Słyszę poruszenie za drzwiami. Domyślam się, że rodzice
gorączkowo szukają czegoś do ubrania i ściągają czarny koc z kamery w salonie.
Nie wiedzą kto stoi za drzwiami. Nie mogą wiedzieć. Smuga światła z salonu
oślepia mnie przez chwilę, gdy drzwi się otwierają, więc nie widzę kto otworzył.
Dopiero kiedy mój wzrok przyzwyczaja się do światła widzę zdumioną twarz taty.
- Gdzieś ty była? – pyta ostrym głosem – wiesz, że nie wolno
ci się włóczyć po nocy?
Kiwam głową. Widzę, że jest wściekły. Wiem, że będzie chciał
mnie ukarać. Pewnie uziemiłby mnie, zakazał wychodzenia z domu, ale nie może
tego zrobić. Od jutra nie będę mieszkać z nimi.
Mama podchodzi do drzwi i splata palce z tatą. Uśmiecha się
do mnie, ale po chwili jej twarz tężeje. W jej oczach widzę mieszaninę przerażenia
i współczucia. Wzrok ma utkwiony gdzieś ponad moim lewym ramieniem. Odwracam
się i widzę Jacka. Jego twarz jest napięta, ale rozluźnia się po chwili. Kątem
oka zauważam, ze mama puściła dłoń taty.
- Witaj Abby – odzywa się Jack – kopę lat…
Mama cofa się o krok a tato przesuwa się tak, że teraz
zasłania ciałem całe drzwi. Podejrzewam, że nawet mysz by się nie
prześlizgnęła.
- Mogę wejść? – pyta Jack nie odrywając wzroku od mamy. Nic
nie rozumiem. O co mu chodzi? Myślałam, że jest wkurzony na mnie, na Robina, na
Iana… Mama nic złego nie zrobiła.
- Wejdź – mówi cicho mama i kładzie rękę na ramieniu taty
cofając go trochę, żeby zrobił przejście dla Jacka. Tato jest niespokojny. Ma
napięte mięśnie, a dłonie na przemian zaciska w pięści i prostuje. Jack wchodzi
do salonu i siada na jednym ze stołków rozglądając się z niesmakiem po
pomieszczeniu.
- Nie mogę uwierzyć,
że wybrałaś to zamiast życia na niższych poziomach. – zaczyna – Przecież mogłaś
mieszkać na samym dole. – mówi.
Patrzę na niego zdumiona. Nie mam pojęcia o czym on mówi,
ale widzę, że tato ma i że bardzo mu się nie podoba to co słyszy, bo właśnie
rusza na Jacka z zaciśniętymi pięściami. Łapię go za rękę i próbuję
powstrzymać, ale jest za silny i ciągnie mnie ze sobą.
- Aaron, daj spokój – mówi spokojnie mama podchodząc do
niego i łapiąc go za rękę. –
Porozmawiajmy.
Mama siada obok Jacka, a tato tuż obok niej. Nie mamy więcej
stołków więc ja stoję z boku. Nie odzywam się. Widzę, że rodzice są
niespokojni, ale nie umiem nic powiedzieć o Jacku. Jego twarz jest dla mnie
zagadką. Zakrzywiony nos rzuca dziwny cień na jego usta i powoduje, że
wyglądają na większe niż są w rzeczywistości. Jack nie jest super przystojny,
ale z drugiej strony, mój tata też nie jest. Są do siebie trochę podobni. Obaj
mają ciemne włosy i oczy. Obaj są wysocy, ale Jack ma dużo lżejszą budowę niż
tata. Jestem pewna, że gdyby doszło do bójki, tata z łatwością by go pokonał.
- Po co przyszedłeś, Jack? – głos mamy jest przepełniony
niepokojem. Czuję to. Tak samo brzmiała kiedy tata zaginął w Beneath, kiedy
zawalił się jeden z tuneli, które kopali.
- Twoja córka włóczyła się po nocy po moim piętrze… -
zaczyna, ale przerywam mu.
- Nie włóczyłam się. Musiałam porozmawiać z Robinem.
Mama patrzy na mnie i tym razem nie potrafię odgadnąć co
myśli. Nie wiem czy chce mnie potępić czy okazać mi zrozumienie. Moim zdaniem
sama mnie trochę do tego zachęciła, w końcu wypowiadała się o nim w samych
superlatywach. Prawdopodobnie jednak nie spodziewała się ,że natychmiast do niego
pobiegnę.
