Adam przybył któregoś dnia prosząc mnie o pomoc. Mieli
ogromny kryzys związany z jego dawnym przyjacielem Damenem i jakimś lustrem.
Wyjaśnił mi to krótko i zapytał czy mu pomogę. Wzruszyłem ramionami. I tak nie
miałem kompletnie nic do roboty. Jedyna niedogodność wiązała się z obecnością
dużej ilości kobiet na małej przestrzeni, ale Adam zapewniał, że wszystko
skończy się w ciągu kilku tygodni. Nie skończyło się. Przy pierwszym ataku na
zamek ponieśliśmy połowiczną klęskę. Damen zniknął, ale jego lustro niestety
nie zostało zniszczone. Musieliśmy więc zmienić lokalizację i przygotować się
do kolejnego ataku, który miał nastąpić za miesiąc. Miałem ogromną ochotę
rzucić to wszystko w diabły, ale Adam namówił mnie, żeby został i zapewnił mi
maksimum prywatności. Wziąłem z domu tylko gitarę i prawie cały miesiąc
siedziałem na swoim posłaniu w rogu hali fabrycznej grając to, co akurat
chodziło mi po głowie.
Gdzieś na początku pamiętam przesłuchanie, które miałem
przeprowadzić jako wykrywacz kłamstw. Jako tester zgłosiła się Alice.
Widziałem, że Adam patrzy na nią tęsknie. Nie mogła się zdecydować czy się z
nim związać czy nie. Miałem doskonałą okazję, żeby trochę pomóc staremu
przyjacielowi. Kiedy zaczęło się testowanie moich umiejętności na Alice
odezwałem się w myślach do jej siostry, Karen.
- „Chcesz jej pomóc?”
– zapytałem.
Karen rozejrzała się.
- „Kim jesteś?”
- „Tobias. Jestem
przyjacielem Adama. Chcesz im pomóc czy nie?” – zapytałem ponownie
- „Chcę” –
powiedziała.
- „To wypytaj ją o
uczucia do Adama.”
- „Mam pomysł” –
powiedziała enigmatycznie. Wiedziałem, że z nią mógłbym się dogadać na dłuższą
metę. Była całkiem niegłupia. To, jak rozegrała sprawę z Alice było genialne.
Zadała jej pytanie o uczucia. Nie do Adama, ale ogólnie. Wiedziała dobrze, że
kiedy to zrobi, Alice automatycznie pomyśli o Adamie.
Poszło gładko jak zwykle. Kiedy odpowiedziała, zobaczyłem
pustkę. Przy innych pytaniach zawsze widziałem czy ktoś kłamie, czy nie. Przy
pytaniach o uczucia zawsze pozostawała pustka. Pokręciłem przecząco głową, gdy
powiedziała, że nie ma tu nikogo, kogo kocha. Spojrzała na Adama i nieśmiało
skinęła głową. Potem wystarczyło już tylko zmusić Adama, żeby dokładnie pokazał
mi co się stało w dniu, w którym Alice prawie nie umarła i uznała go za
zdrajcę.
Kiedy wracałem tego dnia na swoje posłanie, puściłem po
drodze oko do Karen. Uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością.
- „Dzięki.
Potrzebowała tego”
- „On też”
Przez kolejne dni trochę pomagałem Adamowi, który z
niewiadomych przyczyn uważał, że nadaję się na przywódcę.
Na kilka dni przed atakiem miałem mnóstwo pracy. Jako
teleporter przerzucałem wszystkich po kolei do Polski.
Atak przebiegł prawie całkowicie planowo. Jedyną przeszkodę
napotkaliśmy na końcu. Nie wiem dlaczego przez długi czas nie mogliśmy się
dostać do środka, do zamku. Kiedy w końcu udało nam się przebić zastaliśmy tam
pole bitwy. Karen podeszła najpierw do Marcusa, a potem do dziwnego, białego lustra.
Adam rozmawiał z nią o czymś, ale ja nic nie słyszałem i prawie nic nie
widziałem.
Patrzyłem tylko na nią. Wiedziałem, że mówili na nią
Eveline. Eve. Leżała na podłodze z rozrzuconymi rękoma, z włosami rozsypanymi
dookoła głowy i częściowo przykrywającymi jej twarz. Jej pierś unosiła się i
opadała w nierównym rytmie. Wiedziałem, że jest wycieńczona. Czułem to. Czułem,
że muszę ją stąd zabrać. Nie wiedziałem jak i dlaczego, ale musiałem ją zabrać.
Podszedłem do niej nie zważając na innych i wsunąłem jedną rękę pod jej kolana,
a drugą objąłem ją w pasie. Wstałem. Była leciutka, prawie nic nie ważyła. Jej
głowa opadła bezwładnie na moje ramię. Jej nos muskał mnie po tatuażu na szyi.
Zesztywniałem, czekając na powrót wspomnień, który musiał nastąpić, kiedy
dotykała mnie kobieta. Nic takiego nie nastąpiło. Co się dzieje, do cholery?
Może jest za bardzo osłabiona, żeby wywoływać reakcje… Otworzyłem portal i
wszedłem do niego kierując się do fabryki. Miałem wrażenie, ze próbowała coś
powiedzieć, ale nie miała na to sił. Kiedy dotarliśmy na miejsce, położyłem ją
na swoim posłaniu i natychmiast przykryłem je iluzją. Odgarnąłem jej włosy z
twarzy. Była koszmarnie brudna, ale tak niesamowicie piękna, że zaparło mi dech
w piersiach. Nie mogłem oddychać. Zapragnąłem się do niej zbliżyć, ale
wiedziałem, że muszę się zachowywać jak profesjonalista. Byłem uzdrowicielem.
Przełknąłem ślinę i powstrzymałem swoje zapędy. Musiałem ją wyleczyć, a żeby ją
wyleczyć musiałem ją umyć. Okropnie pachniała. Dobra, śmierdziała. Strasznie.
Podejrzewałem, że od miesiąca nie widziała prysznica. Damen musiał lubić brud. Poszedłem
do łazienki po wodę i gąbkę. Obmywałem ją delikatnie zaczynając od twarzy.
Wiedziałem, że powinienem umyć ją całą, ale nie byłem pewien czy nie będzie mi
miała za złe, że ją rozebrałem. W końcu jednak doszedłem do wniosku, że jestem
uzdrowicielem, że musze zapomnieć o tym jak mnie pociąga i zająć się leczeniem.
