Budzi mnie jakiś dziwny hałas, coś jakby szuranie. Wiem, że
Robin leży za mną. Jego ręka spoczywa na mojej talii, moje plecy są przyklejone
do jego brzucha. Chyba pierwszy raz śpię tyłem do niego. Nie wiem czy mi się to
podoba czy nie. Chyba wolę jednak budzić się przytulona do niego, ale
podejrzewam, że niepewność, którą wciąż mam w sobie, powoduje, że automatycznie
odwracam się do niego tyłem. Nie chodzi o to, że nie chcę z nim być. Co do tego
nie mam najmniejszych wątpliwości, ale po raz kolejny mam wrażenie, że mnie
okłamał. Mówił, że jestem podobna do dziewczyny, którą kiedyś stworzył, a ja
widziałam, że nie. To wszystko jest w karcie mojego stworzenia, na odwrocie
historii. Nie jestem w ogóle do niej podobna i nie wiem dlaczego on twierdził,
że od razu wiedział, że to ja. Nie podoba mi się to, że znowu coś się nie
zgadza.. Lubię kiedy wszystko jest na swoim miejscu, bo wtedy mam poczucie
stabilizacji i pewności, teraz ono się co raz bardziej rozsypuje. Wzdycham, bo
wiem, że w tej chwili i tak nie rozwieję swoich wątpliwości. Postanawiam się
skupić na tym, co mnie obudziło, na dziwnym szuraniu, jakby ktoś przechodził
tędy, ale nie wiedział zupełnie gdzie się znajduje i szedł po omacku, jak jakiś
ślepiec.
Otwieram oczy i czekam aż wzrok przyzwyczai się do prawie
całkowitej ciemności panującej w domu Scotta. Dopiero po dłuższym czasie jestem
w stanie rozróżnić postacie. Jill śpi w ciasnych objęciach Scotta. Blake leży
rozwalony na swoim łóżku, a jakaś kolejna dziewczyna śpi na samym jego brzegu.
Od razu widać różnice w relacjach między Blake’em i anonimową brunetką oraz
Jill i Scottem. W jednej widać uczucie, w drugiej całkowitą obojętność.
Szuranie się
powtarza. Wlepiam wzrok w kotarę zasłaniającą wejście. W cienkiej smudze
światła z korytarza widzę, że przesuwa się za nią jakiś cień. Po chwili kotara się porusza i ktoś zagląda
do środka. Nie mam pojęcia kto to, bo
jest pod światło, z sylwetki wnioskuję, że to mężczyzna. Chcę się podnieść i
zapytać o co chodzi, ale jego spojrzenie koncentruje się na mnie. Nie wiem
dlaczego, ale przeraża mnie to. Zamykam oczy i udaję, że śpię. Mam nadzieję, że
sobie pójdzie, ale jest inaczej. Wchodzi powoli do jaskini. Mimo zamkniętych
oczu wiem, kiedy kotara się za nim zasuwa, bo robi się ciemno. Widzę to przez
powieki. Nie otwieram oczu, bo się boję. Słyszę tylko, że się zbliża. Kroki są
co raz wyraźniejsze i głośniejsze. Po chwili słyszę jego oddech, a zaraz potem
czuję go na swojej twarzy, jest gorący. Serce mi przyspiesza. Uchylam powieki,
żeby mu się przyjrzeć, ale mój wzrok znowu musi się przyzwyczaić do ciemności,
więc z walącym sercem czekam aż się wyostrzy. Pierwsze co widzę, to strzykawka
wypełniona jakimś płynem. Zamieram. Strzykawka zbliża się do mojego ramienia.
Nie jestem w stanie skupić się na niczym innym, tylko na niej. Widzę tylko
koniuszek igły, który jest co raz bliżej. Wiem, że muszę coś zrobić. Wiem, że
powinnam coś zrobić. Zmuszam się do podniesienia wzroku. Musze wiedzieć kto
chce mnie zabić.
Skupiam wzrok na jego twarzy. Znam go, znam tę twarz, ale
nie mogę uwierzyć, że się tu dostał. Nie mogę uwierzyć, że robi to, co robi.
Dlaczego chce mnie zabić?
Podnoszę głowę i dopiero wtedy orientuję się, że to nie mnie
chciał ukłuć a Robina. Ściskam mocno jego dłoń. Widzę zdziwienie w jego oczach.
Nie spodziewał się, że nie śpię. Próbuje się szarpać.
- Co ty wyprawiasz?! – pytam cicho, ostrym tonem. Nie chcę
budzić Robina i innych, więc staram się nie krzyczeć – Co to jest?!
Nie odpowiada, a jego usta wykrzywia złośliwy uśmiech.
