Me

Me

wtorek, 26 marca 2013

Underground 12

Tego dnia nie wracamy już do laboratorium, bo w zasadzie posprzątaliśmy wszystko i już nam się nie chce tam iść.
- Dlaczego pytałaś czy byłem w swoim boksie? – zagaduje Ian kiedy odprowadza nas do internatu.
Nie chcę mu tego mówić, bo mam wrażenie, że Jill uważa Robina za potwora po tym co dzisiaj zobaczyła.
- Bo Robin kazał przeszukać twoje mieszkanie. Bał się, że schowałeś tam próbki chemii.
Ian wzdycha i wzrusza ramionami.
- Miał rację. Znaczy będę dalej sprzątał. – mówi.
- Mogę ci później pomóc – mówi Jill.
Patrzę na nią i jestem prawie pewna, że miałam rację. Ian jej się podoba. Cieszę się, bo widzę, że i on się powoli do niej przekonuje. Na razie widzi w niej koleżankę i to dobrze.
- Nie, dzięki – odpowiada.
Widzę, że nastrój Jill trochę się zmienia, robi się smutniejsza. Kopię Iana w kostkę. 
-  Nie będę tego dzisiaj ruszał. Jutro się tym zajmę. – mówi kładąc jej rękę na ramieniu - Jeśli twoja oferta będzie aktualna, to chętnie przyjmę pomoc.
Jill uśmiecha się szeroko.
- Przyjdę do ciebie jutro po praktykach – mówi – tylko będę jeszcze musiała wpaść po coś do pokoju.
- Jasne, to jesteśmy umówieni, tak?
Jill kiwa głową i wyciąga do niego rękę. Ian łapie ją o przyciska delikatnie do ust. Widzę rumieńce na policzkach Jill i wiem, że jej się to podoba, choć kompletnie nie rozumiem co ten gest ma oznaczać. Domyślam się tylko, że jest to swego rodzaju oznaka uwielbienia, w końcu pocałował ją. W rękę, a nie w usta, ale zawsze. To musi coś oznaczać! Ian i Jill? Czyżby to było możliwe… Może i możliwe, ale też niebezpieczne… Przecież policja za coś takiego zamknie ich na pewno, a ja nie zdołam przekonać Robina, żeby znów wypuścił Iana.
- Kamery! – ostrzegam ich.
- To jest martwy punkt. – mówi spokojnie Ian. - Wasze drzwi są bezpiecznym miejscem. Nie musisz się o mnie martwić. – uśmiecha się.
- O nią się martwię – wskazuję głową Jill.
Ian uśmiecha się i kiwa lekko głową. Nie wiem czy mi uwierzył. Dalej nie chcę, żeby mu się coś stało, a boję się, że Robin będzie szukał pretekstu, żeby teraz mu coś zrobić...
- Dobranoc pięknym paniom – żegna nas, kiedy otwieramy drzwi do pokoju. Ja robię kwaśną minę i patrzę na niego spode łba, Jill uśmiecha się, a Ian przygląda się nam z rozbawieniem.
- Dobrze, że chociaż jedna z was umie przyjmować komplementy. – puszcza do nas oczko i odchodzi.
Zamykamy drzwi i wybuchamy śmiechem. Ja opadam na łóżko, Jill kręci się podekscytowana po pokoju.
- Podoba ci się? – pytam, kiedy tylko udaje mi się uspokoić.
 Kręci głową.
- Myślisz, że uwierzę?
Śmieje się i znów kręci głową.
- On naprawdę jest przystojny i zabawny i sympatyczny. – wzdycha. Wydaje mi się, że jest jakieś „ale” w jej wypowiedzi, ale za mało się znamy, żebym była pewna.
- Wiem. – próbuję się z niej nie śmiać, ale ma tak rozmarzony głos, że nie mogę. Nie pasuje to do niej. Kompletnie. Znamy się parę godzin, ale jestem pewna, że to nie jest jej styl. Jill jest przebojowa i bezpośrednia, a nie romantyczna i delikatna.  
