Me

Me

środa, 20 marca 2013

Underground 6

Słyszę poruszenie za drzwiami. Domyślam się, że rodzice gorączkowo szukają czegoś do ubrania i ściągają czarny koc z kamery w salonie. Nie wiedzą kto stoi za drzwiami. Nie mogą wiedzieć. Smuga światła z salonu oślepia mnie przez chwilę, gdy drzwi się otwierają, więc nie widzę kto otworzył. Dopiero kiedy mój wzrok przyzwyczaja się do światła widzę zdumioną twarz taty.
- Gdzieś ty była? – pyta ostrym głosem – wiesz, że nie wolno ci się włóczyć po nocy?
Kiwam głową. Widzę, że jest wściekły. Wiem, że będzie chciał mnie ukarać. Pewnie uziemiłby mnie, zakazał wychodzenia z domu, ale nie może tego zrobić. Od jutra nie będę mieszkać z nimi.
Mama podchodzi do drzwi i splata palce z tatą. Uśmiecha się do mnie, ale po chwili jej twarz tężeje. W jej oczach widzę mieszaninę przerażenia i współczucia. Wzrok ma utkwiony gdzieś ponad moim lewym ramieniem. Odwracam się i widzę Jacka. Jego twarz jest napięta, ale rozluźnia się po chwili. Kątem oka zauważam, ze mama puściła dłoń taty.
- Witaj Abby – odzywa się Jack – kopę lat…
Mama cofa się o krok a tato przesuwa się tak, że teraz zasłania ciałem całe drzwi. Podejrzewam, że nawet mysz by się nie prześlizgnęła.
- Mogę wejść? – pyta Jack nie odrywając wzroku od mamy. Nic nie rozumiem. O co mu chodzi? Myślałam, że jest wkurzony na mnie, na Robina, na Iana… Mama nic złego nie zrobiła.
- Wejdź – mówi cicho mama i kładzie rękę na ramieniu taty cofając go trochę, żeby zrobił przejście dla Jacka. Tato jest niespokojny. Ma napięte mięśnie, a dłonie na przemian zaciska w pięści i prostuje. Jack wchodzi do salonu i siada na jednym ze stołków rozglądając się z niesmakiem po pomieszczeniu.
 - Nie mogę uwierzyć, że wybrałaś to zamiast życia na niższych poziomach. – zaczyna – Przecież mogłaś mieszkać na samym dole. – mówi.   
Patrzę na niego zdumiona. Nie mam pojęcia o czym on mówi, ale widzę, że tato ma i że bardzo mu się nie podoba to co słyszy, bo właśnie rusza na Jacka z zaciśniętymi pięściami. Łapię go za rękę i próbuję powstrzymać, ale jest za silny i ciągnie mnie ze sobą.
- Aaron, daj spokój – mówi spokojnie mama podchodząc do niego i łapiąc go za rękę.  – Porozmawiajmy.
Mama siada obok Jacka, a tato tuż obok niej. Nie mamy więcej stołków więc ja stoję z boku. Nie odzywam się. Widzę, że rodzice są niespokojni, ale nie umiem nic powiedzieć o Jacku. Jego twarz jest dla mnie zagadką. Zakrzywiony nos rzuca dziwny cień na jego usta i powoduje, że wyglądają na większe niż są w rzeczywistości. Jack nie jest super przystojny, ale z drugiej strony, mój tata też nie jest. Są do siebie trochę podobni. Obaj mają ciemne włosy i oczy. Obaj są wysocy, ale Jack ma dużo lżejszą budowę niż tata. Jestem pewna, że gdyby doszło do bójki, tata z łatwością by go pokonał.
- Po co przyszedłeś, Jack? – głos mamy jest przepełniony niepokojem. Czuję to. Tak samo brzmiała kiedy tata zaginął w Beneath, kiedy zawalił się jeden z tuneli, które kopali.
- Twoja córka włóczyła się po nocy po moim piętrze… - zaczyna, ale przerywam mu.
- Nie włóczyłam się. Musiałam porozmawiać z Robinem.
Mama patrzy na mnie i tym razem nie potrafię odgadnąć co myśli. Nie wiem czy chce mnie potępić czy okazać mi zrozumienie. Moim zdaniem sama mnie trochę do tego zachęciła, w końcu wypowiadała się o nim w samych superlatywach. Prawdopodobnie jednak nie spodziewała się ,że natychmiast do niego pobiegnę.
