Me

Me

poniedziałek, 20 maja 2013

Somewhere in between 14

Jestem przekonana, że to koniec. Ian nie przyszedłby tu, gdyby czegoś nie podejrzewał. Stoję w drzwiach sypialni z rękami zawieszonymi w powietrzu, w dziwnej pozie. Cała się trzęsę. Boję się tego, co ma sięga chwile stać. Oni z początku mnie nie zauważają i rozmawiają półgłosem między sobą. Dopiero po jakimś czasie Ian wychyla sie zza pleców Simona i patrzy na mnie. Mój świeżo upieczony mąż także się odwraca i wyciąga do mnie rękę.
- Chodź do nas, Jolie – mówi, a widząc, że się waham dodaje – Ian ma dla nas prezent.
Przenoszę wzrok na swojego wielokrotnego oprawcę, a on uśmiecha się tak, jak uśmiechał się kiedy go pierwszy raz spotkałam, jakbym była jego najlepszą koleżanką. Marszczę czoło i zastanawiam się co tym razem kryje pod pozorem przyjaźni i dobrych zamiarów.
 Nie ruszyłam się z miejsca, słyszę, że Robin cicho wzdycha i chcę mu powiedzieć, żeby się bardziej pilnował, ale nie mogę. Simon podchodzi do mnie i bierze mnie za rękę. Czule całuje mnie w policzek, wykorzystując chwilę, w której może to zrobić wiedząc, że ja nie zaprotestuję. A może on po prostu stara się uwiarygodnić tę całą szopkę w oczach Iana… Tak, ta druga możliwość jest bardziej prawdopodobna. Wsuwam dłoń w jego rękę, a on ściska mnie lekko i szepcze mi coś na ucho, chyba chce mnie uspokoić, ale ja słyszę tylko przyspieszone bicie własnego serca i kompletnie nie docierają do mnie jego słowa. Ufam jednak jego ocenie i daję mu się poprowadzić w stronę drzwi wejściowych.
- Jolie – Ian kiwa mi głowa na powitanie starym zwyczajem Underground.
Nie dotyka mnie, nie wyciąga ręki, tylko kiwa. Ja robię to samo.
- Wiem, ze to jest wasz czas i że chyba przeszkodziłem – mierzy wzrokiem najpierw mnie, a potem mojego nowego męża.
Rumienię się, choć nie wiem dlaczego. Chowam się lekko za plecami Simona, ale on obejmuje mocno i przyciska do swojego boku. Opieram głowę o jego ramię i wzdycham. Czuję na sobie wzrok Iana, musze być bardziej wiarygodna. Ręka Simona oplata mnie mocniej, a ja wspinam się na palce i całuję go delikatnie w szyję.
- Trochę przeszkodziłeś… - mamroczę.
- Wybaczysz mu, kiedy dowiesz się z czym przyszedł – mówi cicho i też mnie całuje, cmokając głośno. Niemal widzę jak Robin przewraca teraz oczami i trzęsie się z wściekłości. Uśmiecham się na tę myśl i spoglądam na Iana, a on wyciąga w moją stronę rękę z jakimś pojemnikiem.
- Co to jest? – pytam.
- Posmaruj tym głowę – mówi – Jutro się nie poznasz.
Marszczę czoło i przyglądam się to jemu, to Simonowi. Trochę boję się mu zaufać. Nie, nie trochę, bardzo boję się mu zaufać…
- Jolie, to jest maść, która wygładzi blizny i przyspieszy odrastanie włosów.
Nie mogę powstrzymać uśmiechu. Nie lubię siebie bez włosów. Przyzwyczaiłam się do nich, zawsze były długie i gęste, zawsze opadały na mój kark. Byłam przyzwyczajona do nich i Robin też. Powiedział mi to przed chwilą.
Uśmiecham się i biorę od Iana maść, a on kłania się lekko i cofa za próg.
- Jeszcze raz przepraszam, że przeszkodziłem. – mówi i zamyka drzwi, a ja patrzę się zszokowana na Simona, kiedy on przekręca klucz w zamku. Podejrzewam, że specjalnie nie wyjmuje go z drzwi, bo gdyby to zrobił, można by je otworzyć od zewnątrz. Pozostawiony w zamku klucz uniemożliwia wsunięcie drugiego klucza. To zapewnia nam większe bezpieczeństwo.
Uśmiecham się do niego i zarzucam mu ręce na szyję.