- Ale nie rozumiem co ty widzisz w Robinie. – odpowiada po chwili - Straszny z niego nerwus.
- On ma chyba problem z władzą. – mówię – Wydaje mu się, że wszystko jest jego i że może to kontrolować.
Jill przytakuje.
- Ale na co dzień, prywatnie, jest inny. Jest zabawny i czuły i do bólu przyzwoity.
Jill patrzy na mnie w sposób, który mogę nazwać tylko rentgenem. Mam wrażenie, że jej oczy prześwietlają mnie całą, że widzi moje myśli.
- Jolie, ty się chyba zakochałaś. – mówi i dopiero wtedy zdaję sobie sprawę z tego, że kiedy mówię o Robinie, mam tak samo rozmarzony głos jak ona przed chwilą. Nie jestem pewna czy to dobrze, bo to może mnie od niego w pewnym stopniu uzależnić. Nie wiem czy tego chcę.  
Rozglądam się za jakimś ratunkiem. Nie chcę o tym rozmawiać. Nie wiem czy powinnam. Niestety w pokoju nie ma nic poza szarymi ścianami i metalowymi drzwiami. Jill odchrząkuje.
- Unikanie odpowiedzi świadczy o odpowiedzi twierdzącej. – mówi.
Uśmiecham się i kiwam głową. Nie mogę zaprzeczyć. Wiem, że najprawdopodobniej ma rację.
- Podoba mi się, nic na to nie poradzę. – mówię.
W końcu się do tego przyznałam. Robin jest naprawdę godny uwagi i jest fajnym facetem, dlaczego ma mi się nie podobać?
- Jutro musisz mi pomóc zanim pójdę do Iana. – mówi nagle – Może uda mi się go przeciągnąć na moja stronę.
Pokazuję wszystkie zęby w uśmiechu.
- Jasne!
Jeszcze kilka godzin rozmawiamy o facetach. Myślę, że Jill już doskonale wie dlaczego Robin tak na mnie działa. Powiedziałam jej o wszystkim. Wie o moim stworzeniu, wie o tym jaki jest, kiedy jesteśmy sami. Mówi, że nie może sobie go wyobrazić rozczochranego, ale bardzo chętnie zobaczyłaby go bez koszulki. Dobrze nam się rozmawia. Myślę, że dogaduję się z nią znacznie lepiej niż z Jeleną. Nadajemy na tych samych falach. Nie rozumiem dlaczego nie zaprzyjaźniłyśmy się w szkole, ale teraz to nie ważne. Idziemy spać bardzo późno.
Rano budzi nas pukanie do drzwi. Kompletnie nieprzytomna wstaje i otwieram drzwi. Ian omiata mnie wzrokiem. Zdaję sobie sprawę z tego, że mam na sobie krótkie szorty i koszulkę na ramiączka. W tym za zwyczaj śpię. Jill otwiera oczy. Kiedy widzi Iana natychmiast zakrywa się cała kołdrą. Duszę śmiech.
- Czemu nie jesteście jeszcze gotowe? – pyta Ian ściągając kołdrę z Jill i przyglądając jej się uważnie. Jill jest wyższa ode mnie i ma bardziej zaokrąglone kształty, czyli większy biust i wydatniejsze biodra, ale wszystko to do niej pasuje. Ma też okrąglejszą twarz, ale nie wiem czy to nie przez krótkie włosy. Widzę, że jest zdenerwowana tym, że jest prawie nago przy Ianie. Śpi w tym co ja, to taki standard.
Wstaję z łóżka i wypycham Iana za drzwi.
- Daj nam pięć minut. – mówię i zamykam drzwi nie czekając na jego odpowiedź. Wywlekam Jill z łóżka i wstawiam pod prysznic.
- Zrób się na bóstwo. – mówię i zamykam drzwi, kiedy Jill zaczyna się rozbierać.
Wychodzi po 2 minutach. Osusza ręcznikiem włosy. Teraz ja wchodzę pod prysznic. Myję się szybko nie zapominając o włosach, kiedy wychodzę Ian dobija się do drzwi. Jill jest ubrana, ja też. Mam mokre włosy, ale muszę to przeżyć, bo obiecałam mu, że będziemy gotowe. Kiwam głową do Jill, a ona poprawia włosy i otwiera drzwi.