- Po co tam poszłaś? – pyta, a ja nie wiem co jej
odpowiedzieć. Chcę powiedzieć jej całą prawdę. Chcę powiedzieć jej o Ianie, o tym
jak na mnie patrzył, o tym jak się czułam kiedy mnie dotykał. Chcę jej
powiedzieć, że poszłam do Robina, żeby go prosić o wypuszczenie Iana, bo nie
mogłam znieść myśli, że więcej go nie zobaczę. Chcę jej opowiedzieć o tym, jak
zmieniłam zdanie na temat Robina i że już się go nie boję. Wiem jednak, że
muszę się trzymać wymyślonej przez Robina wersji wydarzeń. Nie mogę zdradzić
Jackowi, że to, co powiedzieliśmy mu na dole było kłamstwem. Czuję na sobie
wzrok trzech osób. Czuj, że się niecierpliwią, bo milczę już od jakiegoś czasu.
Boję się powiedzieć to, co powinnam, bo po pierwsze, jest to kłamstwo, a ja nie
lubię kłamać, a po drugie rodzice mogą się obrazić, że poszłam po radę do obcej
osoby, zamiast porozmawiać z nimi.
- Potrzebowałam jego pomocy… - mówię, mając nadzieję, że na
tym temat się zakończy, ale tak jak się spodziewam, nie kończy się. Tato
podrywa się z krzesła, ale mama zmusza go, żeby znów usiadł.
- W jakiej sprawie? – pyta cicho.
- Wyboru zawodu. – odpowiadam i widzę zawód na twarzy taty.
Chcę mu powiedzieć, że to kłamstwo, ale nie mogę, więc mówię jedyną rzecz,
która może naprowadzić mamę na właściwy tor. – Poszłam do niego bo wydawał mi
się godny zaufania – mama patrzy na mnie podejrzliwie – Poza tym on przechodził
przez szkolenie w każdym dziale, więc chyba wie o nich najwięcej.
- Podobnie jak ja. – wtrąca Jack i mama odwraca na niego
wzrok zanim zdążę zauważyć czy zrozumiała co jej chciałam powiedzieć. Powinna
pamiętać, że bałam się Robina i jeszcze kilka godzin temu nie nazwałabym go
godnym zaufania. Nawet rozmowa z nią mnie do tego nie przekonała i jestem
pewna, że ona to wie. Musiałam do niego pójść, bo był ostatnią deską ratunku.
Mam nadzieję, że mama to pojmie. Planuję jej to wyjaśnić, jej i tacie, ale nie
mogę teraz. Na to przyjdzie czas, kiedy w końcu dowiemy się po co Jack tu
przyszedł.
- Tak – mówię patrząc na szczupłego, ciemnowłosego mężczyznę,
który tak bezczelnie w środku nocy wprosił się do nas do domu. – ty też
przechodziłeś przez to wszystko. Ale nie o to chodzi. – robię dłuższą pauzę i
czekam aż wszyscy na mnie spojrzą – Powiedz nam lepiej po co tu przyszedłeś. Na
dole towarzyszyło nam dwóch policjantów, ale ich odprawiłeś i odprowadziłeś
mnie tutaj sam. Dlaczego?
Jack patrzy na mnie. Oczy mu się zwężają. Podejrzewam, że
jest zły. Wstaje z krzesła i zaciska pięści tak mocno, że aż bieleją mu kostki.
Powinnam się bać. Powinnam uciekać, ale nie mogę. Stoję sparaliżowana.
- Jack! – mama wstaje i łapie go za przedramię. – Uspokój
się.
Jack rozluźnia mięśnie, jego twarz staje się łagodna, kiedy
spogląda na mamę. Patrzy na nią w sposób, w który nie powinien na nią patrzeć.
Nie wolno mu, bo nie jest jej mężem. Nic nie rozumiem. Mama patrzy na niego
podobnie. Kompletnie głupieję. Spoglądam na tatę i widzę, że jest bliski
wybuchu. Coś mi w tym wszystkim nie pasuje…
- O co tu chodzi? – pytam łapiąc mamę za rękę.
- Jolie, to nie twoja sprawa. – odpowiada – Idź do swojego
pokoju. Nie chcę, żeby ci się coś stało.
