Budzę się. Otwieram oczy i widzę sufit. Wiem, że to mój
pokój, bo poznaję charakterystyczną, zakrzywioną rysę w skalnej powierzchni.
Biegnie od drzwi w stronę przeciwległej ściany i zakręca nad moim łóżkiem.
Wygląda trochę jak znak zapytania. Jest mi gorąco.
Próbuję sobie przypomnieć jak zasnęłam, ale ostatnie co
pamiętam to jak siedziałam na łóżku razem z Robinem. Czuję jak ktoś porusza się
obok mnie. Podnoszę głowę. Robin leży obok mnie na łóżku i przygląda mi się.
- Cześć – mówi miękko i uśmiecha się. Uwielbiam, kiedy się
śmieje. Jego oczy się zmieniają, robią się weselsze, jego twarz nie jest wtedy
napięta, jak na co dzień, kiedy musi się dopasowywać do roli, którą mu
powierzono, roli jednego z przywódców i głównego sędziego Underground.
Przyglądam mu się przez dłuższy czas i zastanawiam się czy ta rola do niego
pasuje. Dochodzę do wniosku, że tak. Jest bardzo opanowany i umie chłodno
ocenić sytuację. Trochę gubi się przy mnie, nie wiem dlaczego... No dobrze,
wiem dlaczego. Widzę to, choć chyba w
zasadzie nie powinnam mieć pojęcia jak to wygląda. Wiem, że mu się podobam.
Sposób w jaki na mnie patrzy jest niepodobny do niczego. Jakby pożerał mnie
wzrokiem. Za każdym razem.
Robin odgarnia kosmyk włosów który wpada mu w oczy. Znów
jest rozczochrany. Takiego lubię go najbardziej. Wygląda wtedy na swój wiek, a
może nawet trochę młodziej. Na co dzień jest zawsze idealnie uczesany i ubrany
i wygląda wtedy sztucznie, jakby próbował się dostosować do czyichś wymagań,
jakby próbował się wpasować w rolę. Nie wygląda jakby czuł się z tym
komfortowo.
- Jolie? – mówi cicho i wyciąga rękę w moim kierunku, ale po
chwili ją cofa. Wiem, że nie chce mnie do niczego zmuszać. Podejrzewam, że to z
powodu sposobu w jaki zareagowałam na niezbyt delikatne zaloty Iana. Domyślam
się, bo mogę się tylko domyślać.
Patrzę w jego jasnoniebieskie oczy i zastanawiam się jak
doszło do tego, że spaliśmy w jednym łóżku i co właściwie robiliśmy
poprzedniego dnia czy wieczoru. Zaczynam się zastanawiać czego właściwie nie
pamiętam. Czy coś między nami zaszło? Może dlatego Robin jest dziś przesadnie
ostrożny...
- Cześć – mówię cicho. – Co się wczoraj stało? - Mój głos lekko drży. Nie wiem dlaczego. Może
boję się tego co mogę za chwilę usłyszeć.
Robina przekrzywia głowę na bok i patrzy na mnie jakby nie
rozumiał pytania.
- Dlaczego śpisz ze mną? – pytam.
Odsuwa się trochę. Widzę w jego oczach strach. Nie chciałam
go przestraszyć, nie o to mi chodziło. Wyciągam do niego rękę, ale zatrzymuję
ją w połowie drogi, bo widzę, że chce coś powiedzieć.
- Myślałem, że tego chcesz… - mówi cicho, a właściwie
chrypi. Ma niepewny głos – Nie chciałaś wczoraj, żebym cię zostawiał.
Dotykam jego policzka, bo mam nadzieję, że to go rozluźni,
ale wciąż wydaje się spięty.
- Nic nie robiłem. Leżałem tylko obok ciebie – mówi cicho.
Uśmiecham się. Podejrzewam, że to nie do końca prawda. Jak
przez mgłę pamiętam, że we śnie od czasu do czasu przeszywał mnie przyjemny
dreszcz, a ponieważ kojarzę to uczucie tylko z jego dotykiem, domyślam się, że
nie mógł utrzymać rąk przy sobie. Nie przeszkadza mi to. Lubię kiedy mnie
dotyka. Tak po prostu, lubię i już.
