Me

Me

piątek, 30 sierpnia 2013

Żywioły: Powietrze 10 - Dom


E.
Wyszliśmy i zostawiliśmy ich samych. Mam trochę wyrzutów sumienia, bo wiem, że powinniśmy się trzymać razem, że tylko razem mamy szansę spełnienia misji, ale ona… Ja wiem, że to niezgodne z Prawami, ale ona jest dla mnie ważniejsza od każdej misji i każdą z nich poświęcę i skażę na niepowodzenie, jeśli to miałoby pomóc jej. Jeśli tylko mogłoby ją uszczęśliwić. Gdybym mógł, przychyliłbym jej nieba, gdybym mógł, sprawiłbym, żeby się nie bała wszystkiego, co istnieje na tym świecie. Tadi jest niesamowicie delikatna i bardzo łatwo ją zranić, a rani ją niemal każdy, nawet jeśli tego nie chce. Oni wszyscy nie rozumieją, że ona widzi więcej od nas, tylko nie umie nam tego powiedzieć. Oni wszyscy nie pojmują, że Tadi żyje w przyszłości, w przeszłości i tutaj, jednocześnie. Dlatego często jej ciemnoniebieskie spojrzenie jest nieobecne, dlatego często patrzy jakby poza ciebie, przez ciebie, ponad wszystkim…
Idziemy powoli, opuszczamy lodową krainę na piechotę. Zajmuje to dużo czasu, ale nie poganiam jej. Wiem, że jeśli będzie chciała przyspieszyć, powie mi, da mi jakiś znak. Wiem, bo zawsze tak robi. Spoglądam na nią z niepokojem, bo znowu się trzęsie. Jest przemarznięta, widzę to. Zdejmuję kurtkę i otulam jej ramiona pocierając je nieco. Zwiewna jedwabna suknia to nie jest najlepszy strój na tę krainę, podobnie jak delikatne skórzane pantofelki.
Wzdycha. Zatrzymuję się, łapię ją za ramiona i przyciskam do swojej piersi, żeby ogrzać ją swoim ciepłem. Wtula się we mnie. Robi to podświadomie, jak zawsze. Jestem prawie pewien, że mnie nie zauważa, że nie wie kim jestem, że nie kojarzy mnie. Raczej nie nazywa mnie po imieniu, tylko mówi, co widzi. Nie tu, tam – wcześniej lub później. Mimo to, nie zrażam się, bo najzwyczajniej w świecie ją kocham. Jest niesamowita i taka dzielna… Boi się, ale idzie tam, gdzie ją prowadzę. Ufa mi całkowicie i pozwala mi na całą bliskość, której potrzebuję, kiedy tylko potrzebuję.
- Szukam… - szepcze cicho i znów wtula się we mnie.
Nie rozumiem czego chce szukać, ale nie naciskam. Sama mi w końcu powie. Obejmuję są i pocieram jej ramiona i plecy, żeby jeszcze choć trochę ją ogrzać. W końcu ona wyswabadza się z mojego uścisku. I rusza dalej w drogę. Przyspiesza kroku.
- Chcesz pojechać? – pytam widząc, że jesteśmy przy jednym z obozowisk armii Lodu.
Kiwa głową, więc skręcamy w stronę obozowiska.
- Wracamy od waszej przywódczyni – oznajmiam strażnikowi  - potrzebujemy transportu.
Chłopak patrzy na mnie podejrzliwie jasnobłękitnymi oczyma, wyciąga rękę i odsłania mój znak na piersi.
- Imię! – warczy niezbyt przyjemnym tonem.
Tadi kuli się w moich ramionach.
 - Jestem Erion, a to moja partnerka.
- Rwący potok w górach, potem dolina, potem do morza, wolność… - szepcze swoim zwyczajem opisując imiona niemal wierszem.
- River, zgadza się? – chłopak nieco zaskoczony kiwa głową i uśmiecha się.
- Tadi, tak? – jego głos łagodnieje, kiedy zwraca się do niej i wyciąga rękę.
Już mam mu powiedzieć, ze Tadi boi się obcego dotyku, ale ona wyciąga przed siebie rękę odsłaniając nadgarstek, żeby pokazać mu znak. Jestem w szoku, bo nawet się nie wzdryga na skutek jego dotyku. Chyba chwilowo jest z nami, w naszym czasie. Wykorzystuję ten moment, łapię ją za podbródek i zmuszam do spojrzenia na siebie. Jej wzrok chyba po raz pierwszy skupia się na mojej twarzy, kąciki jej ust unoszą się lekko, a ja nie umiem się powstrzymać, pochylam się i całuję ją. Przez chwilę mam wrażenie, że jej się to podoba, ale potem odpycha mnie od siebie i odbiera kluczyki do samochodu od chłopaka, o którego istnieniu ja zapomniałem.
