Nie muszę jej drugi raz powtarzać. Nie mija sekunda, a ona wstaje
i idzie w jego kierunku. Najpierw powoli, udając obojętność, ale ja wiem, że to
tylko pozory. Widziałam to w jej twarzy, kiedy z nią rozmawiałam. Nigdy nie
przestało jej na nim zależeć, nigdy nie zapomniała, ze kiedyś był w jej snach,
pewnie co noc. Patrzę na nią i zastanawiam się, kiedy przestanie udawać, że nic
jej to wszystko nie obchodzi, że nie poruszyło jej nagłe pojawienie się
Blake’a.
Tak jak się spodziewałam, Mary w końcu nie wytrzymuje i
puszcza się biegiem. Kiedy jest parę kroków od niego znowu zwalnia i zatrzymuje
się.
- Blake... – mówi tak cicho, że ledwo ją słyszę.
On podnosi głowę. Oczy ma zapuchnięte od płaczu, na rzęsach
wciąż lśnią resztki łez, ręce mu się trzęsą. Próbuje się podnieść, ale nie daje
rady. Patrzy na nią z niedowierzaniem, jakby nie spodziewał się takiego obrotu
sprawy, jakby się nie spodziewał, że jeszcze kiedyś usłyszy swoje imię z jej
ust.
- Och, Mary… - chrypi w końcu.
Uśmiecha się lekko do niego i klęka tuż obok. Kładzie mu
dłonie na policzkach i pociera je lekko kciukami.
- Jak? – to krótkie pytanie to echo wszystkich jego
koszmarów.
Jak udało ci się przeżyć? Jak znalazłaś się na górze? Jakim
cudem nie spotkaliśmy się wcześniej?… i pewnie kilkadziesiąt innych pytań, których
teraz sobie nie przypomnę, pewnie tez kilka takich, których nie znam, albo
których sobie nie wyobrażam.
Czuję na talii ciepłe dłonie, a na szyi gorący oddech
Robina. Rozprasza mnie i całkowicie tracę koncentrację. Nie wiem co się tam
dzieje, znowu świat przestaje istnieć, wszystko zlewa się w jednolitą szarość,
którą znam od dziecka, nie ma feerii kolorów, która towarzyszy światowi
Overhead, jest tylko jego dotyk, jego niski głos, kiedy szepcze muskając ustami
płatek mojego ucha.
- Daj im trochę prywatności – obraca mnie delikatnie przodem
do siebie.
Pochyla się w moją stronę, jego oczy błyszczą w świetle dnia
nieznanym, złotawym światłem, które w nocy wydaje się bardziej srebrzyste. Po
chwili jego usta są chyba milimetr od moich, kiedy przymykam oczy i czekam na
pocałunek. Czekam, ale on nie nadchodzi. Otwieram oczy. Robin przygląda mi się
badawczo z zawadiackim błyskiem w oku. Marszczę czoło i odpycham go lekko od
siebie. Zaplatam ręce na piersi, żeby widział, że jestem obrażona. Uśmiecha się
szeroko w sposób, który uwielbiam - całe jego ciało wtedy się rozluźnia, usta
rozciągają się, odsłaniając równiutkie białe zęby, a w oczach pojawiają się
moje ulubione srebrzyste iskierki. Chcę się jeszcze trochę podąsać, ale nie
potrafię, jego nastrój jest zaraźliwy i nie mam wyboru, musze się poddać.
Uśmiecham się do niego i robię krok w tył, grając w jego grę i udając
niedostępną, a on łapie mnie za rękę i lekko pociąga w swoją stronę. Ląduję w
jego ramionach. Chcę się przytulić, ale mi nie pozwala. Trzyma mnie na dystans
i wpatruje mi się w oczy, odgarnia moje włosy do tyłu muskając przy tym moją wierzchem
dłoni i powodując cudowne dreszcze.
Matko, jak ja uwielbiam, kiedy on tak robi!
Moje usta rozchylają się mimowolnie, a oddech mi się spłyca.
