Me

Me

niedziela, 3 marca 2013

Pamiętnik 9 - Luty 2013 – Nowy Jork/ Błękitny zamek, Anglia

Pojechaliśmy do Nowego Jorku, żeby zniszczyć lustro. Pojawiliśmy się tam po tym, jak Eve miała w nocy wizję. Staliśmy w salonie mieszkania Evana. Marcus pojawił się po chwili z Kristen i Adamem u boku. Przetarłem oczy ze zdumienia. Adam? Z Marcusem? Niemożliwe. Każdego podejrzewałbym o zdradę tylko nie jego. Coś mi tu nie grało. Coś było nie tak. Eve odsunęła się ode mnie. Wiedziałem, że rozmawia z Darrenem, jak w swoim śnie. Kątem oka zauważyłem jak osuwa się na podłogę. Darren złapał ją w ostatniej chwili. Podszedłem do niego i wziąłem ją na ręce warcząc na niego, że ma ją zostawić. Tłumaczył, ze tylko ją łapał, że zemdlała, bo rozmawiała z Ryanem.
Z Ryanem? We śnie to jedno, ale na żywo kontaktować się z duchem w zaświatach? Nie powinna. Nie mogła. A może mogła? Był jej bratem. Nie miałem pojęcia jak silna może być więź między dwoma Zwierciadłami  z jednego domu.
- Czy ty zawsze musisz wpychać łapy w nieswoje sprawy? – warknąłem znowu na Darrena.
Wyglądał jakby nie wiedział o co mi chodzi. Chodziło mi o nią. Tylko o nią i o nasze dawne zabawy w odbijanie sobie dziewczyn. Powiedziałem mu, że nie może zabierać mi Eve. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Czy ty kiedyś widziałeś jak ona na ciebie patrzy? Nawet gdybym nie wiem jak starał się ją odbić, nie zwróciłaby na mnie uwagi. Zrozum wreszcie, że ona cię kocha. Wcale nie mniej niż ty ją. – uśmiechnął się.
Spojrzałem niepewnie na nią, a potem na niego i znów na nią.
Kocha mnie. Tak, nawet mi to powiedziała. Nawet to widziałem. Nawet to wiem, tylko jakoś to do mnie nie dociera. Jak ona może kochać kogoś takiego jak ja? Kogoś kto skrzywdził tak wiele kobiet? Nie zasługuję na nią. Nie zasługuję na jej miłość. Wiem, że nie zasługuję, a mimo to staram się ją za wszelka cenę utrzymać przy sobie. Wiem, że ona zasługuje na kogoś lepszego, ale mimo to zamykam ją w swoich ramionach jak w więzieniu, kiedy tylko mam ku temu okazję. Jestem koszmarnie samolubny.  
 - Kocha cię. Dwa razy przeżyła twoją śmierć i dwa razy wyciągała cię z zaświatów, żeby z tobą być. Nie wiem jak możesz jeszcze mieć wątpliwości. – powiedział znowu Darren.
Tak. Masz rację Darren.
Uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
 - Ja też nie wiem… - powiedziałem.
 - W życiu bym nie przypuszczał, że ta cała twoja pewność siebie rozsypie się przy jednej dziewczynie. – roześmiał się.
Człowieku, to nie pewność siebie. To moja przeszłość mi przeszkadza. To ona nie daje mi spać po nocach. Moja matka została skrzywdzona. Ja krzywdziłem wiele kobiet tak jak mój ojciec skrzywdził ją. Dokładnie tak samo. Nie należy mi się takie szczęście, jakie ona mi daje.  
 - Tu nie chodzi o pewność siebie. Ja nie zasługuję na nią. Nie zasługuję na jej miłość. – odparłem
Darren spojrzał na mnie zszokowany.
 - Żartujesz, prawda? Na miłość nie można zasługiwać albo nie. Ona po prostu jest. Nie kocha się nikogo dlatego, że coś zrobił. Kocha się go, bo po prostu jest.
 Pokręciłem głową.
Kocha się, nie kocha się. Nie należy mi się takie szczęście. Nie należy i już. Nie po tym, co zrobiłem.
 - Przecież Eve pokochała cię nie mając pojęcia o tobie. Nie wiedziała o tobie nic poza tym jak się nazywasz, a już coś ją do ciebie ciągnęło.
Spojrzałem na niego spode łba.  
