Eve zagubiła się w czasie. Ależ byłem na siebie wściekły.
Wiedziałem, że to moja wina. Moja i tylko moja. Zgubiła się, bo zobaczyła tam
dawnego mnie. Nie wiedziałem jak mogłem tego nie pamiętać.
Szukaliśmy jej z Markiem. Okazało się, że nie taki straszny
z niego dupek. Jak w końcu odkrył, że nie kocha Eve, tylko Kristen to nawet
dałem radę go polubić. Nie był moim rywalem, więc mogłem z nim swobodnie
rozmawiać. Okazało się, że wie o Eve znacznie więcej niż przypuszczałem. Byli
ze sobą bardzo blisko. Może trochę za blisko…
Szukałem Eve długo.
Byłem o włos od sprowadzenia jej z powrotem. W końcu zacząłem tracić nadzieję i
wróciłem po raz ostatni. Zobaczyłem ją. Ciemne włosy, zielone oczy. Była
półprzezroczysta. Niedobrze. Uciekała przede mną. Wołałem ją, ale nie
reagowała. Jak mogła nie poznawać mojego głosu? Nagle zrozumiałem. To nie Eve,
to Kristen. Była za drobna, za niska na Eve. Krzyknąłem na nią. Zatrzymała się.
Zrobiłem to, co obiecałem Markowi. Sprowadziłem ją do naszych czasów. Nie mogli
się od siebie odkleić. Wkurzali mnie. Odchrząknąłem. Mark podał mi kartkę
papieru.
- Co to jest? –
zapytałem.
- Przeczytaj – odparł uśmiechając się szeroko.
Przeczytałem trzy razy. Nie docierało do mnie. Eve
bezpieczna. Eve w zamku. Eve. Moja Eve. Wróciła do mnie. Znalazła sposób, żeby
wrócić do naszych czasów. Mądra dziewczyna! Muszę do niej iść. Otworzyłem
portal dziękując przelotnie Markowi i obiecując, że niedługo kogoś po nich
przyślę…
Wyszedłem z portalu na dziedzińcu. Wpadłem do zamku.
- Eve! – krzyknąłem.
Nie odpowiedziała. Wbiegłem na górę po schodach i wpadłem do
naszej sypialni. Spodziewałem się, że może tu być. Omiotłem pokój wzrokiem, ale
prawie nic nie widziałem. Nie wiem dlaczego. Ciemność była dla mnie
nieprzenikniona. Nagle usłyszałem kroki. Poczułem ręce na swojej szyi. Jej
ręce. Tylko jej dotyk tak na mnie działał. To musiała być ona. Otoczył mnie jej
słodki zapach. Tak! Eve, moja Eve… Zostań ze mną i nigdy nie odchodź. Nie chcę
spędzić ani minuty bez ciebie. Nie chcę. Nie mogę.
Przez dłuższy czas nie wierzyłem, że to naprawdę ona.
Myślałem, że to moja wyobraźnia. Nie mogłem się ruszyć. Przytuliła mnie
mocniej. Objąłem ją i przyciągnąłem do siebie. Czułem jak kurczowo ściska moją
koszulkę. Przesunąłem dłonią po jej włosach. Jak ona może być taka cudowna?
Pocałowała mnie mocno. Czułem jej tęsknotę.
Ja też za tobą tęskniłem. Bardzo. Bardziej. Najbardziej…
- Widziałam cię… - powiedziała przez łzy – Dawnego ciebie…
Ręce mi się trzęsły. Nie mogłem uwierzyć, że jest ze mną. Że
znowu mogę ją przytulać.
- Wiem.
- Chciałeś się zabić
– wydyszała.
Tego się spodziewałem. To musiał być dla niej szok.
- Chciałem. Ale tego
nie zrobiłem. Uratowałaś mnie.
Przyłożyłem wargi do
jej ust. Taaaaaak. Dokładnie tego mi było trzeba. Ciepło rozeszło się po moim
ciele. Jej miękkie wargi muskały moje. Tak! Moja Eve, to ty. To nie wyobrażenie.
To naprawdę ty. Tylko ty tak słodko smakujesz.
- Nawet nie wiesz jak
mi tego brakowało. – powiedziałem.
Wziąłem ją na ręce i przeniosłem przez pokój stawiając obok
łóżka. Pocałowała mnie namiętnie mrucząc coś pod nosem, ale nie zrozumiałem co.
Ciągnęła mnie za koszulkę, jakby bała się, że jej ucieknę.