- Jesteś pewien? – pytam uśmiechając się lekko, żeby
wiedział, że nie będę go strofować.
Przez chwilę patrzy na mnie jakby mnie sprawdzał. Nie ruszam
się, bo nie chcę, żeby pomyślał, że to jakiś podstęp.
- Jolie, nie łatwo ci się oprzeć, a ja jestem tylko
człowiekiem… - mówi w końcu wciąż bacznie mi się przyglądając. –więc mogła się
zdarzyć, że cię dotknąłem…
Uśmiecham się szerzej. Nie wiem skąd on bierze te teksty,
ale za każdym razem, kiedy mówi coś takiego moje serce przyspiesza i chyba
zaczynam się domyślać dlaczego. Robin doskonale wie co powiedzieć, żebym
poczuła się piękniejsza, lepsza i… w sumie nie wiem jeszcze jaka, ale bardzo mi
się to podoba. Do tej pory nie uważałam się za nikogo wyjątkowego. Jestem po
prostu jedną z serii J. Nikim specjalnym. Nawet nie nadaję się do pracy w
czerwonym uniformie, co stawia mnie raczej na niższym szczeblu w naszym
społeczeństwie. Tym czasem nagle okazuje się, że jest ktoś, kto uważa mnie za
wyjątkową, godną uwagi, wspaniałą. I to nie jest byle kto, tylko jeden z
najbardziej pożądanych kawalerów w Underground, człowiek który odrzucił już
setki propozycji od kobiet i twierdzi, że zrobił to wszystko, bo czekał na
mnie.
- Robin, nie mów takich rzeczy – proszę, choć mam na myśli
dokładnie coś przeciwnego. Chce, żeby mi to w kółko powtarzał. Moja samoocena
podskakuje za każdym razem o kilka punktów w górę.
- Dlaczego? – patrzy na mnie zdziwiony – Przecież to prawda.
Jesteś niesamowicie piękna i pociągająca. – mówi i powoli zbliża się do mnie.
Serce mi przyspiesza i odruchowo się odsuwam. Nie chcę
powtórki tego, co było z Ianem. Nie chcę, żeby mnie całował. Patrzę na niego
przerażona, ale on tylko wyciąga rękę i odsuwa mi z twarzy kosmyk włosów.
Przygląda mi się bacznie.
- Jolie, obiecałem, że nie będę próbował cię pocałować
dopóki mnie o to nie poprosisz. – uśmiecha się lekko – I mam zamiar tej
obietnicy dotrzymać.
- Och – jęk zawodu wyrywa się z moich ust. Nie dałam rady go
powstrzymać.
Robin uśmiecha się szeroko a mi znowu robi się słabo. Chyba
nic nie jest fajniejsze niż jego szeroki uśmiech.
Matko, skąd mi się wzięło takie podejście.? Nie spodziewałam
się tego po sobie. To się robi niebezpieczne. Niedługo zacznę się przy nim
zachowywać jak przy Ianie, z tym, że on nie używa żadnych chemikaliów, sama
jego obecność tak nam nie działa. Podnoszę się na łóżku. Uśmiech znika mu z
twarzy.
- Co się dzieje, Jolie? – pyta cicho. Muszę mieć świetną
minę, ale mogę się tylko domyślać, że wyglądam jakby ktoś mnie właśnie uderzył.
Tak się czuję. Nie chcę tracić nad sobą panowania. Nie chcę, żeby coś wchodziło
mi w drogę. Nie chcę, żeby jakiś niezrozumiały pociąg czy uczucie decydowało o
tym co robię. Nie chcę! Chcę sama podejmować decyzje. Racjonalne, a nie oparte
na chwilowym zauroczeniu, czy czymś innym, czymkolwiek by to nie było…
- Jolie, powiedz mi o co chodzi! – jego głos jest szorstki i
wyrywa mnie z otępienia.
