Me

Me

środa, 28 sierpnia 2013

Żywioły: Powietrze 3 - Pamiętam


T.

Tego dnia budzę się i wiem, ż jest inaczej niż było. Wiem, że nic już nie będzie takie samo, bo niby jak ma być, skoro poprzedniej nocy przeszliśmy transformację i z ludzi staliśmy się Żywiołami? Pamietam dużo. Przede wszystkim pamiętam dokładnie kim byłam i kim jestem. Pamiętam, że byłam gdzieś wysoko, że było jasno, że prawie mnie ta jasność oślepiła. Pamiętam naszego Stwórcę, choć bardziej jako głos niż jako postać. Pamiętam też, że byli tam inni stwórcy. Wiem, że rzucili na nas coś w rodzaju klątwy i że jeśli chcemy się z tego wszystkiego wyplątać, to musimy, a właściwie oni muszą, pozostali, bo ja pamiętam… musimy sobie przypomnieć kim byliśmy, musimy sobie uświadomić, że jesteśmy ludźmi, przypomnieć sobie siebie, swoje pragnienia dawno, dawno temu. Ja pamiętam. Oni nie, mogę się założyć, że jakoś zablokowano mi możliwość mówienia im o tym wprost. TO by było zbyt oczywiste…
Pamiętam też nas, władców Żywiołów, królów i królowe armii, która ma niby ratować tę planetę przed zagładą. Wiem, że było nas ośmioro, widzieliśmy się wtedy po raz pierwszy i choć mieliśmy zapamiętać tylko naszych partnerów, ja pamiętam wszystkich, całą ósemkę. Pamiętam ognistą parę, pamiętam, że nie zapałałam jakąś szczególną sympatią do nich, szczególnie chłopak wydał mi się podejrzany, ale mam nadzieję, że to wszystko kiedyś się wyjaśni i że okaże się, że to tylko moje wyobrażenie. Wydawało mi się, że on i kłopoty to jedność. Pozostałych pamiętam jak przez mgłę, ale jestem pewna, że gdybym ich spotkała, wiedziałabym kim są.
Jestem w stanie przywołać moje uczucia, jak zawsze. Zaimponował mi wtedy spokój dziewczyny spod znaku lodu i charyzma chłopaka ziemi. Najbardziej jednak polubiłam tego, który był mi przeznaczony, Eriona - duszę towarzystwa, niesamowitego gawędziarza, wiecznie uśmiechniętego i z pozytywnym nastawieniem do życia. To niebywale jak szybko poczułam, że mu ufam, jak szybko uznałam, że mogłabym powierzyć mu własne życie, jak szybko zapomniałam o moich doświadczeniach, jako człowieka, jak szybko... Uśmiecham sie do siebie. To przyciąganie, które czuję do niego, to znak, że idealnie do siebie pasujemy, ze możemy razem osiągnąć cokolwiek, że możemy osiągnąć wszystko...
Nawet nie muszę otwierać oczu, żeby wiedzieć, że nie jestem już tym, kim byłam, że zmieniło się od głębokości mojego oddechu, przez sposób, w jaki się poruszam, po to jak odbieram świat, jak działają moje zmysły, jakby były wyostrzone, lepsze, niż wcześniej. Zastanawiam się, czy oni wszyscy tak mają... 
Powoli podnoszę się z powietrznego łoża. Wiem, że zaraz zobaczę coś, w co jeszcze niedawno bym nie uwierzyła, zobaczę zamek z powietrza, ściany z wiatru i podłogi z chmur... Kiedy otwieram oczy poraża mnie wszechobecna jasność, jestem zafascynowana tym, co widzę, bo nawet w najśmielszych snach nie wyobrażałam sobie takiego piękna. Powietrzne ściany wciąż się poruszają i przepuszczają mnóstwo światła słonecznego, ale jednocześnie nie pozwalają zobaczyć co jest po drugiej stronie. Opuszczam stopy na podłogę, z początku nie czuję oporu, kiedy moje stopy znikają w półprzezroczystej chmurze, ale w końcu na czymś się opierają i zbieram się na odwagę, żeby przenieść na nie cały ciężar ciała.
- „Jak tu pięknie….”- myślę i podchodzę do okna
