- Tato? – ktoś ciągnie mnie za rękaw.
Budzę się, siadam i przecieram oczy. Jake stoi obok mnie,
trzęsąc się. Jest podobny do Jolie, ma jej włosy i jej usta, ale mój kolor oczu
i mój kształt nosa. Jest niesamowity.
Jolie chciała go nazwać imieniem swojego biologicznego ojca,
ale ja uznałem, że Aaron nie będzie zachwycony i że imię trzeba zmodyfikować.
Poza tym bardzo chciałem uczcić kogoś, kto jest jeszcze z nami, a kto bardzo
nam pomógł, nam obojgu. Bo tak naprawdę jesteśmy razem dzięki Blake’owi i jego
uporowi i temu, że on wierzył w nas bardziej niż my sami. Jack - Blake – Jake .
Tak, to na ich cześć nasz syn otrzymał takie imię. Jolie bardzo szybko się
zgodziła. Dodatkowo pomógł nam Jace, ustanawiając prawo, które zabrania nazywać
dzieci w Jacksville imieniem Jack. Jestem prawie pewien, że Blake maczał w tym
palce, bo Jolie wspominała, że już wcześniej ostrzegał ją przed imieniem Jack.
Nawiedzają mnie wspomnienia. Pamiętam jak się rodził,
pamiętam mój strach, moje przerażenie, pamiętam ból Jolie i jej uśmiech kiedy
trzymała go na rękach i podawała go mi.
- Jesteś tatą… - powiedziała wtedy, a ja nie mogłem
uwierzyć, że to dzięki mnie na świecie pojawił się nowy człowiek. Nie mogłem
uwierzyć w cud, jakim są narodziny dziecka. Mojego dziecka.
Wspominam to jako jeden z najszczęśliwszych dni mojego
życia. Nie bez powodu, wszystkie najpiękniejsze dni mojego życia kręcą się
wokół Jolie, która teraz śpi spokojnie u mojego boku. Nasz ślub, dzień, w
którym przyszła do mnie po raz pierwszy, dzień w którym zamieszkała ze mną i
zgodziła się ze mną być, dzień w którym powiedziała mi, że mnie kocha…
Uśmiecham się na tę myśl.
Delikatne szarpanie za rękaw wyrywa mnie z zamyślenia. Jake
wpatruje się we mnie, wciąż się trzęsąc.
- Co się dzieje? – pytam.
- Ktoś jest u mnie w pokoju… - szepcze. – Jakiś potwór, za
szafą.
Uśmiecham się lekko. Ściskam jego dłoń.
- Mam go unicestwić? – pytam zaciskając pięści i schodząc z
łózka.
- Nie… - szepcze i przytula się do mnie – Zostaw go, on też
ma prawo żyć. Nic mi nie zrobił, tylko patrzył…
Głaszczę go po głowie. Jest niesamowicie empatyczny, taki,
jak Jolie, wrażliwy.
- To co my zrobimy? – pytam, choć dobrze znam odpowiedź.
- Mogę spać tutaj? – pyta kładąc nieśmiało na łóżku poduszkę
i misia, które przyniósł ze sobą.
- Oczywiście. –
wciągam go na łóżko i kładę się obok niego. Wtula się we mnie mocno i
natychmiast zasypia, a ja po raz kolejny zastanawiam się co takiego zrobiłem,
że zasłużyłem na taką cudowną rodzinę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!