Me

Me

czwartek, 16 maja 2013

Somewhere in between 9

Czuję, jakby wszystko się na mnie zwaliło, jakby ciężar całego świata opadł na moje barki. Patrzę się tępo w przestrzeń. Widzę tylko żółty pierścień na szarej, kamiennej podłodze… Obraz jest co raz bardziej rozmazany, bo moje oczy wypełniają się łzami. Nie kontroluję tego, ale jest mi wszystko jedno. Nie mam siły się ruszyć. Nie chcę się już ruszać, nie mam po co. Chcę tu zostać już na zawsze... Krótka radość spowodowana tym, że Robin żyje właśnie się rozpadła.
Świadomość, że on mnie nie chce, że już mnie nie kocha i że mu na mnie nie zależy jest gorsza niż jego śmierć… W moim sercu jest wyłącznie żal i smutek. Nie mam ochoty żyć, chcę tylko, żeby to wszystko się skończyło.
- Mówiłem, żeby jej nie dawać tego listu – warczy Ethan.
Ian zaczyna się śmiać.
- Myślałem, że będę musiał coś spreparować, a tym czasem on zrobił wszystko za mnie. – odchrząkuje – Mówiłem ci, Jolie…
Nie podnoszę głowy. Nic mnie nie obchodzi.
- Mówiłem ci, że będzie wolał ją…
Dalej nic mnie nie obchodzi. Już to przeczytałam. Ona jest ideałem, którego szukał…
- Jolie? – Ian podchodzi do mnie o szturcha mnie lekko.
Nie ruszam się. Nie chcę z nim rozmawiać ani na niego patrzeć. Nie chcę z nikim rozmawiać i na nikogo nie chcę patrzeć. Chcę zostać sama. Chcę, żeby znowu dali mi ten środek nasenny, chcę, żeby podwyższyli dawkę, nie chcę się już nigdy obudzić…
Nigdy nie przypuszczałam, że aż tak mnie to zaboli, że aż tak będę to przezywać. Zaczynam rozumieć Aarona i Jacka. Rozumiem wszystko, ale nic się już nie liczy… Nic nie ma znaczenia.
Jak przez mgłę słyszę strzępy rozmów. Coś  o mnie, coś o tym, że chcą mnie tu zostawić, bo do niczego się nie nadaję…
Tak, zostawcie mnie. Nie chcę żyć.
Ktoś się sprzeciwia. Mówi, że się mną zajmie, zaopiekuje, że doprowadzi mnie do porządku, że…
Nie! Nie sprzeciwiaj się. Ja nie chcę się doprowadzać do porządku! To jest niemożliwe. Bez niego nie istnieję. Nie ma mnie…
Głosy nie cichną. Wciąż się kłócą, czy powinni mi dawać ten list. Wszyscy zgodnie twierdzą, że nie mogą mnie tak zostawić. Słyszę, że Ian jest bardzo zdenerwowany…
- Nie spodziewałem się, że to aż tak na nią zadziała – mówi. Chyba słyszę w jego głosie troskę, ale mam to centralnie gdzieś. To on doprowadził do tego, co się teraz dzieje. To wszystko jego wina… Wszystko. Nigdy mu tego nie wybaczę!. Nienawidzę go z całego serca, ale nie mam siły się z nim kłócić ani na niego krzyczeć. Wszystko, co starałam się utrzymać, wszystko o co warto było walczyć, rozsypało się.
Ktoś do mnie podchodzi i kuca obok mnie. Bierze obrączkę Robina, wyjmuje mi z ręki list, który wciąż kurczowo trzymam. Nie walczę z nim. Niech robi co chce. Chowa to wszystko do kieszeni i bierze mnie na ręce.
- Zajmę się nią – mówi.
Jego głos jest tak znajomy, że to aż boli. Wolę każdego, tylko nie jego. Każde jego słowo będzie jak sztylet w serce… będzie mi przypominało, że nigdy nie usłyszę już tego głosu szepczącego mi na ucho, że mnie kocha i nigdy nie zostawi, że zawsze będziemy razem, że zrobi wszystko, żebym była szczęśliwa…
