Me

Me

czwartek, 4 kwietnia 2013

Beneath 4

Jill z łatwością wyślizguje się z objęć tego, kto ją przyprowadził i biegnie w moim kierunku. Zatrzymuje się w pół drogi i patrzy uważnie na siedzącego obok mnie Scotta. Właściwie to nie patrzy, gapi się z otwartymi ustami. Macham do niej, ale mnie nie zauważa, albo specjalnie mnie ignoruje. Nie rusza się. Zastygła w dziwnej pozycji. Jedną rękę ma wysuniętą do przodu. Jedną nogę ugiętą w kolanie. Jakby ktoś ją zamroził w trakcie biegu. Patrzę na Scotta. Przygląda jej się uważnie, ale nie widzę żadnej emocji na jego twarzy. Musze przerwać to milczenie.
- Znacie się? – pytam cicho tak, żeby tylko on usłyszał.
- Nie jestem pewien – odpowiada.
Ciągnę go za rękaw, żeby mówił dalej.
- Widziałem kiedyś dziewczynę, która przychodziła tu czasem z Underground i zostawiała nam pigułki, którymi was karmią i czasem jedzenie. Dokarmiała nas. Ktoś musiał jej powiedzieć, że z jedzeniem u nas krucho. Wiem, że zawsze zostawiała to wszystko pod drzwiami, od strony Underground. Kiedyś weszła do środka. Akurat wtedy byłem na straży z jednym ze starszych i na nią wpadłem. Chciałem ją zapytać czemu to robi, ale kiedy mnie zobaczyła, uciekła.
- Dlaczego? – pytam
Wzrusza ramionami.
- Chyba się jej nie spodobałem… - mówi cicho.
- To może być Jill? – ciągnę
Kręci głową.
- Nie wiem. Nie pamiętam jak wyglądała.
- Ale to nie ja? – upewniam się.
Uśmiecha się szeroko.
- Nie. Pamiętam ciemne włosy i zielone oczy, więc to może być ona.  – kiwa głową w stronę Jill, która postanowiła się odmrozić i przybrać nieco bardziej naturalną pozę.
Scott patrzy to na mnie, to na nią, aż w końcu zatrzymuje wzrok na mnie na dłużej. Chyba chce mi coś powiedzieć. Gestem wskazuje Jill. Uśmiecham się i kiwam głową.
- Dobrze, dowiem się czy to ona – szepczę.
Kładzie palec na ustach.
- Nie powiem, że ty pamiętasz…  - zaczynam chichotać, nie mogę tego powstrzymać.
Scott marszczy brwi i podnosi się z łóżka.
- To ja już pójdę – odchrząkuje i wychodzi szybko zamykając za sobą drzwi. .
Odprowadzają go zdziwione spojrzenia Adele i Aarona. Jill podbiega do mnie i obejmuje mnie mocno. Krzywię się z bólu.
- Co oni ci zrobili?! – pyta trochę za głośno. Łapię ją za rękę i kiwam uspokajająco głową.
- Oni mnie uratowali. – mówię – To policja mnie postrzeliła. Uspokój się.
- Strzelali do ciebie?
- Jak widać… - wzruszam ramionami.
- Ale…
Przyciągam ją do siebie. Rozluźnia się pod wpływem mojego uścisku. Cieszę się, że udało się jej uciec. Cieszę się, że Robin miał rację, mówiąc, że zwiała. Bardzo się o nią bałam.  Czuję się odpowiedzialna za to, ze policja tak szybko nas wyśledziła. Nie powinnam wychodzić na piętrze czerwonych. Powinnam od razu uciekać. Przez moją głupotę i przez to, ze ryzykowałam, ona mogła zginąć. Oddycham lżej widząc, że jej nic nie jest. Z serca spadł mi wielki ciężar. Polubiłam ją, może nawet pokochałam. Nie jak chłopaka, jak siostrę, której nigdy nie miałam. Mimo, że nie znamy się zbyt długo, doskonale się dogadujemy.
- Nic mi nie będzie.
