Budzi mnie przeraźliwe dzwonienie. Przenikliwy dźwięk
wstrząsa całym moim ciałem tak mocno, że aż się kulę. Po dłuższym czasie
nastaje całkowita cisza, ale trwa tylko kilka sekund i znów słyszę ten okropny
dźwięk. Sytuacja powtarza się kilka razy. Pamiętam, że słyszałam go już kiedyś.
Dawniej oznaczał kradzież, przekroczenie jakichś norm, ostrzegał mieszkańców,
że muszą szukać kogoś, kto dziwnie się zachowuje, muszą zwrócić na niego uwagę,
bo być może właśnie popełnił przestępstwo.
Rozglądam się. Dźwięk dzwonka jeszcze długo dźwięczy mi w
uszach. Simona nie ma w sypialni. Wygrzebuję się z łóżka i idę do salonu. Tam
też go nie ma. Patrzę na zegarek, jest bardzo wcześnie. Zastanawiam się gdzie
poszedł, ale przypominam sobie, że przecież jest policjantem i być może miał
służbę jakoś z samego rana.
Idę w stronę łazienki. Mam rękę na klamce, kiedy drzwi do
boksu z hukiem wpada Simon. Szybko zamyka za sobą drwi i opiera się plecami o
ich gładką, metalową powierzchnię. Odwracam się, żeby mu się lepiej przyjrzeć.
Dyszy ciężko, patrzy w sufit. W reku coś ściska, ale nie jestem pewna co to
jest. Marszczę czoło.
Zauważa mnie dopiero po jakimś czasie. Szybko chowa do
kieszeni to, co przyniósł i uśmiecha się.
- Wstałaś? – pyta niewinnie.
Kiwam głową.
- Trudno było spać przy tym hałasie.
Porusza się niespokojnie.
- Jolie, ja… - urywa.
Podchodzę do niego szybko i kładę mu dłonie na ramionach.
- Nikomu nie powiem – zapewniam go.
Taki mam zamiar. Nie mogę go wydać, nie mogę go zdradzić,
nie po tym co dla mnie zrobił, nie po tym jak się zachował… Nie mogę na niego
donieść. Nie obchodzi mnie co ukradł, nie ma to dla mnie żadnego znaczenia.
- Nie zapytasz dlaczego to zrobiłem? – ściąga brwi, ale na
jego czole nie pojawia się charakterystyczna zmarszczka w kształcie litery V,
która zawsze pojawiała się u Robina kiedy był zafrasowany albo zdenerwowany.
Oni jednak nie są identyczni. Może uda mi się jakoś…
Nie, wiem, ze mi się nie uda… Nigdy nie zapomnę. Nie wiem
nawet czy chcę zapomnieć.
Świadomość tego, że to, co było już nie wróci jest bolesna,
owszem, ale nie mogę mieć pretensji do
nikogo. Nie mam też żalu.
- Simon, cokolwiek zrobisz, będę ci dozgonnie wdzięczna za
to, że chronisz teraz mnie i dziecko. – biorę jego dłoń i kładę na swoim
brzuchu – Oboje będziemy ci wdzięczni.
Uśmiecha się lekko i oddycha z ulgą.
- Myślałeś, że po tym wszystkim mogłabym na ciebie donieść
Ianowi? – wzdycham – Naprawdę myślisz, że upadłam tak nisko?
Kręci głową. Kładzie mi rękę na policzku i pociera go lekko.
- Nie, ale… - urywa
Nie musi mówić nic więcej. Wiem, że przeraża go to, do czego
się zobowiązał, wiem, że to nie jest życie jakiego pragnie, wiem… Wiem, że to
będzie dla niego trudne i wiem, że on ma tego świadomość. Wiem, że w nocy
delikatnie gładził moje ciało. Nie chciał, żebym wiedziała, ale nie mógł się
powstrzymać. Wiem, że pragnie, żebym poczuła do niego to samo, co on czuje do
mnie, ale ja nie potrafię… Nie umiem powiedzieć czy kiedykolwiek będę w stanie
dotknąć go tak, jak Robina, czy kiedykolwiek pocałuję go i poczuję coś choćby
trochę zbliżonego do żaru, jaki rozpalał tylko on...
