Wyję z bezsilności. W środku, bo na zewnątrz nic nie
słychać. Robin się nie ogląda, ale idzie bardzo powoli, jakby liczył na jakiś
ruch z mojej strony. W końcu znika mi z pola widzenia. Jedyne co mogę zrobić,
to opaść na kolana. Na tyle pozwala mi to coś, co mną staruje.
Klęczę tak dość długo. Nie wiem ile czasu mija. Nie mogę się
ogarnąć i odzyskać kontroli nad własnym ciałem. Jestem wściekła na Iana, choć
nie zrobił nic, czego nie powinnam się po nim spodziewać. To było aż nadto
oczywiste, że jeśli pozwoli mi z nimi zejść,
to będzie próbował jakoś utrzymać nade mną kontrolę, żebym faktycznie
należała do niego, a nie do Robina. Chce się upewnić, że przynajmniej moje
ciało będzie nietknięte, bo wie, że serca nigdy nie zdobędzie. Zastanawiam się
co mogłam zrobić, żeby zapobiec temu co się właśnie dzieje, ale nie mam
pomysłu.
Nie mogę się podnieść. Nie mam nad sobą władzy. Robię jedyną
rzecz, którą mogę, ukrywam twarz w dłoniach i
zaczynam płakać. Czuję jak powoli uwalniam swoją złość. Liczę na to, że
to pomoże. Popijam wodę, chcę wypłukać to świństwo z organizmu, choć nie wiem
czy to możliwe bez antidotum.
Słyszę, że ktoś idzie. Podchodzi do mnie i kładzie mi dłoń
na ramieniu. Nie podnoszę głowy, bo nic
mnie już nie obchodzi. Robin jest przekonany, że mi na nim nie zależy i
odszedł. Nie mam nawet pojęcia gdzie teraz jest.
- Jolie, co się dzieje? – głos Blake’a jest pełen niepokoju.
Kręcę głową. Podnoszę wzrok i patrzę na niego.
- Myślałem, że ci na nim zależy… - urywa. – Wiesz w jakim on
jest stanie?!
Znowu kręcę głową. Nie chcę tego słuchać. Gdybym mogła,
powiedziałabym mu wszystko, zrobiłabym wszystko, żeby został ze mną i żeby nie
myślał, że go nie chcę.
- Jolie! – już nie mówi, krzyczy na mnie, ochrzania mnie,
jest zły, ma rację. – Dałaś mu nadzieję… Co ty w ogóle wyprawiasz?!
Otwieram usta, żeby coś powiedzieć, ale on nie daje mi dojść
do słowa.
- Robin jest załamany! – ciągnie. – Złamałaś mu serce, do
cholery! Jak nie chciałaś się z nim wiązać, to trzeba było się zastanowić zanim
po niego polazłaś!
Zaczynam się trząść, wiem, że ma rację, ale przeraża mnie
to, co mówi. Wielkie łzy spływają mi po policzkach. Twarz Blake’a łagodnieje.
- Jolie, co się dzieje? – pyta.
- Ian – chrypię – pigułki…
Tylko tyle jestem w stanie wydusić z siebie. Na nic więcej
nie pozwala mi ta koszmarna siła, która teraz ma nade mną władzę. Jestem
wściekła, że nie mogę wszystkiego wyjaśnić. Blake rozgląda się, jakby czegoś
szukał i kiwa głową, ale kiedy próbuję podążać za jego wzrokiem łapie mnie za
podbródek i uniemożliwia mi to. Patrzy mi w oczy.
- Chemia? - pyta.
Kiwam głową. Pewnie, że chemia! Naprawdę któryś z was
myślał, że ja tak z własnej woli? Nie jestem taka! Kocham Robina i Blake
powinien to wiedzieć! Marszczę brwi i staram się mu przekazać wszystko, cze
gonie mogę powiedzieć. Nawet nie wiem w jaki sposób chcę mu to przekazać. Chcę
go prosić, żeby powiedział Robinowi, że to nie tak, że przecież nie narażałabym
się i nie szła po niego, gdyby mi na nim nie zależało, że nie pozwoliłabym mu
się rozebrać, gdybym nie chciała z nim być. Chcę, żeby mu powiedział, że
zrobiłabym wszystko, żeby nie działo się to, co właśnie się dzieje, ale nie mam
na to wpływu.
