Me

Me

sobota, 16 marca 2013

Underground 3

Leżę na podłodze w korytarzu i nie mogę się ruszyć. Nie wiem co się ze mną dzieje. Słyszę jak otwierają się drzwi. Słyszę kroki. Ktoś biegnie do mnie, a potem kładzie mi rękę na czole. Przeszywa mnie prąd. Nie wiem co się dzieje, nie mam pojęcia kto to, ale zaraz się domyślam. Czuję jak podnosi mnie z ziemi i gdzieś niesie. Zamyka za sobą drzwi. Widzę tylko niebieską koszulę. To musi być Ian. Słyszę bicie jego serca przy moim uchu. Jest przyspieszone, ale nie wiem czemu. Próbuję podnieść głowę, ale nie mogę. Słyszę hałas, jakby coś spadało, a po chwili Ian kładzie mnie na czymś twardym i odchodzi. Po chwili wraca, pomaga mi usiąść i podaje mi wodę.
- Co się stało? – pyta.
Wygląda na zaniepokojonego. Z początku nie wiem dlaczego, ale potem dostrzegam swoje odbicie w lustrze . Wyglądam jakbym zobaczyła ducha. Nie, nie ducha, upiora, coś strasznego. Mam potargane włosy, jestem blada jak ściana i cała się trzęsę. Do tego nie mam władzy nad własnym ciałem. Wiem, że powinnam coś odpowiedzieć, ale nie mogę poruszyć ustami. Ian przygląda mi się badawczo.
- Jolie? – mówi cicho przesuwając dłonią po moim policzku.
Zaniepokojona zerkam na kamery. Wyłączył je, więc oddycham z ulgą. Jest mądry, nie robi głupstw. To znaczy, robi, ale tak, żeby nikt nie widział. Delikatnie poruszam głową. Ian cofa rękę, a ja nie wiem czemu. Wolałabym, żeby ją zostawił. Nie wiem czemu, ale lubię kiedy mnie dotyka. Podnoszę na niego wzrok i przez chwilę mu się przyglądam.
- Powiedz coś… - mówi błagalnie.
- Co? – pytam.
Uśmiecha się szeroko i oddycha z ulgą. Twarz mu łagodnieje. Nie ma w niej już napięcia. Nie ma w niej niepokoju, jest coś innego, coś co nie wiem czy mi się podoba. Ian patrzy na mnie w sposób, który widziałam tylko raz. Tak mój tato patrzy na moją mamę. Nie wiem jak może tak na mnie patrzeć, nie zna mnie, a ja nie znam jego. Dochodzę do wniosku, że mi się to nie podoba. Odsuwam się od niego i widzę, że jego oczy robią się co raz smutniejsze. To też mi się nie podoba. Nie chcę, żeby był smutny przeze mnie, przez to co robię. Nie jestem pewna czy czułabym to samo wobec kogokolwiek innego. Przyglądam mu się badawczo, kiedy odwraca się ode mnie, zostawiając mi w dłoni szklankę wody. Wciąż jestem osłabiona i ręce mi się trzęsą, kiedy podnoszę szklankę do ust.
- Co się stało? – pyta po raz kolejny.
- Nie wiem – odpowiadam cicho, choć wiem, ze to nie prawda. Wiem, doskonale wiem, co mnie tak poruszyło. Zielone oczy i wyimaginowany chłopak imieniem Blake. Wiem, że nie jest prawdziwy, a jednak wciąż nie mogę go wygonić z własnej głowy. Wiem, że nigdy go nie poznam, a jednak myślę, że chciałabym. Nie mam pojęcia dlaczego. Nie wiem co na mnie tak zadziałało. Hipnotyzująco zielone oczy? Niski, ciepły głos? Nie wiem. Wiem tylko, że jest mężczyzną z moich snów. Moim ideałem. Podnoszę wzrok na Iana. Patrzę badawczo w jego ciemne oczy. Widzę jak zaczyna się rumienić, kiedy mu się przyglądam.  Staram się zobaczyć coś, co przekonałoby mnie, że mogę być szczęśliwa z kimś innym niż z Blake’em, ale nic takiego nie widzę.
