Budzi mnie walenie do drzwi. Słyszę kroki. Zaraz potem krzyk
Jill. Podrywam się z łóżka. Do naszej sypialni wpada czterech policjantów.
Dwóch łapie Robina, a dwóch mnie.
- Puśćcie ją! – krzyczy Robin i wali pierwszego policjanta
pięścią w szczękę.
Krew kapie na podłogę. Robin wyślizguje się z uścisku
drugiego, który podbiega do pierwszego, żeby mu pomóc. Szarpię się i krzyczę,
ale nie mogę się wyrwać. Jestem za słaba. Nie mam siły ani sprytu Robina. Przybiega Jill i zaczyna bić i kopać jednego
z tych, którzy mnie trzymają. Po chwili jestem wolna, ale przybiega więcej
policjantów. Zaczyna się bijatyka. Przybiega Blake i rzuca się w wir walki. Ja
nie wiem co mam zrobić, ale po chwili zaczynam pomagać jak mogę. Raz Robinowi,
raz Jill, raz Blake’owi. Policjantów jest co raz więcej i nie dajemy rady.
Blake leży na wpół przytomny z rozwaloną wargą na podłodze. Jill ma spuchnięte
oko. Robin wygląda najgorzej. W końcu wszyscy przestają walczyć. Policjanci
zabierają Robina i Jill, wywlekają ich z boksu. Biegnę za nimi.
- Zostawcie ich! – wrzeszczę, ale mnie ignorują.
Nie do końca widzę co się dzieje. Oberwałam parę razy w
głowę. Jestem bosa i cały czas mam na sobie piżamę. Nie uczesałam się, więc
pewnie moje włosy sterczą we wszystkich kierunkach. Nie powinnam się tym
przejmować. Potykam się. Nie wiem o co. Policjanci wchodzą do windy i drzwi się
za nimi zamykają. Nie wiem gdzie wysiądą, więc mogę za nimi nie biec. Odwracam
się. Widzę Jelenę. Ma bliznę na policzku. Szpeci ją. Podejrzewam, że to efekt
napaści Jill. Uśmiecha się złowieszczo.
- Zniszczę ci życie tak jak ty zniszczyłaś moje. – mówi i
odchodzi w kierunku boksu Robina.
Nie rozumiem o co jej chodziło.
Wstaję. Nie obchodzi mnie już nic. Drzwi windy otwierają
się. Uciekam za róg i chowam się.
Policjanci wywlekają Jill i Robina. Nie pojechali nigdzie,
tylko chcieli mnie zmylić. Powoli ruszam z nimi. Wchodzą do gabinetu Jacka. Mogłam
się tego spodziewać.
Czekam. Nic nie mogę zrobić. Wiem, że z tego pomieszczenia
jest tylko jedno wyjście i będą musieli z niego skorzystać. Wystarczy, że
poczekam, a dowiem się co się dzieje. Stoję długo. Jedyne o czym myślę to
Robin. Zapominam nawet o Jill, co jest dość dziwne, bo zawsze myślałam o
wszystkich.
Drzwi otwierają się i wychodzi Jill. Kiedy skręca za róg
widzi mnie i łapie mnie za ramię.
- Nic mu nie zrobią.
Wypuszczam z ulgą powietrze.
- To standardowe przesłuchanie. Jelena poskarżyła się, że ja
i Robin urządziliśmy na nią napaść. Jesteśmy wolni dopóki nie złoży oficjalnych
zeznań, ale nie wolno nam opuszczać piętra.
Robin wychodzi razem z jednym z policjantów. Podchodzą do
nas.
- Nie uciekam – mówi cicho.
- Jak to?
- Zostanę z tobą. Będziemy dalej prowadzić rewolucję. Może
nie będę musiał w ogóle schodzić do Beneath. Ani ja ani ty. Ale musimy się
ukryć. Idę teraz z Ethanem, pokaże mi gdzie jest najlepsza kryjówka. Poczekaj
na mnie w boksie. – całuje mnie krótko i odchodzi.
