Me

Me

poniedziałek, 27 maja 2013

Somewhere in between 19

Budzi mnie lekarka na pobranie krwi. Trochę marszczy czoło na widok rak Robina oplecionych ciasno dookoła mojego ciała i na widok mojej głowy opartej na jego ramieniu i na widok uśmiechu, który mam przyklejony do twarzy. Tak mi się wydaje do momentu, kiedy siadam i uświadamiam sobie, że we włosach mam pełno trawy, a stopy mam całe ubrudzone ziemią. Robin powoli przeciera oczy, podnosi się na łokciu i całuje mnie w policzek. Ciepło jego warg powoli rozchodzi się po całym moim ciele powodując przyjemne dreszcze. Mój uśmiech poszerza się jeszcze bardziej, a po chwili znika, kiedy napotykam wzrok lekarki.
- Jolie, nie powinnaś jeszcze wychodzić. – warczy.
Nie patrzy na mnie tylko na niego. Gdyby ludzie mogli wzrokiem zabijać, to chyba Robin właśnie padałby trupem.
- Prosiłam… - mówi ostro
- A ja wam mówiłem, że nic jej nie będzie, że jest silniejsza niż wam się wydaje… - odpowiada spokojnie przygarniając mnie do siebie. – Zresztą, byliśmy w nocy i tylko nad wodospadem, więc…
- To niczego nie zmienia – denerwuje się lekarka – To może jej zaszkodzić.
Robin puszcza mnie, schodzi z łóżka i podchodzi do lekarki. Łapie ją mocno za przedramię i wykręca jej rękę. Tylko raz widziałam go tak zdenerwowanego. Tylko wtedy, kiedy wpadł do mojego pokoju, a Ian całował mnie wbrew mojej woli. Teraz jego twarz wygląda dokładnie tak jak wtedy. Boję się go i widzę, że lekarka też jest co raz mniej pewna siebie.
- Codzienne utaczanie jej krwi też jej raczej nie służy. – obraca lekarkę przodem do mnie- Zobacz jaka jest blada.
- Ale… - lekarka się jąka.
- Od dziś koniec z tym! – krzyczy i już wiem, że lekarka nie będzie próbowała nic forsować. Kiedy jest taki przypomina mi się okres, kiedy widywałam go na apelach… Kiedy się odzywał tym tonem, wiedziałam, że nie ma z nim dyskusji, wiedziałam, że cokolwiek by się nie działo, i tak wszystko odbędzie się dokładnie tak, jak on będzie chciał. 
- Od dziś ja będę decydował co się z nią dzieje. – warczy, a lekarka tylko przytakuje i powoli się wycofuje macając ręką ścianę w poszukiwaniu klamki od drzwi.
Kiedy znika za nimi Robin spogląda na mnie wciąż cały napięty od gniewu. Boję się ruszyć, bo nie wiem jak zareaguje, ale w końcu widzę, że musze cos zrobić, bo kompletnie go ta kłótnia rozstroiła. Schodzę z łóżka i staję boso przed nim. Obejmuję go w pasie i dawnym zwyczajem przytulam policzek do jego nagiej piersi. Nie zmienił przyzwyczajeń i wciąż śpi bez koszulki, co mnie bardzo cieszy, bo uwielbiam zapach, ciepło i miękkość jego skóry.
Przyciskam go mocno do siebie, bo czuję, że wszystkie mięśnie wciąż drgają mu w napięciu, słyszę, jak jego serce szybko bije, a oddech jest płytki. Cały się trzęsie. Takiego wkurzonego jeszcze go nie widziałam.
- Co się dzieje? Czemu się tak zdenerwowałeś? – pytam w końcu podnosząc na niego wzrok.
Wzdryga się, jakby dopiero zauważył, że stoję tuż przy nim. Bierze głęboki oddech i obejmuje mnie przyciskając mocno do swojej piersi. Całuje czubek mojej głowy i głaszcze mnie delikatnie po włosach.
- Jolie, mdlałaś po pobieraniu krwi, kilkukrotnie.
- Nie pamiętam… - to prawda, mimo, że staram się sobie przypomnieć.
- Dlatego, że często kłuli cię na śpiąco. – wzdycha – Naprawdę jesteś strasznie blada i wydajesz się słaba. Chcesz usiąść?
W jego głosie słyszę troskę, która przez pewien czas zniknęła. Nie wiem czy cieszę się z jej powrotu, bo to oznacza, że znowu będzie się ze mną obchodził jak z jajkiem.