- Po co tam poszłaś? – pyta, a ja nie wiem co jej odpowiedzieć. Chcę powiedzieć jej całą prawdę. Chcę powiedzieć jej o Ianie, o tym jak na mnie patrzył, o tym jak się czułam kiedy mnie dotykał. Chcę jej powiedzieć, że poszłam do Robina, żeby go prosić o wypuszczenie Iana, bo nie mogłam znieść myśli, że więcej go nie zobaczę. Chcę jej opowiedzieć o tym, jak zmieniłam zdanie na temat Robina i że już się go nie boję. Wiem jednak, że muszę się trzymać wymyślonej przez Robina wersji wydarzeń. Nie mogę zdradzić Jackowi, że to, co powiedzieliśmy mu na dole było kłamstwem. Czuję na sobie wzrok trzech osób. Czuj, że się niecierpliwią, bo milczę już od jakiegoś czasu. Boję się powiedzieć to, co powinnam, bo po pierwsze, jest to kłamstwo, a ja nie lubię kłamać, a po drugie rodzice mogą się obrazić, że poszłam po radę do obcej osoby, zamiast porozmawiać z nimi.
- Potrzebowałam jego pomocy… - mówię, mając nadzieję, że na tym temat się zakończy, ale tak jak się spodziewam, nie kończy się. Tato podrywa się z krzesła, ale mama zmusza go, żeby znów usiadł.
- W jakiej sprawie? – pyta cicho.
- Wyboru zawodu. – odpowiadam i widzę zawód na twarzy taty. Chcę mu powiedzieć, że to kłamstwo, ale nie mogę, więc mówię jedyną rzecz, która może naprowadzić mamę na właściwy tor. – Poszłam do niego bo wydawał mi się godny zaufania – mama patrzy na mnie podejrzliwie – Poza tym on przechodził przez szkolenie w każdym dziale, więc chyba wie o nich najwięcej.
- Podobnie jak ja. – wtrąca Jack i mama odwraca na niego wzrok zanim zdążę zauważyć czy zrozumiała co jej chciałam powiedzieć. Powinna pamiętać, że bałam się Robina i jeszcze kilka godzin temu nie nazwałabym go godnym zaufania. Nawet rozmowa z nią mnie do tego nie przekonała i jestem pewna, że ona to wie. Musiałam do niego pójść, bo był ostatnią deską ratunku. Mam nadzieję, że mama to pojmie. Planuję jej to wyjaśnić, jej i tacie, ale nie mogę teraz. Na to przyjdzie czas, kiedy w końcu dowiemy się po co Jack tu przyszedł.
- Tak – mówię patrząc na szczupłego, ciemnowłosego mężczyznę, który tak bezczelnie w środku nocy wprosił się do nas do domu. – ty też przechodziłeś przez to wszystko. Ale nie o to chodzi. – robię dłuższą pauzę i czekam aż wszyscy na mnie spojrzą – Powiedz nam lepiej po co tu przyszedłeś. Na dole towarzyszyło nam dwóch policjantów, ale ich odprawiłeś i odprowadziłeś mnie tutaj sam. Dlaczego?
Jack patrzy na mnie. Oczy mu się zwężają. Podejrzewam, że jest zły. Wstaje z krzesła i zaciska pięści tak mocno, że aż bieleją mu kostki. Powinnam się bać. Powinnam uciekać, ale nie mogę. Stoję sparaliżowana.
- Jack! – mama wstaje i łapie go za przedramię. – Uspokój się.
Jack rozluźnia mięśnie, jego twarz staje się łagodna, kiedy spogląda na mamę. Patrzy na nią w sposób, w który nie powinien na nią patrzeć. Nie wolno mu, bo nie jest jej mężem. Nic nie rozumiem. Mama patrzy na niego podobnie. Kompletnie głupieję. Spoglądam na tatę i widzę, że jest bliski wybuchu. Coś mi w tym wszystkim nie pasuje…
- O co tu chodzi? – pytam łapiąc mamę za rękę.
- Jolie, to nie twoja sprawa. – odpowiada – Idź do swojego pokoju. Nie chcę, żeby ci się coś stało.