Blake pochyla się w moją stronę.
- Zależy ci na nim? – pyta – Nie mów. Uściśnij moją lewą
dłoń jeśli tak, prawą jeśli nie.
Podaje mi ręce. Ściskam jego lewą dłoń. Mocno, z całej siły.
Uśmiecha się.
- Chcesz się z tego wyplątać? Chcesz odzyskać kontrolę?
Powtarzam to samo. Wbijam mu paznokcie w skórę.
- Nie przesadzaj, wystarczy lekki uścisk, nie musisz mi
łamać kości… - mówi ironicznie.
Śmieję się.
- Jolie, możesz to zwalczyć, właśnie to udowodniłaś. –
szepcze – Jesteś silniejsza od tego świństwa. Uwierz w to.
Kiwam głową i uśmiecham się. Wierzę mu. Blake pomaga mi
wstać.
- To jest jedyny sposób w jaki możecie się komunikować –
mówi, nie patrzy na mnie tylko do tyłu, ponad moim ramieniem. Odwracam się.
Robin stoi kilka kroków za mną. Wygląda strasznie, ma zapuchnięte, przekrwione
oczy. Płakał. Jestem tego pewna. Chcę do niego podejść i jakoś go pocieszyć,
ale znowu nie mogę się ruszyć. Zbieram cała siłę woli i przesuwam nogę do
przodu. Więcej mu nie potrzeba. Podbiega do mnie i przytula mnie mocno. Wciągam
głęboko powietrze. Pachnie nim, pachnie tak, jak go zapamiętałam. Chcę go
objąć, ale nie mogę.
- Mówiłem ci! – Blake uśmiecha się i zbiera do wyjścia –
Musisz bardziej w siebie wierzyć – klepie Robina po ramieniu – Musisz bardziej
wierzyć w nią…
Uśmiecha się i macha nam na dowidzenia.
- Mam nadzieję, że nie będę musiał znów tu wracać…
- Dziękuję – krzyczę za nim. Nie wiem jak udało mi się
wykrztusić te słowa. Gardło mnie teraz
piecze. Wiem, że chemia nie pozwoliłaby mi tego powiedzieć. Zaczynam wierzyć,
że mogę ją zwalczyć. Małymi kroczkami, ale mogę.
- Jolie… - Robin szepcze prosto do mojego ucha – myślałem… -
urywa.
Kręcę głową i ściskam go za prawą rękę.
Nie, nie, nie! Nie chciałam, żebyś odchodził. Nie chciałam,
żebyś pomyślał, że cię nie potrzebuję. Jesteś mi niezbędny. Mam tylko trzy dni.
Trzy dni, żeby ci pokazać, że chcę być z tobą i że nigdy cię nie zapomnę,
nawet, kiedy będę musiała odejść.
Podnosi głowę i patrzy na mnie. Próbuję się uśmiechnąć, ale
nie wiem czy mi wychodzi. Pochyla się w moją stronę i chce mnie pocałować, ale
cofam się. Nie chcę tego, ale coś mnie zmusza. Jestem wściekłą. Znowu to samo.
Muszę to zwalczyć! Muszę! Mam mało czasu, to nie może tak wyglądać.
- Chcesz, żebym cię pocałował? – pyta cicho.
Zwariowałeś? Oczywiście, że chcę! Zawsze chcę! Możesz mnie
całować bez przerwy! Ściskam jego lewą dłoń. Uśmiecha się szeroko i oplata mnie
rękoma w pasie. Przyciąga mnie mocno do siebie. Opieram dłonie na jego piersi i
odpycham go, ale on nie zwraca na to uwagi. Dobrze, że nie zwraca, bo to nie
ja, nie ja go odpycham. Ja chcę go przyciągnąć jak najbliżej do siebie. Pochyla
się i zaczyna mnie całować mocno i brutalnie, jakby chciał coś złamać. Jestem
cała spięta. Chcę tego i powoli czuję jak cudowne uczucie mnie obezwładnia i
zaczyna górować nad niemocą którą czuję. Moje ręce się rozluźniają. Nie mogę w
to uwierzyć. Robin przyciągam nie mocniej do siebie. Moje mięśnie na chwilę się
napinają, ale potem rozluźniam się i odzyskuję powoli kontrolę nad sobą. Oddaję
pocałunek. Słyszę jak mruczy z rozkoszy i rozluźnia uścisk, przesuwa dłonie po
moich plecach, jedną wplata we włosy, drugą obejmuje mnie w talii. Jest cudownie.
