Me

Me

niedziela, 3 marca 2013

Pamiętnik 7 - Styczeń 2013 – Anglia, błękitny zamek

Eve zagubiła się w czasie. Ależ byłem na siebie wściekły. Wiedziałem, że to moja wina. Moja i tylko moja. Zgubiła się, bo zobaczyła tam dawnego mnie. Nie wiedziałem jak mogłem tego nie pamiętać.
Szukaliśmy jej z Markiem. Okazało się, że nie taki straszny z niego dupek. Jak w końcu odkrył, że nie kocha Eve, tylko Kristen to nawet dałem radę go polubić. Nie był moim rywalem, więc mogłem z nim swobodnie rozmawiać. Okazało się, że wie o Eve znacznie więcej niż przypuszczałem. Byli ze sobą bardzo blisko. Może trochę za blisko…
 Szukałem Eve długo. Byłem o włos od sprowadzenia jej z powrotem. W końcu zacząłem tracić nadzieję i wróciłem po raz ostatni. Zobaczyłem ją. Ciemne włosy, zielone oczy. Była półprzezroczysta. Niedobrze. Uciekała przede mną. Wołałem ją, ale nie reagowała. Jak mogła nie poznawać mojego głosu? Nagle zrozumiałem. To nie Eve, to Kristen. Była za drobna, za niska na Eve. Krzyknąłem na nią. Zatrzymała się. Zrobiłem to, co obiecałem Markowi. Sprowadziłem ją do naszych czasów. Nie mogli się od siebie odkleić. Wkurzali mnie. Odchrząknąłem. Mark podał mi kartkę papieru.
 - Co to jest? – zapytałem.
- Przeczytaj – odparł uśmiechając się szeroko.
Przeczytałem trzy razy. Nie docierało do mnie. Eve bezpieczna. Eve w zamku. Eve. Moja Eve. Wróciła do mnie. Znalazła sposób, żeby wrócić do naszych czasów. Mądra dziewczyna! Muszę do niej iść. Otworzyłem portal dziękując przelotnie Markowi i obiecując, że niedługo kogoś po nich przyślę…
Wyszedłem z portalu na dziedzińcu. Wpadłem do zamku.
- Eve! – krzyknąłem.
Nie odpowiedziała. Wbiegłem na górę po schodach i wpadłem do naszej sypialni. Spodziewałem się, że może tu być. Omiotłem pokój wzrokiem, ale prawie nic nie widziałem. Nie wiem dlaczego. Ciemność była dla mnie nieprzenikniona. Nagle usłyszałem kroki. Poczułem ręce na swojej szyi. Jej ręce. Tylko jej dotyk tak na mnie działał. To musiała być ona. Otoczył mnie jej słodki zapach. Tak! Eve, moja Eve… Zostań ze mną i nigdy nie odchodź. Nie chcę spędzić ani minuty bez ciebie. Nie chcę. Nie mogę.
Przez dłuższy czas nie wierzyłem, że to naprawdę ona. Myślałem, że to moja wyobraźnia. Nie mogłem się ruszyć. Przytuliła mnie mocniej. Objąłem ją i przyciągnąłem do siebie. Czułem jak kurczowo ściska moją koszulkę. Przesunąłem dłonią po jej włosach. Jak ona może być taka cudowna? Pocałowała mnie mocno. Czułem jej tęsknotę.
Ja też za tobą tęskniłem. Bardzo. Bardziej. Najbardziej…
- Widziałam cię… - powiedziała przez łzy – Dawnego ciebie…
Ręce mi się trzęsły. Nie mogłem uwierzyć, że jest ze mną. Że znowu mogę ją przytulać. 
- Wiem.
 - Chciałeś się zabić – wydyszała.
Tego się spodziewałem. To musiał być dla niej szok.
 - Chciałem. Ale tego nie zrobiłem. Uratowałaś mnie.
 Przyłożyłem wargi do jej ust. Taaaaaak. Dokładnie tego mi było trzeba. Ciepło rozeszło się po moim ciele. Jej miękkie wargi muskały moje. Tak! Moja Eve, to ty. To nie wyobrażenie. To naprawdę ty. Tylko ty tak słodko smakujesz.  
 - Nawet nie wiesz jak mi tego brakowało. – powiedziałem.
Wziąłem ją na ręce i przeniosłem przez pokój stawiając obok łóżka. Pocałowała mnie namiętnie mrucząc coś pod nosem, ale nie zrozumiałem co. Ciągnęła mnie za koszulkę, jakby bała się, że jej ucieknę.
