Me

Me

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Beneath 22

Budzi mnie jakiś dziwny hałas, coś jakby szuranie. Wiem, że Robin leży za mną. Jego ręka spoczywa na mojej talii, moje plecy są przyklejone do jego brzucha. Chyba pierwszy raz śpię tyłem do niego. Nie wiem czy mi się to podoba czy nie. Chyba wolę jednak budzić się przytulona do niego, ale podejrzewam, że niepewność, którą wciąż mam w sobie, powoduje, że automatycznie odwracam się do niego tyłem. Nie chodzi o to, że nie chcę z nim być. Co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości, ale po raz kolejny mam wrażenie, że mnie okłamał. Mówił, że jestem podobna do dziewczyny, którą kiedyś stworzył, a ja widziałam, że nie. To wszystko jest w karcie mojego stworzenia, na odwrocie historii. Nie jestem w ogóle do niej podobna i nie wiem dlaczego on twierdził, że od razu wiedział, że to ja. Nie podoba mi się to, że znowu coś się nie zgadza.. Lubię kiedy wszystko jest na swoim miejscu, bo wtedy mam poczucie stabilizacji i pewności, teraz ono się co raz bardziej rozsypuje. Wzdycham, bo wiem, że w tej chwili i tak nie rozwieję swoich wątpliwości. Postanawiam się skupić na tym, co mnie obudziło, na dziwnym szuraniu, jakby ktoś przechodził tędy, ale nie wiedział zupełnie gdzie się znajduje i szedł po omacku, jak jakiś ślepiec. 
Otwieram oczy i czekam aż wzrok przyzwyczai się do prawie całkowitej ciemności panującej w domu Scotta. Dopiero po dłuższym czasie jestem w stanie rozróżnić postacie. Jill śpi w ciasnych objęciach Scotta. Blake leży rozwalony na swoim łóżku, a jakaś kolejna dziewczyna śpi na samym jego brzegu. Od razu widać różnice w relacjach między Blake’em i anonimową brunetką oraz Jill i Scottem. W jednej widać uczucie, w drugiej całkowitą obojętność.
 Szuranie się powtarza. Wlepiam wzrok w kotarę zasłaniającą wejście. W cienkiej smudze światła z korytarza widzę, że przesuwa się za nią jakiś cień.  Po chwili kotara się porusza i ktoś zagląda do środka. Nie mam  pojęcia kto to, bo jest pod światło, z sylwetki wnioskuję, że to mężczyzna. Chcę się podnieść i zapytać o co chodzi, ale jego spojrzenie koncentruje się na mnie. Nie wiem dlaczego, ale przeraża mnie to. Zamykam oczy i udaję, że śpię. Mam nadzieję, że sobie pójdzie, ale jest inaczej. Wchodzi powoli do jaskini. Mimo zamkniętych oczu wiem, kiedy kotara się za nim zasuwa, bo robi się ciemno. Widzę to przez powieki. Nie otwieram oczu, bo się boję. Słyszę tylko, że się zbliża. Kroki są co raz wyraźniejsze i głośniejsze. Po chwili słyszę jego oddech, a zaraz potem czuję go na swojej twarzy, jest gorący. Serce mi przyspiesza. Uchylam powieki, żeby mu się przyjrzeć, ale mój wzrok znowu musi się przyzwyczaić do ciemności, więc z walącym sercem czekam aż się wyostrzy. Pierwsze co widzę, to strzykawka wypełniona jakimś płynem. Zamieram. Strzykawka zbliża się do mojego ramienia. Nie jestem w stanie skupić się na niczym innym, tylko na niej. Widzę tylko koniuszek igły, który jest co raz bliżej. Wiem, że muszę coś zrobić. Wiem, że powinnam coś zrobić. Zmuszam się do podniesienia wzroku. Musze wiedzieć kto chce mnie zabić.
Skupiam wzrok na jego twarzy. Znam go, znam tę twarz, ale nie mogę uwierzyć, że się tu dostał. Nie mogę uwierzyć, że robi to, co robi. Dlaczego chce mnie zabić?
Podnoszę głowę i dopiero wtedy orientuję się, że to nie mnie chciał ukłuć a Robina. Ściskam mocno jego dłoń. Widzę zdziwienie w jego oczach. Nie spodziewał się, że nie śpię. Próbuje się szarpać.
- Co ty wyprawiasz?! – pytam cicho, ostrym tonem. Nie chcę budzić Robina i innych, więc staram się nie krzyczeć – Co to jest?!