- Nic mi nie jest. – Odsuwam się od niego, bo chcę mu pokazać, że czuję się doskonale, ale zaczyna mi się kręcić w głowie i zataczam się lekko.
Robin natychmiast bierze mnie na ręce i całuje lekko w policzek.
- Właśnie widzę… - uśmiecha się ironicznie. – Chcesz się wykapać? – pyta, nagle zmieniając temat.
Tak, bardzo chcę, ale widzę, że jestem osłabiona i nie dam rady samodzielnie ustać pod prysznicem. Waham się.
- Nieeee… - dukam w końcu.
Robin marszczy brwi i przygląda mi się badawczo.
- Śniadanie przyniosą dopiero za godzinę – mówi patrząc na zegar na ścianie – Mamy czas…
- Wiem, ale… - chrypię, jestem zdenerwowana jak nigdy, zupełnie nie wiem czemu – nie dam rady… - kończę tak cicho, że jestem prawie pewna, że nie usłyszał.
Znowu ściąga brwi.
- A ty myślałaś, że puszczę cię tam samą? – pyta unosząc jedną brew. – Pomogę ci.  
Serce mi przyspiesza. Nie mogę pozwolić na to, żeby on mnie mył, to nie w porządku, nie mogę go w ten sposób wykorzystywać. Powinnam sama się o siebie troszczyć, a nie zmuszać go do tego…
- Robin, ja nie… Nie musisz… - urywam, bo widzę, że znowu pochmurnieje.
Stawia mnie na ziemi i mocno łapie moją twarz w dłonie i nakierowuje tak, żebym patrzyła mu prosto w oczy. Kładę mu ręce na biodrach, żeby trochę się podeprzeć.
- Jolie, przestań się w końcu bronić przed pomocą, dobrze? – nie krzyczy na mnie, ale mówi to tak, że wiem, że nie ma z nim dyskusji – Jestem twoim mężem, do cholery, i chcę się tobą opiekować, chcę ci pomagać… – dwukrotnie kładzie nacisk na słowo „chcę”. – Lubię to.
Kręcę głową, bo czuję, że nie mówi tego, co myśli. Wydaje mi się, że wciąż uważa, że ma wobec mnie jakieś zobowiązania, a ja nie chcę, żeby robił cokolwiek tylko dlatego, że myśli, że powinien. Nie chcę i już.
Patrzę mu w oczy i widzę, że się śmieje. Usta rozciągają mu się w zawadiackim uśmiechu, delikatnie przesuwa ręką po moim ramieniu w górę i w dół aż robi mi się gorąco. Pochyla się w moją stronę, jego usta muskają moje ucho. Nie mam pojęcia do czego zmierza, ale wiem, że bez względu na to, co teraz powie, zgodzę się na wszystko. On doskonale wie jak na mnie działa i wykorzystuje to bez skrupułów.
- A jak ci powiem, że mam ochotę cię zobaczyć nago… - mruczy mi do ucha – i wziąć nasz pierwszy wspólny prysznic? – jego niski głos działa na mnie dokładnie tak, jak on tego oczekuje. Zrobię wszystko, czego ode mnie chce. Dosłownie wszystko. Nie potrafię stłumić nerwowego chichotu.
Robin uśmiecha się jeszcze szerzej i bierze mnie na ręce.
- Zgoda? – pyta przyglądając mi się spod wpółprzymkniętych powiek.
Ściskam go mocno i całuje w policzek.
- Nieee, Jolie – śmieje się. – Musisz mi odpowiedzieć na pytanie.
W co on gra? Będzie mnie zmuszał do odpowiedzi na każde pytanie. Przyglądam mu się, mam nadzieje, że odpuści, ale sądząc po jego minie, nie mam na co liczyć…
- Jolie, najwyraźniej przeszkadza ci to, co mi sprawia przyjemność – jego głos nagle staje się poważny, słyszę nawet nutę zdenerwowania, a może zawodu – Muszę wiedzieć co myślisz. Wiesz, że nie chcę cię do niczego zmuszać, prawda?
Kiwam głową.
- Tak, ale… - urywam, licząc na to, że sam dokończy za mnie, ale on tylko ściąga brwi i patrzy na mnie uważnie – Nie mogę… Nie wiem… - nie umiem znaleźć słów – Nie chcę być dla ciebie ciężarem… - spuszczam wzrok.
Robin wzdycha ciężko i przyciska mnie mocno do siebie.
