Żeby dostać się do szkoły musiałyśmy się skierować parę
pięter w dół. Szybka winda przewiozła nas tam prawie od razu. Wysiadam
pierwsza. Serce wali mi jak oszalałe, a ja nie wiem czemu. Przecież dzisiaj
jeszcze nie podejmuję żadnej decyzji. Mam tylko wypełnić wstępny kwestionariusz
dotyczący tego kim być może chciałabym zostać o ile symulacja spełni moje
oczekiwania. Zatrzymuję się i mocno wciągam powietrze do płuc. Na niższych
poziomach jest bardziej duszno i trudniej mi się oddycha. Dlatego ich nie
lubię. Nie wiem jak tata wytrzymuje jeszcze niżej. Jak daje radę w
niewentylowanych jeszcze szybach, które kopią, żeby połączyć się z kolejnym
obozem Underground. Nie wiem który to już. Nie liczę. Tato i jego koledzy
połączyli nas z wieloma obozami. Dzięki nim Underground powoli staje się
namiastką świata który podobno kiedyś istniał. Świata obozów połączonych
pojedynczymi ścieżkami. Kiedyś obozy nazywano miastami a ścieżki - drogami. Jedyne
co mnie dziwi to to, że mimo połączenia, nikt nie przybywa do nas z innych
kolonii. Jakby w ogóle nie interesowało ich nasze Underground. Ale może mi się
tylko tak wydaje, może tylko Góra ma kontakt z innymi?
Czuję dłoń mamy na plecach. Dodaje mi sił. Podnoszę wzrok i
spoglądam na te same powyginane metalowe drzwi, które widywałam już tysiące
razy. Przekraczałam ten próg codziennie po dwa razy. Najpierw wchodząc do
szkoły, a potem wracając do domu. Tym razem drzwi są cięższe. Zauważalnie
cięższe. Serce wciąż łomocze mi w piersi. Przełykam głośno ślinę mając
nadzieję, że mama nie zauważy mojego zdenerwowania.
- Jo, to tylko symulacje – mówi do mnie głaszcząc mnie
delikatnie po włosach.
Czyli jednak wyczuła, że jestem zdenerwowana. Patrzę na nią
starając się ukryć przerażenie. Puszczam drzwi, które z hukiem zatrzaskują się.
Ten dźwięk wytrąca mnie z równowagi. Podskakuję przerażona. Oddech mi
przyspiesza. Już nie wiem kiedy jest wdech a kiedy wydech, zlewają się w jedno.
Przed oczami robi mi się ciemno. Potrząsam głową. Nie rozumiem co się ze mną
dzieje, ale wiem, że muszę to powstrzymać zanim zajdzie za daleko.
- Nie bój się. Nikt cię nie skrzywdzi i nikt nie będzie cię
oceniał. – uśmiecha się lekko.
Patrzę na nią i czuję, że zaczynam się trząść. Powinnam
wejść do szkoły, ale nie mogę się ruszyć. Mama kładzie mi drugą rękę na
ramieniu i czuję, że ona też się denerwuje. Czuję, że się trzęsie. Podchodzę do
niej. Nie wiem dlaczego to robię, ale obejmuję ją mocno w pasie i przykładam
policzek do jej ramienia. Mama ma wystający obojczyk, który wbija mi się w
policzek, ale nie przeszkadza mi to. Przez chwilę się nie ruszamy, ale potem
ona obejmuje mnie mocno i zaraz potem odsuwa od siebie.
- Nie powinnaś tego robić – mówi cicho.
Wiem, że nie powinnam. Doskonale to wiem. I nie mam pojęcia
czemu to zrobiłam. Dotykam swojego policzka tam, gdzie jej kość wbijała się w
moją skórę, ale nie czuję żadnej różnicy. Dziwne, bo wciąż czuję, jakby ona
mnie dotykała. Nie rozumiem tego. Nie pojmuję. Podnoszę wzrok, żeby na nią
spojrzeć, ale nie odwzajemnia mojego spojrzenia. Trzyma otwarte drzwi do
szkoły.