Wyrywa rękę z mojego uścisku, ale wypuszcza strzykawkę i odwraca się na chwilę,
żeby ją znaleźć. Wysuwam się delikatnie z uścisku Robina starając się go nie
obudzić. Siadam przed nim i czekam na kolejny ruch intruza. Nie chcę go tu. Nie
powinno go tu być, to jeszcze nie czas.
Patrzy na mnie, kiedy ponownie sięga po dłoń Robina chcąc mu
zaaplikować świństwo, które przyniósł. Szarpię się z nim przez dłuższą chwilę.
Widzę, że jest zdziwiony moją siłą i determinacją. Po chwili zdziwienie
przeradza się w strach, a on przenosi wzrok na moją rękę. Igła strzykawki wbiła
się delikatnie w moje przedramię. Jest tak ostra i cienka, że nawet tego nie
poczułam.
- Cholera! – to przekleństwo to ostatnia rzecz, jaką słyszę.
Potem ktoś mnie niesie, biegnie szybko. Ktoś inny krzyczy. Ktoś rozpacza. Boli
mnie każdy mięsień, jakby ktoś palił mnie żywym ogniem. Tracę przytomność.
Widzę nieprzeniknioną jasność. Czuję, jakby moje ciało nic
nie ważyło, próbuję na siebie spojrzeć, ale nic nie widzę. Wszystko świeci. Nie
czuję bólu, nie czuję w zasadzie niczego. Wpadam w panikę. Znów próbuję
obejrzeć swoje ręce, ale jakby ich nie było. Nie wiem co się dzieje. Chcę
krzyczeć, ale nie słyszę żadnego dźwięku. Otacza mnie jasność i cisza.
Bum! Prąd przepływa przez moje ciało. Coli jak cholera. Czuję
pieczenie w okolicy piersi.
Cisza.
Bum! Znowu piecze.
Pik. Cisza. Pik. Cisza. Pik, pik… I tak dalej…
Wszystko mnie boli. Ogarnia mnie ciemność. Ciemność jest
lepsza. Ciemność mnie nie przeraża, bo towarzyszy mi od zawsze. Ciemność i ból.
Odpływam.
. ..
Budzę się w jasnym pomieszczeniu. Podnoszę głowę i marszczę
czoło. Czuję się okropnie, wszystko mnie boli. Próbuję się ruszyć, ale nie
mogę. Rozglądam się i wiem, że nie jestem już w Beneath, bo skała na ścianach
jest zbyt jasna. Nie wiem jakim cudem, ale znalazłam się w Underground. Nie
podoba mi się to. Patrzę na zegar na ścianie i wiem, że jest wcześnie rano.
Próbuję sobie przypomnieć jak się tu znalazłam. Powoli wracają do mnie
wspomnienia. Strzykawka przeznaczona dla Robina. Przerażenie Iana, kiedy
odkrył, że wstrzyknął niewielką ilość substancji mi, a nie jemu. Zastanawiam
się co to mogło być, że aż tak się przestraszył.
Drzwi otwierają się. Stoi w nich Ian. Ma nieco dłuższe
włosy, niż wtedy, gdy przeprowadzał symulacje niebieskich. Czekoladowe oczy
zmieniły się i nie ma w nich ciepła, ale na jego twarzy widzę ulgę. Podchodzi
do mnie, siada na łóżku i łapie moją rękę, ale ja tego nie czuję, tylko widzę. Moje
serce przyspiesza, a oddech się spłyca. Straciłam czucie w ciele. Mogę tylko
poruszać głową. Nie mogę tak żyć, to nie ja!
- Co ci odbiło? – pyta – Mogłaś zginąć!
Nie mam pojęcia o czym mówi. Marszczę czoło i patrzę na
niego pytająco.
- To cię mogło zabić! – warczy – Ledwo cię odratowaliśmy!
Patrzę na niego i mrugam mocno oczami, bo czuję, że zachodzą
mi mgłą. Zaczyna mi się kręcić w głowie i robi mi się niedobrze. Odwracam głowę
w bok i wymiotuję. Po chwili jest lepiej. Patrzę na Iana. Widzę, że ściska moją
dłoń. Chcą ją wyrwać z jego rąk, ale nie mogę.
- Jeszcze nie doszłaś do siebie. – gładzi mnie po policzku,
ale odwracam głowę.
- Zostaw mnie! – cedzę przez zęby. – Coś ty mi zrobił?
Wzdycha ciężko i podnosi palce do skroni jak Robin, kiedy
stara się uspokoić, żeby na mnie nie wrzasnąć.
- Kiedy nadziałaś się na strzykawkę przypadkiem wstrzyknąłem
ci odrobinę paraliżującej mięśnie toksyny. Mało brakowało, a umarłabyś.