Pomyśleć łatwo, zrobić trudniej. Kiedy ją rozbierałem, co chwila przyłapywałem
się na tym, że zupełnie bez powodu gładziłem jej obojczyk, jej brzuch, wewnętrzną
stronę jej dłoni... Jasna cholera, podobała mi się. Strasznie. Pociągała mnie
ogromnie. Nie powinienem się nią zajmować, bo wiedziałem, że nie potrafię przy
niej zachować trzeźwości umysłu, ale nie mogłem znieść myśli, że ktokolwiek
inny będzie jej dotykał. Była moja! A przynajmniej tak lubiłem myśleć… Po
jakimś czasie, pewnie o wiele za długim, udało mi się ją obmyć, wyprałem jej
ubranie i rozwiesiłem w międzyczasie pomagając Adamowi z osłabieniem, a potem
postawieniem z powrotem iluzji. Za każdym razem, kiedy od niej odchodziłem coś
mówiło mi, że powinienem natychmiast wracać. Nie chciałem jej zostawiać. Przy
niej czułem się inny, lepszy. Przy niej żyłem bardziej niż kiedykolwiek. Przy
niej czułem, że mam szansę, żeby narodzić się na nowo. I to nie raz!
Więc wracałem. Wracałem i starałem się ją leczyć, ale
czułem, że coś jest nie tak. Fabryka mi się znudziła, więc przeniosłem się do
lasu, a potem na swoją ulubioną plażę. Iluzje to potężne narzędzia, potrafią
tak wiele. Uwielbiałem się nimi bawić w wolnym czasie. Dziewczyna wciąż leżała
na posłaniu, pod trzema kocami. Ja siedziałem z gitarą i grałem jakąś smętną
melodię, która w ogóle do mnie nie pasowała. Zauważyłem, że znów trzęsie się z
zimna. Wiedziałem, że została mi ostatnia opcja. Opcja przed którą broniłem się
długo, bo wiedziałem, że nie powinienem. Z jednej strony dlatego, że była
kobietą i musiała w końcu zacząć na mnie
działać tak, jak inne kobiety. Musiały przyjść wspomnienia. Z drugiej strony
bałem się do niej zbliżyć, bo przeczuwałem, że jeśli raz to zrobię, to nigdy
już nie będę chciał się od niej odsunąć. Bałem się, że ona nie będzie tego
pragnęła tak jak ja i że skończę jak moja matka. Odtrącony i nieszczęśliwy. Każde
dotknięcie jej skóry powodowało, że przepływał przeze mnie prąd, że miałem
ochotę się na nią rzucić. Co ja gadam, bez dotykania też miałem ochotę się na
nią rzucić. Nie rozumiałem tego. Znów zadrżała. Wstałem i rozebrałem się do
bokserek zastanawiając się tylko nad tym czy w ogóle będę miał u niej szanse,
kiedy się obudzi. Nie byłem najprzystojniejszy na świecie. Do tego tatuaże,
dredy, czarne ciuchy. Widoczne tatuaże, wielkie. Nie subtelne, jak ten na jej
żebrach, tylko wielkie, czarne, przerażające. Cholera! Spojrzałem na jej
delikatną twarz, kiedy wślizgiwałem się obok niej pod koce, żeby ogrzać ją
ciepłem własnego ciała, byłem wtedy pewien, że nigdy nie spojrzy na mnie tak,
jak ja na nią. Ta myśl przerażała mnie. Wiedziałem, że muszę zrobić wszystko,
żeby ją do siebie przekonać. Wszystko. Po mojemu. Przysunąłem się do niej i od
razu poczułem dreszcz. Robiło mi się tak cudownie błogo. Powoli przesuwałem
palcem po jej ciele, poznając je. Poruszyła się. Przywarłem plecami do ziemi
nie wiedząc co mam zrobić. Obróciła się na bok i przylgnęła do mnie. Położyła
mi głowę na ramieniu, a dłoń przyłożyła do mojego serca. Myślałem, że zaraz
wyskoczy z piersi, żeby się do niej zbliżyć. Zesztywniałem, ale po chwili
pozwoliłem, żeby jej cudowna bliskość ogrzewała mnie. W tym momencie to nie ja
leczyłem ją, to ona leczyła mnie. Leczyła mnie z koszmarów i z samotności.
Zaczynałem wierzyć, że mam szansę na szczęście, że mam szansę na kogoś z kim
będę mógł być do końca życia i z kim będę szczęśliwy. O ile ona będzie tego
chciała. Przez chwilę udawałem, że już jest moja i objąłem ją przyciskając
mocno do siebie. Tak… to było moje miejsce na ziemi. Ona. Tylko ona. Tylko tyle
było mi potrzebne do szczęścia. A może aż tyle?
………
Ufff… Udało mi się obudzić przed nią. Nie miałem pojęcia ile
tak leżeliśmy, ale nie liczyłem czasu. Nie od kiedy ona była przy mnie. Nie od
kiedy czułem się… chyba szczęśliwy, nie wiem nawet. Czułem się lżejszy, jakby
cały mój bagaż przestał nagle istnieć. Delikatnie wyswobodziłem się z jej objęć
i ubrałem. Wiedziałem, ze muszę ją zabrać na plażę. Tylko tam mogłem być sobą i
tylko tam mogłem porozmawiać z nią spokojnie i sprawdzić czy to co czuję tutaj
nie jest tylko fikcją. Wziąłem gitarę i przeniosłem się na chwilę do swojego
domu. Wygrzebałem spodenki do surfowania i deskę. Przeniosłem się do sklepu.
Kupiłem jej czarne bikini. Wiedziałem, że będzie w nim wyglądała zabójczo. Zresztą,
wyglądałaby zabójczo w czymkolwiek. Była ideałem. Przysięgam. Nie ma na świecie
piękniejszej dziewczyny. Kupiłem też dla niej deskę. Mniejszą niż moja.
Przeniosłem się na swoją ulubioną plażę. Prywatną plażę.
Moją plażę. Kiedyś kupiłem ją w ramach używania życia, bo lubiłem sufrować.
Lubiłem czuć piasek pod stopami. Lubiłem wiatr we włosach. Lubiłem, jak słońce
tańczyło na mojej skórze, rozgrzewając ją. Gitarę schowałem za kamieniami na
brzegu, a deski wbiłem w piasek tworząc prowizoryczny parawan, za którym
moglibyśmy się przebrać. Moglibyśmy, jeśli zgodziłaby się tu ze mną przyjść.
Nie miałem żadnej gwarancji. Żadnej. Miałem tylko nadzieję.
Wróciłem do fabryki i wyszedłem spod naszej iluzji. Naszej,
ha! Chciałem, żeby ona była nasza. Na razie była moja, a ona tylko tymczasowo
tam leżała. Gorzej, ze nie z własnej woli, tylko dlatego, że ją tam położyłem
kiedy nie miała pojęcia co się z nią dzieje. Cholera! To brzmi znacznie gorzej
jak się o tym myśli.