- Mamo… -zaczynam
- Porozmawiamy w domu – odpowiada.
Wiem, że coś jest nie tak. Wiem, że to przez moje
zachowanie. Wiem, że nie powinnam tego robić, ale wydawało mi się to tak
naturalne. Nie wiem dlaczego. Przecież nie znam dotyku. Nie powinnam go
potrzebować, a jednak potrzebuję. Nie rozumiem co się ze mną dzieje, nigdy się
tak nie zachowywałam. Odrywam wzrok od jej twarzy, bo wiem, że i tak na mnie
nie spojrzy i nie odpowie na moje pytania. Wchodzę do szkoły schylając się pod
jej ramieniem. Nie poznaję tego miejsca, choć poznaję uczniów. Poznaję moich
kolegów i koleżanki, ludzi z którymi spędzałam ostatnio większość czasu. Widzę
Jelenę, moją przyjaciółkę, jak trzęsącą się ręką wypełnia kwestionariusz. Wiem,
że tak jak ja zastanawiała się nad szkoleniem „ocalałych” i nad pracą w
laboratorium genetycznym i jestem pewna, że nie wybierze szkolenia. Nie ona.
Nie przy jej rodzicach i nie z jej charakterem.
Patrzę na nią przez chwilę zanim mnie zauważy. Jest ładna.
Rude włosy związała niedbale gumką. Ma wydatne usta, prosty nos i trójkątną
twarz. Podnosi na mnie wzrok. Widzę jak uśmiecha się do mnie, ale w jej
orzechowych oczach widzę strach taki sam, jak ten który towarzyszy mi od kiedy
zobaczyłam drzwi szkoły.
Spoglądam na mamę. Kiwa głową. Wiem, że nie chce patrzeć jak
wypełniam kwestionariusz. Nie chce wpływać na moją decyzję. Jestem jej za to
wdzięczna. To wszystko jest i tak zbyt skomplikowane dla mnie. Czuję dużą
odpowiedzialność. Czuję, że decyzja którą podejmę jutro może zaważyć na moim
losie, a nawet na moim życiu. Boję się tej odpowiedzialności. Jestem za młoda,
żeby podejmować takie decyzje. W wieku osiemnastu lat nie mogę przecież
wiedzieć co chcę robić do końca życia, prawda?
Mama popycha mnie lekko w stronę Jeleny. Niepewnie podchodzę
do blatu przy którym stoi wciąż gryzmoląc coś na kartce. Biorę jeden z
kwestionariuszy ułożonych a w stos przed nami. Sięgam po ołówek. Pierwszy jest
złamany, więc biorę drugi. Wszystko mi jedno, że jest poobgryzany. Biorę go do
ręki i przez chwilę obracam w palcach jakbym musiała się do niego przyzwyczaić.
Nie jest mi to potrzebne, ale nie mogę się przemóc. W końcu spoglądam na kartkę
przede mną. Sekcja czerwona na górze strony to zawody, które są dla mnie
niedostępne. Jako noworodek miałam robione testy. Nie nadaję się na przywódcę,
podobno. Zaraz poniżej jest sekcja zielona. Tu interesuje mnie jedno. Historia
Overhead. Jeśli to wybiorę, pewnie będę brała udział w badaniach. Trzęsącą się
ręką stawiam krzyżyk. Sekcja błękitna poniżej to zawody związane z genetyką.
