Me

Me

czwartek, 29 sierpnia 2013

Żywioły: Powietrze 4 - Podróż


P.

Jedziemy długo, bo oczywiście musiał nas wezwać lód, którego zamek jest kompletnie na drugim końcu świata.  Bo nie możemy się przecież spotkać w jakimś sensownym miejscu, gdzieś po drodze, na środku między czterema zamczyskami, o nie! Musimy, kurka, jechać na koniec świata…
Nawet przy naszej częściowej zdolności przyspieszania tego, co się dzieje, nie możemy się tam znaleźć od razu. Nie wolno nam zmieniać tego, jak działa świat, nie wolno nam wpływać na to, jak ludzie go widzą, więc dopóki jedziemy przez miasta, tam, gdzie możemy spotykać te pseudorozumne istoty, wykorzystujemy wyłącznie moc silników. Valienowi jest to na rękę. Ma wygodniejszy motocykl i, choć nigdy mu tego nie powiem, wolałabym teraz jechać z nim, na plecaku.
Poza tym Valien jest próżny, lubi kiedy coś mile łechta jego ego, lubi piski dziewczyn, kiedy przejeżdża obok nich na tylnym kole. O właśnie, tak jak teraz.
- Dzieciak! – wrzeszczę za nim i odkręcam manetkę, żeby go dogonić.
Tak szczerze, to nic do niego nie mam, to dla mnie kumpel, nie kandydat na faceta, ale nie mogę powiedzieć, że nie rozumiem zachwytów panienek ustawionych w rządku przy drodze. Guzzi słychać z daleka, więc wszystkie te, które mają ochotę na przystojnego motocyklistę przyklejają nosy do szyb pokojów albo wybiegają na ulicę, żeby popatrzeć, pomachać i może dostać w zamian jedno krótkie, oceniające spojrzenie.
Val spełnia ich oczekiwania w każdym calu. A to machnie ręką, żeby pokazać, ze zauważył ładne oczy, a to uśmiechnie się półgębkiem w odpowiedzi na uśmiech.
W sumie, jakby tak spojrzeć obiektywnie, to jest na co popatrzeć. Nieodłączna czarna, skórzana kurtka, za którą nawet ja byłabym gotowa zabić - niesamowicie miękka, a jednocześnie odporna, wygodna i lekka. No, marzenie normalnie. Na plecach ma wyhaftowane, jak sam twierdzi, „jedyne słuszne” logo producenta motocykli. Jasny orzeł na bordowym tle i złoty napis Moto Guzzi. Na tym właśnie jeździ. Czarny mat i chromy, mi się nie podoba, ale do niego pasuje. Idealnie komponuje się z glanami i obszarpanymi, zniszczonymi jeansami, no i z tą genialną, czarną kurtką. Niski, gardłowy dźwięk silnika, zachrypnięty krzyk, kiedy odkręca manetkę, a rozpięta kurtka zaczyna powiewać na wietrze. Valien garbi się nieco, a jego włosy rozwiewa wiatr, wtedy zakłada na oczy przyciemniane okulary…
Patrzę na zegary. Miga kontrolka rezerwy. Chyba pięćsetny raz dzisiaj dodaję gazu i wyprzedzam go, zjeżdżam na prawy pas i włączam kierunkowskaz. Widzę w lusterku, jak unosi lekko jeden kącik ust i prawie niezauważalnie kiwa głową, żeby dać znak, że zrozumiał. Jedziemy na stację, nabrać paliwa. Wzdycham, bo wiem, co mnie za chwilę czeka. Zjeżdżamy i zatrzymujemy się. Ściągam kask. Ufff, trochę swobody.  Przeczesuję palcami włosy i przyglądam się sobie w szybce kasku. Idealnie, jak zawsze. Uśmiecham się.
Jeszcze nie zdążyłam rozłożyć podnóżka, a już pojawiły się fanki mojego kompana. Pożądliwie przyglądają się grze mięśni na jego brzuchu. Muszę przyznać, że sama czasem tak robię. Val ma na prawdę niezłe ciało. Praca, jaką wykonał, żeby wyglądać tak, jak wygląda, jest imponująca, nawet dla mnie. Stawiam motor na stopce i wyłączam silnik. Otwieram wlew i zaczynam tankować. Nie muszę patrzyć na swojego partnera, żeby wiedzieć dokładnie, co robi. Dziewczyny mi to mówią.
Wzdychają – rozłożył nóżkę.
Otwierają szeroko usta – ciężkie buty walnęły o ziemię.
Piszczą – Val zdjął okulary.