- Naprawdę jeszcze nie zauważyłaś, że po prostu lubię się tobą zajmować? – szepcze – Nawet jeśli jesteś cała posiniaczona i poobijana i jeszcze do tego wszystkiego ubrana?
Cieszy mnie, że nie jest zły i że nie opuścił go ten pozytywny nastrój, z którym dziś wstał. Znowu pozwala sobie na żarty.
- Zawsze lubiłem się tobą zajmować… - chrypi mi do ucha – Nawet, kiedy jeszcze nie byliśmy razem… Pamiętasz?
Sięgam do czasów, kiedy mieszkaliśmy w Underground, kiedy dopiero co się poznaliśmy. Ten czas wydaje się tak odległy, jakby to było z dziesięć lat temu, a minęło zaledwie kilka miesięcy. Te kilka miesięcy zmieniło całkowicie moje życie. Mój dom stał się najniebezpieczniejszym miejscem na ziemi, a miejsce, w którym teoretycznie mogłam umrzeć staje się powoli moim domem.
- Jolie? – Robin znowu wygląda na zaniepokojonego – Dobrze się czujesz? – pyta z troską.
Kiwam głową, a on z ulga wypuszcza powietrze.
- Bałem się… - całuje mnie w policzek chyba setny raz tego ranka – Nie odzywałaś się… Pamiętasz?
Marszczę czoło, bo nie wiem o co mu chodzi, dopiero po pewnym czasie przypominam sobie, że już raz o to pytał i teraz po prostu powtarza zapomniane przeze mnie pytanie.
- Pamiętam… - mówię cicho. – Pamiętam, że wtedy cię pokochałam… - patrzę w jego błękitne oczy i widzę jak zaczynają się śmiać. Pojawiają się w nich wtedy takie delikatne, srebrne iskierki.
- To jak? – zmienia temat – Idziemy się kąpać? Obiecuję, że nic więcej nie będę kombinował.
- Jasne – odpowiadam z lekką nutą zawodu w głosie. Jak to nie będzie nic kombinował?
Robin wybucha śmiechem i niesie mnie do łazienki.
Ja potrzebuję kąpieli, a on najwyraźniej tęskni za niańczeniem mnie, bo znowu wszędzie mnie nosi. Praktycznie nie pozwala mi chodzić ani stać.
…..
To chyba będzie mój ulubiony sposób spędzania czasu. Jeszcze godzinę po powrocie do pokoju w szpitalu, podczas jedzenia śniadania czuję na sobie ślad dotyku jego dłoni, kiedy namydlał moje ciało, pamiętam, jak delikatnie masował moją głowę myjąc mi włosy. Jestem pod wrażeniem jego siły woli. Ani razu nie stracił koncentracji i nie zapomniał po co tam przyszliśmy, mimo, że ja nie mogłam się powstrzymać i non stop badałam dłońmi jego nagie ciało i przyciskałam usta do jego skóry. Za każdym razem uśmiechał się szeroko, ale nic nie mówił. Czasem tylko łapał moją rękę i odsuwał ją delikatnie od siebie. Wiedziałam, że wtedy był na granicy wytrzymałości. 
Uśmiecham się na to wspomnienie i kończę kanapkę.
- Nie wiem czy kiedyś przyzwyczaję się do normalnego jedzenia… - mówię klepiąc się lekko po brzuchu.
Robin uśmiecha się i całuje mnie lekko.
- Będziesz musiała, bo nigdzie się stąd nie ruszamy…
- Wiem, cieszę się…
Przez chwilę oboje milczymy, a potem on wstaje i podaje mi rękę. Pomaga mi założyć buty i ciągnie mnie na korytarz. Nie odzywa się słowem. Wyprowadza mnie na podwórko. Z wrażenia, zaskoczona tym co się dzieje, zapominam zamknąć oczu, ale on wydaje się tego nie zauważać. Krajobraz jest taki, jak pamiętam go z nocy, tylko bardziej kolorowy. Zatrzymuję się nagle i z otwarta buzią podziwiam go. Jest pusto, pod względem jakichkolwiek oznak ludzkiej egzystencji w tej okolicy. Poza trzema budynkami, nie ma tu nic, tylko drzewa, stado krów i owiec i kilka koni, jak wyjaśnia mi Robin. Opisuje wszystko po kolei pokazując mi z daleka zwierzęta, które poruszają się na czterech nogach. Patrzę na nie zafascynowana i przez dłuższy czas nie mogę oderwać wzroku.
