Me

Me

czwartek, 28 marca 2013

Underground 15

Budzę się w szarym pokoju. Nie dziwi mnie to. Tu wszystko jest szare. Nie znam tego pomieszczenia. Rysy na suficie są inne niż w pomieszczeniach które znam. Próbuję usiąść, ale nie mogę. Ból mnie paraliżuje. Krzyczę. Drzwi natychmiast się otwierają.
- Wiedziałem, że się obudzisz jak tylko wyjdę na chwilę. – twarz Robina jest pełna niepokoju. Zapina koszulę. Podejrzewam, że przed chwilą brał prysznic, bo na potarganej czuprynie lśnią jeszcze kropelki wody. Podchodzi do mnie i delikatnie gładzi mnie po włosach. To jedyne co mnie nie boli chyba. Jestem w fatalnym stanie. Wiem o tym.
- Gdzie jestem? – pytam. Mówienie nie boli mnie tak jak poprzednio. Jest w porządku.
- Tak gdzie chciałaś. – mówi cicho przyglądając mi się bacznie, jakby się bał, że zareaguję nerwowo. Patrząc na nasze ostatnie rozmowy, nie dziwię mu się.
Uśmiecham się lekko. Mam nadzieję, że się uśmiecham, nie jestem pewna, bo domyślam się jak wygląda moje ciało. Jeśli choć w połowie tak beznadziejnie jak się czuję, to Robin powinien już uciekać gdzie pieprz rośnie. Ale on nie ucieka. Patrzy się na mnie i uśmiecha się delikatnie, choć widzę, że jego oczy są smutne. Widzę, że coś go męczy i bardzo chcę, żeby przestało.  
- Jolie, kto ci to zrobił? – pyta cicho.
Aha, o to mu chodzi… Nie mogę mu powiedzieć. Nie chcę, żeby Jelena miała kłopoty. Wiem dlaczego to zrobiła. Boi się o swoją przyszłość. Nie chce zostać z jakimś brzydkim facetem z wyższych poziomów. Ma swoje standardy, a za rok będzie musiała znaleźć kogoś, kto je spełni i kto nie będzie okupowany przez setki innych dziewczyn. Jelena jest ładna, ale ma bardzo trudny charakter. Facet, który będzie miał wybór i odrobinę rozsądku, wybierze inną. Na przykład Jill. Kręcę głową.
- Jolie, musisz mi powiedzieć. Oglądałem taśmy z kamer, ale nic tam nie widać. Wasze drzwi są w martwym polu. Kazałem zamontować kamerę skierowaną prosto na nie, ale już za późno.
Kręcę głową. Nie chcę mu tego mówić.
- Próbuję ci pomóc… - głos mu się załamuje. – Chcę, żebyś była bezpieczna.
- Robin, nie powiem ci. Nie mogę… - mówię cicho. Mam nadzieję, że jakoś ukryję przed nim to, że kłamię. Przygląda mi się uważnie i milczy przez chwilę.
- Dlaczego chronisz tę osobę? – pyta. – Mało cię nie zabiła. Widziałaś jak wyglądasz?
-  Nie, ale się domyślam. – kładę mu rękę na ramieniu – Zrozum…
- Nie Jolie, nie rozumiem dlaczego wolisz narażać własne życie niż sprawić, żeby ktoś, kto cię skrzywdził odpowiedział za to w należyty sposób.
Robin wstaje o zaczyna chodzić po pokoju.
- Nie możesz się narażać w ten sposób. A co jeśli on wróci? – jest zły. – Znowu będziesz udawać, że jesteś większa i silniejsza i że dasz sobie radę… - urywa – Co jeśli on wróci? – powtarza.
- Ona – poprawiam go. Za późno się ugryzłam w język.
Robin się uśmiecha i oddycha z ulgą.
- Teraz przynajmniej wiemy, że to dziewczyna.
- Nie – próbuję wstać, ale zaraz opadam z powrotem na łóżko. Robin uśmiecha się i podchodzi do mnie.
- Leż. – prosi.  – Jak będziesz czegokolwiek potrzebowała, jestem tu, żeby ci pomóc.
- Dlaczego? – pytam. W sumie nie wiem po co. Jakby to jeszcze nie było oczywiste. Chyba chcę to usłyszeć.
