Ściskam kurczowo to, co napisałem kiedyś. Znowu zastanawiam
się czy jej to dać, czy opowiedzieć. Problem w tym, że jestem pewien, że nie
umiem pisać, ale jeszcze trudniej jest mi mówić o tym wszystkim. O tym, że
kochałem dziecko… O tym, że podglądałem ją niemal na każdym kroku… O tym, że kiedy miała zaledwie kilka lat, ja
rozmyślałem o tym, jak może nam być cudownie, jaka ona jest niesamowita i ile
szczęścia może mi dać…
Wzdycham ciężko i podnoszę wzrok, kiedy ona wychodzi z domu.
- Jake śpi. – mówi cicho i uśmiecha się, ale po chwili
napotyka moje spojrzenie i zatrzymuje się na chwilę, jakby nie wiedziała co
zrobić. Przenosi wzrok na zwitek papierów, które trzymam w ręku. Podchodzi do
mnie szybko i zaciska na nich palce.
- To jest twój pamiętnik? – pyta – Ten, o którym
wspominałeś?
Nie mam odwagi spojrzeć jej w oczy. Puszczam papiery i
opadam na ławkę, a ona drżącymi rękoma rozwija kartki i siada obok mnie.
- Mogę?
Kiwam głową, bo nie wiem co mam zrobić. Nie mogę się
odezwać, bo coś mnie blokuje, nie potrafię…
Przyglądam jej się bacznie, kiedy czyta pierwszą stronę.
Doskonale pamiętam każde zapisane tam słowo. Pamiętam nawet, że nadałem mu
tytuł: „Czekając na Jolie”. Nadałem mu tytuł, jakby to było jakieś wielkie
dzieło, coś wartego przeczytania, a to tylko zwierzenia faceta, który zakochał
się w małej dziewczynce, a potem czekał aż ona dorośnie, żeby jej o tym
powiedzieć. To wyznania kogoś, kto uważał się za ideał, dopóki nie zauważył, że
w tej drobnej blondynce jest wszystko to, czego on najprawdopodobniej nie ma, a
co tak naprawdę ceni najbardziej. To zwierzenia człowieka, który uświadomił
sobie nagle, że nie jest ideałem i postanowił się zmienić, postanowił stać się
lepszym człowiekiem, dla niej…
Pamiętam, że kiedy się oficjalnie poznaliśmy nie umiałem się
rozluźnić. Bałem się, że wrócą dawne nawyki i pilnowałem niemal każdego gestu.
Teraz jest trochę lepiej, ale jakaś obawa wciąż siedzi we mnie. Wciąż myślę, że
może wrócić dawny Robin, ktoś, kogo obecnie nawet bym nie polubił.
Śledzę jej wzrok, jakbym czytał razem z nią.
„Mam wrażenie, że moje życie
składa się wyłącznie z czekania...
Od kiedy skończyłem 18 lat, czekałem na nią. Wiedziałem, że
warto, bo obserwowałem ją od
momentu stworzenia i pokochałem ja juz dawno chociaż nie była ideałem. Nie była i nie jest. Ma
swoje wady, ale dla mnie nie miały one znaczenia. Pragnąłem jej od dawna, była niemal ideałem,
była delikatna, czuła, opiekuncza. Była taka, jaki ja powinienem byc, wiec chciałem
się do niej zblizyc i to pragnienie, to
oczekiwanie doprowadzało mnie do szaleństwa.
Wiedziałem jednak, ze na nia nie zasługuje, ze musze najpierw zmienic samego
siebie. Wiedzialem, że nie
mogę jej nic powiedzieć… Było za wcześnie.
Parę razy o mało sie nie zdradziłem, na
apelach patrzyłem tylko na nią,
nie mogłem oderwać od niej
wzroku... Musiała to zauważyć...
Kochałem ją i wiedziałem, ze pragnę
tylko jednego - żeby ona tez
mnie pokochała. Byłem gotowy na wszystko, ale z ujawnieniem uczuć czekałem aż osiągnie
pełnoletniość. Czekałem, żeby była w stanie zrozumieć, co czuję, żeby pojęła, że
od kiedy tylko pamiętam, myślę
wyłącznie o niej.
Teraz moje jedyne pragnienie się ziściło.
Ona jest ze mną, choć w zasadzie, to znowu jej nie ma…
Była już moja, mimo wielu przeciwności losu, mimo tego, że wielokrotnie cos nas rozdzielało, zawsze
znajdowaliśmy drogę do siebie. Niedawno została moją żoną i wiem, że kocha mnie tak, jak ja kocham ją. W dniu ślubi byłem najszczęśliwszym
człowiekiem na świecie, ale
los znów nas rozdzielił, a ja nie mogę
teraz jej szukać. Nie mam
takiej możliwości, bo mój stan na to nie pozwala.
Straciłem czucie w nogach i nie mogę
chodzić. Lekarze mówią, że
nigdy już nie będę
chodził, a jeśli nie będę,
to nie mam po co jej szukać.