Idę z Jill do boksu. Jelena mija nas w drzwiach. Wygląda
dziwnie. Jest rozczochrana i uśmiechnięta. W ręku trzyma czip z kamery.
Podejrzewam, że pochodzi z tej przed drzwiami boksu Robina, bo ona jest
rozebrana na części.
Wpadam do boksu. Blake’a ani śladu. Biegnę do jego sypialni. Na ramie łóżka widzę wydrapane słowa. „Wybacz mi. Nie chciałem ci przysporzyć kłopotów. Nie wiedziałem, a ona była tak podobna…”.
Wpadam do boksu. Blake’a ani śladu. Biegnę do jego sypialni. Na ramie łóżka widzę wydrapane słowa. „Wybacz mi. Nie chciałem ci przysporzyć kłopotów. Nie wiedziałem, a ona była tak podobna…”.
Nic nie rozumiem. Nie ma jego plecaka. Nie ma po nim śladu.
Uciekł. Nie wiem co zrobił i dlaczego, ale wiem, że uciekł.
Patrzę na Jill. Wzrusza ramionami i bierze plecak. Zakłada
go. Ja robię to samo z moim. Podskakuję, kiedy w drzwiach staje policjant.
- Musicie uciekać. – mówi.
Patrzę na niego i nic nie rozumiem.
- Rebeliant? – kiwa głową.
- Robin chciałby, żebym was ostrzegł. – macha ręką, żebyśmy
wychodziły. – Zaraz będzie tu policja.
- Dlaczego? – Jill się nie rusza.
- Jelena przyniosła czip z kamery, na którym widać jak twój
podopieczny – kiwa na mnie ręką – uprawia z nią seks. Podejrzewam, że
podopieczny już zwiał, więc odpowiedzialna będziesz ty.
To o to mu chodziło w tej wiadomości. Łapię się za usta.
Jill ciągnie mnie do wyjścia i do windy. Wyciąga rękę w kierunku guzika
podziemi, poziomu z którego jest zejście do Beneath, ale powstrzymuję ją. Nie
możemy tam zjechać. Winda jeździ tam tylko z Górą, oni znają specjalny kod.
Pozostali muszą używać klatki schodowej.
Wciskam guzik na poziom czarnych. Coś mi mówi, że muszę iść
do boksu moich rodziców. Poza tym na górze zgubimy pościg. Tam nie będą nas
ścigali.
Wysiadamy i pędzimy korytarzem do starego boksu rodziców.
Wiem, że jeszcze nikt go nie sprzątał. Posprzątają go dopiero, jak ktoś go
będzie przejmował. Popycham drzwi. Są otwarte. Wchodzę, biorę stołek, staję na
nim i od razu wyrywam kabel z kamery. Pędzę do swojego pokoju. Czyste ubranie
leży i czeka. Jest dla mnie przygotowane, jak zawsze. W salonie jest drugie.
Proszę Jill, żeby je założyła a sama wciągam na siebie to, co leży na moim łóżku.
Wracam do salonu. Nie mamy czasu, żeby się umyć, choć bardzo
bym tego chciała. Zaczynam się rozglądać. Jill patrzy na mnie jak na wariatkę,
ale nic nie mówi. Klękam przy sejfie rodziców. Tylko tam może być coś
wartościowego. Nie wiem jaki jest kod, ale jedyne co przychodzi mi na myśl to
cyfry z ich kodów identyfikacyjnych 66, 4 i 0. To muszą być one. Nie znam tylko
kolejności… Przez chwilę zastanawiam się co mogli wymyślić moi rodzice, ale
szybko dochodzę do wniosku, ze to może być tylko kombinacja i zaczyna się od
mamy, bo wszyscy wiedzą, że tata zacząłby od siebie. Ręce mi się trzęsą, kiedy
wciskam 6 a potem 4, 6 i 0. Piknięcie. Sejf się otwiera. Wyciągam z niego
stertę papierów. Część od razu chowam do plecaka, bo wiem, że teraz mi się nie
przydadzą. To zapiski mamy. W kupce taty są mapy. Mapy tuneli, które kopał.