Czuję pukanie w ramię. Podnoszę wzrok. Adele stoi obok mnie i trzyma Aarona za rękę.
- zaraz ci to usztywnię – mówi do niego po czym zwraca się do mnie – Rozumiem, że się znacie.
Kiwam głową. Pewnie, że się znamy. Razem uciekałyśmy, tylko musiałyśmy się rozdzielić. Może to i dobrze.
Ściskam Jill za ręke. Mam nadzieję, że zrozumie, że ma się nie odzywać. Ja będę mówić.
- Uciekałyśmy razem – mówię cicho. – Jill odciągnęła część policji ode mnie.
Adele przygląda nam się uważnie przez chwilę, ale potem kiwa głową.
- Zostawię was same. Musicie porozmawiać.
Uśmiecham się, kiedy wraz Aaronem i mężczyzną, który znalazł Jill opuszczają pokój.
- Jak udało ci się uciec? – pytam.
Jill zsuwa buty i przesuwa się na środek łóżka. Siada po turecku i prostuje plecy. Patrzę na nią zdziwiona, ale ona tylko szeroko się uśmiecha.
- Najpierw powiedz mi co z tobą?
Wzdycham. Co ze mną? Jak to co ze mną? Nie widać? Jestem w rozsypce. Kompletnej. I nie chodzi mi o aspekt fizyczny. Bolące ramie się zagoi, prędzej czy później. Gorzej z sercem. Co chwilę nawiedzają mnie wizje jak Robin jest katowany przez policjantów, a Jack się temu przygląda. Widzę jego twarz taką, jak zapamiętałam go ostatnio – poobijaną, taką, jak widziałam go na chwilę przed tym, jak Jill pociągnęła mnie i zmusiła do ucieczki. Raz przepełnia mnie żal, bo jestem przekonana, że nigdy więcej go nie zobaczę, a po chwili pojawia się nie wiem skąd nadzieja, że Robin żyje i za wszelką cenę stara się dotrzymać obietnicy, że nie pozwoli, żeby cokolwiek stanęło między nami.
Podnoszę wzrok na Jill.
- W porządku – mówię cicho.
Przygląda mi się przez chwilę a zaraz potem łapie moją rękę i zamyka ją w swoich dłoniach. Uśmiecha się smutno.
- Jolie, nie znamy się długo, ale zdążyłam cię poznać na tyle, żeby wiedzieć, że kłamiesz…
Nie wiem co mnie zdradziło. Może ton głosu albo łzy, które gromadzą się co chwila w kącikach moich oczu. Pozwalam sobie na uwidocznienie emocji, pozwalam łzom płynąć. Chowam twarz w dłoniach. Kręcę głową. Trwa to dłuższą chwilę. Jill nic nie robi. W końcu obejmuje mnie ramieniem i delikatnie przytula.
- Jolie, co jest?
- Robin – chrypię przez ściśnięte gardło. – Jack mówił, że będzie go torturował, żeby zdradził gdzie uciekłam. -Wstrząsa mną szloch. - On nie może tak cierpieć przeze mnie…
 - Och, Jolie…
- Chciałam wyjść i mu pomóc, ale nie mogłam… - mój głos jest słaby i drży – Nie mogłam się wydostać. Nie mogłam temu zapobiec… nie umiałam…
- Jolie, jemu zależało na twoim bezpieczeństwie. – Jill gładzi mnie po włosach tak, jak czasem robił to on.
Łzy ciekną mi po policzkach. Nie mogę tego powstrzymać. Podnoszę wzrok i patrze na nią, ale zamiast jej zielonych oczu widzę zimny błękit, zamiast jej dziewczęcej twarzy, widzę kilkudniowy zarost, zamiast jej włosów, widzę krótsze, choć w podobnym kolorze, zamiast jej niebieskiego uniformu widzę czerwień. Wszystko mi się zlewa.
- A co ze mną? – szepczę – Co mam zrobić jeśli nie wiem co się z nim dzieje? Jak mam żyć ze świadomością, że to moja wina?
