Me

Me

środa, 3 kwietnia 2013

Underground 24

Budzi mnie walenie do drzwi. Słyszę kroki. Zaraz potem krzyk Jill. Podrywam się z łóżka. Do naszej sypialni wpada czterech policjantów. Dwóch łapie Robina, a dwóch mnie.
- Puśćcie ją! – krzyczy Robin i wali pierwszego policjanta pięścią w szczękę.
Krew kapie na podłogę. Robin wyślizguje się z uścisku drugiego, który podbiega do pierwszego, żeby mu pomóc. Szarpię się i krzyczę, ale nie mogę się wyrwać. Jestem za słaba. Nie mam siły ani sprytu Robina.  Przybiega Jill i zaczyna bić i kopać jednego z tych, którzy mnie trzymają. Po chwili jestem wolna, ale przybiega więcej policjantów. Zaczyna się bijatyka. Przybiega Blake i rzuca się w wir walki. Ja nie wiem co mam zrobić, ale po chwili zaczynam pomagać jak mogę. Raz Robinowi, raz Jill, raz Blake’owi. Policjantów jest co raz więcej i nie dajemy rady. Blake leży na wpół przytomny z rozwaloną wargą na podłodze. Jill ma spuchnięte oko. Robin wygląda najgorzej. W końcu wszyscy przestają walczyć. Policjanci zabierają Robina i Jill, wywlekają ich z boksu. Biegnę za nimi.
- Zostawcie ich! – wrzeszczę, ale mnie ignorują.
Nie do końca widzę co się dzieje. Oberwałam parę razy w głowę. Jestem bosa i cały czas mam na sobie piżamę. Nie uczesałam się, więc pewnie moje włosy sterczą we wszystkich kierunkach. Nie powinnam się tym przejmować. Potykam się. Nie wiem o co. Policjanci wchodzą do windy i drzwi się za nimi zamykają. Nie wiem gdzie wysiądą, więc mogę za nimi nie biec. Odwracam się. Widzę Jelenę. Ma bliznę na policzku. Szpeci ją. Podejrzewam, że to efekt napaści Jill. Uśmiecha się złowieszczo.
- Zniszczę ci życie tak jak ty zniszczyłaś moje. – mówi i odchodzi w kierunku boksu Robina.
Nie rozumiem o co jej chodziło.
Wstaję. Nie obchodzi mnie już nic. Drzwi windy otwierają się. Uciekam za róg i chowam się.
Policjanci wywlekają Jill i Robina. Nie pojechali nigdzie, tylko chcieli mnie zmylić. Powoli ruszam z nimi. Wchodzą do gabinetu Jacka. Mogłam się tego spodziewać.
Czekam. Nic nie mogę zrobić. Wiem, że z tego pomieszczenia jest tylko jedno wyjście i będą musieli z niego skorzystać. Wystarczy, że poczekam, a dowiem się co się dzieje. Stoję długo. Jedyne o czym myślę to Robin. Zapominam nawet o Jill, co jest dość dziwne, bo zawsze myślałam o wszystkich.
Drzwi otwierają się i wychodzi Jill. Kiedy skręca za róg widzi mnie i łapie mnie za ramię.
- Nic mu nie zrobią.
Wypuszczam z ulgą powietrze.
- To standardowe przesłuchanie. Jelena poskarżyła się, że ja i Robin urządziliśmy na nią napaść. Jesteśmy wolni dopóki nie złoży oficjalnych zeznań, ale nie wolno nam opuszczać piętra.
Robin wychodzi razem z jednym z policjantów. Podchodzą do nas.
- Nie uciekam – mówi cicho.
- Jak to?
- Zostanę z tobą. Będziemy dalej prowadzić rewolucję. Może nie będę musiał w ogóle schodzić do Beneath. Ani ja ani ty. Ale musimy się ukryć. Idę teraz z Ethanem, pokaże mi gdzie jest najlepsza kryjówka. Poczekaj na mnie w boksie. – całuje mnie krótko i odchodzi.