Znalazłem jej brata i kazałem mu przypilnować jej kiedy
będzie się budziła. Plus był taki, że Ryan mnie lubił i to chyba bardziej niż
jej ex - Marka. Mogłem liczyć na to, że nie zrobi niczego głupiego. Poszedłem
do łazienki, a kiedy wróciłem Eve w najlepsze rozmawiała z bratem. Podszedłem
do nich. Ryan rzucił mi porozumiewawcze spojrzenie i szepnął coś do niej. Nic
nie usłyszałem. Nie chciałem. Patrzyłem tylko na nią. Na to jak się porusza.
Odwróciła się w moją stronę. Szybko naciągnąłem czapkę na oczy, żeby nie
zobaczyła moich odstających uszu i wyblakłych z braku słońca piegów.
- Cześć. – powiedziałem uśmiechając się szeroko.
Dziewczyny dookoła jęknęły z zachwytu. Wkurzały mnie. Jak
mogły jeszcze nie rozumieć, że żadna z nich mnie nie interesuje.
- Co się tak szczerzysz? – zapytała zaplatając ręce na
piersiach.
Zamarłem. Jest odporna. Nie wiedziałem co teraz. Miałem ją jakoś do siebie przekonać, ale
zakładałem, że mam swoje moce, a tu nagle je straciłem. Cholera! Co teraz?
Aaaaa! Ratunku! Pomocy! Co teraz?
Ryan stał za Eve i krztusił się ze śmiechu.
- „Nie działa, co?
Pamiętasz swoją obietnicę?” – zapytał mnie w myślach.
- „Że spróbuję ją
poderwać?” – rozluźniłem się. Robiłem to tysiące razy. Ostatni raz sto lat
temu… Cholera! Jak to szło? Wystarczy być sobą. Plan się nie zmienia. Zainteresować
ją moją osobą. Czy miałem na to szanse? Widziałem Marka. Nie był do mnie
podobny. Nie wiem czy mogła zwrócić uwagę na kogoś, kto wygląda dokładnie jak
Mark wywrócony na lewą stronę. Kompletne przeciwieństwo. Cholera! To nie wróży
dobrze, ale muszę się wziąć w garść. Nie mogę się poddać. Nie teraz. To jest
zbyt ważne.
- „Powodzenia. Nie
będzie łatwo. Eve to trudny przypadek. ”
- „Naprawdę?” – to
zabrzmiało jak wyzwanie. Lubię wyzwania. Choć może nie koniecznie takie, na których
zależy mi tak jak na niej, ale nie miałem wyboru. Mogłem podnieść rękawicę albo
odejść ze spuszczoną głową do końca życia żałując, że nie spróbowałem. Nie, to
nie byłem ja. Ja zawsze próbuję!
– „Tak, ale pocieszę
cię, Mark oszukał ją. Oddał jej duszę. Jest wolna.”
A to ciekawe… Uśmiechnąłem się do siebie. Nie jest tak źle
jak myślałem. Może to, że nie jestem do niego podobny paradoksalnie mi pomoże?
- Ryan, kto to jest? – zapytała ściągając mi czapkę i
podnosząc na mnie wzrok. Nie byłem na to gotowy. Wpatrywałem się w nią
zszokowany. Dlaczego zabrała mi czapkę? Dlaczego tak na mnie patrzyła? Peszyła
mnie, ale nie widziałem zawodu w jej oczach. Raczej zainteresowanie. Poczułem,
ze wciska czapkę z powrotem do mojej ręki. Złapałem ją. Czułem się bezpieczniej
mając ją w pogotowiu.
- Eve, to jest twój uzdrowiciel. – Ryan wskazał na mnie.
Miała dziwną minę, kiedy na niego patrzyła. Podejrzewałem,
że rozmawia z nim w myślach.
Ryan skinął głową.
- Jestem Tobias. – wyciągnąłem do niej rękę uśmiechając się.
Zauważyłem, że traci równowagę. Złapała mocno moją wyciągniętą rękę. Poczułem
nagły przypływ energii. Dziewczyno, nigdy mnie nie puszczaj! Słyszysz? Nigdy!
Ugięły się pod nią kolana. Złapałem ją drugą ręką i przyciągnąłem do siebie,
żeby ją podtrzymać. Och tak, to jest dokładnie miejsce, w którym chcę być. Już
na zawsze. Ciepło jej ciała rozchodziło się po mnie. Ależ mi dobrze.
- To byłeś ty? – wyjąkała odsuwając się i patrząc się na
mnie z przerażeniem.
Świetnie. Wiedziałem, że to się tak skończy. Tatuaże i dredy,
co mnie do cholery podkusiło? I jeszcze te czarne ciuchy! Jak mogłem nie
przewidzieć, że ona będzie taka delikatna, taka niesamowicie… zwyczajna. I
pewnie dlatego uważałem, że do mnie nie pasuje. Zaczynałem tracić nadzieję, ale
kiedy podniosłem wzrok na Ryana on uśmiechnął się zachęcająco. Znał Eve, musiał
ją znać. Był jej bratem.
- Eve w porządku? –zapytał Ryan patrząc na nią z niepokojem.
- Tak – machnęła ręką – Poradzę sobie.
- „Masz szanse…” –
powiedział do mnie w myślach i uśmiechnął się szeroko.
Uskrzydlił mnie dwoma słowami. Mam szansę? Naprawdę? Mam?
Ja? Z nią? Hurra!
- Odpowiadając na twoje pytanie: tak, to byłem ja.-
powiedziałem tak spokojnie jak potrafiłem, ale czułem, że mój głos drży. Byłem
zdenerwowany jak nigdy.
Byłem ciekaw czy interesuję ją tylko jako uzdrowiciel, czy
też może w choć odrobinę szerszym zakresie? To jak? Czemu nie odpowiadasz na
moje pytanie? Mam szanse czy nie? Powiedz… błagam… Pewnie, że nie odpowie.
Nawet nie zadałem jej pytania. Czemu to wszystko musi być tak skomplikowane?
Czemu to trwa tyle czasu?
- Ty mnie leczyłeś? – zapytała.
Skinąłem głową i uśmiechnąłem się. Uśmiech to mój atut. Wiem
o tym.
- Ty mnie rozebrałeś? – zapytała patrząc na mnie
podejrzliwie.
Mój uśmiech się rozszerzył. Mimowolnie. Przysięgam. Cholera,
miała się o to nie pytać. Pewnie, że ją rozebrałem. Chciałem ją rozebrać
jeszcze bardziej, ale chyba mi nie wypadało. Gdybym mógł wybierać, zabroniłbym
jej się ubierać. Miała przepiękne ciało.