Tak? A ty niby skąd masz tę pewność?
- Skąd wiesz?
- Ma opuszczoną zasłonę myśli. Radzę, żebyś z tego skorzystał i powspominał trochę patrząc na to wszystko z innej perspektywy. Możesz się dużo dowiedzieć o sobie i o tym jak od samego początku na nią działałeś. Połóż ją na łóżku i zajmij się powoli jej leczeniem. Pozwól, że ja wrócę do Marcusa
Zaglądał do jej myśli? Nie powinien. Nie mógł. Ja też nie powinienem. Wiem o tym. Wiem. Ale i tak wszedłem do jej umysłu. W kółko przewijały się przez niego wspomnienia o mnie. Położyłem ją na łóżku i położyłem jej rękę na głowie, lecząc ją. Kochała mnie. Kochała mnie już na plaży. Tak, jak ja ją. Westchnąłem. Czemu ona mi tego nie pokazała?
………
Adam odszedł i już nigdy nie wróci. Szkoda, och jak szkoda dobrego przyjaciela i nauczyciela.
 Wróciliśmy do zamku. Wiedzieliśmy, że musimy znaleźć dziennik Damena. Mark nalegał na natychmiastowe rozpoczęcie poszukiwań, ale Kristen chyba odwiodła go od tego pomysłu. Eve zaciągnęła mnie do sypialni niemal siłą.
Nie mogłem, nie powinienem teraz odpoczywać. Wciąż byliśmy w zagrożeniu. Nie powinniśmy dać się rozproszyć. Musieliśmy znaleźć dziennik, żeby nikt już nie mógł stworzyć takiego lustra. Nie. Nie mogliśmy. Eve rozebrała mnie nie zważając na moje protesty i położyła mnie do łóżka, a sama poszła do łazienki.
Leżałem przez chwilę wpatrując się w sufit. Czy aby na pewno dziennik był teraz najważniejszy? Nie. Nie był. Najważniejsza była ona. Zawsze. Ona i jej potrzeby. Jeśli chciała teraz być ze mną, to to był mój obowiązek. Spełnić jej życzenie. Nie powiem, było to znacznie bardziej kuszące niż uganianie się za Jeremym.
Wstałem i wszedłem za nią do łazienki. Usłyszałem tłumiony chichot, kiedy zauważyła, że jednak do niej przyszedłem. Wślizgnąłem się pod prysznic obok niej. Ciepła woda i Eve to było dokładnie to, czego mi było potrzeba po ciężkim dniu.
Och, Eve, żebyś ty wiedziała jak na mnie działasz. Przy tobie wszystkie moje troski odpływają. Zapominam o całym świecie. Jesteś tylko ty i ja. Ja – największy szczęśliwiec na ziemi.
Chciałem tylko jednego. Spędzić z nią tę noc. Z nią. Razem. Chciałem zapomnieć o otaczającym mnie świecie i o wszystkich problemach. Chciałem znowu poczuć to cudowne zmęczenie, które następowało zaraz po. Chciałem, żeby znów ciężko dyszała przytulając się do mojej piersi. Chciałem znowu rozgrzać ją do czerwoności i chciałem, żeby ona zrobiła to samo ze mną…
Pocałowałem ją mocno, wziąłem na ręce i zaniosłem do łóżka.
 - Jestem cała mokra! – krzyknęła.
To nic, kochana. Mam zamiar się tobą zająć. Wyschniesz prędzej niż ci się wydaje. Eve, ja już jestem praktycznie suchy, a tylko na ciebie patrzę. Uśmiechnąłem się szeroko. Przyciągnęła mnie do siebie i wtuliła nos w moją szyję wciągając mocno powietrze. Uwielbiałem kiedy to robi.
 - Mam zamiar cię rozgrzać. Myślę, że szybko wyschniesz… – powiedziałem, pozwalając, żeby słowa zawisły na chwilę w powietrzu i patrząc na nią, patrząc jak sama obietnica rozgrzewa ją.
Ha! To się nazywa oddziaływanie na odległość.
 Przyciągnęła mnie znowu siebie i pocałowała lekko.
 - Co ty ze mną robisz? – zapytała.
Odsunąłem się, żeby na nią spojrzeć.
Kochana, mam nadzieję, że dokładnie to co ty robisz ze mną. Serio.
 - Nie wiem – powiedziałem uśmiechając się zawadiacko – A co robię?
