Me

Me

środa, 15 maja 2013

Somewhere in between 8

Dopiero po dłuższej chwili wychodzę z szoku. Dziewczyna która stoi przede mną jest… mną. Idealną kopią, dokładnym odwzorowaniem.
Ian popycha ją lekko, a ona podchodzi do mnie i wyciąga rękę.
- Jestem Jolie – przedstawia się.
Szczęka mi opada. Głos też ma identyczny.
- możesz zapomnieć o nim. – śmieje się Ian – Kiedy dostanie ją, już nigdy nie będzie chciał ciebie. – podchodzi do mnie i dotyka z obrzydzeniem blizny na moim pliczku. – Ona jest idealna.
Serce skacze mi do gardła. Musi mieć rację. Jak ktokolwiek mógłby wybrać mnie. Jak mógłby chcieć poranionego i poskładanego do kupy wraka zamiast niej, zamiast niemal ideału…
Łzy ciekną mi po policzkach. Długo się nie nacieszyłam nią.
- Zabierz ją do niego! –warczy Ian.
Simon bierze dziewczynę pod rękę i wychodzi. W drzwiach mruga do mnie. Nie wiem co chce mi przez to powiedzieć… żebym się nie martwiła? Przecież wiem, że najchętniej sprzątnąłby mi Robina sprzed nosa, żebym chciała być z nim. Boję się tego, co się może stać…
Staram się głęboko oddychać, ale nie potrafię. Zaczyna mi się kręcić w głowie. Chwieję się. Ethan podbiega i mnie podtrzymuje.
- Spokojnie. – mówi głośno – On się nie da nabrać – szepcze, ale słyszę w jego głosie niepewność.
Kiwam głową. Nie mogę pokazywać Ianowi co ze mną robi. Musze się jak najwięcej dowiedzieć o swoim klonie.
- Jak to zrobiłeś? – pytam.
Ian odsłania wszystkie zęby w triumfalnym uśmiechu.
- Niezła jest, co?
Kręcę głową.
- Jak to zrobiłeś? – ponawiam to samo pytanie. Nie spodziewam się, że odpowie.
Ian uśmiecha się.
- Z twojej krwi, Jolie. Trochę ją udoskonaliłem. – wyjaśnia – I zrobiłem jeszcze egzemplarz dla siebie. – pstryka palcem. Kolejny klon wchodzi do pokoju i uśmiecha się do mnie. Podchodzi do Iana i całuje go w policzek.
Cała się trzęsę.
- Skoro masz już swoją Jolie, to dlaczego nie wypuściłeś mnie? – pytam.
Ian podchodzi do mnie i łapie mnie mocno za ramię.
- Bo zalazłaś mi za skórę. Nie chcę robić nic co może być dla ciebie korzystne. Nie chcę i już.
Marszczę czoło.
- Czerpiesz jakąś dziwną przyjemność ze znęcania się nade mną? Z patrzenia na moje cierpienie? – mój głos się załamuje. Nie potrafię zrozumieć jego motywów.
- Być może… - mówi to w takim sposób, że jestem pewna, że to zakamuflowane „oczywiście, że tak”.
- Jakim cudem przeszedłeś przez sito – mówię bardziej do siebie –takich psychopatów powinni odsiać…
Ian znów się uśmiecha, wraca do swojej Jolie i całuje ją namiętnie. To idiotyczne uczucie patrzeć na samą siebie całującą kogoś, kto budzi moją największą odrazę. Widzę jak całuję kogoś, kogo nienawidzę. Cała się trzęsę nerwów.
- Nie tylko ty miałaś sprytną mamę, która ukryła fakt, że stworzyła cię z czyjejś krwi. – odparowuje – Ciebie też powinno nie być.
Te słowa uderzają mnie jak bat. Całe to bezpieczeństwo Underground było tylko złudzeniem. Wszystko było kłamstwem. Epidemie groziły nam tak samo, bo zakazy kontaktów były łamane. Dzieci nie były idealne, nie były nawet bliskie ideału. Nic nie było takie, jak się wydawało. Nic, poza szarością na każdym kroku. Ta szarość właśnie zaczęła mnie ponownie przytłaczać.
Gryzie mnie jeszcze jedno.