Nie odpowiada, a jego usta wykrzywia złośliwy uśmiech. Wyrywa rękę z mojego uścisku, ale wypuszcza strzykawkę i odwraca się na chwilę, żeby ją znaleźć. Wysuwam się delikatnie z uścisku Robina starając się go nie obudzić. Siadam przed nim i czekam na kolejny ruch intruza. Nie chcę go tu. Nie powinno go tu być, to jeszcze nie czas.
Patrzy na mnie, kiedy ponownie sięga po dłoń Robina chcąc mu zaaplikować świństwo, które przyniósł. Szarpię się z nim przez dłuższą chwilę. Widzę, że jest zdziwiony moją siłą i determinacją. Po chwili zdziwienie przeradza się w strach, a on przenosi wzrok na moją rękę. Igła strzykawki wbiła się delikatnie w moje przedramię. Jest tak ostra i cienka, że nawet tego nie poczułam.
- Cholera! – to przekleństwo to ostatnia rzecz, jaką słyszę. Potem ktoś mnie niesie, biegnie szybko. Ktoś inny krzyczy. Ktoś rozpacza. Boli mnie każdy mięsień, jakby ktoś palił mnie żywym ogniem. Tracę przytomność.
Widzę nieprzeniknioną jasność. Czuję, jakby moje ciało nic nie ważyło, próbuję na siebie spojrzeć, ale nic nie widzę. Wszystko świeci. Nie czuję bólu, nie czuję w zasadzie niczego. Wpadam w panikę. Znów próbuję obejrzeć swoje ręce, ale jakby ich nie było. Nie wiem co się dzieje. Chcę krzyczeć, ale nie słyszę żadnego dźwięku. Otacza mnie jasność i cisza.
Bum! Prąd przepływa przez moje ciało. Coli jak cholera. Czuję pieczenie w okolicy piersi.
Cisza.
Bum! Znowu piecze.
Pik. Cisza. Pik. Cisza. Pik, pik… I tak dalej…
Wszystko mnie boli. Ogarnia mnie ciemność. Ciemność jest lepsza. Ciemność mnie nie przeraża, bo towarzyszy mi od zawsze. Ciemność i ból. Odpływam.
. ..
Budzę się w jasnym pomieszczeniu. Podnoszę głowę i marszczę czoło. Czuję się okropnie, wszystko mnie boli. Próbuję się ruszyć, ale nie mogę. Rozglądam się i wiem, że nie jestem już w Beneath, bo skała na ścianach jest zbyt jasna. Nie wiem jakim cudem, ale znalazłam się w Underground. Nie podoba mi się to. Patrzę na zegar na ścianie i wiem, że jest wcześnie rano. Próbuję sobie przypomnieć jak się tu znalazłam. Powoli wracają do mnie wspomnienia. Strzykawka przeznaczona dla Robina. Przerażenie Iana, kiedy odkrył, że wstrzyknął niewielką ilość substancji mi, a nie jemu. Zastanawiam się co to mogło być, że aż tak się przestraszył.
Drzwi otwierają się. Stoi w nich Ian. Ma nieco dłuższe włosy, niż wtedy, gdy przeprowadzał symulacje niebieskich. Czekoladowe oczy zmieniły się i nie ma w nich ciepła, ale na jego twarzy widzę ulgę. Podchodzi do mnie, siada na łóżku i łapie moją rękę, ale ja tego nie czuję, tylko widzę. Moje serce przyspiesza, a oddech się spłyca. Straciłam czucie w ciele. Mogę tylko poruszać głową. Nie mogę tak żyć, to nie ja!
- Co ci odbiło? – pyta – Mogłaś zginąć!
Nie mam pojęcia o czym mówi. Marszczę czoło i patrzę na niego pytająco.
- To cię mogło zabić! – warczy – Ledwo cię odratowaliśmy!
Patrzę na niego i mrugam mocno oczami, bo czuję, że zachodzą mi mgłą. Zaczyna mi się kręcić w głowie i robi mi się niedobrze. Odwracam głowę w bok i wymiotuję. Po chwili jest lepiej. Patrzę na Iana. Widzę, że ściska moją dłoń. Chcą ją wyrwać z jego rąk, ale nie mogę.
- Jeszcze nie doszłaś do siebie. – gładzi mnie po policzku, ale odwracam głowę.
- Zostaw mnie! – cedzę przez zęby. – Coś ty mi zrobił?
Wzdycha ciężko i podnosi palce do skroni jak Robin, kiedy stara się uspokoić, żeby na mnie nie wrzasnąć.
- Kiedy nadziałaś się na strzykawkę przypadkiem wstrzyknąłem ci odrobinę paraliżującej mięśnie toksyny. Mało brakowało, a umarłabyś.