Przyglądam im się i widzę, że zaznaczył iksem zejście do Beneath. Inne zejście
niż to, o którym mówił Robin. Pokazuję to Jill.
- Jesteś pewna, że to właściwa wskazówka? – pyta.
Kiwam głową.
Mam nadzieję, ze uda nam się jeszcze coś wypić, ale słyszę
na korytarzu gwizdki i kroki policjantów. Zastanawiam się skąd wiedzieli.
- Kamera u ciebie w pokoju! – krzyczy Jill i dopada drzwi.
Wybiega przez nie, a ja za nią. Krzyczę tylko, żeby wiedziała gdzie ma biec.
- Prawo!
Skręcamy w korytarz, który większości wydaje się ślepy, ale
ja wiem, że jest przejście kanałem wentylacyjnym. Jill dopada ściany.
- To pułapka! – krzyczy – ślepy zaułek.
Słyszę chichot policjantów. Są niedaleko. Łapię Jill za
rękaw i szarpię. Kładzie się na podłodze. Zdejmuję kratkę z szybu
wentylacyjnego i gestem pokazuje jej, że ma tam wejść. Ściąga plecak i wsuwa go
przed sobą. Szyb jest ciasny. Z wypchanym plecakiem się nie zmieści. Wchodzi
głębiej, a ja chowam się za nią. W ostatniej chwili zakładam od wewnątrz
kratkę.
Policjanci właśnie
wybiegają zza rogu. Modlę się, żeby nie zauważyli moich palców wystających
spomiędzy kratek, kiedy powoli je chowam i cofam się za Jill. Odwracam się do
niej i przykładam palec do ust sugerując, że nie powinna się odzywać. Kiwa
głową. Macham, żeby cofnęła się dalej. Robi to. Czołgamy się ładnych parę
minut, ale wydaje się, że wejście do szybu wciąż jest blisko. Ktoś świeci w
niego latarką. Zamieram. Na szczęście snop światła nie dociera do mnie. Serce
wali mi jak oszalałe. Mam wrażenie, że szyb potęguje jego dźwięk. Jill łapie
mnie za kostkę. Pewnie doszła do rozwidlenia szybu. Pokazuję jej, żeby się
cofnęła. Cały czas szłam tyłem. Teraz mogę się obrócić. Robię to i idę
pierwsza. Docieram do końca szybu. Rozglądam się ostrożnie. Niewiele widzę
przez kratki, ale to musi mi wystarczyć. Wygląda na to, że nikogo tu nie ma.
Ostrożnie wysuwam kratkę i wychodzę. Jill za mną. Jesteśmy w pomieszczeniu
technicznym. Śmierdzi tu detergentami, ale to najlepsze miejsce. Jesteśmy
zaledwie parę metrów od klatki schodowej.
Jill podchodzi do drzwi i naciska klamkę. Kiwa na mnie.
Droga wolna. Biegniemy do klatki i wpadamy na nią nawet nie zatrzymując się
przy zacierających się drzwiach. Zbiegamy na dół. Zatrzymuję się na poziomie
czerwonych, Jill parę stopni niżej.
- Musimy iść. – mówi.
- Muszę się z nim zobaczyć… muszę mu wyjaśnić. Nie mogę tak
po prostu uciec…
- Musisz. – ciągnie mnie za ramię, ale ja nie słucham.
Otwieram drzwi i biegnę korytarzem do jego boksu. Zatrzymuję
się w ostatniej chwili. Robin jest na kolanach twarzą w moją stronę. Policjanci
trzymają go za ramiona. Serce mi przyspiesza. Patrzę na niego i czekam aż on
mnie zobaczy, ale on nie podnosi głowy. Policjanci wykręcają mu ręce. Krzyczy z
bólu.
- Gdzie ona jest? – warczy jeden z nich.
- Nie wiem. – jęczy. – Nie mam pojęcia. Zostawiła mnie.
Nie zostawiłam cię, nigdy nie zostawię. Chcę mu to
powiedzieć, ale wiem, że nie mogę. Jak on może myśleć, że go zostawiłam po tym
wszystkim?
