gdzieś w mojej podświadomości i rozpierzchają się na boki, nie pozwalając się
złapać za każdym razem, kiedy próbuję je wygonić. Zupełnie jakby mówiły, że
zostaną tam na zawsze, że już do końca życia będę miał jakieś ALE, chyba, że to
ona będzie koło mnie! Nie podoba mi się to!!!
Ehhh…
Nie pociąga mnie. W ogóle mnie nie pociąga, ale jak patrzę
na tendencję, która mi teraz towarzyszy, to chyba, żadna mnie nie będzie
pociągała. Chyba, że będzie lodowata.
Patrzę jej w oczy i klepię siodło pasażera. Przekrzywia
głowę i uśmiecha się lekko, a potem podchodzi bliżej, łapie moją brodę i całuje
mnie mocno.
- Z tobą pojadę wszędzie – szepcze głosem, który miał być
chyba zmysłowy, ale tylko mnie irytuje.
- Siadaj – mówię i klepię ją w pośladki.
Kiedyś ten dźwięk dawał mi satysfakcję. Teraz wydaje mi się
to śmieszne.
Nic. Musze się jakoś wyleczyć z tego. A jak się wyleczyć z
dziewczyny, jak nie inną dziewczyną?
Zatrzymuję się przed motelem. Wyłączam silnik. Zsiadamy.
Dziewczyna prowadzi mnie do recepcji. Wykupuję pokój na godzinę, bo więcej mi
nie potrzeba. Potem pojadę do innego miasta, innego motelu i znajdę inną
dziewczynę. I tak w nieskończoność, dopóki nie wyleczę się z myślenia o zimnie
i tym jak niesamowicie mnie ono podnieca! Potrząsam głową. Znowu! Znowu o niej
myślę!
- Jestem Maggie. – mówi moja towarzyszka, kiedy wchodzimy do
pokoju. Wzruszam ramionami, bo nie bardzo mnie to interesuje, ale ona nie
odpuszcza – A ty?
- Valien, Val… - odpowiadam i zrzucam kurtkę.
Siadam na łóżku i ściągam glany. Ona siada koło mnie.
- Podobam ci się? – pyta łapiąc moją dłoń i kładąc ją na
swojej piersi.
Powinno mi się to podobać, powinno! Zawsze mi się podobało,
zawsze chciałem poznać dziewczynę, która nie będzie udawała nieśmiałej, która
będzie znała zalety swojego ciała, teraz mam ją, praktycznie w garści,
wystarczy, że ścisnę, ale… Nie chcę!
Nie chcę, bo jej ciało jest ciepłe. Nie chcę, bo jej dotyk
nie wywołuje dreszczu. Nie chcę, bo jej głos nie powoduje, że włoski mi się
jeżą na ciele. Nie chcę, bo…
Cholera! To nie będzie takie proste. Wyleczenie się, znaczy.
Oj, nie będzie proste. Wszystko jest nie takie. Nawet cycki ma za duże! Cofam rękę,
a ona przygląda mi się badawczo przez chwilę, po czym klęka przede mną i
zaczyna rozpinać moje spodnie. Przymykam oczy. Jej dłonie przesuwają się po
moich udach, wbija w nie paznokcie.
Czuję usta na swoim brzuchu…. Za ciepłe. Czuję palce
muskające mój tatuaż, który nie pali. Jej dłonie wędrują w kierunku moich
bokserek, próbuję się tym cieszyć, powinno mi być dobrze. Obiektywnie, ona jest
niezła…
Chłodne, mokrawe usta przyciska do mojego brzucha. Chłodne
dłonie błądzą po moim ciele, podnosi się, nasze usta się spotykają, jej są
gładkie, znacznie zimniejsze niż moje. Mruczę z zadowoleniem i odchylam głowę
do tyłu. Siada na mnie okrakiem, wplata palce w moje włosy i napiera na mnie.
Opadam plecami na łóżko.
- Lani… - szepczę jej cicho do ucha, kiedy mnie całuje.
Dziewczyna nieruchomieje, jej gorący oddech pali moją szyję. Coś jest nie tak. Wszystko!
- Maggie – sapie – Jestem Maggie…
Łapię jej nadgarstki i zrzucam ją z siebie. Ona chyba coś wrzeszczy, ale nie obchodzi mnie to. Zapinam rozporek i wsuwam nogi w glany.
- Val, gdzie ty się wybierasz? Co się dzieje? - łapie mnie za ramię i ciągnie do siebie. Odtrącam jej rękę, chwytam kurtkę i wybiegam przed motel.
- Val, gdzie ty się wybierasz? Co się dzieje? - łapie mnie za ramię i ciągnie do siebie. Odtrącam jej rękę, chwytam kurtkę i wybiegam przed motel.
Cholera! Śniłem na jawie! O niej! Ratunku!!!
Wsiadam na
motocykl i odjeżdżam w kierunku lodowego pałacu. Muszę to wyjaśnić raz na
zawsze…