Nawet nie próbuję tego powstrzymywać, bo wiem, ze to na nic. Robin delikatnie wplata
rękę w moje włosy, pochyla się w moją stronę, a ja czekam w napięciu na dotyk
jego ust, bo tak strasznie teraz go potrzebuję, ale on znowu nie nadchodzi.
- Chodź, coś ci pokażę… - szepcze mi do ucha i wyciąga rękę.
Jego oczy znowu błyszczą tym złotawym blaskiem, a twarz
rozjaśnia szeroki uśmiech.
Czemu ja kiedyś nie zauważałam jaki on jest nieziemsko
przystojny? Jak mogłam ignorować i wyśmiewać Jelenę, kiedy do niego wzdychała?
Jak udało mi się nie rzucić na niego, kiedy tylko dał mi do zrozumienia, że
chciałby być ze mną? Nie wiem… Nie wierzę, że to tak wyglądało, bo to po prostu
nierealne, nierzeczywiste…
Idę za nim ociągając się, bo jestem trochę zła, że tak mnie
traktuje, zaczyna coś, a potem nie kończy, rozpala mnie i nagle gasi płomień…
Idę za nim noga za nogą nawet nie zastanawiając się gdzie
zmierzamy. Robin po drodze podnosi jakiś długi kij. W końcu zatrzymuje się i
ściska lekko moja rękę. Stoimy koło wodospadu, chyba tam, gdzie zabrał mnie
zeszłej nocy. Na ziemi są wyryte patykiem jakieś linie, z których nic nie
rozumiem. Patrzę na niego pytająco, a on uśmiecha się szeroko i zapraszającym
gestem macha przede mną ręką. Kompletnie nie rozumiem o co mu chodzi.
- Witaj w domu, Jolie. – jego oczy świecą uśmiechem, którego
wcześniej nie widziałam, zastanawiam się co on może oznaczać.
Jest jak dziecko, radujące się nową zabawką. Jego ruchy są
jeszcze bardziej sprężyste niż za zwyczaj, z twarzy nie schodzi mu uśmiech, a
oczy świecą jak gwiazdy na niebie, jakby miały swoje własne źródło światła.
Przyglądam mu się z zachwytem, przypomina mi się jeden z moich ulubionych
momentów w życiu, chwila, kiedy poczułam się naprawdę beztrosko i byłam po
prostu szczęśliwa… Podobnie zachowywał się tylko, kiedy bawiliśmy się w berka
na moim łóżku, niedługo po tym jak się poznaliśmy. Ile razy wracam pamięcią do
tego momentu, uśmiecham się szeroko i marzę, żeby on już zawsze był taki, jak
wtedy, żeby był sobą…
Prowadzi mnie za rękę i z przejęciem opowiada o układzie
pomieszczeń w domu, pokazuje mi kuchnię i jadalnię z widokiem na jezioro, potem
sypialnię dla gości, od strony miasta. Łazienkę z oknem na drzewa z tyłu… Jest
tak przejęty, że chyba nie zauważyłby, gdyby dzień nagle zamienił się w noc.
Podziwiam jego zaangażowanie i zapał i z radością daję się wciągnąć w jego grę
i planuję z nim ustawienie mebli w nowym domu. Rysujemy patykiem po ziemi,
gdzie będzie stół, gdzie kanapa, a gdzie postawimy wannę. Zabawa jest
doskonała, oboje jesteśmy rozluźnieni i co chwilę wybuchamy śmiechem, kiedy po
raz kolejny okazuje się, że myślimy dokładnie w ten sam sposób. Wyliczamy, że
będziemy potrzebowali co najmniej dziesięciu krzeseł dla przyjaciół i rodziny
i… dla nas. Uśmiecham się, bo zawsze chciałam mieć dużą rodzinę i wielu
przyjaciół i siadać z nimi przy stole. Tego brakowało mi w Underground, gdzie
miałam tylko Abby i Aarona i czasem Jelenę. Chyba w końcu tutaj mi się uda
spełnić to marzenie…
Robin prowadzi mnie do kolejnego prostokąta wyrysowanego na
ziemi i obraca mnie przodem do siebie. Jego dłonie przesuwają się z moich ramion
na talię zostawiając palące ślady na mojej skórze.