Wybucham płaczem.
- Zrób z nią coś. – warczy Ian – Masz trzy dni. Później planują atak i będziesz mi potrzebny.
- Jasne - odpowiada.
- Gdzie ją zabierasz? – pyta Ethan.
- Do siebie, a gdzie? – warczy w odpowiedzi Simon.
- Bo wiesz jakie są warunki, żebyście mogli razem mieszkać… - głos Iana jest pełen niepokoju.
- W ciągu kilku dni wypełnimy obowiązki…
- A jeśli nie?
- Jeśli nie, to zabijesz nas oboje. – odpowiada i wychodzi.
Niesie mnie do windy i tam stawia na podłodze. Nie mam siły napiąć mięśni, więc osuwam się na ziemię.
- Jolie, musisz przestać… - mówi błagalnym tonem. – Masz kolka dni na ogarnięcie się…
Nie wzruszam nawet ramionami. nie poruszam żadnym mięśniem, nie odpowiadam mu, nie podnoszę nawet głowy. Kuca przy mnie.
- Jolie… - gładzi mnie po policzku.
Zaczynam płakać, bo jego dotyk jest dokładnie taki, jak Robina. Taki sam.
- Jolie, nie możesz się tak zachowywać… - szepcze – Co ci to da?
Znowu nie odpowiadam.  Nie wiem co mi to da. Pewnie nic, ale co mi da, jeśli jakkolwiek zareaguję? Co mi to da poza bólem, który już teraz jest nie do zniesienia? Co mi to da poza tym, że z każdym dniem co raz dotkliwiej będę odczuwać jego nieobecność?
Simon wzdycha ciężko. Winda się zatrzymuje, a on znów bierze mnie na ręce i niesie gdzieś.
Zamykam oczy i staram się o niczym nie myśleć, ale nie potrafię oderwać swojego umysłu od niego. Pamiętam jego zapach, jego głos, jego pieszczoty z rana, jego słowa… Pamiętam co mi obiecał w dniu ślubu. Moje serce, zawsze z tobą… Znowu w mojej piersi wzbiera szloch. Pamiętam…
Zawsze… Zawsze będę go kochać i zawsze będę żałować, że nie poradziłam sobie z Ianem wcześniej, że nie miałam odwagi, żeby zaraz po przebudzeniu uciec do Beneath, żeby go szukać… Pozostał mi tylko żal…
Simon sadza mnie na kanapie i zaczyna krzątać się po kuchni. Tyle razy widziałam w tej sytuacji Robina… Simon porusza się dokładnie tak samo jak on. Jego gesty są miękkie, mięśnie napinają się na zmianę i rozluźniają… Nawet herbatę trzyma w szafce po lewej tak, jak Robin. Zaciskam powieki, bo to co widzę jest dla mnie koszmarem... Koszmarem, który przypomina mi o czymś czego nigdy już nie będę mogła mieć i czuć. Przypomina mi o kimś, kto kiedyś, całkiem niedawno obiecywał mi miłość na wieki, a teraz postanowił to tak po prostu odwołać…
Słyszę gwizdek czajnika. Po chwili Simon podchodzi do mnie i bierze moją dłoń. Wciska mi w nią ciepły kubek z herbatą. Podnoszę ją machinalnie do ust i popijam. Nie wiem jak wpadł na to, żeby dodać do herbaty trochę zimnej wody, nie wiem skąd wiedział, że jeśli tego nie zrobi, to się poparzę.
Czuję, że siada obok mnie. Nie odzywam się. Nie otworzyłam nawet oczu. Nie chcę nic oglądać, bo wszystko przypomina mi o nim. Dosłownie wszystko…
Simon obejmuje mnie i przyciąga do siebie. Oblewam się herbatą, ale w ogóle się tym nie przejmuję, on też nie zwraca na to uwagi. Przyciąga mnie do siebie i obejmuje mnie mocno.