Nigdzie się nie wybieram, Eve. Nie miałbym siły się stąd ruszyć. Nie bez ciebie.
Nie miałem siły się jej opierać. Cała strategia „daj trochę a potem odmów, żeby chciała więcej” wzięła w łeb. Nie miałem na to siły. Nie chciałem tego. Nie teraz. To nie był właściwy moment. Potrzebowałem jej dotyku, potrzebowałem jej zapachu, potrzebowałem jej całej. Teraz. Podciągnąłem jej koszulkę do góry i przejechałem jej palcem po plecach. Czułem jej ręce na moich plecach, na moich żebrach, na moim brzuchu. Cholera, jakie to jest cudowne! Jaka ona jest cudowna.
Nie przestawaj, Eve. Nie chcę, żebyś przestała. Nigdy.
Czułem jak delikatnie opiera dłonie na pasku od spodni, jakby chciała je przesunąć w dół. Czyżby pragnęła mojego dotyku tak, jak ja potrzebowałem jej? Pocałowałem ją mocno. Nie chciałem odrywać od niej ust. Moje dłonie wciąż błądziły po jej ciele. Coś mi się nie zgadzało. Odsunąłem się i spojrzałem na nią.
 - Masz na sobie moją koszulkę?
Moją koszulkę. Tę, w której chodziłem na dzień przed naszym rozstaniem i którą zostawiłem na krześle. Założyła MOJĄ koszulkę.
Zarumieniła się i wymruczała coś o bliskości. Przygryzła wargę. Zrobiło mi się gorąco. Potrzebowała mnie, inaczej nie zakładałaby powyciąganej, przepoconej koszulki.
Jakkolwiek głupio by to nie brzmiało, wtedy uważałem, że to najbardziej romantyczna rzecz, jaką mogła zrobić. Romantyczna. Ja myślałem o romantyzmie. Masakra. TO znowu nie ja. A przynajmniej nie ja sprzed kilku miesięcy. To nowy ja. Ten ,którego ona powołała do życia.
Patrzyła na mnie niewinnie, z nadzieją, że nie wyśmieję jej. Nie miałem zamiaru.
Nowy czy nie, romantyczne czy dziwne, nie ważne. Tak naprawdę moje myśli szły tylko w jednym kierunku. Tylko w jednym. Za długo jej nie było. Za długo musiałem czekać na nią i na jej powrót, na możliwość ponownego dotknięcia i pocałowania jej, na jej pieszczoty. W mojej głowie było tylko jedno pragnienie. Zaczynało się na S i miało trzy litery. Tak właśnie. Jestem facetem. Pragnę tego. Nie tylko tego, ale tego też. Tak mam i koniec.
 - A co masz pod spodem? – wymruczałem nie mogąc powstrzymać narastającego pożądania.
 - Nic – wyszeptała ponownie przygryzając wargę.
Nigdy w życiu nie słyszałem bardziej seksownego słowa. Nigdy, przysięgam. Uśmiech samoistnie pojawił się na mojej twarzy. Eve usiadła ciężko na łóżku kładąc mi ręce na biodrach. Pociągnęła mnie do siebie. Oparłem się o nią całym ciężarem ciała, ale chyba jej to nie przeszkadzało. Jej dłonie nieprzerwanie wędrowały po moim ciele, jakby rysowały na nim niewidzialną mapę. Była gorąca. Bardzo. Bardziej niż powinna. Czyżby myślała o tym co ja? Ha! Musiałbym być największym szczęściarzem na ziemi. Uśmiechnąłem się lekko przyciskając usta do jej szyi. Czułem że ona potrzebuje mnie tak samo mocno, jak ja jej. Tylko materiał oddzielał nas od siebie. Wkurzał mnie. Właśnie! Koszulka! Oparłem się na łokciach.
 - Pomóc, czy sama sobie poradzisz?
Zamarła, jakby nie wiedziała co ma zrobić i jak. Zapomniałem, że nigdy tego nie robiła. To miał być jej pierwszy raz, o ile w ogóle do niego dojdzie. Złapałem jej rękę i poprowadziłem do krawędzi koszulki pomagając jej zrozumieć o czym mówię. Szybko załapała i pociągnęła mocno. Odsunęła się siadając głębiej na łóżku. Oddychała szybko.