Ian jest przystojny, nawet bardzo. Jelena miała absolutną rację. Nie zmienia to jednak faktu, że ktoś, kogo nawet nie widziałam zrobił na mnie znacznie większe wrażenie niż przystojniak, który stoi teraz przede mną i co chwilę podnosi do góry rękę, jakby chciał mnie dotknąć, ale zaraz potem ją cofa. Przez chwilę przyglądamy się sobie nie mówiąc nic.
- Powiedz mi… - prosi cicho.
- Dlaczego? – w tym pytaniu jest znacznie więcej treści niż na pierwszy rzut oka może się wydawać. Dlaczego chcesz się tego dowiedzieć? Dlaczego mi pomogłeś? Dlaczego wyłączasz kamery tylko po to, żeby móc mnie przelotnie dotknąć? Co takiego widzisz we mnie czego nie widziałeś w Jelenie. Dlaczego dla mnie jesteś miły, a dla niej nie byłeś? Dlaczego kiedy mnie dotykasz przeszywa mnie prąd i jakaś nieznana siła pcha mnie do ciebie? Dlaczego?
- Bo chcę wiedzieć. – odpowiada spokojnie – Intrygujesz mnie.
- Dlaczego?
Uśmiecha się. Ja też się uśmiecham. Nie mogę się oprzeć. Jego uśmiech jest zaraźliwy. Bardzo. Widzę, że jego oczy też zaczynają się śmiać.
- Domyśl się… – mówi cicho i wyciąga rękę w kierunku mojej twarzy. Przypominam sobie słowa Babci. W ten sposób ludzie kiedyś okazywali sobie czułość…
To nie możliwe. Jemu chodzi o coś innego. Nie może… jak ona to nazywała? Zakochany? Nie może być we mnie zakochany. Nie zna mnie! Ja jego też nie znam! I na dodatek on nie ma prawa wyboru w tej kwestii, ja je mam. Przez chwilę rozważam czy mogłabym spędzić z nim resztę życia. Wiem, że znam go zaledwie chwilę. Wiem, że mogę poznać jeszcze wielu mężczyzn w ciągu najbliższego roku, ale z jakiegoś powodu myślę o nim. O nim i o Blake’u. Nie wiem jakim cudem moje myśli dryfują w tę stronę. Nie mam pojęcia z czym to jest związane. Powinnam mieć teraz inne zmartwienia. Czuję dłoń Iana na policzku i znów pojawia się prąd. Nie chcę, żeby zniknął. Bez niego jest mi zimno, czuję się prawie naga. Patrzę mu w oczy i znów widzę w nich swojego tatę, kiedy patrzy na mamę. Rozprasza mnie to. Nie mogę się skupić na niczym. Ręce mi drżą. Podnoszę dłoń i obejmuję go za nadgarstek. Wygląda na zaskoczonego, ale nie cofa się tylko uśmiecha się szeroko. Ja czuję jak ciepło rozchodzi się po całym moim ciele aż po koniuszki palców u nóg. Włoski na rękach stają mi dęba. Nie wiem czemu, nie powinny, bo jest mi gorąco. Patrzę mu w oczy i nie ruszam się. On robi to samo. Dotyka mojej twarzy, a ja pilnuję, żeby nie zabrał tej ręki. Zaczynam rozumieć dlaczego Góra zabrania nam kontaktów z płcią przeciwną. Jeśli tak czuje się dotyk mężczyzny, to podejrzewam, że nikt nie zajmowałby się niczym innym tylko dotykaniem. Zaczynam rozumieć dlaczego moi rodzice zasłaniają wieczorami kamery. Wiem, że nie mogą się doczekać, aż będą mogli się dotknąć i teraz już wiem dlaczego. Oddech mi przyspiesza. Rozchylam lekko wargi, żeby lepiej złapać oddech i widzę jak wyraz twarzy Iana się zmienia. Nie wiem co teraz w niej widzę, ale czuję, że puls mu przyspiesza, czuję to w koniuszkach jego palców na mojej twarzy.  