W końcu Robin obejmuje mnie i odwraca plecami do zwierząt, ściska moją dłoń i prowadzi mnie do budynku obok szpitala.
- Gdzie idziemy? – pytam w końcu.
- Dziś zaczynamy budowę naszego domu – uśmiecha się. – Przyjadą ludzie z innego miasta, żeby nam pomóc.
- Naszego? – pytam zaskoczona.
- Ze względu na twój stan… - dotyka lekko mojego brzucha – Scott i Blake i Aaron i Jack nalegali, żebyśmy zaczęli od domu nad wodospadem. – uśmiecha się szeroko.
- Ile to potrwa? – pytam.
Robin wzrusza ramionami.
- A skąd mam wiedzieć? Pierwszy raz będę budował z drewna… - pierwszy raz słyszę w jego głosie taką dozę niepokoju w związku z czymś co ma zrobić.
Zaczynam się śmiać. Nie myślałam, że kiedykolwiek będę świadkiem, jak Robin robi coś po raz pierwszy. W oddali słyszę jakiś hałas, jakby coś się toczyło.
- Oni nam pokażą o co chodzi… - pokazuje ręką na jadących na wozie ciągniętym przez jakieś zwierzęta ludzi.
- To są… konie? – pytam niepewnie.
Robin kiwa głową.
- Są bardzo pożyteczne.
- Widzę. – uśmiecham się szeroko i razem z nim podchodzę do drzwi hotelu, skąd wychodzą powoli nasi przyjaciele i dużo innych mieszkańców Beneath i Underground. Scott obejmuje Jill, Jack trzyma Adele za rękę. Aaron stoi z boku sam, ale rozpromienia się na mój widok.
Wóz z ludźmi zatrzymuje się tuż przed wejściem. Pierwsza zsiada z niego rudowłosa kobieta, trochę podobna do Jeleny, ale o znacznie łagodniejszych rysach twarzy. Po niej z wozu zeskakuje kilkunastu mężczyzn. Wygląda na to, że ona jest tu szefem.
- Witajcie – odzywa się delikatnym, aksamitnym głosem i uśmiecha się do nas. – Cieszymy się, że kolejny Underground wydostał się w końcu na powierzchnię. Przyjechaliśmy wam pomóc w budowie domów. Ja jestem jedną z tak zwanych ocalałych, kiedyś uczyłam się, żeby zostać architektem, więc pomogę wam zbudować wasze domy tak, żeby były trwałe i piękne.
Odpowiada jej podniesiony gwar rozmów, w końcu odzywa się Jack.
- Dziękujemy – mówi – Jesteśmy wdzięczni za pomoc.
Kobieta wskazuje za siebie
- Ci mężczyźni pomogą wam w budowie. Poznacie się podczas pracy. Ja nazywam się… - jej dalsze słowa zagłusza chichot około dziesiątki dziewczyn, które wychodzą z hotelu razem z Blake’em, który każdą z nich obdarza uśmiechem i czułym gestem. Kręcę z niedowierzaniem głową. Nie mam pojęcia jak on to robi.
Patrzę na kobietę, która jeszcze przed chwilą do nas przemawiała, bo mam nadzieję, że jeszcze coś powie. Jej wzrok prześlizguje się po twarzach kobiet i zatrzymuje na nim. Nie może widzieć go dokładnie, bo między nimi stoją co najmniej dwa rzędy ludzi. Widzę na jej twarzy niedowierzanie, a po chwili ból i wściekłość. Kobieta robi dwa kroki wprzód i ściąga brwi, jakby chciała mu się bliżej przyjrzeć. Usta ma lekko rozchylone i jest blada, jakby właśnie zobaczyła ducha. Zapada cisza. Lekki gwar przyciszonych rozmów znika nagle w ciągu jednej chwili.
Blake rozgląda się zdezorientowany. Skanuje wzrokiem cały tłum, aż w końcu zauważa chyba czubek rudej głowy. Z wzrokiem utkwionym w niej przepycha się przez tłum i staje w pierwszym rzędzie. Przez chwilę skanuje ją wzrokiem. Na jego twarzy widać przerażenie. Przeciera oczy i przygląda jej się ponownie, jakby nie wierzył w to, co widzi. Jego usta poruszają się bezgłośnie szepcząc w kółko jakieś słowo. Zachowuje się, jakby zobaczył ducha.

Wpatruję się w niego i próbuję odczytać je z ruchu warg, a kiedy w końcu mi się udaje, czytam jeszcze kilka razy, bo to przecież niemożliwe. Sam tak mówił… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!