Me

Me

czwartek, 16 maja 2013

Somewhere in between 10

Odsuwam się od niego, żeby lepiej mu się przyjrzeć. Nie mam pojęcia czy on tak na poważnie, czy tylko stroi sobie żarty. To nie jest odpowiednia chwila na żartowanie ze mnie. Marszczę czoło i wpatruję się w niego. Wygląda na to, że mówi poważnie, że nie żartuje. Wiem, że chce dobrze, ale tego już za wiele. Dopiero co mój ukochany mnie zostawił, a on wyskakuje z taką propozycją…
Kręcę głową.
Simon łapie mnie za ramiona i potrząsa lekko. Zmusza mnie do spojrzenia na siebie.
- Ja wiem, że tego nie chcesz – słyszę ból w jego głosie.
Nie mogę go za to winić.  Wiem dobrze co do mnie czuje, mimo, że nigdy mi tego nie powiedział wprost. Wiem to, bo widziałam to już wielokrotnie.
– Ale musisz to zrobić jeśli chcesz ocalić siebie i dziecko… - przypomina mi o tym, o czym w rozpaczy zdążyłam już zapomnieć.
Znów kręcę głową.
- Jolie, nie rozumiesz… Jeśli nie będziesz miała męża, a odkryją, że jesteś w ciąży, to cię zabiją. – wypowiada to tak, że czuję się jakby już mnie zabili.
Moje dłonie wędrują do brzucha, obejmuję go mocno. Dziecko to jedyne co mi po nim zostało. TO jedyne, co kiedykolwiek mi dał i czego nie mógł mi odebrać tym listem. Jedyne, co już na zawsze będzie mnie z nim łączyło. Nie mogę pozwolić, żeby cokolwiek się mu stało…
Właśnie dociera do mnie jak bardzo kocham to nowe życie które się we mnie tworzy. Dopiero teraz zaczynam rozumieć jak dużo jestem w stanie poświęcić, żeby tylko ono było bezpieczne. Nie wiem czy to chłopiec czy dziewczynka, nie wiem jak będzie wyglądało, nie wiem czy będzie miało moje, ciemnoniebieskie oczy czy ciemne włosy Robina, nic o nim nie wiem, poza tym, że zrobiłabym dosłownie wszystko, żeby było bezpieczne.
- Obiecuję, że nie będę cię do niczego zmuszał – gładzi mój policzek. Jego głos jest cichy i czuję, że boli go to, co teraz mówi – mogę spać na kanapie, jeśli chcesz być sama, ale chcę ci pomóc w każdy możliwy sposób, obiecałem mu… - urywa, odchrząkuje – Obiecałem ci, że się tobą zajmę…
Nie do końca dociera do mnie to, co powiedział, bo skupiam się na czymś innym, na skali jego poświęcenia. Chce mi pomóc i nie oczekuje w zamian niczego.
- Simon, ja… - urywam, nie wiem jak mam mu to powiedzieć.
- Nie będę cię dotykał jeśli tego nie chcesz, ale zgódź się, proszę… - błaga – Nie zniosę myśli, że niedługo cię nie będzie…
Kiwam głową, bo wiem, że nie mam wyboru.
Simon uśmiecha się szeroko. On się naprawdę cieszy. Kompletnie tego nie rozumiem.
- Ale… - znowu nie wiem jak to powiedzieć. – Chcę, żebyśmy spali osobno.
- Oczywiście! – Jego uśmiech ani odrobinę się nie zmniejsza.
On się autentycznie cieszy, że będzie miał d domu kobietę, która go nie kocha i malutkie dziecko, które nie jest jego.
- Przygotuję ci łóżko – mówi i wychodzi do pokoju obok.
Po chwili wraca z pościelą i rzuca ją na kanapę. Nie przestaje się uśmiechać.
- Idź pod prysznic, umyj się, poczujesz się lepiej. – Wyciąga do mnie rękę i pomaga mi wstać.
Wlokę się do łazienki, rozbieram się i wchodzę do kabiny. Puszczam wodę i pozwalam, żeby mnie opływała. Jej szum zagłusza odrobinę czarne myśli w mojej głowie, ale nie wygania ich całkowicie. Chyba nic ich całkowicie nie wygoni.
Wychodzę spod prysznica i patrzę na swoje odbicie w lustrze. Biorę do reki leżącą obok golarkę. Wiem, że nie powinnam jej używać, bo nie jest moja, ale wątpię, żeby Simon miał o to pretensje. Przykładam ostrze do skóry głowy tuż powyżej czoła i pociągam do tyłu. Długi pukiel jasnych włosów opada na ziemię tuż koło moich stóp. Powtarzam tę czynność tyle razy ile potrzeba, żeby moja głowa była całkowicie pozbawiona włosów.