- Tu będzie okno. – mówi szeptem wskazując ruchem głowy
właściwy kierunek.
Obracam się. Będzie wychodziło dokładnie na wodospad.
Zaczynam się domyślać co to za pomieszczenie, ale nie chcę mu psuć zabawy.
- Pomalujemy ją na biało… - chrypi – Chcę, żeby przypominała
moją starą sypialnię… - zniża głos do szeptu – Tam poczułem się kiedyś
szczęśliwy…
Nie wytrzymuję i wspinam się na palce, wplatając ręce w jego
włosy i przyciskam usta do jego ust. Oddaje pocałunek, ale nie tak jakbym
chciała. Czuję, że coś go powstrzymuje. Odsuwam się. Patrzy na mnie jakby
chciał mi coś powiedzieć. Zaczyna mnie denerwować.
- No co?! – pytam w końcu. – Powiedz mi o co chodzi...
Wzdycha.
- Podoba ci się sypialnia? – zmienia temat.
Kiwam głową i znowu się w niego wpatruję, a on bez słowa
ciągnie mnie do pokoju sąsiadującego z naszym.
- Tu zrobimy pokój dla dziecka… - mówi cicho i przyciąga mnie do siebie. – I
wiesz co?
Czekam aż coś powie, ale on znowu odgarnia moje włosy,
odsłaniając szyję i pochyla się nade mną. Cała drżę, nie zniosę, jeśli po raz
kolejny tylko się ze mną droczy…
Ale nie, nie tym razem… Tym razem będzie tak, jak chcę.
Jego ręce zaczynają
wędrówkę po moim ciele rozgrzewając mnie. Jego usta wyznaczają szlak na mojej
szyi, prowadzący do ust. Całuje mnie namiętniej niż kiedykolwiek, mocniej,
zachłanniej. Zachowuje się jak przy naszym pierwszym pocałunku, kiedy w końcu
poczuł się pewniej i uwierzył w siebie i w to, że go nie odepchnę, że ja też
tego chcę.
Moje ręce wsuwają się pod jego koszulkę i po raz setny chyba
rysuję w myślach mapę jego ciała, wszystkie mięśnie, każde zagłębienie, każdy
mięsień, napinający się pod moim dotykiem, każdą twardą kość, którą czuję tuż
pod skórą… Czuję jak drży lekko pod wpływem mojego dotyku. Nigdy wcześniej nie
zauważyłam, że tak na mnie reaguje, ale najwyraźniej moje pieszczoty sprawiają
mu tyle samo przyjemności, co jego dotyk sprawia mi. Z trudem odrywamy się od
siebie po długim czasie.
- Jolie… - sapie mi do ucha – Muszę ci coś powiedzieć…
To brzmi poważnie. Serce mi przyspiesza. Boję się tego, co
mogę usłyszeć. Boję się, że może on już nie chce ze mną być, z sobie tylko
znanego powodu… Boję się, że mnie zostawi…
Nie wiem skąd mi się biorą takie myśli, to chyba najgłębiej
zakorzeniona obawa, jaką noszę w sercu. Przecież nie ma żadnej logicznej
wskazówki, że on tak postąpi. Jeśli miałby mnie zostawić, to po co w takim
razie oprowadzałby mnie po domu? Po co by mnie całował? Po co budowałby dla nas
dom?
Znowu popadam w paranoję. Biorę głęboki wdech i czekam na to
co ma do powiedzenia.
Robin wciąga głęboko powietrze i patrzy mi w oczy.
- Wiesz… - zaczyna – Ja zawsze myślałem, że będę sam do
końca życia, że… że nie doczekam się na ciebie, albo, że ty mnie nie zechcesz,
ale teraz… - kładzie mi dłoń na policzku i delikatnie pociera go kciukiem.
Uśmiecham się, a z serca spadam i kamień. Nie chce mnie
zostawić, chce mi powiedzieć, co czuje. Chyba pierwszy raz otwiera się tak
szeroko, odsłaniając całego siebie, dając mi dostęp do najczulszych punktów
swojego serca.