- Nie – mówi tylko, sprowadzając mnie tym jednym słowem na ziemię. Nie chciała tego, nie chce tego… Wzdycham i odbieram od niej kluczyki.
- Gdzie jedziemy? – pytam, a ona uśmiecha się lekko.
- Dom.
Wsiadamy do samochodu i zamykamy drzwi. Odpalam silnik i od razu włączam ogrzewanie, bo widzę, że ona aż drży znowu.
- Przepraszam… - zaczynam. – Nie powinienem.
- Dom – odpowiada, jakby w ogóle mnie nie słyszała. Zaciskam powieki, żeby powstrzymać łzy. Czas świadomości minął. Nie ma jej ze mną. Ruszam powoli, a kiedy docieramy do rozjazdu, skręcam w prawo, na zachód, ale Tadi krzyczy, łapie za kierownicę i szarpie mocno, wprowadzając auto w poślizg. Jestem przerażony, bo samochód tańczy o włos mijając drzewa, a ona szarpie kierownicą raz w jedną raz w drugą stronę. Kilka razy mam śmierć w oczach i bynajmniej nie martwię się o siebie. Przytomnieję po dłuższym czasie i naciskam na hamulec.
- Co ty robisz?! – krzyczę, pierwszy raz w życiu na nią krzyczę.
- Dom – powtarza i wskazuje wschód.
Kręcę głową. Jestem naprawdę dobry w orientacji w terenie, co, jak co, ale to akurat mam w małym palcu i wiem, że nasz zamek jest na zachodzie. Wiem i już.
- To nie tam, Tadi.
- Wiersze. – odpowiada i ponownie wskazuje na wschód.
Nic nie rozumiem, ale nie pozostaje mi nic innego, jak jej posłuchać. Wrzucam jedynkę i wciskam pedał gazu w podłogę. Ruszam we wskazanym przez nią kierunku. Jedziemy długo.  Tadi się nie odzywa prawie. Tylko na niektórych rozjazdach wskazuje mi drogę. Jadę za jej wskazówkami nie bardzo wiedząc gdzie jestem. Kiedy powracam do świata żywych, zauważam, że dotarliśmy do Japonii. Patrzę na nią skonsternowany.
- Już – odpowiada pokazując niewielki domek tuż przy drodze. 
Skręcam na podjazd i gaszę silnik. Tadi bez słowa wstaje i wychodzi z auta. Jestem tak zszokowany, że sam się nie ruszam, a ona podchodzi do drzwi, wspina się na palce i po chwili ma w rękach klucz. Wyskakuję z samochodu i pędzę do niej.
- Tadi, tak nie wolno! – krzyczę, kiedy przy pomocy klucza otwiera drzwi. – To jest włamanie!
- Dom. – pokazuje na siebie, a potem na drzwi.
Wszystko jej się pomieszało, łapię ją za ramiona i obracam w swoją stronę.
- Nie, Tadi, nie… - szepczę, a ona energicznie kręci głową.
- Widzę – gestem pokazuje za siebie, a potem spogląda na mnie. Znowu jest tutaj, w tym czasie. Mogę z nią porozmawiać, w miarę normalnie.
- Przeszłość? Widzisz przeszłość?
Kiwa głową.
- Mieszkałaś tu?
Znowu kiwa.
- Byłaś człowiekiem?
Jeszcze jedno kiwnięcie. Cofam się o krok, bo to, co mi mówi przeczy wszystkiemu, co o niej i o sobie, o nas wszystkich wiem. Chcę jej zadać jeszcze kilka pytań, ale jej już nie ma. Zniknęła w domu. Waham się, dopiero jej krzyk sprawia, że bez zastanowienia wbiegam do środka.
-Tadi! – wołam ją i wbiegam po schodach na piętro. Znajduję ją na podłodze w pokoju pełnym książek. Kilka z nich leży koło niej na podłodze. Tadi podnosi na mnie wzrok i wyciąga rękę. Pomagam jej wstać. Cała się trzęsie, ale ściska jakiś tomik poezji w rekach. Wyjmuję go z jej dłoni i kładę na łóżku. Wyprowadzam ją z domu, choć nie wiem co się stało. Bezpieczniej czuję się w samochodzie. Sadzam ją na siedzeniu i przypinam pasami, bo zaczyna się szarpać i znowu krzyczy.
- Co się dzieje? – pytam trzymając jej twarz w dłoniach, żeby nie mogła kręcić głową w odpowiedzi.
- Lód upadł… - sapie ciężko.
Marszczę czoło. I próbuję skojarzyć o czym ona mówi.
- Lodowy zamek?
Kiwa głową.
- Wracamy?
Znowu kiwa.
- Jesteś pewna? Nie musisz tu czegoś zrobić?
- Później…
Kiwam głową, odpalam silnik i wciskam gaz w podłogę. Wracam, choć nie mam pojęcia dlaczego. Tak jest zazwyczaj. Już się przyzwyczaiłem. Ona widzi, ja nie musze wiedzieć. Ona, jej pojedyncze słowa są dla mnie wystarczające…  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!