Me

Me

czwartek, 14 marca 2013

Underground 2

Żeby dostać się do szkoły musiałyśmy się skierować parę pięter w dół. Szybka winda przewiozła nas tam prawie od razu. Wysiadam pierwsza. Serce wali mi jak oszalałe, a ja nie wiem czemu. Przecież dzisiaj jeszcze nie podejmuję żadnej decyzji. Mam tylko wypełnić wstępny kwestionariusz dotyczący tego kim być może chciałabym zostać o ile symulacja spełni moje oczekiwania. Zatrzymuję się i mocno wciągam powietrze do płuc. Na niższych poziomach jest bardziej duszno i trudniej mi się oddycha. Dlatego ich nie lubię. Nie wiem jak tata wytrzymuje jeszcze niżej. Jak daje radę w niewentylowanych jeszcze szybach, które kopią, żeby połączyć się z kolejnym obozem Underground. Nie wiem który to już. Nie liczę. Tato i jego koledzy połączyli nas z wieloma obozami. Dzięki nim Underground powoli staje się namiastką świata który podobno kiedyś istniał. Świata obozów połączonych pojedynczymi ścieżkami. Kiedyś obozy nazywano miastami a ścieżki - drogami. Jedyne co mnie dziwi to to, że mimo połączenia, nikt nie przybywa do nas z innych kolonii. Jakby w ogóle nie interesowało ich nasze Underground. Ale może mi się tylko tak wydaje, może tylko Góra ma kontakt z innymi?
Czuję dłoń mamy na plecach. Dodaje mi sił. Podnoszę wzrok i spoglądam na te same powyginane metalowe drzwi, które widywałam już tysiące razy. Przekraczałam ten próg codziennie po dwa razy. Najpierw wchodząc do szkoły, a potem wracając do domu. Tym razem drzwi są cięższe. Zauważalnie cięższe. Serce wciąż łomocze mi w piersi. Przełykam głośno ślinę mając nadzieję, że mama nie zauważy mojego zdenerwowania.
- Jo, to tylko symulacje – mówi do mnie głaszcząc mnie delikatnie po włosach.
Czyli jednak wyczuła, że jestem zdenerwowana. Patrzę na nią starając się ukryć przerażenie. Puszczam drzwi, które z hukiem zatrzaskują się. Ten dźwięk wytrąca mnie z równowagi. Podskakuję przerażona. Oddech mi przyspiesza. Już nie wiem kiedy jest wdech a kiedy wydech, zlewają się w jedno. Przed oczami robi mi się ciemno. Potrząsam głową. Nie rozumiem co się ze mną dzieje, ale wiem, że muszę to powstrzymać zanim zajdzie za daleko.
- Nie bój się. Nikt cię nie skrzywdzi i nikt nie będzie cię oceniał. – uśmiecha się lekko.
Patrzę na nią i czuję, że zaczynam się trząść. Powinnam wejść do szkoły, ale nie mogę się ruszyć. Mama kładzie mi drugą rękę na ramieniu i czuję, że ona też się denerwuje. Czuję, że się trzęsie. Podchodzę do niej. Nie wiem dlaczego to robię, ale obejmuję ją mocno w pasie i przykładam policzek do jej ramienia. Mama ma wystający obojczyk, który wbija mi się w policzek, ale nie przeszkadza mi to. Przez chwilę się nie ruszamy, ale potem ona obejmuje mnie mocno i zaraz potem odsuwa od siebie.
- Nie powinnaś tego robić – mówi cicho.
Wiem, że nie powinnam. Doskonale to wiem. I nie mam pojęcia czemu to zrobiłam. Dotykam swojego policzka tam, gdzie jej kość wbijała się w moją skórę, ale nie czuję żadnej różnicy. Dziwne, bo wciąż czuję, jakby ona mnie dotykała. Nie rozumiem tego. Nie pojmuję. Podnoszę wzrok, żeby na nią spojrzeć, ale nie odwzajemnia mojego spojrzenia. Trzyma otwarte drzwi do szkoły.
- Mamo… -zaczynam
- Porozmawiamy w domu – odpowiada.