Kręcę głową. Palce u rąk zaczynają mnie mrowić i już wiem, że
wraca mi czucie. Oddycham z ulgą, bo to oznacza, że mam szanse odzyskać
kontrolę nad własnym ciałem.
- Dlatego jestem sparaliżowana?! – cedzę przez zęby.
Ian kiwa głową.
- Paraliż to nic. – mówi – Stanęło ci serce. Ledwo udało nam
się je uruchomić elektrowstrząsami.
Przypominam sobie jasność którą widziałam, a potem dwa
uderzenia w klatkę piersiową jedno po drugim, a potem pikanie pewnie maszyny do
badania tętna, jakkolwiek by ona się nie nazywała.
- Dlaczego to zrobiłaś? – pyta Ian, jego głos jest inny niż
do tej pory.
- Co?! – warczę.
- Dlaczego się ze mną szarpałaś? – ściąga brwi.
- Bo chciałeś mu coś zrobić. – odpowiadam jakby to była
najoczywistsza rzecz na świecie. I dla mnie jest.
- Ale przecież musiałaś wiedzieć, ze to dla ciebie ryzyko… -
urywa.
Kiwam głową i patrzę mu w oczy. Kiedy on w końcu zrozumie,
że zrobię wszystko, co będę musiała, żeby chronić Robina. Wszystko.
-Dlaczego? – pyta ponownie.
- Bo go kocham, do cholery, nie pojmujesz?! – wrzeszczę –
Kocham go! Jego, nie ciebie! I nic tego nie zmieni! – dyszę ciężko. Nie jestem
w pełni sił.
Jego twarz tężeje. Siedzi prosto jak struna i machinalnie
głaszcze moją rękę. Jeszcze chwila i będę mogła ją wyrwać, mrowienie jest co
raz silniejsze.
- Ale obiecałaś mi… - mówi.
- Obiecałam ci, że w środę do ciebie wrócę – przerywam
mu - Nigdy nie obiecałam ci, że będę cię
kochać i że zapomnę o nim! Nigdy nie obiecałam, że będę z tobą szczęśliwa i że
ty będziesz szczęśliwy ze mną!
- Zobaczymy… - mówi cicho. Brzmi to jak groźba.
Ian odsuwa się ode mnie po czym wstaje i wychodzi. Nie
rozumiem o co mu chodzi, ale nie mam zamiaru się tym przejmować. Musze poczekać
aż odzyskam władzę w nogach i uciekać. Nie mam zamiaru tu zostawać ani chwili
dłużej.
Ktoś wchodzi do mojego pokoju i bierze moje łóżko. To typowe
łóżko szpitalne, na kółkach. Wiozą mnie gdzieś. Nie chcę nawet pytać gdzie, bo
to nie ma znaczenia. Cokolwiek chcą zrobić i tak ich przed tym nie powstrzymam,
bo niby jak, skoro i tak nie mogę się ruszać?
Zamykam oczy i próbuję zebrać myśli, ale jedyne co mam w
głowie to Robin, który prawdopodobnie właśnie odchodzi od zmysłów zastanawiając
się gdzie jestem. W duchu marzę tylko, żeby sobie nie ubzdurał, że go
zostawiłam z własnej woli. Próbuję się zmusić do myślenia o czymś przyjemnym,
ale nie mogę. Próbuję sobie przypomnieć reakcje Robina, kiedy mu powiedziałam,
że za niego wyjdę, ale mam tylko czarna dziurę w głowie.
Moje łóżko zatrzymuje się. Otwieram oczy i rozglądam się.
Czucie rękach mi wróciło, ale nie chcę
tego zdradzać, bo właśnie nade mną pochyla się Ian. Chcę go spoliczkować, ale
nie mogę mu pokazać, że odzyskuję sprawność. Boję się, że jeśli będzie o tym wiedział,
nie spuści mnie z oka i nie będę miała możliwości ucieczki.
- Pomogę ci usiąść – mówi i nie czekając na odpowiedź bierze
mnie pod ramiona i sadza na łóżku. Nie bawi się w podkładanie poduszek pod
plecy. Przez chwilę siedzę sztywno, ale Ian zaczyna mi się dziwnie przyglądać i
przypominam sobie, że mam nie mieć czucia od barków w dół. Przewracam się na
bok. Zaczynają mnie mrowić palce u nóg, więc wiem, że zaraz całkowicie odzyskam
kontrolę nad swoim ciałem.
- Chcę ci coś pokazać - mówi Ian i wskazuje mi monitor
przede mną. Dopiero teraz orientuję się, że jestem w
dawnym gabinecie Robina, który teraz musi być gabinetem Iana.
