Dopiero po dłuższej chwili wychodzę z szoku. Dziewczyna
która stoi przede mną jest… mną. Idealną kopią, dokładnym odwzorowaniem.
Ian popycha ją lekko, a ona podchodzi do mnie i wyciąga
rękę.
- Jestem Jolie – przedstawia się.
Szczęka mi opada. Głos też ma identyczny.
- możesz zapomnieć o nim. – śmieje się Ian – Kiedy dostanie
ją, już nigdy nie będzie chciał ciebie. – podchodzi do mnie i dotyka z
obrzydzeniem blizny na moim pliczku. – Ona jest idealna.
Serce skacze mi do gardła. Musi mieć rację. Jak ktokolwiek
mógłby wybrać mnie. Jak mógłby chcieć poranionego i poskładanego do kupy wraka
zamiast niej, zamiast niemal ideału…
Łzy ciekną mi po policzkach. Długo się nie nacieszyłam nią.
- Zabierz ją do niego! –warczy Ian.
Simon bierze dziewczynę pod rękę i wychodzi. W drzwiach
mruga do mnie. Nie wiem co chce mi przez to powiedzieć… żebym się nie martwiła?
Przecież wiem, że najchętniej sprzątnąłby mi Robina sprzed nosa, żebym chciała
być z nim. Boję się tego, co się może stać…
Staram się głęboko oddychać, ale nie potrafię. Zaczyna mi
się kręcić w głowie. Chwieję się. Ethan podbiega i mnie podtrzymuje.
- Spokojnie. – mówi głośno – On się nie da nabrać – szepcze,
ale słyszę w jego głosie niepewność.
Kiwam głową. Nie mogę pokazywać Ianowi co ze mną robi. Musze
się jak najwięcej dowiedzieć o swoim klonie.
- Jak to zrobiłeś? – pytam.
Ian odsłania wszystkie zęby w triumfalnym uśmiechu.
- Niezła jest, co?
Kręcę głową.
- Jak to zrobiłeś? – ponawiam to samo pytanie. Nie
spodziewam się, że odpowie.
Ian uśmiecha się.
- Z twojej krwi, Jolie. Trochę ją udoskonaliłem. – wyjaśnia
– I zrobiłem jeszcze egzemplarz dla siebie. – pstryka palcem. Kolejny klon
wchodzi do pokoju i uśmiecha się do mnie. Podchodzi do Iana i całuje go w
policzek.
Cała się trzęsę.
- Skoro masz już swoją Jolie, to dlaczego nie wypuściłeś
mnie? – pytam.
Ian podchodzi do mnie i łapie mnie mocno za ramię.
- Bo zalazłaś mi za skórę. Nie chcę robić nic co może być
dla ciebie korzystne. Nie chcę i już.
Marszczę czoło.
- Czerpiesz jakąś dziwną przyjemność ze znęcania się nade
mną? Z patrzenia na moje cierpienie? – mój głos się załamuje. Nie potrafię
zrozumieć jego motywów.
- Być może… - mówi to w takim sposób, że jestem pewna, że to
zakamuflowane „oczywiście, że tak”.
- Jakim cudem przeszedłeś przez sito – mówię bardziej do
siebie –takich psychopatów powinni odsiać…
Ian znów się uśmiecha, wraca do swojej Jolie i całuje ją
namiętnie. To idiotyczne uczucie patrzeć na samą siebie całującą kogoś, kto
budzi moją największą odrazę. Widzę jak całuję kogoś, kogo nienawidzę. Cała się
trzęsę nerwów.
- Nie tylko ty miałaś sprytną mamę, która ukryła fakt, że
stworzyła cię z czyjejś krwi. – odparowuje – Ciebie też powinno nie być.
Te słowa uderzają mnie jak bat. Całe to bezpieczeństwo
Underground było tylko złudzeniem. Wszystko było kłamstwem. Epidemie groziły
nam tak samo, bo zakazy kontaktów były łamane. Dzieci nie były idealne, nie
były nawet bliskie ideału. Nic nie było takie, jak się wydawało. Nic, poza
szarością na każdym kroku. Ta szarość właśnie zaczęła mnie ponownie
przytłaczać.
Gryzie mnie jeszcze jedno.
- Jakim cudem? – pytam
Ian marszczy czoło.
- Jakim cudem ona tak szybko dorosła?
- Przyspieszenie wzrostu może być dowolne jak się
okazuje - wyjaśnia – Ona rosła znacznie
szybciej niż ty. Dojrzała w kilka dni.