Nie chcę być dla niej ciężarem, tylko oparciem, a jakim oparciem może być
kaleka?
Nie tracę jednak nadziei. Będę
walczył, ale nie wiem czy dam rade... Dla niej skoczyłbym w ogień, więc
czy kalectwo może mnie pokonać? Nic mi nie przeszkodzi w ponownym
odnalezieniu Jolie, a juz na pewno nie moja własna słabość...
Tymczasem, żeby nie zwariować
z tęsknoty, piszę o tym wszystkim co czułem czekając na nią... Pisze o tym, jaki byłem zanim ja poznałem. To moja
spowiedz, to moja terapia, przypominam sobie dawnego siebie, zanim zacząłem się zmieniac dla niej. Przypominam sobie
swoje kleski i to jaki kiedys byłem okrutny, przypominam sobie tez najszczęśliwsze chwile, przypominam sobie ją, przypominam sobie to jak bardzo ją kocham...”
Jej pocałunek wyrywa mnie z zamyślenia.
- Ja ciebie też kocham. – szepcze i wtula się we mnie.
Próbuję się uśmiechnąć, ale nie mogę. Nie umiem sobie
wyobrazić co ona poczuje, kiedy to przeczyta, kiedy zrozumie jaki byłem kiedyś,
zanim mnie poznała, kiedy dotrze do niej, że nie obchodziło mnie to, że
krzywdziłem innych, że dopiero po jakiś czasie dochodziłem do tego, że nie mam
prawa wszystkich osądzać. Co pomyśli o mnie, kiedy dowie się, że kiedyś dla
zabawy krzywdziłem słabszych, żeby udowodnić, że sam jestem od nich lepszy?
Siedzę cicho, czuję, jak z każdą przeczytaną przez nią
stroną skacze mi ciśnienie. Czuję, jak zaczynam się trząść. Jolie nic nie mówi,
tylko czyta. Jej wzrok przeskakuje po kolejnych wersach, nie mogę nic wyczytać
z jej twarzy. Boję się. Ostatnia strona. Prawie mam mroczki przed oczami.
Czekam w napięciu na jej reakcję. Skończyła. Nie spieszy się, zwija kartki, a
ja czekam, na zbawienie albo na wyrok, choć bardziej spodziewam się tego
drugiego.
- Boisz się. – mówi cicho oddając mi pamiętnik.
Kiwam głową, bo nie jestem w stanie nic powiedzieć.
- Boisz się od samego początku, od kiedy mi to dałeś… -
szepcze , a ja ponownie kiwam głową. – Dlaczego?
Ściągam brwi i po raz pierwszy odważam się na nią spojrzeć.
Nie rozumiem pytania. Rozumiem co powiedziała, ale nie rozumiem o co mnie pyta.
- Bo to jest chore, ja jestem chory… - chrypię w końcu. –
Byłem…
Zatyka mi usta dłonią, pochyla się w moją stronę i całuje
mnie lekko w policzek.
- Robin, ile razy mam ci powtarzać?! – pyta szorstko. –
Kocham cię i NIC tego nie zmieni. Nic, rozumiesz?
- Ale… - zaczynam.
- Teraz lepiej cię rozumiem. Lepiej rozumiem twoje obawy i
to dlaczego byłeś taki zamknięty w sobie i to dlaczego tak pilnujesz się na
każdym kroku, żeby przypadkiem nie powiedzieć czegoś, co może mi się nie
spodobać, żeby nie zareagować spontanicznie… - wzdycha – A ja dalej chcę, żebyś
był sobą i żebyś przestał się mnie bać! Dalej chcę poznać prawdziwego ciebie.
- Nie pokochasz prawdziwego mnie… - odpowiadam cicho i
wbijam wzrok we własne dłonie.
Jolie milczy przez chwilę, a ta chwila wydaje mi się
wiecznością.
- Ja myślę, że nie jesteś już tym, kim byłeś. Ja tego kogoś
nie widzę… - zmusza mnie do spojrzenia na siebie – Nie znam człowieka, którego
opisałeś. Mówiłam ci już jaki jesteś i chyba to widzisz. Jesteś czuły i
opiekuńczy, nie wywyższasz się, a raczej wycofujesz z przepychanek. Nie
podejmujesz bezsensownej walki o nic, za to jeśli walczysz o coś co kochasz,
robisz wszystko, co w twojej mocy, choćbyś miał to przypłacić życiem. Ja znam
takiego Robina.
Wzdycham i kręcę głową.
- Zmieniłeś się. – oznajmia – Nie jesteś tym samym
człowiekiem. Ja też nie jestem taka, jaka byłam.
- Boję się, że ten ktoś, że ja… że wrócę i znowu będę taki.
- Nie będziesz – jej głos jest pewny, jakby oznajmiała, że
dwa plus dwa jest cztery – Nie jesteś już tym człowiekiem tak, jak ja nie
jestem tą przerażoną dziewczynką, którą kiedyś poznałeś.