Idę z Jill do boksu. Jelena mija nas w drzwiach. Wygląda dziwnie. Jest rozczochrana i uśmiechnięta. W ręku trzyma czip z kamery. Podejrzewam, że pochodzi z tej przed drzwiami boksu Robina, bo ona jest rozebrana na części.
Wpadam do boksu. Blake’a ani śladu. Biegnę do jego sypialni. Na ramie łóżka widzę wydrapane słowa. „Wybacz mi. Nie chciałem ci przysporzyć kłopotów. Nie wiedziałem, a ona była tak podobna…”.
Nic nie rozumiem. Nie ma jego plecaka. Nie ma po nim śladu. Uciekł. Nie wiem co zrobił i dlaczego, ale wiem, że uciekł.
Patrzę na Jill. Wzrusza ramionami i bierze plecak. Zakłada go. Ja robię to samo z moim. Podskakuję, kiedy w drzwiach staje policjant.
- Musicie uciekać. – mówi.
Patrzę na niego i nic nie rozumiem.
- Rebeliant? – kiwa głową.
- Robin chciałby, żebym was ostrzegł. – macha ręką, żebyśmy wychodziły. – Zaraz będzie tu policja.
- Dlaczego? – Jill się nie rusza.
- Jelena przyniosła czip z kamery, na którym widać jak twój podopieczny – kiwa na mnie ręką – uprawia z nią seks. Podejrzewam, że podopieczny już zwiał, więc odpowiedzialna będziesz ty.
To o to mu chodziło w tej wiadomości. Łapię się za usta. Jill ciągnie mnie do wyjścia i do windy. Wyciąga rękę w kierunku guzika podziemi, poziomu z którego jest zejście do Beneath, ale powstrzymuję ją. Nie możemy tam zjechać. Winda jeździ tam tylko z Górą, oni znają specjalny kod. Pozostali muszą używać klatki schodowej.
Wciskam guzik na poziom czarnych. Coś mi mówi, że muszę iść do boksu moich rodziców. Poza tym na górze zgubimy pościg. Tam nie będą nas ścigali.
Wysiadamy i pędzimy korytarzem do starego boksu rodziców. Wiem, że jeszcze nikt go nie sprzątał. Posprzątają go dopiero, jak ktoś go będzie przejmował. Popycham drzwi. Są otwarte. Wchodzę, biorę stołek, staję na nim i od razu wyrywam kabel z kamery. Pędzę do swojego pokoju. Czyste ubranie leży i czeka. Jest dla mnie przygotowane, jak zawsze. W salonie jest drugie. Proszę Jill, żeby je założyła a sama wciągam na siebie to, co leży na moim łóżku.
Wracam do salonu. Nie mamy czasu, żeby się umyć, choć bardzo bym tego chciała. Zaczynam się rozglądać. Jill patrzy na mnie jak na wariatkę, ale nic nie mówi. Klękam przy sejfie rodziców. Tylko tam może być coś wartościowego. Nie wiem jaki jest kod, ale jedyne co przychodzi mi na myśl to cyfry z ich kodów identyfikacyjnych 66, 4 i 0. To muszą być one. Nie znam tylko kolejności… Przez chwilę zastanawiam się co mogli wymyślić moi rodzice, ale szybko dochodzę do wniosku, ze to może być tylko kombinacja i zaczyna się od mamy, bo wszyscy wiedzą, że tata zacząłby od siebie. Ręce mi się trzęsą, kiedy wciskam 6 a potem 4, 6 i 0. Piknięcie. Sejf się otwiera. Wyciągam z niego stertę papierów. Część od razu chowam do plecaka, bo wiem, że teraz mi się nie przydadzą. To zapiski mamy. W kupce taty są mapy. Mapy tuneli, które kopał. Przyglądam im się i widzę, że zaznaczył iksem zejście do Beneath. Inne zejście niż to, o którym mówił Robin. Pokazuję to Jill.