To dla mnie symbol. Robin uwielbiał moje długie, gęste włosy, a ja uwielbiałam, kiedy delikatnym gestem odgarniał nie z mojej szyi tuż przed pocałunkiem. Prawie czuję jak jego długie palce muskają przy tym skórę na mojej szyi wywołując silne, niezwykle przyjemne dreszcze.  
Zgolenie głowy to symboliczny dla mnie gest, ma mi pomóc uporać się ze świadomością, że już nigdy nikt nie będzie mnie dotykał tak, jak on, że już nikt nie rozpali we mnie ognia jednym, czułym gestem. Nikt. Nigdy.
Blizna na głowie staje się bardzo widoczna po tym zabiegu, ale nie obchodzi mnie to.
Przebieram się w czystą męską piżamę, bo to jedyne czyste ubranie, jakie znajduje się w łazience. Wychodzę do pokoju i kieruję się do sypialni. Simon właśnie kończy ścielić łóżko. Podnosi na mnie wzrok i przez chwilę przygląda mi się badawczo. Mam na sobie piżamę przygotowaną dla niego.
- Nie wiedziałam co mam włożyć – szepczę cicho.
- Jasne – uśmiecha się lekko – Pójdę po drugą dla siebie.
Gestem zaprasza mnie do łóżka. Poczucie winy kłuje mnie w pierś, bo wiem, że powinnam mu powiedzieć, że możemy spać razem. Wiem, że wykorzystuję jego dobroć i naginam wszelkie możliwe granice… ale wiem też, że nie jestem gotowa na to, żeby dzielić łóżko z jakimkolwiek mężczyzną. Nie wiem czy kiedykolwiek będę na to gotowa.
Wsuwam się pod kołdrę, pachnie świeżością. Nie mam odwagi na niego spojrzeć i nie wiem co właściwie miałabym mu teraz powiedzieć. Jestem mu ogromnie wdzięczna.
- Dziękuję – chrypię w końcu. – Za wszystko…
Kiwa mi głową. Wciąż unika mojego wzroku. Mam wrażenie, że chce mi coś powiedzieć, ale nie wie czy powinien. Kilka razy kładzie rękę na klamce, żeby zaraz gwałtownie odwrócić się w moją stronę, otwierając usta jakby chciał coś powiedzieć.  W końcu jednak macha ręką i wychodzi.
- Śpij dobrze, Jolie. – mówi cicho.
W obecnej sytuacji brzmi to śmiesznie, ale wiem, że on nie ma złych intencji.
- Ty też – udaje mi się odpowiedzieć zanim drzwi się za nim zamykają.
Kładę głowę na poduszce. Przez długi czas nie mogę zasnąć.  Przez głowę przewija mi się ostatnich kilka tygodni. Tygodni, które pamiętam, dni, które spędziłam z Robinem. Moje dłonie wędrują po moim ciele trasą, którą kiedyś wyznaczyły jego ręce. Każda jedna komórka mojego ciała pragnie, żeby ta pieszczota chociaż trochę przypomniała mi o tym, co czułam, kiedy on mnie dotykał, ale tak się nie dzieje. Ten dotyk jest obcy, jakby nie mój. Czuje, że to wszystko jest sztuczne. Nie potrafię nawet udawać, że on jest ze mną.
Zaczynam cicho płakać. Płaczę z tęsknoty, nie płaczę z żalu, bo nie żałuję ani sekundy spędzonej z nim. Doświadczenie tak silnego, obezwładniającego uczucia, nawet przez chwilę, było niesamowitym doświadczeniem i gdybym wiedziała, że to się tak skończy, zrobiłabym to drugi raz. Znów zgodziłabym się zostać jego dziewczyną i z zadziwieniem obserwowałabym jego reakcję tę zgodę. Teraz myślę, że musiał być niesamowicie dobrym aktorem, bo gdyby czuł to, co opisywał, gdyby czuł to, co widziałam w jego oczach i to co czułam w jego gestach, to nie umiałby tak łatwo z tego zrezygnować. Nie wystarczyłaby mu lepsza wersja mnie. To tak, jak mnie nie wystarcza lepsza wersja jego…
Biorę głęboki wdech. Moje powieki zmęczone płaczem w końcu  opadają i zasypiam.
Widzę jego. Widzę go z daleka, widzę, że się uśmiecha i na widok tego uśmiechu znowu miękną mi kolana. Moje dłonie wędrują do brzucha, który jest już bardzo duży. Jego uśmiech się rozszerza. Nie wiem na kogo patrzy dopóki ona nie wychodzi z pokoju obok. Podchodzi do niego i zarzuca mu ręce na szyję, a on obejmuje ją tak, jak kiedyś obejmował mnie. Odgarnia jej włosy i całuje ją w szyję. Po chwili podbiega do nich malutki chłopczyk. Ma jasnoniebieskie oczy i jasne włosy. Ma podbródek Robina i jego prosty nos, ale kości policzkowe są jej.