- Najwyższy czas! – Ian jest zdenerwowany. – Dziś mamy nowego praktykanta. Przychodzi ktoś z czerwonych. Nie powinienem się spóźniać.
- A powinieneś po nas przychodzić? – pytam.
Kręci głową. Zauważam, że patrzy ukradkiem to na mnie to na Jill.
Patrz się wyłącznie na nią. Ja jestem dla ciebie niedostępna.
Myślę czy mu to powiedzieć, ale ostatecznie dochodzę do wniosku, że nie ma sensu, bo on i tak nic nie zrozumie i mnie nie posłucha.
Idziemy do laboratorium. Jill podtrzymuje mnie z jednej, a Ian z drugiej strony. Staram się ograniczać kontakt naszych ciał. Wiem, że nieznaczny mogę wytłumaczyć kontuzją, ale większego nie. Kiedy dochodzimy na miejsce przed drzwiami do laboratorium czeka już ruda dziewczyna. Uśmiecham się szeroko, kiedy się do mnie odwraca. Jelena odwzajemnia uśmiech, ale tylko przez chwilę. Po krótkim czasie jej oczy zatrzymują się na ręce Iana, którą podtrzymuje mój łokieć, kiedy mnie prowadzi. Nie dotyka mnie, tylko mojej koszuli, ale i tak jej twarz się zmienia. Tak wyglądała tylko, kiedy ktoś zajmował jej stolik w stołówce. Nie wiem co zrobiłam źle. To znaczy wiem. Wiem, że nie powinnam dotykać się z Ianem, ale to nie ona decyduje o tym czy przekraczam dozwolone normy czy nie. Decyduje Góra i  mam nadzieję, że przymkną na to oko, ponieważ jestem kontuzjowana. Zastanawiam się przez chwilę czy nie powinnam iść do szpitala po kule, ale nie czuję się aż tak źle. W zasadzie mogłabym chodzić sama, ale po co? Lubię jak ktoś się mną zajmuje. Lubię i nie widzę w tym nic złego.
Z zamyślenia wyrywa mnie Ian. 
- Ty jesteś praktykantką czerwonych? – pyta lekko przerażony patrząc na Jelenę.
Pamiętam, że wspominał mi, że kiedyś często chciał do mnie zagadać, ale nie miał odwagi przez Jelenę. Nie bardzo rozumiem dlaczego. Nie może być aż tak przerażająca. Znów się do niej uśmiecham ale tylko prycha i odwraca się do drzwi.
- Spóźniliście się. – mówi – Wszyscy.
Nie poznaję jej. Nigdy taka nie była, a przynajmniej nie dla mnie. Owszem, miała zwyczaj wywyższać się i zmuszać innych, żeby traktowali ją jak księżniczkę, ale nigdy nie traktowała tak mnie.
- Chyba powinniśmy już zacząć – patrzy z wściekłością na mnie i na Iana, kiedy ten wyciąga klucze i wsuwa je w drzwi.
Wchodzimy do laboratorium. Ian stawia Jill i Jelenę przy jednym stole, a sam staje przy drugim razem ze mną.
- Dziś będziecie się uczyć wykrywać pożądane i niepożądane cechy w kodach DNA z probówek. Powiecie mi pod koniec dnia który z płynów waszym zdaniem nadawałby się do stworzenia podstawy nowej serii, a który nie.
Rozdaje nam po trzy probówki. Chwilę waha się przy moich, ale w końcu stawia je na stole. Potem bierze dodatkowe mikroskopy dla Jill i dla mnie.
- Jakbyście potrzebowały pomocy, mówcie. Ja mam trochę pracy, więc nie mogę się tylko wami zajmować – mówi i zaczyna się krzątać po laboratorium wyciągając różne probówki. Ogląda ich zawartość pod mikroskopem i segreguje na trzy kupki. Nie mogę zrozumieć dlaczego trzy.
