P.
Jedziemy długo, bo oczywiście musiał nas wezwać lód, którego
zamek jest kompletnie na drugim końcu świata. Bo nie możemy się przecież spotkać w jakimś
sensownym miejscu, gdzieś po drodze, na środku między czterema zamczyskami, o
nie! Musimy, kurka, jechać na koniec świata…
Nawet przy naszej częściowej zdolności przyspieszania tego,
co się dzieje, nie możemy się tam znaleźć od razu. Nie wolno nam zmieniać tego,
jak działa świat, nie wolno nam wpływać na to, jak ludzie go widzą, więc dopóki
jedziemy przez miasta, tam, gdzie możemy spotykać te pseudorozumne istoty,
wykorzystujemy wyłącznie moc silników. Valienowi jest to na rękę. Ma
wygodniejszy motocykl i, choć nigdy mu tego nie powiem, wolałabym teraz jechać
z nim, na plecaku.
Poza tym Valien jest próżny, lubi kiedy coś mile łechta jego
ego, lubi piski dziewczyn, kiedy przejeżdża obok nich na tylnym kole. O
właśnie, tak jak teraz.
- Dzieciak! – wrzeszczę za nim i odkręcam manetkę, żeby go
dogonić.
Tak szczerze, to nic do niego nie mam, to dla mnie kumpel,
nie kandydat na faceta, ale nie mogę powiedzieć, że nie rozumiem zachwytów
panienek ustawionych w rządku przy drodze. Guzzi słychać z daleka, więc
wszystkie te, które mają ochotę na przystojnego motocyklistę przyklejają nosy
do szyb pokojów albo wybiegają na ulicę, żeby popatrzeć, pomachać i może dostać
w zamian jedno krótkie, oceniające spojrzenie.
Val spełnia ich oczekiwania w każdym calu. A to machnie
ręką, żeby pokazać, ze zauważył ładne oczy, a to uśmiechnie się półgębkiem w
odpowiedzi na uśmiech.
W sumie, jakby tak spojrzeć obiektywnie, to jest na co
popatrzeć. Nieodłączna czarna, skórzana kurtka, za którą nawet ja byłabym
gotowa zabić - niesamowicie miękka, a jednocześnie odporna, wygodna i lekka. No,
marzenie normalnie. Na plecach ma wyhaftowane, jak sam twierdzi, „jedyne
słuszne” logo producenta motocykli. Jasny orzeł na bordowym tle i złoty napis
Moto Guzzi. Na tym właśnie jeździ. Czarny mat i chromy, mi się nie podoba, ale
do niego pasuje. Idealnie komponuje się z glanami i obszarpanymi, zniszczonymi
jeansami, no i z tą genialną, czarną kurtką. Niski, gardłowy dźwięk silnika, zachrypnięty
krzyk, kiedy odkręca manetkę, a rozpięta kurtka zaczyna powiewać na wietrze.
Valien garbi się nieco, a jego włosy rozwiewa wiatr, wtedy zakłada na oczy
przyciemniane okulary…
Patrzę na zegary. Miga kontrolka rezerwy. Chyba pięćsetny
raz dzisiaj dodaję gazu i wyprzedzam go, zjeżdżam na prawy pas i włączam
kierunkowskaz. Widzę w lusterku, jak unosi lekko jeden kącik ust i prawie niezauważalnie
kiwa głową, żeby dać znak, że zrozumiał. Jedziemy na stację, nabrać paliwa.
Wzdycham, bo wiem, co mnie za chwilę czeka. Zjeżdżamy i zatrzymujemy się.
Ściągam kask. Ufff, trochę swobody. Przeczesuję
palcami włosy i przyglądam się sobie w szybce kasku. Idealnie, jak zawsze. Uśmiecham
się.
Jeszcze nie zdążyłam rozłożyć podnóżka, a już pojawiły się
fanki mojego kompana. Pożądliwie przyglądają się grze mięśni na jego brzuchu.
Muszę przyznać, że sama czasem tak robię. Val ma na prawdę niezłe ciało. Praca,
jaką wykonał, żeby wyglądać tak, jak wygląda, jest imponująca, nawet dla mnie.
Stawiam motor na stopce i wyłączam silnik. Otwieram wlew i zaczynam tankować.
Nie muszę patrzyć na swojego partnera, żeby wiedzieć dokładnie, co robi.
Dziewczyny mi to mówią.
Wzdychają – rozłożył nóżkę.
Otwierają szeroko usta – ciężkie buty walnęły o ziemię.
Piszczą – Val zdjął okulary.
