E.
Wyszliśmy i zostawiliśmy ich samych. Mam trochę wyrzutów
sumienia, bo wiem, że powinniśmy się trzymać razem, że tylko razem mamy szansę
spełnienia misji, ale ona… Ja wiem, że to niezgodne z Prawami, ale ona jest dla
mnie ważniejsza od każdej misji i każdą z nich poświęcę i skażę na
niepowodzenie, jeśli to miałoby pomóc jej. Jeśli tylko mogłoby ją uszczęśliwić.
Gdybym mógł, przychyliłbym jej nieba, gdybym mógł, sprawiłbym, żeby się nie
bała wszystkiego, co istnieje na tym świecie. Tadi jest niesamowicie delikatna
i bardzo łatwo ją zranić, a rani ją niemal każdy, nawet jeśli tego nie chce.
Oni wszyscy nie rozumieją, że ona widzi więcej od nas, tylko nie umie nam tego
powiedzieć. Oni wszyscy nie pojmują, że Tadi żyje w przyszłości, w przeszłości
i tutaj, jednocześnie. Dlatego często jej ciemnoniebieskie spojrzenie jest
nieobecne, dlatego często patrzy jakby poza ciebie, przez ciebie, ponad
wszystkim…
Idziemy powoli, opuszczamy lodową krainę na piechotę.
Zajmuje to dużo czasu, ale nie poganiam jej. Wiem, że jeśli będzie chciała
przyspieszyć, powie mi, da mi jakiś znak. Wiem, bo zawsze tak robi. Spoglądam
na nią z niepokojem, bo znowu się trzęsie. Jest przemarznięta, widzę to.
Zdejmuję kurtkę i otulam jej ramiona pocierając je nieco. Zwiewna jedwabna suknia
to nie jest najlepszy strój na tę krainę, podobnie jak delikatne skórzane
pantofelki.
Wzdycha. Zatrzymuję się, łapię ją za ramiona i przyciskam do
swojej piersi, żeby ogrzać ją swoim ciepłem. Wtula się we mnie. Robi to
podświadomie, jak zawsze. Jestem prawie pewien, że mnie nie zauważa, że nie wie
kim jestem, że nie kojarzy mnie. Raczej nie nazywa mnie po imieniu, tylko mówi,
co widzi. Nie tu, tam – wcześniej lub później. Mimo to, nie zrażam się, bo
najzwyczajniej w świecie ją kocham. Jest niesamowita i taka dzielna… Boi się,
ale idzie tam, gdzie ją prowadzę. Ufa mi całkowicie i pozwala mi na całą
bliskość, której potrzebuję, kiedy tylko potrzebuję.
- Szukam… - szepcze cicho i znów wtula się we mnie.
Nie rozumiem czego chce szukać, ale nie naciskam. Sama mi w
końcu powie. Obejmuję są i pocieram jej ramiona i plecy, żeby jeszcze choć
trochę ją ogrzać. W końcu ona wyswabadza się z mojego uścisku. I rusza dalej w
drogę. Przyspiesza kroku.
- Chcesz pojechać? – pytam widząc, że jesteśmy przy jednym z
obozowisk armii Lodu.
Kiwa głową, więc skręcamy w stronę obozowiska.
- Wracamy od waszej przywódczyni – oznajmiam
strażnikowi - potrzebujemy transportu.
Chłopak patrzy na mnie podejrzliwie jasnobłękitnymi oczyma,
wyciąga rękę i odsłania mój znak na piersi.
- Imię! – warczy niezbyt przyjemnym tonem.
Tadi kuli się w moich ramionach.
- Jestem Erion, a to
moja partnerka.
- Rwący potok w górach, potem dolina, potem do morza,
wolność… - szepcze swoim zwyczajem opisując imiona niemal wierszem.
- River, zgadza się? – chłopak nieco zaskoczony kiwa głową i
uśmiecha się.
- Tadi, tak? – jego głos łagodnieje, kiedy zwraca się do
niej i wyciąga rękę.
Już mam mu powiedzieć, ze Tadi boi się obcego dotyku, ale
ona wyciąga przed siebie rękę odsłaniając nadgarstek, żeby pokazać mu znak.
Jestem w szoku, bo nawet się nie wzdryga na skutek jego dotyku. Chyba chwilowo
jest z nami, w naszym czasie. Wykorzystuję ten moment, łapię ją za podbródek i
zmuszam do spojrzenia na siebie. Jej wzrok chyba po raz pierwszy skupia się na
mojej twarzy, kąciki jej ust unoszą się lekko, a ja nie umiem się powstrzymać,
pochylam się i całuję ją. Przez chwilę mam wrażenie, że jej się to podoba, ale
potem odpycha mnie od siebie i odbiera kluczyki do samochodu od chłopaka, o
którego istnieniu ja zapomniałem.
- Nie – mówi tylko, sprowadzając mnie tym jednym słowem na
ziemię. Nie chciała tego, nie chce tego… Wzdycham i odbieram od niej kluczyki.