- Wiem… - szepczę. – Przepraszam, że to tak musi wyglądać…
Mam łzy w oczach. Naprawdę chciałabym, żeby był szczęśliwy,
chciałabym dać mu szczęście, ale nie potrafię. Podnoszę na niego wzrok i widzę,
że ociera łzy. Czuję się naprawdę
okropnie. Przyciągam go do siebie i obejmuję. Przykładam policzek do jego
piersi. Chcę go jakoś pocieszyć, ale nie mogę znaleźć słów. Ten gest to jedyne
na co mnie w tej chwili stać. Chcę coś powiedzieć, ale drzwi otwierają się
nagle i staje w nich Ian. Mierzy nas wzrokiem od góry do dołu.
Simon odsuwa mnie od siebie. Wiem, że robi to niechętnie,
ale wiem też, że musi to zrobić, bo jeśli przegnie, Ian go zabije. Nie będzie
miał skrupułów.
- Było włamanie – mówi omijając mnie wzrokiem.
Przyglądam się Simonowi i widzę, że jego ręka wędruje
bezwiednie w stronę kieszeni. Ian chyba też zauważył ten gest i może zaraz
odkryć, że sprawca stoi przed nim. Podchodzę do Simona jednocześnie wyciągając
z kieszeni spodni od piżamy list, który dostałam od Robina. Łapię go za prawą
rękę, która wysuwa się z kieszeni pusta. Podaję mu list tak, żeby Ian tego nie
zauważył.
- Co tam masz? – pyta.
- Coś, co musze zwrócić pewnemu idiocie. – mówi bez namysłu
Simon i wyciąga do Iana rękę z listem.
Domyślił się co mu dałam. Ściska lekko moje palce, jakby
chciał mi podziękować za uratowanie skóry.
Ian patrzy na mnie pytająco.
- Nie chciałam tego więcej oglądać! – warczę – Nie chcę
pamiętać o… - urywam i zaczynam płakać.
– Świetnie. – kwituje
Ian - Natychmiast idź do Beneath i
zanieś mu to. Powiedz im też, że mamy szkolenie policji teraz przez następnych
kilka dni…
Simon kiwa głową i wychodzi.
- A ty – zwraca się do mnie Ian – Idź się umyj i ubierz
jakoś ładnie. Przyniosę dla ciebie perukę i ciuchy na dziś. – marszczy nos –
okropnie wyglądasz bez włosów.
Kiwam głową i posłusznie idę do łazienki. Zamykam za sobą
drzwi i trzy razy upewniam się, że są właściwie zaryglowane. Słyszę, że ktoś
wychodzi z boksu, a potem wraca. Rozbieram się i wchodzę pod prysznic. Obmywam
całe ciało.
Świadomość odrzucenia siedzi we mnie głęboko i boli
dokładnie tak jak wczoraj. Woda tym razem tylko ją rozbudza, bo jej szum
przypomina mi o wodospadzie, który tak dużo dla nas znaczył. Tam zgodziłam się
być jego żoną, tam po raz pierwszy powiedział mi, że mnie kocha, a ja
powiedziałam mu to samo… Wyganiam łzy z oczu. Nie mogę się tym martwić. Gładzę
swój brzuch i próbuję się cieszyć, że ono jest bezpieczne, że ma kogoś, kogo
będzie mogło nazywać tatą, nawet jeśli nie jest to jego biologiczny ojciec… Ma
szczęście…
Biorę głęboki oddech, owijam się ręcznikiem i wychodzę. Na
kanapie leży blond peruka, łudząco podobna do moich naturalnych włosów.
Zakładam ją i wracam do łazienki, żeby
spojrzeć w lustro. Blizny na głowie w zasadzie nie widać. Przypominam dawną
siebie. Uśmiecham się do swojego odbicia.
Wracam do salonu i dopiero teraz zauważam jakie ubranie
przygotował dla mnie Ian. Ogarnia mnie przerażenie. Na kanapie leży długa,
biała suknia. Marszczę czoło i zaczynam się zastanawiać jakim cudem Simon i
Ethan ukryli fakt, że kiedy mnie znaleźli byłam ubrana podobnie. Podejrzewam,
że po prostu mnie rozebrali, podejrzewam, że zrobili to, żeby mnie chronię
przed gniewem Iana, ale teraz to już nie ma znaczenia, bo Ian i tak wie, że
byłam żoną Robina. Dowiedział się o tym z ostatniego listu.
Nie spieszę się, zakładam suknię. Kiedy kończę, otwierają
się drzwi. Stoi w nich Simon. Jego oczy rozszerzają się na mój widok, a na
twarzy pojawia się uśmiech, który za chwilę niknie.
Podchodzi do mnie i podaje mi list, który dałam mu jakiś
czas temu.
