Me

Me

środa, 29 maja 2013

Somewhere in between 21

Nie muszę jej drugi raz powtarzać. Nie mija sekunda, a ona wstaje i idzie w jego kierunku. Najpierw powoli, udając obojętność, ale ja wiem, że to tylko pozory. Widziałam to w jej twarzy, kiedy z nią rozmawiałam. Nigdy nie przestało jej na nim zależeć, nigdy nie zapomniała, ze kiedyś był w jej snach, pewnie co noc. Patrzę na nią i zastanawiam się, kiedy przestanie udawać, że nic jej to wszystko nie obchodzi, że nie poruszyło jej nagłe pojawienie się Blake’a.
Tak jak się spodziewałam, Mary w końcu nie wytrzymuje i puszcza się biegiem. Kiedy jest parę kroków od niego znowu zwalnia i zatrzymuje się.
- Blake... – mówi tak cicho, że ledwo ją słyszę.
On podnosi głowę. Oczy ma zapuchnięte od płaczu, na rzęsach wciąż lśnią resztki łez, ręce mu się trzęsą. Próbuje się podnieść, ale nie daje rady. Patrzy na nią z niedowierzaniem, jakby nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, jakby się nie spodziewał, że jeszcze kiedyś usłyszy swoje imię z jej ust.
- Och, Mary… - chrypi w końcu.
Uśmiecha się lekko do niego i klęka tuż obok. Kładzie mu dłonie na policzkach i pociera je lekko kciukami.
- Jak? – to krótkie pytanie to echo wszystkich jego koszmarów.
Jak udało ci się przeżyć? Jak znalazłaś się na górze? Jakim cudem nie spotkaliśmy się wcześniej?… i pewnie kilkadziesiąt innych pytań, których teraz sobie nie przypomnę, pewnie tez kilka takich, których nie znam, albo których sobie nie wyobrażam.
Czuję na talii ciepłe dłonie, a na szyi gorący oddech Robina. Rozprasza mnie i całkowicie tracę koncentrację. Nie wiem co się tam dzieje, znowu świat przestaje istnieć, wszystko zlewa się w jednolitą szarość, którą znam od dziecka, nie ma feerii kolorów, która towarzyszy światowi Overhead, jest tylko jego dotyk, jego niski głos, kiedy szepcze muskając ustami płatek mojego ucha.
- Daj im trochę prywatności – obraca mnie delikatnie przodem do siebie.
Pochyla się w moją stronę, jego oczy błyszczą w świetle dnia nieznanym, złotawym światłem, które w nocy wydaje się bardziej srebrzyste. Po chwili jego usta są chyba milimetr od moich, kiedy przymykam oczy i czekam na pocałunek. Czekam, ale on nie nadchodzi. Otwieram oczy. Robin przygląda mi się badawczo z zawadiackim błyskiem w oku. Marszczę czoło i odpycham go lekko od siebie. Zaplatam ręce na piersi, żeby widział, że jestem obrażona. Uśmiecha się szeroko w sposób, który uwielbiam - całe jego ciało wtedy się rozluźnia, usta rozciągają się, odsłaniając równiutkie białe zęby, a w oczach pojawiają się moje ulubione srebrzyste iskierki. Chcę się jeszcze trochę podąsać, ale nie potrafię, jego nastrój jest zaraźliwy i nie mam wyboru, musze się poddać. Uśmiecham się do niego i robię krok w tył, grając w jego grę i udając niedostępną, a on łapie mnie za rękę i lekko pociąga w swoją stronę. Ląduję w jego ramionach. Chcę się przytulić, ale mi nie pozwala. Trzyma mnie na dystans i wpatruje mi się w oczy, odgarnia moje włosy do tyłu muskając przy tym moją wierzchem dłoni  i powodując cudowne dreszcze.
Matko, jak ja uwielbiam, kiedy on tak robi!