Kręcę głową. Palce u rąk zaczynają mnie mrowić i już wiem, że wraca mi czucie. Oddycham z ulgą, bo to oznacza, że mam szanse odzyskać kontrolę nad własnym ciałem.
- Dlatego jestem sparaliżowana?! – cedzę przez zęby.
Ian kiwa głową.
- Paraliż to nic. – mówi – Stanęło ci serce. Ledwo udało nam się je uruchomić elektrowstrząsami.
Przypominam sobie jasność którą widziałam, a potem dwa uderzenia w klatkę piersiową jedno po drugim, a potem pikanie pewnie maszyny do badania tętna, jakkolwiek by ona się nie nazywała.
- Dlaczego to zrobiłaś? – pyta Ian, jego głos jest inny niż do tej pory.
- Co?! – warczę.
- Dlaczego się ze mną szarpałaś? – ściąga brwi.
- Bo chciałeś mu coś zrobić. – odpowiadam jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. I dla mnie jest.
- Ale przecież musiałaś wiedzieć, ze to dla ciebie ryzyko… - urywa.
Kiwam głową i patrzę mu w oczy. Kiedy on w końcu zrozumie, że zrobię wszystko, co będę musiała, żeby chronić Robina. Wszystko.
-Dlaczego? – pyta ponownie.
- Bo go kocham, do cholery, nie pojmujesz?! – wrzeszczę – Kocham go! Jego, nie ciebie! I nic tego nie zmieni! – dyszę ciężko. Nie jestem w pełni sił.
Jego twarz tężeje. Siedzi prosto jak struna i machinalnie głaszcze moją rękę. Jeszcze chwila i będę mogła ją wyrwać, mrowienie jest co raz silniejsze.
- Ale obiecałaś mi… - mówi.
- Obiecałam ci, że w środę do ciebie wrócę – przerywam mu  - Nigdy nie obiecałam ci, że będę cię kochać i że zapomnę o nim! Nigdy nie obiecałam, że będę z tobą szczęśliwa i że ty będziesz szczęśliwy ze mną!
- Zobaczymy… - mówi cicho. Brzmi to jak groźba.
Ian odsuwa się ode mnie po czym wstaje i wychodzi. Nie rozumiem o co mu chodzi, ale nie mam zamiaru się tym przejmować. Musze poczekać aż odzyskam władzę w nogach i uciekać. Nie mam zamiaru tu zostawać ani chwili dłużej.
Ktoś wchodzi do mojego pokoju i bierze moje łóżko. To typowe łóżko szpitalne, na kółkach. Wiozą mnie gdzieś. Nie chcę nawet pytać gdzie, bo to nie ma znaczenia. Cokolwiek chcą zrobić i tak ich przed tym nie powstrzymam, bo niby jak, skoro i tak nie mogę się ruszać?
Zamykam oczy i próbuję zebrać myśli, ale jedyne co mam w głowie to Robin, który prawdopodobnie właśnie odchodzi od zmysłów zastanawiając się gdzie jestem. W duchu marzę tylko, żeby sobie nie ubzdurał, że go zostawiłam z własnej woli. Próbuję się zmusić do myślenia o czymś przyjemnym, ale nie mogę. Próbuję sobie przypomnieć reakcje Robina, kiedy mu powiedziałam, że za niego wyjdę, ale mam tylko czarna dziurę w głowie.
Moje łóżko zatrzymuje się. Otwieram oczy i rozglądam się. Czucie  rękach mi wróciło, ale nie chcę tego zdradzać, bo właśnie nade mną pochyla się Ian. Chcę go spoliczkować, ale nie mogę mu pokazać, że odzyskuję sprawność. Boję się, że jeśli będzie o tym wiedział, nie spuści mnie z oka i nie będę miała możliwości ucieczki.
- Pomogę ci usiąść – mówi i nie czekając na odpowiedź bierze mnie pod ramiona i sadza na łóżku. Nie bawi się w podkładanie poduszek pod plecy. Przez chwilę siedzę sztywno, ale Ian zaczyna mi się dziwnie przyglądać i przypominam sobie, że mam nie mieć czucia od barków w dół. Przewracam się na bok. Zaczynają mnie mrowić palce u nóg, więc wiem, że zaraz całkowicie odzyskam kontrolę nad swoim ciałem.
- Chcę ci coś pokazać - mówi Ian i wskazuje mi monitor przede mną.   Dopiero teraz orientuję się, że jestem w dawnym gabinecie Robina, który teraz musi być gabinetem Iana.