Odwracam się w jego stronę i przewracam oczami, a on wzrusza
ramionami, jakby chciał powiedzieć, że wcale nie robi tego specjalnie. Wydaje
się nie zwracać uwagi na dziewczyny, ale ja wiem, że każdy pisk, każde
westchnienie z ich strony mile łechta jego próżność i sprawia, że ma ochotę na
jeszcze więcej.
Bak pełen. Podchodzę do niego i słyszę jęk zawodu u
dziewczyn. Dopiero teraz zauważam, że są tylko dwie. Byłam przekonana, że więcej.
Kręcę głową. Niechże one się opanują. Zaraz któraś dostanie przelotnego
buziaka, albo klapsa w tyłek, standard… Na więcej za zwyczaj go nie stać. Nie
ma czasu.
Kończy tankować i kiwa na mnie. Wzdycham ciężko, ale wchodzę
do budki, żeby wynegocjować zapłatę. Uśmiecham się, za kasą stoi facet. Moje obcasy stukają o podłogę. Rozpinam lekko
kombinezon, podchodzę do niego. Opieram się łokciami o ladę i patrzę mu w oczy.
- Za motory? – pyta przełykając nerwowo ślinę.
Uśmiecham się i cieszę się, że patrzy na mnie, bo kątem oka
widzę, że Valien właśnie usiłuje puścić wszystko z dymem, popisuje się przed
dziewczynami. Stoi koło nich i wznieca ogień jednym pstryknięciem palców.
- Tak, motocykle – potwierdzam – Oba.
Dziewczyny piszczą. Val właśnie sprzedał jednej buziaka. Czy
on kiedyś dorośnie?
Sprzedawca powoli odwraca głowę w stronę stacji, ale łapię
go za podbródek i zmuszam do spojrzenia w oczy. Wiem, że jest mój.
- Widzisz, mam problem. – Mrugam rzęsami – Zapomniałam
portfela… - szepczę cicho, wiercąc się na ladzie. – Pomożesz mi jakoś?
Chłopak otwiera usta i przygląda mi się badawczo. Przesuwam
palcem po jego ustach i a potem przykładam go do swoich warg. Uśmiecham się
lekko i rzucam mu przelotne spojrzenie spod półprzymkniętych powiek.
- Jasne, załatwię to… - chrypi – Nie martw się.
Kiwam głową, podnoszę się i odwracam do wyjścia.
- Dziękuję. – mówi na odchodne, posyłając mu w locie
buziaka.
Czerwienieje na twarzy i uśmiecha się głupkowato. Ach ci
mężczyźni, żeby oni widzieli cokolwiek poza wyglądem, żeby wiedzieli jaka
jestem, a nie jak wyglądam… Ehhh.
- Szerokości! – słyszę za plecami i dziękuję mu gestem.
Podchodzę do motocykla i zakładam kask, po drodze kiwam do
Valiena, żeby wiedział, że opłata paliwowa została załatwiona, jak zawsze. Nie zwraca
na mnie uwagi. Jest „zajęty”, jak zwykle.
- Val! – wrzeszczę do partnera, bo znowu zabawia dziewczyny,
pozwala się obmacywać i obcałowywać. Przyglądam mu się przez chwilę. Jest w nim
coś pociągającego. Śniada cera, kaloryfer na brzuchu, wiecznie rozpięta
skórzana kurtka, obrzępolone tuż za kolanem dżinsy i ciężkie buty. Tatuaż na
piersi z płomieniami ognia i napisem.
Podciągam rękaw - ja mam dokładnie taki sam, tylko trochę mniejszy.
- Val, do cholery, jedziemy! – wrzeszczę po raz kolejny, a
on odsuwa się od dziewczyn. Minę ma taką jak zwykle, wyraźnie mówi „jestem od was wszystkich lepszy i mam was
centralnie gdzieś”, nigdy się do nich nie uśmiecha. Do mnie też nigdy się
nie uśmiechnął, tylko parę razy, może ze dwa, widziałam jak unosi kącik ust i
jego oczy się rozjaśniają. To najwyższy przejaw radości, jaki u niego
widziałam.
Bez słowa odchodzi od dziewczyn, siada na motocyklu. Kasku
nie ma, bo po co, przecież jest nieśmiertelny. Wzdycham i odpalam ścigacza. W
lusterku widzę, jak Valien kilkukrotnie wali w rozrusznik swojego motocykla, po
czym zsiada z niego, kuca obok i zaczyna coś regulować. Znowu.
Odwracam głowę.
- Teraz już wiesz dlaczego wolę nudne japończyki od tych
twoich włoskich motocykli z tak zwaną duszą? – ironizuję.
Valien wzrusza ramionami i dalej grzebie w motocyklu.
- Spotkamy się na miejscu! – mówię, kopię w skrzynię biegów
i odjeżdżam na tylnym kole.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!