10 lat niewoli Krisa doprowadzało mnie do szału. Każdego
dnia dawałem kobietom nadzieję na to, że znalazły miłość. I każdego ranka
porzucałem je tak, jak mój ojciec porzucił moją matkę. Nie wiedziałem czy
kiedykolwiek się otrząsną po odrzuceniu, czy tak jak moja matka do końca życia
będą nieszczęśliwe. Nienawidziłem siebie za to, co im robiłem, a im więcej je
krzywdziłem, tym bardziej ich dotyk przywoływał wspomnienia płaczu i histerii,
które wywoływałem odchodząc. Czułem się podle. Wspomnienia nawiedzały mnie w
nocy przeplatając się z widokiem twarzy matki, kiedy klęczała na podłodze
pałacu króla w Londynie. Nie chciałem tak żyć. Chciałem to wszystko zakończyć.
Dobrowolnie oddać duszę na pożarcie duchom.
Tylko na krótkie
chwile odzyskiwałem przytomność umysłu i uciekałem. Podczas jednej z takich
ucieczek pobiegłem do salonu tatuażu i kazałem sobie wytatuować całe plecy. Po
długich przemyśleniach doszedłem do wniosku, że upadły anioł będzie idealnym
symbolem tego, co zrobił mi Kris. Po cichu miałem nadzieję, że jeśli oszpecę
swoje ciało, to kobiety nie będą już mnie chciały i nie będę ich musiał więcej
krzywdzić. Kiedy wyszedłem ze studia, Kris odzyskał nade mną kontrolę. Ściągnął
mnie do naszego wspólnego mieszkania. Kiedy zobaczył moje ciało był wściekły.
Wiedziałem, że tego dnia będę miał spokój. Tak samo jak ja, Kris wiedział, że
po tatuażu jestem nietykalny przez co najmniej tydzień.
Tego dnia mijał tydzień od tatuażu. Wiedziałem, że Kris
będzie chciał mnie ukarać. Byłem tego pewien, ale nie wiedziałem co wymyśli.
Ubrałem się w szary garnitur i kapelusz w tym samym kolorze. Wyszliśmy na
ulice. Ja szedłem przodem, choć w zasadzie znowu to nie ja kierowałem swoim
ciałem. Nie ja decydowałem co robię. Nie mogłem znieść tego uczucia kompletnej
bezradności i bezsilności. Szedłem powoli z kapeluszem naciągniętym do połowy
twarzy tak, żeby coś widzieć. Rozglądałem się poszukując odpowiedniego lokalu
na ten wieczór.
Nagle coś przykuło mój wzrok. Nie coś, ktoś. Ona. Użyłem
całej siły woli, żeby przeciwstawić się Krisowi. Musiałem. Musiałem ją
zobaczyć. Coś we mnie poruszyło się na jej widok. Na sam jej widok. Odwróciłem
się i spojrzałem na nią i już wiedziałem, że nie jest człowiekiem. Opalizująca
skóra w kolorze kości słoniowej jasno dawała do zrozumienia, że jest
Zwierciadłem. Tak, jak ja. Miałem szczęście! Szczęście? Nie koniecznie. Nie
musiałem jej już więcej spotkać, a teraz nie mogłem się nią zainteresować. Nie,
kiedy Kris miał nade mną władzę. Nie, kiedy mógł mnie zmusić, żebym ją
skrzywdził. Przyglądałem się jej z trudem łapiąc oddech. Granatowa suknia
odsłaniała jej ramiona. Była w kolorze, który kiedyś znałem, choć teraz
zastąpiła go zwykła szarość. Jej szmaragdowe oczy patrzyły tylko w jeden punkt.
Odwróciłem się. Myślałem, że patrzy na kogoś za mną, ale nie. Ona patrzyła na
mnie. Tylko na mnie. Zrobiło mi się gorąco. Serce mi przyspieszyło. Na mnie… Nie
mogłem w to uwierzyć. Wiedziałem, że muszę się powstrzymać i zmusić do
udawania, że jej nie zauważyłem. Nie mogłem jej narażać na zemstę tego bydlaka.
Kris odzyskał kontrolę i zmusił mnie, żebym szedł dalej. Nie
chciałem. Chciałem do niej wrócić. Chciałem ją porwać w ramiona i uciec z nią
jak najdalej. Chciałem zapomnieć o nim i o tym co mi robił i w jakiś dziwny
sposób wiedziałem, ze przy niej mi się to uda. To, jak na mnie patrzyła… Jak
jej usta wygięły się w lekkim uśmiechu, kiedy nasze spojrzenia się spotkały.
Nie dawało mi to spokoju. Znów wyzwoliłem się spod jego wpływu. Odwróciłem się.