Chce mi się płakać i krzyczeć, ale Jill zatyka mi usta ręką
w wciąga mnie za róg. Potykam się i upadam.
- Sprawdźcie to – krzyczy jeden z policjantów.
- Jolie, jeśli to ty, uciekaj! Uciekaj! Nie martw się o
mnie. Znajdę cię! – jego głos jest donośny i spokojny.
Słyszę uderzenie. Trzask i jęk bólu Robina. Chcę wracać, ale
policjanci biegną już w naszą stronę i Jill ciągnie mnie. Podnoszę się i biegnę
z powrotem do klatki schodowej. Zbiegamy w dół i wypadamy na korytarz na
poziomie gdzie mają być zejścia do Beneath. Prawie od razu zauważa nas grupa
policjantów. Odruchowo biegnę w stronę, którą widziałam na mapie taty. Jill
biegnie w przeciwną. Tam, gdzie prowadziły wskazówki Robina.
- Jill! – krzyczę.
- Rozdzielamy się! – odpowiada – Powodzenia!
Widzę jak znika za rogiem. Goni ją czterech policjantów.
Trzech kolejnych biegnie za mną. Puszczam się pędem. Plecak podskakuje mi na
ramionach uderzając mnie raz po raz w plecy. Butelki z wodą grzechoczą.
Wszystko mnie boli. Nie jestem przyzwyczajona do biegania. Skręcam ostro w
lewo, a zaraz potem w prawo. Korytarze są tak zbudowane, że łatwo zgubić
pościg. Ciągle jakieś rozwidlenia i rozgałęzienia. Robię jeszcze trzy ostre
skręty i dopadam do miejsca, w którym tato postawił pierwszy krzyżyk pisząc tam
słowo schron. Macam ściany, bo korytarz wygląda na ślepy zaułek. Słyszę za sobą
policjantów. W końcu opieram się o ścianę a ona ustępuje. Wciskam się w małą
przestrzeń i zasuwam z powrotem prowizoryczne drzwi. Ze zdumieniem stwierdzam,
że schron jest oświetlony. Siadam na podłodze i usiłuję uspokoić oddech. Słyszę
policjantów jak rozmawiają za ścianą.
- Idziemy po Jacka. Ona musi gdzieś tu być.
Odchodzą. Zauważam długi , metalowy pręt w kącie schronu.
Opieram go z jednej strony o drzwi, a z drugiej o załom skalny tak, że teraz z zewnątrz
nie da się otworzyć drzwi. Jestem bezpieczna. Wyciągam mapę. Tato napisał, że w
schronie trzeba przesiedzieć całą dobę. Czyli muszę trzy razy zgłodnieć i będę
mogła wyjść i pobiec do przejścia. Próbuję znaleźć wygodną pozycję, ale nie za
bardzo mogę. W końcu podkładam sobie plecak pod głowę i zwijam się w kłębek.
Budzi mnie pukanie. Ktoś wali w ścianę. Słyszę głosy i jęki.
Jęki Robina. Serce skacze mi do przełyku, a w gardle formuje się gula. Łapię za
pręt i zaczynam się z nim szarpać. Chcę go odsunąć. Chcę wyjść do Robina.
- Jolie, jeśli mnie słyszysz, jeśli tu jesteś, nie wychodź!
– wrzeszczy Robin. Słyszę trzask i jęk bólu.
Znowu go biją.
Jestem. Tuż obok ciebie. Jestem i muszę wyjść. Dalej szarpię
się z prętem, ale on nie ustępuje. Opadam z sił. Osuwam się na ziemię i ukrywam
twarz w dłoniach.
- Jill uciekła! – krzyczy Robin. Znowu dostaje kijem albo
czymś.
Niech to się skończy! Niech oni go już nie biją! Nie mogę
tego słuchać.
- Jolie. Dam sobie radę. Nie pozwolę, żeby cokolwiek nas
rozdzieliło, pamiętasz. Obiecałem ci to… - jego głos jest jak szept, tak
znajomy.