 Pokręciła głową i przyciągnęła mnie do siebie tak mocno, że straciłem równowagę i opadłem na nią. Mruknęła z zadowoleniem.
Tak? Serio? Kochana, ja tak mogę całą noc. Albo i dłużej. Serio. Calutką noc mogę z ciebie nie schodzić. I z każdą minutą będę tylko szczęśliwszy z tego powodu.
- Podoba ci się?  -zapytałem.
 Nie odpowiedziała, tylko zachichotała i wysunęła się spode mnie chowając się pod kołdrą.
O matko! Naprawdę? Znowu chowanie się? Hurra! Trafiłem lepiej niż myślałem. Nie tylko piękna i mądra, ale jeszcze czyta dokładnie w moich myślach. Eve, ozłocę cię! Jesteś skarbem, cudem natury. Takie dziewczyny nie zdarzają się w prawdziwym świecie.  
- Znowu chcesz się bawić w chowanego?  - wychrypiałem.
 Nie odpowiedziała. Poczułem, ze pragnę jej bardziej niż kiedykolwiek. Samo patrzenie, co ja gadam, samo nie patrzenie na nią powodowało, że wszystko poniżej mojego pępka ściskało się rozkurczało, albo po prostu… powiększało.  Wsunąłem dłonie pod kołdrę i złapałem ją za kostkę. Przesunąłem ręką po całej jej nodze czując jak zaczyna drżeć. Jej skóra był cudownie miękka. Odrzuciłem na bok kołdrę. Przytrzymałem ją za biodro i przesunąłem się do góry czując jak jej ciało styka się z moim co raz większą powierzchnią. Poczułem, że ściska moją dłoń. Przyłożyłem usta do jej pleców.
 - Eve?
 Westchnęła.
Tak? Jeszcze? Podoba ci się?
Uśmiechnąłem się, złapałem za biodra i obróciłem na plecy. Ręce miała rozrzucone nad głową. Cholera, ależ ona jest piękna. Cudowna . Doskonała. Pełne piersi, wąska talia, zgrabne nogi. Cudo. I te oczy wciąż utkwione tylko w mojej twarzy. Złapałem ją za biodra i kontynuowałem podróż na północ aż do jej nadgarstka. Pocałowałem go. Zaczęła delikatnie przesuwać dłońmi po moich plecach. Pocałowałem ją. Najpierw obojczyk. Moje miejsce. Tylko moje. Potem wybrałem się w podróż w dół, aż do podbrzusza. Czułem jak robi się co raz gorętsza. Złapała mnie mocno za ramiona. Wiedziałem, że ma dość pieszczot, przesunąłem się do góry. Uśmiechnęła się szeroko. Oboje wiedzieliśmy co teraz nastąpi.
I jak zwykle było cudownie. Nie wiem czy istniej coś lepszego na świecie. Przytuliła się do mnie i zasnęła, a ja narzuciłem na nas kołdrę. Nie przejmowałem się tym, że leżymy w poprzek łóżka. Liczyło się tylko to, że jesteśmy razem.
…….
Rano wyruszyliśmy na poszukiwanie Jeremy’ego i dziennika Damena. W portalu przestrzeni Eve próbowała mi przywrócić wiarę w siebie tłumacząc, że kocha mnie takiego, jakim jestem. Ze wszystkim, z całym pakietem, z moją przeszłością i poczuciem winy. Mówiła, że zasługuję na miłość tak jak każdy. Nie wierzyłem jej.
- Eve, ty zmieniłaś całe moje życie. Z nic nie wartej, bezsensownej egzystencji przemieniłaś je w coś wspaniałego. Dałaś mi powód do życia. To ty sprawiasz, że chcę się obudzić każdego następnego dnia. A ja…
Urwałem. Nie wiedziałem co więcej powiedzieć. Nic dla niej nie zrobiłem. Nie zmieniłem jej życia. Ono musiało być wspaniałe już wcześniej. Musiało.
 - A ty nauczyłeś mnie, że życie to nie tylko obowiązki. – pocałowała mnie w ramię. Zalała mnie fala gorąca. - Nauczyłeś mnie żyć naprawdę i cieszyć się tym, co mam. Pokazałeś mi jak śmiać się na całe gardło, jak cieszyć się chwilą i jak wykorzystywać to, co posiadam do spełniania własnych marzeń. Nauczyłeś mnie kochać życie.