- Mówiłem ci… - Robi pauzę jakby miał nadzieję, że się odezwę i nie będzie musiał kończyć. – Chcę, żebyśmy byli razem. Już na zawsze. A w tym celu muszę cię najpierw doprowadzić do porządku. Nie podobasz mi się w tym stanie.
Zaczynam się śmiać. Wszystko mnie boli. Łapię się za żebra, żeby trochę zmniejszyć ból. Nie wiem jak on to robi, że zawsze powie to, co potrzebuję usłyszeć. Teraz znowu to samo. Powiedział dokładnie co czuje i czego chce, ale w taki sposób, że jeszcze przy tym poprawił mi humor.
Robin siada na łóżku i przyciska moje ręce mocniej do żeber, dzięki temu mniej mnie bolą. Uspokajam się.
- Dziękuję. – uśmiecham się do niego.
- Cieszę się, że jakiekolwiek pozytywne reakcje też umiem u ciebie wywołać… - zaczyna. Wiem, że szykuje się poważna rozmowa, ale nie wiem czy mam na nią siłę i ochotę. Wiem jednak, że kiedyś musimy o tym porozmawiać. Może lepiej od razu… Podnoszę na niego wzrok i czekam.
- Jestem zazdrosny o ciebie – wzdycha ciężko – Nawet bardzo.
- Wiem…
- Pozwól mi skończyć, proszę…
Kiwam głową.
- Wiem, że czasem zachowuję się jakbym chciał cię kontrolować, ale ja to wszystko robię dlatego, że chcę cię chronić, Jolie. Jesteś delikatna – gładzi mnie po policzku. – Bardziej krucha niż ci się wydaje, a ja nie mogę sobie pozwolić na to, żeby ciebie zabrakło.
- Nie jestem taka delikatna.
- Właśnie widzę – mówi ironicznie.
Wzruszam ramionami.
- Zrozum, nie chcę cię ograniczać, ale musisz zrozumieć, że są rzeczy, które mogą być dla ciebie szkodliwe. Są ludzie, którzy mogą chcieć cię skrzywdzić. Zaufaj mi czasem… Proszę…
Kiwam głową. Nie chcę mu zaprzeczać. Czuję, że może mieć rację. Zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach, po tym jak zginęła moja mama i po tym jak moja przyjaciółka mało mnie nie zabiła.
- Robin… - zaczynam cicho. – Nie chcę się z tobą kłócić.
- To się nie kłóć. – mówi cicho i zbliża twarz do mojej. – Mogę? – pyta. Nie czeka na odpowiedź. Przyciska usta do mojego czoła. Robi mi się przyjemnie ciepło i czuję jakby cały ból nagle gdzieś zniknął. Wzdycham cicho. Robin odsuwa się i patrzy na mnie pytająco.  Chcę, żeby wrócił do poprzedniej pozycji.
- Jeszcze raz… - proszę, nie wiem czy to do niego dotrze, mówię prawie niesłyszalnym szeptem.
Jego usta rozciągają się w tym samym zniewalającym uśmiechu, który już znam, wydaje mi się, że od wielu lat. Opiera rękę koło mojej głowy. Muska wargami mój policzek. Ciepło rozchodzi się po moim ciele aż po koniuszki palców. Ponownie całuje mnie w czoło. Nie spodziewałam się, że to uczucie może być tak cudowne. Jego dłoń wplątuje się w moje włosy. Przytula policzek do mojego policzka. I szepcze mi coś do ucha. Z początku nie rozumiem co, ale powtarza to wiele razy, aż w końcu wiem co mówi.
- Powiedz tak, Jolie. Proszę, powiedz tak. – jego głos jest niski i pociągający. Do tego stopnia, że mam ochotę powiedzieć to jedno krótkie słowo, o które mnie błaga. Nie obchodzą mnie konsekwencje. Powstrzymuję się z trudem, kiedy on znowu się odzywa - Powiedz, że będziemy razem już zawsze, a zrobię wszystko, żebyś w każdej minucie swojego życia była szczęśliwa.