- Ian? – zaczynam cicho. Mam nadzieję, że dziewczyny nie słyszą. Nie chcę im przeszkadzać.
Chłopak podnosi na mnie wzrok. Podchodzę do niego, bo nie chcę krzyczeć.
- Dlaczego trzy? – pytam i pochylam się obok niego opierając się o blat, żeby odciążyć nogę.
 Uśmiecha się.
- A jak myślisz?
- Właśnie nie wiem…
- Zastanów się. – Opiera się jedną ręką o blat. Kiedy ją kładzie przypadkiem zahacza o moją dłoń. Nie czuję tego gorąca, które kiedyś przy nim czułam. Cieszy mnie to. Nie potrzebuję komplikacji. Muszę się dowiedzieć co czuję do Robina. Ian tylko by mi w tym przeszkadzał. Próbuję wrócić myślami do pytania Iana. Wskazuję kupkę po lewej.
- To są odrzucone, prawda?
Kiwa głową i uśmiecha się.
- A te dwie są dobre, ale nie wiem dlaczego dzielisz je na dwie sekcje… - urywam. Ian pokazuje to na mnie to na siebie, jakby coś mi sugerował. Próbuję skojarzyć fakty. Czym się różnimy?
- Męskie i żeńskie?
- Bingo. – Krzyczy.
Dziewczyny odrywają się od mikroskopów i przyglądają się nam przez chwilę. Macham ręką, żeby im pokazać, że to nic takiego. Jill wraca do pracy, ale Jelena przygląda mi się jeszcze przez chwilę. Nie podoba mi się jej wzrok. Odrywam od niej oczy i zabieram się za swój zestaw probówek.
Wkładam pierwszy płyn pod mikroskop. To pełne DNA mężczyzny. Wiem na pewno, że ma ciemne włosy i niebieskie oczy. Widzę gen wzrostu. Jest wysoki. Czuję na sobie czyjś wzrok. Ian mi się przygląda. Ma taki wyraz twarzy jakby chciał mi coś powiedzieć. Jeszcze raz spoglądam w mikroskop. Nie widzę w nim wad dyskwalifikujących. Raczej ciekawy człowiek mógłby z tego powstać.
Biorę drugie DNA i widzę, że znowu jest to mężczyzna. Blondyn, dość wysoki i o ciemnych oczach. Patrzę na Iana. Idealnie wpasowałby się w to DNA. Zauważam, że znowu mi się przygląda.
- Co? – pytam.
- Pogadamy po trzecim.  – odpowiada.
Jelena prycha w rogu i woła Iana do siebie. Skupiam się na trzecim DNA. Tym razem jest to kobieta o jasnych włosach, raczej drobnej budowie ciała i niebieskich oczach. Powinna być spokojna i uległa, czuła i delikatna. Ian podchodzi do mnie i przysuwa swoje krzesło. Siada koło mnie.
- Wiesz co to jest? – pyta.
- Pełne DNA kobiety. – odpowiadam.
- Domyślasz się czyje?
Patrzę na niego przerażona.
- To są DNA realnych osób? – pytam. – Osób, które ja znam?
Ian uśmiecha się. Nie spodziewałam się, że da mi coś takiego do analizy.
- To jesteś ty – mówię wskazując DNA blondyna. Kiwa głową.
- I co, nadaję się?
Śmieję się. Po chwili kręcę głową. Ian udaje, że się obraził. Wstaje i odchodzi, ale po chwili wraca i też się śmieje.
- Też uważam, że popełnili błąd.
- Damy sobie z tobą radę. – kładę mu rękę na ramieniu, żeby go zapewnić, że wszystko będzie dobrze – Tak naprawdę to wyszedłeś im całkiem nieźle.
Naprawdę tak uważam. Ma wady, jak każdy z nas, ale Góra twierdzi, że wady można tłumić, ale nie można tworzyć ideałów.
- Dzięki. – wyciąga rękę po DNA drugiego mężczyzny. Potrząsa lekko probówką. – Wiesz kto to jest?
Patrzę na niego niepewnie. Nie wiem do końca. Mogę się tylko domyślać.
- Robin.
Ian kiwa głową.