- Gdybym cię nie rozebrał, dalej leżałabyś w ciuchach sprzed
miesiąca. – powiedziałem siląc się na neutralny ton – Nie pachniałaś
zachęcająco, wiesz?
- Naprawdę? – zapytała ironicznie.
Oho, ma poczucie humoru. Podobne do mojego. Nie obraziła
się, tylko postanowiła odpowiedzieć! To dobrze wróży. Bardzo dobrze. Tak! Byle
tak dalej.
- Tak. – naciągnąłem czapkę na oczy. Nie mogłem ich
odsłonić. Wiedziałem, że od razu się na mnie pozna, że od razu będzie wiedziała
jak bardzo pragnę się do niej zbliżyć.
- Zdejmij tę czapkę. Irytuje mnie. – trąciła daszek ręką.
Mam ją zdjąć? Czyli chcesz na mnie patrzyć? Chcesz widzieć
moje oczy? Zainteresowałem cię? Dobrze, bardzo dobrze.
- Musisz na to zasłużyć. – uśmiechnąłem się.
- Jak? – skrzyżowała ręce.
Ha! Mam cię! Będziesz moja. Musisz. Nie wypuszczę cię.
- Pójdziesz ze mną na wycieczkę. Musisz się od tego
wszystkiego oderwać.
- Nie muszę.
Nie? A ja myślę, że musisz. Wyglądasz na zmęczoną, ale
przecież ci tego nie powiem. Dobra, jesteś zmęczona, ale wyglądasz przepięknie.
Nawet w tej powyciąganej, za dużej koszulce.
- Kiedy ostatnio robiłaś coś dla zabawy? – przesunąłem
czapkę do tyłu, żeby na nią spojrzeć.
- Słucham? – była zaskoczona.
Dobrze. O to chodziło. Zainteresuj, a potem zmień temat.
Będzie chciała więcej. To była strategia, której nauczyłem się od Krisa.
Skuteczna i wyjątkowo dobrze pasująca do mojej natury.
Roześmiałem się. Nie
wiedziała o co chodzi w zabawie? Naprawdę?
- Chodź. – Wyciągnąłem do niej rękę.
Poczułem jak jej dłoń powoli wsuwa się w jego otwartą rękę. Złapałem
ją mocno. Bałem się, żeby się nie rozmyśliła. Wszedłem z nią do portalu,
pytając czy ma pojęcie gdzie się wybieramy.
- Ty mi powiedz – odparła. Ooo… Flirtowała ze mną? Czyżby?
- Ty mnie stamtąd zabrałeś? – zapytała, kiedy byliśmy w portalu
– Poznaję ten tatuaż. – musnęła mojego feniksa. Zesztywniałem. Tak zawsze
reagowałem na dotyk kobiety. Cofnęła rękę. Chciałem krzyczeć, żeby tego nie
robiła. Nie chciałem, żeby przestawała mnie dotykać. Kochałem jej dotyk. To był odruch, cholerny odruch, który mógł
mnie dużo kosztować. Mogła pomyśleć, że nie chcę, żeby mnie dotykała. Jasna
cholera! Nienawidzę samego siebie! Jak mogłem tak zareagować? Jestem idiotą!
Przytaknąłem w odpowiedzi na jej pytanie i uśmiechnąłem się
lekko.
Wyszliśmy z portalu. Usiadłem na piasku i zacząłem zdejmować
buty. Nie lubiłem ich. To było moje naturalne środowisko. Plaża, piasek, bose
stopy, a nie ciężkie buciory.
- Chyba zwariowałeś! – pisnęła. Spojrzałem na nią. Z
początku nie wiedziałem o co jej chodzi. Dopiero po chwili załapałem. Nie chce
się przy mnie rozbierać. Nie chce mi się pokazać w bikini. Pytanie tylko
dlaczego. Wstydzi się generalnie wszystkich facetów? Czy może uważa, że mi
się nie spodoba? Oby to drugie, oby… Bo
to by znaczyło, że zależy jej na mojej akceptacji. Czyli zależy jej na mnie…
Dobra, poszedłem za daleko w rozważaniach, ale wszyscy wiemy o co chodzi, nie?
- Chcesz, żebym zdjął czapkę, to musisz na to zapracować. –
powiedziałem i rzuciłem czapkę na chwile na piasek, żeby zdjąć koszulkę. Za chwilę
założyłem ją z powrotem na głowę, naciągając daszek tak głęboko, jak się dało.
Poszedłem schować się za parawanem z desek. Po drodze
ukradkiem spojrzałem na nią. Gapiła się na mnie od kiedy ściągnąłem koszulkę.
GAPIŁA. NA MNIE. Z otwartymi ustami. Siłownia miała sens. Tak! Walczyłem ze
sobą, żeby się nie uśmiechnąć. Złapałem spodenki do surfowania i szybko
przebrałem się w nie. Wyszedłem zza parawanu. Ona wciąż przyglądała się mi z
otwartymi ustami. Ha! Czyli jednak coś w sobie mam. Czyżby ona to zauważyła? Przekrzywiłem
głowę, żeby jej się lepiej przyjrzeć, po czym wziąłem bikini i rzuciłem jej.
Złapała. Proszę, proszę. Ma całkiem niezły refleks.
- Uznałem, że będziesz w nim ładnie wyglądać. – powiedziałem
wskazując deski.
- Skąd znałeś mój rozmiar? – zapytała.
Cholera. Znowu wyjdę na zboczeńca…
- Wiesz – mój głos był niski, za niski, za bardzo zdradzał,
że pragnę jej jak nikogo na świecie. Za bardzo. – Jak cię rozbierałem, to co
nieco mogłem zobaczyć.
- Nie założę tego – powiedziała.
Tak, kochana, dokładnie o to mi chodziło. To jest reakcja,
jakiej się spodziewałem. Pogadaj, zainteresuj i zostaw. Strategia, która zawsze
działa. Wzruszyłem ramionami.
- Jak chcesz.
Opadłem na piasek tyłem do desek, żeby się nie bała, że będę
podglądał. No i oczywiście po to, żebym jej faktycznie nie podglądał.
Wiedziałem, że inaczej się nie powstrzymam. Zakopałem stopy w piasku, oparłem
się na rękach i oddałem swoje ciało pod opiekę rozgrzewających promieni słońca.
Ależ mi tego brakowało!
Usłyszałem jak powoli idzie się przebrać i musiałem użyć
całej siły woli, żeby się nie obejrzeć. Próbowałem myśleć o czymkolwiek poza
nią, ale nie mogłem. W głowie miałem tylko te cudowne, szmaragdowe oczy i ten
słodki zapach. No i dotyk jej palców na mojej szyi.