Pobiegła za mną. Stała ledwie kilka kroków ode mnie i gorączkowo skanowała
wzrokiem tłum. Zobaczyłem ulgę na jej twarzy, kiedy nasze spojrzenia się
spotkały. Uśmiechnąłem się szeroko, choć nie wiedziałem dlaczego. Czułem, że
Kris odzyskuje kontrolę. Chciałem do niej podbiec, ale on był szybszy. Złapał
ją za ręce. Gniew wezbrał w mojej piersi. Nie! Ty bydlaku! Każda tylko nie ona!
Nie ona, błagam, tylko nie ona… Ona nie może cierpieć, nie przeze mnie i nie
przez ciebie. Cholera! Nie mogłem się ruszyć, bo on mnie powstrzymywał.
Widziałem jak patrzy na nią, a potem na mnie i już wiedziałem co czai się w
jego zdeprawowanym umyśle. Wiedziałem, ze będzie chciał ją skrzywdzić, żeby się
odegrać za moje nieposłuszeństwo.
Zrobiło mi się słabo. Wiedziałem, że muszę się postarać ją uratować. Nie
wiedziałem dlaczego, ale czułem, że ona jest mi bardzo bliska. Czułem, jakbym
znał ją od zawsze. Tylko jedno przeszło mi przez myśl.
- „Uciekaj” – powiedziałem do niej w myślach na chwilę
odzyskując kontrolę nad własnym umysłem.
Spojrzała na mnie w taki sposób, że znowu zrobiło mi się
gorąco. Nie mogłem zrozumieć co chciała mi powiedzieć, ale wiedziałem, że nigdy
nie znudzi mi się to, jak ona na mnie patrzy. Nie miałem co prawda pojęcia czy
jeszcze kiedykolwiek ją zobaczę. Mogłem tylko mieć nadzieję. Wciąż nie odrywała
ode mnie wzroku. Ciepło rozchodziło się po moim ciele. To uczucie było tak
czyste i cudowne, jak nic do tej pory. Spojrzałem na nią. Wciąż nie ruszyła się
z miejsca. Dlaczego nie uciekała?
- „Uciekaj!” –
powtórzyłem – „Odnajdę cię, choćbym miał
na to poświęcić całe życie”
Tak, taki miałem zamiar. Odnaleźć ją za wszelką cenę.
Wiedziałem, że nie straszne nam lata. Była nieśmiertelna tak, jak ja. Była
Zwierciadłem. Równie dobrze mogliśmy się po raz kolejny spotkać za sto lat, ale
nie obchodziło mnie to dopóki miałem nadzieję, że się ponownie zobaczymy.
Uciekaj do cholery! On cię skrzywdzi. Przez chwilę jeszcze
na mnie patrzyła, ale w końcu ponaglanie podziałało. Szarpnęła ręką i puściła
się biegiem przed siebie. Po chwili zniknęła mi za zakrętem. Kris przez chwilę
ją gonił, ale szybko zrezygnował i wrócił do mnie.
- Jeszcze ją dorwę – wysyczał przez zęby. – Tu idziemy dziś
wieczorem – wskazał drzwi do jednego z lokali. Nie interesowała mnie jego
nazwa. Nie obchodziło mnie nic poza nią, poza dziewczyną w granatowej sukni.
Czy mogłem liczyć na to, że ona poczeka na mnie? Czy mogłem ją obarczać tym
wszystkim, co mnie dotyczyło? Czy miałem prawo mieć nadzieję, że kiedyś będzie
moja? Czy zasługiwałem na nią po tym wszystkim co zrobiłem? Czy jeszcze
kiedykolwiek ją zobaczę? Westchnąłem i powlokłem się tam, gdzie Kris mnie prowadził.
Wieczorem poszliśmy do klubu. Grali tam dobrą muzykę i było
dużo ładnych dziewczyn, ale żadna z nich mnie nie interesowała. Myślami wciąż
byłem przy szmaragdowookiej nieznajomej. Wciąż zastanawiałem się czy jeszcze ją
zobaczę. Po kilku godzinach zacząłem tracić nadzieję i tylko stałem wśród
dziewczyn rozmyślając o tym kiedy powinienem się zabić. Nie chciałem tego
dłużej. Nie chciałem tego więcej. Nie mogłem znieść niewoli Krisa. Nie chciałem
więcej nikogo krzywdzić. To zabijało moje sumienie i moją duszę. Powoli… Wciąż
patrzyłem w jego kierunku zastanawiając się czy będę miał na tyle siły, żeby
się zabić. Czy będę miał na tyle odwagi. Kris utkwił swoje chciwe oczy na
środku sali. Rozejrzałem się gorączkowo. Mignęła mi granatowa suknia. Wróciłem do
niej wzrokiem i nasze spojrzenia się spotkały. Szła powoli w moim kierunku
znowu patrząc się tylko na mnie, jakby nic innego jej nie obchodziło. Zrobiłem
krok do przodu zdziwiony tym jak łatwo znowu pozbyłem się wpływu Krisa.