- Teraz wiesz jaki jest. Jest coś co cię niepokoi?
Kręcę głową. Wiem już, że jest zazdrosny i zaborczy i że lubi wszystko kontrolować. Wiem też, że poza tym jest naprawdę opiekuńczy i szczery. Może nawet do przesady. Nie jest agresywny ani mściwy. To wszystko jest zapisane w genach i to wszystko sama już odkryłam. Nic się nie zmieniło w moich odczuciach. Nie ma tu nic, czego bym nie wiedziała. Nie ma nic, co by mnie przerażało. Nic, z czym nie mogłabym sobie poradzić.
- A trzecia? – pyta mnie nagle wyrywając mnie z rozmyślań.
Kręcę głową.
- Po wyglądzie powiedziałabym, że to mogłabym być ja, ale ona ma zupełnie inny charakter…
Ian wpatruje się we mnie. Mam wrażenie, że próbuje mnie przewiercić wzrokiem. Wyciąga rękę po probówkę Robina.
- Zauważyłaś podobieństwo?
Przez chwilę próbuję sobie przypomnieć i faktycznie było dużo podobieństw. Zarówno fizycznych, na przykład w kształcie twarzy, jak i psychicznych – oboje są spokojni, opanowani i…
- To jest jego wersja mnie? – pytam
Ian kiwa głową.
Nie przyjrzałam się dokładnie wyglądowi, patrzyłam tylko na wzrost, kolor oczu i włosów. Wiem, że jestem od niej niższa.
- Przecież my nie jesteśmy podobne z charakteru! – mówię trochę za głośno.
Jill i Jelena patrzą się na mnie.
- Nie jesteście – odpowiada Ian – Abby cię zmieniła.
- Wiedziałeś, że to nie ja kiedy badałeś to DNA po raz pierwszy?
Kiwa głową.
- Dlaczego mnie okłamałeś?  - jestem zła.
- Bo chciałem cię przekonać, że on nie jest dla ciebie. Już wtedy wiedziałem, że ci się podoba. To było widać. Musiałem cos zrobić. Wybacz.
Kręcę głową. To już nie ma znaczenia. Niepokoi mnie fakt, że jestem tak inna od jego wymarzonej kobiety.
- Jolie… - Ian znowu zaczyna.
- Zapomnij o tym. – mówię – Nic się nie stało.
- Wyglądasz jakby było inaczej.
Znów nie mam ochoty odpowiadać i znów ratuje mnie dzwonek na obiad. Ian sprząta probówki.
- Wracamy tu jeszcze? – pytam, kiedy zbieramy się do wyjścia.
Ian kręci głową.
- Wszystkie zrobiłyście to, co miałyście do zrobienia. Ja też dałem radę, więc nie musimy.
Otwieram drzwi i serce mi przyspiesza. Po drugiej stronie korytarza oparty nonszalancko o ścianę stoi Robin. Rozczochrany tak, jak go lubię. Chcę do niego podbiec, ale przypominam sobie, że powinnam być na niego zła więc tylko powoli podchodzę do niego machając pozostałym, żeby szli beze mnie. Jelena rzuca mi wściekłe spojrzenie i odchodzi z resztą. Zastanawiam się czy zauważa, że Jill cały czas delikatnie muska Iana. To dłoń, to ramię, to biodro, to plecy. Jej ruchy są dyskretne i pozbawione nachalności, ale zauważalne. Uśmiecham się widząc, że Ian odwzajemnia jej gesty. Rzadziej, ale jednak.
- Cześć – słyszę koło ucha.
Podnoszę wzrok. Błękitne oczy wpatrują się we mnie pytająco.
- Cześć – odpowiadam szorstko.
- Jeszcze jesteś zła?
Wzruszam ramionami.
- Coś ci przyniosłem. – wyciąga zza pleców dwie kule i podaje mi je.
Z ulgą wsuwam w nie ręce i opieram się na nich odciążając nogę.
- Dziękuję… - jestem mu naprawdę wdzięczna, że o tym pomyślał.
- Dzięki temu nie będę już musiał kasować zapisów kamer z tobą i Ianem.