Stawiam krzyżyk koło „projektowania nowych mieszanek genetycznych”. Patrzę
ukradkiem na Jelenę. Ona też postawiła tu krzyżyk. Oprócz tego wybrała jeden z
zawodów z czerwonej sekcji. Jej wolno to zrobić. Mieszka na jednym z dolnych
poziomów, więc musiała zostać zakwalifikowana jak potencjalnie dobra kandydatka
na przywódczynię. Nie zazdroszczę jej tego. Nie ciągnie mnie do władzy. Nie
potrzebuję jej. Dobrze mi tu, gdzie
jestem i jestem wdzięczna losowi, że trafiłam na takich opiekunów, na jakich
trafiłam. Znowu się rozpraszam. Po raz kolejny skupiam wzrok na kartce. Pomijam
sekcję żółtą i przechodzę do fioletowej. Serce bije mi mocniej gdy czytam
„szkolenie ocalałych”. Obracam w palcach ołówek. Jego czubek wiruje nad kratką
obok tego napisu. Czuję na sobie wzrok Jeleny. Spoglądam na jej kartkę i wiem,
że waha się czy zaznaczyć tę kratkę. Ja się nie waham. Fascynuje mnie to.
Stawiam krzyżyk. Nie spoglądam nawet na to, co znajduje się w sekcji brązowej i
czarnej. Nie interesuje mnie to. Biorę kartkę do ręki. Nie bardzo wiem co mam
teraz zrobić. Jelena staje obok mnie ze swoją kartką w ręku. Nie zaznaczyła nic
z fioletowej sekcji. Uśmiecham się do siebie. Jest taka przewidywalna. Czerwony
albo błękitny - jedyne co do niej pasuje. Stoimy przez chwilę obok siebie,
niepewne co powinnyśmy dalej zrobić. Podchodzi moja mama i wskazuje na drzwi po
lewej.
„Symulacje” głosi napis na drzwiach. Dałabym sobie uciąć
głowę, że kiedy byłam tu ostatni raz, te drzwi prowadziły do korytarza, za
którym są sale lekcyjne. Na pewno nie było na nich żadnego napisu.
Znowu ogarnia mnie przerażenie. Jelena cofa się o krok, a ja
idę krok do przodu. Widzę, że w ten sposób motywuję ją do tego samego. Podchodzę
do drzwi i łapię za klamkę. Pociągam je do siebie. Jelena stoi obok mnie i
patrzy na mnie przerażona. Razem wchodzimy na znajomy korytarz. Tylko napisy na
drzwiach się zmieniły. Z sali historii Overhead wychodzi jakiś człowiek. Kiwa
na mnie palcem. Jest ubrany w zielony uniform. Taki, jak noszą między innymi
nauczyciele.
- Sekcja zielona – mówi cicho i gestem zaprasza mnie do
sali, z której właśnie wyszedł.
Patrzę na niego zdezorientowana, bo nie wiem skąd on niby
wie, że zaznaczyłam zielony... Waham się chwilę, bo nie powinnam nigdzie
wchodzić sam na sam z mężczyzną. Boję się. Serce mi łomocze. Jelena znika
właśnie za drzwiami sekcji niebieskiej.
- Zaznaczyłaś sekcję zieloną? – pyta zniecierpliwiony.
Kiwam głową.
- To właź. – mówi szorstko i marszczy brwi. Jest niemłody.
Pewnie w wieku mojego ojca. Otwiera szerzej drzwi i przepuszcza mnie w nich.
- Siadaj. – mówi do mnie ten w zielonym uniformie zamykając
drzwi.
Posłusznie podchodzę do krzesła i siadam. On obchodzi biurko
dookoła i siada naprzeciwko mnie.
- Jeśli wybierzesz sekcję zieloną tak będzie wyglądało twoje
miejsce pracy.
Patrzę na niego zdziwiona.
- Szkoła?
- Tak jest.
- Jak to? – pytam
- Kolejna, która miała nadzieję na prawdziwe odkrywanie
Overhead? – pyta zniesmaczony
Kiwam głową.
- Góra uważa, że to co było nie jest ważne. Jedyne co robimy
to przekazywanie wiedzy nowym pokoleniom Underground.
