Budzę się rano. Dziś jest święto. Dzień wolny od pracy.
Możemy cały dzień robić co chcemy. Na obiad pewnie będzie coś smacznego. Jakieś
normalne jedzenie. Robin jeszcze śpi. Ręka, którą mnie obejmował opadła mu na
materac. Tylko moją nogę wciąż trzyma tak, jak wtedy, gdy zasypialiśmy. Podnoszę się delikatnie na łokciu, żeby go
nie obudzić i przyglądam mu się. Znów jest rozczochrany. Włosy trochę wchodzą
mu w oczy. Chyba powinien je przyciąć. Wygląda na młodszego niż na co dzień.
Jest całkowicie rozluźniony. Zaczynam się zastanawiać jaki by był gdyby zawsze
był taki jak teraz. Jak by się zachowywał? Czy też by się tak kontrolował czy
mówiłby prosto z mostu co myśli tak, jak Jill. A może próbowałby się mi
przypodobać mówiąc to, co powinien, a nie to co chce. Wtedy okazałoby się, że
wcale tak bardzo nie różni się od Iana. Nie mogę się powstrzymać i odgarniam
włosy z jego twarzy. Staram się to zrobić delikatnie, ale i tak go budzę.
Powoli otwiera oczy. Przez chwilę mam wrażenie, że jest zły. Potem jego twarz się
rozjaśnia. Wyciąga rękę i przesuwa mi palcem po ustach.
- Mogę sobie wyobrazić lepsze sposoby budzenia, ale lepszego
widoku na dzień dobry chyba nie.
Uśmiecham się. Czuję jak robię się czerwona. Czy on musi
mówić takie rzeczy?
- Jesteś zły, że cię obudziłam? – pytam.
Wzrusza ramionami.
- Na początku byłem zły. Mało śpię ostatnio. Mam dużo pracy.
Faktycznie od kiedy Jelena mnie pobiła, aż do południa
często siedział przy mnie. Podejrzewam, że w związku z wypadkiem anonimowej
osoby nie dali mu wolnego, więc wieczorami nadrabiał. Często słyszałam jak coś
jeszcze robił czy czytał, kiedy ja już zasypiałam. Nie wiem o której chodził
spać, ale pewnie bardzo późno.
- Przepraszam. Nie pomyślałam… Przecież musiałeś siedzieć do
późna, jak pół dnia spędzałeś ze mną. Jak chcesz, to prześpij się jeszcze. Nie
będę ci przeszkadzać.
Chcę wyjść z łóżka, ale on łapie mnie za ramię i nie pozwala
mi wstać. Przyglądam mu się. Nie rozumiem o co mu chodzi. Błękitne oczy znów
wydają się być gorące. Pochylam się i całuję go lekko w policzek.
- Już mi prawie przeszło – mówi i przyciąga mnie mocno do siebie. Przez
dłuższy czas nie możemy się od siebie odkleić. Całujemy się, ja przesuwam
dłońmi po jego ciele, on po moim zupełnie jakbyśmy chcieli zapamiętać każdy
mięsień. Wsuwam palce w jego włosy. Są miękkie, ale mocne i grube. Robin się
uśmiecha i na chwilę odsuwa mnie od siebie.
- Jolie? - szepcze
- Hmmmm? – Nie mam ochoty nic więcej mówić. Chcę go dalej
całować.
- Nie idźmy dzisiaj nigdzie… - prosi. – zostańmy tutaj.
Jak to tutaj? W łóżku? Cały dzień?
To niezbyt bezpieczne biorąc pod uwagę to jak szybko
zapominam o tym, że nie powinnam mu pozwalać na zbyt wiele i nie powinnam
rozbudzać w nim nadziei. Jestem przekonana, że historia mojej mamy się powtórzy
u mnie. Musi tak być. Coś musi nas łączyć. Wychowywała mnie całe życie. Nie
byłyśmy spokrewnione, wiec to co nas połączy to będzie historia naszego życia.
Babcia kiedyś mówiła, że historia lubi się powtarzać. Mówiła, że ona zakochała
się dokładnie tak samo jak jej mama. Że wszystko wyglądało tak samo. Ślub,
wesele, nawet późniejsze życie… Dokładnie tak będzie ze mną.