Kręcę głową. Nie mam zamiaru się nigdzie ruszać dopóki mi nie powiedzą o co właściwie chodzi. Muszę zrozumieć dlaczego mama boi się Jacka i dlaczego tacie ręce zaciskają się w pięści na sam jego widok. Kiedyś myślałam, że to tylko dlatego, że go nie lubi, teraz widzę, że prawdopodobnie mają jakiś prywatny zatarg, ale wciąż nie rozumiem o co poszło. Jedyne co przychodzi mi na myśl jest kompletnie nielogiczne i prawie niemożliwe. Jack patrzy na mamę w określony sposób. Uspokaja się przy niej natychmiast, jakby bał się, że ją skrzywdzi. Dokładnie tak samo Robin reagował przy mnie. Kiedy tylko widział, że zaczynam się bać, stawał się łagodny jak baranek. Uczucia Robina do mnie nie są zagadką. Powiedział mi co czuje. Czyżby Jack kochał moją mamę? Czy to ona jest tą jego niespełnioną miłością? Przyglądam się mamie i widzę w jej oczach coś dziwnego. Coś, co jest praktycznie niemożliwe. Patrzy na Jacka podobnie jak na tatę. Przecieram oczy ze zdumienia. Musi mi się wydawać. To jest po prostu niemożliwe.
- Jolie, wyjdź! – mama prawie krzyczy.
- Nie wyjdę, dopóki nie dowiem się o co w tym wszystkim chodzi. Dlaczego on uspokaja się, kiedy tylko go dotkniesz albo na niego spojrzysz? – patrzę mamie w oczy. Wiem, że nie będzie umiała skłamać, kiedy tak robię.
Mama próbuje odwrócić wzrok, ale podchodzę do niej i kładę jej rękę na ramieniu.
- Powiedz mi… - proszę.
- Nie mogę – szepcze tak cicho, że ja ją ledwie słyszę. Jestem pewna, że nawet stojący pół kroku dalej Jack nie usłyszał ani słowa. – Nie mogę dopóki Aaron tu jest. To by go zabiło.
Odruchowo patrzę na tatę. Wciąż siedzi na stołku. Oczy ma utkwione w jakimś wyimaginowanym punkcie zawieszonym w przestrzeni pomiędzy mamą a Jackiem. Wygląda jakby nie wiedział co się dzieje.
- Ja ci powiem – odzywa się w końcu Jack.
Mama patrzy na niego przerażona, ale on zdaje się tego nie zauważać i wbija wzrok we mnie.
- Kiedy byłem na stażu u niebieskich Abby była moją nauczycielką, moją mentorką. – jego głos jest ciepły, niski, bardzo przyjemny, wręcz pociągający. - Była piękna, tak jak i teraz. Piękna i bardzo mądra i tylko kilka lat starsza ode mnie. Podobała mi się bardzo…
Mama opada na kolana i ukrywa twarz w dłoniach.
- Jack, przestań, proszę – chrypi przez łzy.
Tata siedzi na stołku i nie rusza się. To nie jest normalne. Na takie zachowanie mamy zawsze podchodził do niej i starał się ją pocieszyć, a teraz nic nie robi. Patrzy prosto na Jacka jakby czekał na dalszą część. 
- Miałem być Górą, choć wtedy jeszcze nie wiedziałem na jakie stanowisko zostanę wybrany. – ciągnie Jack nie zważając na mamę, która klęczy u jego stóp wciąż prosząc, żeby przestał.
- Pokochałem ją – schyla się i łapie mamę za ramiona, po czym podciąga ją do góry i zmusza, żeby stanęła przed nim. – Nadal cię kocham – mówi cicho.
Usta mamy poruszają się, ale nie słyszę ani słowa. Widzę tylko twarz mokrą od łez. Mama się trzęsie. Jack obejmuje ją mocno i przyciąga do siebie ukrywając twarz w jej włosach. Przez chwilę stoją tak bez ruchu.
- Dlaczego nigdy mi nie powiedziałaś? – słyszę stłumiony głos Jacka.
 Mama podnosi głowę i patrzy na tatę, który już nie siedzi, tylko stoi na wyciagnięcie ręki.
 - Nie mogłam go zranić… - mówi – to on nauczył mnie co to znaczy kochać…
Tata podchodzi bliżej i kładzie dłoń na jej policzku.
- O czym ty mówisz? – pyta – Jak mogłabyś mnie zranić?
Tata o tym wiedział? Cholera!
Mama kręci głową.