Wstaję z krzesła i odwracam się w stronę drzwi. Wiem, że nie
powinnam, wiem, że jestem niegrzeczna, ale nie mogę się powstrzymać. Jedno z
moich marzeń właśnie umarło i nie jestem w stanie zachowywać się zgodnie z ogólnie
przyjętymi normami...
- Dziękuję – rzucam przez ramię kiedy otwieram drzwi
Wychodzę na korytarz. Jelena wybiega właśnie z sali
naprzeciwko. Jest rozradowana.
- Nie uwierzysz jaki przystojny koleś zajmuje się symulacją
niebieskich. W życiu nikogo takiego nie widziałam. – podskakuje z podniecenia.
Uśmiecham się do niej. Wiem, że to zawsze była jej słabość.
Lubi przystojnych mężczyzn. To w zasadzie jej jedyne wymaganie jeśli chodzi o
przyszłego męża.
- Tylko strasznie jest niemiły… – ciągnie Jelena.
Wiem, że nie przestanie dopóki jej nie przerwę, ale nie
muszę, ktoś mnie wyręcza.
- Wchodź! – słyszę głos zza niebieskich drzwi.
Jelena patrzy na mnie pytająco.
- Niebieski też zaznaczyłaś?
Kiwam głową i wlokę się do drzwi. Naciskam klamkę. Wchodzę
do sali, którą powinnam doskonale znać. Tyle razy siedziałam tu słuchając
wykładów. Coś jednak jest inaczej. Właściwie wszystko jest inaczej.
- Siadaj! – mówi nie patrząc na mnie. Nie widzę jego
twarzy, zresztą nie interesuje mnie ona.
Patrzę zafascynowana na mury dookoła mnie. Nie siadam. Nie słucham go.
Podchodzę do ściany. Nie jest szara, nie jest z kamienia. Kiedy się do niej
zbliżam z drugiej strony idzie do mnie niewysoka, drobna blondynka. Ma szczupłą
twarz, różowe policzki i pięknie wyrzeźbione usta. Lekko rozchylone wargi
sprawiają, że wygląda na zdziwioną. Nie ma idealnej sylwetki, ale jest ładna,
nawet bardzo ładna. Blondynka o ciemnoniebieskich oczach. Blondynka o
chabrowych oczach. Dopiero po dłuższym czasie zdaję sobie sprawę z tego, że
patrzę na siebie.
- Ściany są pokryte lustrami? – patrzę na rzekomego
przystojniaka.
Powoli podnosi głowę, ale wciąż na mnie nie patrzy.
- Kazałem ci usiąść. – mówi.
Nie ruszam się z miejsca.
- Zadałam ci pytanie. – mówię podchodząc do niego powoli i
próbując wzrokiem zmusić go, żeby na mnie spojrzał.
Jest młody, widzę to na pierwszy rzut oka. Nie może być dużo
starszy ode mnie. W końcu nasze oczy się spotykają. Jego mają kolor ciepłej
czekolady. Ma ciemną cerę, ale jasne, krótko obcięte włosy. Faktycznie, jest
dość przystojny. Na pewno zwraca uwagę kobiet. Podnosi się ze swojego krzesła.
I obchodzi biurko, żeby stanąć ze mną twarzą w twarz. Przez chwilę przygląda mi
się badawczo, po czym wyjmuje jakiś przyrząd z kieszeni spodni i wciska guzik.
Zauważam, że kamery w rogach pokoju nieruchomieją.
- Źle zaczęliśmy – mówi – Jestem I4n, a ty? – wyciąga do
mnie rękę. Jestem tak zszokowana, że podaję mu dłoń i za chwilę ją zabieram.
- Jolie. – odpowiadam zdziwiona nagłą zmianą zachowania. Nie
wiem co mam myśleć. Dlaczego wyłączył kamery? Co ma zamiar zrobić? Czy to część
symulacji?
- Skoro tak, to mówi mi Ian – uśmiecha się. Nie mogę się
powstrzymać i też się uśmiecham. Jest w nim coś, co nie pozwala mi pozostać
obojętną.