Serce mi przyspiesza. Znowu powiedział coś, co powoduje, że moje serce przejmuje kontrolę nad umysłem. Nie wiem co mam mu powiedzieć. Otwieram usta, bo nie chcę go trzymać w niepewności, ale ciągle nie wiem co zrobić. Robin czeka w napięciu. Patrzy się na mnie takim wzrokiem, że najchętniej zapadłabym się pod ziemię, ale nie mogę, bo już jestem pod ziemią. Mam ochotę się schować. Jego wzrok jest naglący. Biorę głęboki wdech. Boli. Jęczę z bólu. Jego twarz natychmiast się zmienia. Znów jest pełna troski.
- Przepraszam. Nie powinienem cię ponaglać.
- Nie powinieneś – uśmiecham się lekko – Ale wiem dlaczego to robisz.
- Tak?
Kiwam głową. Pewnie, że wiem. Ja też bym dłużej nie wytrzymała gdyby nie to, że boję się, że później zakocham się w kimś innym i skończę tak jak moja mama – będę nieszczęśliwa do końca życia, albo zranię jego. Nie chcę mu nic odpowiadać, bo ciągle w głowie siedzą mi te zielone oczy i nie mogę pozbyć się uczucia, że kiedyś go spotkam i że wtedy moje życie zmieni się całkowicie.
- Powiedz mi przynajmniej czy mam szansę... – prosi. Znów patrzy nam nie nagląco i pochyla się, jakby się bał, że będę mówiła za cicho i nie usłyszy.
- Masz – chrypię. Jestem zdenerwowana, odchrząkuję, żeby oczyścić gardło. – Podobasz mi się.
Na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech.
- Będziesz moja. – mówi. – Nie wypuszczę cię! Tylko moja. Od teraz, na zawsze.
Uśmiecham się. Nie chcę mu psuć nastroju, poza tym nic z tego co mówi mnie nie przeraża. Muszę mu tylko przypomnieć o jednej rzeczy…
- Nic ci nie obiecałam… - mówię cicho.
- Na próbę. – odpowiada. – nie przyjmuję odmowy.
- Jak to na próbę? – zaciekawił mnie.
- Kiedyś nie było tak jak teraz – wzdycha. – kiedyś obie strony miały coś do powiedzenia. Teraz mężczyzn pozbawiono tego prawa. Ja jestem wyjątkiem bo należę do Góry, ale kiedyś ludzie musieli się w sobie zakochać nawzajem, żeby być razem. – pociera kciukiem mój policzek. – I nie brali od razu ślubu. Najpierw byli ze sobą. Czasem mieszkali razem, czasem nie, ale byli oficjalnie parą i sprawdzali czy będą w stanie to dalej ciągnąć…
Urywa, a ja wiem co chce mi zaproponować. Doskonale wiem i wiem, że mi to pasuje. To jest idealne rozwiązanie.
- Ale nie będziesz sobie robił nadziei? – pytam
Uśmiecha się i wzrusza ramionami.
- Tego nie mogę ci obiecać. Od początku liczę na więcej. Na wszystko…
No tak, zapomniałam. Szczery do bólu.
Wiem, że od początku tego chcesz, ale mógłbyś raz skłamać, żeby poprawić mi samopoczucie. Nie chcę ci później złamać serca…
Wzdycham. Widzę taką nadzieję w jego oczach, że nie potrafię mu powiedzieć nie.
- Dobrze. – czuję jakby wielki kamień spadł z mojej piersi. Nareszcie mogę oddychać  swobodnie. Mam wrażenie jakby wcześniej cos mnie dusiło.
Robin zeskakuje z łóżka i bierze mnie na ręce. Zaczyna się kręcić w kółko i śmiać na cały głos.  Kręci mi się w głowie i łapię go mocniej za szyję. Zatrzymuje się i przyciska usta do mojego policzka. Robi mi się gorąco. Wszystko mnie boli od tego nagłego ruchu, ale jego radość jest zaraźliwa i nie zwracam na to uwagi. Śmieję się razem z nim. Cieszę się jego szczęściem. Powoli sadza mnie na łóżku i siada naprzeciwko mnie. Pochyla się w moją stronę. Kładę mu rękę na piersi.
- Nie wiem czy to dobry pomysł… - mówię.
Śmieje się i wyciąga rękę. Pochyla się, żeby odgarnąć włosy z mojej twarzy.