– Teraz jestem
najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. – głos ma mocniejszy niż przed chwilą,
jakby dokładniej wiedział co chce teraz powiedzieć. - Jestem tego pewien. Mam
swój kawałek świata, którego nikt mi nie odbierze, mam przyjaciół, którzy
kilkakrotnie narażali albo oddawali za mnie życie, mam ciebie… - Nie wytrzymuje
i całuje mnie mocno, a ja oddaję pocałunek.
Znowu trwa to dłużej niż powinno, bo nie możemy się od
siebie oderwać.
- Wiesz, kiedyś myślałem, że miłości nie da się poczuć, ale…
- bierze moją rękę i całuje każdy palec po kolej, a na koniec przyciska usta do
wewnętrznej strony mojej dłoni. – To niesamowite i wręcz nierealne, ale wiesz,
że czuję twoją miłość w każdym dotyku? – uśmiecha się. – Moja skóra jest już
chyba ognioodporna, bo ty za każdym razem rozgrzewasz ją do czerwoności, kiedy
tylko mnie dotykasz. Moje serce niedługo będzie chodziło na stałe na wyższych
obrotach, bo bije mocniej zawsze kiedy cię widzę i staje na chwilę zawsze,
kiedy spoglądasz mi w oczy. – wzdycha – Sprawiasz, że czuję coś, czego nigdy
wcześniej nie czułem… Sama twoja obecność powoduje, że się zmieniam, że mówię
ci rzeczy, których nie powiedziałbym nigdy nikomu… - pociera mój policzek
kciukiem – Sprawiasz, że zaczynam się zastanawiać nad sobą, że staję się
lepszym człowiekiem, Jolie…
Rozklejam się. Wielkie łzy ciekną mi po policzkach. Robin
obejmuje mnie i przyciąga do siebie.
- Wiesz co jeszcze?
Coś jeszcze? Nie wiem ile jeszcze zniosę. Już i tak
powiedział mi więcej niż kiedykolwiek, otworzył się przede mną i jednocześnie
sprawił, że czuję się, jakbym była jakimś skarbem, skrzynią pełną złota, którą
on powoli odkrywa i przekopuje się przez kolejne warstwy za każdym razem
natrafiając na coś wspanialszego niż poprzednio. Nie wiem jak on to robi, że
ja… JA! Ja, czuję się wyjątkowa i niezastąpiona i…
- Co jeszcze? – pytam cicho ledwo zagłuszając własny
przyspieszony oddech.
- Kiedyś myślałem, że trzy pokoje dla jednej osoby to idealne
mieszkanie, ale… tam było jakoś tak surowo, coś było nie tak. Nie widziałem
tego dopóki ty się nie wprowadziłaś, a razem z tobą pojawiła się radość i
życie. – uśmiecha się i spogląda w dół, nie wiem na co patrzy, aż dotyka mojego
brzucha – Ale teraz myślę, że niedługo będziemy mieli jeszcze więcej radości i miłości i uśmiechu…
Czy on mówi o dziecku? Cieszy się z niego?
- Nigdy… - chrypi, oczyszcza gardło – Nigdy nie
przypuszczałem, że będę taki szczęśliwy. Ty jesteś moim szczęściem.
Ja?
Znowu mówi dokładnie to, co powinien, znowu sprawia, że
czuję się wyjątkowa, znowu moja samoocena podskakuje o kilka punktów… Nie wiem
czym zasłużyłam sobie na tak troskliwego i wspaniałego partnera, ale cokolwiek
to było, zrobię to jeszcze sto razy, byle los mi go nie zabrał…
Robin obejmuje mnie i przyciąga do siebie. Przyciska usta do
czubka mojej głowy, jego łzy moczą moje włosy. Ja też płaczę, trochę ze
wzruszenia, trochę ze szczęścia, tak jak on…
Z zamyślenia wyrywają nas mężczyźni, którzy przywieźli
drewno do budowy domu i chcą zaciągnąć Robina do pracy. Przychodzą też
mężczyźni z hotelu, w tym Blake. Ma niewyraźną minę, ale nie zdążam go zapytać
co się stało, co z nim i Mary, bo ona staje za mną i zaczyna im wydawać
polecenia. Mam wrażenie, że przeszkadzam, więc wycofuję się. Do późnego
wieczora przyglądam im się, jak pracują, od czasu do czasu przynosząc im wodę
dla ochłody.