Moje usta rozchylają się mimowolnie, a oddech mi się spłyca. Nawet nie próbuję tego powstrzymywać, bo wiem, ze to na nic. Robin delikatnie wplata rękę w moje włosy, pochyla się w moją stronę, a ja czekam w napięciu na dotyk jego ust, bo tak strasznie teraz go potrzebuję, ale on znowu nie nadchodzi.
- Chodź, coś ci pokażę… - szepcze mi do ucha i wyciąga rękę.
Jego oczy znowu błyszczą tym złotawym blaskiem, a twarz rozjaśnia szeroki uśmiech.
Czemu ja kiedyś nie zauważałam jaki on jest nieziemsko przystojny? Jak mogłam ignorować i wyśmiewać Jelenę, kiedy do niego wzdychała? Jak udało mi się nie rzucić na niego, kiedy tylko dał mi do zrozumienia, że chciałby być ze mną? Nie wiem… Nie wierzę, że to tak wyglądało, bo to po prostu nierealne, nierzeczywiste…
Idę za nim ociągając się, bo jestem trochę zła, że tak mnie traktuje, zaczyna coś, a potem nie kończy, rozpala mnie i nagle gasi płomień…
Idę za nim noga za nogą nawet nie zastanawiając się gdzie zmierzamy. Robin po drodze podnosi jakiś długi kij. W końcu zatrzymuje się i ściska lekko moja rękę. Stoimy koło wodospadu, chyba tam, gdzie zabrał mnie zeszłej nocy. Na ziemi są wyryte patykiem jakieś linie, z których nic nie rozumiem. Patrzę na niego pytająco, a on uśmiecha się szeroko i zapraszającym gestem macha przede mną ręką. Kompletnie nie rozumiem o co mu chodzi.
- Witaj w domu, Jolie. – jego oczy świecą uśmiechem, którego wcześniej nie widziałam, zastanawiam się co on może oznaczać.
Jest jak dziecko, radujące się nową zabawką. Jego ruchy są jeszcze bardziej sprężyste niż za zwyczaj, z twarzy nie schodzi mu uśmiech, a oczy świecą jak gwiazdy na niebie, jakby miały swoje własne źródło światła. Przyglądam mu się z zachwytem, przypomina mi się jeden z moich ulubionych momentów w życiu, chwila, kiedy poczułam się naprawdę beztrosko i byłam po prostu szczęśliwa… Podobnie zachowywał się tylko, kiedy bawiliśmy się w berka na moim łóżku, niedługo po tym jak się poznaliśmy. Ile razy wracam pamięcią do tego momentu, uśmiecham się szeroko i marzę, żeby on już zawsze był taki, jak wtedy, żeby był sobą… 
Prowadzi mnie za rękę i z przejęciem opowiada o układzie pomieszczeń w domu, pokazuje mi kuchnię i jadalnię z widokiem na jezioro, potem sypialnię dla gości, od strony miasta. Łazienkę z oknem na drzewa z tyłu… Jest tak przejęty, że chyba nie zauważyłby, gdyby dzień nagle zamienił się w noc. Podziwiam jego zaangażowanie i zapał i z radością daję się wciągnąć w jego grę i planuję z nim ustawienie mebli w nowym domu. Rysujemy patykiem po ziemi, gdzie będzie stół, gdzie kanapa, a gdzie postawimy wannę. Zabawa jest doskonała, oboje jesteśmy rozluźnieni i co chwilę wybuchamy śmiechem, kiedy po raz kolejny okazuje się, że myślimy dokładnie w ten sam sposób. Wyliczamy, że będziemy potrzebowali co najmniej dziesięciu krzeseł dla przyjaciół i rodziny i… dla nas. Uśmiecham się, bo zawsze chciałam mieć dużą rodzinę i wielu przyjaciół i siadać z nimi przy stole. Tego brakowało mi w Underground, gdzie miałam tylko Abby i Aarona i czasem Jelenę. Chyba w końcu tutaj mi się uda spełnić to marzenie…
Robin prowadzi mnie do kolejnego prostokąta wyrysowanego na ziemi i obraca mnie przodem do siebie. Jego dłonie przesuwają się z moich ramion na talię zostawiając palące ślady na mojej skórze.
