Me

Me

czwartek, 22 sierpnia 2013

Robin's Confession 1

Siedzimy razem na werandzie naszego domu. Ona przy moim boku, wtulona we mnie, oddycham jej powietrzem, jej zapachem… Moje serce bije teraz równym rytmem, bo choć wciąż nawiedzają mnie koszmary przeszłości, choć wciąż nie umiem sobie wybaczyć tego, że nie potrafiłem być jej wierny tak, jak tego pragnąłem, choć zostawiłem ją samą w najgorszym, najtrudniejszym dla niej momencie, ona mi to wszystko wybaczyła i jest teraz ze mną. Nie uciekła, nie zostawiła mnie, wspiera mnie i każdego dnia powtarza mi jak bardzo mnie kocha. Chyba mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy.
Długo zbierałem się do tej rozmowy, bo to trudny temat, ale ona chce to wszystko wiedzieć, chce wiedzieć wszystko o sobie i o mnie, o nas, a ja chyba w końcu dojrzałem, zrozumiałem, że przed nią mogę się otworzyć, że przed nią nie muszę mieć tajemnic. Ściskam w dłoni pamiętnik, który pisałem, kiedy byłem sparaliżowany i czekałem na nią.
- Jolie… - zaczynam cicho, mój gardło zaciska się ze zdenerwowania, kiedy ona podnosi na mnie spojrzenie głębokich, ciemnogranatowych oczu, zupełnie w kolorze kwiatów, które mnie ocaliły.
- Hmmmm? – mruczy cicho przykładając usta do moje szyi.
Zalewa mnie fala ciepła, a jednocześnie poczucie winy kłuje mnie w piersi, bo kiedyś pozwalałem na takie gesty komuś, komu nie powinienem. Odchrząkuję nerwowo, a ona znów podnosi na mnie wzrok.
- Jestem gotów… - mówię – Chcę ci opowiedzieć o sobie…
Jolie uśmiecha się lekko i ściska mocno moją dłoń. Kładzie mi głowę na ramieniu i przymyka oczy.
- Dziękuję… - szepcze.
Czekam chwilę napawając się jej bliskością i słuchając szumu wodospadu, który tak wiele znaczy dla nas obojga, dla każdego z osobna i dla naszego wspólnego ja.
Biorę głęboki oddech, wiem, że te rozmowy nie będą łatwe, że będziemy roztrząsali to, co sobie zrobiliśmy, ale chcę, żeby ona wiedziała dlaczego… Chce, żeby zrozumiała, chcę spełnić jej życzenie, bo kiedyś powiedziała mi, że chciałaby wiedzieć co ja czuję, co czułem… a ja nigdy nie potrafiłem się otworzyć, nie potrafiłem zaufać jej w stu procentach i pokazać siebie takiego, jakim jestem, bez maski, którą nosiłem na co dzień, bez kontroli, bez udawania kogoś, kim nie jestem, kim nigdy nie chciałem być.
- Widzisz, kiedyś wszystko było inaczej.  – zaczynam, wiem ,że brzmię gorzej niż większość nauczycieli, ale nic na to nie poradzę, nie potrafię mówić, nie umiem rozmawiać o uczuciach, o przeszłości która rani - Kiedy sie urodziłem, a raczej powstałem wszystko trwało dłużej niż ty pamiętasz... - urywam na chwilę i patrzę w jej ciemne oczy, teraz pełne oczekiwania, widzę, że jest zaciekawiona, że chce usłyszeć moja historię,  że chce wiedzieć co sie ze mną działo. Zawsze tego chciała...
Pocieram kciukiem jej dłoń, a ona odpowiada tym samym. Doskonale wie, co zrobić, żeby mi pomoc, żeby mnie zachęcić, żebym powiedział jej o tym wszystkim, o czym nigdy nikomu nie mówiłem. 