- Ian… - mówię w końcu cicho ściskając go mocniej za rękę.
Wydaje z siebie dziwny pomruk. Niski, gardłowy. Serce skacze mi do przełyku. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje, ale w sumie mi się to podoba. Nie zabieram ręki. Ściskam go jeszcze mocniej.
- Dlaczego? – pytam. Mój głos jest niski, chrapliwy. Nie brzmi jak mój głos.
Ian odwraca wzrok, jakby nie chciał odpowiedzieć, ale po chwili spogląda na mnie. Jego czekoladowe oczy płoną czymś nieznanym, dziwnym. Żołądek mi się skręca. Ian rozchyla usta jakby chciał coś powiedzieć, ale nie zdąża, bo w tym momencie drzwi do pokoju otwierają się z hukiem. Ian wyrywa rękę z mojego uścisku i gorączkowo szpera w kieszeni. Spoglądam w kierunku drzwi. Widzę wysokiego mężczyznę w czerwonym uniformie. Poznaję go. To Jack, nasz główny przywódca. Jest młodszy od moich rodziców, ale jakieś 15 lat starszy ode mnie. Jest szczupły i ma lekko zakrzywiony nos. Ma czarne włosy i głęboko osadzone ciemne oczy. Pochodzi serii J, z drugiego przejścia alfabetu, z czasów kiedy kolejne serie oznaczone literkami wypuszczane były dużo częściej. Później wypuszczali kolejne serie co rok. Zaczęli gdzieś w trakcie mojego alfabetu, nie pamiętam czy na początku, od A czy gdzieś później. Opatentowali wtedy sposób przyspieszenia naszego wzrostu. Dzięki temu nie musieli spieszyć się z produkcją serii o kolejne były co raz doskonalsze. Tak naprawdę mam 6 lat, ale mój wzrost był trzykrotnie przyspieszony, więc oficjalnie mam osiemnaście. Teraz mam już rosnąć normalnie. To jakiś hormon wzrostu czy coś podobnego.
Obok Jacka stoi drugi mężczyzna, również w czerwonym uniformie. Poznaję w nim Robina, drugiego z przywódców. On jest ode mnie starszy o 6 lat. Dokładnie. Kiedyś to sprawdzałyśmy z Jeleną, bo Robin jej się podobał i planowała go wybrać na męża. Nie wiedziałyśmy wtedy, że Góry nie dotyczą zasady, które dotyczyły innych. Góra sama wybierała dla siebie partnerów lub partnerki. To była jedyna sytuacja w której nie obowiązywała zasada, że kobieta wybiera sobie męża. Góra robiła co chciała, pod warunkiem, że nikogo do niczego nie zmuszała. Zarówno Jack, jak i Robin wielokrotnie odrzucali propozycje stworzenia wspólnego domu z różnymi kobietami, ale nikt nie wiedział dlaczego. Za to wszyscy doskonale wiedzieli czemu Robin miał tyle propozycji. Ciemne włosy ma zawsze idealnie ułożone. Jest wysoki i dobrze zbudowany. Z jego postawy bije świadomość tego, że zajmuje jedną z najwyższych pozycji w naszym społeczeństwie. Jest pewny siebie. Jego jasnoniebieskie oczy zwracają uwagę. Nie sposób przejść obok niego obojętnie…
Patrzę na nich przerażona. Nie wiem dlaczego tak nagle wpadli do pokoju. Robin przygląda się podejrzliwie kamerom, a potem Ianowi, jakby wiedział, że to on je co chwilę wyłączał. Na końcu zawiesza wzrok na mnie, jakby chciał mnie prześwietlić. Jack patrzy się tylko na mnie.
- Imię – mówi to takim tonem, że mam ochotę zapaść się pod ziemię.
- J0l13 – odpowiadam roztrzęsionym głosem.
