Me

Me

sobota, 2 marca 2013

Pamiętnik 5 - 11 października 1945 – Anglia, błękitny zamek

- Dziś jest ostatni dzień. Mija pięćdziesiąt lat – powiedział Kris.
Spojrzałem na niego zmęczonym wzrokiem. Nawet nie wiedziałem, że to już. Wciąż myślałem tylko o niej, o tym czy jej się udało, czy miałem na kogo czekać.
Tak, cholera. Pięćdziesiąt lat cierpienia, pięćdziesiąt lat bez wolnej woli, bez kontroli nad własnym ciałem. Pięćdziesiąt lat podczas których moja dusza umierała codziennie widząc jak krzywdzę niewinne kobiety. Pięćdziesiąt lat podczas których wszystko poniżej pasa bolało mnie codziennie. Za dużo tego, za bardzo na siłę. Koszmar.
- Nie byłeś zbyt grzeczny – powiedział – I dlatego nie dam ci nagrody i nie usunę twoich wspomnień z wspólnie spędzonych lat.
Spojrzałem na niego. Może to i lepiej. Przynajmniej wciąż będę pamiętał Eve i nadzieja mnie nigdy nie opuści. Kris uśmiechnął się złowieszczo i wiedziałem, że nie skończył się nade mną znęcać. Wiedziałem, że teraz zada swój ostateczny cios i że będzie to najgorsze co kiedykolwiek mi zrobił. Czekałem. Wiedziałem, że i tak nic na to nie poradzę.
- Usunę za to wspomnienie twojej zielonookiej przyjaciółki – powiedział.
Nie! Nie możesz! To jedyne co mam. Jedyne pozytywne wspomnienie mojego życia. Tylko nie to!. Uśmiechał się złowieszczo. Wiedziałem, że im bardziej próbuję mu się przeciwstawić tym bardziej jest zdeterminowany, żeby to zrobić, ale nie potrafiłem się powstrzymać. Nie mogłem spokojnie tego słuchać. Chciałem się na niego rzucić, ale jeszcze mnie nie puścił. Wciąż miał nade mną kontrolę. Byłem wściekły. To było jedyne wspomnienie na którym mi zależało. Wszystko inne mógł zabrać, a on postanowił pozbawić mnie nadziei i zostawić mi koszmary. Nienawidziłem go z całego serca.
Podszedł do mnie. Lekko mnie zamroczyło, a kiedy odzyskałem przytomność stałem sam na środku ulicy w mieście, którego nie pamiętałem. Nie wiedziałem gdzie jestem. Postanowiłem wrócić do jedynego miejsca jakie znałem, do błękitnego zamku, który kiedyś był moim domem. Ale po drodze chciałem zrobić jeszcze jedną rzecz. Odrodziłem się. Musiałem to zaznaczyć. Znalazłem studio tatuażu.
- Tak?
- Będę chciał takiego feniksa – powiedziałem wskazując palcem rysunek nad głową tatuatora.
- Ty pierwszy go zauważyłeś – uśmiechnął się – Gdzie? – zapytał.
Cholera. Nad tym się nie  zastanawiałem. Moja prawa dłoń jakby samoistnie powędrowała do góry i przylgnęła do lewej strony szyi. Nie wiedziałem dlaczego. Nie rozumiałem, ale kiedy dotknąłem tego miejsca przepełniło mnie szczęście.
Chłopak uśmiechnął się i skinął na mnie.
Szyja piekła mnie jeszcze, kiedy wychodziłem z portalu przestrzeni w swoim dawnym domu. Wiedziałem, że zamek będzie opuszczony. Nikt już w nim nie mieszkał od lat. Moja matka w końcu popełniła samobójstwo nie mogąc znieść rozłąki z ukochanym, a mój ojczym zabrał swoje dzieci i wyprowadził się na drugi koniec kraju, żeby nie przebywać w miejscu, które kojarzyło mu się z kobietą, którą kiedyś kochał, a która nigdy nie kochała jego.
Podszedłem do zamku i spojrzałem na niego. Długo myślałem nad tym jak stworzyć iluzję, która nie pozwoliłaby na zawładnięcie mną. Iluzję, pod którą byłbym całkowicie bezpieczny. Nie chciałem znowu przechodzić przez to samo. Wytężyłem wszystkie siły i postawiłem najdoskonalszą iluzję świata. Byłem z niej dumny. Opadłem z sił na tyle, że zdołałem się tylko pod nią wczołgać. Nie dałem rady dojść do zamku. Czułem, że teraz byłoby to łatwe. Oddanie duszy. Nie musiałbym nawet specjalnie się starać. Spojrzałem w niebo. I już prawie byłem gotów to zrobić, kiedy w mojej głowie pojawił się słodki, cudowny głos. Nie wiedziałem skąd, ale wiedziałem, że go znam.
- „Nie poddawaj się” – mówił głos.
Pokręciłem głową. Nie miałem powodu do życia. Nie miałem szansy na normalny związek. Nie po tym, co zrobiłem. Dotyk kobiety powodował we mnie powrót najgorszych wspomnień. Nie mogłem się na to narażać. Wiedziałem, że nie przeżyję tego na dłuższą metę. Nie lubiłem samotności.
- „Poczekaj na mnie” – powiedział głos, a ja poczułem jakby ktoś dotykał mojego świeżego tatuażu. Rozejrzałem się, ale nikogo tam nie było. Czułem wyraźnie delikatny dotyk kobiecej dłoni, lekkie mrowienie. Coś dziwnego działo się z moim ciałem. Jakby całe relaksowało się pod wpływem tego jednego, fantomowego dotknięcia. Co się do cholery dzieje? TO nie jest normalne. Nic takiego nie ma prawa się dziać. Zwariowałem?

Westchnąłem. Wiedziałem, że nie mogę się zabić. Nie wiedziałem dlaczego, ale wiedziałem, ze nie mogę. Jakbym to kiedyś komuś obiecał…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!