Kręcę głową. Nie mam zamiaru się nigdzie ruszać dopóki mi
nie powiedzą o co właściwie chodzi. Muszę zrozumieć dlaczego mama boi się Jacka
i dlaczego tacie ręce zaciskają się w pięści na sam jego widok. Kiedyś
myślałam, że to tylko dlatego, że go nie lubi, teraz widzę, że prawdopodobnie
mają jakiś prywatny zatarg, ale wciąż nie rozumiem o co poszło. Jedyne co
przychodzi mi na myśl jest kompletnie nielogiczne i prawie niemożliwe. Jack
patrzy na mamę w określony sposób. Uspokaja się przy niej natychmiast, jakby
bał się, że ją skrzywdzi. Dokładnie tak samo Robin reagował przy mnie. Kiedy
tylko widział, że zaczynam się bać, stawał się łagodny jak baranek. Uczucia
Robina do mnie nie są zagadką. Powiedział mi co czuje. Czyżby Jack kochał moją
mamę? Czy to ona jest tą jego niespełnioną miłością? Przyglądam się mamie i
widzę w jej oczach coś dziwnego. Coś, co jest praktycznie niemożliwe. Patrzy na
Jacka podobnie jak na tatę. Przecieram oczy ze zdumienia. Musi mi się wydawać.
To jest po prostu niemożliwe.
- Jolie, wyjdź! – mama prawie krzyczy.
- Nie wyjdę, dopóki nie dowiem się o co w tym wszystkim
chodzi. Dlaczego on uspokaja się, kiedy tylko go dotkniesz albo na niego
spojrzysz? – patrzę mamie w oczy. Wiem, że nie będzie umiała skłamać, kiedy tak
robię.
Mama próbuje odwrócić wzrok, ale podchodzę do niej i kładę
jej rękę na ramieniu.
- Powiedz mi… - proszę.
- Nie mogę – szepcze tak cicho, że ja ją ledwie słyszę.
Jestem pewna, że nawet stojący pół kroku dalej Jack nie usłyszał ani słowa. –
Nie mogę dopóki Aaron tu jest. To by go zabiło.
Odruchowo patrzę na tatę. Wciąż siedzi na stołku. Oczy ma
utkwione w jakimś wyimaginowanym punkcie zawieszonym w przestrzeni pomiędzy
mamą a Jackiem. Wygląda jakby nie wiedział co się dzieje.
- Ja ci powiem – odzywa się w końcu Jack.
Mama patrzy na niego przerażona, ale on zdaje się tego nie
zauważać i wbija wzrok we mnie.
- Kiedy byłem na stażu u niebieskich Abby była moją
nauczycielką, moją mentorką. – jego głos jest ciepły, niski, bardzo przyjemny,
wręcz pociągający. - Była piękna, tak jak i teraz. Piękna i bardzo mądra i
tylko kilka lat starsza ode mnie. Podobała mi się bardzo…
Mama opada na kolana i ukrywa twarz w dłoniach.
- Jack, przestań, proszę – chrypi przez łzy.
Tata siedzi na stołku i nie rusza się. To nie jest normalne.
Na takie zachowanie mamy zawsze podchodził do niej i starał się ją pocieszyć, a
teraz nic nie robi. Patrzy prosto na Jacka jakby czekał na dalszą część.
- Miałem być Górą, choć wtedy jeszcze nie wiedziałem na
jakie stanowisko zostanę wybrany. – ciągnie Jack nie zważając na mamę, która
klęczy u jego stóp wciąż prosząc, żeby przestał.
- Pokochałem ją – schyla się i łapie mamę za ramiona, po
czym podciąga ją do góry i zmusza, żeby stanęła przed nim. – Nadal cię kocham –
mówi cicho.
Usta mamy poruszają się, ale nie słyszę ani słowa. Widzę
tylko twarz mokrą od łez. Mama się trzęsie. Jack obejmuje ją mocno i przyciąga
do siebie ukrywając twarz w jej włosach. Przez chwilę stoją tak bez ruchu.
- Dlaczego nigdy mi nie powiedziałaś? – słyszę stłumiony
głos Jacka.
Mama podnosi głowę i
patrzy na tatę, który już nie siedzi, tylko stoi na wyciagnięcie ręki.
- Nie mogłam go
zranić… - mówi – to on nauczył mnie co to znaczy kochać…
Tata podchodzi bliżej i kładzie dłoń na jej policzku.
- O czym ty mówisz? – pyta – Jak mogłabyś mnie zranić?
Tata o tym wiedział? Cholera!
Mama kręci głową.