Nie usłyszałem, jak podeszła do mnie. Trąciła mnie lekko w
bark. Poderwałem się na nogi i stanąłem przodem do niej, przesuwając czapkę na
tył głowy. Przyjrzałem jej się. Jasna cholera, jaka ona jest piękna! Jasna
skóra opalizowała lekko. Wyglądała na zupełnie nieskażoną słońcem. Miała
idealną figurę. Wąską talię i szerokie biodra. Szczupłe zgrabne nogi. Czarne
włosy opadały jej miękko na ramiona, zasłaniając obojczyki i piersi. Chciałem
je odsunąć. Chciałem odsłonić ją całą, ale nie mogłem, nie powinienem. Wiedziałem,
ze nie mogę. Patrzyłem na nią za długo. Czułem jak się rumieni od mojego
spojrzenia. Wiedziałem, że w moim wzroku był wyłącznie głód, ale nie mogłem
tego powstrzymać. Rozpalała mnie do czerwoności nawet mnie nie dotykając. Poszedłem
po deski, żeby odwrócić swoją uwagę od jej ciała. Naciągnąłem czapkę na oczy tak głęboko, że
widziałem tylko własne stopy. Kiedy położyłem jej deskę na wodzie, podeszła do
mnie.
- Mogę ci zadać pytanie?
- delikatnie przesunęła moją czapkę na tył głowy i spojrzała mi w oczy.
Nie, cholera. Nie ruszaj czapki! Nie mogę na ciebie patrzeć,
bo zaraz się na ciebie rzucę. Nie widzisz co ze mną robisz?
- Możesz. – powiedziałem cicho. Za cicho i zdecydowanie zbyt
namiętnie. Cholera! Muszę w końcu nad sobą zapanować!
- Co one oznaczają? – przesunęła palcami po feniksie na
szyi, a potem po plecach i żebrach, kończąc na biodrach, gdzie leżały pojedyncze
aniele pióra. Zatrzymała tam rękę.
Myślałem, że eksploduję. Jej delikatny dotyk powodował, ze wszystko we mnie kurczyło się i rozkurczało.
Tym razem jestem pewien, że ktoś mnie przytrzymał, gdyby tego nie zrobił, już
byłaby w moich ramionach. Nie mogłem mieć aż takiej siły woli, żeby powstrzymać
się samodzielnie. Aaaa! Jeszcze za wcześnie, żeby się zdradzać z uczuciami. Za
wcześnie. Cholera! Długo to nie potrwa, jeśli ona będzie na mnie tak patrzyć i
co chwila dotykać.
- To długa historia, którą kiedyś może poznasz. – powiedziałem.
– Podejrzewam, że ich pochodzenie jest podobnie tragiczne jak tego. – wyciągnąłem
rękę i musnąłem pióra na jej żebrach. Nie chciałem zabierać ręki, więc ją tam
zostawiłem pozwalając, żeby ciepło jej skóry paliło moją dłoń. Patrzyłem jej w
oczy zadając nieme pytania. Mam szansę? Proszę, powiedz czy ty też to czujesz.
Powiedz, że tak. Proszę… Milczała. Odchrząknąłem i zabrałem rękę z jej talii,
wyciągając ją w zapraszającym geście
- Chciałem cię nauczyć surfować.
Wsunęła dłoń w moją rękę i weszła ze mną w morze.
- Nie wiem czy ci się uda. Raczej nie jestem uzdolniona w
tym kierunku.
Hmm, brak pewności siebie? U niej? Niemożliwe!
Za pierwszym razem spadła prawie od razu. Zakrztusiła się.
Przeraziłem się, że coś może się jej stać. Podpłynąłem do niej i objąłem ją
mocno przytrzymując nad powierzchnią wody.
- Żyjesz? – zapytałem.
Skinęła głową w odpowiedzi uśmiechając się szeroko. Po
chwili znów płynęła na desce. Tym razem udało jej się ustać. Wskoczyłem na
swoją deskę i surfowałem tuż koło niej popisując się trochę bardziej niż
powinienem. Usłyszałem coś. Spojrzałem na nią. Krzyczała z radości. Śmiała się.
Po chwili znowu zmyła ją fala. Wylądowała w wodzie. Zanurkowałem tuż koło niej. Kiedy się do niej
zbliżyłem ściągnęła mi z głowy czapkę. Jednym ruchem.
Włosy przykleiły jej się do twarzy. Odgarnąłem je i już nie
mogłem się powstrzymać. Pochyliłem się przykładając usta do jej ramienia.
Ogarnęła mnie rozkosz. Zmusiłem się do oderwania od niej warg i musnąłem nimi
jej szyję. Odepchnęła mnie. Cholera! A szło tak dobrze…
Kręciła głową.
- To trudne. – powiedziała.
Pewnie, że trudne, do cholery. Jestem skomplikowanym
facetem, a ty masz skomplikowaną przeszłość, ale uważam, że powinniśmy to olać
i zająć się sobą. Widziałem jak na mnie patrzyłaś! Wiem, że ci się podobam.
Dobra, przesadzam z pewnością siebie. Mam ogromna nadzieję, że ci się podobam.
- Opowiedz mi. – przesunąłem palcem po jej obojczyku.
- Może kiedyś… - odparła patrząc przepraszająco. – To nie
najlepszy moment…
Cholera, weź olej tego kolesia. Siedzi za jakimś lustrem.
Daleko. Nie ma go tu. Nie jesteście już parą. Olej, kochana… Ja jestem tutaj,
on tam. Serio!
- Rozumiem. – starałem się uśmiechnąć.
Ależ to jest do bani! Czemu to nie może być prostsze? Czemu
one nie mogą po prostu rozmawiać? Mówić co czują? Czemu muszą zostawiać
konwersację w takim momencie?
Podałem jej deskę i wróciliśmy do surfowania. Bawiliśmy się
świetnie, zapominając o całym świecie. Straciliśmy poczucie czasu. Zrobiło się
ciemno.
- Nie chcę tego mówić, ale musimy się zbierać – powiedziałem
podpływając do niej powoli.
Ścigaliśmy się do brzegu leżąc płasko brzuchami na deskach i
wiosłując rękoma.
- Jak ty to robisz? – zapytała, kiedy wyszliśmy z wody.
Ja coś robię? Nic nie robię, przysięgam, choć chciałbym
zrobić tak wiele rzeczy. Z tobą.
- Co takiego?
- Przy tobie czuję się… - zaczęła – nie wiem…
Tak! Bingo! Hurra! Nie musisz kończyć. Wiem o co ci chodzi.
Przy mnie czujesz się wyjątkowo. Chyba nigdy wcześniej nie uśmiechałem się tak
szeroko.