Wyglądam na zewnątrz  widzę, że nasz zamek położony jest wysoko w górach, w miejscu, które Erion na pewno doceni. Zamyślam się, przypominam sobie kiedy pierwszy z go zobaczyłam i trochę się go bałam, a potem, kiedy dowiedziałam się kim jest, kiedy nasze spojrzenia skrzyżowały się, kiedy zobaczyłam ciepło w jego oczach, moje nastawienie do niego zmieniło się diametralnie. 
Nagle ogarnia mnie ogromny ból, który koncentruje sie w okolicach nadgarstka. Łapię się za niego odruchowo i zwijam się na podłodze z bólu. Nie mogę nawet krzyknąć, bo coś ściska moje gardło. Czuję, jakby na mojej dłoni szalało tornado, które szarpie i ciągnie moja skore. To boli, bardzo boli, a ja tak strasznie nie lubię bólu.
W końcu odzyskuję głos i krzyczę. Jednocześnie do mojej komnaty wpada on, mój wybawca. Podchodzi do mnie szybko i pomaga mi wstać, co chwila krzywi się, więc widzę, że jego też boli znamię. Łapie się za pierś, ale po chwili patrzy znowu na mnie. Kładzie mi dłoń na policzku i pociera go lekko kciukiem. 
- Nie bój się. - mówi cicho, jego glos jest kojący i moje szalejące serce zwalnia, jakby automatycznie słuchało tego, co on ma do powiedzenia. - Tadi, wszystko będzie dobrze. Nie pozwolę cię skrzywdzić… - Uśmiecha się. Ja też chcę się uśmiechnąć, chcę mu powiedzieć, jak wspaniale działa na mnie jego obecność, jego glos, on sam, ale nie mogę, moje ciało mnie nie słucha. Jedyne, co umiem powiedzieć teraz to to, co widzę w głowie, obrazy jakie podsyła mi moje znamię, moja nowa świadomość. Lodowa para...
- Lód. Woda. - pauza - Wodospad. Spokój.      
Och, jak mnie irytuje to, że nie mogę mu nic powiedzieć wprost!
Za oknem przelatuje klucz kaczek kwękając głośno. Nie wiem czemu zwracam na to uwagę.
Erion ściąga brwi i przyciąga mnie do siebie. Ciepło jego ciała cudownie mnie ogrzewa i znowu chce mu to powiedzieć, ale moje usta mnie nie słuchają. Widzę, jak władcy ognia ruszają w drogę.
To wszystko trochę się łączy, więc jakoś godzę się na to, co wydostaje się z moich ust.
- Ogień. 
Erion pociera moje ramiona. 
- Tak Tadi, juz idziemy - słyszę smutek w jego glosie – Lód nas wezwał, a ogień już jedzie. Nie bój się, zdążymy.
Patrzę mu w oczy mając nadzieję, że zrozumie, że nie to chciałam mu powiedzieć. Nie obchodzi mnie co robią Żywioły Ognia czy Wody. Interesuje mnie tylko on! Próbuję mu to powiedzieć jakoś. Gestem, spojrzeniem, słowami, prosto do jego myśli…
- „Ogień - to czuję, kiedy mnie dotykasz, znamy się kilka godzin, a ja już wiem, że każda minuta z dala od ciebie będzie koszmarem...” - Marszczę czoło i zmuszam się do nadludzkiego wysiłku. Kładę mu dłoń na policzku. Muszę walczyć ze sobą, bo moje ciało się temu opiera, nie chce mi pozwolić pokazać jak bardzo pragnę jego towarzystwa, jak bardzo jest mi bliski, jak bardzo go…
Teraz zaczynam rozumieć, że to właśnie jest moja klątwa.
Pocieram szorstką od zarostu skórę kciukiem, unoszę jeden kącik ust. Na tyle starcza mi sil. Czuje, że za chwilę stracę przytomność, ale nie obchodzi mnie to. Chcę mu dać choć tę chwilę.
Czuję, ze nadwyrężam się w ten sposób, czuję…
- Erion... - ostatkiem sil szepczę jego imię, ale tak cicho, że boję się, że nie usłyszał. Nogi się pode mną uginają i tylko jego ramiona chronią mnie przed upadkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!