-O co ci chodzi? – pytam. Jego zachowanie zaczyna mnie irytować.
Ian sadza mnie ponownie na łóżku i siada obok mnie. Obejmuje mnie ramieniem. Mam ochotę go trzepnąć, ale wiem, że nie mogę się zdradzić, więc zaciskam zęby i znoszę jego zachowanie najspokojniej  jak mogę. Staram się nie ruszać i nie pokazywać jak jestem wściekła. Opieram się o niego całym ciężarem ciała i kładę głowę na jego ramieniu, bo przecież mam mieć bezwładne ciało. To wszystko wydaje mi się takie… Nie wiem, „niewłaściwe” i „nienaturalne” to jedyne słowa, które przychodzą mi na myśl.
- Jak wiesz od jakiegoś czasu urzęduję w tym gabinecie i musiałem zrobić w nim porządki po moim poprzedniku… - urywa i patrzy na mnie.
Krzywię się, ale nic nie mówię.
- Mówiłaś kiedyś, że nie podoba ci się to, że cię podglądałem i do ciebie nie podszedłem, więc spójrz.
Podnoszę wzrok. Na ekranie pojawiam się ja. Mogę mieć kilka lat. Komentarz w tle mówi o Jolie w wieku pięciu lat. Poznaję głos mojej mamy. Następne ujęcie to ja, kiedy idę pierwszy raz do szkoły. Jestem przerażona. Mama coś do mnie mówi, ale kamery nie przenoszą głosu. Tylko na tym filmie jest dograny podkład. Mama opowiada o tym, że byłam zdenerwowana, zupełnie jakby mówiła do kogoś trzeciego, a ja nie mam pojęcia do kogo.
Podnoszę wzrok na Iana.
- Nie rozumiem jaki masz w tym cel… - mówię i patrzę na niego uparcie. – O co chodzi? – Marszczę czoło.
Odwraca moją głowę w stronę ekranu.
- Patrz i słuchaj – mówi.
Następne nagrania to jakieś losowe epizody z mojego życia. Często momenty, kiedy komuś pomagam. Chwila, kiedy poznałam Jelenę, kiedy pomogłam jej gdy inni jej dokuczali. Od tamtego momentu byłyśmy przyjaciółkami. Czuję ukłucie w piersi, bo wiem jak wiele się od tamtej chwili zmieniło. Komentarz w tle jest dialogiem. Kobiecy głos to moja mama, męski jest zniekształcony, ale słyszę w nim nutę, którą znam…
- Ona nie jest taka sama – mówi Abby – Ulepszyłam ją. Złamałam parę zakazów i musisz mi pomóc to zatuszować.
- Dobrze – odpowiada mężczyzna. – Zrobię wszystko.
- Jest inna… - powtarza kobieta.
- Nie jest idealna. – szepcze chłopak – I to czyni ją doskonałą. Spisałaś się Abby.
- Nie wątpię. Zrobiłam to dla ciebie, bo prosiła mnie o to twoja mama, ale ja dalej mam wątpliwości. – mówi – Wiesz, że ona wcale nie musi poczuć tego, co chcesz?
- Wiem – odpowiada. – Wiem… - powtarza bardziej zamyślonym głosem.
- Masz zamiar zrobić coś, żeby to zmienić? – pyta.
- Nie. Nie do momentu, kiedy będę musiał.
Scena znowu się zmienia. Jestem w szkole w dniu symulacji. Poznaję po uczesaniu i po tym co robię. Widzę siebie jak wchodzę na symulacje niebieskich do Iana. Ją jakieś momenty, kiedy widzę nas razem. Widzę, że wyciąga fiolkę z chemią i smaruje nią dłonie. Robią się mokre i lekko różowawe. Spoglądam na niego.
- Przepraszam, Jolie, nie powinienem… - zaczyna.
- Daruj sobie – warczę – Trochę za późno…
Znów patrzę na ekran. Robin i Jack wchodzą do sali. Widzę strach w swoich oczach. Robin trzyma ręce w kieszeniach. Najpierw podchodzi do mnie, a potem ze mną rozmawia. Widzę, że jest wściekły, ale raczej nie na mnie, tylko na Iana.
Ian pochyla się w moją stronę.
- Przyjrzyj się jego dłoniom, kiedy je wyjmie.

Patrzę uważnie. Wiem, że za chwilę złapie mnie za ramiona. Wyciąga ręce z kieszeni i łapie mnie za ramiona. Jego dłonie są mokre i różowe. Serce mi zwalnia i czuję suchość w gardle. Cholera! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!