Prawie czuję jak jego ramiona zaciskają się na jego talii. Prawie
czuję jego usta na swoich.
- Robin – szepczę.
- To nie ma sensu. Zabierzcie go. – głos Jacka jest pusty. -
Do więzienia z nim. Może trochę tortur rozwiąże mu język. Słyszę kroki i
szuranie. Zapada cisza.
Wsłuchuję się jeszcze jakiś czas, ale nie słyszę nawet
najcichszego szmeru. Robię się głodna. Łykam tabletki i wstaję. Nie mogę
czekać. Nie umiem. Wyciągam mapę z plecaka i kładę ją na podłodze w schronie.
Mnie się już nie przyda, a może Robin ją kiedyś znajdzie. Może…
Ogarnia mnie bezsilność, ale wiem, że muszę być silna. Muszę
podjąć decyzję. Albo idę za nim i dam się złapać, albo uciekam.
Nie. Nie mogę uciec. Nie bez niego.
Wstaję i odsuwam pręt. Tym razem idzie mi gładko. Wychodzę
ostrożnie na korytarz. Nikogo nie ma. Nic nie słyszę. Drzwi do schronu zamykają
się za mną. Powoli idę w stronę rozgałęzienia korytarzy. Powinnam skręcić w
lewo, jeśli chcę uciec. W prawo droga prowadzi z powrotem do Underground. Mogę
dojść do więzienia i znaleźć Robina. Słyszę rozmowy. Niedobrze, ale już się nie
wycofam. Wyglądam ostrożnie. Prawy korytarz jest zablokowany. Na jego końcu
stoi trzech policjantów. W lewo droga wolna. Wyglądam jeszcze raz.
- Tam jest! – krzyczy jeden policjant.
Słyszę strzały. Serce podskakuje mi do gardła, kiedy kula
odbija się od załomu skalnego tuż obok mojej głowy.
Chcą mnie zabić?
Zamieram. To był błąd. Po chwili słyszę kolejny strzał.
Przyciskam się plecami do skały. Kolejny wystrzał. Słyszę kroki.
Teraz albo nigdy.
Puszczam się biegiem. Biegnę zygzakiem. Dokładnie pamiętam
drogę, którą tata wyrysował na mapie. Skręcam odruchowo w lewo, w prawo, w
lewo, znowu w lewo. Policjanci zbliżają się do mnie. Kule świszczą mi koło
głowy. Kolejny wystrzał. Nie zdążam skręcić. Czuję pieczenie w okolicy obojczyka.
Przykładam dłoń do ramienia. Jest czerwona od krwi. Opieram się o ścianę i ona
robi się czerwona.
Cholera!
Dopadam miejsca, gdzie powinny być drzwi. Pcham je zdrowym
ramieniem, żeby nie zostawić śladów krwi. Wpadam do ciemnego pomieszczenia.
Opieram się plecami o właz. Znowu widzę pręt. Zapieram go o drzwi i ścianę.
Nie wejdą. Jestem bezpieczna.
Bezpieczna, ale ranna i kompletnie nie mam pojęcia co teraz
zrobić. Jestem na siebie wściekła, że nie zabrałam ze sobą apteczki pierwszej
pomocy, ale teraz już nic z tym nie zrobię. Osuwam się na ziemię. Nie wiem co z
Robinem. Straciłam go. Pewnie go zabiją. Nie ma szans. Jack zwariował. Jestem
sama. Robin zginie, najprawdopodobniej już dziś. Ramię mrowi mnie i boli, ale
najgorsza jest świadomość, że nigdy już nie zobaczę jego. Blake miał rację. Bez
niego nie mam po co żyć. Dotykam ramienia. Szybko tracę krew. Wiem, że zaraz
zemdleję.
Ostatnie co pamiętam to jakieś głosy.
- Kolejna?
- Bierzemy ją. Jest ranna.
Ktoś podnosi mnie z ziemi. Tracę przytomność. Jest mi
wszystko jedno. Nie ma przy mnie Robina. Mój świat się zawalił…
KONIEC
Dzięki za to, że byliście ze mną i z Jolie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!