Nie mam jeszcze całkowitej władzy nad sobą, ale i tak jest wspaniale. Czuję się bezpieczna w jego objęciach. Nie
chcę, żeby to się skończyło, ale wiem, że musi, bo powinnyśmy chyba oddychać.
Robin odrywa się ode mnie i ciężko dysząc patrzy mi w oczy,
a ja ku swojej rozpaczy czuję, że obezwładniające uczucie ogarnia mnie
ponownie. Szybko łapię jego dłonie. Patrzy na mnie zdziwiony.
- Znowu? – pyta.
Ściskam jego lewą dłoń, to jedyny sposób, jaki znam, żeby mu
powiedzieć, że chcę tego tak samo jak on, albo i bardziej.
- Chcesz isć gdzieś indziej?
Nie chcę, zaciskam palce na jego prawej ręce. Patrzę mu w
oczy, nie odwracam wzroku, choć wymaga to ode mnie ogromnego wysiłku.
Zaczynam się trząść. Jest mi zimno. Nie wytarłam się jeszcze
po wyjściu z wody. Robin chyba to zauważa.
- Wytrę cię, dobrze?
W odpowiedzi ściskam jego lewą dłoń. Rozwiązuje mój ręcznik
i przez chwilę mi się przygląda. Jego usta rozciągają się w przepięknym
uśmiechu. Całuje mnie w policzek i otula mnie całą ręcznikiem. Zaczyna pocierać
energicznie moje ramiona i całe ciało. Rozgrzewa mnie, to cudowne uczucie. Na
koniec owija mnie w całości i zaczyna się rozglądać.
- Wzięłaś swoje ubranie? – pyta.
Łapię go za prawe ramię, a on bez słowa zdejmuje przez głowę
koszulę i podaje mi ją. Przyciskam ją do
twarzy, pachnie jak on. Zakładam ją na siebie. Sięga mi do połowy uda. Ma za długie rękawy. Robin je podwija, kiedy
skończy pochylam się i zdejmuję mokre majtki. Rzucam je w kąt. Widzę, że Robin
podąża za nimi wzrokiem a potem spogląda na mnie. Patrzy na mnie gorącym
wzrokiem. Uśmiecham się lekko. Przyciąga mnie do siebie, odgarnia moje włosy do
tyłu i całuje w szyję.
- Jolie, jesteś wspaniała, piękna, cudowna…
Ściskam jego prawy bark.
- Nie zaprzeczaj. Jesteś cudowna, uratowałaś mnie… – głaszcze
wierzchem dłoni mój policzek i pochyla się w moją stronę. – Nie wiem czy
potrafiłbym żyć bez ciebie...
Serce wali mi jak oszalałe. To jedyny moment, kiedy powinnam
mu to powiedzieć. Idealny moment, żeby mu powiedzieć, że czuję to samo. Czuję
to znacznie mocniej niż sama przypuszczałam. Patrzę mu w oczy i otwieram usta,
ale nie mogę nic powiedzieć, bo coś mnie powstrzymuje. Próbuję kilka razy, ale
żaden dźwięk nie wydostaje się z moich ust. Ściskam go mocno za oba ramiona.
- Nic nie mów… - prosi cicho i bierze mnie za rękę ciągnąc
gdzieś w bok.
Moje ubranie leży porozrzucane na brzegu, właśnie wchodzą
ludzie, żeby się wykąpać i rozglądają się, chyba w poszukiwaniu sprawcy tego
bałaganu. W ostatniej chwili Robin wciąga mnie za załom skalny i siada na ziemi
pociągając mnie za sobą tak, że ląduję na jego kolanach. Obejmuje mnie mocno,
jakby się bał, że zaraz mu ucieknę. Kładę mu ręce na ramionach, żeby móc się z
nim komunikować, ale on zdejmuje je i zamyka w swoich dłoniach. Próbuję się
wyrwać, bo chcę móc z nim rozmawiać, ale on ściska mnie lekko i uśmiecha się.