Nigdzie się nie wybieram, Eve. Nie miałbym siły się stąd
ruszyć. Nie bez ciebie.
Nie miałem siły się jej opierać. Cała strategia „daj trochę
a potem odmów, żeby chciała więcej” wzięła w łeb. Nie miałem na to siły. Nie
chciałem tego. Nie teraz. To nie był właściwy moment. Potrzebowałem jej dotyku,
potrzebowałem jej zapachu, potrzebowałem jej całej. Teraz. Podciągnąłem jej
koszulkę do góry i przejechałem jej palcem po plecach. Czułem jej ręce na moich
plecach, na moich żebrach, na moim brzuchu. Cholera, jakie to jest cudowne!
Jaka ona jest cudowna.
Nie przestawaj, Eve. Nie chcę, żebyś przestała. Nigdy.
Czułem jak delikatnie opiera dłonie na pasku od spodni,
jakby chciała je przesunąć w dół. Czyżby pragnęła mojego dotyku tak, jak ja
potrzebowałem jej? Pocałowałem ją mocno. Nie chciałem odrywać od niej ust. Moje
dłonie wciąż błądziły po jej ciele. Coś mi się nie zgadzało. Odsunąłem się i
spojrzałem na nią.
- Masz na sobie moją
koszulkę?
Moją koszulkę. Tę, w której chodziłem na dzień przed naszym
rozstaniem i którą zostawiłem na krześle. Założyła MOJĄ koszulkę.
Zarumieniła się i wymruczała coś o bliskości. Przygryzła
wargę. Zrobiło mi się gorąco. Potrzebowała mnie, inaczej nie zakładałaby
powyciąganej, przepoconej koszulki.
Jakkolwiek głupio by to nie brzmiało, wtedy uważałem, że to
najbardziej romantyczna rzecz, jaką mogła zrobić. Romantyczna. Ja myślałem o
romantyzmie. Masakra. TO znowu nie ja. A przynajmniej nie ja sprzed kilku
miesięcy. To nowy ja. Ten ,którego ona powołała do życia.
Patrzyła na mnie niewinnie, z nadzieją, że nie wyśmieję jej.
Nie miałem zamiaru.
Nowy czy nie, romantyczne czy dziwne, nie ważne. Tak
naprawdę moje myśli szły tylko w jednym kierunku. Tylko w jednym. Za długo jej nie
było. Za długo musiałem czekać na nią i na jej powrót, na możliwość ponownego
dotknięcia i pocałowania jej, na jej pieszczoty. W mojej głowie było tylko
jedno pragnienie. Zaczynało się na S i miało trzy litery. Tak właśnie. Jestem
facetem. Pragnę tego. Nie tylko tego, ale tego też. Tak mam i koniec.
- A co masz pod
spodem? – wymruczałem nie mogąc powstrzymać narastającego pożądania.
- Nic – wyszeptała
ponownie przygryzając wargę.
Nigdy w życiu nie słyszałem bardziej seksownego słowa.
Nigdy, przysięgam. Uśmiech samoistnie pojawił się na mojej twarzy. Eve usiadła
ciężko na łóżku kładąc mi ręce na biodrach. Pociągnęła mnie do siebie. Oparłem
się o nią całym ciężarem ciała, ale chyba jej to nie przeszkadzało. Jej dłonie
nieprzerwanie wędrowały po moim ciele, jakby rysowały na nim niewidzialną mapę.
Była gorąca. Bardzo. Bardziej niż powinna. Czyżby myślała o tym co ja? Ha!
Musiałbym być największym szczęściarzem na ziemi. Uśmiechnąłem się lekko
przyciskając usta do jej szyi. Czułem że ona potrzebuje mnie tak samo mocno,
jak ja jej. Tylko materiał oddzielał nas od siebie. Wkurzał mnie. Właśnie!
Koszulka! Oparłem się na łokciach.
- Pomóc, czy sama
sobie poradzisz?
Zamarła, jakby nie wiedziała co ma zrobić i jak.
Zapomniałem, że nigdy tego nie robiła. To miał być jej pierwszy raz, o ile w
ogóle do niego dojdzie. Złapałem jej rękę i poprowadziłem do krawędzi koszulki
pomagając jej zrozumieć o czym mówię. Szybko załapała i pociągnęła mocno. Odsunęła
się siadając głębiej na łóżku. Oddychała szybko.
- Co się stało?