- Jolie, musisz się z tym zmierzyć – mówi – Ian nam nie daruje, jeśli nie zaczniesz chociaż udawać…
Wiem co chce powiedzieć… że jeśli nie dojdę do siebie, to oboje stracimy życie.
Nie bardzo mnie to obchodzi w tej chwili. Nie musiał tego robić. Nie prosiłam go o to. Nie odzywam się.
- Jolie, pamiętaj, że nie jesteś sama… - jego ręka ląduje na moim brzuchu.
No tak… Dziecko, moje dziecko, jego dziecko, nasze dziecko.
Wstrząsa mną szloch. Moje dziecko nigdy nie pozna własnego taty. Otwieram oczy i podnoszę wzrok na Simona. Widzę, że oddycha z ulgą.
- Jolie… - zaczyna, ale natychmiast mu przerywam.
- Ona jest jego ideałem… - urywam – To na nią zawsze czekał…
Simon wzdycha ciężko, zaciska zęby, waha się przez chwilę, jakby nie znał odpowiedzi na to pytanie, ale w końcu kiwa głową.
- Ona jest lepsza ode mnie… - ciągnę, choć nie wiem po co – I dlatego on woli ją…
Boli mnie to, co mówię. Boli mnie tym bardziej im dłużej o tym mówię, ale musze to wszystko powiedzieć, muszę to powiedzieć, żeby do mnie dotarło, ze to definitywny koniec.
Simon znów z oporem kiwa głową i obejmuje mnie. Wypłakuję się w jego rękaw. Nie przejmuje się tym, że jego koszula robi się mokra. Głaszcze mnie delikatnie po plecach i ramionach.
- Jakoś damy radę… - mówi. 
Kiwam głową i próbuję się uśmiechnąć.
- Jakoś musimy – wzdycham – Dla niego. – kładę rękę na brzuchu, a on przyciska swoją dłoń do mojej.
- Zajmę się wami – mówi.
Wiem, że nie kłamie, wiem, że to zrobi.
- Dziękuję. – Opieram czoło o jego czoło i staram się głęboko oddychać, żeby się uspokoić. Nie jest to łatwe, bo wciąż powraca świadomość, że moje życie nigdy już nie będzie takie samo, że nigdy nie będę miała jednej, jedynej rzeczy na której naprawdę mi zależało. Nigdy nie będę miała jego.
Podnoszę wzrok na Simona. Nie mogę mu tego zrobić. Nie mogę go zmusić, żeby był przy mnie, mimo, że ja nic do niego nie czuję… Powinien znaleźć sobie kogoś, z kim będzie szczęśliwy, kogoś, kto zasługuje na tak wartościowego mężczyznę.
- Simon, nie musisz…
- Wiem, że nigdy ci go nie zastąpię, Jolie – mówi – Wiem o tym, ale nie potrafię cię zostawić. Nie mogę sprawić, żebyś przestała go kochać i nie mogę zmienić jego decyzji, choć uważam, że jest głupia. Jedyne co mogę zrobić, to zająć się tobą i waszym dzieckiem.
- Simon, to nie twój obowiązek. – mówię cicho – Dam sobie radę sama.
- Nie, Jolie, nie możesz być sama. Ian zmienił prawo, kobieta nie może żyć bez mężczyzny… - urywa, jakby nie chciał mi czegoś powiedzieć.
Zaczynam kojarzyć fakty.
- O czym ty mówisz? – Pytam. – Co ty mu obiecałeś, że w ciągu tych trzech dni się stanie?
Marszczy czoło i odwraca się na chwilę ode mnie, ale zaraz potem spogląda mi w oczy.

- Ja wiem, że to nie tak powinno wyglądać, ale… - waha się chwilę – Wiem, że tego nie chcesz, wiem, że to nie jest twoje marzenie, ale tylko w ten sposób możemy usprawiedliwić dziecko i twoją obecność tutaj. – Bierze głęboki oddech i łapie moje dłonie -  Zostań moją żoną, Jolie… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!