- Ja będę mówił… - szepcze – ty słuchaj…
Mrugam mocno oczami. Brzmi poważnie. Twarz ma skupioną, brwi
ściągnięte. Patrzy się prosto w moje oczy. Nie wiem czego się spodziewać, bo
nigdy się tak nie zachowywał.
- Jolie – jego głos jest głęboki, niski, zmysłowy… nie wiem
jaki jeszcze, ale wszystko w brzuchu kurczy mi się i rozkurcza na dźwięk jego
głosu.
- Było mi bardzo ciężko przez ten cały czas, kiedy byłaś e
Beneath, a ja na górze, w Underground. – ściska moje dłonie – Nie dlatego, że
coś się ze mną działo, ale dlatego, że nie wiedziałem co się dzieje z
tobą… - urywa. Rozpina kilka guzików
swojej koszuli i odsłania mój lewy bark. Dotyka blizny po postrzale.
- To moja wina… - mówi.
Chcę zaprzeczyć, chcę pokręcić głową, krzyczeć, że nie, że
to nie jest niczyja wina, ale nie mogę. Chemia Iana doprowadzi mnie do obłędu!
Nie wiem jak to zrobił, że działa tylko na mnie. Musiał zatruć wszystkie
pigułki, przecież nie wiedział którą wezmę. Rozważam to przez chwilę, ale Robin
szybko wyrywa mnie z zamyślenia.
- Chodziły słuchy, że zostałaś postrzelona. Niektórzy
mówili, że śmiertelnie, inni, że nie. – wzdycha - Nie wiedziałem w co wierzyć.
Nadzieja na zmianę pojawiała się i gasła. Każdego dnia martwiłem się o ciebie i
zastanawiałem się czy mam jeszcze o co walczyć…
Znowu urywa. Pochylam się w jego stronę. Chcę go pocałować,
ale odbijam się od jakiejś niewidzialnej ściany. Robin uśmiecha się lekko,
kładzie dłoń na mojej szyi, przyciąga mnie do siebie i całuje.
- Bez ciebie moje życie nie ma sensu… - szepcze. Jego dłonie
przesuwają się po moich ramionach w górę i w dół.
Nie, proszę, tylko nie to. Nie mów mi tego teraz. Nie mogę
tego słuchać, nie powinnam tego wiedzieć. Nie mogę z tobą zostać, obiecałam…
Nie utrudniaj mi tego, proszę…
Nic nie mówię. Nie chcę nic mówić, nie wiem nawet czy to by
było możliwe jeśli bym chciała. Nie obchodzi mnie to teraz. Patrzę na niego i
słucham.
- Jolie, jesteś dla mnie najważniejsza. Bez ciebie nic nie
ma znaczenia. – marszczy brwi – Zrozumiałem to kiedy myślałem, że cię
straciłem.
Jego słowa są jak cudowne lekarstwo po tym jak myślałam, że
go straciłam i że mnie nie poznaje i że nigdy nie będzie tak dawniej. Chcę,
żeby mówił, żeby ciągnął tę litanię, ale też nie chcę. Nie chcę, bo z każdą
sekundą co raz trudniej mi się pogodzić z myślą, że niedługo będę musiała bo
zostawić i odejść do kogoś, kogo nawet nie lubię. Łzy stają mi w oczach.
- Nie płacz – całuje mnie w każdy policzek wargami ścierając
łzy.
Mrugam mocno, żeby przestać. Kładę mu dłonie na ramionach,
bo strasznie mi się trzęsą i chcę się jakoś uspokoić. Nie zabrania mi tego tym
razem. Podnosi na mnie wzrok i patrzy mi w oczy. Nie wiem co widzę w jego
oczach, ale podoba mi się to. Nawet mój tata nie patrzył tak na mamę.
Nigdy.
- Jolie – przełyka nerwowo ślinę – wiem, że powinienem ci
dać więcej czasu, ale okoliczności się zmieniły i nie wiem jak dużo czasu nam
zostało… - urywa.
Moje serce przyspiesza wstrzymuję oddech.
- Jolie, uczyń mi ten zaszczyt…– wyrzuca te słowa jednym
tchem jakby się bał, że w połowie ugrzęzną mu w gardle i nie będzie w stanie
skończyć. – Zostań moją żoną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!