 - Co się stało?
 Odwróciła wzrok. Złapałem ją za podbródek i zmusiłem do spojrzenia na siebie. Nie rozumiałem co zrobiłem nie tak.
- Eve? Co jest? Powiedz mi, proszę…
 -  Boję się… -wychrypiała.
 Nie jest gotowa. Jeszcze nie. Pocałowałem ją lekko w czubek głowy. Wiedziałem, że muszę poczekać. Nie chciałem tego, ale musiałem i byłem gotów to zrobić. Dla niej.
 - Eve, nie chcę cię do niczego zmuszać.
 - Nie – powiedziała – Nie zmuszasz mnie. Sama tego chcę, tylko… - zawahała się.
Przyłożyłem usta do jej szyi. Nie mogłem się powstrzymać. To chyba mogę, nie? Nie posuwam się chyba za daleko, co?  
 - Tylko co?
 - Musisz mi to wszystko pokazać… - wychrypiała przez ściśnięte gardło. – Nie mam pojęcia co mam robić.
Spojrzałem jej w oczy i zaśmiałem się. Ona nie ma pojęcia co ma robić? Ona? Przecież każde jedno dotknięcie rozpalało we mnie ogień i sprawiało, że musiałem bardzo, bardzo się starać, żeby nie złapać jej w pół i nie rzucić na pierwsze z brzegu łóżko.  Cicho zapewniłem ją, że nie ma powodów do obaw. Uśmiechnęła się, ale nie byłem pewien czy mi uwierzyła.
Dziewczyno. Twoje spojrzenie rozpala mnie do czerwoności, nie wspominając o dotyku… Nie widzisz tego? Naprawdę tego nie widzisz?
Wciąż patrzyła na mnie nie pewnie.
Pomyślałem, że skoro nie tak, to spróbujemy starym sposobem na zawadiakę.
- Wskakuj pod kołdrę. Nie chcę, żeby ktoś nas podglądał.
Zachichotała nerwowo zagrzebując się w pościeli. Rozebrałem się zostawiając na sobie tylko bokserki. Widziałem, że przygląda mi się pożądliwie.
Tak, Eve, dokładnie o to mi chodzi. Dokładnie o to, żebyś pragnęła tego tak, jak ja. Albo i mocniej… Stanąłem obok łóżka i czekałem na jej reakcję. Nie trwało to długo. Pociągnęła mnie mocno za rękę. Wsunąłem się pod kołdrę koło niej. Lekko ją popchnąłem, żeby położyła się na plecach. Oparłem się obok niej na łokciu.  Czułem żar bijący od jej ciała.
 - Nadal się boisz?
 Skinęła głową. Położyłem jej rękę na swojej talii. Wiedziałem, ze doskonale da sobie radę z nietrudnym zadaniem rozpalenia we mnie ognia. Miałem rację. Przesunęła palcem wzdłuż linii bokserek.  Pochyliłem się i pocałowałem ją w szyję. Zamknąłem oczy, kiedy przesuwała dłonią wzdłuż mojego kręgosłupa. Zsunąłem jej koszulkę z lewego ramienia i zacząłem całować jej obojczyk. Mój obojczyk. Otworzyłem oczy i zauważyłem coś czarnego. Odsunąłem się. Tatuaż. Był świeży, bo jeszcze lekko zaczerwieniony. Dlaczego kazała sobie coś wytatuować na kości? Co to było? Cztery razy czytałem te trzy słowa nie mogąc uwierzyć we własne szczęście. „Kocham cię, Tobias”. Prosta, oczywista deklaracja zapisana na zawsze na jej skórze. Jest! Tak! Cholera, ten dzień nie może być lepszy! A może jednak…?
Wiedziałem, że mnie kocha. Nie, nie mogłem tego wiedzieć. Podejrzewałem, czułem, że mnie kocha. Widziałem, że działam na nią dokładnie tak samo, jak ona na mnie. Spojrzałem na nią. Uśmiechnęła się szeroko i skinęła głową.
- Dziękuję ci – powiedziałem z ulgą w głosie. Potrzebowałem tego, potrzebowałem jej deklaracji. Teraz, dokładnie dzisiaj. Miała idealne wyczucie czasu.
 - Nie masz za co – powiedziała przyciągając mnie bliżej  – Kocham cię. – wyszeptała.
