Me

Me

czwartek, 29 sierpnia 2013

Żywioły: Powietrze 7 - Narada


A.
Nalani wierci się niespokojnie na krześle i wiem, że chce już zacząć naradę, ale większość nie skończyła jeszcze jeść. Tylko ona siedzi nad talerzem i dłubie w nim bezmyślnie udając, że wcale jej się do niczego nie spieszy. A, nie, przepraszam, nie tylko ona. Pan „spójrzcie na mnie” też nie je. Gapi się na nią takim wzrokiem, że mam mu ochotę powiedzieć, żeby wstał i wyszedł stąd, bo uważam, że nie wolno mu tak na nią patrzeć. Nalani jest moja, od zawsze, a ja od zawsze ją kocham i zawsze byłem przy niej.
Keb odchrząkuje, zwracając na siebie uwagę wszystkich. Nie odzywa się, ale wszyscy patrzą na niego. Nawet Valien, o przepraszam, Val, nie może się powstrzymać. Keb coś w sobie ma. Lubię go.
- Musimy się zorientować na czym stoimy. – Omala odzywa się zamiast niego - Jakie mamy problemy i gdzie. Musimy zebrać informacje.
Kiwam głową, widzę, że Nalani aż nosi.
- Mamy jakiś pomysł? – pytam patrząc wyłącznie na nią, bo wiem, że ona pierwsza coś wymyśli.
- Myślę, że powinniśmy się podzielić, wyruszyć w świat i zebrać informacje. Ktoś musi zostać tutaj, jako kontakt, żeby te informacje zbierać.
- Ciekawe jak? Mamy z każdym raportem wracać tu? Bez sensu… - warczy lekceważąco Ogień.
Nalani uśmiecha się lekko. Nie dała się wyprowadzić z równowagi. Jestem z niej dumny, zwłaszcza, że widzę jak alergicznie pozostali faceci i dziewczyny na niego reagują. Wygląda na to ,ze tylko my, tylko Żywioły Wody nie reagują na jego zaczepki. To pewnie efekt naszego wrodzonego spokoju i opanowania i ogólnej tendencji do nie wkurzania się na to, na co i tak nie mamy wpływu. Nie liczę oczywiście Phoenix, która musi tolerować Valiena, bo z nim mieszka.
- To jak? – dopytuje z przekąsem Val. – Mamy latać tu z każdym raportem?
Z zadowoleniem zauważam, że jego partnerka też traci powoli cierpliwość bo kopie go pod stołem w kostkę. Uśmiecham się mimowolnie i ściskam dłoń Nalani, bo widzę jak on się w nią wpatruje. Znowu ściąga gniewnie brwi.
- To jak będzie, Lani?
- Nazywam się Nalani – zaczyna spokojnie, a ja obejmuję ją mocno i przyciągam do siebie. Opiera głowę na moim ramieniu. Z satysfakcją obserwuję, jak oczy mu się zwężają, gdy widzi nas razem. Widzę, że zaczyna się gotować, że jest o krok od wybuchu, ale powstrzymuje się.
- Nie musimy tu, jak to mówisz, latać z każdym raportem. – wyjaśnia moja ukochana – Mamy możliwość komunikowania się w inny sposób. – Odsłania nadgarstek, przyciska palce do znaku i przymyka oczy. – Valien, słyszysz mnie? – pyta cicho, tak cicho, że tylko ja mogę to słyszeć, ale on porusza się niespokojnie i patrzy na nią przerażony.
- Jaja sobie robisz?! – Zrywa się z krzesła.
Tadi wybucha śmiechem.
- Prawda. – szepcze swoim zwyczajem coś, co kompletnie nie ma związku. Wszyscy patrzymy na Eriona, ale on wzrusza ramionami, jakby nic nie rozumiał, pochyla się w stronę pani Powietrza i wpatruje się w nią badawczo – Znaleźć. Złączyć. Połączyć. Razem.
Erion kręci z niedowierzaniem głową.
- Tadi uważa, że musimy odnaleźć samych siebie.
Zapada cisza. Keb kręci głową z niedowierzaniem. Nalani wpatruje się w nią badawczo, a ja zaczynam się zastanawiać na ile ona może mieć rację. Staram się zrozumieć to, co Tadi ukryła miedzy wierszami, albo to, czego nie może bezpośrednio przekazać Erionowi. Zastanawiam się skąd moje przeczucie, że Ogień będzie moim rywalem, skąd było we mnie to przeczucie, że Nalani coś grozi, że coś grozi nam, naszemu byciu razem, choć w tej okrojonej, dotychczasowej formie.