Patrzę na niego przez chwilę i spuszczam wzrok, bo nie wiem
co mam mu powiedzieć. Przecież nie mogę mu zdradzić, że za bardzo tracę przy
nim głowę i że dlatego nie chcę, żeby się do mnie zbliżał.
Kurczę. Ja chcę, żeby się do mnie zbliżał. Chcę! I to nie
jest efekt tego cholernego zauroczenia, chyba. Wydaje mi się, że po prostu przy
nim czuję się lepiej i dlatego potrzebuję jego towarzystwa. Czy to wszystko nie
może być prostsze?
Podnoszę wzrok. Robin wciąż patrzy na mnie wyczekująco.
Nerwowo poprawiam pozycję. Wciąż nie wiem co mam mu powiedzieć.
- Nie wiem, Robin… - mówię cicho – Nie umiem uporządkować
swoich myśli i…
Patrzy na mnie i się nie odzywa. Czeka aż skończę, a ja nie
chcę kończyć, bo boję się, że za dużo odkryję. Milczę.
- I co? – pyta cicho. Nie dotyka mnie. Może i dobrze, bo nie
jestem teraz w nastroju. Muszę się skupić na sobie.
- I uczuć! – mówię w końcu trochę za głośno. Jestem
zdenerwowana i to widać. Niedobrze.
Robin uśmiecha się. Znowu nie mogę oderwać od niego wzroku.
Jak mogłam nie widzieć jaki jest przystojny? Jak mogłam
ignorować zapewnienia Jeleny że to jeden z najfajniejszych facetów na tej
planecie? A do tego jest jednym z najważniejszych ludzi w Underground…
Nie wiem jak mogę się jeszcze zastanawiać, kiedy siedzi
przede mną gotów w każdej chwili zostać moim na zawsze. Nie wiem dlaczego nie
chcę mu powiedzieć, że zgadzam się na wszystko. Coś mnie powstrzymuje, nie wiem
co. Przez chwilę przed oczami widzę zielone oczy i już wiem o co chodzi. Czekam
na niego. Nie na Robina, na Blake’a. Myślę, że Robin byłby wspaniały jako
partner, ale w Blake’u jest coś niesamowicie pociągającego, coś tajemniczego.
Jest inny niż ci, których do tej pory znałam. Potrząsam głową. Nie mogę
uwierzyć, że rozważam to w ten sposób. Blake nie istnieje, a Robin siedzi obok
mnie i uśmiecha się zachęcająco i naprawdę mam ochotę mu ulec, ale powstrzymuję
się. Mówię sobie, że muszę być silna, a poza tym nie powinnam się teraz tym
zajmować. To jest decyzja, którą będę podejmować za rok. Poznałam ledwie dwóch
mężczyzn, plus jednego wyśniłam. Muszę mieć szerszy obraz tego, co tak naprawdę
mam potencjalnie do wyboru. Musze wiedzieć czy Robin jest wyjątkowy, czy
wszyscy faceci są tak opanowani i uroczy i… Dobra, koniec z tym.
- Powinnam się chyba dzisiaj przenieść do internatu… -
mówię.
Robin kiwa głową.
- Pomogę ci.
Uśmiecham się lekko. Muszę najpierw wziąć prysznic. Schodzę
z łóżka i czuję ostry ból w lewej nodze. Zapomniałam, że mam na sobie
stabilizator, zapomniałam, że skręciłam kostkę. Krzywię się z bólu i opadam z
powrotem na łóżko. Robin natychmiast wyskakuje spod kołdry i podbiega do mnie.
Znów jest półnagi. Moje usta lekko się rozchylają, same z siebie. Nie podoba mi
się to i szybko je zamykam, ale nie mogę się zmusić do oderwania od niego
wzroku. Stoi przede mną w samych luźnych spodniach, ale ja patrzę na to, co
jest ponad nimi. Na pięknie wyrzeźbione mięśnie, które napinają się przy każdym
oddechu. Patrzę jak jego żebra unoszą się i opadają. Podnoszę wzrok wyżej.