Nie mogłem się powstrzymać. Roześmiałem się. Wiedziałem, że właśnie oddała mi duszę, swój skarb. Najcenniejszą rzecz jaką posiada Zwierciadło. To była oznaka pełnego zaufania. Zaufania, o które walczyłem od kiedy tylko ją zobaczyłem. Wiedziałem, że zaufała mi całkowicie i zdawałem sobie sprawę z tego jakie to było dla niej poświęcenie po tym, jak Mark ją zdradził. Wystarczyłby mi teraz tylko tatuaż, ale to... Poczułem, że mogę przenosić góry. Złapałem ją w pasie i obróciłem się na plecy tak, że ona usiadła na mnie okrakiem. Och, tak! Tylko po co nam to ubranie? Zdjąłem jej koszulkę i przyjrzałem się jej. Była taka piękna i moja. Tylko moja. Teraz wiedziałem to na pewno.  Nikt nie mógł mi jej teraz odebrać.
 - Faktycznie nic nie miałaś pod spodem. – powiedziałem niskim głosem, nie potrafiąc ukryć w którym kierunku zdążają moje myśli.
 Uśmiechnęła się szeroko i przesunęła palcem po moim brzuchu aż do bokserek. Delikatnie przesunęła je w dół.
Cholera, dziewczyno. Jeszcze jeden ruch i nie powstrzymasz mnie! Nikt mnie nie powstrzyma. Czułem, że jestem na granicy. Pragnąłem jej tak mocno, że prawie czułem jak to boli. Skinęła na mnie. Tak? Naprawdę? Ty też tego chcesz? Jesteś pewna?  Pęknę ze szczęścia!
Położyłem ją na plecach i oparłem się na łokciu koło niej. Chciałem wycałować każdy centymetr jej ciała i tak zrobiłem. Złapała mnie mocno za ramiona. Podniosłem wzrok, bojąc się, że może coś robię nie tak, że może coś jej się nie podoba, ale ona tylko cicho westchnęła. Czyli, że jest nieźle? Ścisnęła mnie mocniej. Uśmiechnąłem się zachęcająco. Przeniosłem pocałunki na podbrzusze, nie bojąc się użyć języka. Widziałem jak kurczowo ściska prześcieradło. Dobrze, co? Była gorąca, czułem to. Zsunąłem bokserki przesuwając jej dłonią po udzie. Ugięła nogę dokładnie tak, jak chciałem. Przesunąłem się do góry i wtuliłem twarz w jej szyję wdychając mocno jej słodki zapach. Było mi tak niesamowicie dobrze. Złączyłem nasze usta, a potem odsunąłem się na chwilę znów stosując starą, dobrą strategię Krisa. Zadziałała bez pudła, jak zwykle. Eve rozchyliła usta. W jej wzroku było wyłącznie pożądanie. Pocałowałem ją mocno. Powoli, żeby jej nie bolało przesuwałem swoje biodra w kierunku jej bioder. Czułem jak ogarnia mnie rozkosz i wiedziałem, że nie potrwa to długo. Za bardzo, za mocno na mnie działała. Sam dotyk jej dłoni na moich plecach byłby wystarczający. Uniosła miednicę do góry i przesunęła palcem po moim kręgosłupie. Zalała mnie fala gorąca. Dziewczyno, i ty twierdziłaś, że nie masz o tym pojęcia? Więc oznajmiam ci – jesteś niesamowita! Serio! Pocałowałem ją. Mocno.  Zaczęliśmy falować w tym samym rytmie. Jak jedno ciało. Moje ręce na niej, jej dłonie na mnie. Na sekundę przed końcem wbiła paznokcie w moje ramiona i objęła mnie mocno pojękując cicho. Nie wiem czy cokolwiek mogło być lepsze niż to, ale szczerze w to wątpiłem, bo jeśli byłoby takie coś, to nikt by tego nie przeżył. Słowo daję, rozkosz rozsadziłaby go od środka. Pocałowałem ją delikatnie w czoło, dziękując za wszystko, za cały ten wieczór, za przywrócenie mnie do życia i za to, co przed chwilą zrobiliśmy. Obróciłem się na plecy ciągnąc ją za sobą. Opadła na mnie całym ciężarem ciała. Był rozgrzana do granic możliwości. Nic nie mówiła. Nie wiedziałem czy i na ile spełniłem jej oczekiwania. Musnęła delikatnie feniksa na mojej szyi.
- „Ty to masz dobrze, ptaszorze” – pomyślałem.  
