Me

Me

niedziela, 3 marca 2013

Pamiętnik 8 - Styczeń 2013 – Anglia, błękitny zamek

Ryan zwariował. Dobra, może nie zwariował, ale jego moc wymknęła mu się spod kontroli. Ja rozumiem wszystko… Dopiero co się dowiedział, że jest medium dusz, a jeszcze do tego stracił dziewczynę, którą kochał albo nie. Nie ważne. Ale to wszystko nie jest powodem do tego, żeby próbować zabić Alice. Nie ją. To dobra dziewczyna. Nie zasłużyła na to.
Kiedy Adam wpadł z nią do naszej sypialni byłem wściekły. Miałem ochotę go ukatrupić. Eve stała zupełnie naga na środku pokoju, a wcale mi się nie podoba perspektywa tego, że jakiś inny facet będzie ją oglądał nago. Ja właśnie wychodziłem z łazienki i miałem ogromną ochotę zaciągnąć ją powrotem do łóżka. Już otwierałem usta, żeby mu coś powiedzieć, gdy zauważyłem, że w ramionach trzyma Alice. Była nieprzytomna.  Wróciłem do łazienki i przyniosłem szlafrok dla siebie i dla Eve. Adam twierdził, ze to wina Ryana. Uwierzyłem mu.  Położyliśmy Alice na łóżku i zacząłem ją leczyć. Eve chodziła niespokojnie z kąta w kąt. Wiedziałem, że martwi się o Ryana. Podeszła do mnie. Chciała, żebym ją zapewnił, że wszystko będzie w porządku, ale ja wiedziałem, czułem, że nie będzie. Coś wisiało w powietrzu i to nie było nic pozytywnego.
Eve rozmawiała z Adamem. Opadła na kolana. Chyba dowiedziała się, że z Ryanem nie jest dobrze. Podszedłem do niej i przytuliłem ją mocno. Wiedziałem, że potrzebuje mojego wsparcia. Potrzebowała każdego wsparcia. Była taka delikatna, taka krucha.
Cholera! Poczułem, że ktoś przechodzi przez iluzję. Adam podbiegł do okna. Też musiał to poczuć. Eve ruszyła za nim. Kiedy zobaczyła Ryana pędem wybiegła z pokoju.  Pobiegłem za nią.
- Gdzie idziesz? On może być niebezpieczny.
Oczywiście, że nie posłuchała, oczywiście, że się nie zatrzymała. To kobieta. Nie może słuchać rozsądku. Musi działać impulsywnie, bez przemyślenia sprawy. Usłyszałem tylko, że to jej brat i że nigdy jej nie skrzywdzi. Jasne. Pewnie, że Ryan jej nie skrzywdzi. Nie umyślnie. Z tym, że to już nie jest jej brat, tylko jakiś obcy koleś, który nie panuje nad sobą. Westchnąłem. Musiałem ją chronić. Nie mogłem pozwolić, żeby dotarła do niego przede mną. Mogłem zrobić tylko jedną rzecz. Teleportowałem się tak, że stanąłem z nim oko w oko.
- Witaj – uśmiechnął się do mnie złośliwie - Pamiętasz, jak mi odmówiłeś, kiedy cię prosiłem, żebyś mi powiedział jaką mam moc?
 Cofnąłem się o krok. Wiedziałem już, że Marcus go dopadł i nastawił przeciwko mnie, przeciwko Adamowi i pewnie przeciwko Eve. Obejrzałem się. Eve była co raz bliżej. Musiałem odciągnąć od niej Ryana. Musiałem ją chronić, za wszelką cenę.
 - Trzeba mi było powiedzieć, żebym mógł się przygotować na to, co mnie czekało.
Spojrzałem na niego z politowaniem. Nic nie rozumiał. Ta wiedza nie ocaliłaby Karen i nie pomogłaby mu w niczym.
- Nie uwierzyłbyś mi . Poza tym i tak by ci to nic nie dało. Dopóki nie odkryjesz mocy nie możesz się o niej niczego nauczyć.
 - Nie wierzę ci – powiedział Ryan i  złapał mnie za gardło.
Doskonale. Nie będę musiał się z tobą szarpać, żeby cię gdzieś przenieść, żeby przenieść się z dala od Eve. Jeśli będziesz mnie trzymał, pójdziesz ze mną. Wszędzie. Ej, nie tak mocno. Bez przesady! Ty nie żartujesz… Niedobrze z tobą.
 Eve krzyknęła i przyspieszyła kroku. Dzieliły ją od nas centymetry gdy w końcu udało mi się otworzyć portal i przenieść nas pod samą granicę iluzji. Eve biegła do nas co sił w nogach. Ryan zmusił mnie, żebym na niego spojrzał i już wiedziałem, że Eve nie zdąży. Czułem jak opuszczają mnie siły.