Przygląda mi się pytająco, a po chwili wyciąga rękę.
- Pomogę ci.
Powtarza to po raz drugi, ale ja nie wiem czy to dobry
pomysł. Powinnam sobie radzić sama. Nie będzie go ze mną w internacie ani na
praktykach. Nie może mi tam towarzyszyć. Ma swoje zajęcia, swoje sprawy, które
już i tak zaniedbał przeze mnie.
Kręcę głową.
- Jolie – karci mnie – Nie bądź uparta. Chyba mogę cię
zaprowadzić do łazienki, co?
Patrzę na niego jakbym nie rozumiała co mówi. Chce ze mną
wejść do łazienki? Nie ma mowy!
Już chcę coś mówić, kiedy on pochyla się i stawia mnie na
nogi. Przyciąga mnie do siebie tak, że bokiem opieram się o jego ciało. Znów
przechodzi mnie znajomy dreszcz. Stoję na zdrowej nodze. Powoli opuszczam te
skręconą i delikatnie próbuję na niej stanąć. Część ciężaru ciała przenoszę na
Robina, ale staram się lekko obciążać nogę, żeby się powoli przyzwyczajała do
tego, że będzie musiała pracować. Boli, ale tym razem mniej. Nie wiem czy to
dlatego, że tym razem spodziewam się bólu, czy dlatego, że Robin mi pomaga.
Próbuję oprzeć cały ciężar na tej nodze, ale przeszywa mnie ostry ból i prawie
tracę równowagę. Robin łapie mnie w ostatniej chwili.
- Nie wygłupiaj się! – mówi – Daj sobie pomóc.
Ma rację. Nie wiem dlaczego się upieram. Później i tak dam
sobie w kość.
Kiwam głową. Opieram się na nim, kiedy prowadzi mnie do
łazienki. Robin odwraca się i wychodzi, ale zanim zamknie drzwi mówi, że jakbym
czegoś potrzebowała, wystarczy, że zawołam.
- Dziękuję. – mówię opierając się o umywalkę, żeby odciążyć
uszkodzony staw.
Drzwi zamykają się, a ja z ulgą siadam i zaczynam się
rozbierać. Muszę wejść pod prysznic i się umyć. W całości. Odpinam rzepy na
stabilizatorze i zdejmuję go. Kostka jest sina i spuchnięta. Nie wygląda
dobrze. No nic, muszę tam wejść. Trzymam się wszystkiego, czego mogę, kiedy
wchodzę pod prysznic i odkręcam wodę. Pamiętam, że mam tylko dwie minuty, więc
moczę się szybko, wyłączam wodę i nacieram się mydłem. Potem biorę szampon i
spieniam go na włosach. Na koniec znów odkręcam wodę. Prawie cały czas stoję na
jednej nodze. Boję się obciążyć chorą bez stabilizatora. W końcu woda się
kończy. Jestem czysta i pachnę mydłem. Wyglądam znacznie lepiej, a przynajmniej
tak się czuję. Szybko wychodzę i wycieram się. Szczególnie delikatnie obchodzę
się ze skręconą nogą. Każde przypadkowe szarpnięcie boli. W końcu zakładam z
powrotem stabilizator. Z ulgą stwierdzam, że utykając, mogę chodzić, dopóki
trzymam się ściany albo czegokolwiek innego.
Rozglądam się i uświadamiam sobie ogromny błąd jaki
popełniłam. Nie mam ze sobą ubrania. Leży pewnie gdzieś w moim pokoju, albo w
salonie na stołku. Nie wiem. Muszę zawołać Robina, albo wyjść, ale jestem naga.
Zużyte ubranie wrzuciłam już do zsypu. Wypiorą je dla mnie. Zaciskam powieki i
myślę gorączkowo. W końcu dochodzę do wniosku, że mam tylko jedną opcję.
Owijam się ręcznikiem. Zawiązuję go tuż nad piersiami.