- Może teraz usiądziesz? – pyta pokazując mi krzesło.
Przypadkiem dotyka mojej dłoni. Ogarnia mnie dziwne uczucie, coś jakby
mrowienie. Przełykam głośno ślinę i próbuję usiąść na krześle tak, żeby go nie
dotknąć. Kiedy jestem prawie pewna sukcesu, on odwraca się, żeby z powrotem
usiąść przy biurku. Nasze ramiona przez chwilę się stykają. Mimo, ze dzielą nas
dwie warstwy ubrań, znów czuję dziwny prąd, nie wiem czy przyjemny. Zasycha mi
w gardle i wiem, że nie będę mogła nic powiedzieć.
Ian siada za biurkiem i patrzy na mnie. Nie odrywa wzroku od
mojej twarzy. Nie czuję się komfortowo. Chcę mu to powiedzieć, ale nie mogę
wykrztusić słowa. Wtedy on podsuwa mi pod nos szklankę z wodą. Wypijam ją
duszkiem.
- Dziękuję – mamroczę.
Uśmiecha się do mnie. Ja też się uśmiecham, chociaż wcale
nie chcę. Czuję się co raz bardziej niekomfortowo.
- Mogę zobaczyć twój kwestionariusz? – pyta wyciągając rękę.
Podaję mu kartkę. Nasze dłonie stykają się na chwilę, kiedy
zabiera ją ode mnie. Podnoszę na niego wzrok, mam wrażenie, że przeciąga
moment, w którym odsunie dłoń, więc robię to sama. Cofam rękę patrząc mu w
oczy. Widzę, że wyraz jego twarzy zmienia się, ale nie wiem na jaki. Nie
potrafię nic wyczytać z jego oczu, nie wiem o czym myśli. Frustruje mnie to.
Tatę i mamę znam już doskonale. Wiem o nich wszystko i potrafię doskonale
odgadnąć o czym w danej chwili myślą. Z nim jest inaczej. Nie znam go, a mam
wrażenie, że chciałabym go poznać. Jakby coś, jakaś nieznana siła mnie do niego
pchała…
Ian przez chwilę przygląda się mojemu kwestionariuszowi, po
czym wstaje, podchodzi do mnie i wyciąga rękę. Nie wiem co mam zrobić, ale on
schyla się i łapie moją dłoń. Próbuję się wyrwać, ale trzyma mocno. Boję się
reakcji góry, ale wtedy przypominam sobie, że kamery są wyłączone i rozluźniam się. Pozwalam sobie
odczuć to wszystko. To jest zupełnie inne niż dotykanie kobiety. Jego dłoń nie
jest delikatna i miękka. Jest lekko szorstka i duża. Ciepła i wilgotna,
zauważalnie wilgotna. Może mężczyźni mają mokre dłonie?
Ian ciągnie mnie w róg pokoju. Wstaję i idę za nim.
Naprzeciwko lustra ustawiony jest mikroskop.
- Tak będzie wyglądało twoje miejsce pracy jeśli zdecydujesz
się do nas dołączyć. – mówi, a ja czuję, że ściska mocniej moją dłoń, jakby nie
chciał mnie wypuścić. Patrzę na niego zdziwiona, ale nie odwzajemnia
spojrzenia. Wolę się nie odzywać.
- Zostawię cię teraz i włączę z powrotem kamery – mówi –
Przejdziesz symulację, która jednocześnie będzie testem.
- Co mam robić? – pytam
- Musisz stworzyć idealną mieszankę genetyczną nie
zapominając o żadnych cechach pożądanych czy wadach dyskwalifikujących. – mówi
– Będę ci mierzył czas.