- Tobias… - powiedziała cicho patrząc mi w oczy. Jej usta
układały się w kuszący sposób, gdy wypowiadała moje imię. Jej głos sprawiał, że
brzmiało jak najpiękniejsza piosenka. Ale skąd znała moje imię? Nie mogliśmy
się znać. Wiem, że nie mogliśmy, bo zapamiętałbym ją. Pamiętałem każdą kobietę.
Ją musiałbym zapamiętać. Ją pierwszą.
- Jestem Eve – powiedziała znowu. Jej miękki, delikatny głos
był słodką pieszczotą dla moich uszu i dla mojej duszy.
Nie przestawaj mówić, nie przestawaj. Nie odchodź ode mnie.
Nie zostawiaj mnie. Daj mi chociaż tę chwilę. Teraz, przy tobie czuję się
szczęśliwy po raz pierwszy od dziesięciu lat! Dajesz mi nadzieję. Musiałem ją
przy sobie zatrzymać. Musiałem użyć całego swojego wdzięku, żeby została, żeby
mnie nie zostawiała. Czułem, że tylko ona może ocalić moją duszę, że tylko ona
może mi dać namiastkę szczęścia.
- Miło mi panią poznać – powiedziałem ujmując wyciągniętą
dłoń i przykładając ją do ust. Nie mam pojęcia jak to możliwe, ale przysięgam,
że w tym momencie w moim wnętrzu zapłonął ogień. Jej gładka skóra paliła mnie.
Oblizałem usta, wciąż czując na nich jej smak i zapach. Cholera! W życiu nie
było mi lepiej. Nigdy! Przysięgam. Poczułem, ze mogę latać, a to wszystko za
sprawą przelotnego dotknięcia.
Podeszła do mnie. Musiałem użyć całej siły woli, żeby nie
złapać jej w ramiona i nie pocałować. Boże, jak tego pragnąłem, jak niczego
innego na świecie. Nigdy. Pochyliłem się w jej kierunku. Podniosłem rękę i
przesunąłem palcami po jej ramieniu. Ogarnęło mnie rozkoszne uczucie, którego
nie chciałem się już nigdy pozbywać. Przeniosłem palce na jej obojczyk i
poczułem się jak w domu. Jakby to było moje miejsce na ziemi. Powoli
przesuwałem po nim palcem pochylając się co raz mocniej w jej stronę. Nie
mogłem się powstrzymać. Musiała być nie z tego świata. Była niesamowita.
Idealna. Doskonała. Prawie muskałem ustami płatek jej ucha. Na policzku czułem
jej gorący oddech. Doprowadzał mnie do obłędu.
- Kim ty jesteś? – zapytałem cicho.
- Kimś, kto nie
powinien z tobą rozmawiać – odparła. – Nie należę do tego świata.
- Jesteś aniołem. –
powiedziałem, przekonany, że niebo, albo ktokolwiek inny stwierdził, ze nie
mogę tak egzystować i postanowił przysłać po mnie anioła, żeby mnie stąd
zabrał. To by było całkiem niezłe zakończenie.
- Nie. – roześmiała
się.
- Dlaczego twój dotyk
rozpala we mnie ogień? - zapytałem
wprost nie mogąc powstrzymać ciekawości, nie potrafiąc zrozumieć tego co się ze
mną działo. Musiałem się tego dowiedzieć.
Znów się uśmiechnęła. Mógłbym patrzeć na ten uśmiech przez
tysiąc lat i nigdy by mi się nie znudził Spojrzała mi w oczy.
- Dowiesz się za
jakiś czas. – powiedziała cicho. – Proszę cię, nie rób tego, co planujesz, bo
sprawisz, że będę najbardziej nieszczęśliwą osobą na świecie.
Skąd wiedziała co planuję? No tak, nie postawiłem zasłony.
Byłem za słaby przez walkę z Krisem. I dlaczego to uczyni ją nieszczęśliwą?
Dlaczego? Nie mogłem uwierzyć, że być może ona kiedyś coś do mnie poczuje. Może
już czuła? Dlaczego miałaby być nieszczęśliwa? Nie mogłem do tego dopuścić. To
wiedziałem. Miałem w życiu nowy cel. Uszczęśliwienie jej, kimkolwiek była,
wiedziałem, że moje serce należy do niej. Na zawsze. Powiedz mi proszę,
dlaczego będziesz nieszczęśliwa? Jedno twoje słowo może mnie wyzwolić, może
sprawić, że odnajdę sens życia.