Odwróciła wzrok. Złapałem
ją za podbródek i zmusiłem do spojrzenia na siebie. Nie rozumiałem co zrobiłem
nie tak.
- Eve? Co jest? Powiedz mi, proszę…
- Boję się… -wychrypiała.
Nie jest gotowa.
Jeszcze nie. Pocałowałem ją lekko w czubek głowy. Wiedziałem, że muszę poczekać.
Nie chciałem tego, ale musiałem i byłem gotów to zrobić. Dla niej.
- Eve, nie chcę cię
do niczego zmuszać.
- Nie – powiedziała –
Nie zmuszasz mnie. Sama tego chcę, tylko… - zawahała się.
Przyłożyłem usta do jej szyi. Nie mogłem się powstrzymać. To
chyba mogę, nie? Nie posuwam się chyba za daleko, co?
- Tylko co?
- Musisz mi to
wszystko pokazać… - wychrypiała przez ściśnięte gardło. – Nie mam pojęcia co
mam robić.
Spojrzałem jej w oczy i zaśmiałem się. Ona nie ma pojęcia co
ma robić? Ona? Przecież każde jedno dotknięcie rozpalało we mnie ogień i
sprawiało, że musiałem bardzo, bardzo się starać, żeby nie złapać jej w pół i
nie rzucić na pierwsze z brzegu łóżko.
Cicho zapewniłem ją, że nie ma powodów do obaw. Uśmiechnęła się, ale nie
byłem pewien czy mi uwierzyła.
Dziewczyno. Twoje spojrzenie rozpala mnie do czerwoności,
nie wspominając o dotyku… Nie widzisz tego? Naprawdę tego nie widzisz?
Wciąż patrzyła na mnie nie pewnie.
Pomyślałem, że skoro nie tak, to spróbujemy starym sposobem
na zawadiakę.
- Wskakuj pod kołdrę. Nie chcę, żeby ktoś nas podglądał.
Zachichotała nerwowo zagrzebując się w pościeli. Rozebrałem
się zostawiając na sobie tylko bokserki. Widziałem, że przygląda mi się
pożądliwie.
Tak, Eve, dokładnie o to mi chodzi. Dokładnie o to, żebyś
pragnęła tego tak, jak ja. Albo i mocniej… Stanąłem obok łóżka i czekałem na
jej reakcję. Nie trwało to długo. Pociągnęła mnie mocno za rękę. Wsunąłem się
pod kołdrę koło niej. Lekko ją popchnąłem, żeby położyła się na plecach.
Oparłem się obok niej na łokciu. Czułem
żar bijący od jej ciała.
- Nadal się boisz?
Skinęła głową. Położyłem
jej rękę na swojej talii. Wiedziałem, ze doskonale da sobie radę z nietrudnym
zadaniem rozpalenia we mnie ognia. Miałem rację. Przesunęła palcem wzdłuż linii
bokserek. Pochyliłem się i pocałowałem
ją w szyję. Zamknąłem oczy, kiedy przesuwała dłonią wzdłuż mojego kręgosłupa.
Zsunąłem jej koszulkę z lewego ramienia i zacząłem całować jej obojczyk. Mój
obojczyk. Otworzyłem oczy i zauważyłem coś czarnego. Odsunąłem się. Tatuaż. Był
świeży, bo jeszcze lekko zaczerwieniony. Dlaczego kazała sobie coś wytatuować
na kości? Co to było? Cztery razy czytałem te trzy słowa nie mogąc uwierzyć we
własne szczęście. „Kocham cię, Tobias”. Prosta, oczywista deklaracja zapisana
na zawsze na jej skórze. Jest! Tak! Cholera, ten dzień nie może być lepszy! A
może jednak…?
Wiedziałem, że mnie kocha. Nie, nie mogłem tego wiedzieć.
Podejrzewałem, czułem, że mnie kocha. Widziałem, że działam na nią dokładnie
tak samo, jak ona na mnie. Spojrzałem na nią. Uśmiechnęła się szeroko i skinęła
głową.
- Dziękuję ci – powiedziałem z ulgą w głosie. Potrzebowałem
tego, potrzebowałem jej deklaracji. Teraz, dokładnie dzisiaj. Miała idealne
wyczucie czasu.
- Nie masz za co –
powiedziała przyciągając mnie bliżej –
Kocham cię. – wyszeptała.