- Córka A66y? – pyta. W jego oczach przez chwilę widzę coś czego nie rozumiem, coś jakby tęsknotę. – I A4r0n?
Kiwam głową. Jack krzywi się nieprzyjemnie i przenosi wzrok na Iana.
- Imię – teraz jego głos jest jeszcze bardziej szorstki, o ile to w ogóle możliwe.
- I4n. – Ian prostuje się i wypina do przodu pierś pokazując, że się ich nie boi.
Nie wiem czy to mądre. Wyglądają na wkurzonych, a zawsze mówiło się, że Góry nie warto wkurzać. Przełykam ze zdenerwowania ślinę i po chwili orientuję się, że nie boję się o siebie. Boję się o niego. Wiem, że może mieć kłopoty. Zauważam, że Robin wciąż mi się przygląda. Zmuszam się, żeby na niego spojrzeć. Podchodzi do mnie. Powoli. Serce bije mi jak oszalałe. Boję się go. Bardzo. W jego wzroku jest coś niepokojącego. Kiedy jest kilka centymetrów ode mnie kiwa mi głową. Robię to samo. To nasze standardowe powitanie.
- Co się stało na korytarzu? – pyta mnie, ale ja nie mogę się skupić na odpowiedzi, bo czuję na sobie jego wzrok. Słyszę też jak obok Jack przesłuchuje Iana w sprawie kamer. To mnie rozprasza. Zauważam, że Ian kurczowo ściska dłoń na wyłączniku. Zaczynam się domyślać, że nie powinien go mieć, ale nie mogę rozgryźć po co w ogóle go wziął, a może sam go zrobił.
- Pytałem co się stało! – zniecierpliwiony głos Robina wyrywa mnie z otępienia.
- Nie wiem, zasłabłam… - mówię cicho, starając się wyglądać jakbym wciąż cierpiała.
- On ci pomógł? – wskazuje ruchem głowy Iana.
- Tak – odpowiadam cicho.
- Jak? – patrzy na mnie podejrzliwie.
Wiem, że nie powinnam mu mówić, ale nie wiem czy kamery na korytarzu też były wyłączone. Nie wolno mi kłamać, nie Górze. Mogą mnie za to surowo ukarać. Mnie i moją rodzinę. Przełykam głośno ślinę. Spoglądam nerwowo na Iana, ale on mi nie pomoże, nie podpowie. Jest zajęty bronieniem się przed Jackiem.
- Dał mi wodę… - mówię cicho starając się pominąć niewygodne fragmenty.
- Na korytarzu?
Niedobrze, teraz nie mogę skłamać, zadał mi bezpośrednie pytanie.
Kręcę przecząco głową.
- Odpowiedz! – nie krzyczy, ale mówi z takim naciskiem, że zaczynam się trząść z przerażenia. Czuję, że nic dobrego z tego nie wyniknie.
- Nie… - znów spoglądam na Iana. Jack skończył go przesłuchiwać i teraz obaj patrzą na mnie.
- Patrz na mnie – ostrzega Robin – Jak się tu dostałaś?
Kątem oka widzę, jak Ian porusza się niespokojnie. Wiem, że to co teraz powiem może go pogrążyć na zawsze. Wiem, że mogę mu zniszczyć życie, ale wiem też, że sam się na to pisał. Powinien był zawołać moją mamę. Nie mogę ryzykować, że za moje kłamstwo Góra zemści się na mojej rodzinie. A mogłaby, ma do tego pełne prawo. Moi rodzice odpowiadają za wszystko co robię aż do momentu kiedy wybiorę zawód. Do jutra.
- On mnie tu przyniósł. – mówię cicho i słyszę jak Ian znów porusza się niespokojnie. W moich oczach zaczynają się zbierać łzy. Spoglądam na niego i mrugam kilka razy, żeby wygonić wilgoć z oczu. Jack trzyma go od tyłu za ramiona.
- Dotykał cię? – pyta szorstkim głosem Jack.
- Tak – szepczę, mając nadzieję, że tego nie usłyszą.