Słyszę jak oddala się i siada przy biurku. Wiem, że za
chwilę na stole pojawią się jakieś dziwne składniki. Tak podejrzewam. Stoję
przez chwilę trzęsąc się. Nagle tuż obok mikroskopu wysuwa się pudełko z
kolorowymi probówkami. W każdej jest jakiś płyn. Biorę do ręki pipetę i
ostrożnie umieszczam odrobinę płynu na szkiełku. Wsuwam pod mikroskop. Od razu
widzę, że ten płyn się nie nadaje. Zawiera zbyt dużo czynnika odpowiedzialnego za
pociąg seksualny, a jego ponoć nie może być. Podobno jesteśmy go pozbawieni,
więc muszę odrzucić tę probówkę. Nie wiem dlaczego moje myśli wędrują teraz w stronę Iana, tak jakby
kojarzył mi się z tym czynnikiem…
Czuję na sobie jego wzrok, wiem, że mnie obserwuje. Czuję
jak jego czekoladowe oczy wędrują od moich ramion, po plecach aż do nóg. Robi
mi się gorąco. Biorę kolejny płyn i wlewam kroplę na szkiełko. Ten jest czysty.
Idealny, ale niepełny. Przeglądam kolejne krople i segreguję płyny na dobre i
złe. Kiedy odrzucam ostatni płyn wiem, że coś jest nie tak. Brakuje mi jednego,
ważnego genu. Genu odpowiedzialnego za wzrost. Nie ma go. W ogóle. Nigdzie.
Jestem tego pewna. To dziwne.
- Jakiś problem? – słyszę za sobą głos Iana i nagle wiem co
powinnam zrobić. Biorę ze stolika igłę i podchodzę do niego Nakłuwam jego
palec. Kropla krwi pojawia się na metalowej końcówce.
- żadnego. – odpowiadam. – Teraz mam wszystko, czego potrzebowałam.
Uśmiecha się do mnie.
- Doskonale – mówi. – Ciekawe tylko dlaczego uznałaś mnie za
dodatek odpowiedni do stworzenia człowieka idealnego – mówi cicho i wiem,
czuję, że chciałby zapytać o coś innego, ale nie może.
Odwracam się od niego i zanoszę igłę na stanowisko, kładąc
ją obok wybranych płynów. Słyszę kroki, kiedy się odwracam on jest stanowczo za
blisko. Prawie się dotykamy. Czuję jego oddech na swoim czole. Nie mogę się
ruszyć. Rozglądam się. Kamery znów są wyłączone. Zaczynam się bać. Dlaczego on
do mnie podchodzi? Dlaczego jest tak blisko?
- Dlaczego? – pyta mnie.
- Co dlaczego?
- Dlaczego wybrałaś mnie. – pyta.
Dobre pytanie. Nie wiem. Nie zastanawiałam się nad tym.
Potrzebowałam tylko genu wzrostu, on się akurat odezwał. Wiedziałam, że go ma,
więc był idealny.
- Nie chciałam kłuć siebie, a ty byłeś jedynym kandydatem
poza mną. – odpowiadam.
- Rozumiem – słyszę lekki zawód w jego głosie, ale nie wiem
dlaczego. Kładzie mi rękę na ramieniu. Nie powinien. Wiem o tym i on też wie,
ale z jakiegoś powodu robi to. Nie czuję się z tym komfortowo. Cofam się kilka
kroków.
- To wszystko? – pytam
Ian kiwa głową. Odwracam się od niego i zmierzam w kierunku
drzwi. Łapię za klamkę kiedy on doskakuje do mnie przytrzymując drzwi, żebym
nie mogła wyjść.
- Wybierz niebieski. – szepcze.
- Słucham?
- Wybierz nas. – mówi głośniej. Widzę, że jest zdenerwowany,
choć stara się to ukryć. – Wybierz…
Urywa. Patrzę na niego zdezorientowana.
- Co mam wybrać?