- Jolie! – jej głos jest ostry. – To nie była twoja wina. Sam tego chciał, dlatego zaczął rewolucję. Wiedział w co się pakuje, wiedział, że to ryzyko.
- Obiecał mi – łkam – obiecał, że nic mu się nie stanie…
Jill kręci głową.
- Musisz wierzyć, że tak będzie. – ściska moją dłoń – Jedyne co możesz dla niego zrobić, to próbować namówić mieszkańców Beneath do tego, żeby zaatakowali Underground i pomogli rebeliantom. Tylko tyle możesz zrobić.
Przez chwilę patrzę na nią i rozważam jej słowa. Ma rację. Muszę wierzyć, że Robin żyje, że dotrzyma obietnicy, którą mi złożył i wróci do mnie. Oddycham głęboko kilka razy i staram się zapomnieć o wciąż powracającym przeczuciu, że on może już nie żyć, że być może nie mam o co walczyć.
- Powiedz mi co z tobą. – proszę. – Musze się oderwać od myślenia o nim.
Jill uśmiecha się i znów prostuje plecy.
Uciekałam przed nimi dość duży kawałek, ale niestety jestem mało wysportowana, więc szybko zaczęli mnie doganiać. Myślałam, że już po mnie, bo wyciągnęli pałki i zaczęli nimi tłuc po ścianach. Byłam pewna, ze za chwilę mnie złapią i zatłuką na śmierć…
Urywa. Po jej uśmiechu widzę, że robi to specjalnie, żeby zwiększyć dramaturgię. Poruszam się niespokojnie, a jej uśmiech się rozszerza. Chcę przeciągnąć tę ciszę, chce poczekać aż sama zacznie dalej mówić, ale zżera mnie ciekawość i nie wytrzymuję.
- Mów dalej. – warczę – Nie torturuj mnie.
- Chyba to ci pomaga zapomnieć o panu R, czyż nie?
Kiwam niechętnie głową.
- Nagle poczułam jak ktoś mnie łapie w pasie i zatyka usta ręką.
Serce mi przyspiesza.
- I co?
- Wciągnął mnie w załom skalny. Wiedziałam, że to facet, bo był dużo większy ode mnie i umięśniony. Wierzgałam dość długo, a on ciągnął mnie, aż w końcu razem schowaliśmy się w jakimś malutkim schronie, coś jak komórka…
- Tak – przerywam jej – koło mojego wejścia też taki był. To niego nie mogłam się wydostać, kiedy Jack groził Robinowi.  – powstrzymuję łzy, ale z trudem.
Jill milczy. Szturcham ją ramieniem. Uśmiecha się i odzywa w końcu.
- Zaczął mi szeptać do ucha, że mam się nie bać, bo on chce mi pomóc. – ciągnie – Złapałam głęboki oddech i próbowałam się obrócić, ale mi nie pozwolił. Zapytał czy mu ufam. Skinęłam głową. Spytał czy nie będę krzyczeć. Znowu skinęłam. Puścił mnie i odwróciłam się. W końcu mogłam go zobaczyć.
- Kto to był?
Uśmiecha się szeroko.
- Ktoś, kogo najmniej się spodziewałam. W życiu bym nie powiedziała, że akurat on mi pomoże, ale pomógł. Nie uciekł, jak myślałam. Doskonale wiedział co trzeba zrobić. Wiedział, że musimy przeczekać odpowiednio dużo czasu. Siedzieliśmy tam przez dobę i rozmawialiśmy. Trochę o tobie, trochę o Robinie, trochę o nim a trochę o mnie. Bardzo się polubiliśmy. To fajny facet jest w sumie, mimo, ze czasem kompletnie bezmyślny.
Siedzę jak na szpilkach, a ona znowu przerywa. Mam nadzieję, że powie, że to Robin, choć nie wiem jak miałby się tam znaleźć. Czekam w napięciu, a ona przeciąga tę chwilę jak może.
- Jill! – krzyczę w końcu – Mów!
Uśmiecha się szeroko i odsuwa kawałek ode mnie.
- To był Blake.

Opada mi szczęka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!