Jeśli zgodzę się być z nim, jeśli pozwolę mu pomyśleć, że
już jestem tylko dla niego, to na pewno pojawi się ktoś, kto będzie mnie
pociągał bardziej, ktoś kogo pokocham tak, jak moja mama pokochała Jacka. I co
ja wtedy zrobię? Czy porzucę miłość swojego życia i odsunę się od niego
sprawiając, że będzie w milczeniu cierpiał? Czy może zranię kogoś, kto mnie kocha, kogoś kto tak dużo mi pomógł i
komu tak dużo zawdzięczam?
Nie wiem jak sobie z tym poradzę, kiedy przyjdzie czas. Nie
wiem. Nie mogę sobie tego wyobrazić. Na razie muszę się skupić na tym, żeby nie
rozochocać Robina. Nie może mieć większych nadziei niż ma w tej chwili.
Właściwie, to nie powinnam się zgadzać na zostanie jego dziewczyną, a tym
bardziej na spanie w jednym łóżku. Kurczę…
Dlaczego ja to zrobiłam? Bo chciałam. No tak, samolubność.
To przed czym zawsze ostrzegała mnie mama. Niedobrze.
- Jolie? – Robin przerywa moje rozmyślania. Prawie
zapomniałam, że jest tuż koło mnie. – Co się dzieje?
Kręcę głową. Nie mogę mu nic powiedzieć. Wszystko jest w
porządku. Na razie. Nie mogę się bać o to co będzie kiedyś. A może jednak
powinnam.
- Co się dzieje? – powtarza.
Patrzy na mnie rentgenem. Wie już wszystko. Na pewno. A
jeśli nie wie, to będzie wiedział, że kłamię.
- Boję się… - mówię zgodnie z prawdą. Boję się. Jestem
przerażona tym jak szybko mu zaufałam. Tym jak szybko się na to wszystko
zgodziłam. Tym jak szybko zaczęło mi na nim zależeć i tym, że prawdopodobnie
kiedyś będę musiała go zranić, a tego nie chcę. Za bardzo go polubiłam…
- Czego? – pyta – Tego? – przesuwa palcem po moich ustach i
układa wargi jak do pocałunku. Robi mi się gorąco i mam ochotę rzucić się w
jego objęcia i zapomnieć o wszystkim, ale nie robię tego.
Kiwam głową.
- To się jakoś za szybko dzieje… -urywam, nie wiem czy mówić
dalej.
Robin uśmiecha się i zakłada mi kosmyk włosów za ucho.
- Chciałbym ci powiedzieć dlaczego, ale nie powinienem… -
mówi patrząc mi w oczy. Znów ma taki wzrok, jakby chciał mnie zjeść.
- Dlaczego nie powinieneś? – pytam. Zaciekawił mnie.
- Bo musisz sama dojść do tego co czujesz… - mówi cicho i
całuje mnie w czubek nosa. – Wierzę, że w końcu ci się uda.
Uśmiecham się niepewnie. Nie jestem wcale przekonana, czy mi
się uda. To może być trudniejsze niż jemu się wydaje.
- To nie będzie takie łatwe… - mówię, bo doszłam do wniosku,
że muszę go ostrzec.
Nie odzywa się tylko patrzy na mnie. Wiem, że musze mówić
dalej.
- Wiesz jaka była historia z moją mamą? – pytam.
Kiwa głową.
- Pamiętam. Kochała ich obu i nie mogła zdecydować którego
bardziej… Wciąż nie rozumiem co to ma wspólnego z tobą.
- Babcia mówiła, że historia się powtarza. Ja będę taka sama
jak mama. – spuszczam wzrok.
Robin łapie mnie za brodę i zmusza mnie, żebym na niego
spojrzała.
- Nie musi tak być. To nie jest zasada, Jolie. Nie bój się
tego. Jeśli całe życie będziesz czekać na coś takiego, to możesz to sobie
wymodlić.
Kręcę głową.
- Nic nie rozumiesz. U Babci historia się powtórzyła.
- To świetnie – widzę, że zaczyna się denerwować – Ale ty
nie jesteś ani babcią, ani Abby. Nie jesteś nawet z nimi spokrewniona, więc nie
wiem dlaczego opierasz swoje decyzje na ich historii.
- Bo nauczono mnie wierzyć w to, co słyszę… - mówię cicho.
Robin siada gwałtownie.
- I dlatego nie chcesz się zgodzić na nic więcej? Dlatego
przez dłuższy czas mnie odpychałaś? Bo boisz się zakochać, żeby nie przechodzić
przez to, co ona?