Jestem niska i drobna więc ręcznik sięga mi tuż za pośladki. Nogi mam całe
gołe. Ramiona też. Jeszcze nikt nigdy nie widział mnie tak roznegliżowanej. No,
może mama.
Biorę głęboki oddech. Serce bije mi o wiele za szybko i za
mocno. Jestem zdenerwowana, bo nie wiem jak Robin zareaguje na taki widok. Ze
zdumieniem uświadamiam sobie, że nie boję się, że się na mnie rzuci, nie boję
się, że będzie się na mnie patrzył łakomym wzrokiem, że nie będzie mógł oderwać
ode mnie oczu. Boję się, że tego nie zrobi. Przełykam ślinę i łapię za klamkę,
pociągam drzwi i powoli wchodzę do salonu.
Robin krząta się w kuchni, podejrzewam, że robi herbatę.
Odwraca się do mnie chwilę po tym jak drzwi do łazienki się zatrzaskują i już
nie mam gdzie uciec. Stoi na wpół odwrócony z czajnikiem w jednym ręku i
kubkiem w drugim. Jego oczy powoli się rozszerzają. Usta rozciągają się w
uśmiechu, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Lekko przymyka oczy i rozchyla
usta. Patrzy na mnie. Omiata wzrokiem moje nagie ramiona, a potem nogi. Widzę,
że nerwowo przełyka ślinę. Nic nie mówi tylko patrzy, a ja stoję, bo nie mogę się
ruszyć. Jakby coś mnie sparaliżowało. Czuję, że się rumienię, ale obserwuję go
szukając jakichkolwiek oznak zawodu. Nie ma ich, a przynajmniej ja tego nie
widzę.
Próbuję się uśmiechnąć, ale nie wiem czy mi wychodzi, bo
Robin w końcu odwraca się do mnie plecami. Oddycha ciężko.
- Twoje ubranie jest w twoim pokoju. Położyłem je na łóżku –
mówi cicho wciąż na mnie nie patrząc.
Nie wiem co mam o tym myśleć. Robię krok do przodu.
- Jolie, nie – jego głos jest cichy, błagalny.
Dlaczego?
- Co nie? – pytam, bo nie rozumiem.
- Jesteś prawie naga… - mówi cicho. – Proszę, nie podchodź.
Nie wiem o co mu chodzi, a czuję, że muszę się dowiedzieć.
Podchodzę bliżej i kładę mu rękę na ramieniu.
- O co chodzi? – pytam.
Chcę go zapytać czy już mu się nie podobam, czy teraz, kiedy
zobaczył mnie bez ubrania przestałam mu się podobać, czy już nie chce ze mną
być, ale nic więcej nie przechodzi mi przez gardło.
- Jolie… – Robin odsuwa się ode mnie wciąż na mnie nie
patrząc. – Błagam, ubierz się… - mówi to takim głosem jakby cos go bolało.
Nie rozumiem i znów się do niego przysuwam. Odwraca się do
mnie i łapie mnie za ramiona. Jego dłonie są gorące. Patrzę mu w oczy. Lodowy
błękit płonie. Nie wiem jakim cudem. Nie wiem jak on to robi, ale we mnie też
jakby zaczynało się gotować. Jego twarz jest inna niż zwykle. Jeszcze bardziej
pociągająca. Ma rozchylone usta i głośno wciąga przez nie powietrze.
- Dlaczego? – pytam w końcu. To jedyne co udaje mi się
wykrztusić. Mój głos brzmi obco, ale nie przejmuję się tym. Uparcie patrzę mu w
oczy. Widzę jak jego wzrok ucieka od czasu do czasu w kierunku moich nóg i
supełka z ręcznika, który zsunął się trochę w dół i teraz widać pod nim rowek
między moimi piersiami.
Robin marszczy brwi. Bierze głęboki oddech.
- Jolie, czy ty masz pojęcie jakie wywołujesz we mnie
reakcje?
Patrzę na niego. Skąd mogę to wiedzieć?