- Obiecałem ci, że cię nie pocałuję dopóki mnie nie poprosisz. Nic się nie zmieniło. – Uśmiecha się.
Zaczyna mnie to denerwować. Nie wiem czy bardziej wkurzam sama siebie czy on mnie wkurza. Z jednej strony podoba mi się, że nie chce mnie do niczego zmuszać, ale z drugiej zaczyna mnie to wkurzać, bo zachowuje się, jakby nie miał własnego zdania .
- Dlaczego taki jesteś? – pytam.
Patrzy na mnie zdziwiony.
- Jaki?
- Do bólu przyzwoity. Dlaczego się mnie o wszystko pytasz? Czemu sam nie podejmujesz decyzji?
Wzrusza ramionami.
- Tak mnie wychowano. Osiemnaście lat w jednej rodzinie to trochę więcej niż sześć. – patrzy na mnie i wiem, że mówi o różnicach między nami. Mój przyspieszony wzrost sprawił, ze spędziłam ze swoja rodziną trzy razy mniej czasu niż on ze swoją.
- Taką mnie stworzyli – mówię, bo nie wiem jak mam mu inaczej wytłumaczyć swoją odmienność.
- I dobrze. – uśmiecha się – Inaczej w ogóle byś na mnie nie spojrzała.
Śmieję się. Ma rację. Gdybym rosła w normalnym tempie, byłby osiemnaście lat starszy ode mnie. Nigdy bym na niego nie zwróciła uwagi.
- Moja mama wychowywała mnie sama. Tato zginął podczas kopania jednego z tuneli. Pracował tak samo jak twój ojciec. – mówi. – Miałem chyba ze cztery lata, kiedy mama została ze mną sama. Nie chciała drugiego męża, choć miała z kogo wybierać.
Patrzy na mnie.  Kiwam głową, żeby dać znak, że go słucham.
- Mama była nauczycielką historii Overhead. Mówiła, że głównym problemem naszego społeczeństwa jest to, że nikt nie bierze pod uwagę zdania kobiet. Poza wyborem męża nie mają nic do powiedzenia. Wychowała mnie tak, że liczę się ze zdaniem kobiet. Chcę, żeby mogły decydować o sobie. Miałem nadzieję, że ci to nie będzie przeszkadzało, ale jeśli tak jest… mogę spróbować to zmienić.
Uśmiecham się.
- Zostałem stworzony tak, że potrafię całkowicie zapomnieć o sobie. Być może dlatego mamie udało się tak głęboko dotrzeć z jej poglądami, że przyjąłem je za swoje. To jest dla mnie naturalne. Tak, jak kontrolowanie wybuchów złości. Po prostu tak robię. Zawsze. – mówi – Taką mam konstrukcję genetyczną. Jestem spokojny, ale do czasu.
Wiem o tym, bo widziałam jego DNA, ale chyba nie powinnam mu mówić. Nie mogę uwierzyć, że taki facet się we mnie zakochał i chce ze mną być. Jest niesamowity. Faktycznie jest wyjątkiem w tym względzie. Mój tato nigdy nie pytał mamy o zdanie. Przyjmował za pewnik, że ona chce robić to, co on. Podoba mi się, że Robin tak nie robi, ale wolałabym…
- Nie chodzi o to, żebyś to zmieniał. – mówię – To bardzo fajna cecha, ale…
Patrzy na mnie pytająco.
- Chciałabym czasem wiedzieć co ty myślisz i czego chcesz.
Robin uśmiecha się szeroko.
- Naprawdę?
Kiwam głową.
- Oczywiście. Jeśli mamy być parą, to parą. Nie możemy wszystkiego dopasowywać do mnie, bo szybko ci się to znudzi… - robi mi się słabo na samą myśl, że Robin mógłby mnie zostawić. – Wiesz, że to nie będzie łatwe?
Kiwa głową.
- Wiem, że oboje będziemy musieli coś poświęcić, ale ja jestem na  to gotowy. Mam nadzieję, że ty też…
Nie wiem czy jestem na to gotowa. To pewnie zależy od tego co miałabym poświęcić. Uznaję, że lepiej będzie nie odpowiedzieć i zmienić temat.
- Opowiedz mi jeszcze o twojej mamie.