- Przez osiemnaście lat mieszkałem z moją matką, z kobietą, która miała wiele zalet i której jestem wdzięczny za to, że mnie wychowała, ale miała też wady, widzę to dopiero teraz… - urywam na chwilę ,żeby zaczerpnąć powietrza. Jolie lekko ściska moje palce, jakby chciała mi dodać otuchy, chcę się uśmiechnąć, ale nie mogę.
- Widzisz, ona wmawiała mi zawsze cos, co nie mogło być prawdą... – przełykam nerwowo ślinę – coś, co wiedziałem, że musi być kłamstwem, ale ona powtarzała to tak wiele razy ze w końcu w to uwierzyłem.. a kiedy uwierzyłem moje życie stało sie koszmarem...
Jolie patrzy na mnie i wiem, że czeka aż na nią spojrzę, wiem czeka aż jej powiem co dalej, czeka aż się w końcu przyznam jaki byłem próżny i jakim kompletnym idiota byłem kiedyś, dopóki jej pierwszy raz nie zobaczyłem…  Czeka aż wyjawię jej swoje sekrety tak jak ona zrobiła ze swoimi jakiś czas temu Powiedziała mi o wszystkim, co tym co czuła, czemu tak uparcie mnie odpychała na początku, o swoim panicznym strachu związanym z pojawieniem się Blake’a i z wyrzutami sumienia, kiedy ten ją pocałował, a ja na to wszystko patrzyłem. Powiedziała mi  kiedy mnie pokochała i kiedy to zrozumiała, powiedziała, że to Blake jako pierwszy próbował ej jto uświadomić, ale wtedy jeszcze była głucha na jego rady... Opowiadała mi o swoich załamaniach, które przychodziły falami, kiedy jej świat się walił, kiedy okazywało się, że wszystko, co wie, o czym pamięta, jest kłamstwem, nieprawdą, fikcją, ale także o tym, ze kiedy te chwile załamania przychodziły, miała oparcie we mnie, a potem, kiedy mnie zabrakło, w końcu znalazła dla siebie punkt zaczepienia, znalazła coś o co chciała walczyć i dla czego była gotowa poświęcić wszystko. Tym czymś byłem ja... Pamiętam moje uczucie wtedy. Nie umiem go opisać, nie potrafię, wiem tylko ze właśnie wtedy zrozumiałem, że sięgnąłem nieba. Ona mi je dala, tak jak zawsze, ona mi go uchyliła i uchyla mi go codziennie, każdym dotykiem, każdym gestem, każdym słowem wypowiedzianym do mnie,  tym, że po prostu jest. Tu. Ze mną. I mnie kocha. To wszystko czego mi potrzeba do szczęścia - ona. 
- Robin? - ponagla mnie, ale kocham kiedy wymawia moje imię, bo zawsze zawiera w tym tyle uczucia, tyle niesamowitej miłości, aprobaty i wybaczenia.. wybaczenia, na które ją stać, ale mnie nie... 
Podnoszę na nią wzrok i napotykam ciemnoniebieskie, chabrowe spojrzenie. Jej dłoń wędruje w górę po mojej ręce, od dłoni, przez przedramię do ramienia, wywołując przyjemne dreszcze i powodując, że na moim ciele zaczyna się pojawiać gęsia skórka. Przymykam oczy, a ona przykłada dłoń do mojej szyi i delikatnie pociera skórę kciukiem.  
- co ci powiedziała? - pyta delikatnie, bez nacisku, bardziej mając nadzieję niż wymuszając odpowiedź. Nie umiem jej sie oprzeć. 
- Mówiła, ze jestem ideałem, że zostałem stworzony jako ideał i że mogę się otaczać tylko ideałami. Dlatego nie miałem przyjaciół, bo u każdego widziałem wady, nie byli idealni. Nikt nie był. Wtedy tylko nie rozumiałem, że ja sam też nie jestem ideałem… - wzdycham – Matka twierdziła też, że takiego ideału muszę szukać na żonę... – zaciskam powieki, bo ciężko mi przyznać to, co za chwilę powiem - ty jesteś... - urywam i patrzę na nią niepewnie. Uśmiecha się zachęcająco. 
- Jestem... - szepcze - jestem i zawsze będę twoja. – jej dłoń zaciska się na moim ramieniu. 
Uśmiecham się, bo nie umiem się powstrzymać. Moje marzenie spełnia się każdego dnia. 
Po chwili otrząsam się z zamyślenia
- nie o to mi chodziło... - mówię
- wiem, ale to jest jedyna prawda jaka znam... - całuje mnie lekko - jaka jest twoja? 
- twój pierwowzór to tak naprawdę nie moje wyobrażenie. To cos, co zaszczepiła we mnie matka. Jasne włosy, ciemne oczy, drobne ciało, delikatność, czułość, ufność, opiekuńczość …  Jesteś wszystkim, czym ja nigdy nie byłem. Niedawno do tego doszedłem - patrzę na nią z niepokojem, bo nie wiem jak zareaguje na kolejna rewelacje, na kolejne kłamstwo w swoim życiu. Czekam na jej odpowiedź, czuję jak wali mi serce, jak przyspiesza mi oddech, jak trzęsą mi sie dłonie. Chce krzyczeć żeby tylko mnie nie zostawiała, żeby była ze mną mimo wszystko, żeby... 
A ona ściska moja dłoń i przykłada ją do swoich ust. 
- Jesteś moim przeciwieństwem… - szepczę – Nie wiem jak… - urywam i patrzę w jej oczy – Nie wiem jak ze mną wytrzymujesz…
- Nie jestem twoim przeciwieństwem – szepcze.
Kręcę głową.
- Zobacz…
Bierze moją dłoń i kładzie sobie na policzku, wtula się w nią. Pocieram jej policzek kciukiem.