Zatracam się w rozmyślaniach, a Nalani ściska moją dłoń, bo wyczuła, jak zwykle, że odpłynąłem. Podnoszę wzrok i patrzę w jej błękitne, chłodne oczy i prawie zapominam o wszystkim dookoła, bo w jej spojrzeniu jest zrozumienie, którego mi teraz potrzeba widzę, że ona też niepokoi się, że zaczęła się obawiać Valiena i jego wybuchowości.
Nie umiem się powstrzymać. Wiem ile tu teraz jest osób. Wiem, że jest tu on i to jeden z powodów, dla których chcę to zrobić. To będzie tak, jakbym mu powiedział wprost „Odczep się, ona jest moja!”.Pochylam się w jej stronę i rozchylam lekko usta. Tak, kurczę, chcę ją pocałować! Przymykam oczy, kiedy widzę, jak jej broda wędruje w górę, jak jej ciało układa się tak, żeby się dopasować do mojego...  
- Co?! – wybucha Val i uderza pięściami w stół.
Phoenix łapie go za ramiona i próbuje uspokoić szepcząc coś, prosto do jego ucha, ale chyba niewiele to daje.
– Nigdy nie słyszałem większej bzdury! – wyrywa się z jej uścisku - Ja wiem kim jestem, jeśli ona chce szukać siebie, to proszę bardzo, niech szuka. Może w końcu przestanie się zachowywać jak wariatka.
Przeholował. Erion podrywa się z miejsca. Keb też wstaje, ale znacznie spokojniej. Tadi zaczyna się trząść i płakać.
- Powrót. Do siebie. Prawda. Wnętrze. Przeszłość. Znaleźć. To… to… TO… – wypowiada te słowa w kółko, opada z krzesła na podłogę i oplata rękoma kolana. Nalani wyrywa się z mojego  uścisku i podbiega do niej. Siada na podłodze i obejmuje ją mocno, zaczyna coś szeptać. Potem przyciska dłonie do tatuażu.
- „Assan” – słyszę jej głos w mojej głowie – „Uspokój go, proszę. Uspokój ich wszystkich. Nie chcę bijatyki.”
Rozglądam się, bo zagapiłem się na dziewczyny. Keb trzyma Eriona za ramię, uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch, jednocześnie piorunuje Valiena takim spojrzeniem, że ja już dawno bym się schował. On jednak stoi wyprostowany. Widzę, że jest wściekły. Jego dłonie zapadają się coraz głębiej w lodowy stół, który topi się pod jego dotykiem. Nie myślę długo. Podchodzę do Valiena i kładę mu dłonie na ramionach. Wzdryga się, ale chyba mój dotyk na niego podziałał, osłabiłem go. Ogień i lód, antagonistyczne Żywioły. Tak będziemy na siebie działać. Val opada na krzesło. Keb sadza Eriona, który natychmiast podnosi Tadi z podłogi i sadza sobie na kolanach kołysząc lekko.
Wracam na swoje miejsce, po drodze pomagając Nalani wstać. Widzę, jak ona patrzy na Valiena, przerażona jego gwałtownością.
- Nie życzę sobie takiego zachowania u mnie w domu! – mówi. Jej głos jest spokojny, ale widać, że nie żartuje.  Patrzy tylko na niego. – Masz dwa wyjścia, Valienie, albo się uspokoisz, albo wyjdź stąd i nigdy nie wracaj.
Ogień porusza się niespokojnie.
- Wiesz, że migdalenie się przy ludziach jest niekulturalne? – odwarkuje.
- A ty, wiesz, że jesteś u mnie w domu? – Nalani podchodzi do niego – I że w związku z tym to ty musisz się dostosować do panujących tu reguł, a nie ja?
Val marszczy brwi i milknie, a ja uśmiecham się szeroko i wyciągam rękę do Nalani. Nie łapie jej. Ściska swój nadgarstek.
- „Nie powiem mu tego, Assan, ale on ma rację. Nie rób tego więcej.” – szepcze prosto do moich myśli, a potem siada obok mnie bez słowa.
- Co ustaliliśmy? – pyta Omala. Jej pogodny głos rozładowuje trochę napiętą atmosferę.