- Cieszę się. – powiedziałem i zbliżyłem się do niej. Kolejna
szansa na chwilę bliskości. Przyłożyłem usta do jej policzka w przyjacielskim
pocałunku, ale on nie był przyjacielski. Nie był. Nie miał być. Tak! Tak, już
na zawsze. Dokładnie tak. Tylko tu chcę być. Ty też tego chcesz, prawda?
Powiedz mi, że tak… Zmusiłem się, żeby się od niej odsunąć. Naciągnąłem czapkę
na oczy.
- Ej – powiedziała łapiąc za daszek. – Miałeś ją zdjąć.
Ha! Dobra nasza! Czyli jednak szanse są.
- Zdejmę ją na zawsze kiedy spełni się moje marzenie. – cholera!
Powiedziałem to na głos? Co się ze mną dzieje?
- Jakie? – zapytała cicho. Wydawało mi się, że w jej głosie
słyszę nadzieję… Nadzieję na co? Na co do cholery? Konkretniej, proszę…
- Za wcześnie, żebym ci powiedział.
Podniosła wzrok i spojrzała na mnie.
- Tobias…
W jej ustach moje imię brzmiało zupełnie inaczej. Lepiej,
głębiej. Powtórz to, proszę. Moje serce przyspieszyło. Powtórz moje imię.
Uwielbiam to, jak układają się twoje wargi, kiedy je wypowiadasz. Zupełnie
jakby należały wtedy do mnie.
- Hmmm…. – mruknąłem zamyślony.
- Dlaczego to robisz? – zapytała.
Co robię? Dlaczego cię tu przyprowadziłem? Dlaczego cię
całuję? Dlaczego nie mogę odwrócić od ciebie wzroku? Co? Wszystko z jednego
powodu. Cholernie mi się podobasz. Strasznie! Bardzo! Nie mogę jej tego
powiedzieć. Szukam w głowie jakiejś mądrej odpowiedzi. Może trochę
przesłodzonej…
- Bo chcę, żebyś nauczyła się korzystać z mocy którą masz. –
zdjąłem czapkę, żeby spojrzeć w jej cudowne, szmaragdowe oczy. – Jesteś młoda,
nie możesz w kółko ratować świata. Czego pragnęłaś jako dziecko?
- Chciałam być ptakiem, latać na niebie. Chciałam być wolna.
Dzisiaj dzięki tobie trochę się tak poczułam… Byłam sobą, byłam wolna.
Zawahała się przez chwilę, ale w końcu podeszła do mnie i
objęła mnie w pasie przytulając policzek do mojej piersi. Serce łomotało mi tak
głośno, że nawet ja je słyszałem. Musnąłem ustami czubek jej głowy. Czyżby
zaczynała mi ufać? Już? Przesunąłem palcem po obojczyku.
-Eve, możesz
wszystko. Jesteś niesamowicie uzdolniona. Iluzja może wszystko.
Westchnęła lekko. Wiedziałem, że potrzebuję teraz kolejnego,
może trochę kiczowatego tekstu. Wiedziałem, że to jest teraz jej nastrój.
– Nie masz pojęcia jaka jesteś potężna. Zrób pożytek ze swoich mocy i naucz się latać.
Spojrzała na mnie i wiedziałem, że to był strzał w dziesiątkę.
Tak!
…….
Miała huśtawkę nastrojów. Raz przytulała się do mnie, raz
mnie odpychała. Zaczynało mnie to irytować.
- Czy ty w ogóle wiesz, czego chcesz? – zapytałem.
- Nie.
Spojrzałem na nią badawczo. Nie wiesz? Na pewno? Bo mnie się
coś wydaje, że wiesz, albo przynajmniej podejrzewasz…
- Tak – zamknęła oczy.
- Powiesz mi? – zapytałem łagodnie.
- Boję się… - Ręce jej się trzęsły.
Podszedłem do niej i zmusiłem ją do spojrzenia mi w oczy.
- Czego? – skąd się wzięła ta chrypka w moim głosie?
- To trudne… - powiedziała.
Dalej, mów dalej… Trudne nic nie oznacza. Mów!
– Niedawno byłam z
kimś w związku. I on mnie… - westchnęła.
- Z Markiem, wiem.
Oszukał cię. - Przesunąłem
kciukiem po jej ustach.
Cholera, po co ja to zrobiłem? Były takie miękkie. Chciałem
się w nich zatopić. Cały. Teraz…
- Boję się, że znowu będę musiała przechodzić przez to samo.
Dziewczyno! On to nie ja. Wkurzyłem się. Odetchnąłem
głęboko, żeby nie krzyczeć. Spojrzałem jej w oczy, żeby widziała, że nie
kłamię.
- Eve, nie jestem nim. Nie kłamię. Nie skrzywdzę cię.
- Tobias, nic o tobie nie wiem, jak mogę ci zaufać? –
zapytała.
Jak to do cholery jak? Za mało widziałaś dzisiaj? Nie
pokazałem ci jeszcze, że mi na tobie zależy jak na nikim innym? Nie rozumiesz?
Weź i teraz jej wyjaśnij, że może ci zaufać nie mówiąc jej od razu, że ma to
zrobić dlatego, że w ten sposób uratuje twoje życie i sprawi, że po raz
pierwszy stanie się ono pełne. Cholera, skąd u mnie takie teksty? Kiczowate,
znowu… ehhh… To jej wina. Tylko jej.
- Po prostu. Na tym polega zaufanie, że nie masz podstaw,
ale z jakiegoś powodu wierzysz, że ta druga osoba cię nie skrzywdzi, nie
oszuka...- Wystarczy? Czy musze się przed tobą całkowicie otworzyć już przy
pierwszym spotkaniu? Nie odzywała się. Wiedziałem, że to dla niej za mało.
- Dowiesz się o mnie
wszystkiego, czego chcesz. Pokażę ci wszystko, choć nie będzie to dla mnie
łatwe. Kiedy tylko będziesz gotowa poznasz każdy szczegół mojej przeszłości. –
to będzie dla mnie trudne. Bardzo. Dla niej pewnie też. Nie wiem czy nie
skończy się jej ucieczką, a tego bym bardzo nie chciał, więc będę to przeciągał
w czasie tak długo, jak tylko mogę.
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale położyłem na nich
palec. Miałem plan. Plan, który nie mógł mnie zawieść.
……..
Kiedy wróciliśmy na ziemię obróciła się przodem do mnie i zarzuciła
mi ręce na szyję. Objąłem ją mocno przytulając do siebie.
Nie puszczaj mnie! Zostańmy tak na zawsze. Dobrze mi przy
tobie…
- Dałeś mi moje marzenie... – wymruczała prosto do mojego
ucha. – Jak to zrobiłeś?