Szepcze coś, ale nie rozumiem co. Patrzę na niego
wyczekująco. Kiedy otwieram drzwi słyszę, że mówi jeszcze coś. Brzmi to jakby
mówił „mnie” ale to słowo nie ma sensu. Żadnego. Nie teraz i nigdy. Nie wiem co
mam robić. Serce bije mi strasznie mocno, ale nie dlatego, że symulacja mnie
przeraziła, tylko z powodu Iana. Nie rozumiem tego. Odwracam się, ale widzę już
tylko zamknięte drzwi. Podbiega do mnie Jelena.
- Widzę, że na tobie też zrobił wrażenie – mówi – Ale
pamiętaj, że ja go zobaczyłam pierwsza – teraz już prawie krzyczy.
Muszę wyglądać strasznie, staram się ogarnąć.
- Nie rozumiem o co ci chodzi… - mówię cicho, trochę za
cicho, żeby Jelena mogła się na to nabrać.
- Nie mów, że ci się nie spodobał… - zaczyna
- Kto? – udaję głupią – Ian?
- Tak ma na imię? – Jelena patrzy na mnie podejrzliwie – Mi
się nie przedstawił. Ale to świadczy tylko o tym, że jest idealny. Rok starszy.
- Skąd wiesz?
Jelena uśmiecha się tajemniczo. Po chwili już wiem o co jej
chodzi. Litery. Przecież każda seria ma numery identyfikacyjne zaczynające się
od kolejnych liter alfabetu. Od pewnego czasu serie są wypuszczane mniej więcej
co rok. Czyli co rok pojawiają się nowe dzieci. Ian musi być rok starszy od nas.
On też jest z trzykrotnie przyspieszonej serii. Powinien być niby trzy lata
starszy od nas, ale ponoć to całe przyspieszenie wzrostu zatrzymuje się, kiedy
osiągamy 18 rok życia i wtedy już starzejemy się jak każdy inny człowiek .
Wiem, że to brzmi dziwnie i jest kompletnie zagmatwane, ale nasz wzrost jest
trzykrotnie przyspieszony.
- Ja spadam – mówi w końcu Jelena.
- Mnie zostało jeszcze jedno – odpowiadam i spoglądam w
kierunku drzwi z napisem „sekcja fioletowa.”
Jelena uśmiecha się i wychodzi, a ja powoli wlokę się w
tamtym kierunku. Naciskam klamkę nie pukając i wchodzę do pomieszczenia. Jest
puste. Wygląda jak zwykła sala wykładowa, tylko całkowicie pusta. Ogołocona ze
wszystkiego poza ścianami i jednym, dziwnym krzesłem. Obok niego stoi kobieta. Podchodzę
do niej i siadam na krześle, kiedy je wskazuje. Zakłada mi na głowę plątaninę
przewodów.
- Co to jest? – pytam.
- Stymulator mózgu. – odpowiada spokojnie – on pokaże ci jak
wygląda nasza praca.
Potrząsam głową bo nie wiem czy chcę wiedzieć więcej.
- Zrelaksuj się. – mówi kobieta.
Zamykam oczy i powoli zasypiam, kiedy je otwieram jestem
gdzieś indziej. Jest bardzo duszno, więc muszę być głęboko pod ziemią. Schodzę
głębiej wraz z kilkoma innymi osobami.
- Kapsuły ratunkowe mają być tam – ktoś wyciąga rękę
wskazując ciemny korytarz. – tak wskazał detektor – puka w jakieś dziwne
urządzenie.
Puszczamy się biegiem w tamtym kierunku, bo wiemy, że
przebywanie w Beneath, gdzie zatrzymują się kapsuły, jest niebezpieczne.
-Jo! – krzyczy ktoś. – Coś tu mam.
Pochodzę. Charakterystyczna srebrna kopuła.
- Masz rację – mówię – to kapsuła.
Wyciągamy ją powoli przy pomocy jednego z pojazdów, które
pomagają nam w pracy. Tam jest druga! – krzyczy ktoś. Biegnę w tamtym kierunku.