- Dziękuję. – szepczę mu prosto do ucha.
Simon łapie mnie za ramiona i odsuwa od siebie. Kiwa głową w stronę sypialni.
- Wracaj tam. – mówi ponuro.
- Ale… - zaczynam, a on kładzie mi palec na ustach nakazując mi milczenie i z trudem zsuwa z palca obrączkę. Bierze moją rękę i kładzie mi żółtawy pierścień na otwartej dłoni, a potem zamyka ją.
- Niczego od ciebie nie chcę, Jolie. – wzdycha – Nie czuj się zobowiązana.
- Simon, ja… - nie mogę znaleźć słów.
- Jolie, niczego mi nie obiecywałaś, nie miej wyrzutów sumienia. – szepcze – Idź już. Chcę być sam.
Waham się chwilę, bo boję się, że zrobi coś głupiego.
- Idź – powtarza – Nie jestem Robinem, nie mam głupich pomysłów. Będę tu tylko siedział…
Patrzę na jego zbolałą twarz i wiem, że bardzo chciałby, żeby to wszystko wyglądało inaczej. Ja też bym tego chciała. Chciałabym, żeby mnie po prostu lubił, albo, żeby czuł się jak mój brat tak jak Blake. Chciałabym, żeby mógł być szczęśliwy, ale nie wiem czy to teraz jest możliwe. Wyciągam do niego rękę.
- Idź już! – warczy w końcu.
Widzę, że jest na krawędzi. 
- Jolie, to naprawdę boli, - teraz ma zadziwiająco łagodny głos - widzieć cię… szczęśliwą tylko dlatego, że u twojego boku jest on, a nie ja…
Widzę ból w jego oczach i wiem, że to moja wina, ale wiem też, że nic na to nie poradzę, nie mogę nic z tym zrobić, bo po prostu go nie czuję do niego tego, co czuję do Robina. Odwracam się i idę w stronę sypialni. Słyszę jak Simon opada na kanapę z westchnieniem ulgi.
Wchodzę i zamykam za sobą drzwi. Robin wciąż stoi oparty o ścianę, dłonie zacisnął w pięści, usta tworzą cienką linię, brwi ma ściągnięte z charakterystycznym V na środku czoła. Jest zły, ale nie wiem o co tym razem. Patrzę na niego pytająco, ale on tylko potrząsa głową i twarz mu nagle łagodnieje.
- Nie powinienem być zazdrosny, sam was do tego popchnąłem – wzdycha.
- Owszem – zgadzam się z nim – Ale nie mogę cię winić.
Robin uśmiecha się i przyciąga mnie do siebie. Przytulam policzek do jego piersi tam, gdzie niedopięte ostatnie guziki koszuli ukazują skrawek nagiej skóry i rozkoszuję się ciepłem, które natychmiast mnie ogarnia. On obejmuje mnie mocno i przyciąga do siebie jakby się bał, że mu ucieknę, ale ja się nigdzie nie wybieram. Stoimy tak przez dłuższą chwilę. Nic nie mówimy, chyba oboje potrzebujemy nawzajem swojej bliskości i tego poczucia, że to wszystko jednak dzieje się naprawdę, że ponownie się odnaleźliśmy i nadziei, że tym razem nic już nas nie rozdzieli. Dopiero po dłuższym czasie jego uścisk staje się lżejszy.
- późno jest… - chrypi mi do ucha.
Wiem o czym myśli, ale nie chcę tego, za wcześnie, zdecydowanie za wcześnie…
- Robin… - zaczynam – Nie…
Marszczy czoło.
- Dlaczego? – pyta cicho tym samym niskim głosem, który zawsze doprowadzał mnie do obłędu.
On doskonale wie co robi. Doskonale wie jak na mnie działa. Widzę to po jego minie. Patrzy na mnie spod półprzymkniętych powiek . Jego rzęsy rzucają długie cienie na policzki, a kąciki ust drgają w lekkim uśmiechu.
- Bo nie… - chrypię.
Nie chcę ze względu na dziecko… wiem, ze moje ciało się zmieniło i wiem, ze on to zauważy, bo zna mnie doskonale. Nie chcę mu w ten sposób mówić, chcę poczekać na właściwy moment.
- Jolie? – marszczy brwi.  – Znowu coś przede mną ukrywasz!
Jasny gwint! Czy on naprawdę musi znać mnie aż tak dobrze. Pilnowałam się. Nie odwróciłam wzroku, patrzyłam mu w twarz, pilnowałam tonu głosu. Co mnie zdradziło.