- Wiem ile to dla ciebie znaczy… - mówi.
Kiwam głową. Biorę od niego zwitek papieru i wsuwam go do
stanika po lewej stronie, przy piersi.
- Dlaczego mi go dałaś? – pyta – Dlaczego ryzykowałaś, żeby
mnie chronić?
- Dlatego, że ty zrobiłbyś to samo dla mnie. – mówię cicho,
a on obejmuje mnie i przyciąga do siebie mocno. Całuje czubek mojej głowy.
- Dziękuję – wzdycha cicho.
Po chwili w drzwiach staje Ian, rzuca Simonowi garnitur i
odwraca się.
- Za godzinę się spotykamy! – warczy .
Simon porusza się niespokojnie.
- Myślałem, że będziesz miała więcej czasu… Chciałem, żeby
to jakoś dłużej trwało.
Wzruszam ramionami.
- Najwyraźniej Ian ma inny plan. – mówię – Może to i lepiej.
Miejmy to za sobą.
Krzywię się, bo wiem jak to zabrzmiało. Nie mam odwagi na niego spojrzeć, ale wiem, że go
to zabolało, bo drgnął niespokojnie.
Czemu ja go w ten sposób ranię? Czy nie mogłabym po prostu
być mu wdzięczna? Czemu czuję, jakby ten dzień miał być moim ostatnim? Czemu
czuję, jakby on był przekleństwem, a nie błogosławieństwem? Czemu uważam, ze to
koniec mojego życia, a nie początek?
Nie wiem. Jestem na siebie wściekła za te myśli, ale nie
umiem się ich pozbyć.
Simon odsuwa się ode mnie.
- Przepraszam – szepczę, ale on tylko macha ręką i idzie do
łazienki. Słyszę prysznic, po kilkunastu minutach wychodzi ogolony i ubrany.
Próbuję się zmusić do uśmiechu. Obiektywnie rzecz biorąc
jest zabójczo przystojny, ale nie potrafię tak na niego patrzeć. Dla mnie on po
prostu nie jest Robinem…
Patrzy na mnie, jakby próbował wybadać mój nastrój.
Chciałabym coś powiedzieć, ale wszystko co czuję, jest niewłaściwe. Mam mu
powiedzieć, że go nie kocham? Mam mu powiedzieć, że wiem, że dla mnie to nigdy
nie będzie „to”? Co mam mu powiedzieć?
- Simon… - zaczynam. – Nie musisz…
Podchodzi do mnie w dwóch krokach i próbuje się uśmiechnąć,
ale wychodzi z tego tylko smętny grymas.
- Jolie, obiecałem ci… - mówi cicho. – Miałem nadzieję, że
może z czasem…
Kręcę głową. Nie mogę mu tego obiecać, nie mogę i raczej
jestem pewna, że nic z tego nie będzie.
- Słuchaj, nie mamy wyboru teraz. – przyciąga mnie do siebie
– Zaufaj mi, a wszystko będzie dobrze.
Podnoszę na niego wzrok.
- O czym ty mówisz? – pytam.
Otwiera usta, ale w tym momencie w drzwiach staje Ethan.
- Musimy iść. – mówi.
Kiwamy głowami i idziemy razem z nim do pastora Underground.
Ian stoi w wejściu. Simon i Ethan wchodzą do środka i stają przed ołtarzem, a
ja z trudem powstrzymuję łzy. Ian wyciąga do mnie rękę, chce mnie poprowadzić
do ołtarza. Nie protestuję. Jest mi kompletnie wszystko jedno. Ten ślub to i
tak jedna wielka farsa.
Wzdycham ciężko, kiedy Ian robi pierwszy krok. Kaplica jest
pełna ludzi, których nie znam, przy ołtarzu stoją mężczyźni z którymi nie
jestem emocjonalnie związana. Nie czuję ani podniecenia, ani dziwnego strachu,
który towarzyszył mi podczas ślubu z
Robinem.
Ian podaje moją dłoń Simonowi, a on ściska ją lekko i
uśmiecha się do mnie.
Próbuję jak mogę, ale nie potrafię odwzajemnić tego gestu.
Odwracam się do pastora, bo patrzenie w błękitne oczy Simona powoduje, że
wszystko w środku skręca mi się z żalu.
- Czemu chcecie wziąć ślub? – pyta pastor.
Spuszczam wzrok. Ja nie chcę, ale wiem, że muszę. Simon
znowu ściska moje palce.
- Bo się kochamy, prawda?