- Puść go! – krzyczała Eve, ale Ryan nie reagował.
Poczułem, że odpływam, że moja dusza za chwilę opuści moje ciało. Chciałem jej jeszcze coś powiedzieć, ale nawet nie wiedziałem co. Nie mogłem się z nią pożegnać. Nie teraz. Nie jeszcze. To nie mógł być mój czas. To nie mogła się tak skończyć. Nie teraz… A może jednak? Tak. To jest mój koniec czuję to… Odpłynąłem w nicość.
Moja dusza zmaterializowała się w zaświatach. Okropny grobowiec z czasek i kości. Mnóstwo duchów dookoła mnie. Krążyły w kółko jak stado wygłodniałych hien. Wiedziałem, że zaraz się na mnie rzucą. Nie mogłem na to pozwolić. Uciekłem. Odbijałem się od ścian, próbując wrócić, choć doskonale wiedziałem, że to niemożliwe.
- „Kocham cię” – głos Eve rozchodził się echem po krypcie.
Ja ciebie też kocham. I wróciłbym do ciebie za wszelką cenę, ale nie wiem jak. Nie potrafię. Wybacz mi Eve, wybacz, proszę.  Wybacz…
Poczułem zmianę. Jakby jeszcze jedna żywa dusza pojawiła się w krypcie. Podleciałem do niej. Ryan? Co on tu robi. Usłyszałem szum. Nie rozumiałem ani słowa. I nagle usłyszałem jego głos.
- Wracaj. Jesteś wolny, duchy cię wypuściły.
- Jak to?
- Oddałem im w zamian siebie. Wygląda na to, że jestem wart trochę więcej niż ty – powiedział
To akurat nie nowina. Jest medium, ja nie. Zawsze i wszędzie byłby wart więcej niż ja.
- Dlaczego to robisz? – zapytałem
- Bo ja też ją kocham. To moja siostra. Nie mogę pozwolić, żeby z powodu mojego błędu odebrała sobie życie. Wracaj do niej jak najszybciej i powstrzymaj ją przed tym. – westchnął – powiedz jej, że i tak chciałem się zabić. Życie bez Karen było zbyt puste.
Poczułem, ze wracam. Byłem znów w moim ciele. Czułem, że Eve mocno się do mnie przytula. Byłem cały mokry. Mokry od jej łez. Usłyszałem jej myśli. Była gotowa się zabić. Objąłem ją mocno.
- Kocham cię – wyszeptałem jej na ucho.
Nie odpowiedziała. Nie ruszyła się. Zacząłem błagać.
– Nie odchodź. Zostań ze mną.
Podniosła głowę i spojrzała na mnie. Wyglądała inaczej. Promieniała. Widziałem jej miłość. Po raz pierwszy zobaczyłem, że naprawdę jest przekonana, że mnie kocha. Uśmiechnąłem się i objąłem ją mocno, a potem przekazałem jej informację od Ryana. Płakała znacznie mniej niż się spodziewałem. To dobrze. Nie lubię jej łez. Nie lubię kiedy płacze.
………
Następnego dnia rano obudziło mnie dziwne uczucie. Jakby moja iluzja się rozpadała. Wyjrzałem za okno i natychmiast kazałem się Eve ubierać. Popędziliśmy do Adama. Alice była lekko wkurzona, że im przeszkadzamy w wiadomej czynności, ale w obliczu wyższej konieczności, postanowiłem ją olać. Wyjaśniłem szybko  Adamowi o co właściwie chodzi i po chwili wszyscy byliśmy już na dziedzińcu, gdzie tłum Zwierciadeł powoli gęstniał. Spojrzałem w górę i wiedziałem, że iluzja długo nie wytrzyma. Musiałem ją chociaż chwilowo podtrzymać. Adam skrzyknął pozostałych iluzjonistów podczas, kiedy ja walczyłem samodzielnie o utrzymanie iluzji. Słabłem co raz bardziej. W myślach poprosiłem Eve o pomoc. Kiedy się włączyła poczułem ogromną ulgę. Po chwili dodatkową. Wiedziałem, że Darren pomaga mi. Był świetnym wzmacniaczem. Bardzo potężnym. Dołączył Adam i pozostali iluzjoniści, ale ja już wiedziałem, że to nic nie da. Iluzja była za słaba. My byliśmy za słabi wobec sił ciemności.
Marcus powoli materializował się przed nami.
Usłyszałem jak tłum za nami się cofa. Złapałem Eve za rekę i przesunąłem ją za siebie. Odepchnąłem ją, żeby stała kilka kroków za mną. Nie mogła stać w pierwszej linii. Byłaby zbyt narażona na gniew Marcusa. Musiałem ja odsunąć. Wróciła. Poczułem jej oddech na swoim karku.