- Uważała, że wszystko tu jest źle urządzone i ja się z nią zgadzam. Dotyczy to zwłaszcza kobiet.  Nikt ich nie pyta czy i gdzie chcą iść. Mężowie nie pytają żon czy mogą je pocałować, przytulić, czy mają ochotę iść z nimi do łóżka i… - urywa. Jego twarz oblewa rumieniec. Pierwszy raz widzę, że jest zawstydzony.
- I co? – pytam.
Robin odwraca wzrok i mamrocze coś pod nosem. Nic nie słyszę.
- Powiedz głośniej. – proszę go.
- Uprawiać seks.
Patrzę na niego zdumiona. Kiedyś uczyli mnie, że seks prowadził do powstania dzieci w Overhead, ale w Underground on nie ma sensu, bo mężczyźni są bezpłodni, a dzieci są produkowane w laboratoriach.
- Po co mieliby uprawiać seks, jeśli i tak nie mogą mieć dzieci? Przecież to bez sensu…
Robin wzdycha i kręci głową.
- Ta indoktrynacja musi się skończyć… - mówi jakby do siebie. – Seks jest przyjemny.
Patrzę na niego zdumiona.
- Tak jak całowanie?
Robin sztywnieje i ściąga brwi.
Co ja  znowu zrobiłam?
- Nie wiem jak jest z całowaniem. – mówi – Nigdy tego nie robiłem…
Widzę, że coś go gryzie, ale nie umiem powiedzieć co, więc nie zaprzątam sobie tym głowy.
- A skąd wiesz o seksie?
- Ze słyszenia. Przecież tego tym bardziej nie robiłem.  – wzrusza ramionami. – Nie jestem tak doświadczony jak ty.
Uśmiecha się, ale zdenerwował mnie tym co mówi.
- Znowu pijesz do Iana?
- Jolie, zrozum mnie wreszcie! – podnosi głos. – Nie podoba mi się to, że się z nim zadajesz. Nie podoba mi się z dwóch powodów.
Zakładam ręce na piersiach, wydymam wargi i czekam na więcej.
- Po pierwsze on ci się podobał…
Kręcę głową. Ian mi się nie podobał, to chemia sprawiała, że coś do niego czułam.
- Nie ważne czy sama czułaś do niego pociąg czy to była sprawka jakichś substancji. – wzdycha -  Mimo krótkiego czasu, w którym się znaliście jemu udało się ciebie pocałować, mnie nie. – chyba widzi, że niespokojnie się poruszam, bo łapie mnie za rękę.  – Jemu udało się dotrzeć dalej. Nie podoba mi się to. Jestem zazdrosny. Bardzo. Teraz jesteś moją dziewczyną, więc nie chcę, żebyś była blisko niego. To logiczne, że nie chcę konkurencji, prawda?
Kiwam głową. Nie sposób się z nim nie zgodzić.
- A drugi powód?
- Czy to nie oczywiste?
Kręcę głową. Robin wzdycha i kontynuuje:
- Próbował cię skrzywdzić. Chciał zrobić coś wbrew twojej woli. Jestem więcej niż pewien, że zrobi to ponownie. – wzdycha, bo znowu kręcę głową – Jolie, mówiłem ci o mojej mamie. Nie pozwolę na to, żeby ktoś zmuszał kobietę do pocałunków czy czegokolwiek innego. Każdy z nas powinien mieć wolność wyboru i tego co robi i z kim to robi. Dotyczy to także dotykania.
- Więc dlaczego się wściekałeś jak Ian pomagał mi chodzić?
- Nie chodzi o dotykanie – mówi. Kręcę głową – No dobrze, chodzi też o dotykanie, ale przede wszystkim chodzi o niego. On nie jest osobą, z którą powinnaś się zadawać.
- Teraz zainteresował się Jill. – mówię – Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Pomagał mi jako przyjaciel. – zaczynam się denerwować.
Robin przyciska palce do skroni i bierze kilka głębokich wdechów.
- Mylisz się. Facet nie zapomina tak szybko o tym kto mu się podoba. On udaje, że zbliża się do Jill, a tak naprawdę chce być bliżej ciebie i wykorzystuje każdą możliwość, żeby cię dotknąć.