Nie mogłem się powstrzymać. Roześmiałem się. Wiedziałem, że
właśnie oddała mi duszę, swój skarb. Najcenniejszą rzecz jaką posiada
Zwierciadło. To była oznaka pełnego zaufania. Zaufania, o które walczyłem od
kiedy tylko ją zobaczyłem. Wiedziałem, że zaufała mi całkowicie i zdawałem
sobie sprawę z tego jakie to było dla niej poświęcenie po tym, jak Mark ją
zdradził. Wystarczyłby mi teraz tylko tatuaż, ale to... Poczułem, że mogę
przenosić góry. Złapałem ją w pasie i obróciłem się na plecy tak, że ona
usiadła na mnie okrakiem. Och, tak! Tylko po co nam to ubranie? Zdjąłem jej
koszulkę i przyjrzałem się jej. Była taka piękna i moja. Tylko moja. Teraz
wiedziałem to na pewno. Nikt nie mógł mi
jej teraz odebrać.
- Faktycznie nic nie
miałaś pod spodem. – powiedziałem niskim głosem, nie potrafiąc ukryć w którym
kierunku zdążają moje myśli.
Uśmiechnęła się
szeroko i przesunęła palcem po moim brzuchu aż do bokserek. Delikatnie przesunęła
je w dół.
Cholera, dziewczyno. Jeszcze jeden ruch i nie powstrzymasz
mnie! Nikt mnie nie powstrzyma. Czułem, że jestem na granicy. Pragnąłem jej tak
mocno, że prawie czułem jak to boli. Skinęła na mnie. Tak? Naprawdę? Ty też
tego chcesz? Jesteś pewna? Pęknę ze
szczęścia!
Położyłem ją na plecach i oparłem się na łokciu koło niej.
Chciałem wycałować każdy centymetr jej ciała i tak zrobiłem. Złapała mnie mocno
za ramiona. Podniosłem wzrok, bojąc się, że może coś robię nie tak, że może coś
jej się nie podoba, ale ona tylko cicho westchnęła. Czyli, że jest nieźle? Ścisnęła
mnie mocniej. Uśmiechnąłem się zachęcająco. Przeniosłem pocałunki na
podbrzusze, nie bojąc się użyć języka. Widziałem jak kurczowo ściska
prześcieradło. Dobrze, co? Była gorąca, czułem to. Zsunąłem bokserki
przesuwając jej dłonią po udzie. Ugięła nogę dokładnie tak, jak chciałem. Przesunąłem
się do góry i wtuliłem twarz w jej szyję wdychając mocno jej słodki zapach.
Było mi tak niesamowicie dobrze. Złączyłem nasze usta, a potem odsunąłem się na
chwilę znów stosując starą, dobrą strategię Krisa. Zadziałała bez pudła, jak
zwykle. Eve rozchyliła usta. W jej wzroku było wyłącznie pożądanie. Pocałowałem
ją mocno. Powoli, żeby jej nie bolało przesuwałem swoje biodra w kierunku jej
bioder. Czułem jak ogarnia mnie rozkosz i wiedziałem, że nie potrwa to długo.
Za bardzo, za mocno na mnie działała. Sam dotyk jej dłoni na moich plecach
byłby wystarczający. Uniosła miednicę do góry i przesunęła palcem po moim
kręgosłupie. Zalała mnie fala gorąca. Dziewczyno, i ty twierdziłaś, że nie masz
o tym pojęcia? Więc oznajmiam ci – jesteś niesamowita! Serio! Pocałowałem ją.
Mocno. Zaczęliśmy falować w tym samym
rytmie. Jak jedno ciało. Moje ręce na niej, jej dłonie na mnie. Na sekundę
przed końcem wbiła paznokcie w moje ramiona i objęła mnie mocno pojękując
cicho. Nie wiem czy cokolwiek mogło być lepsze niż to, ale szczerze w to
wątpiłem, bo jeśli byłoby takie coś, to nikt by tego nie przeżył. Słowo daję,
rozkosz rozsadziłaby go od środka. Pocałowałem ją delikatnie w czoło, dziękując
za wszystko, za cały ten wieczór, za przywrócenie mnie do życia i za to, co
przed chwilą zrobiliśmy. Obróciłem się na plecy ciągnąc ją za sobą. Opadła na
mnie całym ciężarem ciała. Był rozgrzana do granic możliwości. Nic nie mówiła.
Nie wiedziałem czy i na ile spełniłem jej oczekiwania. Musnęła delikatnie
feniksa na mojej szyi.
- „Ty to masz dobrze,
ptaszorze” – pomyślałem.
- Jesteś niesamowity
– wymruczała.
Uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy.
- Już się mnie nie
boisz?
- Nie – powiedziała
cicho. – Chcę więcej.
Tej nocy spałem spokojniej niż kiedykolwiek. Miałem czysty
umysł. Nic mi nie przeszkadzało, nic mnie nie denerwowało. Zapomniałem o
Marcusie i o całej tej historii z lustrem. Zapomniałem o Marku i o Kristen. Istniała
tylko ona.
………
Następnego dnia rano wszystko było w porządku do momentu,
kiedy palnąłem bez sensu jakiś głupi tekst o niedokończonej sprawie czy czymś
takim. Eve posmutniała nagle i zamknęła się przede mną. Nie rozumiałem co
zrobiłem źle. Najpierw myślałem, że się pospieszyłem, że potrzebowała jeszcze
trochę czasu, ale zaprzeczyła. Wtedy pojawiła się moja największa obawa. Nie
sprostałem jej oczekiwaniom. Nie dałem rady. Nie podobało jej się. Musiało o to
chodzić. Byłem przerażony. Nie miałem szans, żeby to naprawić. Żadnych. Wziąłem
głęboki oddech, żeby się uspokoić. Musiałem w końcu zadać to pytanie.
– Nie było tak, jak sobie wymarzyłaś?
Pokręciła głową.
Cholera. Miałem rację. Nie dałem rady. Spojrzałem na nią i
już miałem coś powiedzieć, kiedy się odezwała.
- Nie – wychrypiała –
było lepiej, tylko… - urwała.
Lepiej? Lepiej niż
myślała? Ha! To jest dopiero sukces. Uśmiechnąłem się szeroko, ale zaraz potem
posmutniałem. Jeśli nie chodzi jej o to, to o co. Nic już nie rozumiałem.
Zupełnie. Spojrzałem na nią i pokręciłem głową.
- Nie rozumiem Eve.
Pomóż mi zrozumieć, proszę.
Westchnęła.
- Przepraszam – powiedziała cicho.
Dobra, zgłupiałem. Kompletnie. Ona mnie przeprasza? Za co do
cholery? Ja nie mogę na nic narzekać. Kompletnie na nic.
– Przepraszam, że nie
dałam ci tego, czego ode mnie oczekiwałeś… - urwała. Nie patrzyła na mnie –
Przykro mi, że uważasz to za niedokończoną sprawę. Myślałam, że czułeś to, co
ja… - łzy pociekły jej po policzkach.
Dobra, zgłupiałem
jeszcze bardziej. Czy dziewczyna i kompleksy to synonimy do cholery? Nie rozumiem kobiet. Serio. Nie pojmuję. Skąd do cholery ona wzięła ten wniosek? Ona
chyba kompletnie zwariowała! Nie czułem tego co ona? Pewnie, że nie. Czułem coś
kompletnie niesamowitego! Lepszego niż wszystko, co znałem do tej pory.
Oszaleję przez nią. Zwariuję.
Złapałem ja za podbródek. Może trochę za mocno. Zmusiłem,
żeby na mnie spojrzała.
- Eve. Jak mogłaś pomyśleć,
że nie czułem tego co ty?
Mówiłem cicho, delikatnie. Nie chciałem jej wystraszyć.
Chciałem dotrzeć do sedna problemu, żeby więcej coś takiego nie psuło mi
poranka. Pokręciła głową i odwróciła
wzrok.
Oszaleję! Dziewczyno, zrozum wreszcie, że jesteś dla mnie
wszystkim i nigdy nic nie będzie dla mnie ważniejsze! Zrozum, że cię kocham.
KOCHAM, rozumiesz? Wszystko co robisz jest dla mnie idealne, bo cię kocham. Ty
jesteś dla mnie idealna, bo cię kocham. Nie masz wad, rozumiesz? W moich oczach
jesteś ideałem. Chodzącą doskonałością. Serio!
Cholera! Czemu ona tego jeszcze nie pojęła?
- Nie wiem ile razy
mam ci powtarzać, że jeden twój dotyk jest lepszy niż cokolwiek innego. Wczorajsza
noc była… - przez chwilę szukałem właściwego słowa – Niesamowita. Nigdy z nikim
nie było mi tak dobrze.
Znów pokręciła głową.