 - „Odsuń się” – powiedziałem do niej w myślach.
 - „Nie.” – odparła. – „Nie jeśli ty będziesz tu stał
Westchnąłem .Uparta jak zawsze i jak zawsze kompletnie bez sensu. Czy ona nie może zrozumieć, że chcę ją chronić? Nie zniósłbym myśli, że coś jej się stało, jeśli mogłem temu zapobiec. Odwróciłem się do niej i użyłem telekinezy, żeby przesunąć ją parę metrów do tyłu.
 - „Co ty wyprawiasz?” – zapytała
Jak to co? Chronię cię. Jak zawsze. Nie wiem dlaczego jeszcze tego nie rozumiesz.
 - „Próbuję zapewnić ci bezpieczeństwo…”
 - „Ale jak… „- urwała
 - „Nie tylko twój brat był telekinetorem” – odparłem.
Widziałem, że jest wściekła, że nie podoba jej się to, co robię, ale musiałem, po prostu musiałem to zrobić.
- Tobias – wyszeptała.
Nie tobiasuj mi tu. Nie teraz. Wiesz doskonale, jak na mnie działasz. Wiesz, że zrobiłbym dla ciebie wszystko i spełnił każdą twoją prośbę, ale nie tę. Nie zrobię tego o co chcesz mnie poprosić. Muszę cię chronić. Muszę. Kocham cię. Jesteś kobietą, ja facetem. Chronić ciebie to mój obowiązek.
Odwróciłem się od niej. Nie mogłem patrzyć na jej łzy.
 - Witajcie. Nie spełniliście mojego żądania. Poniesiecie więc karę. – powiedział Marcus.
Od razu wiedziałem co się święci. Wiedziałem, że zaraz kogoś zabije. Wiedziałem, że będzie to jeden z nas. W pierwszej linii stało nas czterech. Marcus obojętnie przeszedł koło trzech pierwszych mrucząc coś pod nosem, jakby postanowił zrobić jakąś sadystyczną wyliczankę i zatrzymał się przy mnie. Serce podskoczyło mi do gardła. Nie. Nie znowu. Nie ja. Tylko nie ja. Nie wiem jak Eve przeżyje to po raz kolejny. Ona nie wie, wciąż nie wie, jak jest potężna. Nie wie, że może w każdym momencie wrócić mnie z zaświatów. Nie wie, że kiedy umarłem i wróciłem, zmieniła się. Nie wie, że wtedy dopiero tak naprawdę zrozumiała, że mnie kocha. Nie wie, bo jej tego nie powiedziałem. Jak mogłem być tak głupi, żeby nie powiedzieć jej ,że wiem jak jest potężna, że wiem jak niezwykłą ma moc? Jak mogłem?
- Zależy ci na nim, co? – Marcus przecisnął się obok mnie i podszedł do niej.
Zacisnąłem szczękę z wściekłości. Nie mogłem  na to patrzyć. Nie po to ją cofnąłem, żeby on teraz zrobił jej krzywdę. Byłem gotów w każdej chwili się na niego rzucić.
 - Tak – powiedziała. Nie patrzyła na niego. Jej wzrok był skupiony wyłącznie na mnie. Na mnie.
 - Widzę. – przesunął palcem po napisie na jej obojczyku.
Jak on śmiał? Obojczyk był mój. Tylko mój, nikomu nie wolno było go dotykać, tylko mnie. Eve zesztywniała pod jego dotykiem. Nic dziwnego.
 - I pewnie dlatego twój głupi brat postanowił poświęcić swoje życie zamiast jego, co?
 Eve skinęła głową. Widziałem, ze ledwo powstrzymuje łzy. Sadysta. Jak on mógł. Wiedziałem, ze za chwilę ją zabije.
 - Więc powiem ci, że zrobił to na darmo. – odwrócił się szybko i wskazał ruchem ręki na mnie.
 Czerwone chmury otoczyły mnie i podniosły moje ciało do góry. Zdążyłem po raz ostatni na nią spojrzeć.
- „Wybacz mi” – powiedziałem do jej myśli. Moja dusza znów opuściła moje ciało.
Ponownie znalazłem się w krypcie. Chyba powinienem się zacząć przyzwyczajać. Jeśli dalej będę umierał w tym tempie, to za tydzień okaże się, że połowę czasu spędzam w zaświatach, a połowę w świecie żywych …  Zastanawiałem się kiedy i w jaki sposób narobiłem sobie tylu wrogów. Rozejrzałem się. Duchów nie było. Musiały być w świecie rzeczywistym i wciąż słuchać rozkazów Marcusa. Miałem trochę czasu. Wiedziałem, że Eve mnie znajdzie. Wiedziałem, że jej dar miłości wróci mnie do żywych. Wiedziałem? Czy miałem nadzieję?