- To chyba niebezpieczne – mówię – Tak duża ingerencja…
Urywam bo widzę, że on zaczyna się ze mnie śmiać.
- Nie masz o niczym pojęcia. – mówi i ponownie otwiera
drzwi. Za nimi stoi dwóch policjantów.
- Zabierzcie ją do celi.
Nie stawiam oporu, bo to nie ma sensu. Ethan porusz się
niespokojnie, ale macham na niego ręką i spoglądam na sufit. Kiwa głową.
Podejrzewam, że zrozumiał, że chcę, żeby dalej zajmował się kopaniem tunelu do
Overhead. Mam nadzieję, że nie zajmie im to już zbyt dużo czasu.
Policjanci sprowadzają mnie na poziom więzienia i zamykają w
ciasnej, ciemnej celi. Czołgam się po ziemi, bo nic nie widzę. W końcu udaje mi
się wymacać posłanie. Kładę się na nim i wyciągam obrączkę i list od Robina. To
jedyne co mi zostało. Nie mam już nadziei. Oplatam rękami brzuch i usiłuję
zasnąć, żeby nie myśleć, żeby nie słyszeć, żeby nie pamiętać jego dłoni na
swoim ciele, jego ust na swojej szyi….
Łzy moczą moją koszule i posłanie pode mną. Nie potrafię go
zapomnieć i nie chcę. Nie mogę. Nie powinnam… W dniu ślubu obiecałam mu coś i
muszę tej obietnicy dotrzymać. Krzyczę z bezsilności. Wstaję i zmierzam w
kierunku, gdzie były drzwi. Walę w nie pięściami.
Ktoś wchodzi do celi. Dostaję drzwiami w nos. Słodki,
żelazisty smak krwi wypełnia moje usta. Upadam na podłogę. Ktoś ciągnie mnie na
posłanie i tam kładzie. Krzyczy do kogoś innego. Po chwili przychodzi ktoś i
wbija mi igłę w przedramię.
Sen mnie wyzwala.
………
- Jolie!
To jego głos. Ten utęskniony, upragniony. To on. Dotyka
mnie. Tak, to on. Tylko on…
Przypominam sobie gdzie jestem i co się ze mną ostatnio
działo.
Nie, to nie on. To niemożliwe.
To sen. To musi być sen.
Niech trwa. Chcę być z nim.
- Jolie! – ktoś szarpie mnie za ramię.
Cholera, po co mnie budzisz?!
Otwieram oczy. Pierwsze co widzę, to szyderczo wykrzywiona
uśmiechem twarz Iana.
- Mówiłem ci, że tylko śpi… - szturcha kogoś w ramię.
Błękitne oczy wpatrują się we mnie z niepokojem. Przez
chwilę myślę, że to on, ale nie…
- Simon powiedział mi, że Beneath planuje na nas napaść. –
mówi – Kiedy to ma niby nastąpić?
- Za kilka dni… -Simon urywa. Nie patrzy na mnie.
W co ty grasz?
Marszczę czoło.
- Będziemy gotowi. – ciągnie Ian – Jeśli przyjdzie twój
kochaś, na twoich oczach go ukatrupię, ale najpierw… - łapie Simona za ramię. – Daj jej to! –
rozkazuje.
Simon wyciąga do mnie rękę, w której koperta. Na niej
widnieje jedno słowo: Jolie. Znów to samo pochyłe, niedbałe pismo. Robin.
Widzę, że ta kartka poplamiona jest łzami.
- Płakał kiedy to pisał? – pytam, ale żaden z nich mi nie
odpowiada. Ian uśmiecha się drwiąco. Simon unika mnie jak może.
Opuszczam wzrok na papier.
„Droga Jolie
Nawet nie wiesz
jak się cieszę, że
żyjesz i że nic Ci nie jest. Spadł mi z serca
ogromny kamień i nareszcie
mogę znowu oddychać pełną piersią.„
W tym miejscu widzę, że kilka razy zamazywał następne
zdanie. Nie mogę jednak przeczytać tego, co skreślił.
Widzę, że dalej ręka mu drżała bardziej niż we wcześniejszym
fragmencie. Tu jest też więcej rozmazanych plam od łez.
„Jest jeszcze coś o czym muszę Ci powiedzieć, Jolie. Nie będzie to dla mnie łatwe,
bo kiedyś coś Ci obiecałem, a teraz
będę musiał złamać dane Ci słowo...