Kiwam głową. Robin kładzie dłonie na skroniach i oddycha
głęboko.
- To jest jakiś idiotyzm! – krzyczy i łapie mnie mocno za
ramiona. Zaczynam się go bać – Nie obchodzi mnie to, co będzie za miesiąc, rok
czy dwa lata, rozumiesz? Chcę być z tobą teraz, bo to jest mój czas, nasz
czas... Jeśli później uznasz, że wolisz kogoś innego… - głos mu drży, przełyka
głośno ślinę - będę musiał to przeżyć jakoś, ale nie hamuj się teraz, bo boisz
się o kogoś, kogo możesz spotkać w przyszłości…
Kręcę głową. Robin się mi przygląda. Nie spuszcza ze mnie
wzroku.
- Jolie, czy ty go już spotkałaś? Chodzi o Iana?
- Nie! – mówię szybko. – Nie o Iana. On jest tylko
przyjacielem. Ile razy mam ci powtarzać?
- To o kogo? – znów prześwietla mnie wzrokiem.
- O Blake’a…
- Nie znam… - odpowiada po namyśle – A to dziwne, bo
generalnie mam dobrą pamięć do imion.
- Bo go tu jeszcze nie ma… - mówię. Mam nadzieje, że nie
będzie mi przerywał, bo mogę nie skończyć, a chcę, żeby wszystko wiedział. Nie
chcę go okłamywać. – Zobaczyłam go w trakcie symulacji fioletowych. Ma być moim
podopiecznym.
- Słucham? Przyśnił ci się jakiś koleś, a ty uważasz, że
dlatego nie możemy być naprawdę razem?
Kiwam głową.
- Przecież ty nawet nie zajmujesz się ocalałymi. Jesteś u
niebieskich, nie fioletowych!
- Sny są prorocze. Może będę musiała się przenieść z
jakiegoś powodu. – mówię z przekonaniem.
Wierzę w to. Tak mi powiedziała Babcia. Babcia była nauczycielką i była stara.
Dużo wiedziała o życiu. Nie mogła się mylić.
Robin kręci głową.
- Jolie, sny to sny. – kładzie mi dłoń na policzku - To jest
rzeczywistość. Tu i teraz. Musisz się zdecydować co z nią zrobić.
- Czego ode mnie oczekujesz? – pytam – Mam się zgodzić
zostać twoją żoną?
- W przyszłości, tak, dokładnie tego oczekuję. – jest
szczery - Obecnie pasuje mi taki układ
jak jest w tej chwili, ale nie ukrywam, że liczę na więcej. Mam nadzieję, że
kiedyś zgodzisz się zostać moją żoną.
- A co z... –
zaczynam, ale Robin łapie mnie za ramiona. Mocno. Zaczyna mnie boleć.
- Będziemy się nim martwić JEŚLI się pojawi. – Kładzie
nacisk na słowo „Jeśli”. – Dobrze?
Kiwam głową.
- Skoro tego chcesz…
- Chcę! – odpowiada bez wahania – Pytanie czy ty potrafisz
to zaakceptować. Czy potrafisz zapomnieć o proroczych snach i powtarzającej się
historii…
Kiwam głową.
- Jesteś pewna? – pyta z niepokojem.
- Tak.
- Nie wracajmy do tego, dobrze? – prosi i przyciąga mnie do
siebie. Jego skóra jest gorąca. Obejmuję go mocno i delikatnie całuję kawałek
ciała, który akurat znalazł się w pobliżu moich ust. To chyba podstawa jego
szyi, ale nie jestem pewna. Mam zamknięte oczy, więc nie widzę. Czuję jak Robin
odsuwa się odrobinę i łapie moją twarz w dłonie. Domyślam się co za chwilę
nastąpi i nie mogę się doczekać. Moje serce przyspiesza. Wstrzymuję oddech. Nasze
usta się spotykają i zapominam o wszystkim, o całym problemie z Blake’em i w
ogóle o wszystkim co do tej pory dzieliło mnie i Robina. Przysuwam się bliżej
do niego. Nasze ciała łączą się, stykają się wszędzie gdzie się da. Mam
wrażenie, że zaraz stopią się w jedno. Nie mam nic przeciwko temu.
Dopiero po dłuższym czasie Robin odsuwa się ode mnie lekko
dysząc.
- Jesteś niesamowita. – mówi z zachwytem w oczach.