- Jakim cudem? – pytam
Ian marszczy czoło.
- Jakim cudem ona tak szybko dorosła?
- Przyspieszenie wzrostu może być dowolne jak się okazuje  - wyjaśnia – Ona rosła znacznie szybciej niż ty. Dojrzała w kilka dni.
- To chyba niebezpieczne – mówię – Tak duża ingerencja… 
Urywam bo widzę, że on zaczyna się ze mnie śmiać.
- Nie masz o niczym pojęcia. – mówi i ponownie otwiera drzwi. Za nimi stoi dwóch policjantów.
- Zabierzcie ją do celi.
Nie stawiam oporu, bo to nie ma sensu. Ethan porusz się niespokojnie, ale macham na niego ręką i spoglądam na sufit. Kiwa głową. Podejrzewam, że zrozumiał, że chcę, żeby dalej zajmował się kopaniem tunelu do Overhead. Mam nadzieję, że nie zajmie im to już zbyt dużo czasu.
Policjanci sprowadzają mnie na poziom więzienia i zamykają w ciasnej, ciemnej celi. Czołgam się po ziemi, bo nic nie widzę. W końcu udaje mi się wymacać posłanie. Kładę się na nim i wyciągam obrączkę i list od Robina. To jedyne co mi zostało. Nie mam już nadziei. Oplatam rękami brzuch i usiłuję zasnąć, żeby nie myśleć, żeby nie słyszeć, żeby nie pamiętać jego dłoni na swoim ciele, jego ust na swojej szyi….
Łzy moczą moją koszule i posłanie pode mną. Nie potrafię go zapomnieć i nie chcę. Nie mogę. Nie powinnam… W dniu ślubu obiecałam mu coś i muszę tej obietnicy dotrzymać. Krzyczę z bezsilności. Wstaję i zmierzam w kierunku, gdzie były drzwi. Walę w nie pięściami.
Ktoś wchodzi do celi. Dostaję drzwiami w nos. Słodki, żelazisty smak krwi wypełnia moje usta. Upadam na podłogę. Ktoś ciągnie mnie na posłanie i tam kładzie. Krzyczy do kogoś innego. Po chwili przychodzi ktoś i wbija mi igłę w przedramię.
Sen mnie wyzwala.
………
- Jolie!
To jego głos. Ten utęskniony, upragniony. To on. Dotyka mnie. Tak, to on. Tylko on…
Przypominam sobie gdzie jestem i co się ze mną ostatnio działo.
Nie, to nie on. To niemożliwe.
To sen. To musi być sen.  Niech trwa. Chcę być z nim.
- Jolie! – ktoś szarpie mnie za ramię.
Cholera, po co mnie budzisz?!
Otwieram oczy. Pierwsze co widzę, to szyderczo wykrzywiona uśmiechem twarz Iana.
- Mówiłem ci, że tylko śpi… - szturcha kogoś w ramię.
Błękitne oczy wpatrują się we mnie z niepokojem. Przez chwilę myślę, że to on, ale nie…
- Simon powiedział mi, że Beneath planuje na nas napaść. – mówi – Kiedy to ma niby nastąpić?
- Za kilka dni… -Simon urywa. Nie patrzy na mnie.
W co ty grasz?
Marszczę czoło.
- Będziemy gotowi. – ciągnie Ian – Jeśli przyjdzie twój kochaś, na twoich oczach go ukatrupię, ale najpierw…  - łapie Simona za ramię. – Daj jej to! – rozkazuje.
Simon wyciąga do mnie rękę, w której koperta. Na niej widnieje jedno słowo: Jolie. Znów to samo pochyłe, niedbałe pismo. Robin.
Widzę, że ta kartka poplamiona jest łzami.
- Płakał kiedy to pisał? – pytam, ale żaden z nich mi nie odpowiada. Ian uśmiecha się drwiąco. Simon unika mnie jak może.
Opuszczam wzrok na papier.
Droga Jolie
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że żyjesz i że nic Ci nie jest. Spadł mi z serca ogromny kamień i nareszcie mogę znowu oddychać pełną piersią.
W tym miejscu widzę, że kilka razy zamazywał następne zdanie. Nie mogę jednak przeczytać tego, co skreślił.