- Tobias wróć – usłyszałem jej głos.
Wrócę Eve, wrócę. Jeśli tylko powiesz te dwa magiczne słowa. Wiesz o co chodzi. Powiedz je, proszę…
- Tobias wróć do mnie. Nie umiem bez ciebie żyć.
Eve, wrócę, wrócę. Obiecuję wrócić. Nie zostawię ciebie. Nawet nie wiesz jakie to dla mnie trudne…
Ryan pojawił się obok mnie. Dodawał mi otuchy, mówił, że Eve mnie wyciągnie.
- Dzięki, stary – powiedziałem.
- Kocham cię – odbiło się echem od ścian. – Kocham i nigdy nie przestanę.
Tak, Eve. O to chodziło. 
Wróciłem do mojego ciała. Po raz drugi dzięki niej i po raz drugi dlatego, że nie potrafiłem bez niej żyć. Położyłem jej rękę na sercu, czując, że ma zamiar się zabić. Byłem słaby, ale wiedziałem, że muszę ją powstrzymać.
 - Nie.
 Spojrzała na mnie. Rzuciła się na mnie i obsypała pocałunkami.
Och, Eve, tak. Ja ciebie też kocham. Bardzo. Bardziej. Najbardziej. 
 - Jak? – zapytała.
Co jak? Aha, jak udało mi się wrócić? Naprawdę nie mam siły, żeby teraz rozmawiać. Nie mam siły na nic.
 - Później  - odparłem. Nie miałem sił nawet na rozmowę. 
Uśmiechnąłem się lekko i odpłynąłem do snu.
- Tobias! – obudził mnie jej przerażony krzyk.
 - Cześć . 
Wyglądała na niezadowoloną. Okazało się, że w nocy rozmawiała we śnie z Ryanem i on jej powiedział, że nie próbowałem wrócić. Jak mógł coś takiego powiedzieć? Ja po prostu wiedziałem, że nie da się wrócić bez pomocy z zewnątrz. Teraz ona myślała, że chciałem umrzeć. Jak mogłem chcieć umrzeć chwilę po tym jak ją odzyskałem? Jak mógłbym kiedykolwiek chcieć umrzeć mając ją koło siebie.
Dziewczyno, zrozum, że cie kocham. Mocniej niż cokolwiek na świecie. Nigdy cię nie zostawię. Nigdy nie będę chciał cię zostawić.
Nie rozumiała. Nie wiem jakim cudem, ale nie rozumiała. Widziałem to w jej oczach.
– Wiedziałem, że mnie znajdziesz. Wiedziałem, że nie pozwolisz mi odejść. – powiedziałem.
- Dlaczego to nie zadziałało poprzednio? – zapytała.
Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją lekko.
 - Bo nie byłaś tak pewna swoich uczuć. Dopiero groźba utraty mnie utwierdziła cię w przekonaniu, że nie potrafisz żyć beze mnie. Nawet nie wiesz jak się zmieniłaś wtedy. Zobaczyłem zupełnie inną Eve kiedy wróciłem z zaświatów. Promieniałaś. Biła od ciebie czysta miłość. Nic więcej nie było widoczne. Tylko ona.
 - Co?
To. Właśnie to, co przed chwilą usłyszałem.
Pocałowałem ją w obojczyk. Uśmiechnęła się lekko. Mówiłem. Zawsze był tylko mój. Nikt inny nie miał do niego prawa. Tylko ja.
 - Wtedy zakochałem się w tobie na nowo. A teraz zakochuję się po raz trzeci i po raz trzeci pragnę być tylko twój, jeśli mi pozwolisz…
Czekałem na odpowiedź. Czekałem. Długo.
Eve, czemu nic nie mówisz? Nie chcesz mnie już? Nie potrzebujesz mnie? Nie…
W końcu skinęła lekko głową nie mogąc wydusić z siebie słowa.
 - Kocham cię, Eve-  powiedziałem mocno przyciskając usta do jej warg.
Och, tak. Słodki smak mojej kochanej Eve.
 - Ja ciebie też kocham. – powiedziała wtulając się w moją szyję i wciągając mocno powietrze.
 - Wiem…

Zacząłem ją całować. Nie mogłem się powstrzymać. Moje dłonie błądziły po jej ciele. Znałem je już prawie na pamięć, ale wiedziałem, ze nigdy nie będę miał dość. Z nią nawet wieczność to było za mało. Wiedziałem, że nigdy nie będę miał jej dosyć. Nigdy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!