Wiem, że coś jest nie tak. Wiem, że to przez moje zachowanie. Wiem, że nie powinnam tego robić, ale wydawało mi się to tak naturalne. Nie wiem dlaczego. Przecież nie znam dotyku. Nie powinnam go potrzebować, a jednak potrzebuję. Nie rozumiem co się ze mną dzieje, nigdy się tak nie zachowywałam. Odrywam wzrok od jej twarzy, bo wiem, że i tak na mnie nie spojrzy i nie odpowie na moje pytania. Wchodzę do szkoły schylając się pod jej ramieniem. Nie poznaję tego miejsca, choć poznaję uczniów. Poznaję moich kolegów i koleżanki, ludzi z którymi spędzałam ostatnio większość czasu. Widzę Jelenę, moją przyjaciółkę, jak trzęsącą się ręką wypełnia kwestionariusz. Wiem, że tak jak ja zastanawiała się nad szkoleniem „ocalałych” i nad pracą w laboratorium genetycznym i jestem pewna, że nie wybierze szkolenia. Nie ona. Nie przy jej rodzicach i nie z jej charakterem.
Patrzę na nią przez chwilę zanim mnie zauważy. Jest ładna. Rude włosy związała niedbale gumką. Ma wydatne usta, prosty nos i trójkątną twarz. Podnosi na mnie wzrok. Widzę jak uśmiecha się do mnie, ale w jej orzechowych oczach widzę strach taki sam, jak ten który towarzyszy mi od kiedy zobaczyłam drzwi szkoły.
Spoglądam na mamę. Kiwa głową. Wiem, że nie chce patrzeć jak wypełniam kwestionariusz. Nie chce wpływać na moją decyzję. Jestem jej za to wdzięczna. To wszystko jest i tak zbyt skomplikowane dla mnie. Czuję dużą odpowiedzialność. Czuję, że decyzja którą podejmę jutro może zaważyć na moim losie, a nawet na moim życiu. Boję się tej odpowiedzialności. Jestem za młoda, żeby podejmować takie decyzje. W wieku osiemnastu lat nie mogę przecież wiedzieć co chcę robić do końca życia, prawda?
Mama popycha mnie lekko w stronę Jeleny. Niepewnie podchodzę do blatu przy którym stoi wciąż gryzmoląc coś na kartce. Biorę jeden z kwestionariuszy ułożonych a w stos przed nami. Sięgam po ołówek. Pierwszy jest złamany, więc biorę drugi. Wszystko mi jedno, że jest poobgryzany. Biorę go do ręki i przez chwilę obracam w palcach jakbym musiała się do niego przyzwyczaić. Nie jest mi to potrzebne, ale nie mogę się przemóc. W końcu spoglądam na kartkę przede mną. Sekcja czerwona na górze strony to zawody, które są dla mnie niedostępne. Jako noworodek miałam robione testy. Nie nadaję się na przywódcę, podobno. Zaraz poniżej jest sekcja zielona. Tu interesuje mnie jedno. Historia Overhead. Jeśli to wybiorę, pewnie będę brała udział w badaniach. Trzęsącą się ręką stawiam krzyżyk. Sekcja błękitna poniżej to zawody związane z genetyką. Stawiam krzyżyk koło „projektowania nowych mieszanek genetycznych”. Patrzę ukradkiem na Jelenę. Ona też postawiła tu krzyżyk. Oprócz tego wybrała jeden z zawodów z czerwonej sekcji. Jej wolno to zrobić. Mieszka na jednym z dolnych poziomów, więc musiała zostać zakwalifikowana jak potencjalnie dobra kandydatka na przywódczynię. Nie zazdroszczę jej tego. Nie ciągnie mnie do władzy. Nie potrzebuję jej.  Dobrze mi tu, gdzie jestem i jestem wdzięczna losowi, że trafiłam na takich opiekunów, na jakich trafiłam. Znowu się rozpraszam. Po raz kolejny skupiam wzrok na kartce. Pomijam sekcję żółtą i przechodzę do fioletowej. Serce bije mi mocniej gdy czytam „szkolenie ocalałych”. Obracam w palcach ołówek. Jego czubek wiruje nad kratką obok tego napisu. Czuję na sobie wzrok Jeleny. Spoglądam na jej kartkę i wiem, że waha się czy zaznaczyć tę kratkę. Ja się nie waham. Fascynuje mnie to. Stawiam krzyżyk. Nie spoglądam nawet na to, co znajduje się w sekcji brązowej i czarnej. Nie interesuje mnie to. Biorę kartkę do ręki. Nie bardzo wiem co mam teraz zrobić. Jelena staje obok mnie ze swoją kartką w ręku. Nie zaznaczyła nic z fioletowej sekcji. Uśmiecham się do siebie. Jest taka przewidywalna. Czerwony albo błękitny - jedyne co do niej pasuje. Stoimy przez chwilę obok siebie, niepewne co powinnyśmy dalej zrobić. Podchodzi moja mama i wskazuje na drzwi po lewej.