Rumienię się, nie wiem co mam odpowiedzieć. Pewnie też
powinnam powiedzieć coś miłego, ale co? „W życiu nikt mnie tak nie całował”? To
dość oczywiste. Przytulam się do niego i wpycham nos w jego szyję. Ładnie
pachnie. Nie wiem czym, ale podoba mi się ten zapach. Przez chwilę zastanawiam
się co powiedzieć. W końcu całuję go lekko w szyję.
- Nie martw się o Iana – mówię cicho – Nie jest w tym nawet
w połowie tak dobry jak ty…
Czuję, że się uśmiecha, choć go nie widzę, ale jego usta są
teraz przy mojej szyi i wiem, że się rozciągają w uśmiechu.
- Dziękuję – mówi – Potrzebowałem tego…
Przyciągam go do siebie.
- Czy ty masz jakiś kompleks na jego punkcie? – pytam.
Wzrusza ramionami.
- Gdyby nie jego fiksacja na twoim punkcie nie byłbym tym,
kim jestem. – mówi. – To on miał być głównym sędzią, ale poszedł pracować z
twoją mamą, żeby być bliżej ciebie.
- Wiem. Mówił mi. Ale… - zaczynam, ale Robin mi przerywa.
- Jestem od niego gorszy, rozumiesz?
- Nie jesteś. – całuję go mocno i długo. Czekam aż mnie
obejmie. Mam nadzieję, że wtedy to zrozumie. Przytula mnie po długiej pauzie.
- Jesteś niesamowita. – mówi.
- Powtarzasz się – przypominam mu. Wiem, że jestem trochę
złośliwa.
Robin wybucha śmiechem.
- Chcesz zostać w domu, czy idziemy na ciasto? – pyta.
No tak, święto. Patrzę na zegarek. Zaraz pora obiadu.
- Ciasto! – mówię zdecydowanie.
- To wskakuj pod prysznic. – uśmiecha się.
Schodzę z łóżka i biegnę do jego łazienki.
- Zaraz do ciebie dołączę. –krzyczy zanim złapię za klamkę.
Zamieram. Odwracam się powoli.
- Co?
Robin wybucha śmiechem.
- Chciałem zobaczyć twoją minę - mówi rozbawionym głosem. – Idź. Nie będę ci
przeszkadzał. Pójdę do innej łazienki.
Zamykam za sobą drzwi. Szybko się rozbieram i kąpię.
Zastanawiam się jakby to było, gdyby faktycznie do mnie dołączył. Zastanawiam
się jak wygląda poniżej pasa. Nigdy nie widziałam go całego. Zawsze chodzi w
luźnych spodniach więc… ehhh, powinnam przestać o tym myśleć. Wycieram się,
ubieram i szybko wychodzę. Robin już jest gotowy. Wręcza mi suszarkę.
Po pół godzinie suszenia związuję włosy sznurkiem. Robin
podchodzi do mnie i rozwiązuje go. Układa mi pasma na ramionach.
- Tak ci ładniej – mówi.
Uśmiecham się i wspinam się na palce, żeby mu potargać czuprynę.
- A tobie tak. – odpowiadam. Uśmiecha się i przepuszcza mnie
w drzwiach, kiedy wychodzimy.
- Pójdziemy na poziom niebieskich. Może spotkamy Iana i Jill
– mówi Robin.
Chyba czyta w moich myślach, bo właśnie chciałam go o to
prosić. Wiem, że jesteśmy teraz na publicznym terenie gdzie są kamery , ale mam
tak ogromną ochotę się przytulić, że ledwo się powstrzymuję. Pobyt w jego
boksie mnie od nich odzwyczaił. Góra nie szpieguje samej siebie, więc w ich
boksach nie ma kamer. Cały czas uważając na tych elektronicznych obserwatorów
przesuwam placem po jego dłoni, plecach, boku, gdzie tylko mogę. Przyglądam się
jego twarzy. Widzę doskonale jego reakcję za każdym razem. Rozchyla lekko usta,
a jego oczy wędrują w moją stronę. Patrzy na mnie.
- Przestań. – mówi.
Kręcę głową i znowu przesuwam palcem po jego plecach. Wchodzimy
do windy, a ja dotykam jego żeber.
- Jolie… - zaczyna i odwraca się ode mnie. Przysuwam się
bliżej. Dzieli nas coś około centymetra, ale nie dotykam go.