- Iluzja. – odpowiedziałem – Mówiłem ci, żebyś nauczyła się
korzystać z posiadanych umiejętności.
. Zaśmiała się i jednym ruchem ściągnęła mi czapkę z głowy.
Sukces! Jesteś moja. Chyba…
Pochyliłem się lekko i przyłożyłem usta do jej szyi. Naparła
na mnie mocniej. Straciłem równowagę i poleciałem na piasek. Udało mi się tylko
zamortyzować jej upadek. Wylądowała na piasku tuż obok mnie. Zaśmiała się
głośno. Nie mogłem się powstrzymać. Spojrzałem na nią. Zapragnąłem jej mocniej
niż czegokolwiek kiedykolwiek wcześniej. Oparłem się na łokciu. Powtarzałem
sobie, że nie mogę dziś okryć przed nią wszystkich kart. Daj jej trochę i
zostaw w połowie pocałunku. Na pewno będzie chciała więcej. Słowa Krisa
dzwoniły mi w głowie. Kris był draniem, ale na kobietach znał się jak nikt
inny. Podciągnąłem jej koszulkę do góry nie odrywając wzroku od jej oczu.
Przesunąłem palcem po jej brzuchu, tuż nad paskiem od spodni. Rozchyliła usta.
Dobrze? Przesunąłem palec z powrotem. Zadrżała. Dobrze. Uśmiechnąłem się do
siebie w duchu. Powoli pochyliłem się nad nią. Złapała mnie za szyję i
pociągnęła w swoją stronę. Hurra! Tak! Dokładnie o taką reakcję mi chodziło.
Nie ruszyłem się. Przesunąłem palcem w górę jej brzucha aż do stanika.
Otworzyła szeroko usta. Wiedziałem, że jest moja. Teraz, przynajmniej na tę
chwilę. Teraz już nawet ja nie mogłem się powstrzymać. Przycisnąłem wargi do
jej ust. Tak! Były dokładnie tak miękkie jak myślałem. Smakowały słodko. Eve
przez chwilę wahała się, jakby nie wiedziała co ma robić, ale po chwili objęła
mnie mocno i przycisnęła do siebie oddając pocałunek. To było to! Dokładnie to
na co czekałem cały dzień. Ha! Czyli jednak nie wyszedłem zupełnie z wprawy w
podrywaniu. O, tak! Pocałowałem ją mocniej i odsunąłem się od niej z
satysfakcją obserwując zaskoczenie i niezadowolenie na jej twarzy.
- Na dziś wystarczy.
………
Wróciliśmy do fabryki. Dopiero tam zorientowałem się, że nie
jestem jeszcze ubrany, ale miałem to centralnie gdzieś. Eve wykazała
zainteresowanie moją osobą. Nic więcej mnie nie obchodziło. Przynajmniej do
momentu, kiedy zapragnęła się zobaczyć z Markiem. Cała moja pewność siebie
oklapła w ciągu sekundy.
Cholera! Czy ona naprawdę musi to robić właśnie teraz? I
jeszcze się mnie pyta dlaczego mi to przeszkadza… Miałem wrażenie, że coś
między nami jest, a przynajmniej ma szansę być, a ona wtedy nagle postanowiła
sobie przypomnieć o swoim ex, o kolesiu który ja okłamał i skrzywdził. I jest
zachwycona tym, że za chwilę się z nim zobaczy. Nie rozumiem.
Poszliśmy z nim porozmawiać, a raczej popisać. Szczerze, to
nie rozumiem co ona w nim widziała. Straszny z niego dupek i arogant. Patrzyłem
na niego wyzywająco. Mimo, że nic nie powiedziałem doskonale wiedział, że
jesteśmy rywalami. Zachowywał się dokładnie tak, jak potrzebowałem, żeby Eve
zbliżyła się do mnie jeszcze bardziej. Atakował mnie i ją. Głupia strategia,
jak na kogoś kto ją oszukał… Głupia
strategia, jeśli chcesz, żeby do ciebie wróciła, bardzo głupia, koleś.
Rozejrzałem się. Adam pokazywał mi coś na suficie.
Rozejrzałem się. Wiem, że obiecałem jej, że nie będę jej obmacywał przy Marku,
ale musiałem. Podszedłem do niej i objąłem ją mocno. Przestraszyła się i
słusznie, bo ciemne moce właśnie schodziły, żeby ją zabrać. Walczyłem, ale nie
mogłem tego powstrzymać. Porwały ją. Skoczyłem za nią nie mając pojęcia co mnie
tam czeka.
Ten drań, kurdupel, który już raz wydał ją Marcusowi znowu
wrócił. Znowu chciał ją skrzywdzić. Nie mogłem do tego dopuścić.
Nie słyszałem początku konwersacji.
- Kochasz go? – zapytał Caleb.
Pytał o mnie czy o Marka? Nie wiem…
- Nie wiem… - powiedziała przerażona.
Moje ciało wystrzeliło do góry i obracało się w powietrzu.
Zrobiło mi się niedobrze. Ciemne moce puściły mnie i grzmotnąłem o ziemię. Bolało,
ale powoli zacząłem się podnosić.
- Czy to prawda, panie wykrywaczu kłamstw? – Caleb spojrzał
na mnie.
Wzruszyłem ramionami. Mój dar nie działał przy pytaniach o
uczucia. Nigdy. Spojrzałem na nią próbując wyczytać coś z jej twarzy. Patrzyła
na mnie zdziwiona. Caleb zaśmiał się.
- Nie wiedziałaś, że twój ukochany doskonale wie kiedy
kłamiesz? Jest wykrywaczem kłamstw. Ma też moc oddziaływania na kobiety. Każda
go pragnie. – powiedział.
Miałem ochotę go udusić. Nie powinien jej tego mówić w ten
sposób. Nie teraz. Nie była na to gotowa. Nie wiedziała jeszcze tego, co
powinna. Nie miała pojęcia o mojej przeszłości i o mnie w ogóle. Nie wiem czy
wiedziała o mnie coś poza tym jak się nazywam, pewnie nie… Cholera! To mogło
mnie zgubić. To mógłby być mój koniec. Podniosłem się i wyprostowałem.
Patrzyłem tylko na nią.
- Nie słuchaj go. Mam takie dary, ale na ciebie nie
działają. Jesteś odporna. Jesteś jedyną osobą, na którą nie działają.
Patrzyłem na Caleba. Widziałem jego wyraz twarzy. Zrozumiałem,
ze ten mały gad zrobi wszystko za moje dary. Zrozumiałem, że ją wypuści. Podszedłem do niego.
- Nie potrzebuję tych darów. Oddam ci je. Tylko ją wypuść.
- Oddasz mi dar powodujący, że każda kobieta chętnie pójdzie
ze mną do łóżka? – zapytał z niedowierzaniem.