„Symulacje” głosi napis na drzwiach. Dałabym sobie uciąć głowę, że kiedy byłam tu ostatni raz, te drzwi prowadziły do korytarza, za którym są sale lekcyjne. Na pewno nie było na nich żadnego napisu.
Znowu ogarnia mnie przerażenie. Jelena cofa się o krok, a ja idę krok do przodu. Widzę, że w ten sposób motywuję ją do tego samego. Podchodzę do drzwi i łapię za klamkę. Pociągam je do siebie. Jelena stoi obok mnie i patrzy na mnie przerażona. Razem wchodzimy na znajomy korytarz. Tylko napisy na drzwiach się zmieniły. Z sali historii Overhead wychodzi jakiś człowiek. Kiwa na mnie palcem. Jest ubrany w zielony uniform. Taki, jak noszą między innymi nauczyciele.
- Sekcja zielona – mówi cicho i gestem zaprasza mnie do sali, z której właśnie wyszedł.
Patrzę na niego zdezorientowana, bo nie wiem skąd on niby wie, że zaznaczyłam zielony... Waham się chwilę, bo nie powinnam nigdzie wchodzić sam na sam z mężczyzną. Boję się. Serce mi łomocze. Jelena znika właśnie za drzwiami sekcji niebieskiej.
- Zaznaczyłaś sekcję zieloną? – pyta zniecierpliwiony.
Kiwam głową.
- To właź. – mówi szorstko i marszczy brwi. Jest niemłody. Pewnie w wieku mojego ojca. Otwiera szerzej drzwi i przepuszcza mnie w nich.
- Siadaj. – mówi do mnie ten w zielonym uniformie zamykając drzwi.
Posłusznie podchodzę do krzesła i siadam. On obchodzi biurko dookoła i siada naprzeciwko mnie.
- Jeśli wybierzesz sekcję zieloną tak będzie wyglądało twoje miejsce pracy.
Patrzę na niego zdziwiona.
- Szkoła?
- Tak jest.
- Jak to? – pytam
- Kolejna, która miała nadzieję na prawdziwe odkrywanie Overhead? – pyta zniesmaczony
Kiwam głową.
- Góra uważa, że to co było nie jest ważne. Jedyne co robimy to przekazywanie wiedzy nowym pokoleniom Underground.
Wstaję z krzesła i odwracam się w stronę drzwi. Wiem, że nie powinnam, wiem, że jestem niegrzeczna, ale nie mogę się powstrzymać. Jedno z moich marzeń właśnie umarło i nie jestem w stanie zachowywać się zgodnie z ogólnie przyjętymi normami...
- Dziękuję – rzucam przez ramię kiedy otwieram drzwi
Wychodzę na korytarz. Jelena wybiega właśnie z sali naprzeciwko. Jest rozradowana.
- Nie uwierzysz jaki przystojny koleś zajmuje się symulacją niebieskich. W życiu nikogo takiego nie widziałam. – podskakuje z podniecenia.
Uśmiecham się do niej. Wiem, że to zawsze była jej słabość. Lubi przystojnych mężczyzn. To w zasadzie jej jedyne wymaganie jeśli chodzi o przyszłego męża.
- Tylko strasznie jest niemiły… – ciągnie Jelena.
Wiem, że nie przestanie dopóki jej nie przerwę, ale nie muszę, ktoś mnie wyręcza.
- Wchodź! – słyszę głos zza niebieskich drzwi.
Jelena patrzy na mnie pytająco.
- Niebieski też zaznaczyłaś?
Kiwam głową i wlokę się do drzwi. Naciskam klamkę. Wchodzę do sali, którą powinnam doskonale znać. Tyle razy siedziałam tu słuchając wykładów. Coś jednak jest inaczej. Właściwie wszystko jest inaczej.