-O co ci chodzi? – pytam. Jego zachowanie zaczyna mnie
irytować.
Ian sadza mnie ponownie na łóżku i siada obok mnie. Obejmuje
mnie ramieniem. Mam ochotę go trzepnąć, ale wiem, że nie mogę się zdradzić,
więc zaciskam zęby i znoszę jego zachowanie najspokojniej jak mogę. Staram się nie ruszać i nie
pokazywać jak jestem wściekła. Opieram się o niego całym ciężarem ciała i kładę
głowę na jego ramieniu, bo przecież mam mieć bezwładne ciało. To wszystko
wydaje mi się takie… Nie wiem, „niewłaściwe” i „nienaturalne” to jedyne słowa,
które przychodzą mi na myśl.
- Jak wiesz od jakiegoś czasu urzęduję w tym gabinecie i
musiałem zrobić w nim porządki po moim poprzedniku… - urywa i patrzy na mnie.
Krzywię się, ale nic nie mówię.
- Mówiłaś kiedyś, że nie podoba ci się to, że cię
podglądałem i do ciebie nie podszedłem, więc spójrz.
Podnoszę wzrok. Na ekranie pojawiam się ja. Mogę mieć kilka
lat. Komentarz w tle mówi o Jolie w wieku pięciu lat. Poznaję głos mojej mamy.
Następne ujęcie to ja, kiedy idę pierwszy raz do szkoły. Jestem przerażona.
Mama coś do mnie mówi, ale kamery nie przenoszą głosu. Tylko na tym filmie jest
dograny podkład. Mama opowiada o tym, że byłam zdenerwowana, zupełnie jakby
mówiła do kogoś trzeciego, a ja nie mam pojęcia do kogo.
Podnoszę wzrok na Iana.
- Nie rozumiem jaki masz w tym cel… - mówię i patrzę na
niego uparcie. – O co chodzi? – Marszczę czoło.
Odwraca moją głowę w stronę ekranu.
- Patrz i słuchaj – mówi.
Następne nagrania to jakieś losowe epizody z mojego życia.
Często momenty, kiedy komuś pomagam. Chwila, kiedy poznałam Jelenę, kiedy
pomogłam jej gdy inni jej dokuczali. Od tamtego momentu byłyśmy przyjaciółkami.
Czuję ukłucie w piersi, bo wiem jak wiele się od tamtej chwili zmieniło.
Komentarz w tle jest dialogiem. Kobiecy głos to moja mama, męski jest
zniekształcony, ale słyszę w nim nutę, którą znam…
- Ona nie jest taka sama – mówi Abby – Ulepszyłam ją.
Złamałam parę zakazów i musisz mi pomóc to zatuszować.
- Dobrze – odpowiada mężczyzna. – Zrobię wszystko.
- Jest inna… - powtarza kobieta.
- Nie jest idealna. – szepcze chłopak – I to czyni ją
doskonałą. Spisałaś się Abby.
- Nie wątpię. Zrobiłam to dla ciebie, bo prosiła mnie o to
twoja mama, ale ja dalej mam wątpliwości. – mówi – Wiesz, że ona wcale nie musi
poczuć tego, co chcesz?
- Wiem – odpowiada. – Wiem… - powtarza bardziej zamyślonym
głosem.
- Masz zamiar zrobić coś, żeby to zmienić? – pyta.
- Nie. Nie do momentu, kiedy będę musiał.
Scena znowu się zmienia. Jestem w szkole w dniu symulacji.
Poznaję po uczesaniu i po tym co robię. Widzę siebie jak wchodzę na symulacje
niebieskich do Iana. Ją jakieś momenty, kiedy widzę nas razem. Widzę, że
wyciąga fiolkę z chemią i smaruje nią dłonie. Robią się mokre i lekko różowawe.
Spoglądam na niego.
- Przepraszam, Jolie, nie powinienem… - zaczyna.
- Daruj sobie – warczę – Trochę za późno…
Znów patrzę na ekran. Robin i Jack wchodzą do sali. Widzę
strach w swoich oczach. Robin trzyma ręce w kieszeniach. Najpierw podchodzi do
mnie, a potem ze mną rozmawia. Widzę, że jest wściekły, ale raczej nie na mnie,
tylko na Iana.
Ian pochyla się w moją stronę.
- Przyjrzyj się jego dłoniom, kiedy je wyjmie.
Patrzę uważnie. Wiem, że za chwilę złapie mnie za ramiona. Wyciąga
ręce z kieszeni i łapie mnie za ramiona. Jego dłonie są mokre i różowe. Serce
mi zwalnia i czuję suchość w gardle. Cholera!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!