- Tu będzie okno. – mówi szeptem wskazując ruchem głowy właściwy kierunek.
Obracam się. Będzie wychodziło dokładnie na wodospad. Zaczynam się domyślać co to za pomieszczenie, ale nie chcę mu psuć zabawy.
- Pomalujemy ją na biało… - chrypi – Chcę, żeby przypominała moją starą sypialnię… - zniża głos do szeptu – Tam poczułem się kiedyś szczęśliwy…  
Nie wytrzymuję i wspinam się na palce, wplatając ręce w jego włosy i przyciskam usta do jego ust. Oddaje pocałunek, ale nie tak jakbym chciała. Czuję, że coś go powstrzymuje. Odsuwam się. Patrzy na mnie jakby chciał mi coś powiedzieć. Zaczyna mnie denerwować.
- No co?! – pytam w końcu. – Powiedz mi o co chodzi...
Wzdycha.
- Podoba ci się sypialnia? – zmienia temat.
Kiwam głową i znowu się w niego wpatruję, a on bez słowa ciągnie mnie do pokoju sąsiadującego z naszym.
- Tu zrobimy pokój dla dziecka…  - mówi cicho i przyciąga mnie do siebie. – I wiesz co?
Czekam aż coś powie, ale on znowu odgarnia moje włosy, odsłaniając szyję i pochyla się nade mną. Cała drżę, nie zniosę, jeśli po raz kolejny tylko się ze mną droczy…
Ale nie, nie tym razem… Tym razem będzie tak, jak chcę.
 Jego ręce zaczynają wędrówkę po moim ciele rozgrzewając mnie. Jego usta wyznaczają szlak na mojej szyi, prowadzący do ust. Całuje mnie namiętniej niż kiedykolwiek, mocniej, zachłanniej. Zachowuje się jak przy naszym pierwszym pocałunku, kiedy w końcu poczuł się pewniej i uwierzył w siebie i w to, że go nie odepchnę, że ja też tego chcę.
Moje ręce wsuwają się pod jego koszulkę i po raz setny chyba rysuję w myślach mapę jego ciała, wszystkie mięśnie, każde zagłębienie, każdy mięsień, napinający się pod moim dotykiem, każdą twardą kość, którą czuję tuż pod skórą… Czuję jak drży lekko pod wpływem mojego dotyku. Nigdy wcześniej nie zauważyłam, że tak na mnie reaguje, ale najwyraźniej moje pieszczoty sprawiają mu tyle samo przyjemności, co jego dotyk sprawia mi. Z trudem odrywamy się od siebie po długim czasie.
- Jolie… - sapie mi do ucha – Muszę ci coś powiedzieć…
To brzmi poważnie. Serce mi przyspiesza. Boję się tego, co mogę usłyszeć. Boję się, że może on już nie chce ze mną być, z sobie tylko znanego powodu… Boję się, że mnie zostawi…
Nie wiem skąd mi się biorą takie myśli, to chyba najgłębiej zakorzeniona obawa, jaką noszę w sercu. Przecież nie ma żadnej logicznej wskazówki, że on tak postąpi. Jeśli miałby mnie zostawić, to po co w takim razie oprowadzałby mnie po domu? Po co by mnie całował? Po co budowałby dla nas dom?
Znowu popadam w paranoję. Biorę głęboki wdech i czekam na to co ma do powiedzenia.
Robin wciąga głęboko powietrze i patrzy mi w oczy.
- Wiesz… - zaczyna – Ja zawsze myślałem, że będę sam do końca życia, że… że nie doczekam się na ciebie, albo, że ty mnie nie zechcesz, ale teraz… - kładzie mi dłoń na policzku i delikatnie pociera go kciukiem.
Uśmiecham się, a z serca spadam i kamień. Nie chce mnie zostawić, chce mi powiedzieć, co czuje. Chyba pierwszy raz otwiera się tak szeroko, odsłaniając całego siebie, dając mi dostęp do najczulszych punktów swojego serca.