- Wiem, że ten – tata wskazuje Jacka – przystawiał się do ciebie, ale mówiłaś, że to załatwisz, że kiedy skończy się szkolenie przestaniecie się widywać, wszystko się skończy… - urywa. – Kłamałaś?
Mama spuszcza głowę.
- Tak wtedy myślałam, ale to się nie skończyło. – podnosi wzrok na tatę, a ja chyba przeczuwam co powie i zaczynam się bać. Boję się potencjalnej reakcji taty. To nie jest spokojny człowiek i ma ogromną siłę. To niebezpieczne połączenie. Boję się, żeby nie zrobił mamie krzywdy. Nie o to mi chodziło. Nie tego chciałam się dowiedzieć. To jest coś, czego kompletnie się nie spodziewałam.
- Kochałam go – mama mówi cicho. Nie patrzy na żadnego z nich. Cofam się o krok. Tata zaciska pięści, a Jack prostuje się. Mam wrażenie, że urósł kilkanaście centymetrów.
- A mnie? – głos taty jest szorstki. – Kochałaś mnie? Czy to wszystko było tylko kłamstwem?
Mama zanosi się łzami.
- Kochałam cię. Nadal cię kocham. – mówi.
- Kłamiesz! – tata krzyczy i podchodzi do niej z uniesioną ręką.
- Nie! – wrzeszczę. – Ona nie kłamie. To po niej widać. Kocha cię!
Mam nadzieję, że to go uspokoi, ale chyba tylko pogarszam sprawę. Mam wrażenie, że wszystko dzieje się jak na zwolnionym filmie. Biegnę do taty, ale jakby się ode mnie odsuwał. Skaczę, ale zawisam w powietrzu. Pięść taty przesuwa się w kierunku mamy, alej jej nie trafia. Jack zdążył ją schować za swoimi plecami. Jack, który chyba jako jedyny nie porusza się tak wolno jak reszta z nas, jakby nie dotyczyło go to całe spowolnienie. Tata trafia Jacka szczękę. Słyszę trzask łamanej kości. Jack osuwa się na kolana i pluje krwią na podłogę. Wyciera usta wierzchem dłoni, otrzepuje się i wstaje. Dopiero w tym momencie dopadam do taty. Łapię go za rękę błagając, żeby przestał. Nie chcę go widzieć takiego. Boję się go. Tata odrzuca mnie, jakby nie wiedział kim jestem. Uderzam plecami w ścianę i robi mi się ciemno przed oczami, ale z całej siły staram się nie stracić przytomności. Ktoś może potrzebować mojej pomocy. Staram się podnieść, ale nie mogę. Bolą mnie wszystkie kości. Ledwo się ruszam. Udaje mi się tylko usiąść. Głowa pulsuje mi tępym bólem, oczy same się zamykają, ale zmuszam się do obserwowania tego, co się dzieje.
Jack i tata krążą naprzeciwko siebie. Po chwili tata rusza do ataku. Jack robi jeden unik, a potem drugi, ale za trzecim razem tata trafia go w splot słoneczny. Słyszę jak całe powietrze uchodzi z płuc Jacka, kiedy ten zgina się w pół i łapie za brzuch. Nie dziwię mu się. Tata nigdy mnie nie uderzył, ale czasem podnosił rękę na mamę. Nie wyglądała wtedy dobrze, w końcu on całymi dniami przy pomocy kilofa kuje skalne ściany. Jest strasznie silny. Babcia powiedziała, że jest silny jak tur, ale ja nie wiem co to jest tur. Jack chwieje się na nogach. Tata łapie go za koszulę tuż poniżej gardła i uderza w twarz. Jack osuwa się na ziemię. Oddycha, ale jest bardzo słaby. Twarz ma zmasakrowaną. Próbuje się podnieść, ale nie może. Tata podchodzi do niego, ale mama łapie go za rękę i ciągnie. Nie wiem jakim cudem ale udaje się jej odciągnąć tatę od Jacka.
- Przestań! – krzyczy – Dość, Aaron.
Tata patrzy na nią wściekły. Oczy ma przekrwione i oddycha ciężko.
- Nie masz powodu, żeby go zabijać – mówi spokojniejszym głosem mama.
- Kochasz go? – pyta tata.
Mama kiwa głową.