- Jak to?
Wzięła moją rękę i przyłożyła sobie do serca. Cholera! Tego
już za wiele. Ledwo stałem na nogach. Znów poczułem w sobie ogień. Serce waliło
mi jak młotem. Oddech przyspieszył niewyobrażalnie. Spojrzałem jej w oczy i
zobaczyłem to, co widziałem kiedyś u mojej matki, kiedy patrzyła na króla.
Miłość? Ale jak to możliwe? Skąd ona wie?
- Poczuj to. –
wyszeptała podchodząc tak blisko, że prawie nie było między nami wolnej
przestrzeni. Zesztywniałem. Wiedziałem, ze nie mogę się do niej zbytnio
zbliżyć, bo zaalarmuję Krisa. Nie mogłem pozwolić, żeby o niej wiedział, o ile
jeszcze nie było za późno. Byłem głupi. Nie powinienem. Chciałem się odsunąć,
ale nie potrafiłem i to nie przez Krisa. Nie. Sam siebie powstrzymywałem. Czułem
gorąco bijące od jej ciała. Otaczało mnie powoli ze wszystkich stron. Po chwili
odsunęła się. Nie, nie odchodź! Wracaj! Pragnę cię, chcę być przy tobie. Nigdy
przy nikim się tak nie czułem. Nie zostawiaj mnie…
- Obiecałeś, że mnie
odnajdziesz. Nie poddawaj się. Poczekaj na mnie... – odwróciła się, i odeszła.
Poczekaj? Przeczekaj kolejne 40 lat niewoli po co?
Spojrzałem na swoją dłoń, która jeszcze przed chwilą spoczywała na jej piersi.
Wciąż czułem bicie jej serca. Już wiedziałem na co mam czekać. Oddałbym
wszystko, żeby znowu to poczuć. Wszystko. Byłem gotów przejść dla niej przez
dowolne tortury. Spojrzałem na nią. Zauważyłem, że na chwilę, żeby za chwilę
się pojawić. Była anachronizmem, stąd wiedziała jak ma na imię, stąd wiedziała,
że kiedyś będą parą. Spojrzałem na nią jeszcze raz, jak uciekała z klubu.
Wiedziałem, że muszę na nią poczekać. Chciałem choć jeszcze jeden raz w życiu
poczuć to, co przed chwilą i dla tego uczucia gotów byłem zrobić wszystko.
Dosłownie WSZYSTKO. Cokolwiek. Kochałem ją.
Kris złapał mnie za ramię i pociągnął w kierunku dziewczyn.
– Rób co masz robić! – powiedział.
- Nie – odparłem.
- Nie? – zapytał. – To ja wychodzę za tą w niebieskim, a ty
tu zostaniesz.
Powiedział i wyszedł. Nie mogłem się ruszyć. Znów byłem pod
jego wpływem. Wiedziałem, ze ją znajdzie. Wiedziałem, ze ją skrzywdzi. Nie
mogłem na to pozwolić. Zebrałem całą siłę woli i wyzwoliłem się spod wpływu
Krisa po raz kolejny tego dnia. Pędziłem co sił w nogach. Nawet nie patrzyłem
gdzie. Dałem się wieść instynktowi. Na granicy parku usłyszałem krzyk. To
musiała być ona. Puściłem się biegiem przed siebie. Stała bezradnie z
podciągniętą do góry sukienką. Kris obejmował ją mocno w pasie rozpinając
rozporek. Nie mogłem do tego dopuścić. Nie mogłem mu pozwolić, żeby ją
skrzywdził. Wiedziałem, że to mnie wykończy, ale musiałem.
Stworzyłem iluzję. Chciałem, żeby Kris uważał, że wszystko
mu się udało. To był jedyny sposób, żeby ją ocalić.
Purpurowa łuna przez chwilę oświetliła park.
- Uciekaj! – krzyknąłem do niej, czując jak opuszczają mnie
resztki sił. – Długo nie dam rady.
Wstała i podeszła do mnie.
Przyłożyła rękę do mojej szyi po lewej stronie. Pogłaskała mnie delikatnie. Jej
dotyk dodał mi sił.
- Dlaczego to robisz?
– zapytała.
- Bo dałaś mi
nadzieję. – odparłem – A teraz uciekaj i znajdź sposób, żeby wrócić do swojego
czasu. Nie wyglądasz najlepiej.
Oj tak, dałaś mi nadzieję. Nadzieję na to, ze moje
cierpienie ma sens. Nadzieję na to, że kiedyś jeszcze poczuję się szczęśliwy.
Patrzyłem jak biegnie przez park mając nadzieję, że
uda jej się zdążyć na czas. Nadzieja była jedynym co mi pozostało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!