 – Teraz jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. – głos ma mocniejszy niż przed chwilą, jakby dokładniej wiedział co chce teraz powiedzieć. - Jestem tego pewien. Mam swój kawałek świata, którego nikt mi nie odbierze, mam przyjaciół, którzy kilkakrotnie narażali albo oddawali za mnie życie, mam ciebie… - Nie wytrzymuje i całuje mnie mocno, a ja oddaję pocałunek.
Znowu trwa to dłużej niż powinno, bo nie możemy się od siebie oderwać.
- Wiesz, kiedyś myślałem, że miłości nie da się poczuć, ale… - bierze moją rękę i całuje każdy palec po kolej, a na koniec przyciska usta do wewnętrznej strony mojej dłoni. – To niesamowite i wręcz nierealne, ale wiesz, że czuję twoją miłość w każdym dotyku? – uśmiecha się. – Moja skóra jest już chyba ognioodporna, bo ty za każdym razem rozgrzewasz ją do czerwoności, kiedy tylko mnie dotykasz. Moje serce niedługo będzie chodziło na stałe na wyższych obrotach, bo bije mocniej zawsze kiedy cię widzę i staje na chwilę zawsze, kiedy spoglądasz mi w oczy. – wzdycha – Sprawiasz, że czuję coś, czego nigdy wcześniej nie czułem… Sama twoja obecność powoduje, że się zmieniam, że mówię ci rzeczy, których nie powiedziałbym nigdy nikomu… - pociera mój policzek kciukiem – Sprawiasz, że zaczynam się zastanawiać nad sobą, że staję się lepszym człowiekiem, Jolie…
Rozklejam się. Wielkie łzy ciekną mi po policzkach. Robin obejmuje mnie i przyciąga do siebie.
- Wiesz co jeszcze?
Coś jeszcze? Nie wiem ile jeszcze zniosę. Już i tak powiedział mi więcej niż kiedykolwiek, otworzył się przede mną i jednocześnie sprawił, że czuję się, jakbym była jakimś skarbem, skrzynią pełną złota, którą on powoli odkrywa i przekopuje się przez kolejne warstwy za każdym razem natrafiając na coś wspanialszego niż poprzednio. Nie wiem jak on to robi, że ja… JA! Ja, czuję się wyjątkowa i niezastąpiona i…
- Co jeszcze? – pytam cicho ledwo zagłuszając własny przyspieszony oddech.
- Kiedyś myślałem, że trzy pokoje dla jednej osoby to idealne mieszkanie, ale… tam było jakoś tak surowo, coś było nie tak. Nie widziałem tego dopóki ty się nie wprowadziłaś, a razem z tobą pojawiła się radość i życie. – uśmiecha się i spogląda w dół, nie wiem na co patrzy, aż dotyka mojego brzucha – Ale teraz myślę, że niedługo będziemy mieli  jeszcze więcej radości i miłości i uśmiechu…
Czy on mówi o dziecku? Cieszy się z niego?
- Nigdy… - chrypi, oczyszcza gardło – Nigdy nie przypuszczałem, że będę taki szczęśliwy. Ty jesteś moim szczęściem.
Ja?
Znowu mówi dokładnie to, co powinien, znowu sprawia, że czuję się wyjątkowa, znowu moja samoocena podskakuje o kilka punktów… Nie wiem czym zasłużyłam sobie na tak troskliwego i wspaniałego partnera, ale cokolwiek to było, zrobię to jeszcze sto razy, byle los mi go nie zabrał…
Robin obejmuje mnie i przyciąga do siebie. Przyciska usta do czubka mojej głowy, jego łzy moczą moje włosy. Ja też płaczę, trochę ze wzruszenia, trochę ze szczęścia, tak jak on…
Z zamyślenia wyrywają nas mężczyźni, którzy przywieźli drewno do budowy domu i chcą zaciągnąć Robina do pracy. Przychodzą też mężczyźni z hotelu, w tym Blake. Ma niewyraźną minę, ale nie zdążam go zapytać co się stało, co z nim i Mary, bo ona staje za mną i zaczyna im wydawać polecenia. Mam wrażenie, że przeszkadzam, więc wycofuję się. Do późnego wieczora przyglądam im się, jak pracują, od czasu do czasu przynosząc im wodę dla ochłody.