Wzdycham.
- Robin! Weź się w garść, proszę cię i odzyskaj trochę
swojej dawnej pewności siebie. Nie pozwól, żeby przeszłość niszczyła to, co mamy
teraz. Postaraj się… - Ściska moją dłoń -Muszę
ci coś powiedzieć, ale najpierw muszę być pewna, że jesteś w stanie sobie
poradzić ze swoją przeszłością. –odwraca się ode mnie i znika w domu
zostawiając mnie z pamiętnikiem w ręku. Siedzę tak przez chwilę sam,
zastanawiając się nad tym co powinienem zrobić i przypominam sobie jak ona
kiedyś spaliła nasze papiery rozwodowe.
Biorę ołówek i kartki, które zostały na werandzie od czasu,
kiedy Kane i Jake coś tu rysowali. Zaczynam pisać, opisuję wszystko to, co
przeżyłem z Jeleną. Opisuję nasze życie i moje uczucia. Kończę w środku nocy,
szybko mi poszło. Wchodzę do domu i idę do sypialnie. Jolie nie śpi, tylko
patrzy się w sufit. Czeka na mnie. Podaję jej kolejne części pamiętnika.
- Chcę, żebyś to wiedziała, a później razem pozbędziemy się
tego, kto tam siedzi… - chrypię – Chcę być wolny! Nie chcę co noc budzić się
zlany potem, przerażony jakimiś wizjami przeszłości. Nie chcę, żeby ścigały nas
duchy.
- One nie odejdą – mówi cicho – będą zawsze...
- Wiem – odpowiadam – Ale ty odegnałaś swoje, teraz
przychodzą znacznie rzadziej… - Jolie kiwa głową – Ja chcę zrobić to samo.
Moja żona uśmiecha się i kiwa głową. Bierze do ręki
pamiętnik i czyta go. Widzę łzy w jej oczach, kiedy dochodzi do końca. Ostatnie
słowo to „Dziękuję”. Dziękuję jej, że mi wybaczyła i że widzi we mnie prawie
same zalety. Dziękuję jej za samo to, że jest.
Jolie wstaje i wychodzi. Nie wiem co mam zrobić więc stoję
na środku i czekam. Po chwili wraca z zaspaną Jill i bierze mnie za rękę
ciągnąc do wyjścia. Zatrzymuje się przy kredensie i wyciąga z niego coś, po
czym chowa to do kieszeni.
Księżyc świeci wysoko nad horyzontem, a my idziemy
zarośniętą, dawno nie używaną ścieżką, która prowadzi do jaskini za wodospadem.
Wchodzimy tam. Jolie zapala świeczkę i oświetla nam drogę. Idziemy do drugiej,
większej groty. Jolie stawia świeczkę na skalnej półce, którą kiedyś
wykorzystałem jako stolik i wręcza mi mój pamiętnik.
Patrzę na nią przez chwilę niepewny co mam zrobić, aż w
końcu rozumiem, że ona pomyślała dokładnie o tym, o czym ja. Spalić, zapomnieć,
zostawić za sobą... Mam się tego pozbyć, mam ich spalić. Mam spalić Jelenę i
dawnego siebie, żeby już nam nie przeszkadzali, żeby nam nie zagrażali.
Wiem, że oni będą wracać, że te wspomnienia nie wyparują,
ale mam nadzieję, ze jeśli to zrobię, będą się pojawiali rzadziej i nasze życie
wróci do normy.
Ściskam jej dłoń i wsuwam kartki w płomień, a potem rzucam
na ziemię i patrzę jak się palą. Czuję, jak ciężar spada z mojego serca, jak
tajemnice, które ona poznała, znikają wraz z płomieniem. Palę swoją przeszłość,
pozbywam się wszystkiego, co ciągnęło mnie w dół i zaczynam wierzyć w to, że
mogę być szczęśliwy.
Jolie wtula się we mnie mocno i szepcze mi coś na ucho. Za początku
nie rozumiem sensu jej słów, docierają do mnie po jakimś czasie, a moją twarz
rozjaśnia uśmiech, przytulam ją mocno do siebie i całuję.
- Jesteś pewna?
- Tak.
- Kiedy?
- Niedługo…
Duchu przeszłości nie odeszły, nie zniknęły, żyją gdzieś w
nas, ale na tyle głęboko, że nie przeszkadzają nam w codziennym funkcjonowaniu.
Teraz mogę powiedzieć, że jesteśmy szczęśliwi, oboje.
Tak, jak powiedziała Jolie, niedługo po spaleniu pamiętnika,
pojawia się na świecie dziewczynka o ciemnych włosach i chabrowych oczach.
Nazywamy ją Saoirse, bo to imię oznaczało kiedyś wolność, a ona pojawiła się w
momencie, w którym po raz pierwszy poczułem się naprawdę szczęśliwy i wolny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!