- Tak.
Pewnie, że tak, jeśli tylko mogę w ten sposób kupić jej
wolność. Bez wahania.
- Żeby ją uwolnić?
- Tak. – wciąż patrzyłem tylko na nią.
Tak, Eve. Robię to dla ciebie. Tylko dla ciebie, choć wiem,
ze prawdopodobnie zakończy się to dla mnie tragicznie. Oddawanie daru wymaga
bycia w pełni sił. Ja jestem osłabiony walką z ciemnymi mocami. Nie przeżyję
tego, ale to, że ty będziesz bezpieczna jest dla mnie ważniejsze. Ważniejsze
niż moje życie.
Kiedy się tak zmieniłem? Od kiedy przedkładam życie dziewczyny,
którą niedawno poznałem ponad swoje? Nie wiem. Nie obchodzi mnie to. Nie chcę
jej stracić. Nie mogę.
- Dlaczego? – zapytał Caleb.
Jesteś ślepy, głuchy czy głupi? A może wszystko na raz.
Kocham ją, idioto. Inaczej nie skakałbym za nią w nieznane. Na pewno nie w tym
stanie.
- Bo nie mógłbym znieść myśli, że nie zrobiłem wszystkiego,
żeby ją ocalić. – podniosła na mnie wzrok. Nasze spojrzenia się spotkały. Nie
mogłem powstrzymać pożądania. Gdybym miał siłę, rzuciłbym się na nią.
Westchnąłem tylko cicho licząc na to, że tego nie słyszy.
- Dobrze. – powiedział Caleb – Wypuszczę ją.
- Poczekaj. – wtrąciła się – Nie ruszam się nigdzie bez
niego.
Zwariowała? Co jej strzeliło do łba. Dziewczyno, opamiętaj
się i uciekaj, póki masz ku temu szansę. On nie będzie dla ciebie dobry, nie
będzie łagodny. Już raz oddał cię w ręce drania. Myślisz, że będzie miał
jakiekolwiek skrupuły?
- „Co ty robisz? Uciekaj!” – powiedziałem do niej w myślach.
No, co ty wyprawiasz dziewczyno? Robię to po to, żebyś mogła
być bezpieczna. Żebyś mogła spokojnie żyć. Żebyś mogła kogoś pokochać i być
szczęśliwa… Nie marnuj tej okazji.
- „Nie mogę…” – odpowiedziała .
Nie możesz? Dlaczego nie możesz? Czujesz coś do mnie? Jeśli
tak, uciekaj. Przyjmij moją ofiarę i uciekaj. Dla mnie. Jeśli nie, olej mnie i
uciekaj. Nie zostawaj. Nie kłóć się z nim. Wiej!
- „Dlaczego?” – zapytałem.
Nie odpowiedziała. Nie mogłem nic wyczytać z jej twarzy.
Nic. Caleb przyglądał się jej z
zaciekawieniem.
- Dlaczego myślisz, że wypuszczę was oboje? – zapytał.
- Bo nie jesteś taki zły jakbyś chciał być. – odparła –
Czuję to.
Taaa, jasne. To dobry człowiek i właśnie dlatego oddał cię w
ręce oprawcy. Ślepa jesteś czy jaka?
- Okej. – powiedział – Za was dwoje chcę jego oddziaływania
na kobiety i wykrywania kłamstw.
Miała rację. Nie jest aż tak zły. Albo jest aż tak wyrafinowany
i wiedział to, co ja. Wzdrygnąłem się. Wiedziałem, że nie mam szans. Nie miałem
szans oddając jedną moc w takim stanie. Byłem wyczerpany walką. Wiedziałem, że
tego nie przeżyję, ale było mi wszystko jedno. Najważniejsze było to, żeby ona
wróciła bezpiecznie do domu. Przy dwóch mocach moje szanse były dokładnie równe
zero. ZERO. On musiał o tym wiedzieć. Widziałem to w jego twarzy.
- Dasz radę? – zapytała mnie miękko.
Skinąłem głową. Skłamałem, wiem. Skłamałem, mimo, że
obiecałem jej, że tego nie zrobię. Wybacz mi, Eve. Muszę. Nie umiem się z tobą pożegnać. Spojrzała mi w
oczy. Odwróciłem wzrok.
- Nie wrócę tam bez ciebie. – szepnęła mi na ucho. –
Zostanę, jeśli nie dasz rady.
Cholera! Doskonale wiedziała gdzie jest mój najczulszy
punkt. Wie, co do niej czuję. Wie, że nigdy jej nie poświęcę i że zrobię
wszystko, żeby ratować ją przed takim losem. Spojrzałem wściekle na Caleba.
- Bierz.
Poczułem dreszcze i przeszywający ból. Jakby ktoś wiercił mi
dziurę w brzuchu, w głowie i nie wiem gdzie jeszcze. Kątem oka widziałem
przerażoną twarz Eve i starałem się wyglądać jakby mnie to nie bolało. Choć
przez chwilę. Dla niej. Opadłem na ziemię. Podbiegła do mnie przykładając palce
do szyi.
- Odeślij nas. – usłyszałem jej głos jak przez mgłę. – Masz
co chciałeś.
Straciłem przytomność i odzyskałem ją dopiero w fabryce. Nie
wiem ile czasu już tam byłem. Adam chciał mi pomóc, ale Eve odprawiła go
gestem.
- Dlaczego to zrobiłeś? – zapytała mnie.
Oparłem się na jej ramieniu i dałem się zaprowadzić na
posłanie. Osunąłem się na nie. Nie miałem siły stać. Nie wiem jakim cudem
żyłem. Nie mogłem żyć. Nie miałem szans. Nie w tym stanie. Nie… Chyba, że…
Chyba, że ona faktycznie coś do mnie czuła. Chyba, że to ona nie pozwoliła mi
przejść na drugą stronę. Och, Eve… Jednak? Choćbyś nie wiem jak zaprzeczała
wiem, że potrzebujesz mnie tak samo jak ja ciebie. Wiem, że to nie Mark jest
twoim przeznaczeniem. Nie on. Ja. Chyba… Mam nadzieję…
- Dla ciebie zrobiłbym wszystko.
Dosłownie. Wszystko.
- Dlaczego? – zapytała.
Jak to może jeszcze nie być oczywiste? Ile ona zna powodów
dla których ktoś może chcieć oddać życie za inną osobę?
Spojrzałem na nią.
Nie wiesz? Naprawdę nie wiesz, czy po prostu chcesz to
usłyszeć?
Patrzyła na mnie wyczekująco.
Dobra, sama chciałaś.
- Bo cię kocham. – powiedziałem tracąc przytomność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!