- Ja uważam, że powinniśmy rozeznać siew sytuacji. Myślę, że sześcioro z nas powinno ruszyć, ja mogę zostać i zbierać informacje. Przydałby my się ktoś do pomocy. – wyjaśnia moja partnerka.
- Ja idę z Tadi – oznajmia spokojnie Erion – Uważam, ze ona ma rację. Ona widzi znacznie więcej niż my, zarówno do przodu i do tyłu, jakby widziała czas…
- To czemu nam o tym nie opowie? – burczy znowu Valien.
- Val, zamknij się w końcu! – Phoenix nie wytrzymuje – Schowaj swoje ego do kieszeni, bo przestaje się mieścić w tej komnacie, a to chyba największe pomieszczenie w lodowym zamku.
 Wybucham śmiechem na widok miny Valiena. Ruda doskonale wiedziała jak go usadzić. Zamilkł i wpatruje się we własne buty tak, jak wtedy, kiedy tu przyszedł.  
- Tadi widzi dużo, ale nie potrafi tego opowiadać. Ja jej jednak wierzę i pójdę tam, gdzie ona mnie pokieruje. – oznajmia spokojnie Wiatr – Zostaje wam więc czworo zwiadowców.
Keb wstaje.
- Kto zostaje? – pyta.
- Ja! – Nalani podnosi się z krzesła.
- Ja uważam, że powinien zostać jakiś facet, żeby w razie czego mógł pomóc Nalani w cięższych pracach, jeśli takie będą – odzywa się Omala. – Jest więc trzech kandydatów, a ja dodatkowo uważam, że Assan powinien iść z nami.
Napinam się.
- Dlaczego? – pytam. – Dlaczego mam iść z Wami, wolałbym nie zostawiać Nalani. Ona zna tylko mnie.
- Dlatego, że jeden Żywioł już straciliśmy. – wtrąca się rudowłosa patrząc jak Wiatr opuszcza komnatę. – Najlepiej byłoby wziąć wszystkich, ale niektórzy już sobie poszli, wiec musimy się zadowolić przedstawicielami pozostałej trójki. – spogląda na nas, ale chyba żadne z nas nie rozumie o co jej chodzi, a ja najbardziej, bo ja wcale nie chcę rozumieć. – Kurczę, przecież każde z nas czuje jeśli jego Żywioł jest w jakiś sposób zagrożony lub przeciwnie. Jeśli mamy cos ustalić, to Woda będzie musiała przeżyć rozłąkę z ukochaną. – unosi brew i spogląda na mnie.
Nie mogę odmówić jej logiki. Niedobrze. Keb kiwa głową, ja w końcu też.
- No to zostało was dwóch. – oznajmiam – Który zostaje?
Nikt się nie zgłasza, obaj chcą iść na objazd, ale ja podskórnie czuję, że wiem, kto postanowi zostać. Nie patrzę na niego. Czekam tylko, aż się odezwie.
Powoli wstajemy od stołu. Nalani łapie mnie za rękaw i pociąga delikatnie.
- Zostań… - prosi – Nie chcę być sama z…. – urywa i wtedy dzieje się to, czego się spodziewałem. Jego wzrok skupia się na nas, minę ma taką, jakby chciał mnie zabić. Nalani drży i wtula się we mnie.
- Ja zostanę! – warczy w końcu, jakby wcale tego nie chciał, a mnie zazdrość ściska za gardło. Sam na sam z Nalani. Marzenie każdego faceta przy zdrowych zmysłach.
Valien wstaje. Ciężkie buty uderzają o podłogę przy każdym kroku, idzie do nas. Wyciąga dłoń do Nalani i wpatruje się w nią tak intensywnie, że ja to czuję. Nalani przestaje drżeć, ale pochyla się w moją stronę i szepcze mi prosto do ucha:
- Boję się… - Kłamie, w jej głosie czuję coś innego. Mogę się założyć, że on dostanie wszystko, czego chce, albo po prostu to weźmie.
- Odkleisz się w końcu od niego? – warczy i wskazuje drzwi – Powinni już iść.
Marszczę czoło i patrzę na niego wyzywająco, ale on tylko prycha i odchodzi. Nalani odpycha mnie.
- Faktycznie, powinieneś już iść. Wszyscy czekają… - jej wzrok co chwilę ucieka w jego stronę.
- Tak – chrypię. – Jeśli coś by się działo, pamiętaj… - muskam kciukiem tatuaż na jej nadgarstku, a ona kiwa głową.
- Wezwę cię, jeśli będzie taka potrzeba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!