Ja? Ja to wszystko zrobiłem? Niemożliwe. Byłem w szoku.
 - Dzień, w którym zabrałeś mnie na tę plażę był przełomowym dniem w całym moim życiu. – wymruczała – Narodziłam się wtedy na nowo.
Kurczę, naprawdę nie miałem pojęcia, że aż taki miałem na nią wpływ. Nie wierzyłem,  że zmieniłem w jej życiu cokolwiek, a ona mi mówi, że nauczyłem ją kochać życie? Że wycieczka na plażę była dla niej czymś przełomowym? Że to wszystko dzięki mnie? Że dlatego mnie kocha? Czyżbym jednak zasługiwał na nią? Czyżbym zasługiwał na jej miłość?
 - Nie myślałem o tym w ten sposób…
No bo nie myślałem. W życiu bym na to nie wpadł… Naprawdę…
Eve, jakim cudem potrafisz tak zmienić moje życie? Jakim cudem potrafisz tak zmienić mnie? I jeszcze twierdzić, że ja zmieniłem ciebie… Ja…
 Uśmiechnęła się i pocałowała mnie w policzek.
 - Kocham cię, Tobias – wyszeptała mi prosto do ucha kiedy wychodziliśmy z portalu przestrzeni.
Tym razem jej uwierzyłem.
Wiem, że jesteśmy dla siebie stworzeni i że już zawsze będziemy razem. Wiem. Jestem tego pewien i cieszy mnie to ogromnie. Eve. Jesteś moja. Na wieki. Na zawsze. Razem. Ja i ty. Tobias i Eve. Tak miało być. Tak musi być...
………
Ułożyłem krąg z kamieni tworząc palenisko. Wrzuciłem do niego dziennik. Poczułem jak jej ręce obejmują mnie i przeszył mnie rozkoszny dreszcz. Chciałem ją pocałować, ale wiedziałem, że chwilowo mamy coś ważniejszego do zrobienia. Poczułem jej usta na moich plecach. Między łopatkami.
Eve… Nie rób tego więcej, proszę. Nie w takiej chwili. W dowolnej innej tak, ale nie w takiej.
Użyłem całej siły woli, żeby nie rozebrać jej do naga i nie położyć na trawie. Codziennie pragnąłem jej bardziej. Nie mogłem się nią nacieszyć. Co noc padaliśmy wycieńczeni koło siebie, albo na sobie zasypiając w dziwnych pozycjach. Ale ona nie narzekała. Nigdy nie narzekała na to co robiłem, nie narzekała na to, że co noc robiliśmy to samo. To samo, ale zawsze inaczej. Każda noc była lepsza od poprzedniej, a Eve ciągle powtarzała, że nigdy jej się nie znudzę i że zawsze będzie chciała więcej. Rozumiałem o czym mówi. Miałem to samo. Czułem to samo.
Wrzuciłem do kręgu kulę ognia i patrzyłem jak dziennik się pali, a wraz z nim Eve staje się bardziej moja, bo już nic jej nie zagraża. Będę mógł się przestać wciąż martwić, że ktoś mi ją odbierze, że coś nas znowu rozdzieli.
Mark rozpoczął żegnanie zmarłych przyjaciół. Wrzucił do ognia garść ziemi. Bardzo mi się to spodobało. Symbolika była niezaprzeczalna. Po kolei żegnaliśmy tych, którzy odeszli. Wszyscy byli dla nas ważni. Byli przyjaciółmi, rodzeństwem, nauczycielami, a nawet kimś w rodzaju rodziców, których niektórzy z nas nie mieli. Kochaliśmy ich. Każdego na swój sposób. Wiedziałem, że będzie nam ich brakować, ale też wiedziałem, ze ich poświęcenie było niezbędne.
Zapadła cisza. Eve podeszła do mnie i objęła mnie mocno. Nie było w tym geście potrzeby wsparcia. Było tylko uczucie. Kochała mnie tak jak ja kochałem ją. Moje serce wypełnił spokój.
 - Dziś jest pierwszy dzień naszej wspólnej wieczności. – wyszeptała Eve.

Objąłem ją mocno. Pierwszy dzień naszej wspólnej wieczności. Tak. Wieczności z nią. Wieczności z Eve. Nie mogłem się doczekać. Kocham ją. Zawsze będę ją kochał. Aż po kres wieczności, o ile on w ogóle istnieje... 


KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!