Me

Me

czwartek, 29 sierpnia 2013

Żywioły: Powietrze 6 - Ona


V.
Siedzę. W końcu dotarłem. Zimno tu jak cholera i wcale mi się to nie podoba. Phoenix pod stołem kopie mnie kostkę, żebym się zachowywał, wzruszam ramionami i prycham. Jeśli oni nie szanują mnie, to ja nie będę szanował ich. Przyjechałem na wezwanie. Przy bramie nie było nikogo, więc wpuściłem się sam. Lód nie przepada za kontaktem z ogniem, wiec brama nie była dla mnie przeszkodą… Uśmiecham się w duchu na to wspomnienie. Jak to zobaczyli, zbledli i natychmiast zajęli się naprawą.
W drzwiach zamku powinni czekać gospodarze. Nie było ich, więc przyszedłem tu. Sam. Orientacja w terenie to moja specjalność. A tak naprawdę, to wszystkie nasze zamki mają ten sam układ, więc wiedziałem, gdzie jest jadalnia, tak po prostu. Wszedłem tu i poczułem się jeszcze bardziej olany. Są wszyscy, poza gospodynią. Co ona sobie, do cholery, myśli, że kim ona jest? ! Przychodzą goście, to się ich wita, a nie ucieka gdzieś, niewiadomo gdzie.
Rozwalam się na krześle i wpatruję się w czubki butów. Kątem oka widzę, że wnoszą jedzenie, ale nie mam zamiaru się ruszyć dopóki ona nie przyjdzie, dopóki nie będzie tak, jak powinno być.
Żarcie pachnie obłędnie i już wiem, że za to lubię zimnych. Generalnie są mało przyjemni. Moje ciepłe ciało źle się czuje w otoczeniu lodu. Marznę…
Krzesło naprzeciwko mnie odsuwa się i ktoś tam siada, Powoli podnoszę wzrok. Jest. Unoszę głowę, żeby się jej lepiej przyjrzeć i nagle zaczyna się dziać coś, co nie ma prawa się dziać, coś, co nie może się zdarzyć. Czuję się tak, jakbym spotkał kogoś, kogo znałem od dawna, kogoś, kogo znam na wylot, jak własną kieszeń. Kogoś, kto jest mi tak bliski, jak to tylko możliwe…
Moje serce przyspiesza, moje oczy napotykają jej, jasnobłękitne, lodowe, patrzy prosto na mnie i kiwa lekko głową, witając mnie. Wstaje na chwilę i podchodzi do mnie. Poprawiam się nerwowo na krześle. Czuję na sobie przenikliwy wzrok Phoenix. Ona jedna widzi, że coś ze mną nie tak.
- Witaj Valienie, cieszę się, że zaszczyciłeś nas swoją obecnością – ma piękny, delikatny głos. – Wybacz, że nikt nie przywitał cię przy drzwiach. – Wyciąga do mnie rękę, a ja łapię jej lodowatą dłoń i choć zetknięcie z nią powinno być nieprzyjemnie, choć spodziewam się, że za chwile zamarznę, nic takiego się nie dzieje. Przeszywa mnie chłodny, ale przyjemny dreszcz, moje oczy rozszerzają się, moje serce bije dokładnie w gardle, mój oddech się spłyca, a mój tatuaż zaczyna nagle piec, kiedy przykładam usta do grzbietu jej dłoni.
Przez chwilę nie wiem o co chodzi, nie wiem dlaczego piecze, ale ona wyszarpuje rękę z mojego uścisku i pociera nadgarstek. Więc ona też to poczuła… Patrzę na nią i nie mogę się nadziwić jaka jest piękna. Długie, jasne włosy opadają kaskadami na plecy, błękitna, zwiewna suknia odsłania ramiona powodując, że coś we mnie zaczyna się gotować i zasycha mi w gardle. Jasna cholera!
Pierwszy raz, przysięgam, pierwszy raz czuję coś takiego i od razu wiem co to jest. Kiedyś przysięgałem, kląłem się przed wszystkimi, że dziewczyna to nie dla mnie, że nie mam na nią czasu, że na chwilę, to owszem, ale nie chcę, żeby ktoś właził z butami w moje życie… Spoglądam w dół, na jej stopy. Jest bosa. Nie wlezie z butami w moje życie, o nie. Ona tam wejdzie bez nich.
Kiedyś nie chciałem, żeby mnie ktokolwiek ograniczał, żebym bał się o czyjeś życie bardziej niż o swoje. Kląłem się, że nigdy, NIGDY się nie zakocham. A teraz… teraz pojawiła się ona, a ja chcę się tylko do niej zbliżyć, chcę ją mieć dla siebie… Tylko dla siebie i na każdy dzień i każdą noc, na zawsze.
Jak to się mogło stać?! Jak to może tak być, że nagle ja, JA mam tylko jedno pragnienie, że nagle ONA stałą się centrum mojego świata. NAGLE. W ciągu sekundy, po jednym dotknięciu wiem, że mogę znieść dla niej wszystko. Czuję, że to pieczenie tatuażu to nic w porównaniu z tym, co jeszcze mnie czeka, ale wiem też, że zrobię dokładnie WSZYSTKO, żeby ją zdobyć, żeby była moja już na wieki, mimo, że to przeczy naszej naturze. Ogień i Lód, to nie ma praw się udać! Nie może się udać! Nie powinno, a jednak właśnie się dzieje.
Zwariowałem, do cholery! Normalnie zwariowałem. Nie.
Tatuaż piecze jeszcze przez chwilę, a w głowie pojawiają mi się słowa „ogień i lód nie mogą trwać razem”. Ściągam brwi i zaczyna się we mnie gotować. Nie? Jesteście pewni, że nie?!  Po moim trupie, jeśli cokolwiek zdoła mnie powstrzymać przed zdobyciem tego, czego pragnę!
Te same słowa pojawiają się jeszcze raz z jakimś komentarzem, że spotkanie wody i ognia zawsze kończy się unicestwieniem jednego z nich. Unoszę w uśmiechu jeden kącik ust. Jeszcze zobaczymy!
Jej dotyk wyrywa mnie z zamyślenia.
- Valien, czy cos się stało? – pyta miękko, przesuwając ostrożnie dłonią po mojej dłoni.
– Nic się nie stało. Głodny jestem. Możemy już jeść?! – warczę. Muszę zmienić temat, żeby nie myśleć o niej, choć wiem, czuję, że od dziś to właśnie ona stanie się moja obsesją.
- Siadaj zatem, Valienie i jedz. – uśmiecha się, ale widzę, że to wymuszony uśmiech. Odwraca się ode mnie i idzie do swojego krzesła.
 - Lani! – wołam do jej pleców skracając jej imię. Takie pasuje do niej bardziej -  Wolę, jak nazywa się mnie Val i byłbym wdzięczny, gdybyś się do tego ustosunkowała. -  odpowiadam.
Odwraca się szybko. Chyba jest zła, ale nie widać tego na jej twarzy.
- Mam na imię Nalani. – mówi spokojnie, spokojnie jak zawsze. No tak, Lód.
- Jasne, Lani… - opadam na krzesło, próbując uspokoić szalejące serce.
Po cholerę ja się z nią droczę? To mi raczej nie pomoże…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!