- Dziś jest ostatni dzień. Mija pięćdziesiąt lat –
powiedział Kris.
Spojrzałem na niego zmęczonym wzrokiem. Nawet nie
wiedziałem, że to już. Wciąż myślałem tylko o niej, o tym czy jej się udało,
czy miałem na kogo czekać.
Tak, cholera. Pięćdziesiąt lat cierpienia, pięćdziesiąt lat
bez wolnej woli, bez kontroli nad własnym ciałem. Pięćdziesiąt lat podczas
których moja dusza umierała codziennie widząc jak krzywdzę niewinne kobiety.
Pięćdziesiąt lat podczas których wszystko poniżej pasa bolało mnie codziennie.
Za dużo tego, za bardzo na siłę. Koszmar.
- Nie byłeś zbyt grzeczny – powiedział – I dlatego nie dam
ci nagrody i nie usunę twoich wspomnień z wspólnie spędzonych lat.
Spojrzałem na niego. Może to i lepiej. Przynajmniej wciąż
będę pamiętał Eve i nadzieja mnie nigdy nie opuści. Kris uśmiechnął się
złowieszczo i wiedziałem, że nie skończył się nade mną znęcać. Wiedziałem, że
teraz zada swój ostateczny cios i że będzie to najgorsze co kiedykolwiek mi
zrobił. Czekałem. Wiedziałem, że i tak nic na to nie poradzę.
- Usunę za to wspomnienie twojej zielonookiej przyjaciółki –
powiedział.
Nie! Nie możesz! To jedyne co mam. Jedyne pozytywne
wspomnienie mojego życia. Tylko nie to!. Uśmiechał się złowieszczo. Wiedziałem,
że im bardziej próbuję mu się przeciwstawić tym bardziej jest zdeterminowany,
żeby to zrobić, ale nie potrafiłem się powstrzymać. Nie mogłem spokojnie tego
słuchać. Chciałem się na niego rzucić, ale jeszcze mnie nie puścił. Wciąż miał
nade mną kontrolę. Byłem wściekły. To było jedyne wspomnienie na którym mi
zależało. Wszystko inne mógł zabrać, a on postanowił pozbawić mnie nadziei i zostawić
mi koszmary. Nienawidziłem go z całego serca.
Podszedł do mnie. Lekko mnie zamroczyło, a kiedy odzyskałem
przytomność stałem sam na środku ulicy w mieście, którego nie pamiętałem. Nie
wiedziałem gdzie jestem. Postanowiłem wrócić do jedynego miejsca jakie znałem, do
błękitnego zamku, który kiedyś był moim domem. Ale po drodze chciałem zrobić
jeszcze jedną rzecz. Odrodziłem się. Musiałem to zaznaczyć. Znalazłem studio
tatuażu.
- Tak?
- Będę chciał takiego feniksa – powiedziałem wskazując
palcem rysunek nad głową tatuatora.
- Ty pierwszy go zauważyłeś – uśmiechnął się – Gdzie? –
zapytał.
Cholera. Nad tym się nie
zastanawiałem. Moja prawa dłoń jakby samoistnie powędrowała do góry i
przylgnęła do lewej strony szyi. Nie wiedziałem dlaczego. Nie rozumiałem, ale
kiedy dotknąłem tego miejsca przepełniło mnie szczęście.
Chłopak uśmiechnął się i skinął na mnie.
Szyja piekła mnie jeszcze, kiedy wychodziłem z portalu
przestrzeni w swoim dawnym domu. Wiedziałem, że zamek będzie opuszczony. Nikt
już w nim nie mieszkał od lat. Moja matka w końcu popełniła samobójstwo nie
mogąc znieść rozłąki z ukochanym, a mój ojczym zabrał swoje dzieci i
wyprowadził się na drugi koniec kraju, żeby nie przebywać w miejscu, które
kojarzyło mu się z kobietą, którą kiedyś kochał, a która nigdy nie kochała
jego.
Podszedłem do zamku i spojrzałem na niego. Długo myślałem
nad tym jak stworzyć iluzję, która nie pozwoliłaby na zawładnięcie mną. Iluzję,
pod którą byłbym całkowicie bezpieczny. Nie chciałem znowu przechodzić przez to
samo. Wytężyłem wszystkie siły i postawiłem najdoskonalszą iluzję świata. Byłem
z niej dumny. Opadłem z sił na tyle, że zdołałem się tylko pod nią wczołgać.
Nie dałem rady dojść do zamku. Czułem, że teraz byłoby to łatwe. Oddanie duszy.
Nie musiałbym nawet specjalnie się starać. Spojrzałem w niebo. I już prawie
byłem gotów to zrobić, kiedy w mojej głowie pojawił się słodki, cudowny głos. Nie
wiedziałem skąd, ale wiedziałem, że go znam.
- „Nie poddawaj się” – mówił głos.
Pokręciłem głową. Nie miałem powodu do życia. Nie miałem
szansy na normalny związek. Nie po tym, co zrobiłem. Dotyk kobiety powodował we
mnie powrót najgorszych wspomnień. Nie mogłem się na to narażać. Wiedziałem, że
nie przeżyję tego na dłuższą metę. Nie lubiłem samotności.
- „Poczekaj na mnie”
– powiedział głos, a ja poczułem jakby ktoś dotykał mojego świeżego tatuażu.
Rozejrzałem się, ale nikogo tam nie było. Czułem wyraźnie delikatny dotyk
kobiecej dłoni, lekkie mrowienie. Coś dziwnego działo się z moim ciałem. Jakby
całe relaksowało się pod wpływem tego jednego, fantomowego dotknięcia. Co się
do cholery dzieje? TO nie jest normalne. Nic takiego nie ma prawa się dziać.
Zwariowałem?
Westchnąłem. Wiedziałem, że nie mogę się zabić. Nie
wiedziałem dlaczego, ale wiedziałem, ze nie mogę. Jakbym to kiedyś komuś
obiecał…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!