- Siadaj! – mówi nie patrząc na mnie. Nie widzę jego twarzy,  zresztą nie interesuje mnie ona. Patrzę zafascynowana na mury dookoła mnie. Nie siadam. Nie słucham go. Podchodzę do ściany. Nie jest szara, nie jest z kamienia. Kiedy się do niej zbliżam z drugiej strony idzie do mnie niewysoka, drobna blondynka. Ma szczupłą twarz, różowe policzki i pięknie wyrzeźbione usta. Lekko rozchylone wargi sprawiają, że wygląda na zdziwioną. Nie ma idealnej sylwetki, ale jest ładna, nawet bardzo ładna. Blondynka o ciemnoniebieskich oczach. Blondynka o chabrowych oczach. Dopiero po dłuższym czasie zdaję sobie sprawę z tego, że patrzę na siebie.
- Ściany są pokryte lustrami? – patrzę na rzekomego przystojniaka.
Powoli podnosi głowę, ale wciąż na mnie nie patrzy.
- Kazałem ci usiąść. – mówi.
Nie ruszam się z miejsca.
- Zadałam ci pytanie. – mówię podchodząc do niego powoli i próbując wzrokiem zmusić go, żeby na mnie spojrzał.
Jest młody, widzę to na pierwszy rzut oka. Nie może być dużo starszy ode mnie. W końcu nasze oczy się spotykają. Jego mają kolor ciepłej czekolady. Ma ciemną cerę, ale jasne, krótko obcięte włosy. Faktycznie, jest dość przystojny. Na pewno zwraca uwagę kobiet. Podnosi się ze swojego krzesła. I obchodzi biurko, żeby stanąć ze mną twarzą w twarz. Przez chwilę przygląda mi się badawczo, po czym wyjmuje jakiś przyrząd z kieszeni spodni i wciska guzik. Zauważam, że kamery w rogach pokoju nieruchomieją.
- Źle zaczęliśmy – mówi – Jestem I4n, a ty? – wyciąga do mnie rękę. Jestem tak zszokowana, że podaję mu dłoń i za chwilę ją zabieram.
- Jolie. – odpowiadam zdziwiona nagłą zmianą zachowania. Nie wiem co mam myśleć. Dlaczego wyłączył kamery? Co ma zamiar zrobić? Czy to część symulacji?
- Skoro tak, to mówi mi Ian – uśmiecha się. Nie mogę się powstrzymać i też się uśmiecham. Jest w nim coś, co nie pozwala mi pozostać obojętną.
- Może teraz usiądziesz? – pyta pokazując mi krzesło. Przypadkiem dotyka mojej dłoni. Ogarnia mnie dziwne uczucie, coś jakby mrowienie. Przełykam głośno ślinę i próbuję usiąść na krześle tak, żeby go nie dotknąć. Kiedy jestem prawie pewna sukcesu, on odwraca się, żeby z powrotem usiąść przy biurku. Nasze ramiona przez chwilę się stykają. Mimo, ze dzielą nas dwie warstwy ubrań, znów czuję dziwny prąd, nie wiem czy przyjemny. Zasycha mi w gardle i wiem, że nie będę mogła nic powiedzieć.
Ian siada za biurkiem i patrzy na mnie. Nie odrywa wzroku od mojej twarzy. Nie czuję się komfortowo. Chcę mu to powiedzieć, ale nie mogę wykrztusić słowa. Wtedy on podsuwa mi pod nos szklankę z wodą. Wypijam ją duszkiem.
- Dziękuję – mamroczę.
Uśmiecha się do mnie. Ja też się uśmiecham, chociaż wcale nie chcę. Czuję się co raz bardziej niekomfortowo.
- Mogę zobaczyć twój kwestionariusz? – pyta wyciągając rękę.
Podaję mu kartkę. Nasze dłonie stykają się na chwilę, kiedy zabiera ją ode mnie. Podnoszę na niego wzrok, mam wrażenie, że przeciąga moment, w którym odsunie dłoń, więc robię to sama. Cofam rękę patrząc mu w oczy. Widzę, że wyraz jego twarzy zmienia się, ale nie wiem na jaki. Nie potrafię nic wyczytać z jego oczu, nie wiem o czym myśli. Frustruje mnie to. Tatę i mamę znam już doskonale. Wiem o nich wszystko i potrafię doskonale odgadnąć o czym w danej chwili myślą. Z nim jest inaczej. Nie znam go, a mam wrażenie, że chciałabym go poznać. Jakby coś, jakaś nieznana siła mnie do niego pchała…
Ian przez chwilę przygląda się mojemu kwestionariuszowi, po czym wstaje, podchodzi do mnie i wyciąga rękę. Nie wiem co mam zrobić, ale on schyla się i łapie moją dłoń. Próbuję się wyrwać, ale trzyma mocno. Boję się reakcji góry, ale wtedy przypominam sobie, że kamery są  wyłączone i rozluźniam się. Pozwalam sobie odczuć to wszystko. To jest zupełnie inne niż dotykanie kobiety. Jego dłoń nie jest delikatna i miękka. Jest lekko szorstka i duża. Ciepła i wilgotna, zauważalnie wilgotna. Może mężczyźni mają mokre dłonie?