- To wystarczający powód, żeby go zabić – tata cedzi przez zęby. Nie poznaję go. Jest nerwowy, ale nigdy nie przypuszczałabym, że może z taką łatwością mówić o zabijaniu, że może w ogóle to rozważać. Nie lubię Jacka, ale nie chcę, żeby tata go zabił. Nie uważam, żeby zasługiwał na śmierć.
- Kocham was obu, ale wybrałam ciebie. Nie potrafiłabym cię zranić. – mówi cicho mama gładząc tatę po policzku.
Jack podnosi się i patrzy na nich.
- Wyjdź Jack, proszę, wyjdź i nigdy nie wracaj.
Jack kręci głową.
- Nie wyjdę. Nie odejdę drugi raz, nie po tym co powiedziałaś. – mówi – Dlaczego nie chcesz wybrać mnie?
Mama patrzy to na niego to na tatę.
- Dlatego, że ty zrozumiesz i nie będziesz robił głupstw. Co do niego nie jestem pewna – wskazuje głową tatę, ale oczy ma utkwione w Jacku.
Tata zaczyna się trząść. Niedobrze. Odpowiedź mamy chyba nie poprawiła sytuacji. Jack patrzy na niego zdumiony, ale nie okazuje lęku. Znów się prostuje. Z łuku brwiowego cieknie mu krew zalewając lewe oko. Z prawej strony na szczęce ma ogromnego siniaka, ale stara się wyglądać jakby go nic nie bolało. Unosi ręce stawiając gardę. Ugina lekko nogi. Przyjmuje postawę do walki. Kiedyś tata uczył mnie jak mam się bronić, więc doskonale wiem jak wygląda ktoś, kto jest przygotowany na bójkę. Tata jednym ruchem odsuwa mamę za siebie i teraz wszystko jakby przyspiesza. Nie jestem w stanie rozpoznać plątaniny rąk. Widzę tylko czerwony uniform Jacka i szlafrok taty. Czerwone jest na dole. Jack przegrywa. Nie wiem czy jeszcze jest przytomny. Po pewnym czasie tata odsuwa się od niego i wstaje. Jack gramoli się na nogi. Wygląda jeszcze gorzej niż poprzednio. Jest cały spuchnięty. Mam wątpliwości czy cokolwiek jeszcze widzi. Mama podchodzi do niego i kładzie mu dłonie na policzkach.
-Jack… - mówi cicho, czule. Jack chyba próbuje się uśmiechnąć, ale wychodzi z tego tylko pełen bólu grymas. Po chwili podnosi głowę i odsuwa mamę za siebie.

- Jeszcze nie masz dosyć? – warczy tata patrząc na Jacka, a ten wyprostowuje się już któryś raz tego dnia. Tata bierze zamach. I znów wszystko zwalnia. Widzę, jak mama wbiega między nich błagając, żeby przestali, widzę jak pięść taty zamiast uderzyć Jacka trafia w jej głowę. Mama osuwa się na ziemię ciężko dysząc. Oczy ma szeroko otwarte. Powoli zachodzą jej mgłą. Patrzy na mnie i szepcze nieme „przepraszam”. Łzy napływają mi do oczu. Jack klęka przy niej. I obejmuje ją. Mama kładzie mu rękę na karku. Słyszę jak mówi mu, że zawsze go kochała, słyszę jak wspomina, kiedy pierwszy raz jej dotknął. Potem mówi już za cicho. Jack przykłada ucho do jej ust. Mama przez chwilę jeszcze oddycha ciężko i chyba coś mówi, ale nie jestem pewna. Jej ręka opada bezwładnie na ziemię. Jack przykłada palec do jej szyi. Wiem, że bada jej tętno. Po jego policzkach zaczynają płynąć łzy i rozumiem co się stało. Wstrząsa mną histeryczny szloch. Ukrywam twarz w dłoniach i chcę się odciąć od świata. To wszystko co się dzisiaj stało jest dla mnie jakimś koszmarem. Odcinam się od wszystkiego. Słyszę tylko jak tata ryczy z wściekłości i jak Jack przeklina go i wzywa policję. Po chwili są kroki i trzaśnięcie drzwiami. Nie chcę wiedzieć co się dzieje. Czuję tępe pulsowanie w skroni. Wszystko mnie boli, oczy same mi się zamykają. Nic już do mnie nie dociera.  Tracę kontakt z rzeczywistością. I dobrze. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!