- Jesteś pewna, że to właściwa wskazówka? – pyta.
Kiwam głową.
Mam nadzieję, ze uda nam się jeszcze coś wypić, ale słyszę na korytarzu gwizdki i kroki policjantów. Zastanawiam się skąd wiedzieli.
- Kamera u ciebie w pokoju! – krzyczy Jill i dopada drzwi. Wybiega przez nie, a ja za nią. Krzyczę tylko, żeby wiedziała gdzie ma biec.
- Prawo!
Skręcamy w korytarz, który większości wydaje się ślepy, ale ja wiem, że jest przejście kanałem wentylacyjnym. Jill dopada ściany.
- To pułapka! – krzyczy – ślepy zaułek.
Słyszę chichot policjantów. Są niedaleko. Łapię Jill za rękaw i szarpię. Kładzie się na podłodze. Zdejmuję kratkę z szybu wentylacyjnego i gestem pokazuje jej, że ma tam wejść. Ściąga plecak i wsuwa go przed sobą. Szyb jest ciasny. Z wypchanym plecakiem się nie zmieści. Wchodzi głębiej, a ja chowam się za nią. W ostatniej chwili zakładam od wewnątrz kratkę.
 Policjanci właśnie wybiegają zza rogu. Modlę się, żeby nie zauważyli moich palców wystających spomiędzy kratek, kiedy powoli je chowam i cofam się za Jill. Odwracam się do niej i przykładam palec do ust sugerując, że nie powinna się odzywać. Kiwa głową. Macham, żeby cofnęła się dalej. Robi to. Czołgamy się ładnych parę minut, ale wydaje się, że wejście do szybu wciąż jest blisko. Ktoś świeci w niego latarką. Zamieram. Na szczęście snop światła nie dociera do mnie. Serce wali mi jak oszalałe. Mam wrażenie, że szyb potęguje jego dźwięk. Jill łapie mnie za kostkę. Pewnie doszła do rozwidlenia szybu. Pokazuję jej, żeby się cofnęła. Cały czas szłam tyłem. Teraz mogę się obrócić. Robię to i idę pierwsza. Docieram do końca szybu. Rozglądam się ostrożnie. Niewiele widzę przez kratki, ale to musi mi wystarczyć. Wygląda na to, że nikogo tu nie ma. Ostrożnie wysuwam kratkę i wychodzę. Jill za mną. Jesteśmy w pomieszczeniu technicznym. Śmierdzi tu detergentami, ale to najlepsze miejsce. Jesteśmy zaledwie parę metrów od klatki schodowej.
Jill podchodzi do drzwi i naciska klamkę. Kiwa na mnie. Droga wolna. Biegniemy do klatki i wpadamy na nią nawet nie zatrzymując się przy zacierających się drzwiach. Zbiegamy na dół. Zatrzymuję się na poziomie czerwonych, Jill parę stopni niżej.
 - Musimy iść. – mówi.
- Muszę się z nim zobaczyć… muszę mu wyjaśnić. Nie mogę tak po prostu uciec…
- Musisz. – ciągnie mnie za ramię, ale ja nie słucham.
Otwieram drzwi i biegnę korytarzem do jego boksu. Zatrzymuję się w ostatniej chwili. Robin jest na kolanach twarzą w moją stronę. Policjanci trzymają go za ramiona. Serce mi przyspiesza. Patrzę na niego i czekam aż on mnie zobaczy, ale on nie podnosi głowy. Policjanci wykręcają mu ręce. Krzyczy z bólu.
- Gdzie ona jest? – warczy jeden z nich.
- Nie wiem. – jęczy. – Nie mam pojęcia. Zostawiła mnie.
Nie zostawiłam cię, nigdy nie zostawię. Chcę mu to powiedzieć, ale wiem, że nie mogę. Jak on może myśleć, że go zostawiłam po tym wszystkim?