Na noc wracamy z Robinem do szpitala. Bierzemy szybki
prysznic, żeby opłukać się z pyłu i piasku i wskakujemy do łóżka. Kładę głowę
na jego piersi i całuję go delikatnie.
- Ja też jestem szczęśliwa, wiesz? – całuję go.
- Tak? – mruczy cicho.
Rękę trzymam na brzuchu. Jego dłoń też tam wędruje. Pociera
delikatnie naprężoną skórę powyżej moich bioder.
– A chcesz wiedzieć kto do nas dołączy za kilka miesięcy?
Podnoszę się na łokciu i patrzę mu w oczy.
- Wiesz?
Kiwa głową.
- Od kiedy?
- Od dnia, kiedy tu trafiliśmy… - uśmiecha się zawadiacko.
- I mi nie powiedziałeś?! – szturcham go lekko – Dlaczego?
- Powiedzmy, że czekałem na właściwy moment… - odczekuje
chwilę, ale ja się nie odzywam, tylko patrzę na niego badawczo, próbując
wzrokiem zmusić go, żeby w końcu mi powiedział.
- Pamiętasz jakie były zasady w dawnym Overhead? Pamiętasz
kolory? – pyta w końcu.
Kiwam głową.
- No, to pokój obok nas możemy malować na coś pomiędzy kolorem
twoich oczu a moich… - oznajmia, a potem niskim głosem dodaje – Nie ukrywam, że
zdecydowanie wolałbym, żeby to był odcień bliższy twojemu kolorowi. – całuje
mnie w czubek nosa.
Uśmiecham się. Przez chwilę analizuję to w głowie.
Niebieski… niebieski… on oznaczał…
Wszystko układa mi się w idealną całość, to dokładnie tak
powinno być. To jest logiczny ciąg zdarzeń i logiczna kolejność. Tylko teraz
wszystko co zdarzyło się wcześniej nabiera sensu, tylko teraz zaczynam widzieć
w tym wszystkim jakiś ogólny plan dla każdego z nas.
Tak!
Uśmiecham się mimowolnie.
Patrzę na niego. Jest rozluźniony, spokojny, wygląda na
naprawdę szczęśliwego, tak, jak mówił.
Wracam do tego, o czym myślałam przed chwilą. Ogarnia mnie
niepokój. Boję się, że za chwilę to wszystko zepsuję, bo mam do niego jedną
prośbę. Znowu. To dla mnie bardzo ważne, a wiem, że on może nie być
zachwycony... z różnych powodów może mieć coś przeciwko i ma do tego prawo. Znowu
wystawię go na próbę. Aż boję się zaczynać ten temat.
Robin przymyka oczy. Boję się, żeby nie zasnął zanim tego
nie ustalimy. Wiem, ze jeśli o tym nie porozmawiamy, to będzie mnie to męczyło
przez całą noc i w końcu go obudzę, żeby o tym porozmawiać…
- Myślałeś nad imieniem? – pytam niepewnie.
Patrzy na mnie badawczo przez chwilę. Wiem, że mam nietęgą
minę. Boję się jego reakcji, ale jak zwykle niepotrzebnie…
Robin uśmiecha się.
- Wiem co chcesz zrobić… – mówi
Wstrzymuję oddech.
- Nie bój się, nie będę zły. Rozumiem dlaczego… - pociera kciukiem mój policzek – Uważam, że to
bardzo dobry pomysł. Tak powinno być i już.
On jest niesamowity! Ja go testuję, regularnie, chcący albo
nie, ale co chwilę poddaję go jakiemuś testowy, a on zawsze wychodzi z tego
obronną reką. Robi to, czego od niego oczekuję. Zawsze! Nie wiem jak on to
robi, serio…
Uśmiecham się i całuję go.
- Kocham cię, wiesz?
Mruczy w odpowiedzi i przyciąga mnie mocno do siebie.
Zasypia.