Faktycznie – drugi ocalały. Znajdujemy jeszcze czterech. Zabieramy wszystkich
na górę, w kapsułach. Nie możemy ich jeszcze otworzyć, bo ciśnienie panujące w
Beneath wraz z faktem, że są wciąż zamrożeni mogłoby ich zabić. Jestem ciekawa
jak wyglądają, ale nie mogę niczego dostrzec. Kapsuły mają małe okienka, ale te
są koszmarnie brudne.
Docieramy do laboratorium. Kopuły są myte i powoli
rozmrażane. Każdemu z nas losowo przydziela się numer kapsuły. Ten, kto się w
niej znajduje będzie naszym podopiecznym do czasu, aż wdroży się w życie
Undergroundu. Mnie dostaje się kapsuła numer 13. Stoję nad nią czekając aż się
otworzy. Mam przyspieszony oddech. Wieko uchyla się, a ja widzę tylko zielone,
hipnotyzujące oczy wpatrzone we mnie. Serce zaczyna mi mocniej bić. Kiedy on
wstaje, przyspiesza mi oddech. Patrzy na mnie, jakby mnie oceniał. Robi mi się
gorąco. Podchodzi do mnie i łapie mnie mocno za ramię.
- Gdzie jestem? – pyta
- W Underground – odpowiadam spokojnie
- Ile czasu spałem? – pyta ponownie. Lampa świeci od góry,
więc nie widzę jego twarzy, widzę tylko zielone oczy. Nie dają mi spokoju.
- Ciężko to określić. Prawdopodobnie koło dwustu lat.
Lekko się zatacza i opiera ramieniem o ścianę.
- Dwieście lat – szepcze – Nie żyją, wszyscy nie żyją.
Nie wiem jak mam zareagować. Nie wiem jak mu pomóc, jak go
pocieszyć.
- Chodźmy stąd – mówi w końcu.
- Taki jest plan O22i3.
Patrzy na mnie zdziwiony.
- Nie nazywaj mnie tak. Mam na imię… - zaczyna ale kręcę głową dając mu do zrozumienia, że
powinien być cicho.
- Nie mamy imion. Ja jestem J0l13 – mówię spokojnie. – A ty…
- Jestem Blake. – mówi patrząc mi uparcie w oczy. – Skoro
wszyscy nie żyją, to mogłabyś mnie zapoznać z jakąś fajną laską?
Czuję ucisk w żołądku. Nie wiem czemu, ale nie podoba mi
się, że pomija mnie kiedy mówi o fajnych laskach. Serce bije mi szybciej niż
powinno.
Wszystko się rozmywa. Znowu jestem w pokoju z dziwnym
krzesłem. Znowu mam kable na głowie. Wszystko jest takie samo. Tylko moje serce
bije za szybko, mój oddech jest za płytki, moje oczy rozbiegane, szukają
rozpaczliwie czegoś zielonego. Kobieta podchodzi do mnie i sadza mnie na
krześle wyplątując mnie z kabli, a potem pomaga mi zejść.
- I jak? – pyta. – Będziemy mieli pomoc?
Nie wiem co jej odpowiedzieć. Jestem skołowana.
- Nie wiem – mówię cicho.
Uśmiecha się ze zrozumieniem.
- Symulacje są trudne. – mówi, a widząc moją zaniepokojoną
minę, kontynuuje – Nie bój się, nikt poza tobą tego nie widział. To twój mózg
poddawał te obrazy. To jest coś w rodzaju twoich pragnień.
Kiwam głową i wychodzę z pokoju. Jak to pragnień? Jak to
mogą być moje pragnienia? Przed oczami staje mi ukryta w cieniu twarz Blake i
jego zielone oczy. On nie był prawdziwy. To wytwór mojego umysłu. Czuję ukłucie
w piersi. Nogi się pode mną uginają. Osuwam się na podłogę i przez chwilę leżę
tak próbując uspokoić serce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!