Odwracam się w jego stronę i przewracam oczami, a on wzrusza ramionami, jakby chciał powiedzieć, że wcale nie robi tego specjalnie. Wydaje się nie zwracać uwagi na dziewczyny, ale ja wiem, że każdy pisk, każde westchnienie z ich strony mile łechta jego próżność i sprawia, że ma ochotę na jeszcze więcej.
Bak pełen. Podchodzę do niego i słyszę jęk zawodu u dziewczyn. Dopiero teraz zauważam, że są tylko dwie. Byłam przekonana, że więcej. Kręcę głową. Niechże one się opanują. Zaraz któraś dostanie przelotnego buziaka, albo klapsa w tyłek, standard… Na więcej za zwyczaj go nie stać. Nie ma czasu.
Kończy tankować i kiwa na mnie. Wzdycham ciężko, ale wchodzę do budki, żeby wynegocjować zapłatę. Uśmiecham się, za kasą stoi facet.  Moje obcasy stukają o podłogę. Rozpinam lekko kombinezon, podchodzę do niego. Opieram się łokciami o ladę i patrzę mu w oczy.
- Za motory? – pyta przełykając nerwowo ślinę.
Uśmiecham się i cieszę się, że patrzy na mnie, bo kątem oka widzę, że Valien właśnie usiłuje puścić wszystko z dymem, popisuje się przed dziewczynami. Stoi koło nich i wznieca ogień jednym pstryknięciem palców.
- Tak, motocykle – potwierdzam – Oba.
Dziewczyny piszczą. Val właśnie sprzedał jednej buziaka. Czy on kiedyś dorośnie?
Sprzedawca powoli odwraca głowę w stronę stacji, ale łapię go za podbródek i zmuszam do spojrzenia w oczy. Wiem, że jest mój.
- Widzisz, mam problem. – Mrugam rzęsami – Zapomniałam portfela… - szepczę cicho, wiercąc się na ladzie. – Pomożesz mi jakoś?
Chłopak otwiera usta i przygląda mi się badawczo. Przesuwam palcem po jego ustach i a potem przykładam go do swoich warg. Uśmiecham się lekko i rzucam mu przelotne spojrzenie spod półprzymkniętych powiek.
- Jasne, załatwię to… - chrypi – Nie martw się.
Kiwam głową, podnoszę się i odwracam do wyjścia.
- Dziękuję. – mówi na odchodne, posyłając mu w locie buziaka.
Czerwienieje na twarzy i uśmiecha się głupkowato. Ach ci mężczyźni, żeby oni widzieli cokolwiek poza wyglądem, żeby wiedzieli jaka jestem, a nie jak wyglądam… Ehhh.
- Szerokości! – słyszę za plecami i dziękuję mu gestem.
Podchodzę do motocykla i zakładam kask, po drodze kiwam do Valiena, żeby wiedział, że opłata paliwowa została załatwiona, jak zawsze. Nie zwraca na mnie uwagi. Jest „zajęty”, jak zwykle.
- Val! – wrzeszczę do partnera, bo znowu zabawia dziewczyny, pozwala się obmacywać i obcałowywać. Przyglądam mu się przez chwilę. Jest w nim coś pociągającego. Śniada cera, kaloryfer na brzuchu, wiecznie rozpięta skórzana kurtka, obrzępolone tuż za kolanem dżinsy i ciężkie buty. Tatuaż na piersi  z płomieniami ognia i napisem. Podciągam rękaw - ja mam dokładnie taki sam, tylko trochę mniejszy.
- Val, do cholery, jedziemy! – wrzeszczę po raz kolejny, a on odsuwa się od dziewczyn. Minę ma taką jak zwykle, wyraźnie mówi „jestem od was wszystkich lepszy i mam was centralnie gdzieś”, nigdy się do nich nie uśmiecha. Do mnie też nigdy się nie uśmiechnął, tylko parę razy, może ze dwa, widziałam jak unosi kącik ust i jego oczy się rozjaśniają. To najwyższy przejaw radości, jaki u niego widziałam.
Bez słowa odchodzi od dziewczyn, siada na motocyklu. Kasku nie ma, bo po co, przecież jest nieśmiertelny. Wzdycham i odpalam ścigacza. W lusterku widzę, jak Valien kilkukrotnie wali w rozrusznik swojego motocykla, po czym zsiada z niego, kuca obok i zaczyna coś regulować. Znowu.
Odwracam głowę.
- Teraz już wiesz dlaczego wolę nudne japończyki od tych twoich włoskich motocykli z tak zwaną duszą? – ironizuję.
Valien wzrusza ramionami i dalej grzebie w motocyklu.
- Spotkamy się na miejscu! – mówię, kopię w skrzynię biegów i odjeżdżam na tylnym kole.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!