V.
Obudziłem sie nagle, bo było mi gorąco. W głowie kołatała mi
niejasna myśl, że od dziś wszystko jest inaczej. Otworzyłem oczy i usiadłem. Byłem
dokładnie tam, gdzie zasnąłem, byłem tym, kim pamiętałem. Wszystko było
dokładnie takie, jak zapamiętałem, ale ciągle miałem wrażenie, że coś jest nie
tak...
Rozejrzałem się. Otoczenie się nie zmieniło. Ściągnąłem
brwi. Czarne ściany, wszędzie kominki i trzaskający ogień. Dokładnie tak, jak
zapamiętałem. Spojrzałem w dół. Dotknąłem piersi, bo czułem tam lekkie
pieczenie. Podniosłem się i podszedłem do lustra. Czarny tusz układał się w
płomienie, otoczone jakimś napisem, którego nie umiałem odczytać w lustrzanym
odbiciu. Wiedziałem tylko jedno, wiedziałem ,że to znak przynależności do Żywiołów,
znak mojej władzy nad ogniem.
- „Nie ważne” - pomyślałem i pstryknąłem palcami, wzniecając ogień
na środku pokoju, a potem z łatwością gasząc go gestem.
Tak, zawsze to lubiłem. Odrobina rozluźnienia przy
trzaskających płomieniach na zawołanie. To jest cos! Super! Fajnie mieć władzę i to nad najfajniejszym,
najlepszym i najważniejszym żywiołem.
Nagle mój znak zaczął piec, boleć, palić. Miałem wrażenie, że
zaraz mnie rozerwie. Przed oczami stanął mi lodowy pałac i droga do niego. Wściekłem
się, bo nie podobało mi się to ograniczenie. Nigdy nie lubiłem tych cholernych
praw, tego ,ze mieliśmy jakby kaganiec, że nie mogliśmy nigdy nic zrobić z
własnej woli. My, ja i Phoenix – moja partnerka, przywódczyni Żywiołów Ognia. Te
cholerne ograniczenia doprowadzały mnie do szału! Czasem miałem ochotę zrobić
coś dla siebie – podłubać przy motocyklu albo pobawić się z jakąś dziewczyną,
niezobowiązująco, bo byłem pewien, że nigdy się nie zakocham. Po prostu
wiedziałem, że nie ma tak zwanej „tej jedynej”, skoro nawet Phoenix nie była
dla mnie odpowiednia, mimo, że dzieliliśmy ze sobą pasję motoryzacyjną, to kto
mógł być? Kto, pytam się?!
Znowu pieczenie. Aż wykręcało mnie z bólu. Wiedziałem, że to
wezwanie, którego nie mogę olać. Wiedziałem, że lodówki chcą koniecznie widzieć
nas natychmiast u siebie, żeby ustalić co robimy. Żałosne! A co mamy niby
robić? Udawać, jak zwykle, że staramy się wypełnić misję, której wypełnić się
nie da. Cholera, muszę tam pojechać, bo inaczej to wszystko się nie uspokoi. Będzie
paliło i piekło dopóki nie wsiądę na motor i nie pojadę do tych zimnych idiotów
i nie wytłumaczę im gdzie ich miejsce i gdzie konkretnie mam tę ich cholerną
misję!
Założyłem podarte jeansy, wsunąłem nogi w glany, po raz
kolejny uświadamiając sobie, że cały czas chodzę po rozżarzonych węglach. Uwielbiałem
tę podłogę. Była klimatyczna. Całe zamczysko było w dechę! Totalny odjazd!
Serio!
Nie sznurowałem butów. Złapałem skórzaną kurtkę motocyklowa
i zszedłem do warsztatu. Doskonale znalem rozkład zamczyska, znałem wszystkie
tajemne i mniej tajemne przejścia. Poruszałem się po nim szybciej niż
ktokolwiek inny. Nawet Phoenix nie znała tylu przesmyków, co ja.
W garażu zobaczyłem ją. Elegancka, szczupła, wysoka. Jej
czerwone włosy opadały falami na plecy. Dłubała coś przy swoim motorze, szykując
go do jazdy. Kiedy wszedłem wstała, wytarła dłonie ze smaru i zapięła
kombinezon pod szyję.
- Cześć Phoenix. – mruknąłem udając, że w ogóle nie wkurza
mnie jej lśniący, wypucowany motocykl.
Uśmiechnęła sie i skinęła głową zakładając ostentacyjnie
kask i siadając na swojego ścigacza.
- Widzę, że też masz znak – powiedziała, wskazując na moją
pierś i podciągając odrobinę rękaw kombinezonu, żeby pokazać mi swój, na
nadgarstku. – Jak myślisz, co to oznacza? – zapytała.
Wzruszyłem ramionami i niespiesznie podszedłem do mojego czarnego,
matowego (jak trzeba!) Bellagio. Założyłem
po drodze kurtkę i okulary przeciwsłoneczne. Dotknąłem rozrusznika i z dumą obserwowałem
minę Phoenix, kiedy silnik mojego motocykla ryknął i całkowicie zagłuszył żałosne
gwizdanie jej czterocylindrowca. Pokręciła głową.
- Val, jesteś niemożliwy...
Uśmiechnąłem sie szeroko. Uwielbiałem ją! To była jedyna
dziewczyna na świecie, którą tolerowałem na dłużej niż szybki numerek. To mój typ. Dziewczyna na motorze, która nie
boi sie smaru. Byliśmy zgraną parą!
Kiedy ruszyliśmy, kiedy wiatr rozwiał moje włosy cala złość wyparowała.
Nie ważne gdzie, ważne, że mogę sie cieszyć wolnością, jaką daje mi tylko
motocykl. Dodałem gazu śmiejąc sie na cale gardło, a Phoenix śmignęła obok mnie
na tylnym kole. Odkręciłem mocno manetkę. Nie dam sie wyprzedzić, o nie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!