Chce mi się płakać i krzyczeć, ale Jill zatyka mi usta ręką w wciąga mnie za róg. Potykam się i upadam.
- Sprawdźcie to – krzyczy jeden z policjantów.
- Jolie, jeśli to ty, uciekaj! Uciekaj! Nie martw się o mnie. Znajdę cię! – jego głos jest donośny i spokojny.
Słyszę uderzenie. Trzask i jęk bólu Robina. Chcę wracać, ale policjanci biegną już w naszą stronę i Jill ciągnie mnie. Podnoszę się i biegnę z powrotem do klatki schodowej. Zbiegamy w dół i wypadamy na korytarz na poziomie gdzie mają być zejścia do Beneath. Prawie od razu zauważa nas grupa policjantów. Odruchowo biegnę w stronę, którą widziałam na mapie taty. Jill biegnie w przeciwną. Tam, gdzie prowadziły wskazówki Robina.
- Jill! – krzyczę.
- Rozdzielamy się! – odpowiada – Powodzenia!
Widzę jak znika za rogiem. Goni ją czterech policjantów. Trzech kolejnych biegnie za mną. Puszczam się pędem. Plecak podskakuje mi na ramionach uderzając mnie raz po raz w plecy. Butelki z wodą grzechoczą. Wszystko mnie boli. Nie jestem przyzwyczajona do biegania. Skręcam ostro w lewo, a zaraz potem w prawo. Korytarze są tak zbudowane, że łatwo zgubić pościg. Ciągle jakieś rozwidlenia i rozgałęzienia. Robię jeszcze trzy ostre skręty i dopadam do miejsca, w którym tato postawił pierwszy krzyżyk pisząc tam słowo schron. Macam ściany, bo korytarz wygląda na ślepy zaułek. Słyszę za sobą policjantów. W końcu opieram się o ścianę a ona ustępuje. Wciskam się w małą przestrzeń i zasuwam z powrotem prowizoryczne drzwi. Ze zdumieniem stwierdzam, że schron jest oświetlony. Siadam na podłodze i usiłuję uspokoić oddech. Słyszę policjantów jak rozmawiają za ścianą.
- Idziemy po Jacka. Ona musi gdzieś tu być.
Odchodzą. Zauważam długi , metalowy pręt w kącie schronu. Opieram go z jednej strony o drzwi, a z drugiej o załom skalny tak, że teraz z zewnątrz nie da się otworzyć drzwi. Jestem bezpieczna. Wyciągam mapę. Tato napisał, że w schronie trzeba przesiedzieć całą dobę. Czyli muszę trzy razy zgłodnieć i będę mogła wyjść i pobiec do przejścia. Próbuję znaleźć wygodną pozycję, ale nie za bardzo mogę. W końcu podkładam sobie plecak pod głowę i zwijam się w kłębek.
Budzi mnie pukanie. Ktoś wali w ścianę. Słyszę głosy i jęki. Jęki Robina. Serce skacze mi do przełyku, a w gardle formuje się gula. Łapię za pręt i zaczynam się z nim szarpać. Chcę go odsunąć. Chcę wyjść do Robina.
- Jolie, jeśli mnie słyszysz, jeśli tu jesteś, nie wychodź! – wrzeszczy Robin. Słyszę trzask i jęk bólu.
Znowu go biją.
Jestem. Tuż obok ciebie. Jestem i muszę wyjść. Dalej szarpię się z prętem, ale on nie ustępuje. Opadam z sił. Osuwam się na ziemię i ukrywam twarz w dłoniach.
- Jill uciekła! – krzyczy Robin. Znowu dostaje kijem albo czymś.
Niech to się skończy! Niech oni go już nie biją! Nie mogę tego słuchać.
- Jolie. Dam sobie radę. Nie pozwolę, żeby cokolwiek nas rozdzieliło, pamiętasz. Obiecałem ci to… - jego głos jest jak szept, tak znajomy.
Prawie czuję jak jego ramiona zaciskają się na jego talii. Prawie czuję jego usta na swoich.