 - Jesteś niesamowity – wymruczała.
Uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy.
 - Już się mnie nie boisz?
 - Nie – powiedziała cicho. – Chcę więcej.
Tej nocy spałem spokojniej niż kiedykolwiek. Miałem czysty umysł. Nic mi nie przeszkadzało, nic mnie nie denerwowało. Zapomniałem o Marcusie i o całej tej historii z lustrem. Zapomniałem o Marku i o Kristen. Istniała tylko ona.
………
Następnego dnia rano wszystko było w porządku do momentu, kiedy palnąłem bez sensu jakiś głupi tekst o niedokończonej sprawie czy czymś takim. Eve posmutniała nagle i zamknęła się przede mną. Nie rozumiałem co zrobiłem źle. Najpierw myślałem, że się pospieszyłem, że potrzebowała jeszcze trochę czasu, ale zaprzeczyła. Wtedy pojawiła się moja największa obawa. Nie sprostałem jej oczekiwaniom. Nie dałem rady. Nie podobało jej się. Musiało o to chodzić. Byłem przerażony. Nie miałem szans, żeby to naprawić. Żadnych. Wziąłem głęboki oddech, żeby się uspokoić. Musiałem w końcu zadać to pytanie.
– Nie było tak, jak sobie wymarzyłaś?
 Pokręciła głową.
Cholera. Miałem rację. Nie dałem rady. Spojrzałem na nią i już miałem coś powiedzieć, kiedy się odezwała.
 - Nie – wychrypiała – było lepiej, tylko… - urwała.
 Lepiej? Lepiej niż myślała? Ha! To jest dopiero sukces. Uśmiechnąłem się szeroko, ale zaraz potem posmutniałem. Jeśli nie chodzi jej o to, to o co. Nic już nie rozumiałem. Zupełnie. Spojrzałem na nią i pokręciłem głową.
 - Nie rozumiem Eve. Pomóż mi zrozumieć, proszę.
 Westchnęła.
- Przepraszam – powiedziała cicho.
Dobra, zgłupiałem. Kompletnie. Ona mnie przeprasza? Za co do cholery? Ja nie mogę na nic narzekać. Kompletnie na nic.
 – Przepraszam, że nie dałam ci tego, czego ode mnie oczekiwałeś… - urwała. Nie patrzyła na mnie – Przykro mi, że uważasz to za niedokończoną sprawę. Myślałam, że czułeś to, co ja… - łzy pociekły jej po policzkach.
 Dobra, zgłupiałem jeszcze bardziej. Czy dziewczyna i kompleksy to synonimy do cholery?  Nie rozumiem kobiet. Serio. Nie pojmuję.  Skąd do cholery ona wzięła ten wniosek? Ona chyba kompletnie zwariowała! Nie czułem tego co ona? Pewnie, że nie. Czułem coś kompletnie niesamowitego! Lepszego niż wszystko, co znałem do tej pory. Oszaleję przez nią. Zwariuję.
Złapałem ja za podbródek. Może trochę za mocno. Zmusiłem, żeby na mnie spojrzała.
 - Eve. Jak mogłaś pomyśleć, że nie czułem tego co ty?
Mówiłem cicho, delikatnie. Nie chciałem jej wystraszyć. Chciałem dotrzeć do sedna problemu, żeby więcej coś takiego nie psuło mi poranka.  Pokręciła głową i odwróciła wzrok.
Oszaleję! Dziewczyno, zrozum wreszcie, że jesteś dla mnie wszystkim i nigdy nic nie będzie dla mnie ważniejsze! Zrozum, że cię kocham. KOCHAM, rozumiesz? Wszystko co robisz jest dla mnie idealne, bo cię kocham. Ty jesteś dla mnie idealna, bo cię kocham. Nie masz wad, rozumiesz? W moich oczach jesteś ideałem. Chodzącą doskonałością. Serio!
Cholera! Czemu ona tego jeszcze nie pojęła?
 - Nie wiem ile razy mam ci powtarzać, że jeden twój dotyk jest lepszy niż cokolwiek innego. Wczorajsza noc była… - przez chwilę szukałem właściwego słowa – Niesamowita. Nigdy z nikim nie było mi tak dobrze.