Znowu. Cholera! Znowu to samo. Nie słucha, nie dociera. Aaa! Zwariuję,
naprawdę. Zamkną mnie w domu bez klamek. Myślę, szybko. Przecież jej tego do
cholery nie pokażę. Nie? A może jednak? Nie jesteśmy ludźmi, nie wolno mi o tym
zapominać… Mogę jej pokazać wspomnienie poprzedniej nocy. Spojrzy na siebie
moimi oczami. Poczuje to, co ja czułem. Opuściłem zasłonę myśli.
- Eve, spójrz.
Popatrzyła na mnie zdziwiona, ale po chwili załapała, że
chodzi o moje myśli. Wniknęła do nich. Obserwowałem jej twarz, kiedy
przechodziła przez to wszystko jeszcze raz, tym razem w moim ciele. Otworzyła
szeroko usta i oddychała płytko. Słyszałem jak bije jej serce. Głośny
przyspieszony rytm. Niesamowite. Uśmiechnąłem się do niej. Miałem nadzieję, że
nie będzie już płakała. Nienawidzę jak płacze. Nie wiem co mam wtedy robić.
Jestem bezsilny i bezradny i totalnie sfrustrowany.
Nie będziesz już płakać, prawda? Powiedz, że nie będziesz…
- Dziękuję –
powiedziała i przyciągnęła mnie do siebie. Mocno.
Uffff. Chyba w końcu dotarło. Sukces. Wszystkie kobiety są
takie odporne na wiedzę, czy tylko ona? Ja nie mogę… Ile razy można powtarzać
to samo. Heh. Na wszelki wypadek powiem to jeszcze raz.
- Eve, musisz
przestać w siebie wątpić. Uwierz w końcu, że mówię prawdę. Ty jesteś
najwspanialszą rzeczą jaka mi się w życiu przytrafiła i nie wiem czy
kiedykolwiek będę mógł ci się odwdzięczyć za to, że zmieniłaś moje życie z nic
nie wartej egzystencji w coś pełnego takich doznań. Jesteś dla mnie wszystkim i
choć wiem, że na ciebie nie zasługuję, zrobię wszystko, żebyś ze mną została.
Pocałowałem ją w szyję. Delikatnie. To wydawało się
właściwe.
- To ja nie zasługuję
na ciebie – wyszeptała.
Dobra, już jestem pewien. Kobieta i kompleksy to SĄ
synonimy. Normalnie oszaleję. Wariatka jedna. Wiecznie niezadowolona z siebie.
Nie wiem czy istnieje na świecie ktoś bardziej idealny od niej, a ona wciąż
uważa, że to ja jestem tą lepszą połową. Że ONA na MNIE nie zasługuje.
Oszalała. Kompletnie, zupełnie, całkowicie nie rozumiem. Ehhhh. Dziewczyny... Nobla
temu, kto będzie w stanie je rozszyfrować i zrozumieć. Nobla. Albo i dwa.
Tak, musze coś odpowiedzieć…
- Nie gadaj bzdur,
dobrze?
- Wspominałeś, że
czegoś nie dokończyliśmy… - powiedziała przesuwając dłonią po moich żebrach i
patrząc mi głęboko w oczy.
Och tak, kochana. Doskonale wyczułaś mój nastrój. Mam dość
gadania. Chętnie bym coś porobił. Z tobą. Albo tobie... Co ty na to? Serio
pytam. Było lepiej niż się spodziewałaś, to twoje słowa. A ja ci nie pokazałem
nawet jednej setnej… Serio. Chcesz więcej?
Uśmiecham się.
- Wczoraj mówiłaś, że
chcesz więcej, więc chciałem, żebyś wiedziała, że to nie było wszystko na co
mnie stać. Gotowa na resztę?
Nie czekam na jej odpowiedź. Przesuwam się nad nią. Czuję
narastające podniecenie. Jesteśmy nadzy. Oboje. Jeszcze nie wyszliśmy z łóżka
od wczoraj. Jak dla mnie to możemy z niego nigdy nie wychodzić.
- Zawsze...
No skoro tak… Całuję
ją mocno, ale krótko. Eve wtula nos w moją szyję i wciąga mocno powietrze. Uwielbiam,
kiedy to robi. Kocham. Kocham to i kocham ją. Wszystko kocham. Wszystko, co
dotyczy Eve.
Opuszczam swoje biodra aż dotkną jej bioder. Czuję jak jej
usta rozchylają się lekko i jak wzdycha, jakby się tego nie spodziewała.
Uśmiecham się szeroko.
O tak, kochana, tak. Właśnie to mam zamiar zrobić. I
będzie jeszcze lepiej niż wczoraj. Obiecuję!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!