Podnoszę wzrok i patrzę na niego. Wiem, ze z jego strony
jest to prawdziwa deklaracja. Wiem, że on mówi co czuje i bardzo bym chciała,
żeby jego uczucia wystarczyło dla nas obojga ale obawiam się, że to niemożliwe…
- Tak… - mówię cicho, nie patrząc Simonowi w oczy.
Pastor uśmiecha się.
Simon wyciąga obrączkę i wsuwa mi ją powoli na palec.
- Kocham cię, Jolie – mówi, a ja mam ochotę się rozpłakać. –
Kocham cię tak bardzo, że zrobię dosłownie wszystko, żebyś była szczęśliwa. –
wzdycha, obrączka zatrzymuje się na końcu mojego palca. – Poświęcę dla ciebie
wszystko… Poświęcę nawet swoje szczęście, jeśli będę musiał. Bez wahania.
Cały czas patrzy mi w oczy. Ręka mi drży kiedy wkładam jego
obrączkę. Nie wiem co mam powiedzieć, nie mogę mu powiedzieć tego, co chciałby
usłyszeć, nie mogę kłamać o uczuciach, nie potrafię, nie w ten sposób i nie w
tym stopniu…
- Simon, ta obrączka to symbol mojej dozgonnej wdzięczności
i tego, że doceniam każdy twój gest, każde słowo i że cenię twoje uczucia ponad
wszystko.
Pastor kiwa głową i oznajmia, że od teraz jesteśmy
małżeństwem.
Łzy lecą mi po policzkach, a Simon ociera je kciukiem.
Całuje mnie w policzek, a potem przez chwilę mi się przygląda jakby pytał o
zgodę. Ściskam jego lewą dłoń i choć on nie wie jak ogromne znaczenie ma to, że
złapałam jego lewą rękę, a nie prawą, to pochyla się nade mną i przyciska usta
do moich. Całuje mnie z taką samą pasją jak Robin, ale ja nie umiem mu w ten
sam sposób odpowiedzieć.
Tłum wiwatuje. Przenosimy się do dużej sali. Gra muzyka,
ludzie tańczą, obejmują się, przytulają i całują... Wszyscy wyglądają na względnie szczęśliwych.
Simon rozmawia o czymś z Ethanem po czym podchodzi do mnie i całuje mnie lekko
w policzek. Pozawalam mu na to, bo wiem, ze dziś musimy udawać strasznie
zakochanych. Tylko kilka osób zna prawdę, reszta musi uważać, że nasza miłość
jest silniejsza od wszystkiego…
- Mam dla ciebie niespodziankę – szepcze wprost do mojego
ucha, po czym łapie mnie za rękę.
- My się już oddalimy do swojej sypialni – krzyczy na całe
gardło, a potem przygarnia mnie i całuje mocno.
Jestem tak zaskoczona, że nie reaguję. Tłum wiwatuje, a
Simon ciągnie mnie za rękę przez kolejne korytarze, aż w końcu stajemy przed
drzwiami jego boksu… Naszego boksu.
Simon odwraca mnie do siebie, kładzie mi ręce na ramionach i
bierze głęboki oddech.
- To, co mówiłem na ślubie, to prawda, Jolie…
- Wiem.. – szepczę.
Przytłacza mnie poczucie winy, że go tak wykorzystuję.
- I dlatego dziś rano ukradłem to, co ukradłem i dlatego
teraz za drzwiami zobaczysz to, co zobaczysz… - urywa.
Marszczę czoło i patrzę na niego. Zupełnie nie rozumiem co
mówi…
- Proszę cię tylko, żebyś nie wysnuwała pochopnych wniosków.
– szepcze – Chcę dla ciebie jak najlepiej.
Naciska klamkę i puszcza mnie przodem. Jest całkowicie
ciemno, więc z początku nic nie widzę. Simon popycha mnie do przodu, łapie mnie
za rękę i prowadzi do sypialni. Otwiera drzwi i zapala światło.
Nie wierzę w to co widzę, jak on mógł mi to zrobić?!
Dlaczego się nade mną znęca, dlaczego?! To nie jest dobry prezent, to nie…
Czuję, że za chwilę pęknie mi serce…
- Nieeee.. – zduszony krzyk wyrywa się z mojego gardła, gdy
on niepewnie podchodzi do mnie wspierając się na kulach i wyciąga do mnie ręce
w błagalnym geście.
Opadam na kolana i przyciskam obie dłonie do serca, bo nie
mogę znieść tego bólu…
- Nie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!