- Wiem, że ten – tata wskazuje Jacka – przystawiał się do
ciebie, ale mówiłaś, że to załatwisz, że kiedy skończy się szkolenie
przestaniecie się widywać, wszystko się skończy… - urywa. – Kłamałaś?
Mama spuszcza głowę.
- Tak wtedy myślałam, ale to się nie skończyło. – podnosi
wzrok na tatę, a ja chyba przeczuwam co powie i zaczynam się bać. Boję się
potencjalnej reakcji taty. To nie jest spokojny człowiek i ma ogromną siłę. To
niebezpieczne połączenie. Boję się, żeby nie zrobił mamie krzywdy. Nie o to mi
chodziło. Nie tego chciałam się dowiedzieć. To jest coś, czego kompletnie się
nie spodziewałam.
- Kochałam go – mama mówi cicho. Nie patrzy na żadnego z
nich. Cofam się o krok. Tata zaciska pięści, a Jack prostuje się. Mam wrażenie,
że urósł kilkanaście centymetrów.
- A mnie? – głos taty jest szorstki. – Kochałaś mnie? Czy to
wszystko było tylko kłamstwem?
Mama zanosi się łzami.
- Kochałam cię. Nadal cię kocham. – mówi.
- Kłamiesz! – tata krzyczy i podchodzi do niej z uniesioną
ręką.
- Nie! – wrzeszczę. – Ona nie kłamie. To po niej widać.
Kocha cię!
Mam nadzieję, że to go uspokoi, ale chyba tylko pogarszam
sprawę. Mam wrażenie, że wszystko dzieje się jak na zwolnionym filmie. Biegnę
do taty, ale jakby się ode mnie odsuwał. Skaczę, ale zawisam w powietrzu. Pięść
taty przesuwa się w kierunku mamy, alej jej nie trafia. Jack zdążył ją schować
za swoimi plecami. Jack, który chyba jako jedyny nie porusza się tak wolno jak
reszta z nas, jakby nie dotyczyło go to całe spowolnienie. Tata trafia Jacka
szczękę. Słyszę trzask łamanej kości. Jack osuwa się na kolana i pluje krwią na
podłogę. Wyciera usta wierzchem dłoni, otrzepuje się i wstaje. Dopiero w tym
momencie dopadam do taty. Łapię go za rękę błagając, żeby przestał. Nie chcę go
widzieć takiego. Boję się go. Tata odrzuca mnie, jakby nie wiedział kim jestem.
Uderzam plecami w ścianę i robi mi się ciemno przed oczami, ale z całej siły
staram się nie stracić przytomności. Ktoś może potrzebować mojej pomocy. Staram
się podnieść, ale nie mogę. Bolą mnie wszystkie kości. Ledwo się ruszam. Udaje
mi się tylko usiąść. Głowa pulsuje mi tępym bólem, oczy same się zamykają, ale
zmuszam się do obserwowania tego, co się dzieje.
Jack i tata krążą naprzeciwko siebie. Po chwili tata rusza
do ataku. Jack robi jeden unik, a potem drugi, ale za trzecim razem tata trafia
go w splot słoneczny. Słyszę jak całe powietrze uchodzi z płuc Jacka, kiedy ten
zgina się w pół i łapie za brzuch. Nie dziwię mu się. Tata nigdy mnie nie
uderzył, ale czasem podnosił rękę na mamę. Nie wyglądała wtedy dobrze, w końcu
on całymi dniami przy pomocy kilofa kuje skalne ściany. Jest strasznie silny.
Babcia powiedziała, że jest silny jak tur, ale ja nie wiem co to jest tur. Jack
chwieje się na nogach. Tata łapie go za koszulę tuż poniżej gardła i uderza w
twarz. Jack osuwa się na ziemię. Oddycha, ale jest bardzo słaby. Twarz ma
zmasakrowaną. Próbuje się podnieść, ale nie może. Tata podchodzi do niego, ale
mama łapie go za rękę i ciągnie. Nie wiem jakim cudem ale udaje się jej
odciągnąć tatę od Jacka.
- Przestań! – krzyczy – Dość, Aaron.
Tata patrzy na nią wściekły. Oczy ma przekrwione i oddycha
ciężko.
- Nie masz powodu, żeby go zabijać – mówi spokojniejszym
głosem mama.
- Kochasz go? – pyta tata.
Mama kiwa głową.