Ian ciągnie mnie w róg pokoju. Wstaję i idę za nim. Naprzeciwko lustra ustawiony jest mikroskop.
- Tak będzie wyglądało twoje miejsce pracy jeśli zdecydujesz się do nas dołączyć. – mówi, a ja czuję, że ściska mocniej moją dłoń, jakby nie chciał mnie wypuścić. Patrzę na niego zdziwiona, ale nie odwzajemnia spojrzenia. Wolę się nie odzywać.
- Zostawię cię teraz i włączę z powrotem kamery – mówi – Przejdziesz symulację, która jednocześnie będzie testem.
- Co mam robić? – pytam
- Musisz stworzyć idealną mieszankę genetyczną nie zapominając o żadnych cechach pożądanych czy wadach dyskwalifikujących. – mówi – Będę ci mierzył czas.
Słyszę jak oddala się i siada przy biurku. Wiem, że za chwilę na stole pojawią się jakieś dziwne składniki. Tak podejrzewam. Stoję przez chwilę trzęsąc się. Nagle tuż obok mikroskopu wysuwa się pudełko z kolorowymi probówkami. W każdej jest jakiś płyn. Biorę do ręki pipetę i ostrożnie umieszczam odrobinę płynu na szkiełku. Wsuwam pod mikroskop. Od razu widzę, że ten płyn się nie nadaje. Zawiera zbyt dużo czynnika odpowiedzialnego za pociąg seksualny, a jego ponoć nie może być. Podobno jesteśmy go pozbawieni, więc muszę odrzucić tę probówkę. Nie wiem dlaczego moje  myśli wędrują teraz w stronę Iana, tak jakby kojarzył mi się z tym czynnikiem…
Czuję na sobie jego wzrok, wiem, że mnie obserwuje. Czuję jak jego czekoladowe oczy wędrują od moich ramion, po plecach aż do nóg. Robi mi się gorąco. Biorę kolejny płyn i wlewam kroplę na szkiełko. Ten jest czysty. Idealny, ale niepełny. Przeglądam kolejne krople i segreguję płyny na dobre i złe. Kiedy odrzucam ostatni płyn wiem, że coś jest nie tak. Brakuje mi jednego, ważnego genu. Genu odpowiedzialnego za wzrost. Nie ma go. W ogóle. Nigdzie. Jestem tego pewna. To dziwne.
- Jakiś problem? – słyszę za sobą głos Iana i nagle wiem co powinnam zrobić. Biorę ze stolika igłę i podchodzę do niego Nakłuwam jego palec. Kropla krwi pojawia się na metalowej końcówce.
- żadnego. – odpowiadam. – Teraz mam wszystko, czego potrzebowałam.
Uśmiecha się do mnie.
- Doskonale – mówi. – Ciekawe tylko dlaczego uznałaś mnie za dodatek odpowiedni do stworzenia człowieka idealnego – mówi cicho i wiem, czuję, że chciałby zapytać o coś innego, ale nie może.
Odwracam się od niego i zanoszę igłę na stanowisko, kładąc ją obok wybranych płynów. Słyszę kroki, kiedy się odwracam on jest stanowczo za blisko. Prawie się dotykamy. Czuję jego oddech na swoim czole. Nie mogę się ruszyć. Rozglądam się. Kamery znów są wyłączone. Zaczynam się bać. Dlaczego on do mnie podchodzi? Dlaczego jest tak blisko?
- Dlaczego? – pyta mnie.
- Co dlaczego?
- Dlaczego wybrałaś mnie. – pyta.
Dobre pytanie. Nie wiem. Nie zastanawiałam się nad tym. Potrzebowałam tylko genu wzrostu, on się akurat odezwał. Wiedziałam, że go ma, więc był idealny.