- Gdzie jedziemy? – pytam, a ona uśmiecha się lekko.
- Dom.
Wsiadamy do samochodu i zamykamy drzwi. Odpalam silnik i od
razu włączam ogrzewanie, bo widzę, że ona aż drży znowu.
- Przepraszam… - zaczynam. – Nie powinienem.
- Dom – odpowiada, jakby w ogóle mnie nie słyszała. Zaciskam
powieki, żeby powstrzymać łzy. Czas świadomości minął. Nie ma jej ze mną. Ruszam
powoli, a kiedy docieramy do rozjazdu, skręcam w prawo, na zachód, ale Tadi
krzyczy, łapie za kierownicę i szarpie mocno, wprowadzając auto w poślizg.
Jestem przerażony, bo samochód tańczy o włos mijając drzewa, a ona szarpie
kierownicą raz w jedną raz w drugą stronę. Kilka razy mam śmierć w oczach i
bynajmniej nie martwię się o siebie. Przytomnieję po dłuższym czasie i naciskam
na hamulec.
- Co ty robisz?! – krzyczę, pierwszy raz w życiu na nią
krzyczę.
- Dom – powtarza i wskazuje wschód.
Kręcę głową. Jestem naprawdę dobry w orientacji w terenie,
co, jak co, ale to akurat mam w małym palcu i wiem, że nasz zamek jest na
zachodzie. Wiem i już.
- To nie tam, Tadi.
- Wiersze. – odpowiada i ponownie wskazuje na wschód.
Nic nie rozumiem, ale nie pozostaje mi nic innego, jak jej
posłuchać. Wrzucam jedynkę i wciskam pedał gazu w podłogę. Ruszam we wskazanym
przez nią kierunku. Jedziemy długo. Tadi
się nie odzywa prawie. Tylko na niektórych rozjazdach wskazuje mi drogę. Jadę
za jej wskazówkami nie bardzo wiedząc gdzie jestem. Kiedy powracam do świata
żywych, zauważam, że dotarliśmy do Japonii. Patrzę na nią skonsternowany.
- Już – odpowiada pokazując niewielki domek tuż przy
drodze.
Skręcam na podjazd i gaszę silnik. Tadi bez słowa wstaje i
wychodzi z auta. Jestem tak zszokowany, że sam się nie ruszam, a ona podchodzi
do drzwi, wspina się na palce i po chwili ma w rękach klucz. Wyskakuję z
samochodu i pędzę do niej.
- Tadi, tak nie wolno! – krzyczę, kiedy przy pomocy klucza
otwiera drzwi. – To jest włamanie!
- Dom. – pokazuje na siebie, a potem na drzwi.
Wszystko jej się pomieszało, łapię ją za ramiona i obracam w
swoją stronę.
- Nie, Tadi, nie… - szepczę, a ona energicznie kręci głową.
- Widzę – gestem pokazuje za siebie, a potem spogląda na
mnie. Znowu jest tutaj, w tym czasie. Mogę z nią porozmawiać, w miarę
normalnie.
- Przeszłość? Widzisz przeszłość?
Kiwa głową.
- Mieszkałaś tu?
Znowu kiwa.
- Byłaś człowiekiem?
Jeszcze jedno kiwnięcie. Cofam się o krok, bo to, co mi mówi
przeczy wszystkiemu, co o niej i o sobie, o nas wszystkich wiem. Chcę jej zadać
jeszcze kilka pytań, ale jej już nie ma. Zniknęła w domu. Waham się, dopiero
jej krzyk sprawia, że bez zastanowienia wbiegam do środka.
-Tadi! – wołam ją i wbiegam po schodach na piętro. Znajduję ją
na podłodze w pokoju pełnym książek. Kilka z nich leży koło niej na podłodze. Tadi
podnosi na mnie wzrok i wyciąga rękę. Pomagam jej wstać. Cała się trzęsie, ale
ściska jakiś tomik poezji w rekach. Wyjmuję go z jej dłoni i kładę na łóżku.
Wyprowadzam ją z domu, choć nie wiem co się stało. Bezpieczniej czuję się w
samochodzie. Sadzam ją na siedzeniu i przypinam pasami, bo zaczyna się szarpać
i znowu krzyczy.
- Co się dzieje? – pytam trzymając jej twarz w dłoniach,
żeby nie mogła kręcić głową w odpowiedzi.
- Lód upadł… - sapie ciężko.
Marszczę czoło. I próbuję skojarzyć o czym ona mówi.
- Lodowy zamek?
Kiwa głową.
- Wracamy?
Znowu kiwa.
- Jesteś pewna? Nie musisz tu czegoś zrobić?
- Później…
Kiwam głową, odpalam silnik i wciskam gaz w podłogę.
Wracam, choć nie mam pojęcia dlaczego. Tak jest zazwyczaj. Już się
przyzwyczaiłem. Ona widzi, ja nie musze wiedzieć. Ona, jej pojedyncze słowa są
dla mnie wystarczające…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!