Me

Me

czwartek, 22 sierpnia 2013

Robin's Confession 3

- Tato? – ktoś ciągnie mnie za rękaw.
Budzę się, siadam i przecieram oczy. Jake stoi obok mnie, trzęsąc się. Jest podobny do Jolie, ma jej włosy i jej usta, ale mój kolor oczu i mój kształt nosa. Jest niesamowity.
Jolie chciała go nazwać imieniem swojego biologicznego ojca, ale ja uznałem, że Aaron nie będzie zachwycony i że imię trzeba zmodyfikować. Poza tym bardzo chciałem uczcić kogoś, kto jest jeszcze z nami, a kto bardzo nam pomógł, nam obojgu. Bo tak naprawdę jesteśmy razem dzięki Blake’owi i jego uporowi i temu, że on wierzył w nas bardziej niż my sami. Jack - Blake – Jake . Tak, to na ich cześć nasz syn otrzymał takie imię. Jolie bardzo szybko się zgodziła. Dodatkowo pomógł nam Jace, ustanawiając prawo, które zabrania nazywać dzieci w Jacksville imieniem Jack. Jestem prawie pewien, że Blake maczał w tym palce, bo Jolie wspominała, że już wcześniej ostrzegał ją przed imieniem Jack.
Nawiedzają mnie wspomnienia. Pamiętam jak się rodził, pamiętam mój strach, moje przerażenie, pamiętam ból Jolie i jej uśmiech kiedy trzymała go na rękach i podawała go mi.
- Jesteś tatą… - powiedziała wtedy, a ja nie mogłem uwierzyć, że to dzięki mnie na świecie pojawił się nowy człowiek. Nie mogłem uwierzyć w cud, jakim są narodziny dziecka. Mojego dziecka.
Wspominam to jako jeden z najszczęśliwszych dni mojego życia. Nie bez powodu, wszystkie najpiękniejsze dni mojego życia kręcą się wokół Jolie, która teraz śpi spokojnie u mojego boku. Nasz ślub, dzień, w którym przyszła do mnie po raz pierwszy, dzień w którym zamieszkała ze mną i zgodziła się ze mną być, dzień w którym powiedziała mi, że mnie kocha… Uśmiecham się na tę myśl.
Delikatne szarpanie za rękaw wyrywa mnie z zamyślenia. Jake wpatruje się we mnie, wciąż się trzęsąc. 
- Co się dzieje? – pytam.
- Ktoś jest u mnie w pokoju… - szepcze. – Jakiś potwór, za szafą.
Uśmiecham się lekko. Ściskam jego dłoń.
- Mam go unicestwić? – pytam zaciskając pięści i schodząc z łózka.
- Nie… - szepcze i przytula się do mnie – Zostaw go, on też ma prawo żyć. Nic mi nie zrobił, tylko patrzył…
Głaszczę go po głowie. Jest niesamowicie empatyczny, taki, jak Jolie, wrażliwy.
- To co my zrobimy? – pytam, choć dobrze znam odpowiedź.
- Mogę spać tutaj? – pyta kładąc nieśmiało na łóżku poduszkę i misia, które przyniósł ze sobą.

 - Oczywiście. – wciągam go na łóżko i kładę się obok niego. Wtula się we mnie mocno i natychmiast zasypia, a ja po raz kolejny zastanawiam się co takiego zrobiłem, że zasłużyłem na taką cudowną rodzinę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!