- Robin – mówię cicho, niskim głosem. Widzę jak cały się spina, ale po chwili
odwraca się do mnie, łapie moją twarz w dłonie i mnie całuje mocno i długo, tuż
przy kamerze.
Drzwi windy otwierają się, a on obejmuje mnie ramieniem i
wyprowadza mnie z windy. Patrzę na niego zszokowana.
- No co? Chciałaś spontanicznego Robina, to masz. – uśmiecha
się.
- Nie będziesz miał kłopotów? – pytam.
- Wiesz, bycie głównym sędzią ma parę zalet. Jedna z nich to
fakt, że mogę uchylić każdy wyrok, więc w praktyce mnie nikt nie skaże. Za nic.
- Zaczyna mi się to co raz bardziej podobać. – mówię i
obejmuję go w pasie.
Ludzie których mijamy patrzą na nas dziwnie. Nie są
przyzwyczajeni do takiego zachowania, ale mam to w nosie. Całą drogę nie
spuszczam oczu z Robina. Kiedy dochodzimy do stołówki zaczyna dzwonić dzwonek
na obiad. Robin podchodzi do lady i wybiera dla nas ciasto, a ja idę poszukać
stolika. Mimo wczesnej pory zostało mało wolnych miejsc. Rozglądam się. Ktoś do
mnie macha.
- Ian, cześć. - kiwam mu głową na powitanie.
- Jak się czujesz?
- Lepiej, dziękuję. Jak tam twoje praktykantki? – pytam. I
siadam na jednym z wolnych krzeseł.
- Praktykantka. Jedna. Dobrze. – mówi – Druga z
niewyjaśnionych przyczyn zniknęła.
Marszczę brwi. Jill stoi w kolejce i rozmawia z Robinem. Ian
przysiada się bliżej do mnie.
- Gdzie ty właściwie mieszkasz teraz? Nie ma cię w
internacie ani w szpitalu. Sprawdzałem...
- U Robina. – odpowiadam bez namysłu.
Ian łapie mnie za rękę.
- Tak szybko? Całowaliście się? – robi się co raz bardziej
nachalny. Chcę wyrwać rękę, ale trzyma za mocno.
- To nie twoja sprawa. – mówię – Puść mnie.
- Nie. – mówi. – Muszę ci pokazać, że to mnie powinnaś wtedy
stworzyć w laboratorium. To mój hologram powinien się pojawić, nie jego!
- I jak masz zamiar to zrobić? –zakładam ręce na piersiach i
czekam na jego odpowiedź.
- To proste. – uśmiecha się – Pocałuję cię. Pokażę ci, że
całuję lepiej od niego…
- Ian, tu jest mnóstwo ludzi! Zwariowałeś?
Pochyla się nade mną, jakby nie słyszał co mówię. Strach
mnie paraliżuje i zapominam o tym, że powinnam wstać i spróbować uciec. Wplata
palce w moje włosy. I przyciąga mnie do siebie. Chcę krzyczeć, ale przyciska
usta do moich. Odzyskuje przytomność i walę na oślep pięściami. W końcu odsuwa
się ode mnie. Trochę za gwałtownie. Ktoś go musiał ode mnie oderwać. Ktoś łapie
mnie za ramiona i przyciska do siebie. Dalej walę pięściami, ale on pachnie
inaczej. Szepcze mi coś do ucha.
- Jolie, uspokój się. To ja.
- Robin? – podnoszę wzrok i widzę niebieskie oczy.
Robin... Ufff.
Wtulam się w niego
mocno i zanoszę się płaczem. Miał rację. Ostrzegał mnie przed tym. Miał rację.
Ian nie jest moim przyjacielem i prawdopodobnie nigdy nie będzie.
Dookoła nas robi się niezłe zamieszanie. Nic nie widzę, bo
oczy mam zaciśnięte. Nie chcę ich otwierać. Nie chcę na to patrzyć. Robin
bierze mnie na ręce i wynosi ze stołówki.
Wtulam nos w jego szyję i łkam cicho.
- Ostrzegałeś mnie… - szepczę.
- Cicho. To nie ma teraz znaczenia. Idziemy do boksu. Tam
porozmawiamy jeśli będziesz chciała. – muska mój policzek ustami. – Teraz się
niczym nie przejmuj.
Wchodzimy do boksu. Jest cicho i spokojnie. Trzeba było
zostać cały dzień w łóżku…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!