- To wystarczający powód, żeby go zabić – tata cedzi przez
zęby. Nie poznaję go. Jest nerwowy, ale nigdy nie przypuszczałabym, że może z
taką łatwością mówić o zabijaniu, że może w ogóle to rozważać. Nie lubię Jacka,
ale nie chcę, żeby tata go zabił. Nie uważam, żeby zasługiwał na śmierć.
- Kocham was obu, ale wybrałam ciebie. Nie potrafiłabym cię
zranić. – mówi cicho mama gładząc tatę po policzku.
Jack podnosi się i patrzy na nich.
- Wyjdź Jack, proszę, wyjdź i nigdy nie wracaj.
Jack kręci głową.
- Nie wyjdę. Nie odejdę drugi raz, nie po tym co
powiedziałaś. – mówi – Dlaczego nie chcesz wybrać mnie?
Mama patrzy to na niego to na tatę.
- Dlatego, że ty zrozumiesz i nie będziesz robił głupstw. Co
do niego nie jestem pewna – wskazuje głową tatę, ale oczy ma utkwione w Jacku.
Tata zaczyna się trząść. Niedobrze. Odpowiedź mamy chyba nie
poprawiła sytuacji. Jack patrzy na niego zdumiony, ale nie okazuje lęku. Znów
się prostuje. Z łuku brwiowego cieknie mu krew zalewając lewe oko. Z prawej
strony na szczęce ma ogromnego siniaka, ale stara się wyglądać jakby go nic nie
bolało. Unosi ręce stawiając gardę. Ugina lekko nogi. Przyjmuje postawę do
walki. Kiedyś tata uczył mnie jak mam się bronić, więc doskonale wiem jak
wygląda ktoś, kto jest przygotowany na bójkę. Tata jednym ruchem odsuwa mamę za
siebie i teraz wszystko jakby przyspiesza. Nie jestem w stanie rozpoznać
plątaniny rąk. Widzę tylko czerwony uniform Jacka i szlafrok taty. Czerwone
jest na dole. Jack przegrywa. Nie wiem czy jeszcze jest przytomny. Po pewnym
czasie tata odsuwa się od niego i wstaje. Jack gramoli się na nogi. Wygląda
jeszcze gorzej niż poprzednio. Jest cały spuchnięty. Mam wątpliwości czy
cokolwiek jeszcze widzi. Mama podchodzi do niego i kładzie mu dłonie na
policzkach.
-Jack… - mówi cicho, czule. Jack chyba próbuje się
uśmiechnąć, ale wychodzi z tego tylko pełen bólu grymas. Po chwili podnosi
głowę i odsuwa mamę za siebie.
- Jeszcze nie masz dosyć? – warczy tata patrząc na Jacka, a
ten wyprostowuje się już któryś raz tego dnia. Tata bierze zamach. I znów
wszystko zwalnia. Widzę, jak mama wbiega między nich błagając, żeby przestali,
widzę jak pięść taty zamiast uderzyć Jacka trafia w jej głowę. Mama osuwa się
na ziemię ciężko dysząc. Oczy ma szeroko otwarte. Powoli zachodzą jej mgłą.
Patrzy na mnie i szepcze nieme „przepraszam”. Łzy napływają mi do oczu. Jack
klęka przy niej. I obejmuje ją. Mama kładzie mu rękę na karku. Słyszę jak mówi
mu, że zawsze go kochała, słyszę jak wspomina, kiedy pierwszy raz jej dotknął.
Potem mówi już za cicho. Jack przykłada ucho do jej ust. Mama przez chwilę
jeszcze oddycha ciężko i chyba coś mówi, ale nie jestem pewna. Jej ręka opada
bezwładnie na ziemię. Jack przykłada palec do jej szyi. Wiem, że bada jej
tętno. Po jego policzkach zaczynają płynąć łzy i rozumiem co się stało.
Wstrząsa mną histeryczny szloch. Ukrywam twarz w dłoniach i chcę się odciąć od
świata. To wszystko co się dzisiaj stało jest dla mnie jakimś koszmarem.
Odcinam się od wszystkiego. Słyszę tylko jak tata ryczy z wściekłości i jak
Jack przeklina go i wzywa policję. Po chwili są kroki i trzaśnięcie drzwiami.
Nie chcę wiedzieć co się dzieje. Czuję tępe pulsowanie w skroni. Wszystko mnie
boli, oczy same mi się zamykają. Nic już do mnie nie dociera. Tracę kontakt z rzeczywistością. I dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!