- Nie chciałam kłuć siebie, a ty byłeś jedynym kandydatem poza mną. – odpowiadam.
- Rozumiem – słyszę lekki zawód w jego głosie, ale nie wiem dlaczego. Kładzie mi rękę na ramieniu. Nie powinien. Wiem o tym i on też wie, ale z jakiegoś powodu robi to. Nie czuję się z tym komfortowo. Cofam się kilka kroków.
- To wszystko? – pytam
Ian kiwa głową. Odwracam się od niego i zmierzam w kierunku drzwi. Łapię za klamkę kiedy on doskakuje do mnie przytrzymując drzwi, żebym nie mogła wyjść.
- Wybierz niebieski. – szepcze.
- Słucham?
- Wybierz nas. – mówi głośniej. Widzę, że jest zdenerwowany, choć stara się to ukryć. – Wybierz…
Urywa. Patrzę na niego zdezorientowana.
- Co mam wybrać?
Szepcze coś, ale nie rozumiem co. Patrzę na niego wyczekująco. Kiedy otwieram drzwi słyszę, że mówi jeszcze coś. Brzmi to jakby mówił „mnie” ale to słowo nie ma sensu. Żadnego. Nie teraz i nigdy. Nie wiem co mam robić. Serce bije mi strasznie mocno, ale nie dlatego, że symulacja mnie przeraziła, tylko z powodu Iana. Nie rozumiem tego. Odwracam się, ale widzę już tylko zamknięte drzwi. Podbiega do mnie Jelena.
- Widzę, że na tobie też zrobił wrażenie – mówi – Ale pamiętaj, że ja go zobaczyłam pierwsza – teraz już prawie krzyczy.
Muszę wyglądać strasznie, staram się ogarnąć.
- Nie rozumiem o co ci chodzi… - mówię cicho, trochę za cicho, żeby Jelena mogła się na to nabrać.
- Nie mów, że ci się nie spodobał… - zaczyna
- Kto? – udaję głupią – Ian?
- Tak ma na imię? – Jelena patrzy na mnie podejrzliwie – Mi się nie przedstawił. Ale to świadczy tylko o tym, że jest idealny. Rok starszy.
- Skąd wiesz?
Jelena uśmiecha się tajemniczo. Po chwili już wiem o co jej chodzi. Litery. Przecież każda seria ma numery identyfikacyjne zaczynające się od kolejnych liter alfabetu. Od pewnego czasu serie są wypuszczane mniej więcej co rok. Czyli co rok pojawiają się nowe dzieci. Ian musi być rok starszy od nas. On też jest z trzykrotnie przyspieszonej serii. Powinien być niby trzy lata starszy od nas, ale ponoć to całe przyspieszenie wzrostu zatrzymuje się, kiedy osiągamy 18 rok życia i wtedy już starzejemy się jak każdy inny człowiek . Wiem, że to brzmi dziwnie i jest kompletnie zagmatwane, ale nasz wzrost jest trzykrotnie przyspieszony.
- Ja spadam – mówi w końcu Jelena.
- Mnie zostało jeszcze jedno – odpowiadam i spoglądam w kierunku drzwi z napisem „sekcja fioletowa.”
Jelena uśmiecha się i wychodzi, a ja powoli wlokę się w tamtym kierunku. Naciskam klamkę nie pukając i wchodzę do pomieszczenia. Jest puste. Wygląda jak zwykła sala wykładowa, tylko całkowicie pusta. Ogołocona ze wszystkiego poza ścianami i jednym, dziwnym krzesłem. Obok niego stoi kobieta. Podchodzę do niej i siadam na krześle, kiedy je wskazuje. Zakłada mi na głowę plątaninę przewodów.
- Co to jest? – pytam.
- Stymulator mózgu. – odpowiada spokojnie – on pokaże ci jak wygląda nasza praca.
Potrząsam głową bo nie wiem czy chcę wiedzieć więcej.
- Zrelaksuj się. – mówi kobieta.
Zamykam oczy i powoli zasypiam, kiedy je otwieram jestem gdzieś indziej. Jest bardzo duszno, więc muszę być głęboko pod ziemią. Schodzę głębiej wraz z kilkoma innymi osobami.
- Kapsuły ratunkowe mają być tam – ktoś wyciąga rękę wskazując ciemny korytarz. – tak wskazał detektor – puka w jakieś dziwne urządzenie.