Mówi to z takim obrzydzeniem, że aż mnie odrzuca.
- Więc o to ci chodzi? O Iana? Znowu?! – Jestem wściekła. Miałam nadzieję, że zrobił to z troski o mnie, a on przyniósł je dlatego, że mu się nie podoba, że dotykam innego faceta. – Nie jesteś jedynym facetem na ziemi! Uświadom to sobie w końcu! – rzucam kule i odchodzę. Wydaje mi się, że szybko, ale tak naprawdę się wlokę. Noga wciąż mnie boli. Powinnam wziąć te kule.
Robin dogania mnie i łapie mnie za rękę obracając twarzą do siebie.
- Przyniosłem ci je, bo myślę, że ci pomogą, a ty zachowujesz się jak…
- Jak kto? – przerywam mu. Zaplatam ręce na piersiach i lekko przytupuję. Po chwili zastanowienia wyrywam kule z jego rąk i opieram się na nich. Nie ważne dlaczego je przyniósł, jak już są, będę z nich korzystać.
- Jak nie ty… - kończy cicho.
Biorę głęboki wdech, bo zaczyna się we mnie gotować.
- To właśnie jestem ja! Uświadom to sobie! Nie jestem podobna do twojego ideału! Nie jestem nią. Jestem Jolie, kimś innym!
Robin pociera skronie palcami.
- Nie chcę się kłócić.
- To dlaczego zaczynasz ten temat? – pytam. – Wiedziałeś, że jestem inna. Jestem trudniejsza. Nie będę uległa, jak ona!
- Widzę…  - mówi cicho. – Postaraj się chociaż uwierzyć, że chcę tylko twojego dobra…
Kręcę głową. Jestem przekonana, że wciska mi kit.
- I całkowitej izolacji od innych mężczyzn, tak? – patrzę na niego tak długo, aż jego usta zaczynają się rozchylać.
- Nie podoba mi się to, ze inni cię dotykają. Nie podoba mi się też to, jak na ciebie patrzą… - mówi.
- I masz zamiar mnie zamknąć w więzieniu z tego powodu? – zaczynam się trząść ze złości – Bo masz problem z kontrolowaniem wszystkiego dookoła?! Zapomnij!
- Jolie…
- Nie! – krzyczę i odwracam się od niego. Łzy ciekną mi po policzkach. Nie mogę być z kimś takim. Nie mogę pozwolić, żeby ktoś mnie kontrolował.
Robin przytrzymuje mnie za ramię. Próbuję się wyrwać ale obejmuje mnie w pasie i przyciąga do siebie.
- Nie wyrywaj się. Zaraz cię puszczę. – mówi miękko – Posłuchaj mnie czasem. Nie chcę cię ograniczać. Chcę twojego dobra, a ty masz tendencję do pchania się w kłopoty. Pozwól sobie pomóc i czasem posłuchaj tego, co mówię. Zrób czasem coś tak, jak ja chcę. Proszę…
- Dlaczego?
- Bo cię o to proszę… Czy na wszystko musisz mieć odpowiedź? – słyszę, że zaczyna się denerwować. Wciąż mocno mnie trzyma.
- Chcesz mnie kontrolować, bo takie masz widzimisię?
Nie odpowiada. Nie widzę co robi, nie widzę jego twarzy bo stoi za mną. Nie wiem co mam o tym myśleć. Przypominają mi się słowa Jill „brak odpowiedzi oznacza odpowiedź twierdzącą”.  Kręcę głową. Nikt nie będzie mnie kontrolował!
- Chyba powinieneś się zastanowić nad swoją ofertą, bo jeśli chcesz, żeby twoja przyszła żona robiła wszystko wedle twojego życzenia, to trafiłeś pod zły adres.

Jego uścisk się rozluźnia. Słyszę jak jego ręce bezwładnie uderzają o uda. Nie odwracam się, żeby na niego spojrzeć. Idę na stołówkę i siadam przy stoliku z Jill, Ianem i Jeleną, która za wszelką cenę stara się zwrócić uwagę Iana na siebie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!