 Znów pokręciła głową. Znowu. Cholera! Znowu to samo. Nie słucha, nie dociera. Aaa! Zwariuję, naprawdę. Zamkną mnie w domu bez klamek. Myślę, szybko. Przecież jej tego do cholery nie pokażę. Nie? A może jednak? Nie jesteśmy ludźmi, nie wolno mi o tym zapominać… Mogę jej pokazać wspomnienie poprzedniej nocy. Spojrzy na siebie moimi oczami. Poczuje to, co ja czułem. Opuściłem zasłonę myśli.
 - Eve, spójrz.
Popatrzyła na mnie zdziwiona, ale po chwili załapała, że chodzi o moje myśli. Wniknęła do nich. Obserwowałem jej twarz, kiedy przechodziła przez to wszystko jeszcze raz, tym razem w moim ciele. Otworzyła szeroko usta i oddychała płytko. Słyszałem jak bije jej serce. Głośny przyspieszony rytm. Niesamowite. Uśmiechnąłem się do niej. Miałem nadzieję, że nie będzie już płakała. Nienawidzę jak płacze. Nie wiem co mam wtedy robić. Jestem bezsilny i bezradny i totalnie sfrustrowany.
Nie będziesz już płakać, prawda? Powiedz, że nie będziesz…
 - Dziękuję – powiedziała i przyciągnęła mnie do siebie. Mocno.
Uffff. Chyba w końcu dotarło. Sukces. Wszystkie kobiety są takie odporne na wiedzę, czy tylko ona? Ja nie mogę… Ile razy można powtarzać to samo. Heh. Na wszelki wypadek powiem to jeszcze raz.
 - Eve, musisz przestać w siebie wątpić. Uwierz w końcu, że mówię prawdę. Ty jesteś najwspanialszą rzeczą jaka mi się w życiu przytrafiła i nie wiem czy kiedykolwiek będę mógł ci się odwdzięczyć za to, że zmieniłaś moje życie z nic nie wartej egzystencji w coś pełnego takich doznań. Jesteś dla mnie wszystkim i choć wiem, że na ciebie nie zasługuję, zrobię wszystko, żebyś ze mną została.
Pocałowałem ją w szyję. Delikatnie. To wydawało się właściwe.
 - To ja nie zasługuję na ciebie – wyszeptała.
Dobra, już jestem pewien. Kobieta i kompleksy to SĄ synonimy. Normalnie oszaleję. Wariatka jedna. Wiecznie niezadowolona z siebie. Nie wiem czy istnieje na świecie ktoś bardziej idealny od niej, a ona wciąż uważa, że to ja jestem tą lepszą połową. Że ONA na MNIE nie zasługuje. Oszalała. Kompletnie, zupełnie, całkowicie nie rozumiem. Ehhhh. Dziewczyny... Nobla temu, kto będzie w stanie je rozszyfrować i zrozumieć. Nobla. Albo i dwa.
Tak, musze coś odpowiedzieć…
 - Nie gadaj bzdur, dobrze?
 - Wspominałeś, że czegoś nie dokończyliśmy… - powiedziała przesuwając dłonią po moich żebrach i patrząc mi głęboko w oczy.
Och tak, kochana. Doskonale wyczułaś mój nastrój. Mam dość gadania. Chętnie bym coś porobił. Z tobą. Albo tobie... Co ty na to? Serio pytam. Było lepiej niż się spodziewałaś, to twoje słowa. A ja ci nie pokazałem nawet jednej setnej… Serio. Chcesz więcej?
Uśmiecham się.
 - Wczoraj mówiłaś, że chcesz więcej, więc chciałem, żebyś wiedziała, że to nie było wszystko na co mnie stać. Gotowa na resztę?
Nie czekam na jej odpowiedź. Przesuwam się nad nią. Czuję narastające podniecenie. Jesteśmy nadzy. Oboje. Jeszcze nie wyszliśmy z łóżka od wczoraj. Jak dla mnie to możemy z niego nigdy nie wychodzić.
 - Zawsze...
 No skoro tak… Całuję ją mocno, ale krótko. Eve wtula nos w moją szyję i wciąga mocno powietrze. Uwielbiam, kiedy to robi. Kocham. Kocham to i kocham ją. Wszystko kocham. Wszystko, co dotyczy Eve.
Opuszczam swoje biodra aż dotkną jej bioder. Czuję jak jej usta rozchylają się lekko i jak wzdycha, jakby się tego nie spodziewała. Uśmiecham się szeroko.
O tak, kochana, tak. Właśnie to mam zamiar zrobić. I będzie jeszcze lepiej niż wczoraj. Obiecuję! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!