- To, co ci obiecałem jest dla mnie bardzo ważne… - mówi.
- To, że mnie nie pocałujesz, jeśli cię o to nie poproszę? –
pytam.
Kiwa głową.
- Chcę, żebyś mi ufała. Ale pokazując mi się w ten sposób
nie ułatwiasz mi sprawy… - urywa.
- O co ci chodzi?- Pytam i zakładam ręce na piersiach.
Znów bierze głęboki oddech, nie odrywa ode mnie wzroku.
- Jolie, naprawdę ledwo powstrzymuję się teraz przed
pocałowaniem cię, wiec proszę, idź się ubierz zanim moja siła woli całkowicie
osłabnie.
Uśmiecham się. Czuję, jakby jakiś kamień spadł mi z serca.
Jednak dalej mu się podobam. Nie wiem dlaczego to robię ale obejmuję go w pasie
i przyciągam do siebie. Robin sztywnieje. Moje ucho jest tuż przy jego sercu,
które bije jak oszalałe. Czuję jak moja naga skóra trochę przykleja się do jego
ciała, jakby nie chciały się rozstać. Robin pochyla głowę i wtula twarz w moje
włosy.
- Nie masz dla mnie litości – szepcze mi do ucha. – Co ja
mam teraz robić?
Uśmiecham się. Nie, nie poproszę go, żeby mnie pocałował,
choć to może idealny moment. Być może chcę tego tak jak on, ale nie mogę dać po
sobie poznać jak mi na tym zależy.
- Możesz mnie przytulić – mówię i od razu czuję, jak jego
ramiona zaciskają się wokół moich barków,
Czuję jego dłonie, jak przesuwają się w dół, żeby zatrzymać
się na mojej talii. Robi mi się niesamowicie błogo i przyjemnie i nie mam
ochoty się ruszać ani na centymetr, ale wiem, że muszę. Nie mogę pozwolić, żeby
to uczucie mnie obezwładniło. Odsuwam się od niego. Czuję opór z jego strony.
- Robin – mówię – musisz mnie już puścić.
- Nie chcę – szepcze cicho. Twarz wciąż ma w moich włosach.
Kładę dłonie na jego piersiach. Lubię dotyk jego miękkiej
skóry. Odpycham go lekko i podnoszę wzrok. Stoi zgarbiony. Jestem dużo niższa
od niego, więc musiał się prawie zgiąć w pół, żeby się do mnie tak przytulić.
Uśmiecham się i kładę dłoń na jego policzku.
- Wiem. – mówię cicho. Chcę mu powiedzieć, że ja też nie
chcę, żeby to się kończyło, ale duszę w sobie to pragnienie. Nie może wiedzieć.
Nie teraz. Jest za wcześnie. Sama jeszcze nie wiem co czuję. Puszcza mnie
powoli.
- Nie ułatwiasz mi tego, Jolie. – mówi tym samym niskim
głosem, co zwykle, kiedy rozmawiamy o mnie i o nim.
Uśmiecham się i wyplątuję z jego objęć. Nic nie mówię, tylko
wychodzę do swojego pokoju i ubieram się powoli. Słyszę, jak Robin wchodzi do
łazienki i bierze prysznic. Kiedy wychodzę z pokoju jest z powrotem w salonie w
swoim czerwonym uniformie. Nie wiem czy ten kolor mu pasuje. Ja bym go widziała
w czymś innym, ale nie ma wyboru. Ani on ani ja. Mam na sobie niebieski uniform
z czarnymi wstawkami, co oznacza, że jestem praktykantką. Siadam przy stole i
piję herbatę, którą przygotował. Łykam tabletki. On robi to samo, ale wciąż się
na mnie patrzy.
- Dlaczego to zrobiłaś? – pyta.
- Co?
- Dlaczego się do mnie przytuliłaś? – patrzy na mnie
wyczekująco. Wydaje mi się, że w jego oczach widzę nadzieję. Nie mogę mu nic
powiedzieć. Rozchyla usta i jestem gotowa mu wszystko powiedzieć, ale słyszę
pukanie do drzwi.