- Bawisz się ubraniem – odpowiada na niezadane pytanie – zawsze to robisz, kiedy kłamiesz.
Milczę. Nie mogę mu powiedzieć w ten sposób.
- Muszę do łazienki  - mówię i nie czekając na jego reakcję wychodzę do salonu.
Simon podnosi na mnie wzrok, ma przekrwione oczy. Robi mi się go żal i już chcę do niego iść, ale Robin staje w drzwiach sypialni i przygląda mi się. Idę więc do łazienki. Potrzebuję prysznica. Tym razem piżama przygotowana dla mnie leży złożona na półeczce. Odkładam obrączkę Simona, którą wciąż ściskam w ręku, odkładam też obrączkę Robina, którą miałam wciśniętą do stanika. Jest troszkę mniejsza niż ta pierwsza, więc ich nie pomylę. Rozbieram się i wchodzę pod prysznic. Woda jak zwykle rozluźnia mnie i koi zmysły. Myję się porządnie, a potem wychodzę i wycieram się dokładnie. Smaruję głowę maścią od Iana. Nie wiem dlaczego to robię, bo powinnam być nieufna wobec jego prezentów, ale coś każe mi to zrobić. Chyba po prostu tak bardzo potrzebuję tego, żeby wyglądać normalnie. Poza tym przecież Simon mu zaufał, zaaprobował prezent. Nie wierzę, żeby dał mu się zwieść. On lepiej ode mnie zna się na ludziach. Na pewno tak jest.
Zakładam piżamę i od razu zauważam, że koszulka jest bardziej opięta niż zwykle, a gumka od szortów wżyna mi się w brzuch.
 Niedobrze, myślę i rozglądam się. W końcu po dłuższym namyśle zakładam na siebie szlafrok. Jest tylko jeden, więc musi należeć do Simona. Podejrzewam, że obaj będą średnio zachwyceni tym, ze go założyłam, ale to nie ważne. Otwieram drzwi i wychodzę z łazienki. Simon podnosi na mnie wzrok i otwiera szeroko usta, ale nic nie mówi, za to Robin podbiega do mnie i łapie za poły szlafroka. Robi to brutalnie, zaczynam się go bać. Wie, że to nie jest damski model, bo ma inny kolor, poza tym jest dla mnie zdecydowanie za duży, rękawy wiszą mi do kolan, a dekolt sięga prawie newralgicznego brzucha.
Podnoszę wzrok na Robina i oplatam się rękoma.
- To jego szlafrok – syczy mi do ucha.
Kiwam głową.
- Dlaczego go założyłaś? – pyta.
- Bo musiałam… - szepczę cicho.
Robin rozchyla poły. Robi to delikatnie, a jego twarz jest łagodniejsza. 
- Nie musisz. Jeśli ci zimno, przyjdź do mnie, rozgrzeję cię… - szepcze – Nie… Nie mogę patrzeć na to…
- Sam jesteś sobie winien – odburkuję i wyrywam się z jego uścisku.
- Jolie…  - zaczyna.
- Co?! – odwracam się wściekła. – Czego ty jeszcze ode mnie chcesz?! – warczę – Co jeszcze mam dla ciebie zrobić po tym jak złamałeś mi serce, po tym jak powiedziałeś, że mnie nie chcesz?! – głos mi się łamie – Jestem twoja, ale daj mi oddychać…
Robin podchodzi do mnie i obejmuje mnie mocno.
- Masz rację… - szepcze – to moja wina. Przepraszam.
Kiwam głową.
- Dlaczego mówiłaś, że musiałaś go założyć? – pyta cicho. Nie ma w tym wyrzutu. – Zimno ci? Może jesteś chora?
Przyglądam mi się badawczo.
- Nie jestem chora. – odpowiadam – I nie jest mi zimno…
- To dlaczego… - urywa.
Opuszczam ręce i pozwalam szlafrokowi swobodnie opaść po moich bokach. Pozwalam mu zobaczyć moje nowe ciało. Słyszę jak Simon porusza się niespokojnie. Może nie robię tego tak, jak powinnam, ale w końcu muszę mu to powiedzieć. Nie mogę tego ukrywać. Nie przed nim. To dotyczy tak samo jego jak i mnie. Powoli podnoszę na niego wzrok. Widzę zdumienie malujące się na jego twarzy. Robi krok do przodu i zsuwa mi szlafrok z ramion pozwalając, żeby opadł na ziemię. Różnica nie jest duża, ale ja wiedziałam, że on zauważy. Zawsze byłam bardzo szczupła, a teraz pojawiły mi się biodra, piersi i malutki, lekko wystający brzuszek. W luźnej sukni ślubnej mógł tego nie zauważyć, ale obcisła koszulka i szorty podkreślają wszystkie zmiany. Widzi to, wiem.