Zaczynam to wszystko analizować. Faktycznie Ian kilka razy niby przypadkiem mnie dotykał, specjalnie dał mi probówki ze swoim DNA i z DNA Robina, żebym widziała, że jego seria jest lepiej dopracowana. Do Jill nie podchodził podczas naszej pierwszej praktyki. Czy Robin ma rację, czy przemawia przez niego tylko zazdrość. Wbijam wzrok w swoje palce i próbuję to wszystko przemyśleć. Czy powinnam mu ulec i ograniczyć kontakty z Ianem do minimum? Czy powinnam mu się postawić i pokazać, że nie będzie mną rządził.
- Jolie, widzę jak on na ciebie patrzy. On chce cię dla siebie. – mówi - Ty nie widzisz go w ten sposób, ale on ciebie tak.
Kiwam głową. Może i ma rację. Podnoszę wzrok. Robin przysuwa się bliżej. Jego błękitne oczy płoną. Kładzie mi dłoń na policzku i zbliża twarz do mojej.
- Pozwól mi… - prosi cicho. Od jego głosu wszystko wewnątrz zawiązuje mi się na supeł. Odpuszcza dopiero, kiedy on wplata palce w moje włosy.
- Nie. – mówię cicho. – Nie w tym stanie… - pokazuję na siebie. Wiem, że mam spuchnięte usta. Wiem, że wyglądam okropnie. To nie ma sensu.
Robin uśmiecha się.
- Dobrze, poczekam aż wyzdrowiejesz. – mówi – Ale uznaję, że mam pozwolenie. – Uśmiecha się i nie czeka na moją odpowiedź. Wstaje i podchodzi do drzwi. – Jill do ciebie wpadnie po obiedzie. Ja muszę iść do pracy. Wrócę najszybciej jak będę mógł.
Obiad to dużo powiedziane. Mamy tak zwane przerwy obiadowe w pracy, ale właściwie pijemy wtedy herbatę i łykamy tabletki. Jest to też czas odpoczynku dla naszych ciał. Możemy rozmawiać, spacerować, robić co chcemy. Tylko w święta obiad wygląda tak, jak kiedyś w Overhead. Mamy prawdziwe jedzenie. Czasem nawet słodycze. Uwielbiam te dni.
Robin wychodzi. W pokoju jest strasznie cicho. Opadam na łóżko i wbijam wzrok w sufit. Co ja właściwie zrobiłam? Na co się zgodziłam? Jestem jego dziewczyną, pozwoliłam mu na pocałunek… Nie wiem dlaczego. Serce mi przyspiesza, jakby chciało mi powiedzieć, ze doskonale wiem dlaczego. Bo wiem. Tylko z jakiegoś nikomu nieznanego powodu nie chcę się do tego przyznać sama przed sobą. Przy nim czuję się bezpieczna, bo zawsze kiedy potrzebuję pomocy, on jest przy mnie. Mogę na niego liczyć we wszystkim. Od kiedy się poznaliśmy czuję się jakby lżejsza, moje serce jakby lżej pompuje krew, mam jaśniejszy umysł... W najmniej oczekiwanym momencie on mówi rzeczy, których potrzebuję. Rozbawia mnie kiedy jest mi to potrzebne.
Drzwi otwierają się z hukiem. Serce podskakuje mi do gardła, a oddech przyspiesza. Odwracam się gwałtownie w ich stronę. Robin wpada do pokoju i podchodzi do mnie kładąc mi dłoń na policzku. Na jego twarzy igra półuśmiech, kiedy pochyla się w moją stronę.
- Co ty robisz? – pytam – Miałeś iść do pracy….
- Postanowiłem sprawdzić czy przypadkiem nie wyzdrowiałaś – mówi i całuje mnie w czoło. – Ale wygląda na to, że muszę jeszcze chwilę poczekać.
Zaczynam się śmiać.
- Tak, dłuższą chwilę.

- Nie obiecuję, że wytrzymam. – mówi i wybiega z pokoju. Słyszę jak zamyka za sobą drzwi do boksu. Właśnie o tym mówiłam. W najmniej oczekiwanym momencie on przychodzi i robi dokładnie to, czego potrzebuję, żeby poczuć się lepiej. Uśmiecham się do siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!