- Robin – szepczę.
- To nie ma sensu. Zabierzcie go. – głos Jacka jest pusty. - Do więzienia z nim. Może trochę tortur rozwiąże mu język. Słyszę kroki i szuranie. Zapada cisza.
Wsłuchuję się jeszcze jakiś czas, ale nie słyszę nawet najcichszego szmeru. Robię się głodna. Łykam tabletki i wstaję. Nie mogę czekać. Nie umiem. Wyciągam mapę z plecaka i kładę ją na podłodze w schronie. Mnie się już nie przyda, a może Robin ją kiedyś znajdzie. Może…
Ogarnia mnie bezsilność, ale wiem, że muszę być silna. Muszę podjąć decyzję. Albo idę za nim i dam się złapać, albo uciekam.
Nie. Nie mogę uciec. Nie bez niego.
Wstaję i odsuwam pręt. Tym razem idzie mi gładko. Wychodzę ostrożnie na korytarz. Nikogo nie ma. Nic nie słyszę. Drzwi do schronu zamykają się za mną. Powoli idę w stronę rozgałęzienia korytarzy. Powinnam skręcić w lewo, jeśli chcę uciec. W prawo droga prowadzi z powrotem do Underground. Mogę dojść do więzienia i znaleźć Robina. Słyszę rozmowy. Niedobrze, ale już się nie wycofam. Wyglądam ostrożnie. Prawy korytarz jest zablokowany. Na jego końcu stoi trzech policjantów. W lewo droga wolna. Wyglądam jeszcze raz.
- Tam jest! – krzyczy jeden policjant.
Słyszę strzały. Serce podskakuje mi do gardła, kiedy kula odbija się od załomu skalnego tuż obok mojej głowy.
Chcą mnie zabić?
Zamieram. To był błąd. Po chwili słyszę kolejny strzał. Przyciskam się plecami do skały. Kolejny wystrzał. Słyszę kroki.
Teraz albo nigdy.
Puszczam się biegiem. Biegnę zygzakiem. Dokładnie pamiętam drogę, którą tata wyrysował na mapie. Skręcam odruchowo w lewo, w prawo, w lewo, znowu w lewo. Policjanci zbliżają się do mnie. Kule świszczą mi koło głowy. Kolejny wystrzał. Nie zdążam skręcić. Czuję pieczenie w okolicy obojczyka. Przykładam dłoń do ramienia. Jest czerwona od krwi. Opieram się o ścianę i ona robi się czerwona.
Cholera!
Dopadam miejsca, gdzie powinny być drzwi. Pcham je zdrowym ramieniem, żeby nie zostawić śladów krwi. Wpadam do ciemnego pomieszczenia. Opieram się plecami o właz. Znowu widzę pręt. Zapieram go o drzwi i ścianę.
Nie wejdą. Jestem bezpieczna.
Bezpieczna, ale ranna i kompletnie nie mam pojęcia co teraz zrobić. Jestem na siebie wściekła, że nie zabrałam ze sobą apteczki pierwszej pomocy, ale teraz już nic z tym nie zrobię. Osuwam się na ziemię. Nie wiem co z Robinem. Straciłam go. Pewnie go zabiją. Nie ma szans. Jack zwariował. Jestem sama. Robin zginie, najprawdopodobniej już dziś. Ramię mrowi mnie i boli, ale najgorsza jest świadomość, że nigdy już nie zobaczę jego. Blake miał rację. Bez niego nie mam po co żyć. Dotykam ramienia. Szybko tracę krew. Wiem, że zaraz zemdleję.
Ostatnie co pamiętam to jakieś głosy.
- Kolejna?
- Bierzemy ją. Jest ranna.
Ktoś podnosi mnie z ziemi. Tracę przytomność. Jest mi wszystko jedno. Nie ma przy mnie Robina. Mój świat się zawalił… 


KONIEC


Dzięki za to, że byliście ze mną i z Jolie :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!