Marszczy brwi, jakby nie rozumiał, ale potem wyciąga ręce i kładzie mi je na ramionach, a potem zsuwa je w dół i opiera na chwilę na biodrach. Cały czas patrzę na jego twarz. Widzę, że jego wzrok najpierw zatrzymał się na moich piesiach, potem na biodrach, a teraz patrzy na mój brzuch. Wyciąga w jego stronę drżącą rękę i dotyka go.
- Jolie, czy ty…
Kiwam głową.
Robin rozchyla usta jakby chciał coś powiedzieć, ale nic nie mówi. Stoi tak przez chwilę jakby go zamurowało po czym odskakuje jak oparzony ode mnie i przyciska ręce do piersi.
- Nie – kręci głową – Jak to możliwe? – nie wiem czy pyta mnie, czy mówi do siebie, ale podchodzę do niego. Wyciągam rękę. Nie bierze jej, ale pozwala się dotknąć mimo, ze drży pod moim dotykiem.  
 - Jestem w ciąży – mówię spokojnie – To twoje dziecko.
Kręci głową.
- Nie. – to bardziej stłumiony jęk niż słowo.
Marszczę czoło i odsuwam się od niego.
- Słucham? – zaczynam się denerwować.
- Nie, to niemożliwe…
Wkurza mnie. Nie tak powinien zareagować. Nie potrzebuję teraz jego niepewności, potrzebuję, żeby zmierzył się z zadaniem, żeby zachowywał się dojrzale, jak…
- Co jest niemożliwe? – pytam – że kiedy spaliśmy ze sobą, pojawiło się nowe życie?! Przecież wiedziałeś, że tak może być, wiedziałeś do czego prowadzi… - nie umiem wypowiedzieć tego słowa – fizyczna bliskość. Uczyli nas o tym...
Robin bierze głęboki wdech i przyciska dłonie do skroni. Próbuje uspokoić oddech, ale nie bardzo mu to wychodzi. Słyszę jak dyszy, słyszę, jak serce mu wali. Zdecydowanie za szybko.
- Nie teraz, nie tak szybko, nie… - urywa co chwilę, mamrocze.
Podchodzę do niego, bo naprawdę potrzebuję jego wsparcia, ale on odsuwa się i podnosi ręce w obronnym geście.
- To jakiś koszmar! – krzyczy i pokazuje na mój brzuch. – Nie…
Marszczę czoło, bo domyślam się co zaraz powie i bardzo mi się to nie podoba.
- Nie możesz…– urywa zrozpaczony. – Nie możemy, nie powinniśmy…
Otwieram szeroko oczy, bo nie chcę wierzyć w to co słyszę. Jak mój Robin może w ten sposób reagować na nasze wspólne dziecko, na jedyną rzecz, która nas tak naprawdę łączy poza wielokrotnie składanymi i łamanymi obietnicami.
Kręcę głową, jestem wściekła i wiem, że on to widzi. Wyciąga do mnie rękę ale odtrącam ją energicznym ruchem.
- Jolie, daj mi czas… - prosi.
- Na co? Na co mam ci dać czas? – pytam zdenerwowana.
Milczy, nie odzywa się tylko patrzy na mnie przerażony. Simon powoli podnosi się i podchodzi do mnie. Wtulam się w niego, ale zaraz potem odpycham go od siebie, bo nie mogę znieść wściekłego spojrzenia Robina. Nie mogę znieść tego, że Simon zachowuje się teraz tak, jak powinien, a Robin okazuje się być kompletnie niedojrzały…
Potrzebuję bliskości, ale nie Simona, potrzebuję wsparcia od Robina. Potrzebuję, żeby był taki…
- Czemu ty nie możesz być taki jak on?! – rzucam Robinowi wskazując palcem na jego brata.

Widzę jak na jego twarzy maluje się gniew i odrzucenie, jak nienawistnie patrzy na Simona, ale nie obchodzi mnie to. Odwracam się na pięcie i wychodzę do sypialni zatrzaskując za sobą drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!