Puszczamy się biegiem w tamtym kierunku, bo wiemy, że przebywanie w Beneath, gdzie zatrzymują się kapsuły, jest niebezpieczne.
-Jo! – krzyczy ktoś. – Coś tu mam.
Pochodzę. Charakterystyczna srebrna kopuła.
- Masz rację – mówię – to kapsuła.
Wyciągamy ją powoli przy pomocy jednego z pojazdów, które pomagają nam w pracy. Tam jest druga! – krzyczy ktoś. Biegnę w tamtym kierunku. Faktycznie – drugi ocalały. Znajdujemy jeszcze czterech. Zabieramy wszystkich na górę, w kapsułach. Nie możemy ich jeszcze otworzyć, bo ciśnienie panujące w Beneath wraz z faktem, że są wciąż zamrożeni mogłoby ich zabić. Jestem ciekawa jak wyglądają, ale nie mogę niczego dostrzec. Kapsuły mają małe okienka, ale te są koszmarnie brudne.
Docieramy do laboratorium. Kopuły są myte i powoli rozmrażane. Każdemu z nas losowo przydziela się numer kapsuły. Ten, kto się w niej znajduje będzie naszym podopiecznym do czasu, aż wdroży się w życie Undergroundu. Mnie dostaje się kapsuła numer 13. Stoję nad nią czekając aż się otworzy. Mam przyspieszony oddech. Wieko uchyla się, a ja widzę tylko zielone, hipnotyzujące oczy wpatrzone we mnie. Serce zaczyna mi mocniej bić. Kiedy on wstaje, przyspiesza mi oddech. Patrzy na mnie, jakby mnie oceniał. Robi mi się gorąco. Podchodzi do mnie i łapie mnie mocno za ramię.
- Gdzie jestem? – pyta
- W Underground – odpowiadam spokojnie
- Ile czasu spałem? – pyta ponownie. Lampa świeci od góry, więc nie widzę jego twarzy, widzę tylko zielone oczy. Nie dają mi spokoju.
- Ciężko to określić. Prawdopodobnie koło dwustu lat.
Lekko się zatacza i opiera ramieniem o ścianę.
- Dwieście lat – szepcze – Nie żyją, wszyscy nie żyją.
Nie wiem jak mam zareagować. Nie wiem jak mu pomóc, jak go pocieszyć.
- Chodźmy stąd – mówi w końcu.
- Taki jest plan O22i3.
Patrzy na mnie zdziwiony.
- Nie nazywaj mnie tak. Mam na imię… - zaczyna ale  kręcę głową dając mu do zrozumienia, że powinien być cicho.
- Nie mamy imion. Ja jestem J0l13 – mówię spokojnie. – A ty…
- Jestem Blake. – mówi patrząc mi uparcie w oczy. – Skoro wszyscy nie żyją, to mogłabyś mnie zapoznać z jakąś fajną laską?
Czuję ucisk w żołądku. Nie wiem czemu, ale nie podoba mi się, że pomija mnie kiedy mówi o fajnych laskach. Serce bije mi szybciej niż powinno. 
Wszystko się rozmywa. Znowu jestem w pokoju z dziwnym krzesłem. Znowu mam kable na głowie. Wszystko jest takie samo. Tylko moje serce bije za szybko, mój oddech jest za płytki, moje oczy rozbiegane, szukają rozpaczliwie czegoś zielonego. Kobieta podchodzi do mnie i sadza mnie na krześle wyplątując mnie z kabli, a potem pomaga mi zejść.
- I jak? – pyta. – Będziemy mieli pomoc?
Nie wiem co jej odpowiedzieć. Jestem skołowana.
- Nie wiem – mówię cicho.
Uśmiecha się ze zrozumieniem.
- Symulacje są trudne. – mówi, a widząc moją zaniepokojoną minę, kontynuuje – Nie bój się, nikt poza tobą tego nie widział. To twój mózg poddawał te obrazy. To jest coś w rodzaju twoich pragnień.

Kiwam głową i wychodzę z pokoju. Jak to pragnień? Jak to mogą być moje pragnienia? Przed oczami staje mi ukryta w cieniu twarz Blake i jego zielone oczy. On nie był prawdziwy. To wytwór mojego umysłu. Czuję ukłucie w piersi. Nogi się pode mną uginają. Osuwam się na podłogę i przez chwilę leżę tak próbując uspokoić serce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!