- Proszę – krzyczę.
Drzwi otwierają się. Stoi w nich kobieta w zielonym
uniformie. Prawdopodobnie nauczycielka, która przyszła mi pokazać gdzie jest
mój pokój w internacie. Przenosi wzrok ze mnie na Robina i kiwa mu lekko głową.
- Przyszłam po nią – wskazuje mnie głową.
- Jolie jest gotowa – mówi cicho Robin, po czym spogląda na
mnie – Idź, zobaczymy się później. Mam parę spraw do załatwienia. – Uśmiecha
się lekko.
Nie chcę iść. Chcę z nim porozmawiać. Muszę. Albo nie muszę.
Nie wiem. Wstaję i idę za kobietą.
Prowadzi mnie na poziom poniżej szkoły. Tam są internaty dla
wszystkich. Otwieram wskazane przez nią drzwi mając nadzieję, ze moją
współlokatorką jakimś cudem będzie Jelena, ale tak nie jest. Rozpoznaję inną
dziewczynę ze szkoły. Nigdy chyba ze sobą nie rozmawiałyśmy. Jest ubrana tak samo jak ja, czyli tez jest
praktykantką niebieskich. Ma krótkie ciemne włosy i zielone, bystre oczy.
Wygląda na sympatyczną.
- Genetyka? – pyta na wejściu. Mówi jakby trochę za szybko,
jakby jej się gdzieś spieszyło, albo jakbym miała jej zaraz przerwać.
Kiwam głową. Wskazuje mi łóżko po lewej.
- To drugie jest moje. – mówi. – Jestem Jill.- wyciąga do
mnie rękę.
Dziwi mnie to, ale łapię jej dłoń i lekko potrząsam.
- Jolie – mówię.
Uśmiecha się do mnie.
- Co ci się stało w nogę? – pyta.
- Długa historia, skręciłam kostkę. – odpowiadam i opadam na
łóżko. – Może kiedyś ci opowiem.
Jill uśmiecha się. Podejrzewam, że doskonale wie, że nie mam
zamiaru jej o tym opowiadać. Po prostu nie mam na to ochoty.
- Za chwilę idziemy zapoznać się z naszym nowym miejscem
pracy. Dowiemy się kto będzie naszym mentorem. – mówi.
Kiwam głową. Po chwili słyszę pukanie do drzwi. Próbuję się
podnieść z łóżka, ale Jill jest szybsza.
- To nasz mentor. – mówi. – Ta, co nas tu przyprowadziła,
mówiła, że przyjdzie po nas, żeby nas oprowadzić po laboratorium.
Uchyla drzwi. Nie wiem kto w nich stoi, bo skrzydło drzwi mi
zasłania. Widzę tylko tył głowy Jill. Wstaję i powoli kuśtykam do drzwi.
Opieram się o skrzydło i podnoszę wzrok na człowieka w niebieskim uniformie,
który po nas przyszedł.
- Witaj Jolie. – ten głos wytrąca mnie z równowagi.
Wiedziałam, że w końcu go tu spotkam, ale nie wiedziałam, że tak szybko.
- Ty jesteś naszym mentorem? – pytam nerwowo.
Jill patrzy na mnie zszokowana, a mentor kiwa nieznacznie
głową. Na to nie wpadłam. Dlaczego akurat on? To jakaś zemsta losu?
- Jesteście po imieniu? – pyta. – Ja wiem tylko, że
przeprowadzał symulacje…
- To długa historia…. – zaczynam. – Tę ci na pewno opowiem. – uśmiecham się.
Chcę tego, chcę jej powiedzieć o tym jak go poznałam i
dlaczego nie czuję się komfortowo w jego towarzystwie.
Jill przygląda mi się badawczo.
- Nie przedstawisz mnie? – pyta w końcu.
- Ach, tak. – otrząsam się z otępienia – Ian, poznaj Jill. –
mówię wskazując najpierw jego, a potem ją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!