- Delikatność – mruczy.
Gardłowe brzmienie jej głosu powoduje, że muszę to zrobić. Pochylam się i całuję ją lekko w policzek.
- Czułość…
Bierze leżący na stole nóż, podnosi go i przykłada ostrze do mojej szyi. Nie ruszam się, bo wiem, ze nic mi nie zrobi.
- Ufność…
Przenosi nóż nóż i delikatnie przesuwa nim po skórze na swoim ramieniu. Natychmiast wstaję i idę po bandaże, obmywam jej ranę i przykrywam opatrunkiem, choć wiem, że cięcie jest płytkie, że niczemu nie zagraża.
- opiekuńczość… – uśmiecha się do mnie, odkłada nóż i wyciąga do mnie rękę. Siadam obok niej, a ona przysuwa się bliżej i już po chwili jest na moich kolanach. 
- Jesteś wszystkim tym, co ja, a ja jestem wszystkim tym, co ty, bo jesteśmy jednością. Nie ma ciebie, nie ma mnie… Jesteśmy tylko my.
Uśmiecham się i drżącymi rekami. Wciąż boję się, że ona nie widzi mnie, a jakieś dziwne swoje wyobrażenie o mnie.
- Jolie, ja nie…
- nie denerwuj się... - szepcze - jestem twoja. Bez względu na wszystko... Kocham cię. – patrzy mi w oczy – Jesteś dokładnie taki, jak przed chwilą widziałeś. Dokładnie… Zawsze taki byłeś, tylko nie potrafisz patrzeć na siebie przez pryzmat zalet, zawsze widzisz swoje wady.
- ja…
- Ty – przerywa mi – Jesteś dla mnie idealny. Nie jesteś ideałem, ja też nim nie jestem, ale jesteś idealny dla mnie.  
Jej słowa ogrzewają mnie, ale wciąż jestem zdenerwowany, dla mnie byłoby to szokiem, to co powiedziałem o jej stworzeniu.
- kolejna rzecz sie wali... - mowie - kolejny pewnik...
Ona uśmiecha sie lekko 
- Jeśli myślisz, że opierałam swój światopogląd na fakcie, że zrodziłam się w twoich snach, to się mylisz.
Ściągam brwi i patrzę na nią zaskoczony. 
- juz ci kiedyś mówiłam - wzdycha lekko - nie obchodzi mnie jak powstałam i kto mnie stworzył. Co z tego ze nie byłam dziewczyna z twoich snów? - pyta, a ja sie uśmiecham, bo widzę, że ona widzi i wie to, czego ja nie umiem zaakceptować, że nie liczy sie to co było, liczy sie to, co jest tu i teraz. 
- nie byłaś - potwierdzam - ale teraz jesteś. 
Jej usta odnajdują drogę do moich i juz wiem ze oboje mamy dość rozmów na dziś, juz wiem jak to sie skończy. Wiem bo wiem czego pragnę i czuje to, co ona mówi mi bez slow. "Kocham cie i wiem ze ty mnie kochasz. Stańmy sie znowu jednością. " 
Niczego bardziej nie pragnę. Przyciągam ja do siebie i zatapiam sie w jej pocałunkach, w cieple jej ciała w zapachu jej skóry i w niesamowitej delikatności jej dotyku i w ogromnej mocy szeptanych slow miłości, akceptacji i przebaczenia.
- wybacz sobie i zapomnij – prosi cicho kobieta moich snów, kładąc głowę na moim ramieniu, żeby raz jeszcze, jak co dzień zasnąć w moich objęciach. Nie wiem nawet kiedy znaleźliśmy się w sypialni, kiedy zdążyliśmy tu przejść, skoro cały czas byliśmy zajęci pocałunkami, dotykiem, chłonięciem siebie nawzajem… 
- staram sie... - odpowiadam choć nie wiem czy ona to jeszcze słyszy - dziękuję ze zostałaś ze mną, że... 
Mruczy w odpowiedzi i wtula sie mnie. Podnosi głowę, żeby na mnie spojrzeć. Jednak nie spała jeszcze.
- nie umiem cię zostawić. Nie umiem sie na ciebie gniewać. Jedyne co potrafię to wybaczyć ci wszystko i przyjąć cie takim, jakim jesteś....
- nie wiem jak... - chrypie ledwo wypychając słowa przez ściśnięte poczuciem winy gardło. - nie wiem jak możesz mi wybaczyć to, co zrobiłem. 
Jolie uśmiecha sie i pochyla sie niżej nade mną. Jej usta prawie muskają moje wargi. A ja znów pluję sobie w brodę, bo widzę, że nie jestem teraz dla niej oparciem, którym zawsze chciałem, być. Nie jestem i nie będę nim dopóki jej tego wszystkiego nie powiem, dopóki nie zrzucę tego ciężaru z piersi…
- kocham cie. Jak mogłabym ci nie wybaczyć? - niski, głęboki glos wola do mnie. Lekka chrypka, którą ona przywołuje zawsze kiedy mówi coś takiego, cos co po raz kolejny pozwala mi uwierzyć, że jestem największym szczęściarzem na ziemi. Bo mam ją. 

Nie wytrzymuję, bo nie chcę wytrzymać, nawet nie próbuję się hamować, Wiem, że ona tego chce, wiem, bo właśnie przesuwa nosem po mojej szczęce. Przyciągam ja mocno do siebie, ramionami obejmuję ją tak, jakbym chciał ją odciąć od świata i naprawdę zostawić tylko dla siebie. Stykam nasze usta i po chwili przenoszę się do świata bez poczucia winy, bez tragicznej historii. Przenoszę się dokładnie tam, gdzie byłem kiedy pierwszy raz ją całowałem. Do namiastki mojego prywatnego nieba. Tu, na ziemi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!