Na noc wracamy z Robinem do szpitala. Bierzemy szybki prysznic, żeby opłukać się z pyłu i piasku i wskakujemy do łóżka. Kładę głowę na jego piersi i całuję go delikatnie.
- Ja też jestem szczęśliwa, wiesz? – całuję go.
- Tak? – mruczy cicho.
Rękę trzymam na brzuchu. Jego dłoń też tam wędruje. Pociera delikatnie naprężoną skórę powyżej moich bioder.
– A chcesz wiedzieć kto do nas dołączy za kilka miesięcy?
Podnoszę się na łokciu i patrzę mu w oczy.
- Wiesz?
Kiwa głową.
- Od kiedy?
- Od dnia, kiedy tu trafiliśmy… - uśmiecha się zawadiacko.
- I mi nie powiedziałeś?! – szturcham go lekko – Dlaczego?
- Powiedzmy, że czekałem na właściwy moment… - odczekuje chwilę, ale ja się nie odzywam, tylko patrzę na niego badawczo, próbując wzrokiem zmusić go, żeby w końcu mi powiedział.
- Pamiętasz jakie były zasady w dawnym Overhead? Pamiętasz kolory? – pyta w końcu.
Kiwam głową.
- No, to pokój obok nas możemy malować na coś pomiędzy kolorem twoich oczu a moich… - oznajmia, a potem niskim głosem dodaje – Nie ukrywam, że zdecydowanie wolałbym, żeby to był odcień bliższy twojemu kolorowi. – całuje mnie w czubek nosa.
Uśmiecham się. Przez chwilę analizuję to w głowie.
Niebieski… niebieski… on oznaczał…
Wszystko układa mi się w idealną całość, to dokładnie tak powinno być. To jest logiczny ciąg zdarzeń i logiczna kolejność. Tylko teraz wszystko co zdarzyło się wcześniej nabiera sensu, tylko teraz zaczynam widzieć w tym wszystkim jakiś ogólny plan dla każdego z nas.
Tak!
Uśmiecham się mimowolnie.  
Patrzę na niego. Jest rozluźniony, spokojny, wygląda na naprawdę szczęśliwego, tak, jak mówił.
Wracam do tego, o czym myślałam przed chwilą. Ogarnia mnie niepokój. Boję się, że za chwilę to wszystko zepsuję, bo mam do niego jedną prośbę. Znowu. To dla mnie bardzo ważne, a wiem, że on może nie być zachwycony... z różnych powodów może mieć coś przeciwko i ma do tego prawo. Znowu wystawię go na próbę. Aż boję się zaczynać ten temat.
Robin przymyka oczy. Boję się, żeby nie zasnął zanim tego nie ustalimy. Wiem, ze jeśli o tym nie porozmawiamy, to będzie mnie to męczyło przez całą noc i w końcu go obudzę, żeby o tym porozmawiać…
- Myślałeś nad imieniem? – pytam niepewnie.
Patrzy na mnie badawczo przez chwilę. Wiem, że mam nietęgą minę. Boję się jego reakcji, ale jak zwykle niepotrzebnie…
 Robin uśmiecha się.
- Wiem co chcesz zrobić… – mówi
Wstrzymuję oddech.
- Nie bój się, nie będę zły. Rozumiem dlaczego… -  pociera kciukiem mój policzek – Uważam, że to bardzo dobry pomysł. Tak powinno być i już.  
On jest niesamowity! Ja go testuję, regularnie, chcący albo nie, ale co chwilę poddaję go jakiemuś testowy, a on zawsze wychodzi z tego obronną reką. Robi to, czego od niego oczekuję. Zawsze! Nie wiem jak on to robi, serio…
Uśmiecham się i całuję go.
- Kocham cię, wiesz?

Mruczy w odpowiedzi i przyciąga mnie mocno do siebie. Zasypia.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!