- Wiesz, że nie wolno dotykać kobiet? – pyta Iana Robin. Mam wrażenie, że w tym pytaniu zawarł trochę więcej groźby niż musiał.
Ten kiwa głową, ale wciąż stoi wyprostowany. Chcę, żeby na mnie spojrzał, chcę go przeprosić, ale omija mnie wzrokiem.
- Być może uratował mi w ten sposób życie. – Wiem, że nie powinnam się teraz odzywać, ale to wszystko wydaje mi się niewłaściwe. To całe niedotykanie i tak dalej. To nie wydaje się naturalne i czuję, że muszę coś z tym zrobić. Nie wiem czemu nagle tak myślę, nigdy mi to nie przeszkadzało. Dziś jakby wszystko się zmienia. Nic nie rozumiem…
- Tak myślisz? – cedzi przez zęby Robin.
– Tak. Dzięki niemu już mi trochę lepiej. – podnoszę głowę i uśmiecham się. Ian patrzy na mnie spode łba, ale nie widzę w jego oczach smutku. Jest na mnie zły. Czuję to.
- To świetnie – Robin podchodzi do mnie – Ale nawet mnie nie wolno cię dotknąć dopóki nie powiesz mi tak, więc jemu też nie wolno.
Patrzy na mnie takim wzrokiem, jakby chciał mnie zjeść. Jestem przerażona. Nie wiem co chciał mi powiedzieć, ale cokolwiek to było, nie podoba mi się.
- Skąd wiesz, że jemu nie powiedziałam tak? – Patrzę mu prosto w oczy, to jest jak wyzwanie.
Nie wiem czemu to powiedziałam. To był duży błąd. Robin łapie mnie za ramiona mimo, że przed chwilą powiedział, że nie może. Ściska mnie mocno i stawia na ziemi. Zmusza mnie do spojrzenia na siebie. Kątem oka widzę, że Ian szarpie się w uścisku Jacka. Patrzę prosto w zimne, niebieskie oczy Robina i już wiem, że nie lubi, kiedy ktokolwiek się mu przeciwstawia.
- Co powiedziałaś? – pyta. Jego głos odbija się echem od lustrzanych ścian. Serce przestaje mi bić na chwilę, a potem uderza z taką siłą, że aż mnie to boli.
- Nic. – Ian odzywa się za mnie. – Uderzyła się w głowę. Majaczy.
Patrzę na niego i widzę jego ciepłe spojrzenie. Chce mnie chronić? Dlaczego?
Robin kiwa głową. Patrzę z niepokojem jak Jack wywleka Iana za drzwi. Przenoszę wzrok na Robina. Jego twarz zmienia się w momencie, kiedy Jack zamyka za sobą drzwi. Łagodnieje, staje się bardziej ludzka. Patrzy na mnie, jego wzrok prześlizguje się po moim nosie i oczach i zatrzymuje na ustach. Przez chwilę nie rusza się. Wciąż trzyma mnie za ramiona, ale już lżej. Wciąż się go boję, a ta nagła zmiana wcale nie pomaga…
- Idź do matki. Niepokoi się o ciebie – mówi cicho Robin i przesuwa ręką po moim ramieniu. Nie musiał tego robić, a jednak zrobił. Zauważam, że jego dłonie nie są szorstkie i wilgotne, jak Iana, są miękkie i suche. Jego twarz.
- Co z nim zrobicie? – pytam nie mogąc się powstrzymać.
Robin uśmiecha się półgębkiem i odwraca się do mnie plecami.
- Nie twoja sprawa – odpowiada otwierając drzwi.
Stoję i patrzę się w metalowe wrota przede mną.

Znowu robi mi się słabo, ale zmuszam się do wyjścia z pokoju i zmierzam w stronę drzwi na końcu korytarza. Odczuwam ulgę gdy znowu widzę twarz mamy. Uśmiecham się niepewnie, a ona podchodzi do mnie i obejmuje mnie w pasie. Prowadzi mnie do domu. Nic nie mówi. Jestem jej za to wdzięczna. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!