Widzę, że dalej ręka mu drżała bardziej niż we wcześniejszym fragmencie. Tu jest też więcej rozmazanych plam od łez.
Jest jeszcze coś o czym muszę Ci powiedzieć, Jolie. Nie będzie to dla mnie łatwe, bo kiedyś coś Ci obiecałem, a teraz będę musiał złamać dane Ci słowo...
Proszę Cie o cierpliwość i o to, żebyś nie wysnuwała pochopnych wniosków. Nie chcę Cię skrzywdzić. Na wstępie proszę Cię, żebyś się nie denerwowała, bo to nie ma nic wspólnego z Tobą. Problemem jestem ja.
Zacznijmy od tego, że naprawdę Cię kochałem. NIGDY wcześniej Cię nie okłamałem. Wszystko co Ci do tej pory mówiłem i pisałem było i w dalszym ciągu jest prawdą. WSZYSTKO.
Moje uczucia zawsze były prawdziwe. Kochałem Cię najmocniej na świecie i za nic nie chciałem Cię stracić, ale zawsze uważałem, że mężczyzna powinien być oparciem dla swojej kobiety, a nie ciężarem …”
Dlaczego on to pisze w czasie przeszłym? Kochałem? A teraz już nie kocham?  
Staram się uspokoić. Staram się nie myśleć o tym w ten sposób. Może ja coś źle odczytuję… Muszę czytać to co on napisał, a nie snuć domysły…
„Wiedz, że jeśli nie wracałem po Ciebie i Cię nie szukałem to nie dlatego, że o Tobie zapomniałem, tylko dlatego, że chciałem mieć pewność, że wcześniej będziesz w pełni sił.
Niestety teraz nie wszystko jest tak, jak bym chciał. Nie mogę już być tym, kim byłem wcześniej. Nie jestem nim fizycznie i nie jestem nim mentalnie. Nie wolno mi teraz czuć tego, co czułem...”
Tu jest znacznie więcej łez niż gdziekolwiek indziej. Jakby to zdanie miało dla niego szczególne znaczenie.
Ty zasługujesz na coś innego, lepszego. Zasługujesz na kogoś, kto będzie w stanie spełnić Twoje potrzeby.  Jeśli medycyna w Underground nie może pomóc, a tak twierdzi Simon, to jestem bez wyjścia… Jestem zmuszony do podjęcia decyzji, której podejmować nie chcę
No i jest ona. Ona jest doskonalsza od Ciebie. Jest ideałem, którego kiedyś szukałem…
Co?! Kto? Jaka ona?
Podnoszę wzrok. Po policzkach płyną mi łzy. Ian uśmiecha się.
No tak, jego Jolie, ta udoskonalona…
„Jolie, zapomnij o mnie i spróbuj sobie ułożyć życie z kimś innym, z kimś lepszym ode mnie.
Mimowolnie patrzę na Simona. Teoretycznie jest tym dla Robina, kim tamta Jolie jest dla mnie. Lepszą wersją.
„Próbowałem się nie poddawać, ale widzę, że to nie ma sensu. Nie mam szans. Próbowałem walczyć z przeciwnościami losu, próbowałem oszukać medycynę i wszystko, ale nie udało mi się. Zawiodłem Cię, Jolie i za to przepraszam Cię z całego serca.”
Próbował walczyć z czym? Z uczuciami? Z tym, że coś mi obiecał, a teraz kocha ją bardziej?
Serce mnie boli…
„ Nie chcę być dla Ciebie ciężarem, nie chce Cię obarczać problemami, które nie powinny Cię dotyczyć. Nie mogę teraz dotrzymać obietnicy, którą Ci kiedyś złożyłem, więc wybacz, ale nie mogę być Twoim mężem. Przesyłam Ci obrączkę, którą mi kiedyś dałaś. Oddaj ją komuś, kto pokocha Cię tak mocno, jak ja kiedyś Cię kochałem, komuś, kto będzie mógł się Toba opiekować.
Robin
Potrząsam kopertą. Wypada z niej żółtawy pierścień, który założyłam mu kiedyś na palec. Odwracam dłoń. Obrączka z brzdękiem upada na podłogę. Toczy się po niej przez chwilę hałasując, aż w końcu nieruchomieje.

 Zostawił mnie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!