Nie, to niemożliwe…
Ogarnia mnie ogromny smutek, którego nie umiem się pozbyć. Nie potrafię patrzyć na niego. Krzyczę.
Słyszę jakiś trzask, jakby ktoś zamknął drzwi.
- Jolie! – ktoś na mnie krzyczy, ale nie wiem kto.
Woła mnie?
- Jolie! – ktoś mocno łapie mnie za ramiona.
Dopiero teraz uświadamiam sobie, że wciąż krzyczę i rzucam się na łóżku. Nie otwieram oczu, bo boję się co zobaczę. Ktoś siada na łóżku i obejmuje mnie mocno przyciskając do siebie. Ściska mnie tak mocno, że nie mogę się ruszyć. TO akurat dobrze, bo mogłabym sobie zrobić krzywdę. Nie panuję nad sobą. Uchylam powieki i podnoszę wzrok. Simon patrzy na mnie z troską.
- Co się dzieje, Jolie? – pyta.
Kręcę głową. On nie ma prawa tego zrozumieć. Nigdy nie spotkało go to co mnie…
Prycham sama na siebie, bo uświadamiam sobie, że on ostatnie tygodnie, miesiące spędził w moim koszmarze, kochając kogoś, kogo nie może mieć.
Przytulam się do niego. Kładę głowę na jego lewym ramieniu i wsłuchuję się w równy, spokojny rytm jego serca. Wiem, że tylko to pomoże mi się teraz uspokoić. Mój oddech powoli zwalnia, uspokajam się i rozluźniam. Mięśnie mnie bolą. Nie wiem ile czasu się miotałam. Simon się nie rusza, tylko mocno mnie obejmuje.  W końcu udaje mi się prawie całkowicie opanować emocje.
- Zły sen? – pyta Simon
Kiwam głową, bo nie mogę odpowiedzieć, żadne słowo nie chce mi przejść przez gardło.
- Co ci się śniło? 
Kręcę głową, ale on marszczy czoło i zmusza mnie, żebym na niego spojrzała.
Unikam jego wzroku i zaciskam powieki, żeby nie musieć patrzyć mu w oczy.
- Jolie, co ci się śniło? – pyta z naciskiem. – Powiedz mi.
- Nie ważne – odpowiadam. – To się więcej nie powtórzy.
Odważam się spojrzeć mu w oczy.  Wiem, że mi nie wierzy, ale nie chce naciskać.
- To on, prawda? – w jego głosie słyszę złość.
Nie wiem dlaczego jest na mnie zły. Smutek bym zrozumiała, ale złość? Od początku wiedział, że go nie kocham, od początku wiedział, że zawsze pragnęłam tylko Robina. Musiał przypuszczać, że to się tak łatwo nie zmieni, musiał przypuszczać… Widział jak zareagowałam na list, widział, że byłam zdruzgotana, nie może oczekiwać, że po godzinie czy dwóch całkowicie zapomnę o tym jak bardzo mnie zranił…
- Mam rację, prawda? – naciska.
Przyglądam mu się dluższą chwilę, bo mam nadzieję, że odpuści, ale on nie chce. Trzyma mnie za podbródek i czeka aż dopowiem.
Kiwam głową.
Wstaje i zaczyna coś mamrotać pod nosem. Docierają do mnie strzępki jego myśli. Mówi, że miał rację, wspomina coś o liście, wspomina, że wiedział, że tak będzie, że od początku uważał, że to zły pomysł…
Nic nie rozumiem.
- O czym ty mówisz?
Odwraca się nagle jakby zaskoczony moją obecnością tutaj.
- Nic, śpij już. – Podchodzi do mnie i całuje mnie w czoło. – Ja muszę coś załatwić.
Odwraca się i chce wychodzić.
- Simon… - zaczynam.
Nie wiem jak mam mu powiedzieć, że chociaż nigdy nie będzie dla mnie znaczył tyle, ile chce, to potrzebuję go bardziej niż mu się wydaje.
- Tak? – w jego głosie nie ma już nadziei, której powinnam się spodziewać.
Pogodził się z losem?
- To nie może poczekać?
Marszczy czoło. Nie wie o co mi chodzi.
- Możesz to załatwić jutro? – pytam
- Chyba tak…  - przygląda mi się. – O co chodzi?
- Nie zostawiaj mnie samej… - proszę – Boję się koszmarów.
Podchodzi do mnie bez słowa. Siada na łóżku i opiera się plecami o wezgłowie, a ja kładę głowę na jego kolanach. Gładzi mnie po karku.
- Nie martw się. – mówi – Naprawię to…

Chcę zapytać co naprawi, ale nie zdążam, bo zasypiam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!