Proszę Cie
o cierpliwość i
o to, żebyś nie wysnuwała
pochopnych wniosków. Nie chcę Cię skrzywdzić. Na wstępie proszę
Cię, żebyś
się nie denerwowała, bo to
nie ma nic wspólnego z Tobą.
Problemem jestem ja.
Zacznijmy od
tego, że naprawdę Cię kochałem.
NIGDY wcześniej Cię
nie okłamałem. Wszystko co Ci do tej pory mówiłem i pisałem było i w dalszym ciągu jest prawdą. WSZYSTKO.
Moje uczucia zawsze były prawdziwe. Kochałem Cię najmocniej na świecie i za nic nie chciałem Cię stracić, ale zawsze uważałem,
że mężczyzna powinien być oparciem dla swojej kobiety, a nie ciężarem …”
Dlaczego on to pisze w czasie przeszłym? Kochałem? A teraz już nie
kocham?
Staram się uspokoić. Staram się nie myśleć o tym w ten sposób.
Może ja coś źle odczytuję… Muszę czytać to co on napisał, a nie snuć domysły…
„Wiedz, że jeśli
nie wracałem po Ciebie i Cię
nie szukałem to nie dlatego, że
o Tobie zapomniałem, tylko dlatego, że
chciałem mieć
pewność, że wcześniej będziesz w pełni sił.
Niestety teraz nie
wszystko jest tak, jak bym chciał. Nie mogę już być tym, kim byłem wcześniej. Nie jestem nim fizycznie
i nie jestem nim mentalnie. Nie wolno mi teraz czuć tego, co czułem...”
Tu jest
znacznie więcej łez niż gdziekolwiek indziej. Jakby to zdanie miało dla niego
szczególne znaczenie.
„Ty zasługujesz na coś innego, lepszego. Zasługujesz na kogoś, kto będzie w stanie spełnić Twoje potrzeby. Jeśli medycyna w Underground nie może pomóc, a tak twierdzi Simon, to jestem bez wyjścia… Jestem zmuszony do podjęcia decyzji, której podejmować nie chcę…
„Ty zasługujesz na coś innego, lepszego. Zasługujesz na kogoś, kto będzie w stanie spełnić Twoje potrzeby. Jeśli medycyna w Underground nie może pomóc, a tak twierdzi Simon, to jestem bez wyjścia… Jestem zmuszony do podjęcia decyzji, której podejmować nie chcę…
No i jest ona.
Ona jest doskonalsza od Ciebie. Jest ideałem, którego kiedyś szukałem… „
Co?!
Kto? Jaka ona?
Podnoszę
wzrok. Po policzkach płyną mi łzy. Ian uśmiecha się.
No tak,
jego Jolie, ta udoskonalona…
„Jolie, zapomnij
o mnie i spróbuj sobie ułożyć życie
z kimś innym, z kimś lepszym ode mnie. „
Mimowolnie patrzę na Simona. Teoretycznie jest tym dla Robina, kim
tamta Jolie jest dla mnie. Lepszą wersją.
„Próbowałem się nie poddawać, ale widzę, że to nie ma sensu. Nie
mam szans. Próbowałem walczyć z przeciwnościami losu, próbowałem
oszukać
medycynę i
wszystko, ale nie udało mi się.
Zawiodłem Cię,
Jolie i za to przepraszam Cię z
całego serca.”
Próbował walczyć z czym? Z uczuciami? Z tym, że coś mi obiecał, a
teraz kocha ją bardziej?
Serce mnie boli…
„ Nie chcę być
dla Ciebie ciężarem, nie chce
Cię
obarczać
problemami, które nie powinny Cię
dotyczyć.
Nie mogę
teraz dotrzymać
obietnicy, którą Ci
kiedyś
złożyłem,
więc wybacz, ale nie mogę być Twoim mężem. Przesyłam Ci obrączkę, którą mi kiedyś dałaś. Oddaj ją komuś, kto pokocha Cię tak mocno, jak ja kiedyś Cię kochałem, komuś, kto będzie mógł się Toba opiekować.
Robin”
Potrząsam kopertą. Wypada z niej żółtawy pierścień, który
założyłam mu kiedyś na palec. Odwracam dłoń. Obrączka z brzdękiem upada na
podłogę. Toczy się po niej przez chwilę hałasując, aż w końcu nieruchomieje.
Zostawił mnie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!